żeby nie ciągnąć tego w nieskończoność, tylko dwie kwestie.
Po pierwsze, starałem się Panu pokazać, że racjonalne i formalne a argumenty były historycznie odnoszone nie tylko do dzieci. Kobiety, niewolnicy, niepełnosprawni – wszyscy byli uważani za niezdolnych do sensownych decyzji. Byli też poddawani cudzej władzy, w zamian za odpowiedzialność, która spoczywała na mężach, właścicielach, opiekunach.
Każda rezygnacja z uprawnień, zwłaszcza utrwalonych tradycją budzi opór. Myślę, że właściciele niewolników też nie byli zadowoleni, że tracą uprawnienia. I też mieli liczne argumenty za utrzymaniem status quo. I też podkreślali swoją odpowiedzialność.
Po drugie, wbrew temu, co Pan pisze (choć rozumiem Pana intencje), ja wcale się nie odnoszę do planu penalizacji. Co więcej, uważam, że penalizacja, w tym akurat przypadku, ma te same cechy, co bicie dzieci: jest efektem poczucia bezradności. I próbą udawania, że coś się zrobiło. I że będzie nieskuteczna, bo zbyt trudna do wyegzekwowania. A jeśli nawet, to zapadać będą wyroki ośmieszające prawo. Innymi słowy będzie miała taki sam skutek, jak uznanie jazdy po pijanemu za przestępstwo. Prawo jest tanie, ale wiara w jego omnipotencję jest bałwochwalstwem. Prawo powinno iść na końcu działań społecznych, a nie na początku. A na pewno nie powinno działań społecznych, edukacyjnych, pomocowych etc. zastępować.
To wszystko nie zmniejsza mojego przekonania, że bicie dzieci jest złe i wynika głównie z kulturowego nawyknienia, czasami nazbyt szumnie nazywanego tradycją.
Szanowny Panie Odysie,
żeby nie ciągnąć tego w nieskończoność, tylko dwie kwestie.
Po pierwsze, starałem się Panu pokazać, że racjonalne i formalne a argumenty były historycznie odnoszone nie tylko do dzieci. Kobiety, niewolnicy, niepełnosprawni – wszyscy byli uważani za niezdolnych do sensownych decyzji. Byli też poddawani cudzej władzy, w zamian za odpowiedzialność, która spoczywała na mężach, właścicielach, opiekunach.
Każda rezygnacja z uprawnień, zwłaszcza utrwalonych tradycją budzi opór. Myślę, że właściciele niewolników też nie byli zadowoleni, że tracą uprawnienia. I też mieli liczne argumenty za utrzymaniem status quo. I też podkreślali swoją odpowiedzialność.
Po drugie, wbrew temu, co Pan pisze (choć rozumiem Pana intencje), ja wcale się nie odnoszę do planu penalizacji. Co więcej, uważam, że penalizacja, w tym akurat przypadku, ma te same cechy, co bicie dzieci: jest efektem poczucia bezradności. I próbą udawania, że coś się zrobiło. I że będzie nieskuteczna, bo zbyt trudna do wyegzekwowania. A jeśli nawet, to zapadać będą wyroki ośmieszające prawo. Innymi słowy będzie miała taki sam skutek, jak uznanie jazdy po pijanemu za przestępstwo. Prawo jest tanie, ale wiara w jego omnipotencję jest bałwochwalstwem. Prawo powinno iść na końcu działań społecznych, a nie na początku. A na pewno nie powinno działań społecznych, edukacyjnych, pomocowych etc. zastępować.
To wszystko nie zmniejsza mojego przekonania, że bicie dzieci jest złe i wynika głównie z kulturowego nawyknienia, czasami nazbyt szumnie nazywanego tradycją.
Pozdrawiam serdecznie
yayco -- 06.06.2008 - 08:06