Ja i moje lustro: intymność

Wieczór na cmentarzu w pierwszych dniach listopada ma w sobie coś magicznego. Światło świec pełga po twarzach tych, którzy przyszli pomyśleć chwilę o innych. Albo o sobie, choć w ich kontekście. Ściszone głosy, niekrzykliwe kwiaty. Uśmiechy. Uśmiechy dla tych, których tylko tu spotykamy. Uśmiechy dla tych, z którymi się tu spotykamy. Czasem modlitwa. Wieczór, który jest czymś między spacerem a nabożeństwem.

Wracamy do domu. Robimy sobie herbatę z rumem, albo z sokiem malinowym. W trójce na pewno usłyszymy Epitaph, albo Echoes. Albo 51. Może włączymy komputer i zanurzymy się w spokojne rozmowy. Z rzadka przerywane wrzaskami tych, którzy postanowili dobitniej zaznaczyć swoją mniemaną odrębność kulturową.

***

Czy tak jest? Czy tak to widzimy? Czy to obraz prawdziwy, czy zmyślony? Kupiony, czy wystawiony na sprzedaż?

Pewnie czasem tak., a czasem inaczej. To co jest pociągające w tym obrazie, to jego intymny charakter.

Intymność zawsze jest w cenie. Nawet w powszedni dzień. Oczywiście istnieje silny nacisk na pisanie o polityce, gospodarce i innych sprawach społecznych, ale blog prywatny zawsze znajdzie wielbicieli. Nie tylko w święta.

Wiem o tym i czasem to wykorzystuję. Ten zabieg jest naprawdę niezły. Oczyszcza.

Ale dziś zadałem sobie kolejne pytanie, patrząc w lustro monitora: ile w tym jest prawdy? Bo przecież nie zrezygnowałem z masek po to, żeby się pokazać takim, jakim naprawdę jestem. Mogę pisać o tym jak zbliżałem się do śmierci, ale nie napiszę o… wielu innych rzeczach. Nie, nie napiszę, przypadkowy czytelnik niech się nie łudzi. Nie dowiecie się, dlaczego naprawdę zacząłem pisać i nie dowiecie się, co mnie tu trzyma.

Mógłbym teraz dokonać typowej manipulacji, wykorzystującej intymność formy i miejsca, w którym piszę.

Mógłbym napisać, że trzyma mnie coraz słabiej. Więcej nawet, że wczoraj ta nić wydawała mi się całkiem zerwana.

Czy to prawda? A jakie to ma znaczenie?

Nikt tego nie sprawdzi.

Jedni uwierzą i odetchną z ulgą, bo już mają dość. Inni nie uwierzą i cały zabieg wezmą za minoderyjne zabieganie o to, żeby mnie zatrzymywano, proszono i smarowano ciepłym masłem komplementów.

W manipulacji tak naprawdę drugorzędne znaczenie ma to, czy manipulujemy prawdą, czy kłamstwem.

No dobrze, powie domniemany Czytelnik. Ale przecież nie wszystko jest kłamstwem, albo jeszcze gorzej, manipulacją. W każdym z nas są pokłady prawdziwej intymności. Marzenia, sny i modlitwy. Często niespełnione i niespełnialne. Zimny intelektualista tęskni za uczuciem, feministka za silną męską ręką, a krzykliwy nihilista za poukładanym tradycyjnym światem. Inwalida tęskni za utraconą ręką.

Ale tego się nie dowiemy wprost. Dobrze wiemy, że o tym nie możemy pisać.

Wiemy, bo czasem popełniamy błędy. Czasem wydaje nam się, że komuś możemy pokazać siebie. Pokazać, co nas boli. Powiedzieć, że boli. Ale wtedy często okazuje się, że to tego kogoś po prostu nie interesuje. Naszą intymność uznaje za agresję. Broni się przed nami. Broni swojej intymności. Przed naszą. Dostajemy po głowie, bo chcieliśmy się otworzyć. Bywa.

Tak reagują obcy sobie ludzie.

W ten sposób dowiadujemy się, że ktoś jest obcym człowiekiem.

Czasem nas to dziwi.

