Surowcowy chaos

Ostatnio ukazała się opinia Biura Analiz Sejmowych dotycząca oceny projektu ustawy „Prawo geologiczne i górnicze” (Pgg) – druk sejmowy nr 1696. Trzeba zauważyć, że specjalistyczne opinie dotyczące zawiłych procedur prawnych nie wzbudzają na ogół zainteresowania mediów i opinii publicznej. Być może tym razem będzie inaczej. Od roku tocząca się debata nad nowym projektem tego prawa staje się coraz bardziej pojedynkiem administracji rządowej usiłującej wszystko zdefiniować, opisać, podporządkować i kontrolować ze zdrowym rozsądkiem, umiarem, zwięzłością i koniecznością. Każdy tego rodzaju projekt ma swoje umocowania polityczne i stojącą za nim większość dążącą do jego uchwalenia lub odrzucenia. Ze względu na merytoryczny, zawodowy i specjalistyczny charakter tego prawa nadawanie mu znaczenia politycznego wielce szkodzi polskiemu górnictwu, geologii i całemu przemysłowi wydobywczemu, który póki co jest jeszcze jednym z najważniejszych filarów gospodarki państwa. Wydaje się, że odejście w tej sprawie od zasady pokonania rządu przez opozycję i odwrotnie, na rzecz merytorycznych i korzystnych ustaleń, będzie dowodem dojrzałości polskich elit politycznych.

Proces legislacyjny
Dokument Pgg w obecnym brzmieniu został przedłożony Sejmowi w dniu 17. 12. 2008 r. Ponad trzy miesiące później w dniu 6 marca br. odbyło się jego pierwsze czytanie, którego nawet nie dokończono, gdyż został zgłoszony wniosek o jego odrzucenie w całości. Na następnym posiedzeniu Sejmu wniosek ten był głosowany. Za jego przyjęciem, czyli odrzuceniem projektowanej ustawy opowiedziało się 157 głosów, a 266 było temu przeciwnych, 6 osób wstrzymało się od głosu. W tej sytuacji dalsze prace nad ta ustawą skierowano do Komisji Gospodarki, Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych oraz Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej. Dla rozpatrzenia tego projektu powołano komisję nadzwyczajną pod przewodnictwem posła J. Rzemełki (PO). Komisja ta odbyła już kilka posiedzeń i rozpatrzyła kilkanaście pierwszych artykułów proponowanego projektu Pgg. Ponieważ projekt liczy sobie 218 artykułów oraz kilka razy tyle załączników komisję czeka długa i żmudna nad nim praca i jest mało prawdopodobne aby proces legislacyjny został zakończony jeszcze w tym roku.

Opinia
Biuro Analiz Sejmowych zleciło opracowanie opinii na temat Pgg prof. dr hab. Mariuszowi Orionowi Jędryskowi z Instytutu Nauk Geologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego, który w poprzednim rządzie pełnił funkcję Wiceministra Środowiska i stanowisko Głównego Geologa Kraju. Profesor ten nie jest związany z żadną opcją polityczną i można powiedzieć, że to politycy konstruujący poprzedni rząd zabiegali o jego fachowy w nim udział, a nie odwrotnie. Brak wszelkich pod tym względem uzależnień politycznych czyni jego opinię bardziej wiarygodną i rzeczową. Omawiany dokument posiada wiele wątków, stwierdzeń i propozycji i w krótkim tekście trudno je nawet streścić, dlatego zasygnalizuję tylko najważniejsze ustalenia tej opinii.

