Rzeczy Ważne

Rok temu, po kilkutygodniowym obwąchiwaniu Salonu, na który trafiłem pod wpływem rekomendacji pani merlotowej, zdecydowałem się pójść za głosem instynktu (czyli Igły,też na “i”) i zapisałem się do konfederatów.

Motywację miałem dokładnie taką, o jaką podejrzewa mnie jeden z blogerów. Chciałem zbawiać świat, a w szczególności świat tu i teraz. Szybkiej lekcji pokory udzieliły mi wówczas Magia i Delilah, za co im do dziś jestem wdzięczny.

Od tej pory byłem, komentowałem, uczyłem się awatarstwa. Po raz drugi wychyliłem się pisząc notkę o znielubianiu przyjaciół, która wywołała dość duży oddźwięk, ale w końcu zakończyła się wojną pozycyjną rodem z Salonu, tyle, że w elegantszym wydaniu.

Jako remedium wymyśliłem miasteczko z remizą, takie małe prywatne RPG na tematy poważne, choć w rozrywkowym opakowaniu. Dostałem pochwałę na piśmie od Dyrekcji, udało się świetnie, chociaż w końcu wyszło jak wyszło.

Jeden i drugi tekst kręciły się wokół pewnej obsesji (nazwijmy to głębokim przekonaniem), że do robienia Rzeczy Ważnych, oprócz koncepcji, kompetencji, przekonania i uporu potrzebny jest team w najszerszym rozumieniu tego słowa. W poprzek ideologii, wbrew uprzedzeniom.

W życiu pozawirtualnym robiłem sporo rzeczy ważnych. Za pieniądze i za friko. Ale Rzeczy Ważne Naprawdę zawsze powstawały w zespole. Już to przeze mnie, już przez innych zwoływanym.

To doświadczenie przeniosłem do krainy awatarów i (obsesyjnie) lansuję je ad nauseam.

Z okazji rocznicy postanowiłem wrócić do sprawy raz jeszcze, opisując ekipę, z którą awatar merlot gotów byłby zrobić coś pożytecznego w skali makro.

Disclaimer ogólnodostępny

Wybór ekipy do realizacji PZ nie pokrywa się w całości, a nawet często mija się z osobistymi sympatiami merlota. Dla zachowania czystości konwencji, do ekipy nie kandydują awatary, które zdarzyło mi się poznać w realu. Z tych samych powodów udział tutejszej władzy jest wykluczony

Disclaimer ukierunkowany

Treść i didaskalia tej notki mają charakter czysto rozrywkowy.
Przesłanie natomiast odzwierciedla rzeczywiste przekonania awatara merlota i nic na to nie poradzę.

Gdybym miał możliwość zrobienia czegoś ważnego jako awatar merlot, jako pierwszych zaprosiłbym do współpracy (alfabetyczno-awatarycznie):

Banana, Defendo, Dymitra, Griszqa, Grzesia, Lorenzo, Mad Doga, Nicponia, Odysa i Pino.

Dlaczego?

Banan
Specjalista od homosiów. Trafił na listę po opisaniu okolic Dworca Centralnego w okolicy pierwszego sierpnia. I został, bo to ważniejsze od idiosynkrazji.

Defendo
Nic nie pisze, rzadko komentuje. Wybrałem ją instynktownie. Jak by się coś działo naprawdę, zjawiła by się natychmiast. I nie tylko po to żeby sarkasycznie komentować.

Dymitr
Robiąc rzeczy ważne, nie można obejść się bez kompromisów. Dzięki Dymitrowi byłbym spokojny, że nie przekroczymy ich granic.

Griszeq
Sprawa jest prosta. Mam wrażenie, że mówimy tym samym językiem.

Grześ
Podobnie jak Dymitr – dla bezpieczeństwa. Tym razem, by nigdy nie przeoczyć drugiej strony medalu.

Lorenzo
Z dwóch powodów. Umie przełożyć realne na wirtualne i emanuje zaraźliwą empatią.

Mad Dog
Szczeka strasznie. Ale jak czasem przestanie, potrafi wgryźć się w sedno.
Za ten zielony baner i pewne miasto w realu.

Nicpoń
Wybrałem sobie z jego awatarowej osobowości co chciałem. Jest tego wystarczająco dużo, żebym mógł przymknąć oko na resztę. Do robienia rzeczy ważnych potrzebni są ludzie z napędem.

Odys
To dla mnie ważny i osobisty wybór. Patrząc dookoła, nie wyobrażam sobie robienia rzeczy ważnych bez odysów.

Pino
Wildcard tej listy. Może się wypiąć na mnie z hukiem, jak usłyszy o rzeczach ważnych. Zaryzykuję.

No to tyle.
Ponieważ jest to tylko rozrywka, nie domagam się rozpoczęcia prac ekipy natychmiast.

Jedno jest pewne, ten post nie mógłby powstać poza TXT.