W efekcie nie dość, że jest nam głupio, że próbowaliśmy przez chwilę być sobą, to na dodatek dostajemy za to po głowie.

To zresztą jest optymistyczny scenariusz. Bo przecież nasze marzenia, pragnienia, całą tę intymność, można po prostu wyśmiać. Prywatnie, lub publicznie.

Oczywiście czasem się udaje. Ale ja nie piszę tu o udawaniu.

Intymność może być środkiem manipulacji. Świadomej lub nieświadomej. Ludzie czasem chcą zbliżyć się do intymnego świata innych ludzi.

Jeśli ktoś chce tak pisać, niech dba o nic, albo niewiele znaczące zwroty, podkreślające prywatność.
Niech napisze, że długo w noc miotał się z wątpliwościami w pościeli. Niech wspomni, że kiedy jadł śniadanie, to przyszłą mu do głowy myśl i dopiero inna osoba musiała mu zwrócić uwagę, że miód kapie na podłogę.

Dobrze widziane są zwierzęta. Zwłaszcza takie nieduże, mniejsze od człowieka.

Nie, nie naśmiewam się. I wcale nie twierdzę, że ci, którzy tak piszą, albo piszą o tym, manipulują czytelnikami. Ja w ogóle nic nie twierdzę i nic nie uogólniam. Z zasady.

Po prostu i co najwyżej, sugeruję pewne możliwości. Może się komuś przyda.

Równie dobrze mógłbym zasugerować pisanie o seksie, ale obawiam się, że TXT nie dojrzało obyczajowo do takiej jazdy.

Wśród wielu odpowiedzi na pytanie: dlaczego ludzie piszą blogi, moją sympatię zawsze budzi ta, która mówi, że z samotności. Nie jest to odpowiedź uniwersalna, ale dla socjologa chyba najciekawsza.

Samotność może się manifestować krzykiem albo szeptem. Epatowaniem pustymi słowami (zwykle zresztą cudzymi), albo lękliwym szlochem. I wszystkim, co mieści się między jednym a drugim.

Kiedy ja szukam cudzej prywatności (bo intymność to za dużo, jak dla mnie, unikam cudzej intymności, jeśli mogę), to nie szukam jej w takich wyznaniach. Szukam jej w stereotypach, w niechcący ujawnianych predefinicjach sytuacji, w obrazach świata. Czasem łatwiej, choć czasem trudno, w ten sposób odnaleźć lęki. Szalenie intymne lęki.

Prawdziwa intymność wymaga samotności. Moje ćwiczenie w szukaniu samotności jest też tylko formą. Ćwiczeniem. Tej samej próby jest tutejsza intymność.

Poprzednim razem się nie udało, bo wbrew moim intencjom publicznie rozgłoszono moje zejście do podziemia. Teraz może się uda.

Ale czy naprawdę mi na tym zależy? Czy nie chciałbym, podświadomie, albo nawet świadomie, aby znowu się okazało, że archiwum jest licznie odwiedzane?

A może zależy mi na tym, żeby to przeczytał ktoś konkretny, kto znajdzie w tym tekście kody, które odczyta, a które są niedostępne dla innych?

W końcu, może pisze to sam dla siebie, żeby sobie oczyścić umysł i poukładać myśli. W ramach higieny psychicznej, jak to nazywał jeden Ksawery.

Byłbym prawdziwym głupkiem, gdym w tym tekście próbował wmówić komukolwiek, że jest tak albo inaczej. Jeśli ktoś to przeczyta, to sam wybierze sobie odpowiedź. I dla niego to będzie prawdziwa odpowiedź.

Jedną z elementarnych taktyk manipulacyjnych jest takie przekazanie prawdziwej informacji, żeby odbiorca uznał ją za nieprawdziwą.

Żaden problem. W trudniejszych przypadkach zawsze można schować prawdziwą odpowiedź między innymi, co najmniej bardzo prawdopodobnymi.

***

We wspomnieniach, wieczór Dnia Wszystkich Świętych kojarzy mi się z łuną światła, rozświetlającą cmentarz w S. . Czy tak było, czy nie było? Spytajcie tego dziecka, którym byłem.

