U Karola

Zadzwonił do mnie Karczmarz i zapytał podstępnie czy mam chwilkę.
– Mogę mieć – wykazałem umiarkowany entuzjazm.
– To skocz i kup mi pół kilo vongoli, 12 wypasionych tajgerów, koniecznie surowych, 5-6 małych kalmarków, tuzin ostryg i bundz. Niesolony, pamiętaj! Aha, najważniejsze – jak by miał świeżą rybę papuzią, tak z 80 cm długości, to też. Tylko świeżą...
– Gdzie ja ci coś takiego w Miasteczku kupię, fantasto? – zapytałem.
– Jak to gdzie? U Karola.

U Karola najważniejsza jest lada. W ladzie zagłębiona jest płaska wanna, wypełniona groszkiem lodowym. Gdy przyszedłem, wyglądała tak:

Oprócz lady jest też witryna z rybami wędzonymi i serami, które co środę wspólnik Karola, pan Ryszard przywozi z Białej Podlaskiej. Między innymi niesolony bundz, o który dopominał się karczmarz.

Na ścianach półki, wypełnione oliwami, octami, sokami domowej roboty. Jest też półka z włoskimi mąkami – naliczyłem 7 różnych gatunków.

Cały sklepik mieści się na 14 metrach kwadratowych, licząc kanciapę socjalną.

Dwa razy w tygodniu Karol udaje się na Cargo. Tam odbiera ryby i inne świństwa, które kilkanaście godzin wcześniej rybacy wyłowili w różnych morzach świata. Logistykę ma opanowaną do perfekcji. Zamówienia składa u swojego człowieka w Rotterdamie lub w Marsylii, a tamci dokonują zakupu na targach. Potem spedycja, samolot i Karol odbiera towar na Cargo.

Karczmarz miał szczęście. Właśnie dziś Karol przytargał piękną rybę papuzią. Wprost z Oceanu Indyjskiego.

Ten wpis dedykuję Igle.

Postaram się co jakiś czas pokazywać duszę miasta w postaci takich miejsc jak u Karola. Żeby udowodnić, że nie tylko hipermarket i kebab się liczą.

Następna wizyta – _U mojej moherowej kwiaciarki_.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

-

-


Merlocie

Natychmiast!
To samo, o co prosiła Delilah.
Może być na priv.

O matulu! Ślinianki oszalały…


Ten sklep jest wszędzie

w Warszawie.
Ostatnio na Jelonkach przeszedłem trzy razy przez takie estetyczne kraty aby wejść do podobnego, zwykłego, bidnego mieszkania na 8ym pietrze.

Guantanamo to przy tym szczyt architektoniczno/więziennego postępu.
End otwartej architektury.

Dla Warszawiaków, jak na moje oko, ze 2 pokolenia jeszcze trza, aby docenić czym jest przyjazne miasto.
Bo aby zrozumieć, to ze trzy.
Pokolenia.
Jak na razie mają nieprzyjazne więzienie.

Pozdrawiam rybno-sardonicznie.


Igło,

nie bądź taki pieprzony esteta, bo i tak Ci nie uwierzę.

Karol wiosną pomalował te kraty olejną na granatowo, żeby były estetyczne. Bardzo się zmachał przy tym.

I powiem Ci, że krata nie stanowi. Wystarczy wejść do środka.

A obok jest ekskluzywna firma dentystyczna, z kuloodporną panoramiczną witryną i hostessą w recepcji. Możesz tam wpaść i walnąć se plombę. Bardzo estetyczną, nie powiem.


O..

Czyżby krata była tym czymś, co łamie twoje dobre, kurwa (pardą) samopoczucie?

Nie koniecznie estetyczne?

Te miasto jest jednym wielkim Guantanamo klatek & krat.
W imieniu prawa

I jakie to ma znaczenie co jest w klatce za kratą?


Igło,

tej kraty nie ma.

Ona jest tylko w Twojej głowie.

Ja widzę ladę, ryby, sery, i inne wynalazki. I Karola, który mnie wita jak starego kumpla. I czuję smród/zapach morza i glonów. Którego za nic nie mogę poczuć w Realu, czy w Tesco. Tam czuję natomiast odświeżacze powietrza. Z każdego regału. I od każdego klienta.

Co kto lubi, prawda?


Zgoda

I to jest ta różnica.
Tyle, że nie w mojej głowie.
W naszych.
Ty widzisz jedno, ja drugie.

Nie przekroczę kraty.
Dopóki, dopóty ją ustawiają.

Nie muszę jej widzieć.
Ja czuje.