Za to dziękuję Wam wszystkim, nie bacząc na listę. A Igle, Sergiuszowi i JJ w szczególności.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Weź mnie na rezerwowego!

No przecież musi być ktoś na rezerwie, szczególnie jak się chce robić Rzeczy Ważne Naprawdę.

Proszę...

Pozdr


Hau, Hau, Hau:-)

Stawiam się na wezwanie!

Cartoons Graphic Comments

Jestem dumnym damskim bokserem


Merlocie,

był piękny kwiecień, albo maj, miejsce akcji Raszyńska. Nie chciało nam się iść na polski, więc zgodnie z logiką sytuacyjną, do pani T. udały się po prośbie dwie uczennice, które miały z nią największą kosę, czyli ja i moja przyjaciółka Zuz.

Wchodzimy do poknacza i przerywając pani T. rozmowę z wicedyrektorką sugerujemy stanowczo, że klasa chce wyjść na dwór i tam, na słoneczku, udawać, że wie cokolwiek na temat Kochanowskiego.

Ta spojrzała na nas z obłędem lekkim w oku i zakrzyknęła:

- Ja nie mogę na dwór! Ja się przeziębię! Ja mogę tylko samochodem do Kazimierza!

Obawiam się, że też kaszlę od tygodnia i nie nadaję się do Wielkich Czynów. A od Tolkiena zawsze wolałam Kiryła Yeskova z jego przewrotną wizją Mordoru jako królestwa techniki i cywilizacji.

pozdrawiam, zaznaczając dystans wobec czegokolwiek


Rafale,

Chitry plan Pana Yayco powiódł się częściowo, mimo, że nie zdążył nacisnąć entera przede mną. I tak jak Ty, w szczegółach przyznaję mu rację.

Jednej rzeczy chyba jednak nie uwzględnił: Świat który opisuje, jest jego osobistym światem. I trudno to porównywać z moim osobistym światem, choć problemy i definicje są wspólne.
Dla mnie słowo stary harcerz ma całkiem konkretne znaczenie. A prawdziwego naziola nie widziałem nigdy. No, może na żylecie Legii.
Robiłem w życiu mnóstwo dziwnych rzeczy, nie wyłączając supportu dla cudotwórcy.
To mnóstwo składa się na mój obraz świata.

Moja lista to nie jest kasting do drużyny. To próba podsumowania ewenementu, jakim jest TXT. Ułomna, bo za obopólną zgodą, nie ma w niej mowy o moim polemiście.

Ale im bardziej Pan Yayco utwierdza się w przekonaniu, że nie należy iść tą drogą, tym bardziej czuję, że jest wręcz przeciwnie. Że status quo nie prowadzi do niczego.
Że białe, w opozycji do czarnego stworzy tylko szarość, czyli wielkie nic.

Wracając do spraw kadrowych, prawda, nie bacząc na Twoje nie do końca słuszne wystąpienie na wrażym blogu – jeżeli chcesz, to wskakuj.

Czuwaj!


Madzie,

no to przestań szczekać i weź coś ugryź. Byle skutecznie.


Merlocie

Szczekam w reakcji. Szkoda, że to akurat ja dostaję joby. Ot, takie widzenie jednooczne.

Ale sam się “prosiłem”, to i obrywam. Przeżyję.

A wnioski wyciągam dla siebie.

O, np. taki, że jesteś jednym z nielicznych, którzy potrafią odcedzić formę od treści.

Można tu znaleźć jeszcze może dwóch, góra trzech.

Jestem dumnym damskim bokserem
Cartoons Graphic Comments


-->Merlot

E, bajera, to nawet ja życzę powodzenia, bo jestem zwolennikiem raczej robienia, niż nierobienia. Przykładowo, obiecałem tekst Nicponiowi dla jego inicjatywy, i choć nie daję tej inicjatywie szans, to go napiszę, bo tak moim zdaniem w tych warunkach trzeba. Życzę więc powodzenia, choć “powodzenie” to nie jest najlepsze słowo; raczej – życzę owocnego zabijania czasu, jak uda się coś więcej, to fajnie. Zbieram się na piłkę, pozdrawiam,


Pino,

odpisuję Ci po raz drugi, bo pierwszą odpowiedź inteligentnie skasowałem.

Po pierwsze – luz. Co nagle to po diable.

Po drugie, oficjalne oświadczenie w kwestii Tolkiena:

Nie czytałem, jamais couché avêc, nie dotyczy.
Co innego Mann, za którego pokajałem się u Ciebie.

Jak na jokera, zachowałaś się bardzo pasywnie;-)


Merlocie!

Dla mnie słowo stary harcerz ma całkiem konkretne znaczenie.

Jak najbardziej konkretne, ma się rozumieć, znaczenie! Cztery wspaniałe lata w drużynie starszoharcerskiej, ha!

Jednej rzeczy chyba jednak nie uwzględnił: Świat który opisuje, jest jego osobistym światem. I trudno to porównywać z moim osobistym światem, choć problemy i definicje są wspólne.