Dziś, wieczór Dnia Wszystkich Świętych kojarzy mi się z duszący dymem i z kaszlem. Z ludźmi, którzy chyba zapomnieli, po co i dlaczego przyszli na cmentarz.

Czuję się jak w supermarkecie. Supermarkecie emocji, wspomnień, przyzwyczajeń. Chińskim supermarkecie sztucznych kwiatow i śmierdzących zniczy. Supermarkecie intymności. Prawdziwej, jak banknot piętnastozłotowy.

***

Zapalam dziś, w Dzień Zaduszny, wirtualne światło dla wszystkich, którzy czekają. I tu, w świecie doczesnym. I tam. Niech wszystkim czekającym towarzyszy moja dzisiejsza modlitwa.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Modlitwa?

Że, jak pszę pana?

Kiedyś babki klepiące pacierze wypychały mnie z Kościoła, chociaż miałem do niego 20 metrów, łaziłem po nim codzień poza nabożeństwem, zbierałem na cmentarzu kasztany, trzepałem księżowskie kapy i ornaty i nigdy nie posiadłem tajemnicy tego co kryje przejście za ołtarzem.

Bo modlitwa, to proszę Yayca właśnie prywatność & intymność jest.
I KK już jej nie zapewnia.
Nawet się nie stara.

Tak, jak i cmentarz, gdzie rewia mody i szlifowany, brazylijski kamień bo ładny i tani przyoblekł i jednocześnie odarł ludzkiego trupa ze spokoju i chyba godności (?) wprowadzając go w kolejną odmianę samolansowania się rękami zstępnych na lepszego niż za życia.

A po co?
Się pytam?

To ja już wolę blog jako modlitwę i rów, jako grób.
Przynajmniej spokojnie mogę płynąć.
Nawet kiedy udaję.


Panie Igło,

nie wiem z kim Pan dyskutuje. Bo, że nie ze mną, to na pewno.

Ja, po pierwsze, uznałem modlitwę ze sferę intymności. Jeśli widzi Pan coś innego, to proszę wskazać gdzie. Chętnie poprawię.

Po drugie, nigdzie nie próbowałem jej instytucjonalnie przypisać.

Mimo mojej zinstytucjonalizowanej poniekąd religijności, nie odbieram prawa do modlitwy nikomu. Nawet niewierzącym.

Więc nie wiem, do czego odnieść Pańskie uwagi, tym bardziej, że ja nie piszę o trupach i nagrobkach.

Ani o lansie doczesnym.

Szczerze mówiąc, mało mnie to obchodzi. Inaczej niż Pana, ale talk to już bywa, że różnych ludzi różne rzeczy obchodzą.

Ten tekst jest o czymś innym. Przepraszam za to.

Choć mam wrażenie, że powinien Pan staranniej przeczytać mój poprzedni tekst.

Pozdrawiam


Własnie przeczytałem

I dlatego się podpisałem w tym.

Jak pan mi chcesz zabronić se pogadać ze sobą albo pomodlić po swojemu, to pan napisz.

Widać, że pisanie jest łatwiejsze od czytania, jakeś pan już dawno zauważył.


Panie Igło,

ja bardzo chętnie z Panem porozmawiam, ale nie bardzo wiem, o czym Pan rozmawia do mnie.

Każdy się modli po swojemu, nie sądzi Pan?

To co Pan napisał, nie miało, moim zdaniem, żadnego związku z tym co ja napisałem.

Więc o czym Pan chce rozmawiać?

O moim tekście, czy o tym co Panu przyszło do głowy?

Jeśli o tym drugim, to musi Pan zadbać, żebym ja wiedział co to było. Bo ja nie umiem zgadnąć.

Pozdrawiam


Nieszkodzi

Dziś wieczór Dnia Wszystkich Świętych kojarzy mi się z duszący dymem i z kaszlem. Z ludźmi, którzy chyba zapomnieli, po co i dlaczego przyszli na cmentarz.


Tak Panie Igło,

mnie się tak kojarzy. To moja ocena. Te teksty są szalenie subiektywne, zauważył Pan?

Ale, tak jak wyżej napisałem, nie uważam, że moje oceny są sprawiedliwe i uniwersalne. Są moje.

Chciałem tylko napisać jak ja odbieram kawałek świata wokoło mnie. Dziś. Kiedy jestem chory i ogólnie zniechęcony.

Ale to nie jest ocena uniwersalna. Mogła by być inna, gdybym czuł się lepiej na duszy i na ciele.

Zresztą, gdyby była uniwersalna, to byłaby głupia podwójnie, bo dotyczyłaby także mnie. Ja też odwiedzam cmentarze. Zapalam światło i kładę kwiaty.

A jeśli tak, to czy różnię się od innych?

Wie Pan. To jest tak, że ten tekst spiąłem świąteczną klamrą. Tak mi się spodobało.

Ale to nie jest tekst świąteczny. To co dla mnie ważne, jest w środku, nie zaś po brzegach.

Na TXT jest wiele tekstów, prezentujących bardzo rożne stanowiska w tej mierze. Proszę zauważyć, że pod żadnym z nich nie zabrałem głosu.

A sądy subiektywne… Ech…

Kiedyś pewien znajomy zaprowadził mnie na cmentarz, bo wiedział, że lubię sobie opisywać miejscowość przez pryzmat cmentarza. Rzeczywiście, miałem taką fazę. Akurat wtedy siedziałem w socjologii społeczności lokalnych i potrzebny mi był prosty klucz.

Obejrzałem sobie ten cmentarz i szybciutko zbudowałem teorię o tym, że wysokie nagrobki świadczą o wysokim mniemaniu o sobie miejscowej ludności. Gdyby wtedy istniało słowo lans, to pewnie bym go użył. Ale to za komunizmu było.

A kolega się długo ze mnie śmial. A potem wyjaśnił mi, że stan wód gruntowych jest taki, że trzeba zmarłych chować w kryptach, a nie grzebać w ziemi. Bo pogrzebanych wody gruntowe przesuwają. Al ludzie chcieli, żeby groby wyglądały jak groby. Więc te krypty są jak wysokie groby.

Od tego czasu staram się nie osądzać cmentarzy.

Pozdrawiam

PS. Niewątpliwie też brakuje, w cytowanym przez Pana zdaniu, przecinka. Dziękuję.


Widzi pan,

żeby to nie było wczoraj/dzisiaj to bym pana obśmiał a tak, to nie wypada.
I już.

Bo problem nie jest w cytacie z pana, bo tu generalnie się zgadzam.

Problem jest w tym, coś pan zauważył w swoim pierwszym wpisie.
Generalnie, jak ja paniał?, to że jedni piszą a potem pan Bóg kule nosi.
I ja, w zasadzie się tego trzymam.

Otóż napisałem – Nieszkodzi
Zupełnie co innego mając na myśli.

No ale właśnie zupełnie mi to nieszkodzi.
Coś pan z tego wyczytał.

Pan wołasz, mów ze mną o tym co ja napisałem.
A ja odpowiadam co mi akurat po przeczytaniu do głowy przyszło.

Pan się burzysz a ja się śmieję.

Bo czy to jakie seminarium jest, te całe TXT?
Albo co?


Panie Igło,

gdyby to było seminarium, to miałby Pan kłopoty większe ze zrozumieniem tego co ja piszę.

Ja nie wołam do Pana ,żeby Pan ze mną gadał. Mam to w nosie.

Ja stwierdzam, że Pan nie pisze o tym, o czym ja napisałem.

Czy można to prościej wyrazić?

Spróbuję:

Nic pan nie zrozumiał, a jeśli nawet, to w żaden sposób nie wyraziło się to w Pana odpowiedzi.

A jak Pan chce jeszcze prosćiej:

Nie zamierzam rozmawiać na poziomie przez Pana sugerowanym, ani o rzeczach, o których Pan pisze.

I może mnie Pan wyśmiewać do woli.

To zdaje się jedyne co Panu zostało: chodzić po cudzych blogach i wyśmiewać ich autorów.

Oczywiście mógłby Pan tych autorów pobanować, czego Pan jednak nie czyni.

Mógłby Pan też zamknąć to całe TXT w cholerę, bo co to jest, że ludzie piszą co innego niż Pan rozumie. Nieporządek.

Ale Pan nie zamyka na razie.

