Wymyślić, co polityczne - recenzja biografii Adama Michnika

Żeby kogoś dobrze poznać trzeba go polubić – pisał Konstanty Jeleński i myśl tą można by przywołać czytając biografię Adama Michnika, pióra Cyrila Bouyeure, gdyby rzeczywiście francuski dyplomata Michnika poznał. Tymczasem po lekturze dziełka zdaje się, że owszem Bouyeure Michnika lubi, nawet bardzo lubi, ale czy go dobrze poznał? Można mieć wątpliwości.

Po biografię sięgnąłem z ciekawości, ale też i z przekory. Z ciekawości, choć wiem, że biografie manipulują emocjami i podświadomie wiążą nicie sympatii z bohaterem, co z klei tępi krytycyzm. Z przekory, gdy przeczytałem recenzję Terlikowskiego (tak, Terlikowski robi też w kulturze) i niejakiego Gursztyna w Dziennku. Tenże Gursztyn stwierdził, że nikt nie odważy się dziś napisać krytycznej biografii Michnika, czym sobie chyba Gursztyn sam pomnik wystawił, bo skoro krytykować Michnika to wielkie ryzyko, to on, Gursztyn, musi być odważny o tej krytyce wspominając. Tyle o logice i Gursztynie, pora na parę zdań o biografii.

Solidna cegła, z koszmarną okładką, wydana nakładem Wydawnictwa Literackiego jest przekładem z francuskiego. Wersja pierwotna pojawiła się dwa lata temu we Francji, i dopiero dziś dostaje ją polski czytelnik. Tłumaczenie więcej niż zgrabne, książkę czyta się wartko, jest trochę jak podróż przez najnowszą polityczną historię polski, z Adamem Michnikiem jako kierowcą. Kierowcą, nie pasażerem, bo trudno ukryć, że książka pisana jest z punktu widzenia Gazety Wyborczej, co samo w sobie nie jest czymś dziwnym. Tyle, że trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Trudno więc się nie uśmiechnąć gdy autor daje do zrozumienia, że jego dzieło ma być dowodem trzeźwej, wolnej od wszelkiej namiętności analizy. Trzeźwa to analiza z pewnością, nie jest, trzeźwa ona bywa, ale zdecydowanie za rzadko. Można więc przeczytać, że Adam Michnik miał zmysł taktyczny, był wspaniały mówcą, kreślił zapierające dech w piersiach freski, cytował tysiące listów, potrafił przemówić, skarcić, rozbawić, czy też last but not least był wybitny i wyprzedził swoje czasy. Tego się może czytelnik dowiedzieć. Jednocześnie nie dowie się, że Macierewicz był jednym z założycieli KOR, poza Michnikowszczyzną Ziemkiewicza, są inne krytyczne rozprawki o Michniku, Herbert nie tyle rozszedł się Michnikiem, co mu nawrzucał epitetów, a swego czasu Adam Michnik buszował
w archiwach SB. Tego wszystkiego się czytelnik nie dowie, co jednak nie jest znowu takim skandalem, bo czytelnik prawicowy i tak to już wie, a lewicowy pewnie tak by nie uwierzył. Z drugiej strony autor wpada w pewne pułapki, które sam na siebie zastawia, zaprzecza sobie na różnych stronach książki, przez co ma się wrażenie, że znowu (który to już raz) zabrakło solidnej, fachowej korekty. Przykładowo Uniwersytet Latający raz więc jest tajny, raz jawny, Michnik raz jest za lewicą gospodarczą, a raz za Sachsem i liberalizmem, rozdziela świadectwa moralności, a jednocześnie nigdy nie osądza. Tyle mego recenzyjnego obowiązku, pora porzucić rzeczy znane i po stokroć dyskutowane, dla tych wątków, które czynią tę książkę, rzekłbym że nawet smakowitą.