Tak, Twoja koncepcja, Ty masz do niej prawo, Ty masz ją w głowie (mam nadzieję).

Wracając do spraw kadrowych, prawda, nie bacząc na Twoje nie do końca słuszne wystąpienie na wrażym blogu – jeżeli chcesz, to wskakuj.

Ależ Wodzu, co Wódz! Ja tylko chciałem ten kij ze szprych trochę wysunąć, trochę go poluźnić, żeby jednak nie był taki pewny siebie ten Pan Yayco.

Jezu! Naprawdę? Dostałem się?
Jasne, że chcę! Zawsze o tym marzyłem!
Dziękuję Akademii!

Czuj czuj czuwaj!


No przepraszam,

może od razu przedstawię swoją wizytówkę, żeby każdy wiedział, na czym się znam, a na czym nie? :)

Znawstwo Bergmana
I Logistyka
To co Heidegger
rzekł o czajnikach
Małe Puddingi
Już w piekarnikach

Prócz tego przemycam kabanosy drogą lotniczą i opowiadam niezrozumiałe anegdotki bez puenty.

Na przykład teraz przypomniały mi się nocne podchody po lasach wokół Jastrzębiej Góry, kiedy jako te cztery małe dziewczynki z mapą i latarką błąkałyśmy się uporczywie, nie mogąc zrealizować kolejnego questu, polegającego na znalezieniu donic na terenie jednostki wojskowej.

No i wlazłyśmy na jakąś ciemną ścieżkę i natknęłyśmy się nagle na pijanego żołnierza na warcie. Wrzasnęłyśmy zgodnie, ja nawet z rozpędu poprułam kilka metrów w stronę przeciwstawną do tego pana w mundurze – a niejaka J. zapytała go zalotnie i przytomnie: “czy widział pan tu jakieś donice?”

pozdrawiam ubawiona z niezrozumiałych względów


Jastrzębia Góra?

Pamiętasz rok?

Dosyć często tam jeździliśmy. Często, czyli dwa razy. Albo trzy. I dokuczaliśmy dziewczynkom, które dlatego, że były młodsze i dziewczynki, nie mogły nam oddać.

Jestem dumnym damskim bokserem
Cartoons Graphic Comments


Dożku,

ty stary dziad jesteś. Nie moje pokolenie. To była akurat jesień dwa tysiące dwa.

Ale nawet żałuję, że nie miałeś okazji nam podokuczać, małym, niegroźnym dziewczynkom. Byłoby to zabawne, dla nas i otoczenia, hi, hi, hi.

pozdrowienia ADHD-owe


To ty aż taka dzidzia jesteś?

Eeeeeeee, a już zaczynałem traktować cię jako partnera do ping ponga.

Jestem dumnym damskim bokserem
Cartoons Graphic Comments


niezłośliwie

myślę, że przydałby się wam psychoterapeuta ;-)

naprawdę to było niezłośliwie :)


Panie Referencie

jak Pan już wróciłeś z tej piłki, to czytaj. Jak nie, moja strata.

Z Panem to ja mam problem. Który już się raz był ujawnił, poprzez iskrzenie. Bo tak naprawdę, po odcedzeniu wszystkich didaskaliów, to Pan jesteś (pardą) bardzo w moim typie. Pana komentarz u mnie tylko mnie w tym utwierdził.

Powiem więcej. Gdyby Pan zaczął coś, prawda, montować, to może bym się i zgłosił...


Niemożliwy ten Mad jest

;)


Druhu Rafale,

ma pewne plusy dodatnie. Ten Mad. Idzie się przyzwyczaić.


"Ma pewne plusy dodatnie. Ten Mad."

Ja nie mam żadnych wątpliwości przecież!


-->Merlot

Już jestem, z piłki nici. Okropny dzień, od samego rana kolejne niepowodzenia. Tak się żalę, nie żałuję sobie, i tak nie jest mi Pan w stanie pomóc.

Jeśli będę w przyszłości coś robił, to – rzecz jasna – potrzebna będzie do tego gromada. Inaczej się zwyczajnie nie da. W takiej gromadzie potrzebni są różni specjaliści – w tym nawet fajtłapa i nieudacznik. Dla każdego jest robota, powtórzę (bo ja się prawie cały czas powtarzam): i dla rzemieślnika, i dla wirtuoza. Innymi słowy – dla każdego jest robota, bo różne rzeczy są do zrobienia. Tak mi się wydaje. Nie pomogą za to kabotyni i wszystkowiedzący, zwłaszcza z gatunku tych, co: (a) wiedzą, że i tak się nie uda; (b) ewentualnie mogłoby się udać, gdyby kabotyn sam się tego podjął, ale się nie podejmie, bo i tak się nie uda. To przydługie ostatnie zdanie jest wątkiem osobistym i proszę nie brać go pod uwagę (didaskalia).

