zgadzam się z Panem, w kwestii ryżu na słodko i cynamonu! Błeee…
Nigdy nie lubiłem mlecznych potraw na słodko a już te ryże z jabłkami i cynamonem – tfu! Raz w życiu miałem w ustach zupę nic – mdląca słodycz do kwadratu…
Wracając jednak do rosyjskich smaków to wspomnę uchę, czyli ich rybną zupę. Jadłem ją raz w życiu i to nad Balatonem. Byliśmy tam po pracy w Budapeszcie na kilkudniowym wypoczynku. Na polu namiotowym sąsiadowaliśmy ze studentami radzieckimi i z racji mego rosyjskiego języka, którym władałem wówczas dość swobodnie, zaprzyjaźniłem się z paroma osobami. Zaprosili mnie na uchę, którą uwarzyli w kociołku z wszelkiego drobiazgu, jaki udało im się złowić w tym płytkim węgierskim stawie. Pamiętam, że podczas doprawiania szturchnięto niechcący dziewczynę dosypującą pieprz i przez to ucha nabrała węgierskiej mocy.
W sumie przypominała mi krupnik w który zamiast podrobów czy mięsa wieprzowego wrzucono odpowiedniki rybie.
Panie Merlocie,
zgadzam się z Panem, w kwestii ryżu na słodko i cynamonu! Błeee…
Nigdy nie lubiłem mlecznych potraw na słodko a już te ryże z jabłkami i cynamonem – tfu! Raz w życiu miałem w ustach zupę nic – mdląca słodycz do kwadratu…
Wracając jednak do rosyjskich smaków to wspomnę uchę, czyli ich rybną zupę. Jadłem ją raz w życiu i to nad Balatonem. Byliśmy tam po pracy w Budapeszcie na kilkudniowym wypoczynku. Na polu namiotowym sąsiadowaliśmy ze studentami radzieckimi i z racji mego rosyjskiego języka, którym władałem wówczas dość swobodnie, zaprzyjaźniłem się z paroma osobami. Zaprosili mnie na uchę, którą uwarzyli w kociołku z wszelkiego drobiazgu, jaki udało im się złowić w tym płytkim węgierskim stawie. Pamiętam, że podczas doprawiania szturchnięto niechcący dziewczynę dosypującą pieprz i przez to ucha nabrała węgierskiej mocy.
W sumie przypominała mi krupnik w który zamiast podrobów czy mięsa wieprzowego wrzucono odpowiedniki rybie.
jotesz -- 13.10.2008 - 18:52