Uwagi ogólne
Jak już na wstępie pisze autor tej opinii w obecnym brzmieniu Pgg w przedłożonej „...wersji myśli przewodniej i brzmień artykułów, pojawiają się nieprzemyślane definicje, szkodliwe dla interesu narodowego rozwiązania, regulacje dyskryminujące niektórych przedsiębiorców, zbyt szczegółowe zapisy, powtórzenia, a nawet błędy mogące powodować poważne konsekwencje karne i skarbowe”. Jej autor zwraca też uwagę na brak w tego rodzaju dokumencie równowagi i symetrii w rozróżnieniu tego, co jest mniej ważne, a co bardziej istotne. Braku kryteriów dla tego, co należy definiować, a co pozostawić zdrowemu rozsądkowi. Akty wykonawcze wtłoczono do projektu ustawy, w wyniku czego dokument ten liczy ok. 1200 stron! W przedłożonym projekcie ustawy pominięto przygotowany przez poprzedni rząd projekt powołania służby geologicznej. Polska jest jedynym krajem w UE, który nie posiada takiej służby mimo, że gospodarka polska opiera się na eksploatacji surowców. Krytycznie ocenia on wyłączenie spod prawa Pgg tak ważnego surowca, jakim są najbardziej czyste i poszukiwane dla celów pitnych wody podziemne. Tu wystarczy tylko wspomnieć, że wielu krajach w tym również europejskich są one poszukiwane i jak wszystkie inne surowce są one również przedmiotem eksportu i importu. Brak ustaleń prawnych dla popularnego w tej chwili w UE i w Polsce lokowania w strukturach geologicznych CO2. z zachowaniem warunków jego kontroli i bezpieczeństwa, to jedna z podstawowych słabości tego projektu. Autor opinii uważa, że częste powoływanie się na inne przepisy bez ich precyzowania Pgg sprowadza do roli „matriks wypełniającego przestrzenie wielu regulacji prawnych bez własnej roli i pozycji. Tak nie powinno się traktować zapisów, które dotyczą, księgowo i strategicznie rzecz ujmując największego i nieodnawialnego skarbu narodowego jakimi są struktury geologiczne w tym złoża kopalin”.

Potrzeby własne
Artykuł 4 projektu Pgg mówi o możliwości wydobywania kruszywa (piasków i żwirów) na własne potrzeby pod warunkiem wydobycia rocznego do 10 m³. Jak pisze autor opinii jest to faktyczna legalizacja dewastacji środowiska. Zapis ten umożliwia tzw. dziką eksploatację, bo kto sprawdzi i na jakiej podstawie ile surowca faktycznie wydobyto, kiedy nie prowadzi się żadnej ewidencji. Już dziś Polska traci na tym procederze ok. 1 mld zł. Jego zalegalizowanie uczyni tego rodzaju eksploatację czymś bardzo powszechnym, co spowoduje upadek wielu istniejących piaskowni i żwirowni, które nie będą mogły konkurować z legalnym wydobyciem bez wszelkich opłat podatkowych, złożowych, dokumentacyjnych, obsługi geologicznej, mierniczej i górniczej. Podobnych kwestii jest tu znacznie więcej, które przyczyniają się do dezorganizacji rynku kruszyw budowlanych.

Definicje
Z natury rzeczy definicje winne być precyzyjne w podręcznikach, a już szczególnie w prawie, które na tej podstawie podejmuje działania gospodarcze, a także karne względem obywateli. Przykładem jest zawarta w art. 6 definicja kopaliny wydobytej, jako „odłączonej od złoża”. Co zrobić z taką kopaliną, która np. odłączona jest od złoża w sposób naturalny np. przez uskok. Jak interpretować „odłączenie od złoża” kopalin płynnych i gazowych? Czy nadal jest ona kopaliną, kiedy jest zatłaczana do innego złoża? Na tym tle autor formułuje trafną propozycje, aby nie definiować rzeczy oczywistych. Pozostawiając je zdrowemu rozsądkowi, ewentualnie ocenie ekspertów, literatury zawodowej i praktyki w tym zakresie, która liczy sobie setki, a nawet tysiące lat doświadczeń w tym zakresie. Równie nieprecyzyjnie podana jest w tym samym artykule definicja złoża, która mówi o możliwości „przyniesienia korzyści gospodarczej”. Tymczasem o złożu można mówić dopiero wtedy, kiedy jest ono udokumentowane, o czym prawo nic nie wspomina. Na tym tle autor proponuje odejść od definiowania w prawie powszechnie znanych i używanych pojęć w literaturze przedmiotu, słusznie zauważając, że sprecyzowane przez naukę terminy są znacznie starsze od Pgg, które usiłuje je sztucznie dostosować do swoich potrzeb, co stwarza tylko dodatkowe kłopoty interpretacyjne i skutkuje sporami, w których o definicjach naukowych rozstrzygać będą najmniej do tego powołane sądy powszechne.

