w magii występuje ten sam przedmiot co w religii, to stosunek do tego przedmiotu jest inny. Magia stara się nad nim zapanować, a religia wyraża względem niego uległość i poddanie. Magia za pomocą nieadekwatnych środków stara się zapanować nad siłami przyrody, religia zaś przy pomocy właściwych sobie środków stara się te moce nastawić przychylnie wobec ludzi, a ludzi usposobić wobec tych sił poddańczo i ulegle.
Zastanawiam się w jakim sensie autor zajmuje się religią: jako fenomen, zjawisko psychiczne czy też fakt w którym znaczenie ma poznanie: treść religi, jego implikacje w istniejącym świecie oraz duchowym: jego relacje i związki, łącznie z powinnością moralną i prawem pozytywnym: kochaj bliźniego jak siebie samego.
Obawiam, się, że podejście Freuda redukuje religijność do zjawiska psychicznego a moim zdaniem religijność to coś znacznie więcej: konkretna relacja do Boga z wzajemnością.
Owszem może ktoś – np. niewierzący, niereligijny psycholog twierdzić, że to neuroza czy paranoja, halucynacja czy coś tam. A niech mnie, niech tak uważa. Ja do niego leczyć się nie wybietam jako praktykujący, wierzący Katolik.
I o tym mówił przede wszystkim Freud, że autorytet zarówno ojca ziemskiego jak i tego religijnego ma charakter przede wszystkim krępujący, co nie pozwala na pełnię rozwoju jednostki. Również intelektualnej. Poza tym, kto wie dzisiaj, poza nielicznymi kto to jest Tyler? Co innego Freud… On, po prostu budzi emocje, czyli jako bodziec zaordynowany czytelnikom jest atrakcyjny… I to się sprawdziło co do joty. Czyli wybór przeze mnie „bodźca” był jedynie właściwy…
Tutaj wg mnie Freud przestrzelił gdyż niewiele jest religi w świecie które określają Boga jako Ojca, dobrego, kochającego Ojca. A przecież religijność nie ogranicza się do takiego obrazu Boga – >>> właśnie Ojca. Więc Freud nie wiem czy mowi wogóle o religijności czy też o |Chrześcijaństwie.
Nie istnieje jednolita definicja religii. Mimo to, istnieją pewne cechy wspólne wszystkim religiom. Takim elementem właściwym i wspólnym wszystkim religiom jest stosunek do tego co s a c r u m (tego co święte). Religia więc wyraża zawsze stosunek do „czegoś innego”. I Freud, nazwał i opisał ten stosunek ludzi do sacrum. Językiem psychoanalizy. Tylko tyle…
Pewnie tak – wierzę Panu, bo Freuda nie studiowałem ale i inne dziedziny mają różne definicje… . Cóż z tego, że nie ma jednolitej definicji religii.
Przedstawiłem kawałek poglądu Freuda na określony temat. Żeby z nim dyskutować (z nim, nie ze mną…) trzeba nie gubić z pola widzenia tego, o czym on mówił. A mówił w sposób arcy prosty, że jest religia powtórzeniem doświadczeń człowieka z okresu dziecięcego. Człowiek przenosi swe doświadczenia dziecięce wynikające z poczucia braku bezpieczeństwa i ojca, którego zarówno podziwiał jak i się bał. Freud porównuje religię z obsesyjnymi neurozami, jakie spotykamy u dzieci i stwierdza, iż religia jest neurozą kolektywną, wywołaną przez warunki podobne do tych, które wytwarzają neurozę dziecięcą
Szanowny Panie Andrzeju, nie można dyskutować z Freudem nie znając wszystkiego co on mówi o religi. Zapodaje Pan malutki bryk o każde z nim polemizować. To za proste… aby było prawdziwe. “Trzeba nie gubić z pola widzenia o czym mówił” – oki, PANJAKOZNAWCATEMATU MOżE TAK POWIEDZIEć A JA POBOżNIE SKINę GłOWą I POWIEM. O tak Panie Kelino!!! Trzeba pamiętać. Ale co dalej.. .
