Prościzna.
Banał.
Spektakularny efekt towarzyski przestestowany na wielu osobach.
Przychodzą i mówię, że będzie quiche. Brak reakcji albo konsternacja.
Wnoszę – oczka zaczynają szybciej mrugać, źrenice się rozszerzają. Jak dać każdemu przysługujący kawałek to się zaczyna.
Te achy i ochy, przeplatane radosnym mlaskaniem. Chwile namysłu, wyraźnie widoczna wewnętrzna walka toczona między rozsądkiem i rozpaczliwym pożądaniem kolejnej porcji…
Pożądanie wygrywa, możecie mi wierzyć, w sprawie quicha w każdym razie.
Scenariusz jest zdumiewający w swej powtarzalności.
Następnie błagania o przepis.
Udostępnię go w sieci wszechświatowej i w ten prosty sposób upiekę bardzo sprytnie dwie pieczenie, choć od pieczeni to zdaje się bardziej jest Pan Igła. Tak czy inaczej to raz, że nie będę musiała za każdym razem pisać, dyktować, przesyłać tylko podam link, a dwa że zwiększę sobie czytelnictwo. Ha!
Wykonanie zajmuje mało czasu, co ważne jeśli czasu nie mamy zbyt wiele. Czas to jest w ogólności przebiegły, zdaje się że dosłownie nawet, ale filozoficzne rozważania zostawmy filozofom. Jest ich wokół bez liku.
Tymczasem idziemy do kuchni.
Wcześniej byliśmy w sklepie.
Tam, w tym sklepie, kupić należy zamrożone ciasto francuskie. Chyba, że komuś chciałoby się samemu robić. W tym przypadku można sobie darować, mówi to osoba, która własnoręcznie robi makaron do potrawy o smakowitej nazwie lasagne.
To ciasto, które można kupić jest naprawdę pyszne, choć polecam kupienie takiego w żółtym kartoniku, zamiast tego pewnej znanej firmy.
Nie ulegamy sile logo, nie ulegamy zwłaszcza, że jak chcemy mieć to ciasto od słynnej firmy to musimy zainwestować w dwa, gdyż tak sprytni są marketingowo, że jedno nie wystarczy.
Zamrożone ciasto francuskie nieznanej firmy wygląda tak:
Dla porządku zaznaczę, że tę folię trzeba zdjąć .
Rulonik sobie leży oddtajając w czasie. Ogrzewa się, nabiera elastyczności, jest mu coraz przyjemniej.
My w tym czasie nie leżymy obok ciesząc się własnym szczęściem, tylko wykorzystujemy ten czas q quichu się zbliżając.
Bierzemy tak niedawno obśmiewane i wyszydzane pieczarki (wcale nie suszone, lecz świeże). Kroimy jak lubimy.
Ja lubię tak:
Następnie podobnie postępujemy z porem. Por to jest to długie, a nie to okrągłe. Nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się dojść do momentu, w którym nie będę się dłuższą chwilę zastanawiać nad tym, który z nich jest który.
Kroimy go w talarki, niezbyt cienkie i niezbyt grube. To jest wystarczająco precyzyjny opis. Prawda? Prawda.
Talarki radośnie się rozpadają lądując na patelni, która wcześniej stała się gościnnym miejscem dla leniwej oliwy.
Żeby towarzystwu było weselej dodajemy smutne z powodu złej sławy pieczarki.
Mieszamy.
Dodajemy zioła jakie lubimy. Ja lubie bazylię i oregano. Pasują też zioła prowansalskie. Można dodać świeży rozmaryn z doniczki (widać go na zdjęciu za pieczarkami, stoi szczęśliwy na parapecie i rozrasta się niemożebnie od pół roku już).
Warzywa miękną. Pojawia się sos.
Mieszamy.
Zmniejszamy nieco płomień, czy co kto tam ma pod garnkiem, i czekamy aż się odparują.
Teraz warzywa czekają. Cierpliwie.
Ciasto już powinno być gotowe do dalszych przepoczwarzeń.
Wykładamy je do tortownicy. O tak:
W tym miejscu kończy się etap, który mogłby sugerować jakikolwiek dietetyczny aspekt tego dania.