Jeśli więc będę kompletował kiedyś jeszcze jakiś zespół, to zrobiłbym podobnie jak Pan, choć nie zaprosiłbym osób, których nie znam odpowiednio dobrze. Pana więc, bez urazy, na razie nie mógłbym zaprosić, bo nie mieliśmy okazji się poznać. Życie tak nam się ułożyło, że nie mieliśmy. Ale już jutro… jutro może być zupełnie inaczej… :-) Mam nadzieję, że dobrze mnie Pan rozumie, nie chcę Pana obrazić.

Przede wszystkim trzeba jednak kiedyś powiedzieć, po co Panu ten zespół. Rozumiem, że Pan to wie, i tylko taktyka skłoniła Pana do odwrócenia kolejności. Najpierw personalia, potem cele. Bo cele jakieś muszą przecież być, w innym przypadku ten zbiór blogerów byłby jedynie przypadkowym zgromadzeniem. Takim tłumem w Tesco. OK. Nie Tesco, powiedzmy… filharmonii. Będę dziś ugodowy.

referent


Jako awatar ze względów formalnych pominięty

Pozwolę sobie (mimo wszystko hi hi) pogratulować Panu roku, Panie Merlot.

Chciałabym też skorzystać z okazji i powiedzieć publicznie, że jest to dla mnie wielka radość, że w moim świecie przestał Pan być jedynie awatarem.

Dziękuję za… i za… i za to też. A, jeszcze za to :)


Docencie,

jestem za. Mogłoby być zabawnie, zwłaszcza, jeśli w drugiej parze pójdziesz Ty, pod rękę z Białym Człowiekiem :)

Tą jakże rozrywkową kamandą uderzymy do Gretchen, bo najlepszy jest własny dentysta.

Już ja widzę ten seans, oczami duszy mojej.

Skończy się na wódce z tramalem i mariannie, dla niepoznaki w mentolową bibułkę zawiniętą.

Gretchen dostanie kaca i spóźni się nazajutrz do Publicznej Służby.

Może lepiej nie?

pozdrawiam Cię prześmiewczo


Referencie,

Odpowiedziałeś mi super, w duchu krakowskiej (pardą, Panie Lorenzo) mieszczki z dobrego domu.
Ta lista nie jest opisem moich preferencji. Ma natomiast jedno, jedyne zadanie. Ma, przez swoją niekonsekwencję i absurdalność uświadomić wam wszystkim, ideologicznie słusznym i zaangażowanym po jedynie właściwej stronie, że sensowna działalność nie zaczyna się na parteitagach dowolnego koloru. Że naziol nie musi być naziol, a lewak może mieć prawackie odchylenie.

Nie znamy się, to prawda. W realu w ogóle, tutaj minimalnie. Mnie to ciut-ciut wystarczyło, żeby wystąpić z zachęcającą deklaracją. Szczerą na tyle, na ile awatary mogą być szczere.

Być może, poznamy się lepiej. Póki co nie przewiduję rozczarowań.

Z mojej strony.


-->Merlot

Nie do końca rozumiem. Wydawało mi się, że grupa jest dobrana do charakteru zadania. Pomyślałem sobie nawet, że zadanie musi być nieźle odjechane, skoro taka grupa… Na “mieszczkę” nie reaguję, ale żeby mi tłumaczyć, że naziol nie zawsze bywa naziolem, a lewak może mieć odchylenie prawicowe, to tłumaczyć mi naprawdę nie trzeba. Przecież ja znam i lubię Nicponia (przykład nr 1) i Igłę (przykład nr 2). Igła, bez urazy, bo ty drażliwy jesteś :-)))))))


No i właśnie w tym tkwi esencja,

...Panie Referencie.

Tym razem, grupa nie była dobierana do charakteru zadania. Zadanie było i póki co pozostaje generyczne:

Zrobić coś dobrego razem. Bez oglądania się na.

A do tego, zadanie jest tylko podtekstem do tezy, że stokroć ważniejsi są ludzie, od etykietek, którymi ich oklejono.


-->Merlot

Nie wykazałem się refleksem. Czy rzeczywiście różnice między nami nie są istotne? I z jakiego punktu widzenia nie są istotne?


Panie Referencie

z punktu widzenia celu (nie – celów) jaki nam, pardą, przyświeca.

A jest on od cholery ten sam.


-->Merlot

OK. Już się częściowo wycofałem z mojego pierwszego komentarza. Dopisuję go do dzisiejszego pasma niepowodzeń. Zastanawiam się, na czym Pan buduje przekonanie, że ludzie, których tu spotykamy (awatary), nie kończą się na etykietach. Kiedyś lubiłem mówić, że bloger, to suma tekstów, które opublikował. Zmieniłem zdanie, kiedy poznałem kilku kolegów osobiście. Na korzyść zmieniłem, od razu dodam. Ale problem pozostał.

referent


Jeden jest sumą, inny nie.

