Postanowiłem się oflagować - kulinarnie

Postanowiłem się oflagować, na znak protestu, rzecz jasna.

Bo jak czytam z jednej strony, żeby żywić się resztkami zdechłej ryby z puszki & wieloletnią kukurydzą z zapasów mobilizacyjnych US-Army, której data przydatności mija, a z drugiej, że jakiś narodowy wyznawca, wyklucza mnie ( i innych ) z przynależności do polskości, to mnie wszystko opadło.

Dosłownie i w przenośni.

Najpierw zacząłem szukać tego co mi wypadło. Znalazłem, drobne monety to były.
Potem zacząłem szukać przenośni, znalazłem.

W chwili kryzysu trzeba sie pokrzepić czymś dobrym, sprawdzonym no i smacznym.
I na barszcz mi padło.
Czerwony & ukiszony.
W domu, nie żeby tam jakieś żydowskie erzatze z hipermarketów.

Tu te drobne będą przydatne, bo (wy)starczą.

Kupujemy, mianowicie kilka dużych BURAKÓW ćwikłowych. Za te drobne.
Grzebiemy w chlebaku, coby resztę niedojedzonego, prawdziwego piętkę razowca wygrzebać, może być zeschnięta, byle nie spleśniała.

Następnie otwieramy lodówkę. A tam jakiś słoik z zepsutymi/niedojedzonymi ogórkami lub/i papryką marynowaną stoi. Może być firmy Rolnik.

Wywalamy to do sedesu, z czego żonka nasza, w podziwienie idzie ( nad naszym sprytem ) bo sedes od octu jaśnieje.
Słoiki trza potoknąć w wrzątkiem ale tak, coby się nie poparzyć.

Buraki obieramy, płuczemy i na talarki kroimy, mogą być półtalarki, jak większe ( BURAKI ).

Na dno słoika, tego twista ( Pieprzymy tu grubym słowem Jewropę ) , dajemy kawałek razowca, kilka ziaren pieprzu, ziela, gorczycy i z pół listka bobkowego.
No i ząbek albo więcej posiekanego czosnku ( więcej, więcej moja koszerna część krzyczy).

Układamy starannie plasterki buraka. Ciasno. Tak do wysokości 8/10tych.

W garnku gotujemy wodę z solą, soli tyle sypiemy ile woda przyjmie. Możemy też do gotującej się solanki wrzucić po kilka ziaren tego, co wyżej.

Studzimy.

Letnią solanka zalewamy twisty z burakami. Prawie pod wierzch. Szczelnie zamykamy wyparzoną nakrętką. Podkreślam – szczelnie.

Odstawiamy w ciemne i chłodne miejsce.

Wracamy do tych słoików za jakie 2-3 tygodnie.

Niecierpliwi spijają już barszcz ze słoika ( ostrzegam, trza mieć silne zwieracze ). Buraki i resztę pitosu wrzucają na dobry bulion.
Mają wtedy czerwony, naturalnie zakwaszony barszcz.
Smakosze o narodowych poglądach, pogryzają talarki buraka bez gotowania, mają smak kiszonych ogórków z posmaczkiem ćwikły.

Ci bardziej liberalni przecierają te talarki przez tarkę jewropejską/wystandaryzowaną, duszą w rondelku ( tak jak trzeba, z cebulką i przyprawami ) i mają jarzynkę.

A wszystko pachnie cudownie & koszernie, czyli naturalnym kwasem.

Smacznego.

Średnia ocena
(głosy: 0)

Bedzie trzeba wyprobowac

Jerry


Sorry, ale miejsce tego tekstu jest na SG

Przecież jest to tekst polityczny.
I radykalny do tego.

Precz z komuną!

jacek [dot] jarecki63 [at] gmail [dot] com


A burak to taki z pola, darmowy, być może?

Czy tylko kupowany smak odpowiedni nadaje?

Bo u mnie buraki gdzieś się poniewierają, a i razowiec też.
I wypróbuję, jeśli tylko odpowiedź się pojawi.


Ćwikła, psze panią.

Ćwikła!!
A kto by jej w metrykę zaglądał?
Oprócz “prawdziwych polaczków”?
Igła


To ja podchwytliwie wybadam intencję...

są co najmniej dwie szkoły ćwikły z chrzanem robienia.
Pierwsza żeby toto czerwone kroić nożykiem na cienki (ale nie nadto) platerki i w tej postaci z chranem mieszać, ocem i cukrem doprawiać etc.