Freud nie tylko twierdzi, że religia jest (..) twierdzi wręcz, że religia jest ogromnym niebezpieczeństwem, ponieważ zmierza do uświęcenia wadliwych instytucji ludzkich, z którymi sprzymierzyła się w ciągu swoich dziejów. Ponadto, jego zdaniem, religia ucząc ludzi wierzyć i zakazując krytycznego myślenia, jest odpowiedzialna za zubożenie inteligencji. Innymi słowy, jego zdaniem – wiara pozbawia człowieka stosownej potrzeby poznawczej i jako taka powoduje zubożenie inteligencji.
Chyba Freud coś przeoczył gdyż zakazywanie krytycznego myślenia to cecha sekty a nie religii. W Chrześcijaństwue każdy może studiować, prowadzić badania, stawiać jako naukowiec hipotezy, itp, itp. Kto słyszał o bezkrytycznym myśleniu… ????
Chyba, że do wspólnego worka pod pojęciem religi wrzuca sekty destrykcyjne.
Trzecim zarzutem Freuda wobec religii jest to, iż opiera ona ważność norm etycznych na bardzo niepewnej podstawie, skoro bowiem są one nakazami i zakazami Boga, przyszłość etyki zależy od wiary w Boga. O tym, i tylko o tym mówił Freud w swojej teorii o pochodzeniu religii, a ja to tylko przypomniałem.
Właściwie o tym już pisałem, że normy ogólne np. nie zabijaj są odczytywane wskutek rozwoju cywiizacji w sensie bardziej szczegółowym: przykład.
Kiedyś lekarz operując(zanim wynaleziono bakterie) niewyjałowionym sprzętem i doszło do zakażenia nie ponosił żadnych konsekwencji. Dziś gdyby popełnił taki błąd miałby sprawę sądową o spowodowanie smierci pacjęta. Zakres tego przykazania się zmienia i zatacza szersze obszary -> dzięki rozwojowi cywilizacji. Więc normy moralne ni ograniczają lecz uważanie ich za niezmienne w tym sensie, że nikt nie ma madatu aby powiedzieć: zabijanie jest dobre. DLatego można sądzić tych którzy tak uważają. Ale prawo jest i tak pozytywne gdyż zakaz zabijania jest formuowany prawnie by chronić życie jednostek przed takimi ludźmi dla których zabić to dobro.
Nie jest więc istotne, czy ja się z tymi poglądami identyfikuję, ja je na ile potrafiłem zrelacjonowałem…
OKI. Ale adwersarze mieli Pana prawo pytać: co Pan o tym myśli.
Jestem przekonany, że nikt by mi żadnego fundamentalizmu nie zarzucał, gdybym rzucił na ekran nie racjonalistę Freuda a św. Tomasza, który podsumował swe dowody na istnienie Boga w następującym wierszu:
• Ciała są w ruchu; istnieje zatem Pierwszy Poruszyciel.
• Zdarzenia mają powody; jest zatem Pierwsza Przyczyna.
• Rzeczy istnieją; jest zatem ich Stwórca.
• Najwyższe dobro istnieje; ma ono zatem swoje źródło.
• Rzeczy są przemyślane; służą zatem jakiemuś celowi.
Mógłbym powyższe dowody skwitować : Non credo, guia absurdum (jak łatwo zauważyć do Tertuliana dorzuciłem na własną rękę „non” – nawet nie wiem czy to po łacinie…)
Mógłby Pan. A zapytam Pana przy okazji: Co Pan myśli o tych dowodach a będąc ścisłym nazywa się je “DROGAMI ŚW. TOMASZA”? Niektórzy mówią o nich dowodami. One wprost niczego nie dowodzą ale odwołują się do prostej zasady przyczyny i skutku – takie rozumowanie z fizyką w tle.. .
