Mała Moskwa i Revolutionary Road


 

Pomiędzy Nikiszowcem a Giszowcem
zdarzają się dorodne lipy i kasztanowce,
zdarza się wielka miłość […]
Pomiędzy Nikiszowcem a Giszowcem
fruwają listy niby latawce i odrzutowce,
trafia się wielka rozpacz

Tak parę lat temu pisał Jacek Kornhold, Giszowiec i Nikiszowiec nadal czekały na swój „Czarny Ogród”, a wielka miłość i wielka rozpacz, wciąż mogły zdarzyć się wszędzie. Ale w „Małej Moskwie” się nie zdarzyły. Miał to być film o miłości, o tragedii, a wyszedł film o zdradzie, owijanej w lukier, tanim gestem wyciskającym łzy na policzkach. O tych łzach, mówił Janusz Kamiński, gdy niezdarnie próbował tłumaczyć decyzję jury w Gdyni. Nie wiem co widziała Wiera w mdłym, polskim oficerze, tak jak nie wiem czemu dawała mu się całować po policzkach, zaledwie po jednym tańcu. I nie wierzę, by potajemne chrzciny dziecka rosyjsko-ormiańskich sąsiadów, wyzwalały taki erotyczny magnetyzm. Cała ta miłość była jak doklejone wąsy w ostatniej scenie – sztuczna, pretensjonalna i kiczowata. Słonimski na dzieła Goetla mówił dramidła. Krzystek zafundował melodramidło, które w pierwszych scenach dawało powiew prawie Hollywoodu, ale tylko w pierwszych scenach. Potem było coraz gorzej, tylko Legnica jakaś taka uprzątnięta i niemal elegancka.

Zastanawiam się na ile, ci, którzy tak łatwo się wzruszyli miłością Wiery, potem ciskali gromy na łajdaka Marcinkiewicza, który rzucił żonę, dla panienki tylko z maturą. Tak jakby matura lub jej brak miały jakiekolwiek znaczenie. Kinga Dunin pisze, że Marcinkiewicz to oszust. To prawda, ale nie dlatego, że raz jest liberałem, a raz konserwatystą – jak chce Dunin. Liberalizm dopuszcza rozwody, ale niekoniecznie oszukiwanie. Ciesz się życiem, ale najpierw zamknij swoje stare sprawy – powie liberał. I nie upokarzaj żony publiczną wiwisekcją.

Na mym kuchennym stole (kuchenny stół to chyba najważniejszy mebel) leżą „Chwile ulotne” Konstantego A. Jeleńskiego. Na okładce zdjęcie Kota w białej koszuli, zrobione, gdzieś, bodajże we Włoszech, chyba dobrze, oddające klimat „Chwil oderwanych”. Zadziwiające jak można lekko pisać o literaturze, dotykając spraw najważniejszych, wplatając w to osobiste przyjaźnie (Arenedt, Bondy, Vincenz) Pierwsze kilkanaście linijek o Ziemi Urlo poleciłbym każdemu, kto zamierza pisywać recenzję. Jak słabo wyglądają przy tym „Rozmowy o książkach” Iwaszkiewicza. A przecież, jak chce Rylski, Iwaszkiewicz nawet jak jest słaby – jest mocny. Może to kwestia tego nie tylko jak, ale i o jakich autorach się pisze. Bo co można napisać o „Małej Moskwie”? Że rosyjski język jest najpiękniejszy na świecie?

Wracam do filmu, Revolutionary Road na podstawie powieści Yatesa. Nie zgadzam się z Pawłem Felisem, że to film o piekle przedmieścia. Akcja mogła rozegrać się wszędzie, w USA, Rosji, Polsce, czy pomiędzy Nikiszowcem a Giszowcem. To co urzeka w tym filmie, jakkolwiek okrutnie by to nie zabrzmiało, to naturalny, zdrowy egoizm. I wreszcie (wreszcie!) postawienie sprawy jasno: nie zawsze rodzicielstwo jest darem, bywa udręką, ludzie zadają sobie pytanie o sens własnego życia. Nie własnego życia w rodzinie, własnego życia z dziećmi, ale życia swojego, własnych marzeń, własnych aspiracji i własnego poczucia wyższości (tak, tak). Zawsze jesteśmy w relacji do kogoś – pisał ukochany mędrek w Kulturze, czasami warto zajrzeć w głąb, do środka. Kate Winslet zgrała wręcz wyśmienicie (Di Caprio nadal ma problem z tą swoją chłopięcą twarzą), mimo, a może dlatego, że reżyserem był jej mąż. Miłosz powiedział kiedyś, że wiersze Whitmana są jak obrazy starych mistrzów, gdzie na skrawku płótna można zobaczyć wszystko. W obrazie Mendesa wszystkiego wyczytać się nie da, ale da się wyczytać wiele. Sztuka, zdaniem niektórych, polega albo na zaczynaniu tam, gdzie inni skończyli albo na podnoszeniu ciągle tych samych problemów. Mendes z Yatesem nie powiedzieli nic nowego, ale na to „jak” to powiedzieli, warto iść do kina, nawet multiplexu.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Majorze,

apropos “Małej Moskwy” to nie znam (dalej), ale wiesz, kicz, potrzebny jest i w wielkich dziełach, sztuką dobrać odpowiednie proporcje.
Co do Iwaszkiewicza, poczytaj jak pisze o literaturze skandynawskiej, mnie dawno temy strasznie się te jego skzice spodobały.

Co do tego filmu ostatniego, oczywiście nie znam, pewnie by mi się spodobał, bo takie lubię, Kate Winslet kojarze z ciekawych filmów z “Iris” i z “NOtatek o skandalu” (w obu gra obok Judi dench, w tym drugim szczególnie powoduje to, że trochę blaknie)

pzdr


Subskrybuj zawartość