Pierwszym takim wątkiem jest wychowanie młodego Adama, a konkretnie wychowanie, czy próby przez Ojca – Ozjasza Szechtera. Bouyeure wspomina o tym, że Ozjasz był przedwojennym komunistą, że był za to torturowany, ale temat postulatów ówczesnych komunistów (obalenie II RP i połączenie z ukraińskimi komunistami) autor przemilcza. Jednocześnie, co najbardziej ciekawe, obraz ojca Adama Michnika zupełnie wymyka się dotychczasowej gębie nomenklaturowego aparatczyka jaki, mam wrażenie, funkcjonuje w powszechnym antymichnikowym obiegu. Ozjasz po tym jak się dowiedział o komunistycznych zbrodniach, przestaje być komunistą, choć boi się (?) nie chce (?), mówić tego publicznie. Po wojnie zostaje więc w cieniu, nie płacze po śmierci Stalina, ruga syna za to, że zamiast pod ambasadą amerykańską powinien protestować pod ambasadą sowiecką. Gdy dowiaduje się, że Stefan Michnik (syn z pierwszego małżeństwa) zostaje wojskowym prokuratorem, wyrzuca go z domu, z czasem przyłącza się do KOR-owskiej symbolicznej głodówki w kościele św. Marcina. Myślę, że odkłamanie czarnej legendy Ozjasza Szchtera, zwłaszcza gdy nie różnił się niczym od Aleksandra Wata, czy ojców paru opozycjonistów, bynajmniej niezwiązanych z Wyborczą, jest pierwszym powodem, dla którego biografię Michnika warto przeczytać.

A jaki jest drugi powód? Otóż po drugie warto przeczytać o stosunku Michnika do Kościoła, a przede wszystkim passusy, że Adam uważa, że życie zaczyna się od poczęcia, jest chrześcijaninem bez Boga, Kościół chce ewolucyjnie zmieniać, ma konserwatywne poglądy obyczajowe, ochrzcił syna a na początku lat 90tych zakazał Barbarze Labudzie publikować tekstu o nadużyciach przy zwrocie ziemi Kościołowi. Czy tak było w istocie, trudno dociec, tezy są zaskakująco słabo udokumentowane, ale już sam fakt ich postawienia może budzić grozę…lub uśmiech. Zależy kto czyta.

Trzecim kąskiem, pewnie najsmaczniejszym, jest stosunek Adama Michnika do antysemityzmu. Tym razem Bouyeure się postarał, i to bardzo, mianowicie nie tylko stwierdził, że Adam Michnik sprzeciwiał się obarczaniu Polaków za antysemityzm, ale podaje cytaty jego wypowiedzi wraz ze źródłami (Liberation, Le Monde, odczyty w Paryżu, The New Republic). Opinia, że Polska wyssała antysemityzm z mlekiem matki – to zdaniem Michnika osąd kłamliwy i jątrzący. Jednocześnie naczelny podkreślał, że to nonsens, i to nonsens szczególnie krzywdzący naruszający godność każdego Polaka, pochodzenia żydowskiego, jak ja. Podczas zagranicznego sympozjum mówił: Wszak należało usprawiedliwiać Jałtę. By Zachód mógł powtarzać: Był taki obrzydliwy, nietolerancyjny naród, który wyrządził Żydom wiele zła. W Jałcie oddano ten naród towarzyszowi Stalinowi i trzeba znaleźć powód, który to usprawiedliwia.” Rzecz jasna (a może i nie) początkowy opór naczelnego budzi pewne zdziwienie francuskiego biografa, który wprost stwierdził, iż skoro Francuzi mieli Petaina i tak chętnie kolaborującą z Niemcami policje, nie oznacza, że nie byli w stanie wypowiadać godnych uwag na temat polskiej historii. Przełamanie Michnika miało zdanie Francuza nastąpić po publikacji angielskiej wersji „Sąsiadów” Grossa. Do tego momentu, polska wersja książki dostał tyko lakoniczną notę w GW, Anna Bikont po sprzeciwie Adama Michnika (sic!) musiała specjalnie brać urlop, by napisać „My z Jedwabnego”, a Michnik miał początkowo Grossa za prowokatora. Ta teza nie została już jednak tak pieczołowicie uzasadniona.

Wreszcie ostatnim wątkiem jest kwestia konwersji, przemiany Adama Michnika antykomunistę w Adama Michnika dla komunistów, co najmniej pobłażliwego. Próba wyjaśnienia tego fenomenu, w mej opinii spaliła jednak na panewce, choć pogląd, że Michnik taki pomysł wysunął już w latach 70tych (esej „Nowy Ewolucjonizm”) na pewno jest ciekawy i obala argumenty o spisku zawiązanym ad hoc tuż przed Okrągłym Stołem. Autor biografii nie cytuje jednak owego przełomowego stanowiska w sprawie i do końca nie wiadomo, czy rzeczywiście Adam Michnik już wówczas głosił potrzebę przebaczenia i współtworzenia z postkomunistami społeczeństwa obywatelskiego i co na to koledzy z opozycji. Próba wyjaśnienia fenomenu konwersji spaliła na panewce również z powodu, miałkości argumentów w zestawieniu z wcześniejszymi cytatami Michnika o PRL, Jaruzelskim i Kiszczaku. Skoro Bouyeure tak wychwalał twardą postawę Michnika wobec reżimu, trudno mu parę stron dalej ten reżim głaskać i zaprzeczać stanowisku swego przyjaciela. A co konkretnie mówił Adam Michnik? Warto podać parę przykładów:

„Rządzący komuniści realizują długofalowy program polityki kulturalnej który jest – w swej istocie- planem sowietyzacji, czyli wyniszczenia i stotalizowania kultury polskiej” [Kościół, lewica, dialog s.120] – Co myślisz o gen Jaruzelskim? – brzmi pytanie. – Rzadko o nim myślę …Może sobie mieć totalitarną koncepcję życia, by przypodobać się Rosjanom, dal nich i tak będzie to zawsze za mało. – Czy to jest mniejsze zło? – Taka myśl jest mi wyjątkowo obca” [Dialog przez kraty, Tygodnik Mazowsze 1983 nr 61]

Niech Pan przy wigilijnym stole pomyśli przez chwilę o tym, że będzie pan rozliczony ze swoich uczynków. Będzie pan musiał odpowiedzieć za łamanie prawa. Skrzywdzeni i poniżeni wystawią panu rachunek” [ A. Michnik List do Kiszczaka, Polskie pytania, Warszawa 1993 s. 306]

PS Jutro o 16 tej będę w Tok FM

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Zacznę od P.S.,

będę słuchał, jak nie zpaomnę, weź się przypomnij jutro jakby co:)

A dalej, myślę, że to co uważasz za nowatorskie w tej biografii wcale takie znowu nie jest (choć komentuję tylko na podstawie twojej notki, bo książki nie znam).
Choćby o Ozjaszu Szechterze i jego głodówce (ciekawostka dla widzących świat jednowymiarowo) wspólnej z Kazimierzem Świtoniem m.in w celu uwolnienia Adama Michnika to ja czytałem kilka razy chyba już.

O tym, że “GW” wcale taka antykościelna nie jest i sam Michnik to choćby znajomi z Nudzą i Brzydzą nieraz pisali. Znaczy ci wstrętni lewacy:)

Najciekawszy jest chyba aspekt tej Michnikowej przemiany, ja ją czasem rozumiem, czasem nie.

O ile rozumiem brak wrogości czy nienawiści, to jednak obściskiwanie się z kwaśniewskim, Millerem, Cimoszewiczem i znajomości z Kiszczakiem i Jaruzelskim i de facto bronienie ich wydają mi się w sumie głupotą Michnika.

pzdr

P.S. To ta recenzja miała być?

P.P.S. Czepnę się, jak nie czytałeś wersji francuskiej, to skąd wiesz, że zgrabne tłumaczenie:)


he he

Ta recenzja, Grzesiu, tłumaczenie zgrabne, bo się zgrabnie czyta, nowością nie jest głodówka co te inne podane informacje, ale że Michnik jest od za życiem od momentu poczęcia, to pewnie nie wiedziałeś, prawda?


No w sumie nie interesowało mnie to bardzo nigdy jakoś:)

a z tym antysemityzmem to też przecież nie jest tak, jak twierdzą prawaki wszelkie, ze “GW” i Michnik wmawiają Polakom na siłę antysemityzm.

Jako wieloletni czytelnik “GW” tego nie zauważałem specjalnie.

pzdr


co do antysemityzmu Polaków

to niestety jest to jedna z naszych cech narodowych… obok np pijaństwa

w Polsce Żyd to gorzej niż pies


@Docent

Nie dramatyzujesz aby trochę z tym psem? To raz, a dwa – można być rusofobem, germanofobem etc. – to czego wszyscy się tak tego antysemityzmu czepili?


Docent, przesadzasz

pzdr


"czego wszyscy się tak tego antysemityzmu czepili?"

bo z Polski nie znikło kilka milionów Rusów ani Germanów tylko Żydów. nie ma Żydów a antysemityzm jest. i czuje się wyjątkowo dobrze.

pies to generalnie synonim tego co najgorsze. nie przypadkiem mówi się “ty psie!” zupełnie jak Żyd .. Żyd to w Polsce coś jak pies … obelga …


@Docent

“bo z Polski nie znikło kilka milionów Rusów ani Germanów tylko Żydów. “ – i w związku z tym ad mortem defecatum zakazuje się nie lubić Żydów – pomimo, że ja na ten przykład nikogo nie gazowałem, do gazu nie wysyłałem, ideologii mordującej Żydów nie popierałem etc. – to i tak mam się kajać i podchodzić na dystans?

Nie. Ja się na taką tresurę po prostu nie zgadzam.


a gdzie ja napisałem że masz kogoś lubić?

napisałem że w Polsce jest antysemityzm i to jest fakt.

nie chcesz – nie lub. twoja wola. zresztą w Polsce to mało kogo się lubi.


@Docent

To może jeszcze ustalmy jak definiujemy antysemityzm. Bo ja ten zarzut już słyszałem pod adresem np. Finkelsteina, co według mnie jest trochę niedorzeczne.


ja nie tobie zarzucam antysemityzm

po prostu widzę to zjawisko w polskim społeczeństwie – od kiboli gloryfikujących Adolfa po inteligentów opowiadających wyrafinowane kawały o Auschwitz …


@Docent

Ja tego nie wziąłem osobiście, spokojnie (od czepiania się mnie na ten temat to ja mam Grzesia :)

“kiboli gloryfikujących Adolfa” – aż tak? Swastyki to widywałem, skinów debili też – ale że aż Adolf?

“opowiadających wyrafinowane kawały o Auschwitz” – szczerze? Akcja rodzi reakcję. Na takiej samej zasadzie, jak wtłaczana (na początku lat 90tych) do gardeł martyrologia narodowa (Katyń etc.) poskutkowała odruchem wymiotnym u wielu ludzi – niezależnie od tego, że przecież wszystkie te tragiczne zdarzenia naprawdę miały miejsce. Podtrzymywanie pamięci o zbrodniach czy to na Polakach, czy na Żydach, zostało spartolone dokładnie w ten sam sposób.

Nie bez znaczenia są też wyczyny w rodzaju przypisywania AK eksterminacji Żydów przy równoczesnym pomijaniu np akcji pomocy dla powstania w getcie.


kiboli gloryfikujących

kiboli gloryfikujących Adolfa” – aż tak? Swastyki to widywałem, skinów debili też – ale że aż Adolf?

zrobimy z wami co Hitler zrobił z Żydami

może to nie jest świadoma gloryfikacja ale jest … poza tym polecam film o polskich nazikibolach … jest gdzieś na youtube … jak znajdę to zapodam

Akcja rodzi reakcję.

sory, ale mnie mało śmieszy jak ktoś opowiada durne dowcipy o gazowaniu … na taką akcję to mam ochotę dać w mordę (reakcja)


@Docent

“zrobimy z wami co Hitler zrobił z Żydami” – od czasu jak spieprzałem kiedyś po Myśliwieckiej przed bydłem ze stadionu, trzymam się od kiboli na kilometr. To co napisałeś potwierdza tylko, że słusznie.

“na taką akcję to mam ochotę dać w mordę (reakcja)” – i bardzo słusznie. Przylanie w mordę popieram, ciągłego blablania w gazetach o “odwiecznym polskim antysemityzmie” – nie. Bo na razie agresywny antysemityzm to jest żulernia i potępiany margines – a wtłaczanie do gardeł obowiązkowej miłości może się skończyć tym, że jak ktoś kiedyś podpali synagogę, to nikt się nie ruszy pomóc – bo wszyscy będą mieli Żydów tak serdecznie dość.

Tak jak pisałem o polskiej martyrologii: po upadku komuny obrzydzono temat większości ludzi dużo skuteczniej niż kiedykolwiek udało się to komuchom – i to bez użycia terroru. I dokładnie to samo dzieje się w temacie stosunków polsko-żydowskich.


Majorze

No czapka z głowy za rzetelność. Dawno nie spotkałem się z taką chłodną analizą tematu – budzącego oczywiste emocje.
Pozdrówka.


Docencie

W Polsce antysemityzm jest tak samo obecny, jak wskazane przez Banana rusofobia, czechofobia, ukrainofobia, frankofobia itp itp. Szkopów, Ruskich czy Zydów nie lubimy i nawet jakieś powody można przytaczać i dyskutować. Ale można być wyzwanym od czarnuchów czy arabusów, a tych raczej u nas nigdy nie było w ilościach mogących tłumaczyć niechęć.

A co do żartów z holocaustu – natura człowieka jest taka, że potrafi się śmiać ze wszystkiego. Można się oburzac z kawałów o holocauscie, ukrzyżowania Jezusa, przemocy wobec kobiet czy rasistowskich kawałków o murzynach. Ale to zwyczajna hipokryzja, w dodatku na pokaz. Załozenie, że skoro bawił mnie kawał o Zydzie to jestem potencjalnym palaczem w krematorium lub z racji rechotu z żartu o afroamerykanach domagać się bedę powrotu do niewlonictwa jest zwyczajnie głupie.

Dystans. Wg szkoły Monthy’ ego. Śmiać się trzeba i przekłuwać wszelkie dmuchane baloniki…

Pozdrówka.


Czy w Polsce jst antysemityzm?

Uważam, że wątpię.
Są antysemici, na dodatek durni.

Co do zniknięcia 3 mln Żydów, to wiadomo gdzie szukać winowajców.

Co do zniknięcia ok 6 mln Rusinów sprawa się komplikuje.
Bo to Rusini a nie żydzi stanowili największą mniejszość/większość w II RP a i wcześniej też.

Do ich zniknięcia przyczynili się ci co zawsze, czyli Szkopi i Ruscy ale my też swój udział mamy.
Np w postaci przesiedleń ok 1,5 ml Ukraińców, Białorusów, Łemków za kordon.
200 tys rozpirzonych w ramach akcji Wisła. Iluś dziesiątek tysięcy przepadłych w bratobójczych walkach toczonych przez AK, NSZ, WiN, UPA, KBW, WP.


Natomiast

co do Michnika.
Nie czytałem recenzowanej przez Majora knigi.
Tyle, że Michnik, jako osobowość towarzyszył mi praktycznie przez całe życie.
Mogę więc mówić za siebie.

I co mamy?
Od zainteresowania, poprzez fascynację, poparcie, rozczarowanie, niechęć do wzruszenia ramion.
Czyli normalka.

To już jest epoka, która minęła.
Żywy trup i na pewno nie pomnik.

Tak jak i całe jego pokolenie.

Jak znam życie to Geremek w dobrym momencie zginął – będzie miał skwery, ulice, tablice i obelisk.
Adaś żyje.
Będzie miał coraz gorzej.


Sorry, Griszeq, ale pieprzysz strasznie,

“A co do żartów z holocaustu – natura człowieka jest taka, że potrafi się śmiać ze wszystkiego. Można się oburzac z kawałów o holocauscie, ukrzyżowania Jezusa, przemocy wobec kobiet czy rasistowskich kawałków o murzynach. Ale to zwyczajna hipokryzja, w dodatku na pokaz. “

Jaka kurde hipokryzja?
A nie pomyślisz, że komuś może wydawać się opowiadanie takich kawałów obrzydliwe zwyczajnie?
I mi się wydaje.
I zdarzało mi się mówić osobom, które w moim towarzystwie opowiadały kawały o Zydach w obozie koncentracyjnym, że sobie nie życzę takich tekstów albo wychodzić albo zmieniać temat czy inaczej protestować.
Bo uważam to delikatnie mówiąc za niesmaczne.
I nie ma tu żadnej hipokryzji, bo sam też ich nie opowiadam ani mnie nie śmieszą.

Podobnie jak rasistowskie kawały.
A oczywiście nie mylmy kawałow o Auschiwtz z humorem żydowskim czy kawałami o Żydach, które są niezłe i ciekawe.

“Załozenie, że skoro bawił mnie kawał o Zydzie to jestem potencjalnym palaczem w krematorium lub z racji rechotu z żartu o afroamerykanach domagać się bedę powrotu do niewlonictwa jest zwyczajnie głupie. “

Nie chodzi o kawały o Zydach, chodzi o kawały o gazowaniu Żydów, dla mnie to żenada i nie widzę w tym nic zabawnego.
Okej, niech inni se opowiadają, ale ja będę ich oceniał jako prymitywów wtedy i tyle.

“Dystans. Wg szkoły Monthy’ ego. Śmiać się trzeba i przekłuwać wszelkie dmuchane baloniki…”

Dystans jest okej, ale poza dystansem są pewne zasady:)
Znaczy nie wejdziesz do Kościoła ubrany jak na plażę, do meczetu w butach, a zwiedzając obóz koncentracyjny nie będziesz łaził z pieskiem i robił setek zdjęć narzekając, jakie to mało dramatyczne wszystko, bo kmór tu nie było (autentyczne obserwacje moje, jak zwiedzałem Buchenwald)

I tak samo opowiadanie kawałów o Holocauście jest żenujące.

I tyle.

P.S. I co jest tym dmuchanym balonikiem?
Śmierć kilka milionów osób?


Grzesiu

Bądz konsekwentny chłopie. Zachwycasz się “Inwazją barbarzyńców”, a zaraz potem lecisz mi tu z takim tekstem. Zastanów się i dokonaj wyboru, bo szpagat jaki robisz powoli kwalifikuje Cię na olimpiadę.
Pierwsza i fundamentalna kwestia – to odróżnienie świadomości istoty zła od swiadomego strojenia sobie ze zła żartów. Gdy widzę chłopaków z Monthy’ego w strojach SS-manów, to nie jest to dla mnie wyraz żenujący wyraz uwielbienia dla nazistów. Nie obrażam sie na nich, “bo przeciez SS wymordowało tylu Zydów, Cyganów, Polaków, Rosjan itp itd.”. Ale kiedy w mundur SS-mana ubiera sie brytyjski następca tronu, to zapala sie lampka ostrzegawcza.
Bawi mnie prosty kawał, ze pierwsze słowa po polsku jakie wygłosił do naszych rodaków Benedykt to wyrecytowane “obhhhrońcy Westerplatte, poddajcie sie”. I w ogóle nie bawią mnie płonące po lasach swastyki i maszerujące brunatne bojówki drące ryja, ze “Polska dla Polaków”.
Rozumiesz różnicę Grzesiu? Smiech to najlepszy sposób, by nie zwariować. Nadmiar powagi zabija.

Co do meczetów – byłem w wielu. W różnych czesciach świata. Do większości byłem zapraszany. A do niektorych mnie nie wpuszczono i patrzono wrogo. I nie robiłem z tego problemu, bo to byłby właśnie wyraz głupoty i buractwa. . Stosować i szanowac należy zasady obowiązujące w miejscu w którym się jest. Jak nie odpowiada, to się nie jedzie. Proste.
W Europie żarty z wiary i religii sa dopuszczalne. Słyszałem zabawne kawały o Jezusie, który z hipisami ujarał się trawą. Śmiali się wszyscy. I jako Europejczycy, u siebie, mamy także prawo śmiać się z Buddy, Mahometa czy Manitou. Albo śmiać sie z czyjegoś braku wiary. Jeśli w Iranie władują mnie za to do paki – to ich prawo, ich kraj, ich zasady. Ale Europie jest mi to wolno zrobić i tego prawa wolności słowa będę bronił. Nawet, jeśli akurat Tobie wydaje sie ono żenujące. Wybacz Grzesiu – wolę po prostu standardy drwiny wyznaczane przez Monthyego niż przez Ciebie.

niemniej pozdrawiam, jak zawsze, Imienniku.