Własność złoża
W art. 10 nieprecyzyjnie określono własność złoża. Tę własność zastrzeżono dla Skarbu Państwa tylko i wyłącznie w stosunku do najważniejszych kopalin o strategicznym znaczeniu dla jego gospodarki. Są to złoża węglowodorów, węgla kamiennego, metanu występującego jako kopalina towarzysząca, węgla brunatnego, rud metali z wyjątkiem darniowych rud żelaza, metali w stanie rodzimym, rud pierwiastków promieniotwórczych, siarki rodzimej, soli kamiennej, soli potasowej, gipsu i anhydrytu, kamieni szlachetnych, bez względu na miejsce ich występowania, są objęte własnością górniczą. Do kategorii tej zaliczono także złoża wód leczniczych, wód termalnych i solanek. W ten sposób występujące w przyrodzie naturalne złoża sztucznie podzielono według ich aktualnie uzasadnionej przydatności dla potrzeb państwa. Pozostałe złoża są już własnością gruntową, czyli prywatną i mogą być sprzedane komukolwiek bez żadnej w tej sprawie interwencji państwa. Czy jednak nie powinno się taktować wszystkich złóż bez względu na ich aktualne znaczenie jednolicie? Czy każdorazowe zmiany znaczenia jakiejś kopaliny w świecie i w kraju muszą skutkować nowelizacją tego prawa? Wszak prawo winno być w miarę możliwości uniwersalne, a tak w tym wypadku nie jest.

Potrzeba przeredagowania
W końcowej części wniosków autor stwierdza, że przedłożony projekt Pgg, nie zasługuje na jego uchwalenie bez niezbędnego i gruntownego jego przeredagowania. Pod względem merytorycznym reprezentuje on bardzo niski poziom. Wynika to z rezygnacji obecnego Ministra Środowiska z organów doradczych takich jak np. Rada Górnicza. Obecny projekt Pgg autor tej opinii uważa za nadmiernie i niesymetrycznie rozbudowany, który będzie powodował nieodwracalne straty Skarbu Państwa. Proponowane prawo Pgg nie wykazuje dbałości o interes narodowy i brak mu nowoczesnych rozwiązań jakie są wprowadzone w życie w UE i w najbardziej rozwiniętych krajach na świecie. Zasygnalizowana tutaj druzgocąca dla projektu nowego Pgg opinia zostanie zapewne zauważona zarówno przez specjalistów w tej dziedzinie, jak i polityków, którzy w naszym wspólnym i swoim własnym też interesie winni z niej skorzystać.
Adam Maksymowicz

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

@Autor

Nie znam się, ale przeczytałem z zainteresowaniem opinię profesjonalisty. Może tylko zechciałby mi Pan lepiej wytlumaczyć, czy rzeczywiście państwo powinno “jednolicie” traktować wszystkie kopaliny – czyli w taki sam posób regulować procedury bo ja wiem – na wydobycie rud miedzi i… wydobycie piasku?

Pytam – bo jakoś tak zrozumiałem to, co napisał Pan o własności złoża a jak dla mnie, to jak ktoś sobie piasek kopie ze skarpy, to powinien mieć na to jakieś najprostsze pozwolenie z urzędu gminy i ewentualnie konserwatora przyrody, lecz kopalnia miedzi, to nieco inny jest już biznes i w jakości i w skali… Obawiam się, że ujednolicenie wszystkiego spowodowałoby jakis paraliż...