Chyba nie ma tu reguły. Część z nas dzieli się z resztą swoim realem jawnie, część skrycie. Inni pakują nas w maliny. Nie ma reguły.

Wydaje mi się, że znacznie bardziej poznawcze są dialogi blogerów, komentarze.
I żeby była jasność Referencie: wszystko co wiem o Tobie powiedziałeś mi sam, z własnej woli. Jak awatar awatarowi.

Ponieważ chwilowo robię za awatara, odpuść sobie tego pana.
Może się przyda się w realu;-)


-->Merlot

Dobrze. Co zatem można zrobić w takim składzie razem? Poza akcją humanitarną?


>Pino

bialyczłowiek musiałby najpierw zejść z drzewa

wódka z tramalem? może od razu z morfiną i to w czopkach. stary sposób Majów w sam raz dla białegoczłowieka :P

a potem można wsiąść w nocny tram(al)waj i tnąc siedzenia śpiewać głupie piosenki Ramzesa :P

pozdrawiam uchachany (uhahany?) po pachi :P


Na przykład

...tygodnik netowy.

Skład można by natychmiast rozszerzyć, oczywiście. (Nicki podam, w razie potrzeby)

Tygodnik, w którym różne opcje, nawet przeciwstawne, stawiałyby sobie za cel znalezienie punktów zaczepienia. W odróżnieniu od modelu salonu, jest to znacznie trudniejsze, ale w skali TXT, całkiem realne do zrealizowania.


Ty Docent,

nagrywaj wokale, zamiast się chachać. Czas leci, a podatnicy za to płacą (bujam, sorry)...

Za moich czasów, w godzinach wczesnonocnych,na tramwaj można było machnąć. I potem jechał, tam gdzie chciałeś, o ile mu tory pozwalały. Takoż śmieciarki, solarki i pługi odśnieżne dostęne dla narodu były.

A teraz co? Kicha. Szarzyzna.


-->Merlot

Kibicuję. Poczytam. Niestety, rozmawiasz w tej chwili z człowiekiem, który kilka dni temu napisał taki tekst (poniżej), i szybko go z txt usunął, jako nazbyt pozorny, a jednocześnie szczery:

Przy kawie

Sukulenty na parapecie zrzucają liście, mają za mało światła. Dlaczego mamy tak mało światła?; niech będzie zimno, ale dlaczego tak mało światła? Niedobre. Książka o statkach bardziej przypomina opowieści Alberta Cohena, niż podróże po morzach i oceanach. W swym absurdzie zwłaszcza dialogi są uroczo nierealne. Odkładam ją, nie mam czasu.

Na czym polega ta cała blogosfera? Jedni piszą osobiste relacje, układają wspomnienia, lepiej lub gorzej – jak potrafią. Zazwyczaj gorzej, czyli tak jak potrafią. Wracają do przeszłości i blog jest dla nich rodzajem pamiętnika. Od razu powiem, że nie zawsze lubię tę formę. Zwłaszcza jeśli jest to zawracanie głowy, puste epatowanie publiczności albo auto-terapia. A niestety często tak jest; nadzwyczaj często.

Blog używany jest również jako miejsce wywrzeszczenia emocji – krzywdy, radości… To z kolei przeważnie jest słabe. Budzi niepokój, przerzuca na czytelnika część odpowiedzialności, współczucia, a w sumie dalej jesteśmy sobie obcy, tak się “tego” nie da odkręcić; granica prywatności przekraczana jest w tym modelu za daleko.

Bywa, że blog ma charakter fachowy, dostarcza informacji, porad, rozwija jakiś temat. Błąd! Nie można dawać za darmo tego, co można sprzedać, z czego się żyje. To brak szacunku wobec siebie i swojej rodziny, nadmierna fanaberia, stać na nią tylko najlepszych. Ale ci oczywiście w internecie nie publikują.

Znam blogi, które powstały dla zabawy i poza zabawę nie wychodzą; są miejscami spotkań. Dzieją się tam różne rzeczy, niepoważne i poważne, ale generalnie “żadnej pretensji do czegoś”.

Blogi – w cudzysłowie – misyjne, to jeszcze coś innego. “Misyjne” nie jest dobrym określeniem, bo sugeruje jakiś pejoratywny refleks, a przecież nie ma w prowadzeniu takiego bloga niczego złego, czy podejrzanego. Lepiej byłoby powiedzieć, blogi tematyczne, nastawione na jakiś cel społeczny – polityczny, religijny… Trzeba mieć do tego łeb i twardą skórę.

I nie wiem na czym polega ta cała blogosfera. Z faktu, że każdy może wykupić dostęp do internetu i pisać bez ograniczeń co chce, wyszło że ludzie piszą kiedy i co chcą. Dziwactwo. Blogosfera nigdy nie zastąpi książek i rozmowy “na żywo”. Blogosfera jest marnym źródłem wiedzy jakościowej, bo jest zbyt egalitarna i nie ma odpowiednich narzędzi selekcji. Blogosfera jest natomiast niezłym pomysłem integracyjnym, dobrze komunikuje zainteresowanych, w pewnym sensie stała się taką współczesną agorą, choć w wyraźnie słabszej wersji.

Czy takie teksty jak ten mają sens? Spisanie refleksji ujawnionych przy piciu kawy. Biała gruba porcelanowa filiżanka, falująca krawędź spodka, nie święci garnki lepią plus kilka zapasowych facecji i pseudo-mądrych komentarzy pod kreską. Dziesięć minut pisania, wciskam enter, a wy czytacie? Nie jest zabawne?

Koniec kawy, koniec refleksji.”

I chodzi mi oczywiście, o punkt dotyczący bloga fachowego. Rzecz jest z przymrużeniem oka, nie do końca poważnie i serio, ale – jest Pan pewny, że dasz radę działać w rygorze tygodniowym, bez kosztów, na które cię stać? Ja nie mógłbym się w tej chwili do czegoś takiego zobowiązać, ale jeśli podołasz i namówisz kolegów, jak wspomniałem – poczytam.

Wracając do konkretów, musisz dokonać mocnej selekcji autorów (do tygodnika). Sądzę, że część nazwisk z założenia nie ma sensu :)))) Zresztą z “obu” stron, co powoduje, że teza, że nie zawsze “ważniejsi są ludzie” (tacy, jakimi są), się nie potwierdza :-) Mogę dać przykłady, choć wolałbym nie.


>merlot

to taki nasz kod z Pino .. .tu bardziej chodzi o ramzesa niż o tramal… ups – tramwaj i siedzenia :)

a tak serio to mam pytanie. jaka ma być forma tego tygodnika netowego?
czy zakładanie takiej periodyczności, kiedy w grę nie wchodzi cykl produkcyjny w ogóle ma sens? no chyba że wchodzi i to ma być virtual paper z rednaczem, sekretarzem redakcji i redaktorami prowadzącymi…

więc jak?


>tak sobie a muzom

“Błąd! Nie można dawać za darmo tego, co można sprzedać, z czego się żyje.”

no nie wiem

http://mastering-media.blogspot.com/ – full fachowy blog, na którym człowiek dzieli się wiedzą, z której żyje. za darmo. bardzo wiele się z tego bloga nauczyłem.

takich blogów są setki jeśli nie tysiące. z rożnych dziedzin. za darmo.


Referencie,

Tekst z kawą czytałem. Trzy razy, o ile dobrze pamiętam. Nawet szykowałem odpowiedź, ale zbyt głupawą (nieistotną), żeby nacisnąć enter.

Dziś już jeden tekst przywrócono za moją podpuchą, proponuję powtórzyć ten myk.

Tygodnik jest tylko przykładem. Raz już się za to zabrałem pokątnie w tych okolicach, ale rzecz zdechła zanim się urodziła. Jest świadek, ale taktycznie milczy.

Co nie oznacza, że dałem za wygraną.


-->Stopczyk,

jeśli zwracasz się do mnie, to napisz, że do mnie, będzie klarowniej. Zerknij w wolnej chwili pod adres: http://referent-bulzacki.blogspot.com/2008/12/przy-kawie.html ; Kwik powiedział mi coś podobnego i ja się z nim zgadzam. Nie zawsze daje się jednym zdaniem opisać świat. Raczej podałem ścieżkę do swojej myśli. Rzecz jest do omówienia, choć nie wiem, czy mi się chce.


ja tylko napisałem

że jednak można dzielić się konkretną, stojąca na bardzo profesjonalnym poziomie, wiedzą nie oczekując od odbiorcy bulenia za to. oczywiście prowadzenie bloga nie wyklucz możliwości zarabiania na nim choćby poprzez programy partnerskie. ale to inna para kaloszy.

2/3 moich zakładek to właśnie taki open source...


-->Stopczyk

Oczywiście, że można. Jeśli kogoś na to stać. I nie chodzi mi tylko o pieniądze. Poza tym inna jest perspektywa dawcy, a inna biorcy. Ale można, rzecz jasna – można, a niekiedy warto.


Docent,

Ostateczna forma jest do wymyślenia od zera.
Powtarzanie (nieudolne do tego) papierówek nie ma sensu. Na sukces czegoś takiego muszą się składać:

treść – w sposób istotny różna od papierowo-portalowej
funkcja – web 2.0, te rzeczy, przyciągająca klienta możliwością własnego udziału
forma – wyraźnie atrakcyjniejsza od tego co mamy na dziś
dystrybucja – aktywna, celująca w środowiska na których nam zależy

Co do rednacza, to nie ma zmiłuj. Musi być. Będzie cienki to się go zmieni.


-->Merlot + późniejszy dopisek

Niech Pan następnym razem się dobrze przygotuje. Sprawdzi, czy w słoikach jest chinina, zanim puści się Pan w rejs. To jest kapitalne porównanie ze “Smugi cienia”, ta cała chinina (przepraszam, jeśli to wyjaśnienie nie jest konieczne, ale jak wspomniałem, znamy się słabo), i sam Conrad nie miałby nic przeciwko. Niestety, nie jest ono moje (Aspik!, pozdrawiam).

Powodzenia, pozdrawiam,
referent

***
Dopisek

To “panowanie” mam poniekąd we krwi. Konsekwencja podziału na panów i towarzyszy. Sorry, wcześniej pisałem poprawnie :-)


>merlot

zapytam wprost – planujesz secesję? :)


Referencie,

Nic innego nie robię.

Szykuję słoiki, oglądam mapy. Kombinuję.

Tak ja ten pański koń.


Całkiem nieformalnie

zdradzę pani, Panno Gretchen, że ten disclaimer wymyśliłem z chitrości, ze względu na Panią. Maciejowski przeżyje, że się nie załapał, a Panią chciałem uchronić przed nieuchronnym przekąsem mojego WSP oponenta.

Co mi się oczywiście nie udało, bo się Pani natychmiast podstawiła była.
Jako to cielęcie od ossobuco.

Tamując wzruszenie (głębokie, cross-blog, że tak powiem) pozdrawiam Panią tradycyjnym hi hi


Panie Merlot

No nieeeeeee…

Pozdrawiam cielęco


Merlocie, nie za bardzo cokolwiek

rozumiem, w sumie to miałem mieć dłuższą przerwę chociaż do 26 od logowania się na TXT, ale jak już mój nick się tu znalazł, to się poczułem sprowokowany.
Nie wiem, czy ty jesteś tak niekonkretntny czy ja tak zmęczony i zaspany, ale o co chodzi, jak już pisałem, to pojęcia nie mam.
Za bardzo też nie rozumiem, po co ja na tej liście się znajduję i co mógłbym ja robić.
Jedyne, co umie, to (jakoś tam) pisać, mówić i czytać, więc niewiele.
Zbawiać świata mi się nie chce i nie umiem.
Wolałbym egoistycznie zbawić siebie, ale też nie umiem.

W sumie to jeszcze przeczytałem tekst p. yayco i tak se myślę, że jedynie rola głupka w tej drużynie to dla mnie idealna.

Ale właściwie choć lubię wspólnotowość, to drużyny niekoniecznie.

No ale jak już pisałem, nie wiem, o co chodzi w sumie, więc to w ogóle niepotrzebny wpis chyba:), ten mój komentarz.

pzdr


grzesiu

posada B.A. Baracusa zajęta :)


Grzesiu,

odpowiem Ci najlepiej jak umiem.

Tu nie chodzi o żadną drużynę w sensie montowania akcji. Z okazji rocznego pobytu na TXT, postanowiłem powiedzieć sobie i Wam dlaczego tu jestem i dlaczego mnie to do dziś pociąga. Lista nicków którą spreparowałem jest tylko narzędziem do wzmocnienia przekazu, który jest raczej prosty:

Nie ma NAS i ICH. Dobrych i złych. Mądrych i głupich. Są ludzie, a w tym przypadku – awatary. Szczególnie, jeśli chce się coś zrobić.

Ten wybór nie pokrywa się ani z moją listą polecanych, ani z prywatnymi sympatiami. Każdy wymieniony nick ilustruje w moim pojęciu jakąś cechę (cnotę?), którą uważam za ważną dla działań wspólnych.

Grześ
[...] by nigdy nie przeoczyć drugiej strony medalu.

Wielokrotnie, zabierając głos w dyskusjach, potrafiłeś wyrazić zdanie przeciwne wobec większości, do tego używając bardzo rozsądnych argumentów. Właśnie pokazując drugą stronę medalu. Jeżeli coś się robi z zapałem, można się zapędzić. Nawet w ślepy zaułek. Takie Grzesie potrafią swoimi obiekcjami przed wieloma zaułkami ochronić.

Proste jak budowa drogowskazu.


merlocie

hmm – jak już Wam się cel skrystalizuje, to w sumie można będzie skrytykować, bądź przyłączyć się – a co!

Tylko jak się przyłącze to i tak Wam tego nie powiem – będę wspierał w skrytości, indywidualnie, w samotności…

Taki chyba już jestem :-)

pozdrowienia


Jacku,

Sąsiedni blog interwencyjny wytknął mi, że zamiast o celach, mówię o metodach. To prawda, ale nie cała, a w żadnym wypadku nie święta.

Nie planuję chwilowo żadnej akcji, nawet Ważnej, cokolwiek by to znaczyło. Chciałem na przykładach, dobranych nieprzypadkowo, powiedzieć Wam, co naprawdę jest ważne przy robieniu tych rzeczy ważnych, zakładając, że robi się je wspólnie.

A w szczególności, co jest ważniejsze od etykietek. Nawet tych, które z dumą przykleiliśmy sobie sami.