Dla Delilah i Magii:

Ściągawka ( dzięki uprzejmości maps.google.com)


och Karol!

nie omieszkam tam zawitać przy pierwszej nadażającej się okazji
po ile kargulena?
:)


Merlocie

a kpt.Karol wysyła pocztą via PKP lub kurierem te specjały w Polskę?

co do krat, które widzi i czuje Igła…

na moja 1,5 roku w W-wie mocno się te kraty odcisnęły, na Ursynowie, Bródnie i innych osiedlach. O dziwo na Bemowie mniej ich było, ale tam wojskowi swego czasu się urządzili to i pewniej się czuli,

niestety takie wspomnienia ciągle mam na myśl o Waszym mieście

prezes,traktor,redaktor


Merlocie,

Nie ma to jak sklep w którym sprzedawca wie co sprzedaje :)

może być i rybny…

przypomniał mi się taki jeden rybny w Amsterdamie, w środku muzyka klasyczna gra a sledź kosztuje tyle, że można za to gdzie indziej kolację zjeść...

ale jaki to sledz…

http://podcastsportowy.wordpress.com/


Merlocie

Ty chyba nie rozumiesz nawet co to znaczy złota klatka?

Ot ćwierkasz.
Nasionka w miseczce.
Słonko & poidełko.

A wystarczyło do Gdyni pojechać.

Fakt, dysonans pewien.
Poznawczy.

No ale wróciliśmy do znanej sobie klatki.
Za kratkę.


Igła,

ględzisz jak dziad trollowy i tyle.

Z tego co ja widzę i czuję, to jest wątek o pasji, która wprowadza w świat dobre wibracje, bo ludzie lubią mieć do czynienia z takimi, co robią swoje z pasją, na przykład prowadzą dobrze zaopatrzony sklep rybny, w którym można poczuć zapach morza a nie dezodorantu kasjerki.

A Ty o jakichś kratach i klatkach, jak jakiś maniak?


Igło,

to był Gdańsk.

Też na G, ale nie to samo. I nie pojechałem tam za rybą. Sklep obejrzałem jeden. Monopolowe stoisko w Biedronce. Krat nie było, ale była żołądkowa gorzka.

Przydała mi się na mecz szczypiorniaka.

A w ogóle to mnie dziś wkurwiasz.


Bo taki

mam zamiar.


I będę

sojusznikiem każdego.
Któren bez krat buduje.

Nie da się zbudować niczego, co się kratami grodzi.
Choćby najbardziej estetycznymi.
I nie ważne jest, co jest za kratą.

Choćby i wędzone szprotki po 6,50zł.

Gdańsk, Gdynia a co to za różnica?


Xipe,

co prawda, to prawda.

Takie zamówienia jak to od Karczmarza mogą odchudzić portfel w momencie.

Ale jak chcesz wyjść z patroszonym pstrągiem, albo filetem z karpia, różnica ze średnią marketową jest niewielka.


Igła,

chyba Ci walnę w ten pusty baniak, jak słowo honoru.

Merlot, weź zbanuj tego trolla!

:-)


Maxiu,

ten kawałek jest o rybach, o sklepie, o Karolu, ale nie o kratach.
Mam wrażenie, ze się kompletnie nie rozumiemy. Ja widzę wolność, różnorodność, poezję, ludzką skalę – a wy kraty.

W marketach nie ma krat.

I co, jest fajniej?


To ja se idę

Znowu nie potrafię wytłumaczyć.


Serg

na razie widzę,że się Delilah sama zbanowała, czego, pardą, nie bardzo rozumiem.


Merlocie

wybacz, Igła zmylił ścieżkę,

nie taka była moja intencja

prezes,traktor,redaktor


Igło,

obiecuję Ci solennie, że o wrednym obliczu Warszawy też napiszę i dostarczę obrazków.

Bo jest o czym pisać.


Merlocie

Nie spodziewałam sie w najśmielszych marzeniach, że w Warszawie można zjeść rybę papuzią:) Gratulacje dla Pana Karola!
A Karczmarz z taką finezją dobierajacy produkty do swoich potraw zasługuje na slowa najwyższego uznania:)))
Pasja, estetyka, finezja:)))


Tomku!

A po co pisać o wrednym obliczu dowolnego miejsca? Proponuję przypomnieć sobie taką piosenkę „Always look at the bright side of life”. Ciemne strony zostawmy malkontentom.

Pozdrawiam


Pisać o wrednych też warto.

Żeby były mniej wredne w przyszłości.

Ale oczywiście, wolę pisać o bright sides, szczególnie, jak mi się wmawia, że ich nie ma.


Panie Merlot

Zachwyty pozostawiam na boku, żeby Pana przy sobocie nie drażnić.