Cholender! Zszedłem z drabiny – pomyślałem , a co mi tam skoro o mnie piszą w postach. Magia wprawiła mnie w dobry nastrój swoją reklamą zabrałem się za tego Freuda, :-)))))
NIe wiem czy nie wypadłem na profana.. – proszę o miłosierdzie, :-))
AndrzejKleina
w magii występuje ten sam przedmiot co w religii, to stosunek do tego przedmiotu jest inny. Magia stara się nad nim zapanować, a religia wyraża względem niego uległość i poddanie. Magia za pomocą nieadekwatnych środków stara się zapanować nad siłami przyrody, religia zaś przy pomocy właściwych sobie środków stara się te moce nastawić przychylnie wobec ludzi, a ludzi usposobić wobec tych sił poddańczo i ulegle.
Zastanawiam się w jakim sensie autor zajmuje się religią: jako fenomen, zjawisko psychiczne czy też fakt w którym znaczenie ma poznanie: treść religi, jego implikacje w istniejącym świecie oraz duchowym: jego relacje i związki, łącznie z powinnością moralną i prawem pozytywnym: kochaj bliźniego jak siebie samego.
Obawiam, się, że podejście Freuda redukuje religijność do zjawiska psychicznego a moim zdaniem religijność to coś znacznie więcej: konkretna relacja do Boga z wzajemnością.
Owszem może ktoś – np. niewierzący, niereligijny psycholog twierdzić, że to neuroza czy paranoja, halucynacja czy coś tam. A niech mnie, niech tak uważa. Ja do niego leczyć się nie wybietam jako praktykujący, wierzący Katolik.
I o tym mówił przede wszystkim Freud, że autorytet zarówno ojca ziemskiego jak i tego religijnego ma charakter przede wszystkim krępujący, co nie pozwala na pełnię rozwoju jednostki. Również intelektualnej. Poza tym, kto wie dzisiaj, poza nielicznymi kto to jest Tyler? Co innego Freud… On, po prostu budzi emocje, czyli jako bodziec zaordynowany czytelnikom jest atrakcyjny… I to się sprawdziło co do joty. Czyli wybór przeze mnie „bodźca” był jedynie właściwy…
Tutaj wg mnie Freud przestrzelił gdyż niewiele jest religi w świecie które określają Boga jako Ojca, dobrego, kochającego Ojca. A przecież religijność nie ogranicza się do takiego obrazu Boga – >>> właśnie Ojca. Więc Freud nie wiem czy mowi wogóle o religijności czy też o |Chrześcijaństwie.
Nie istnieje jednolita definicja religii. Mimo to, istnieją pewne cechy wspólne wszystkim religiom. Takim elementem właściwym i wspólnym wszystkim religiom jest stosunek do tego co s a c r u m (tego co święte). Religia więc wyraża zawsze stosunek do „czegoś innego”. I Freud, nazwał i opisał ten stosunek ludzi do sacrum. Językiem psychoanalizy. Tylko tyle…
Pewnie tak – wierzę Panu, bo Freuda nie studiowałem ale i inne dziedziny mają różne definicje… . Cóż z tego, że nie ma jednolitej definicji religii.
Przedstawiłem kawałek poglądu Freuda na określony temat. Żeby z nim dyskutować (z nim, nie ze mną…) trzeba nie gubić z pola widzenia tego, o czym on mówił. A mówił w sposób arcy prosty, że jest religia powtórzeniem doświadczeń człowieka z okresu dziecięcego. Człowiek przenosi swe doświadczenia dziecięce wynikające z poczucia braku bezpieczeństwa i ojca, którego zarówno podziwiał jak i się bał. Freud porównuje religię z obsesyjnymi neurozami, jakie spotykamy u dzieci i stwierdza, iż religia jest neurozą kolektywną, wywołaną przez warunki podobne do tych, które wytwarzają neurozę dziecięcą
Szanowny Panie Andrzeju, nie można dyskutować z Freudem nie znając wszystkiego co on mówi o religi. Zapodaje Pan malutki bryk o każde z nim polemizować. To za proste… aby było prawdziwe. “Trzeba nie gubić z pola widzenia o czym mówił” – oki, PAN JAKO ZNAWCA TEMATU MOżE TAK POWIEDZIEć A JA POBOżNIE SKINę GłOWą I POWIEM. O tak Panie Kelino!!! Trzeba pamiętać. Ale co dalej.. .