Dziękuję za warunkową deklarację;-)
Z tych trzech zastrzeżeń, indywidualnie pasuje mi i owszem. W skrytości mniej, a w samotności odpada. W samotności można tylko wspierać własną samotność.

Pozdrawiam już prawie świątecznie i bezwarunkowo


Merlocie

Myslę że na wszelki wypadek trzeba zachowac czujność:)

Take care Pictures, Images and Photos

Chociaz niektórzy odradzają indywidulalizm nawet w miłości

Jeżeli kochać, to dlaczego nie z kolegą?
Dziewczynę wespół uwielbiać jest lżej.
Co niebezpieczne dla mężczyzny samotnego,
To z kolegą niebezpiecznym jest mniej.
Jeżeli kochać, to nie indywidualnie,
Jak się zakochać, to tylko we dwóch.
Czy platonicznie pragniesz jej, czy już sypialnie,
Niech w uczuciu wspiera dzielnie cię druh.
I wespół w zespół, by żądz moc móc zmóc.

Dylematy pod kreską ......


Agawo,

leżę ze śmiechu pod stołem, turlam się od nogi do nogi, ledwo do klawiatury sięgnę:-)

Czy ja muszę mieć przyjemność tylko z tak błyskotliwymi awatarkami?

Ściskam serdecznie i świątecznie (szefową też, a co;-)


merlocie

Jak dla mnie etykietki są nieważne.
Co więcej trzeba z nimi walczyć, znaczy z przyklejaniem ;-).

A dlaczego? Bo one są nieprawdziwe i niby upraszczając komplikują znacznie ten nasz świat wokoło i wizerunki ludzi. Dlatego staram się, coby one dla mnie nie istniały. Jak mi wychodzi, to nie wiem, ale walczę :-)

dlatego chyba rozumiem Twoje podejście…

Choć drużyna bez celu??? :-)

Jeśli chodzi o samotność wspierania, to chodziło mi o to, że sam bym wspierał, bez innego wsparcia. Dlatego samotnie i w skrytości ;-)

pozdrowienia ponowne


Żeby była jasność, Jacku

Drużynę przykleili mi polemiści, a uwierzytelnił druh Rafał;-)

Ja miałem na myśli Niepospolite Ruszenie, bo pospolitemu słabo wychodzi cokolwiek…

No.


Merlocie

To kolejna proba napisania do Ciebie tego tekstu. Postaram się, by była prosta i bez ozdobników.
Tomku – nie nadaję sie ani do ratowania, naprawy czy zbawiania czegokolwiek, ani w sumie na członka bandy. O bandzie pisałem zresztą już pod Twoim tekstem o “bandzie”. Jestem leniwym komentatorem, który znajduje upodobanie w tekstach takich jak Twój o znielubieniu przyjaciół. Bez takich tekstów, przestałbym odwiedzać to miejsce juz w lutym. Praca organiczna domyka się dla mnie na tym poziomie – dyskusji w zamkniętym gronie, przeczytanych albo i nie przez kogoś tam w przestrzeni. To jest dla mnie tworzenie jakości na odpowiednim i właściwym mi poziomie. Mógłbym powiedzieć – czekając na Merlota czekam na takie teksty, na nic więcej.

Tomku – ja wierzę w siłę działania grup, nawet przed określeniem celu. Jak jest zgrana ekipa, to i cel sie pojawi sam. Niejako właśnie poprzez grupę – choćby dlatego, ze niektorych rzeczy nie da się robić ani nawet planować w pojedynkę. Mając zaplecze i wsparcie, zupełnie inne rzeczy przychodzą do głowy, niż w przypadku samotnych szeryfów ratujacych miasto albo samotnych złoczynców terroryzujach to miasto (zależy co komu do image pasuje). Trochę zgadzam się tu z Pino – grupa z zasady ma wiecej energii niz suma jednostkowych energii jej członków. Ale ta wiedza niczego nie zmienia. Ja się nie zapisuję do grup. W sumie także dlatego, ze działam jako hamulcowy i mnożnik przeszkód. Pierwszy dzień w grupie jest tylko poczatkiem końca mojej tam obecności. Wolę sobie po swojemu w pojedynkę skrobać. Mógłbym napisac, że jest mi przykro, że zaskakuję Cię takim minimalizmem – ale to by była hipokryzja. Nie jest mi przecież przykro, że jestem jaki jestem.
Połechtało moją próżność, że znalazłem się na tej liście. Ale czas balonik spuścić, zanim sie nadmucha niebezpiecznie.

Merlocie – zawsze masz we mnie towarzysza rozmów. Może zaproś mnie na ciacho albo pomidory z brytfanki, przestanę spełniać warunek niepoznanego w realu awatara i problem rozwąże się sam ? ;-)

Pozdrawiam serdecznie.


merlocie

Jak zwał, tak zwał. ;-)

Mogę napisać tak:
Choć niepospolite ruszenie bez celu ? :-)

pozdrowienia


Subskrybuj zawartość