Mimo, że Pan Karol sprzedaje robaczane świństwo to rybki wyglądają zachęcająco.

Obśmiałam się jak norka czytając komentarze pod tym tekstem. W szczególności oddać należy sprawiedliwość Panu Igle, który w sposób dla siebie wyłącznie charakterystyczny, podniósł nastrój rozmowy dając innym możliwość spontanicznych reakcji, które to z kolei reakcje wywołały we mnie tę norkę.

Ciekawe jakby to wyszło gdyby zagrać w skojarzenia ustalając ścieżkę: ryba – krata.

Pyszne pod każdym względem (z wyłączeniem robactwa).


No, no, smakowicie tu,

czekam na dalsze miejskie wędrówki z Merlotem jako przewodnikiem:)

pzdr


Fakt,

te kraty to wkurzające trochę są. Kiedyś się z Buca nabijalam, że mieszka w exclusiv osiedlu na Ursynowie i ja zawsze muszę się cieciowi w budce zaklinać, że nie zamierzam kraść wodorostów (bo tam stawy mają i w ogóle pururu), ani demolować instalacji dla burżuazyjnych dziecek przeznaczonych, tylko ot, wpadam odwiedzić przyjaciólkę z upper-middle class.

A trauma życia to pewien ślyczny bialoblękitny blok, który do mojego Wrzeciona pasuje niczym pięść do nosa. Zbudowali go, zrównawszy wprzódy górkie, z której se w dzieciństwie zjeżdżalam na saneczkach zimą. A jesienią astry na niej kwitly i w ogóle byl to cudny kawalek ugoru.

I jeszcze bezczele okroili kawalek Jordanka, tudzież otoczyli się tak wymyślnym plotem, że do przychodni rejonowej trzeba teraz dymać kawal naokolo.

Wolę Kraków.


była chyba za 5 ósma

kiedy przechodziłem koło sklepu z tytoniem. facet, taki starszy pan, z wyglądu profesor filozofii (wypisz wymaluj Kotarbiński), odsuwał kratę. pomyślałem, że kupię sobie tabakę... chociaż tak naprawdę to rzadko jej zażywam … siedziałem w tym sklepie ze 40 minut, próbowałem rożnych tabak, którymi częstował mnie ów “profesor filozofii” ... nawet cygaro wiśniowe kupiłem

to co z tą moherową kwiaciarką ?

_____________________________________________________________________
Fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości.
Henri Cartier – Bresson


Muszę się zaudać i zrobić z nią

interview.

Że się tak wyrażę...


super...

a tak btw … Igły to ja nie rozumiem …

ale w sumie to jakie to ma znaczenie

_________________________________________________________________
Fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości.
Henri Cartier – Bresson


Igłę mało kto rozumie:)

merlocie, weź ty napisz jeszczo cuś o Warszawie kiedyś, może byc nawet o tych wrednych obliczach, bo ja po prawie 4 dniach spędzonych w warszawie we wrześniu jako tako chociaż ulice kojarzę:)

pzdr


warszawa

mam do niej sentyment … do tej złej warszawy … grochów, ząbkowska, targówek …

i dołączam sie do grzesia …
_____________________________________________________________________
Fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości.
Henri Cartier – Bresson


Docencie,

Grochów obsługuje inny bloger. Możesz wystąpić z petycją pod tym adresem.

Aczkolwiek przypuszczam, że wątpię, cytując klasyka…


>merlocie

ten link jest jakiś dziwny …

Staszczyk popełnił był jeden nieśmiertelny tekst ze słynną frazą “Grochów się budzi z przepicia” ... wiem, bo widziałem… nawet się z nim budziłem… z Grochowem

_____________________________________________________________________
Fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości.
Henri Cartier – Bresson


Dla chcącego (pozdrowienia;-) nic trudnego...

Poprawiłem.


>merlot

dzięki … :)

_____________________________________________________________________
Fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości.
Henri Cartier – Bresson


Przeczytaj wyjaśnienie Maszyny

zdaje się, że ona też poprawiła.

Wszyscy poprawiają, co to będzie, co to będzie;-)


Poprawnie będzie...

:)


political

poprawność :)

a ta zabawa w “maszynę” to trochę infantylna jest

____________________________________________________________________
Fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości.
Henri Cartier – Bresson


Infantylność nie jest zła

w sumie…

Znaczy ja tak musze mówić, bo sam infantylny jestem.

Pożegnam się więc infantylnie i poprawnie:)


>grzesiu

zła nie zła, ale śmieszna – owszem

_____________________________________________________________________
Fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości.
Henri Cartier – Bresson


Subskrybuj zawartość