Druga, to żeby to czerwone na tarce trzeć jak najdrobniejsdzej.
To wy Kozacze, że zapytam, jak ćwikłe z chrzanem robicie, co?


Panie Yayco

Wy jak zwykle mieszacie, pod płaszczykiem ( umazanym w pomidorowym sosie ). Tfuj.
Ya proszę pana ortodoksem kwaszeniny jezdem i szlus.

To co pan ćwikłą nazywasz, czyli ćwikłę z chrzanem możesz zrobić i tak/i tak, czyli liberalnie.
Choć skłaniam się do wersji tartej, jako przyprawy mazistej do kiełbasek, parówek etc, etc..

Ja bardziej w swoim wpisie w zupy celuję, jako w naszym klimacie sytne i krzepiące.
Oraz zakąskę męską & elegancką, żołądek przeładowany odczynem zasadowym&alkoholowym sponiewierany wyrównującą.
No i chrupką co też się liczy.

Igła


Dodam

Szpecem od chrzanu jest mój ojciec.
Szczególnie na Wielkanoc cierpi.
Bo wtedy jest i własna kiełbasa i chrzan.
Wykopany w ogródku, utarty na balkonie, żeby nie płakać, przelany wrzątkiem i zakwaszony cytryną.
Żadne tam sztuczne dziadostwo.
Igła


Panie Igło!

Podziwiam Pańską wszechstronność. Ja należę niestety do tych modeli, co to nawet wodę na herbatę przypalą.
Pozdrawiam…


Panie Klejna

Bo pan, za przeproszeniem , staroświecki jesteś.
Zamiast do czajnika wodę nalać, to pan ją rozlewasz.
Pewnie z powodu wzruszenia własną jaźnią lub innej nerwowej przypadłości.
Oczywiście na bazie psychologicznej, bo jakbym śmiał inaczej….
Igła


Igło

a ja barszcz czerwony robię tak, że zakwaszam go “kiszczonką”, czyli wodą z kwaszonej kapusty.
I co jestem jakimś profanem, że buraków nie kiszę?

Pozdrawiam kulinarnie.:D


Panie Igła

Narażasz się Pan. Nie wszyscy Pańskie zdolności kulinarne mają, prawdziwie polskie-wiejskie wychowanie i spiżarnie przepastne. Ale żeby tak od razu buraczkami. Brrr.


Dobre

ale jak doliczyłeś się tych 8/10?

:)

Prezes , Traktor, Redaktor


To widać

stoi jak byk napisane,że Igła mąci mnie w głowie.
I nie tylko: snobuje,wymyśla cuda niewidy.
Kisić mu się zachciewa,co by to nie dość zakiszonych było na codzień w telewizorni.

Co najwyżej ogórka sobie zakiszę;w realu lub przerzutni.

A i tak nadal jadał będę to co mnie połowica ślubna przygotuje.

Żarty,żartami a ja uwielbiam krupnik na kościach,a w przypadkach rozpusty na skrzydełku.

Pozdrawiam


> Igła

2 – 3 tygodnie?
Nie za długo ten zakwas ma stać.
Moja Matka to jakoś z tydzień maksimum trzymała.
Nie skiśnie aby? I nie skapcanieje?

pzdr

[ost. Jaśminowa dziewczyna]


@Futrzak

właśnie akurat.
Dojrzały będzie a plasterki zmiękną.
Igła


Igła

Panie Igła
Doczytałem dzisiaj pańskie ekscesy kulinarne. I że umieściłem notkę na podobny temat, jeno głównie o trunku szlachetnym z całą mocą z resztą, to i o zakąsce pomyslałem.
Widzę, że nie ja tylko Panu exprobrare czynię. Po przeczytaniu wpisu niniejszego tuszę, że to jeno dla nadmiernie eksponowanej sławy mołojeckiej tudzież z zadzierżystości czynione było. Tedy jeśli domniemania moje słusznymi Pan uznajesz a jako, że Polak urazy zwykle długo nie chowa, zwłaszcza po stosownym a słusznym żołądka napełnieniu, co zresztą wadą naszą narodową uznanym być może, proponuję spotkać się “między napitkiem a zakąską”.
Kłopotem jedynie niezmiernym, a dla mnie przykrym, że sławiona cytryńcówka nie wcześniej niz latem przygotowana być może, co przy barszczu przestrzeń rozległą czasową czyni.
Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość