Parę myśli o snobowaniu

Rozmawiałem kiedyś z Gombrowiczem, strasznie snobował się na swoje pochodzenie – wyczytać można w jednym z wywiadów Herberta (Herbert nieznany. Rozmowy). I na ile owe snobowanie jest prawdą, o której wspominał Jeleński (trochę się Kocie pobawiliśmy, a teraz powiedz co tam u ciotki z Górskich), a na ile kolejną kaskadą błazeństw i wyzwalania, snobowanie jest częścią aspiracji, rażącym, niesmacznym kosztem ubocznym przeistaczania z prostaczka w kulturalnego Pana. Dziś powiedzielibyśmy (czy raczej oni by powiedzieli) zrzucania skóry z leminga.

Snobuje się tedy każdy, kto „jest”, a przede wszystkim chce „być” , ale snobować się pochodzeniem w kraju tym przeoranym duchem historii, Heglem, Krońskim i Miltonem Friedmanem, jest już passe. Trudno zadawać szyku, gdy wokół potomkowie chłopów z Mazowsza, o pękatych dłoniach jak bochen chleba. Przeto w modzie snobowanie się intelektualne, żywot inteligencji podtrzymuje w kapitalizmie nie jej rola niezwykła, ale aspiracje szepczące z tyłu głowy, że to jest ważne. Ważne, nie wartościowe, bo mądrość ma być ważna i nieprzeliczalna na czystą gotówkę

Lepiej być nieszczęśliwym Sokratesem, niż szczęśliwym głupcem – twierdził J.St. Mill, ale czyż głupcem nie jest ten, co nie wie, iż w rzeczywistości jest głupi? Szczęśliwym głupcem, będzie więc i szczęśliwy, i mający się za mądrego, a może nawet samego Sokratesa uważający za głupca z „Chmur” Arystofanesa. Czyżby Mill się pomylił? Ale powiedz komuś, że jest brzydki, nie utalentowany, prostacki – wybaczy. Nazwij go mało inteligentnym – ukłujesz najmocniej.

Dwie postacie widzę intelektualnego snobizmu, oba wspierane pychą i bezczelnością, oba jak efekciarskie, nie efektowne, jak chwast się rozszerzające. Pierwszy to katastrofizm i dekadencja. Spotkaj kogoś, kto o świecie tym, tamtym, przeszłym, przyszłym absolutnie nic ciekawego nie ma Ci do powiedzenia, a pewnym być możesz, że w porywie weny, szepnie o upadku świata. Deportacja całych rosyjskich wsi była i za caratu (wspomnienia de Custina), palenie książek za Woltera, eutanazja za czasów Rzymskich, pederastią spływała Grecja, ale spal książkę na rynku, a skojarzą to wprost
z Hitlerem. Może i dobrze, ale zaraz i tak zaczną krzyczeć o nazizmie (tak, pamiętam o pogańskiej swastyce), zadziwiające są horyzonty u „aspirantów inteligencji”- cała historia, dowcip i skojarzenia sprowadzone do sowiecko-niemieckiej barbarii. Jakby czas się dopiero wówczas zaczął a wyobraźnia nie potrafiła sięgać głębiej, tylko musiała pyszczkiem ryć po kretowiskach A potem, gdy kojarzyć się wszystko musi z Hitlerem, Bierutem, Machejkiem, romantyczna poza i infantylny lament, że kiedyś było lepiej, inaczej, było właściwie. I ta dziwna pycha, że jak nie przestrzegają Twoich wartości, to cały świat runie. Na co innym Twoje wartości, na co Twój pogląd, gust i wspomnienia? Świat jak na razie nie runął. Dla mnie czas jest jak spirala, co sama zatacza spiralne koła, choć spór, zdaje się toczy o to czy okrąg czy linia.

I jest druga snobistyczna poza, również pochodna pychy, deprecjacja i popisywanie się gustem, bierzesz na warsztat coś uznanego, im więcej ochów nad nim i achów, tym, rzecz jasna lepiej, a potem głośno chrząkasz niezależnie, że to beztalencie. Pfi, słaby to pisarz, to kiepski aktor, ten film jest słabiutki, książka zupełnie średnia, nad czym tu się zachwycać. Metallica skończyła się na Kill’em all – śmieją się w necie i coś w tym jest, że dobry snob, czyli każdy ko aspiruje, od ręki zgnoi Hrabala, Kunderę, czy ulubioną Szymborską. Gnojenie noblistów to już nawet taki mały rytuał, najodważniejsi gnoją gorliwie, grzebią w biografach, a potem publikują swoje wiersze. Siódmą wodę po Zbigniewie Herbercie. Albo kalka z Sosnowskiego. Żeby choć było to niezależnie zakamuflowane własne bezguście (czy w dobie absolutyzacji subiektywizmu bezguście w ogóle istnieje?), żeby zaznaczył jeden z drugim, że owszem, to mu się nie podoba, ale nie przeczy, że wielkie. Ale nie, jest zupełnie inaczej, mój gust – nasz, twój gust i jak masz inaczej, to kłapiesz dziobem za sprzedajnymi krytykami. Przyznam się że taż mam tak czasami. Bracia Karamazow, którzy dla Słojewskiego (ale cholernik pisał, gdzie do niego Kisielowi albo Słonimskiemu z Tygodnika) były książką jego życia, dla mnie są zwykłym kryminałem, najciekawszą postacią nie jest banalny Zosima, tylko ta młoda śmieszno-tragiczna dziewczynka co śle amory i jednocześnie wyśmiewa Aleksego. Ale chowałem ten sąd dla siebie, myślałem: dlaczego biorę dziełko za kryminał i doszedłem do wniosku, że jak mi ktoś mówi coś wprost, że jest las, że to jest pole, a to jest dobro, a to jest zło, to ja nie zdzierżę, że muszę choć trochę mieć modernizmu, dlatego gdy to samo powiedziałby Kafka to tak, a jak powie ktoś wprost to niekoniecznie. Ale choć aspirować lubię i się w ty smakuje, to w życiu bym nie powiedział, że Dostojewski jest kiepskim pisarzem, bo akurat mnie się jakaś jego książka nie podoba.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Jak się snobować, to na całego

dlaczego autor nie wywołał Aleksandra Macedońskiego, Cezara albo Kapuścińskiego?
Albo gen. Żukowa i Pattona?
Może jeszcze Palikota i Kurskiego, oni też pewnie zaraz coś opublikują.
Albo blogera-myśliciela, który wczorajsze gazety studiuje?

Typowe bleblanie na skutek nadmiaru lektur.


Ech

Palikot wydał niedawni swoje wpisy w formie książki, a Kurski był współautorem Lewego czerwcowego. Jak już musisz koniecznie pieprzyć o lekturach, to chociaż idż do księgarni.


Majorze, snobistycznie poczytałbym Słojewskiego,

jest jakiś zbiór jego felietonów?

A Metallica się skończyła na Czarnym Albumie wg snobów-metalowców:)

A snobistyczni balck czy deathmetalowcy Metallici zresztą nigdy nie słuchali, a nawet jak słuchają, to żałują:)


Subskrybuj zawartość