Wiem, że jedni poczują się rozczarowani, a inni wręcz przeciwnie. Pozostawiam rozstrzygnięcie tej dramatycznej kwestii sumieniom poszczególnych czytelników.
Teraz bierzemy śmietanę, gęstą nie tam jakieś wodniste coś, i dodajemy do niej jedno żółtko. Roztrzepujemy, żeby się połączyły.
Już jesteśmy na przedostatnim okrążeniu.
Ser.
Najsmaczniej wymieszać tarką starty żółty z niebieskim pleśniowym. Jaki to już nie moja rzecz, każdy lubi inne sery. Zadbać należy, by ten żółty nie był słodkawy, jak niektóre mają w zwyczaju.
Ja używam goudy i złotego lazura.
Wszystko jest gotowe, choć jeszcze nie nadaje się do jedzenia.
Do niecierpliwiącego się ciasta francuskiego całkowicie rozmrożonego (oto zmienność wszechświata…) nakładamy warzywa z dodatkiem ziół starannie odparowane, następnie obsypujemy towarzystwo serem (szczodrze, nie żałować), a na koniec wlewamy tę śmietanę z żółtkiem.
Zamykamy.
Do piekarnika, rozgrzanego do temperatury 235 stopni, wkładamy quiche in spe .
Spokojnie czekamy dwadzieścia minut. Zaglądamy.
Prawdopodobnie potrzebujemy jeszcze dziesięciu minut…
Quiche a la Gretchen jest gotowy jeśli wygląda oooooo tak:
Co bystrzejszy czytelnik już zapewne się zorientował, że do tego ciasta można nawrzucać różnych. Sama czasem dodaję szpinak.
Jak kogoś brzydzi bezmięsność, to niech sobie zrobi z mięsem. Nie widzę przeszkód.
Ważnym jest, by farsz nie był zbyt wodnisty bo się potem ciasto rozmięka, a ma chrupać. No.
Reasumując, dla kochających porządek, by zrobić Quiche a la Gretchen potrzebujemy:
ciasta francuskiego zamrożonego
pory – dwa duże, albo trzy mniejsze
pieczarki – 30 – 35 dkg
zioła – wedle życzenia
ser żółty – ulubiony, około 20 dkg
ser spleśniony na niebiesko – trochę mniej niż żółtego
śmietanę – gęstą, 18% będzie w sam raz
zółtko – nie da się kupić osobno, więc trzeba zainwestować w całe jajko i oddzielić.
Jedząc dobrze jest przybrać lisią minę Mistrza Kuchni – inni już i tak są u Waszych stóp.
Smacznego Państwu!
komentarze
o rajuśku!
prościzna!!!
:)
pisałem że bardzo lubię jak wirtualnie gotujesz, smarzysz itepe?
no to piszę:)
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 19.10.2008 - 19:51Max
A wiesz, że nie pisałeś?
Się cieszę, że napisałeś :)
A prościzna taka, że już naprawdę...
Następnym razem będzie coś jeszcze prostszego, ale nie uprzedzajmy faktów, nie uprzedzajmy…
Gdybyś kiedyś podjął ten trud zrobienia quicha to daj znać koniecznie.
:))
Gretchen -- 19.10.2008 - 19:59Nauczyłem się
że nie obiecuje jak nie mam pewności :)
chcę, nawet bardzo ale konkurencja jest ostra, dzisiaj jakies mechikano jutro italiano plus grzyby w stylu rydza, później mam fajne bagietki nadziewane (kupowane nie robione) z serem pleśniowym
popracuję nad tym:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 19.10.2008 - 20:07Bardzo mądrze :)
A konkurencja to faktycznie jest solidna.
Mógłbyś też pomyśleć o uruchomieniu cyklu Maksymalne gotowanie , zwłaszcza że te bagietki mnie jakoś zanęciły…
A i tropy kulinarne widzę mamy podobne.
Nie obiecuj oczywiście, ale przemyśl…
:))
Gretchen -- 19.10.2008 - 20:27Fajne żarcie,
pomyślę, czy wędzonki nie dodać.
Bo wolę czerwone wino.