Poza tym – typowo polska indolencja i niefrasobliwość... Wkurza mnie to, bo u nas po prostu brakuje elementarnej kultury administracyjnej – a tworzenie prawa (tutaj przywołam, jak za naiwność napomniał mnie Referent Bulzacki) woła o pomstę do nieba…

Pozdrawiam,
ZS


Kultura administracji

Wszystkie kopaliny są naturalne i to co naturalnie się nie dzieli, niech tak zostanie. Prawo ma szanować naturę, a nie ją poprawiać i udziwniać. Np. woda pitna spełnie wszystkie elmenty przyrodnicze kopaliny, a prawo tylko i wyłącznie w stosunku do niej twierdzi, że nie jest kopaliną. Zapytałem tych prawodawców dlaczego nie wymienili kilka milionów innych podmiotów, które rzeczywiście nie są kopalinami, bo np. ktoś mógłby nie wiedzieć, że krowa nie jest kopaliną itp. itd. To jest manipulowanie prawne przyrodą. To jest ten bardzo trafnie przez Pana zauważony brak kultury administracji. W tym jednolitym traktowaniu kopalin chodzi o pojęcia, a nie o techniczne warunki ich wydobycia. Tak samo jak krytycznie oceniam próby wswzystkiego definiowania w prawie. Ze swojej strony zauważyłem, że tabliczka mnożenia jest nielegalnie nauczana, bo żaden akt prawny nie wprowadził jej w życie. Czy Pan sobie wyobraża debatę sejmową nad tabliczką mnożenia, gdzie np. opozycja będzie budować większość parlamentarną dla przyjęcia, że dwa razy dwa jest pięć. Takie natomiast praktyki uprawia się w stosunku do nauk przyrodniczych, które nie powinne być przedmiotem debaty sejmowej chyba, ze ten sejm nie ma co do roboty i po prostu z nudów…itp. Definicja, co to jest złoże należy nie do prawa, ale do Akademii Górniczo – Hutniczej, podobnie zasobów i innych pojęć naukowych. Proszę sobie wyobrazic, że w prawie tym nawet zdefiniowano i opisano, jak ma wyglądac toaleta górnicza i sejm ma to zaklepać. A jak opozycji nie spodoba się sedes i uzyska w tej sprawie większość parlamentarną to rząd może upaść i będą nowe wybory. Istny obłęd.
Pozdrawiam


@Podróżny

Pozwolę sobie jedynie zauważyć, że jednak wchodzi Pan w dość śliski temat. Prawo ma swoje dobre powody do tworzenia definicji, które niekoniecznie pokrywają się z tym, co mają na dany temat do powiedzenia nauki techniczne. Zwróci Pan na przykład uwagę na taka prozaiczną kwestię jak transport.

Zgodzi się Pan, że podział pojazdów ze względu na pojemność skokową silnika nie za bardzo ma dziś jakiś związek z ich osiągami i w ogóle – dla inżyniera nie jest to kryterium istotne. A tymczasem w prawodastwie okazuje się być kluczowym dla wyznaczania podatków odprowadzanych od pojazdu.

Podobnych urzędniczych podziałów i definicji – pozostających w ścisłym związku z otoczeniem prawnym, lecz bez specjalnego powiązania z otoczeniem przyrodniczym jest całkiem wiele – ot proszę dla przykładu obowiązująca w naszym prawie definicja lasu:

Lasem w rozumieniu ustawy jest grunt:

1) o zwartej powierzchni co najmniej 0,10 ha, pokryty roślinnością leśną (uprawami leśnymi) – drzewami i krzewami oraz runem leśnym – lub przejściowo jej pozbawiony:

a) przeznaczony do produkcji leśnej lub

b) stanowiący rezerwat przyrody lub wchodzący w skład parku narodowego albo

c) wpisany do rejestru zabytków;

A tymczasem wg definicji “naukowej” autorstwa prof. J. J. Karpińskiego:

Las, to dynamiczny twór przyrody, w którym są zespolone w niepodzielną całość układem zależności, powiązań i wzajemnych wpływów: określona roślinność z przeważającym udziałem form drzewiastych, związanych z nim zwierzętami oraz wykorzystywane przez rośliny i zwierzęta podłoże geologiczne, gleba, woda i klimat.