Za co, uniżenie, Panu dziękuję


No to ja też

Dziękuję.


Proszę uprzejmie

+


Panie Yayco

Przeraźlwie smutny tekst o najpiękniejszym obszarze życia.

Myślę o intymności…

Najbardziej skrytej skrytce w nas.

Tej niezykłej bliskości, którą każdy nosi w sobie, a która rozkwita dopiero w relacji z drugim człowiekiem.

I myślę jak wiele ja o tym piszę, jak często, jak niewyraźnie. Bo o tym się pisze trudno, ale dla mnie tylko takie pisanie ma sens.

Jedna jest w tym pułapka, o której się przekonałam: pisanie nie przebija szyby. Pozwala w nią uderzać, ale jej nie narusza na dłużej.

Prawdziwie intymny kontakt możliwy jest zapewne tylko naprawdę, bez pośredników, pośrednictwa. Ja jednak lubię namiastki.

Ja, Gretchen schowana za wieloma szybkami, za wieloma murami pochowana, jak problemy, w szkatułkach cenię sobie każdą chwilę realnego kontaktu z drugim człowiekiem. Doświadczenie tego ociera się o szczęście.

Przekonałam się tak wiele razy o tym jak bardzo jestem osobna , że już jakiś czas temu utraciłam wiarę we współdzielenie. Zapewne to kwestia doświadczeń, ale im jestem starsza tym bardziej widzę, że to co mnie spotyka nigdy nie jest przypadkowe.

Te doświadczenia zaczęły się jak byłam maleńką Gretchen. Potem już chyba szło siłą rozpędu, nieświadomości, niedojrzałości, marzenia i za marzeniem gonienia.

Czasem marzenia się spełniają Panie Yayco.

Szczęśliwi, którym się spełnią zamiast się spełniać.

Pozdrawiam Pana dziękując za możliwość pomyślenia o tym…


Ech

To tylko podpisuję listę obecności.


Pani Gretchen,

tak. To smutny tekst. Adekwatny do mojego samopoczucia.

I zgodzę się z Panią w tym, że nie da się słowem przebić szyby, jeśli właściciel szyby nie uchyli okna . Proszę wybaczyć banalność alegorii.

Ale tylko wtedy jest szansa na znalezienie istotnego sensu.

I jeszcze jest tak, że często nie widzimy, jak wielkim szczęściem jest spełnienie się marzeń. Spełnione marzenia są banalne.

Natomiast bardzo nas boli, jeśli ktoś nam powie wprost, że nasze marzenie jest bez sensu.

Marzenia są do marzenia. Nie należy ich psuć.

Pozdrawiam


Panie Odysie

- tak bywa.

Pozdrowienia


Panie Yayco

Skoro tak dość prywatnie się zrobiło… Powiem tak – trudno komentować Pańskie wpisy. W każdym zakresie. Często są zbyt profesjonalne (bez sensu się mądrzyć na temat, o którym nic się nie wie). Często napisane językiem, którzy narzuca konwencję odpowiedzi, a tej trudno sprostać (to są te Pańskie opowieści, choćby na przykład atolowe). Tym razem – jest to faktycznie wypowiedź gdzieś na krawędzie prywatności i intymności, tej krawędzi której i sam Pan nie lubi przekraczać (o ile dobrze to odczytałem).

Chyba faktycznie jest też tak, że posługuje się Pan pewnymi kodami, które skierowane są do konkretnych czytelników. Bez względu na to, czy przyjdą. Reszta czuje, że mówione jest coś ważnego i osobistego, ale w uszach brzmi to jak po fińsku. Mam nadzieję, że wie Pan co chcę przekazać.

Tego, że czasem mam wrażenie, że jest Pan człowiekiem skrajnie samotnym, zarówno tutaj jak i poza, nie będę rozwijał. W końcu – to tylko wrażenie. A one są niezwykle złudne…


Panie Griszqu,

powiedzmy sobie szczerze: miałem doła. Już nie mam.

Co do kodów, to nie, nie mam takiego zamiaru. To raczej mówienie do samego siebie, moimi własnymi kodami, dla mnie zrozumiałymi.