Pozdrowienia
yayco -- 19.10.2008 - 21:00przypomniałem sobie że dzisiaj
było to:
przepis od sajonary, jak mnie kiedys nawiedził:
pieczarki (których Pan Yayco nie uważa z tego co zrozumiałem, bo nie pachną)
rozwinięte, wywalamy ogonki i nakładamy do środka serków ulubionych i dalej jak widać:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 19.10.2008 - 21:03Ludzie!!!
pobudzacie mi soki żołądkowe do granic możliwości. A dietetycy mówią: Nie jeść po 18 :) no jak nie jeść, jak nie jeść???
AnnPol -- 19.10.2008 - 21:07Panie Yayco
Oczywiście, że fajne. Przecież z czymś niefajnym bym się nie wydurniała?
Wędzonka całkiem podchodząca byłaby.
Do tego quicha to bardziej czerwone pasuje Panie Yayco, bo to ciasto francuskie o sery i… sam Pan rozumie.
A wie Pan, że ja musiałam swoją tortownicę mierzyć ostatnio, kiedy kolejna quichowa ofiara chciała sama zrobić?
Ludzie to chcę czasem bardzo precyzyjnych danych.
Zaskakujące…
Gretchen -- 19.10.2008 - 21:08Bo nie pachną,
ja dziś zrobiłem zapiekankę z mięsa, patisona i pomidorów. Pod włoskie wino.
Nikt nie narzekał.
Pozdrowienia
yayco -- 19.10.2008 - 21:08Max
Aleeeee fajne żarcie, że zacytuję... He he…
No widzę, że to nie jest włoski piekarnik. Cholera żesz. Znowu mi się przypomniało.
Skupmy się jednak na tym co ważne: mniaaaam.
:))
Gretchen -- 19.10.2008 - 21:11A Pani to robi w tortownicy?
Ja bym delikatnie na rozgrzany ruszt wyłożył. Tylko taki papier bym dal, żeby na drugą stronę rusztu nie przeleciało.
Czy coś.
Pozdrowienia
yayco -- 19.10.2008 - 21:11Aniu
No przepraszam, w imieniu własnym.
Jabłuszko polecam :)
O tej porze, dla przyzwoitości.
Chociaż...
Gretchen -- 19.10.2008 - 21:14Panie Yayco
Przecież to się w surowej wersji niczego nie trzyma.
Jak to tak na ruszt? Się rozleje proszę Pana. Torcikowego kształtu Pan nie osiągniesz…
Nieeeee tam na ruszt.
Gretchen -- 19.10.2008 - 21:17Zależy od ciasta franuskiego,
Powiem Pani tak: przed pieczeniem warto (razem z farszem) na kwadransik do zamrażalnika włożyć.
Tak jak się wkłada serek kozi przed pieczeniem.
Się nie zdąży zdeformować. No.
Pozdrowienia
yayco -- 19.10.2008 - 21:19Panie Yayco
nie pamiętam którego klasyka sparafrazuję:
pachną ino zapachu nie wydzielają
dzisiaj or(e)ganoleptycznie sprawdziłem
prezes,traktor,redaktor
max -- 19.10.2008 - 21:31Gretchen
piekarnik polski. Prawdziwie :)
no ale zmywarka włoska i cjeszę się
bo współpracuje idealnie
prezes,traktor,redaktor
max -- 19.10.2008 - 21:33No, no, musi być pycha:)
wygląda bowiem pięknie, no i się dowiedziałem o czymś nowym, bo przyznam się do swej ignorancji, że nie znałem takiej potrawy.
A jesli chodzi o jedzenie, to ja dziś dzień mam nieudany, bo z powodów pewnych , które zaszły wczoraj wieczorem, jeść dzisiaj nie mogłem.
Pić zresztą poza wodą i herbatą też nie.
Dopiero koło 14 z trudem wmusiłem w siebie gołąbka jednego, no i wieczorem pizzy kawałków kilka.
No, ale jak się nie miało umiaru w imprezowaniu to trza cierpieć.
P.S.
grześ -- 19.10.2008 - 21:42“Nie ulegamy sile logo” czyli No logo:)
Gretchen klasykiem jak Naomi Klein czy któś taki
Panie Maxie,
to dziwne co Pan mówi, ale niech tam. Chyba coś w tym jest.
Jak dobrze pójdzie to wkrótce będę miał nowy aparat, to wam, cholera, konkurencję zrobię.
Pisząc wyłącznie o gotowaniu i spacerach jesiennych.
No.
Pozdrowienia
yayco -- 19.10.2008 - 21:42Panie Yayco
Ja nie będę tego ciasta rozmrażać, żeby je znowu zamrażać. Choćby częściowo.
Aż tak nie zwariowałam.
Poza tym Panie Yayco to jest potrawa prosta w wykonaniu, bez udziwnień .
Za to z całkowicie zamrożonego ciasta (pół)francuskiego to ja wykonuję megahiperszybkoprostą szarlotkę.
Ale za nim dojdę do deserów…
Pozdrawiam doucerowo
hi hi
Gretchen -- 19.10.2008 - 21:46max
Polskie piekarniki rulez!
Zmywarkę to ja akurat mam niemiecką, ale jakaś równowaga dla mojego ulubionego piekarnika musi być.
Amica, prawda?
:)
Gretchen -- 19.10.2008 - 21:48Grzesiu
Jest pycha, zaufaj…
Ale wiesz co, na day after pizza jest niezastąpiona.
To nawet ma swoje uzasadnienie, ale nie będę tu dzisiaj wyjaśniać co i jak.
Grunt, że działa.
O ile masz piekarnik to wypróbuj sobie kiedyś, bo to zajmuje w porywach do 40 minut, z pieczeniem już.
I bez smęcenia :))
Gretchen -- 19.10.2008 - 21:53Pani jest bardziej leniwa niż ja!
To wstrząsające jest odkrycie.
Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że włożenie czegoś do zamrażalnika jest pracochłonne.
Wkładam, cholera i w tym czasie drę sałatę oraz przyprawiam.
Ale ja mam mała kuchnię, cóś ze 14 metrów, to się nie nachodzę.
A Pani to po kuchni zapewne na rowerze jeździ, więc faktycznie wysiłek jest…
Pozdrowienia
yayco -- 19.10.2008 - 21:54Wow!
Uwielbiam książki kucharskie z fotkami kolejnych etapów powstawania potrawy.
Twój kawałek jest boski!
Na pewno wypróbuję :)
Pozdr
RafalB -- 19.10.2008 - 21:55Gretchen
dokładnie, ale lodówek nie polecam, zresztą żonie nic się nie podoba z tej firmy ale to inksza inkszość:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 19.10.2008 - 22:01To rzeczywiście niespodzianka, Panie Yayco!
Ja jestem leniwa do nieprzytomności.
Potwierdzi to fakt, że mam kuchnię mniejszą od Pańskiej. Żaden rower, skądże znowu.
Mała nie jest co prawda, ale żeby takie rozpasane 14 metrów? Jestem oburzona.
Nie prościej wziąć tortownicę? I się nie zastanawiać?
Zwłaszcza, że to nie ja drę sałatę. Odmawiam tej czynności stanowczo i radykalnie.
Podobnie jak obierania zmieniaków. Młode idą ( o ile, w ogóle) razem z tym naskórkiem swoim najzdrowszym, a jak młodych nie ma to nie ma ziemniaków, albo trzeba je obrać.
Pozdrawiam siedząc i się leniąc ( i coś jeszcze, ale o tym za czas jakiś)
Gretchen -- 19.10.2008 - 22:03Niech i tak będzie
Panie Yayco,
mam tylko nadzieję że mało skomplikowane to potrawy bedą, coby wszystkie składniki wyglądały, ładnie i kolorowo
mnie się ostatnio ziemniaczki prężyły mi się do zdjęcia i cebula ucierpiała…
pozdrawiam
max -- 19.10.2008 - 22:05prezes,traktor,redaktor
Rafał
To polecam się na przyszłość.
Jeszcze mam w zapasie jeden sfotografowany przepis. Potem będę musiała zebrać materiał, ale to się wiąże ze społecznym obśmiewaniem domowym.
Powiem Ci, że to zawsze, ale to zawsze wychodzi. Nie ma takiej możliwości żeby zepsuć.
Pyszności :))
Gretchen -- 19.10.2008 - 22:06Max
Piekarniki Amici to są akurat ładne. I mają różne fajne te… nooooo… funkcje.
Miałam kiedyś taki, to wiem co mówię.
O.
A żona swoje prawa ma, więc wiesz… Nie wszystko zaraz musi się jej podobać.
No.
Pozdrawiam.
Żonę, nie Ciebie.
No dobrze, Ciebie też.
:)))
Gretchen -- 19.10.2008 - 22:15Ja za ziemniakami to wcale nie jestem.
Czasem tylko, dla smakowitości, gotuję kilka w oliwie z rozmarynem.
Ale to w łupinach się robi, żeby za tłuste nie było.
A obieram tylko jak placki smażę.
Pozdrawiam
PS Panie Maxie, ja żartowałem. Już na pewno się po mnie nie pokaże, że ja aparat do kuchni zaniosę.
Ja bym musiał najpierw wiedzieć co ugotuję, a potem gotować. A ja nie wiem. Dzisiaj zupełnie co innego miało być na obiad. Ale nie było, bo mi się niszczarka zagrzała (proszę nie pytać i poprzestać na tym, ze miało to kontekst ekologiczny). I wszystkim smakowało.
yayco -- 19.10.2008 - 22:19Hm,
a ja lubię obierać ziemniaki, znaczy lubię monotonne czynności co długo trwają i nie wymagają zbytniego wysiłku np. krojenie i nawlekanie grzybów na nitki, by je suszyć później, krojenie wszystkiego do sałatki, obieranie ziemniaków, zmywanie naczyń itd
Klimatyczne to jest:)
No i radyja w kuchni można posłuchać.
A z ziemniaków ostatnio zrobiłem spontaniczne danie, znaczy jakies resztki ich podsmażyłem, podsmażyłem jeszcze cebulę&kiełbasę, dodałem czosnek, różne tam przyprawy, trochę przecieru, śmietany i cuś chyba mustardy i wszystko to zostało zabełtane razem.
grześ -- 19.10.2008 - 22:31Obawiałem się o efekt końcowy, ale zjadliwe było.
Acz nie jakieś specjalnie dobre:)
Ale w ramach zjadania resztek z lodówki taki szybki obiad powstał.
“Kulinarny śmietnik” czy cuś.
Grzesiu
Ja też lubię monotonne czynności co długo trwają , ale nie zaliczam do nich obierania ziemniaków. No niestety.
Wysiłek to już kwestia bardzo subiektywna jest. Co jednemu wysiłku nie przynosi, innego zabija.
Z mantrycznym pozdrowieniem
:))
Gretchen -- 19.10.2008 - 22:35No Gretchen, kochana,
całe szczęście, że jabłko jakoweś miałam pod ręką bo inaczej ten dżinks do łączności z siecią mógłby ucierpieć.
Re-we-la-cja !
warta przekazania potomstwu, a jakie pole do wariacji, zaczynam ćwiczyć(od jutra)
pozdrawiam wariacko wdzięczna za przepis.
ps. a tekst u Ciebie równie pyszny jak zdjęcia piękne.
Bianka -- 19.10.2008 - 23:51Bianko
Smacznego i jabłuszka, i wyników ćwiczenia .
Pamiętałam pisząc Twoje skargi, że nie masz tam u siebie różnych pysznych składników, które tu u nas są dostępne. Tym razem to chyba wszystko powinno być.
A jak czegoś nie ma, to nawrzucaj ulubionych dostępnych.
Smacznego dla całej rodziny i proszę o raport :)
Pozdrawiam wariacko wdzięczna za każde słowo Twojego komentarza.
Gretchen -- 19.10.2008 - 23:57Tu mają takie gotowce
do podgrzewania ale to coś nad czym nie ma co się zachwycać.To ma tą samą nazwę
ale na pierwszy rzut oka na tym wspólnota się kończy.Od tej twojej to zapach bije
nawet z ekranu.
Przypraw za to do mają do wyboru (w sklepach),pewna wspaniała Angielka powiedziała mi kiedyś: słuchaj, Anglicy lubią proste,takie zwykłe że aż nudne jedzenie.
Nie miała jednak racji tzn.miała co do techniki przekazu – przestałam gotować i serwować naszą marchewkę z groszkiem (zatopioną w zawiesistym sosie).
Inny klimat, inne (lekko) odżywianie.
Muszę wygospodarować czas na obrazki z UK,to idę spać by się zregenerować.
Dobranocka
Bianka -- 20.10.2008 - 00:29ps.
Zacznę ćwiczyć żeby zachwycić rodzinę po powrocie.
hm
to zapewne ociera się o geniusz. a może by tak zaskoczyć żonę :)
jak dla mnie i dla niej – więcej niebieskiego…
masz jakieś typy – czym to popijać?
Sir H. -- 20.10.2008 - 03:13Gretchen, Sir Hamilton
Z tym sprobuje. Mysle ze bedzie sie swietnie uzupelniac.
rollingpol -- 20.10.2008 - 10:02Bianko
Gotowcom mówimy stanowcze nie :)
A obrazki? Zawsze mile widziane.
Dobrego poniedziałku Ci życzę.
Gretchen -- 20.10.2008 - 10:39Hamiltonie
Typ czym popijać już jest poniżej, dzięki Rollingpolowi, ufff…
Całkiem zachęcający ten typ się zdaje, całkiem.
Zaskoczenie żony wydaje się bezcenne :)
I ten cały quiche naprawdę nie może się nie udać, co radykalnie zwiększa szanse powodzenia misternie zaplanowanej akcji.
Zatem powodzenia Hamiltonie!
Gretchen -- 20.10.2008 - 10:47Pani Gretchen...
...się skuszę, bo zawiera wszystko, co lubię: ciasto francuskie, pieczarki i cebulowość w postaci pora! No i ma duży potencjał improwizacyjny…
Smacznego!
jotesz -- 20.10.2008 - 10:50:)
Panie Joteszu
Na zdrowie.
I ten potencjał proszę rozwijać, co by na zmarnowanie nie poszedł :)
Pozdrawiam Pana serdecznie
Gretchen -- 20.10.2008 - 10:53Panie Rollingpolu
Sam widok mnie zamroczył chyba, że zapomniałam podziękować za dodatek napitkowy .
Dziękuję :))
Gretchen -- 20.10.2008 - 15:05Gretchen
Wygląda zachęcająco.
Czy to owo nalezy zjeść naraz, czy też nadaje sie do późniejszego podgrzewania?
A jeśli naraz, to na ile osób nadaje sie taka porcja jak z podanych proporcji?
Pozdrawiam, rozmyślajac o obiedzie…
Griszeq -- 20.10.2008 - 15:17Griszq
Naraz to tego nie zjesz, no chyba że jest Cię tak z pięciu…
Odgrzewać można bez problemu, najlepiej w piekarniku tylko folią (aluminiową) przykryć, żeby się wierzch nie przypalił. I żadnej mikrofalówki!
Ma chrupać.
Pozdrawiam idąc po śliwkę
Gretchen -- 20.10.2008 - 15:28ja to bym chciała
z dostawą do domu.
Z potencjałem, z no logo i ze wszystkim co Panstwo Powyżsi uważają czy tez nie uważają.
To nierealistyczne i niedorosłe oczekiwanie.
No, wiem.
O matko. Jest środek nocy.
Idę do lodówki, niezależnie od tego, co zastanę w srodku.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 20.10.2008 - 23:18Pani Anno
Pani mnie nie prowokuje :)
Jeśli chodzi o nierealistyczne, a w szczególności niedorosłe oczekiwania to ja jestem mistrzynią świata.
Wygrałabym z Panią w tej konkurencji o całą długość.
Co tam było w lodówce?
Gretchen -- 20.10.2008 - 23:32Gretchen,
u mnie w lodówce ostatnio jest strasznie. Wszystko zimne i wszystko osobno. Jak u strasznych mieszczan Tuwima.
Oficjalnie, mówie na to, że swoje juz chyba w zyciu wypiekłam i wygotowałam.
Nieoficjalnie, zastanawiam sie jak mi sie udawało przez tyle lat robic wszystko – a teraz udaje mi się tylko niewielką część.
No ale jak piekłam i gotowałam to nie było internetu.
No i Polska była prostsza – jeden wróg, pełna jasnosc.
A teraz?
Same pokomplikowania.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 22.10.2008 - 22:45Pani Anno
Ciepłych rzeczy się przecież w lodówce nie trzyma :)
I ja się czasem zastanawiam jak mi się udawało tyle spraw przez lata łączyć, a teraz to ja sobie daję pieczęć ze zgodą, za potwierdzeniem.
I tyle.
Rzeczywiście ten internet to skaranie…
Pozdrawiam w sposób uproszczony, więc jak najbardziej szczerze
Gretchen -- 22.10.2008 - 23:02Smakowita Gretchen
pozwoliłam tak sobie zatytułować, nie miałam pomysłu na dzisiejszy obiad i przypomniałam sobie Pani przepis, ciasto francuskie, “niemarkowe” a jakże spokojnie w zamrożonym stanie czekało i się doczekało, tylko zamiast pieczarek były zagotowane zbierane wczesną jesienią podgrzybki.Proszę kulinarnej Gretchen : wyszły pyszności !!!
arundati.roy -- 28.11.2008 - 21:54Pozdrawiam, zastanawiając się czy na zimno to co zostało też będzie tak smakować, sprawdzę ...
Pani arundati.roy
Gdzie się Pani podziewała? Dawno Pani nie widziałam.
Cieszę się, że pyszności wyszły, bo to jednak odpowiedzialność na mnie ciąży kiedy piszę, że coś jest smakowite i zawsze wychodzi.
Na zimno smakuje pysznie, zwłaszcza następnego dnia. Na zimno, ale w temperaturze pokojowej (odróżniamy dwa rodzaje temperatur: pokojową i wojenną).
Pozdrawiam Panią dziękując za zaufanie w testowaniu.
Gretchen -- 28.11.2008 - 22:02Pani Gretchen podróżniczko ostatnio, zazdroszczę a jakże, oh....
Ja się nigdzie nie podziewałam zasadniczo,ale miło gdy ktoś zauważa, txt czytam regularnie, szczególnie ulubionych autorów a właściwie autorki i autorów, ale jakoś mam ostatnio wielki problem z tym by dać tzw głos.
Pozdrawiam i spieszę by przeczytać ciąg dalszy Pani sprawozdania z podróży
arundati.roy -- 11.12.2008 - 14:00Pani arundati.roy
Bardzo jest mi miło i nazdwyczajnie się cieszę, że Pani czyta to, co ja wypisuję. Tym bardziej jeśli daje Pani znać literkowo :)
Miłej lektury, mam nadzieję.
Pozdrawiam bardzo.
Gretchen -- 11.12.2008 - 14:39hmmm
Nieźle to musi smakować ;-)
Może przy wolnej chwili upichcę.
Tylko, że bez mięska, to się nie da ;-)
No i zamiast pora cebulkę bym wrzucił, jesli to nie profanacja za duża.
No i papryczkę jakąś chili coby podostrzyć...
A potem konsumpcja :-)...
pozdrawiam
PS – a w ogóle nie rozumiem złej sławy pieczarek tak do końca. U mnie mają dobrą sławę.
Jacek Ka. -- 15.12.2008 - 21:17Brzmi dobrze,
ja z pieczarek nie szydzę, to pożyteczny grzyb.
A dziś zaszaleję i zrobię święto dziękczynienia :)
pozdrawiam
Pino
W takim razie smacznego szaleństwa.
:)
Gretchen -- 07.12.2009 - 12:07Szaleństwo
Leżę pod śpiworem, a chop ziemniaki obiera… :)
Niech żyje równouprawnienie!
Rewelacja
Nie znoszę obierać ziemniaków, taki świrek mam.
Niech żyje!
Gretchen -- 07.12.2009 - 12:12Identycznie
teksta piszesz, że nie mówisz nic nigdzie?
Nie,
nic nie piszę chwilowo.
Milczę też chwilowo.
Siedzę w skorupce. :)
Gretchen -- 07.12.2009 - 12:50W skorupce, powiadasz...
a ja se zapisuję w kapowniku terminy kolejnych konferencji i słucham tego:
Jeszcze se zapalę, a potem pora brać się za indyka…
Yhmmmm...
Dobra rzecz taka skorupka. W każdym razie przydaje się.
Dopiję kawkę i czas zmierzać w kierunku Służby, która aktualnie ma przekichane u mnie.
Gretchen -- 07.12.2009 - 13:17Powodzenia,
dobra rzecz pracować po południu. Ja dziś mam lazy Monday pokonferencyjny oraz przedwtorkowy. Ble. Nienawidzę wtorków :/