Jak sam pan widzi – w rozumieniu prawa, las jest to w zasadzie to, co zostało uznane za las i gdzieś jako las figuruje. Ustawodawca nie próbuje dochodzić jakiś szczegółowych cech lasu – słusznie pozostawiając to zwyczajowi – i stawia właściwie jeden tylko wymóg – minimalnej powierzchni, jaką las musi zajmować, żeby w definicji tej się zmieścić.

Rozumiem, że w pewien może niezbyt precyzyjny sposób się wyrażając, ale właśnie podobnej ogólności oczekuje Pan od prawa geologicznego – żeby ustawodawca nie silił się na próby opisania wszystkich możliwych morfologii złoża, lecz żeby pozwolił fachowcom powiedzieć, co jest a co nie jest złożem – urzędnik ma to jedynie potwierdzić.

Ja w zasadzie się z tym zgadzam, lecz nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ustawodawca podzielił jednak zasoby geologiczne wg jakiś kryteriów, które mogą być bardzo pożyteczne i funkcjonalne w porządku gospodarczym, chociaż niekoniecznie wynikające ze ścisłych przesłanek naukowych. W tym sensie – chociaż woda oczywiście jest kopaliną, to w obiegu gospodarczym funkcjonuje zwyczajowo inaczej i ustawodawca ma prawo – a nawet powinien to respektować.

Serdecznie pozdrawiam,
ZS


Prawodawstwo

Pojemność skokowa silnika nie jest elementem przyrodniczym, lecz tylko technicznym. Rozumiem, że są dwie szkoły prawne. Jedna wszystko uściślać i definiować, a druga orzekać według zdrowego rozsądku na podstawie prawa ogólnego. Definicję lasu, jak każdą inną przyrodniczą uważam za delikatnie mówiąc pomyłkę. Jestem głęboko przekonany, że każdy prawnik, sędzia, adwokat i prokurator, którzy mają ukończoną szkołę podstawową, wiedzą, co to jest las bez jego definiowania. W tej sprawie moim zdaniem poruszona żartem sprawa akceptacji przez Sejm RP tabliczki mnożenia staje sie jednak aktualna. Oczywiście, ze nic nie stoi na przeszkodzie aby ustawodawca dzielił zasoby tak jak uzna to za stosowne. Może to robić, zresztą nasz Sejm,regularnie, co pół roku nowelizuje ten podział. Jeżeli, tak jak to zaznaczyłem poprzednio, sejm najważniejsze sprawy państwa ma w pewnym miejscu, to z braku zajęcia może robić, co tylko uzna za stosowne, wszak sejm też korzysta z prawa wolności do zajmowania się czym zechce. Proszę zajrzeć do prawa rzymskiego, które swoją aktualność formalną zachowało o. 2 tys. lat, a od strony logiki i konstrukcji do dzisiaj wykładane jest na wszystkich uniwersytetach świata. Tam nie ma takich definicji i absurdalnych konstrukcji. Tam są najważniejsze sprawy państwa i obywateli, dlatego rzymskie prawo miało tak długo swoją aktualność. U nas po 12 latach prawo uważa się za przestarzałe. To absurd, świadectwo głupoty i braku perspektyw polityków i ogłupionej przez nich szanownej publiczności.
Pozdrawiam


@Podróżny

Z tym lasem, to trochę Pan przesadził :)

Ja sam – bez przygotowania – miałbym trudność w wytłumaczeniu np. urzędnikowi, czym właściwie (przyrodniczo) różni się las od ot takich zwykłych faszynowych krzaczorów porastających tereny zalewowe…

Więc nie broniąc bynajmniej ani naszego wspaniałego Sejmu, ani naszej jeszcze wspanialszej kultury administracyjnej – uważam jednak, że pewne definicje prawne mogą znacznie odbiegać od ogólnoprzyrodniczych oraz że w polskich realiach lepiej nie pozostawiać za wiele “zdrowemu rozsądkowi”, ponieważ zbyt często jest on mocno niezdrowy. Jednak zamiast nieudolnie definiować pojęcia, które bywają dla urzędników zbyt trudne – lepiej byłoby, żeby ustawodawca zdefiniował jedynie ogólne ramy oraz wskazał kompetentny organ, który daną sprawę rozpatruje.