Pozdrawiam


Panie Yayco

To w sumie zamyka temat. Jednocześnie sprawia, że gdzieś tam sobie życze, aby Pan jednak te doły czasem łapał. Nie, aby nić łącząca z TXT się rwała, tylko aby takie teksty można potem w archiwum spotkać.

Pozdrawiam.


No to co ja mam powiedzieć?

Może tak, że wcale sobie tego nie życzę, ale wykluczyć się nie da.

Pozdrowienia


Panie Yayco

zgubiłem dwa testy listopadowe,

dobrze że trafiłem teraz

tekst jest sprytnie skonstruowany, w zanczeniu- każda odpowiedź na pytynie blogowe może byc trafna. Indywidualnie.

Samotność? Ha, rzekłbym że też, szczesliwie samotność to dobre pojecie- dla mnie

p.s ciekawie to koresponduje z rozmową która niedawno piśalismy

znaczy ten kawałek

Jedni uwierzą i odetchną z ulgą, bo już mają dość. Inni nie uwierzą i cały zabieg wezmą za minoderyjne zabieganie o to, żeby mnie zatrzymywano, proszono i smarowano ciepłym masłem komplementów

hi, hi dobrze to koresponduje:)

prezes,traktor,redaktor


re: Ja i moje lustro: intymność

zwłaszcza to masło jest zastanawiające. Skąd ja wiedziałem wtedy o maśle?

Co do reszty, to może trochę koresponduje. Nie wiem.

A samotność?

Lubię ten stan. Samotność jest oczekiwaniem, moim zdaniem. Choć trwająca zbyt długo – boli. Postrzegana jako beznadziejna – zabija.

No, ale to, to już każdy wie po swojemu

Pozdrawiam

PS Widzi Pan, jak to jest? Jak wyciągalem okolice Bródna z archiwum, to o tych dwóch tekstach też zapomniałem. Interesujące przeoczenie.


Rzekłbym

tak jak Pan, interesujące

ten zabieg szczególnie opatrzeni bywa rozumiany, że niby komus na tym zależy. No tego po przeczytaniu tego wpisu powiedzieć się nie da, wieczna manipulacja:)

z racji że to archiwum to pozwole sobie na brzydki dowcip który mnie się skojarzył odnośnie maniuplacji

Słoń prosi muchę:

Przeleć mnie skarbie od trąby zaczniesz a wylecisz tyłem

Oj, słoń, no dobra

Po fakcie:

Ale mucha weż no jeszcze raz

o drugim razie:

Ostatni raz, proszę, proszę

Ale to ostani raz!

Dobra, dobra leć już...

Mucha ruszyła, a słoń wetknął sobie trąbę w tyłek i rozkoszą zakomunikował:

Wieczna rozkosz

pozdrawiam bezwarunkowo

prezes,traktor,redaktor


A samotność

dobrze rozumiana to chyba klucz to radości życia,

że tak sobie patosem
wyskoczę

prezes,traktor,redaktor


Okropne żarty,

Pan opowiada, Panie Maxie, a ja zaraz muszę do pracy. I jak ja teraz spojrzę w te niewinne oczy? No jak?

A przy okazji, proszę zauważyć, jak bardzo się w tym tekście pomyliłem, twierdząc, że TXT nie jest wystarczająco dorośnięte do problematyki seksualnej.

W różnych znaczeniach nawet, mam wrażenie

Pozdrowienia

PS Samotność jako klucz do radości życia? No nie wiem, nie wiem…


Panie Yayco

Większość osób chociaż przez chwilę była samotna, niektórzy stale są dlatego jej własciwe pojmowanie w kategori normalnej składowej naszego życia wg. mnie jest kluczem. Albo inaczej- pomaga niezmiernie

p.s kurczę przez odkrywkę wszyscy się dowiedzieli co po głowie mi lata (sic!)

pozdrawiam :)

prezes,traktor,redaktor


Ma Pan rację Panie Maxie,

choć mam wrażenie, że niektórzy wypychają samotność z siebie i skłonni są ją przypisywać tylko innym.

Pozdrawiam skrótowo, bo z pracy

PS Przepraszam, że Pan nie zauważył, hi hi


Subskrybuj zawartość