Freud nie tylko twierdzi, że religia jest (..) twierdzi wręcz, że religia jest ogromnym niebezpieczeństwem, ponieważ zmierza do uświęcenia wadliwych instytucji ludzkich, z którymi sprzymierzyła się w ciągu swoich dziejów. Ponadto, jego zdaniem, religia ucząc ludzi wierzyć i zakazując krytycznego myślenia, jest odpowiedzialna za zubożenie inteligencji. Innymi słowy, jego zdaniem – wiara pozbawia człowieka stosownej potrzeby poznawczej i jako taka powoduje zubożenie inteligencji.
Chyba Freud coś przeoczył gdyż zakazywanie krytycznego myślenia to cecha sekty a nie religii. W Chrześcijaństwue każdy może studiować, prowadzić badania, stawiać jako naukowiec hipotezy, itp, itp. Kto słyszał o bezkrytycznym myśleniu… ????
Chyba, że do wspólnego worka pod pojęciem religi wrzuca sekty destrykcyjne.
Trzecim zarzutem Freuda wobec religii jest to, iż opiera ona ważność norm etycznych na bardzo niepewnej podstawie, skoro bowiem są one nakazami i zakazami Boga, przyszłość etyki zależy od wiary w Boga. O tym, i tylko o tym mówił Freud w swojej teorii o pochodzeniu religii, a ja to tylko przypomniałem.
Właściwie o tym już pisałem, że normy ogólne np. nie zabijaj są odczytywane wskutek rozwoju cywiizacji w sensie bardziej szczegółowym: przykład.
Kiedyś lekarz operując(zanim wynaleziono bakterie) niewyjałowionym sprzętem i doszło do zakażenia nie ponosił żadnych konsekwencji. Dziś gdyby popełnił taki błąd miałby sprawę sądową o spowodowanie smierci pacjęta. Zakres tego przykazania się zmienia i zatacza szersze obszary -> dzięki rozwojowi cywilizacji. Więc normy moralne ni ograniczają lecz uważanie ich za niezmienne w tym sensie, że nikt nie ma madatu aby powiedzieć: zabijanie jest dobre. DLatego można sądzić tych którzy tak uważają. Ale prawo jest i tak pozytywne gdyż zakaz zabijania jest formuowany prawnie by chronić życie jednostek przed takimi ludźmi dla których zabić to dobro.
Nie jest więc istotne, czy ja się z tymi poglądami identyfikuję, ja je na ile potrafiłem zrelacjonowałem…
OKI. Ale adwersarze mieli Pana prawo pytać: co Pan o tym myśli.
Jestem przekonany, że nikt by mi żadnego fundamentalizmu nie zarzucał, gdybym rzucił na ekran nie racjonalistę Freuda a św. Tomasza, który podsumował swe dowody na istnienie Boga w następującym wierszu:
• Ciała są w ruchu; istnieje zatem Pierwszy Poruszyciel.
• Zdarzenia mają powody; jest zatem Pierwsza Przyczyna.
• Rzeczy istnieją; jest zatem ich Stwórca.
• Najwyższe dobro istnieje; ma ono zatem swoje źródło.
• Rzeczy są przemyślane; służą zatem jakiemuś celowi.
Mógłbym powyższe dowody skwitować : Non credo, guia absurdum (jak łatwo zauważyć do Tertuliana dorzuciłem na własną rękę „non” – nawet nie wiem czy to po łacinie…)
Mógłby Pan. A zapytam Pana przy okazji: Co Pan myśli o tych dowodach a będąc ścisłym nazywa się je “DROGAMI ŚW. TOMASZA”? Niektórzy mówią o nich dowodami. One wprost niczego nie dowodzą ale odwołują się do prostej zasady przyczyny i skutku – takie rozumowanie z fizyką w tle.. .
Cholender! Zszedłem z drabiny – pomyślałem , a co mi tam skoro o mnie piszą w postach. Magia wprawiła mnie w dobry nastrój swoją reklamą zabrałem się za tego Freuda, :-)))))
NIe wiem czy nie wypadłem na profana.. – proszę o miłosierdzie, :-))
Pozdrawiam.
poldek34 -- 02.01.2008 - 20:35