Wówczas obywatel może zorientować się, że dajmy na to – przed eksploatacją jakiejś kopaliny powinien upewnić się w odpowiednim urzędzie, czy aby na pewno zdaje sobie sprawę ze wszystkich szczegółów prawnych dotyczących tej sytuacji.

Ale wszystko nie jest takie łatwe – ponieważ jest to również gra pomiędzy chęcią oderwania obywatela od urzędniczej uznaniowości – częstą dla obywatela nieznośnej i korupcjogennej, a przesadną skłonnością do szczegółowego definiowania czym jest woda i czym jest piasek.

Niemniej jednak – odnoszę wrażenie, że w takich Niemczech czy Francji nawet definicje lepiej potrafią budować i są jakby bardziej przejrzyste.

Pozdrawiam,
ZS

Pozdrawiam,
ZS


Panie Adamie!

Z przyjemnością przeczytałem Pański tekst. Jak zwykle jest Pan świetny. Jak Pan dotarł do tej opinii? Bo to, że nikt nie weźmie jej pod uwagę, bo ktoś wziął zapewne w łapę za te bezsensowne zapisy. Przecież prawo ma być takie, żeby się dało na nim zarobić, a cwaniaczki od polityki nie znają innej drogi jak robienie lewa w miejsce prawa.

Pozdrawiam


Cynk

Znam trochę ludzi w tej branży oraz korzystam z portalu internetowego dotyczącego prawa geologicznego i górniczego, którym zajmuję się również fachowo około trzydziestu lat i napisałem już kilka tekstów na ten temat m.in również dla polityków w Sejmie RP. W jednym z nich przyrzekłem publicznie,że więcej nigdy nie będę krytykował tego prawa, ponieważ moja krytyka powoduje, ze decydenci zawsze zajmują odwrotne stanowisko niż to proponuję i wskutek tego prawo jest coraz gorsze. Poprzednio krytykowałem jego objętość na około 117 stronach, to teraz po uwzględnieniu mojej opinii na ten temat ma ono 1200 stron!!
W sprawie lasu, to być może, że nierozumię moich adwersarzy, gdyż wychowałem się w górach, gdzie las był koło domu i nikomu do głowy nie przychodziło, że to jest coś innego. Po prostu wszyscy mieszkańcy, nawet analfabeci wiedzieli, co to jest las na zasadzie analogii do staropolskiej encyklopedycznej definicji konia, który jaki jest każdy widzi.
Mieszczuchy mogą z tym miec kłopot, ale to wcale nie oznacza, że wszystko trzeba definiować. Panie Szczęsny, a co z tą tabliczką mnożenia? Czy sądzi Pan, że jest ona legalnie nauczana w szkołach bez definicji w Dzienniku Ustaw? Co Pan sądzi o debacie sejmowej na temat toalety górniczej i kształtu sedesu? Czy w tej sprawie równiez są z zdania odrębne ze względow politycznych, informacyjnych itp. intelektualnych zastrzeżeń? Czy Sejm i my wraz z nim nie mamy poważniejszych problemów? Co Pan sądzi o prawie rzymskim, które niczego nie definiowało tylko ustalało wzajemne relacje np. własnościowe? Czy w sprawie tworzenia prawa cofnęliśmy się do barbarzyńców, czy też uznaliśmy naszych rzymskich prawodawców za skończonych durniów, których nie wolno nawet naśladować?
Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość