Strajk generalny w KGHM

Od jesieni minionego roku, kiedy zadecydowano o skreśleniu KGHM z listy strategicznych dla państwa przedsiębiorstw wyłączonych z prywatyzacji w firmie tej narasta zaniepokojenie. Spodziewana w tej sprawie decyzja Ministra Skarbu o sprzedaży akcji KGHM nastąpiła w dniu 22 czerwca br. W odpowiedzi na to kilkanaście central związkowych działających w KGHM zgodnie ogłosiło pogotowie strajkowe. Najbardziej prominentni członkowie rządu z premierem na czele zaczęli wyjaśniać, że to tylko informacja medialna, autorski projekt ministra, nie jest on popierany przez rząd i nie ma powodów do akcji strajkowej. Niezależnie jednak od tego kilka tygodni później minister skarbu, nie wiele przejmując się opinią swego szefa ogłosił, że akcje KGHM będące w posiadaniu skarbu państwa zostaną jednak sprzedane. Skala tej sprzedaży ma wynieść od 10% do 40%. Obecnie skarb państwa jest w posiadaniu 41,7% akcji KGHM. Wobec braku reakcji rządu na takie stanowisko ministra, podzielone dotąd politycznie związki zawodowe zgodnie ogłosiły na dzień 11 sierpnia br. minimum dwugodzinny strajk ostrzegawczy we wszystkich oddziałach firmy. Związkowi liderzy zapowiadają, że rządowy upór w tej sprawie doprowadzi do strajku generalnego. Przypominają oni, że strajk taki miał już miejsce w lipcu i sierpniu 1992 roku, kiedy z podobnym projektem wystąpiła koalicja rządowa pani premier Suchockiej, której uczestnikiem był obecny premier Donald Tusk. Strajk ten trwał 32 dni i zakończył się pełnym zwycięstwem związkowców. Jako, że jeszcze nie tak dawno KGHM uważany był za flagowy okręt polskiej gospodarki warto bliżej przyjrzeć się okolicznościom jego proponowanej sprzedaży w obce ręce.

Próba zastraszenia
Wiadomo, że dziura budżetowa nie może czekać w sytuacji narastającego kryzysu i rząd musi ją zapełnić również dochodami z prywatyzacji KGHM. Trzeba zdawać sobie sprawę, że w jakimś sensie rząd jest w sytuacji przymusowej. Ten krok musi być wykonany. Wiadomo, że związkowcy zdają sobie sprawę, że sprzedani w obce ręce wraz z tzw. „dobrodziejstwem inwentarza” zdani są na „łaskę i niełaskę” obcego kapitału, który mimo wszelkich umów, gwarancji i zapewnień będzie raczej okazywał swoją „niełaskę” zbuntowanym związkom zawodowym. Po jakimś czasie z całą pewnością będzie dążył do zamknięcia kopalń, które aktualnie są dochodowe, jednak na poziomie największych na świecie nakładów związanych z niespotykaną nigdzie głębokością kopalń i termicznymi warunkami pracy, które w dalszej perspektywie wydają się nie do opanowania. W chwili ogłoszenia decyzji o sprzedaży KGHM, w Warszawie pokazano, jak władze miasta radzą sobie w podobnym przedsięwzięciu z likwidacją kilkuset stanowisk kupieckich. Kupcy, którzy dobrowolnie nie chcieli opuścić swoich miejsc pracy zostali brutalnie zaatakowani przez wyszkolone oddziały szturmowe wynajętych firm ochroniarskich. Polała się krew, padli poturbowani obrońcy i napastnicy. Po kilku godzinach dziesiątki ludzi odwiozły karetki pogotowia do pobliskich szpitali, teren został opanowany, a opór kupców złamany. Rząd zachęcony tym „sukcesem” postanowił zapewne metodę tę również zastosować w stosunku do opornych górników w KGHM.

Pyrrusowe zwycięstwo
Z drugiej jednak strony atak wynajętych dla tego celu oddziałów szturmowych może zakończyć się tylko pyrrusowym zwycięstwem. Oddziały te nie są, bowiem w stanie zaatakować górników zamkniętych na dole. To, że kopalnie miedzi są na dole ze sobą połączone i tworzą drugie miasto składające się w całej sieci wyrobisk liczących łącznie kilkaset kilometrów nie jest dla nikogo tajemnicą. Nie trudno zagubić się w dżungli wyrobisk.
Można ich wziąć głodem. W odpowiedzi należy się spodziewać, że nastąpi zatopienie kopalń. Wystarczy tylko wyłączyć znajdujące się na dole pompownie, co jest przedsięwzięciem niezwykle prostym. Dopływ ok. 50 metrów sześciennych wody na minutę po kilku tygodniach wypełni wodą kopalnie, które będą już nie do odzyskania. Przerwa w robotach górniczych powyżej miesiąca powoduje zaciskanie się wyrobisk aż po ich strop.
Upór obu stron może doprowadzić do tego, że strona rządowa nie sprzeda KGHM, a związkowcy sami pozbawią się swoich stanowisk pracy. Mimo całej powagi sytuacji można powtórzyć za znanym przedwojennym satyrykiem, „że najgłupsze jest, jak ktoś przy czymś się uprze”.

Związkowe argumenty
W przekazanej nam wypowiedzi Ryszard Zbrzyzny, poseł na Sejm RP i przewodniczący najsilniejszego tutaj Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego pomysł prywatyzacji KGHM nazwał „szalonym”. Powiedział, że najpoważniejszym argumentem, jaki wysuwa się za prywatyzacją jest ukrócenie roli związków zawodowych. Tymczasem chodzi tu o przejęcie kontroli nad największymi złożami rud miedzi w Europie jednymi z największych na świecie. Przypomniał on osiągnięcia polskiej geologii, dzięki której w 1957 roku odkryto złoża miedzi, a w trzy lata później budowano już pierwszy szyb wydobywczy. Pierwsze dwie kopalnie wybudowano w ciągu 8 lat, całość inwestycji zakończono po ok. 18 latach. Dzisiejsze blisko stu tysięczne miasta takie jak Lubin i Głogów, były wtedy miasteczkami wielkości ok. 3– 7 tys. mieszkańców. Sama Legnica powiększyła się w tym czasie blisko dwukrotnie. Jak stwierdził złoże jest nadal bardzo bogate, a jego zasoby bilansowe wynoszą ok. 1,5 miliarda ton rudy miedzi, co przy obecnej eksploatacji 30 milionów ton rocznie powinno wystarczyć na ok. 50 lat. Zawartość miedzi w rudzie jest również bardzo dobra, gdyż zawiera ona ok. 31 milionów ton Cu, co wystarcza na 60 lat produkcji KGHM na obecnym poziomie. Ruda ta zawiera też ok. 86 tys. ton srebra. Wydobycie tego kruszcu stawia KGHM na drugiej pozycji na świecie i na szóstej w produkcji miedzi. Firma przynosi każdego roku poważne dochody dla budżetu państwa. Łączna wartość odprowadzanych podatków wynosi ok. 4 miliardy złotych, a drugie tyle wypłacane jest w postaci dywidendy. Jest to kura, która znosi również w sensie dosłownym złote jaja, a takiej kury się nie zarzyna! Bezpieczna jego zdaniem granica 41,7% posiadania akcji skarbu państwa została już osiągnięta i nie może być przekroczona. Na to nie będzie zgody! Przypomniał on, że w trakcie komercjalizacji firmy, zawarte zostało ze związkami zawodowymi porozumienie, że ponad 50 % akcji pozostanie na zawsze w rękach Skarbu Państwa, a dziś próbuje się je jednostronnie złamać. Podobnie było w 1992 roku, kiedy usiłowano sprzedać KGHM amerykańskiej firmie SARKO za 400 milionów dolarów, czyli za jedną trzecią rocznego zysku firmy. Od tego czasu przez kolejnych 17 lat firma przynosiła same korzyści. Przed komercjalizacją firma zatrudniała ok. 40 tys. pracowników. Dziś jest ich razem z podmiotami zależnymi ok. 28 tys. To kolosalna redukcja w skali 30% zatrudnienia przeprowadzona spokojnie ewolucyjnie i rozważnie rozłożona w czasie.
Podobne stanowisko prezentuje Józef Czyczerski – przewodniczący konkurencyjnego Związku Zawodowego NSZZ „Solidarność”, który powiedział, że zadaniem związków zawodowych jest obrona miejsc pracy i wynagrodzenia i to my właśnie czynimy. Nie podoba się to mediom i wielu politykom. Wspomniał on, że reprezentacja związkowa w Radzie Nadzorczej w przeciwieństwie do pozostałych jej członków pracuje tylko za symboliczną złotówkę. Pozornie wysokie wynagrodzenia w średniej wysokości 7 – 8 tys. złotych brutto jest wyższe w Warszawie, na Śląsku, w Gdańsku i w Poznaniu. KGHM nie jest też zwykłym przedsiębiorstwem. Tu trzeba stale inwestować, aby za 5 lat przystąpić do eksploatacji przygotowanego złoża. Podmiot kontrolny, który będzie decydował o KGHM wybierze przez 5 lat to, co jest przygotowane i nie będzie dalej inwestował. Firma przestanie istnieć.

Skarb państwa
Nie bez słuszności ministerstwo o tej nazwie twierdzi, że jest właścicielem udziałów w KGHM i może je zgodnie z prawem sprzedać, komu uzna to za stosowne. Nie jest to sprawa związków zawodowych, lecz rządu. Komentując sytuację w KGHM mister tego resortu uznał, że związki zawodowe w tej firmie budowały sobie nieuzasadnioną pozycję i chęć wpływania na wszystkie decyzje, które są podejmowane na poziomie zarządzania tą spółką. Nie wyjaśnił on jednak, co oznacza uzasadniona, a co nieuzasadniona pozycja związków zawodowych, Można się z tego domyślać, że postępowanie związkowców zgodne z życzeniami rządu jest uzasadnione, a przeciwnie – nieuzasadnione. Rząd stara się uniknąć czołowego starcia z silnymi w KGHM związkami zawodowymi i na wszelkie sposoby stale odkłada podjęcie ostatecznej decyzji o skali prywatyzacji KGHM. Liczy na zmęczenie związkowców, dla których przedłużająca się strajkowa mobilizacja jest pod każdym względem wyczerpująca.

Determinacja
Wydaje się, że rządowi politycy niedoceniają determinacji związkowej, która ma pełne poparcie nie tylko polityków opozycji, miejscowych samorządów, ale w regionie tym dla miejscowej elity pracowniczej KGHM jest on pracodawcą w pewnym sensie „mitycznym”. Tu dobrze się zarabia, tu ma się stabilne warunki zatrudnienia, tu ma się wszystkie przywileje pracownicze, których nie ma już nigdzie w Polsce. Nie przejmując się stanowiskiem skarbu państwa, związkowcy uważają, że nadużywa ono przysługujące mu prawo dysponowania udziałami KGHM, gdyż został on wybudowany kosztem całego narodu, który ma również prawo do stanowienia o jego losie. Mają oni dobrze w pamięci skutki prywatyzacji największych na Dolnym Śląsku, a także czołowych w kraju takich wrocławskich zakładów, jak PaFaWaG, Archimedes, czy Dolmel, które poprzednio eksportowały swoją produkcję do wielu krajów Europy i świata. Dziś ogromne hale tych przedsiębiorstw służą jako magazyny hurtowni i licznych zagranicznych supermarketów. Nikt w KGHM nie chce pójść ich śladem. Wydaje się, że wynik obecnego sporu, podobnie jak tego w 1992 roku, powtórnie na wiele lat rozstrzygnie status i los KGHM. W tej chwili chodzi jednak o to, jakie będą koszta tego rozstrzygnięcia? Czy dojdzie do wzajemnej destrukcji? Czy też obie strony sporu znajdą wzajemnie korzystny kompromis? Sytuacja wokół KGHM rozwija się dynamicznie i być może, kiedy tekst ten zostanie opublikowany, na niektóre z tych pytań odpowiedź będzie już znana.
Adam Maksymowicz

Średnia ocena
(głosy: 3)
Subskrybuj zawartość