Ale tu nie chodzi o powagę i o smiech,

chodzi o to, że kawały w tym stylu:

“Dyrektor Auschwitz do żydów: – Moje kochane żydki, dzisiaj się zabawimy, będzie dyskoteka. – Huuuura.
Nagle jeden żyd – a kto będzie grał? – Hans na cekaemie.”
są dla mnie burackie.
Nie lubię buractwa w żadnym wypadku, nieważne czy ono odnosi się do Żydów/kobiet/homoseksualistów/feministek itd
A między buractwem a inteligentnym poczuciem humoru i wykpiwaniem świętości i posiadaniem dystansu wbrew pozorm jest łatwo wyczuwalna różnica.
I tę różnicę wyznaczam ja sam.
I dla mnie ważniejsze są moje odczucia i moje standardy humoru niż kogokolwiek innego.
Proste.


Grzesiu

Pamiętam ten kawał z czasów podstawówki. Śmieszył mnie wówczas. Bo to poziom taki dla 13 latków. Byłem też w tamtym czasie w Oświęcimiu. Gdybym przez przypadek usłyszał język niemiecki w czasie tamtych odwiedzin, to mielibyśmy incydent dyplomatyczny. Emocje. Zwyczajne emocje.
Ja na przykład słyszałem w mlodości kilka razy, że “mój dziadek zginał w Oświęcimiu. Spadł z wieżyczki”. To z powodu niemieckiego nazwiska. Jako że na topie był Kapitan Kloss, to oczywiście przezwiska typu Brunner czy Sztetke były na porzadku dziennym. I nie mam z tego powodu traumy i nie uważam, by kumple którzy mnie tak nazywali, byli umysłowymi neardeltalami. Nie szlajam sie po psychoterapeutach, bo dzieciństwo miałem ciężkie. Rezerwa i właściwy dystans Grzesiu.

Czy ta różnica pomiędzy buractwem a inteligentnym poczuciem humoru jest taka znowu dostrzegalna, to nie jestem pewien. Znowu odniosę się do Monty’ego. Pamiętasz “Zywot Briana”? Zasadniczo, można sie uśmiać do bólu brzucha. Ale w tym filmie, Jezus porzuca krzyż i ucieka. To jeszcze “inteligentne poczucie humoru” czy juz “niedopuszczlne buractwo”?

Pułapka polipoprawności jest bardzo niebezpieczna. Sam całkiem niedawno opierdzielałam Rafała, że sobie robi jaja z biblijnych opowieści i dlaczego nie uwzględnia, ze może to dotknąć Odysa czy Poldka. Bez sensu. Lepiej przesadzić i przeprosić, niż budować sobie we łbie kraty.

Ciesze się, że Twoje standardy są dla Ciebie najważniejsze. Serio. Oby zawsze tak było. Można sie przecież pięknie różnić. Wazne, by być w miarę konsekwentnym.

Pozdrawiam.


>Griszeq

ale nie każdy uważa historię Jezusa za prawdziwą, a w Auschwitzu autentycznie mordowano ludzi. co do czego nie ma wątpliwości (pomijając debili w rodzaju Irwinga)


Docencie

Owszem, tyle że Monthy nie parodiował jakiegoś tam Jezusa, w którego ktoś tam nie wierzy, tylko z konkretnego – Jezusa Chrystusa, w ktorego wierzy jakiś miliard ludzi.
Po zdławieniu powstania w Judei Rzymianie krzyżowali Żydów masowo, wręcz tysiącami. Śmierć – koszmarna. Gorsza, dużo gorsza niż zagazowanie w komorze. Choćby z racji długości męki. A tymczasem w “Zywocie…” ukrzyżowani goście sobie kiwają nogami i śpiewają o “patrzeniu na dobrą stronę życia”. To nie jest obrazoburcze? Jest. A jednak nas zwyczajnie bawi. I na tym to polega. Nie można stosować podwójnych standardów, bo to właśnie hipokryzja.

A o debilach negujących holocaust nie ma co pisać, bo szkoda klawiszy.


Subskrybuj zawartość