Białoruś!

Białoruś!

Docencie Szanowny Stopczyku – przed kilkoma dekadami poczęstowano mnie w Pińsku, stolicy Polesia, dziś jęczącym pod uciskiem kołchozowego prezydenta, grzybami solonymi!

Były to dorodne łby borowików, układane w kamionkowym garze i przesypywane solą. Po pewnym czasie iluś tam dni, nadawały się do spożycia. Gdy je wystawiono na stół biesiadny wszystkim się oczy zaświeciły z oskomy! Ja, jako honorowy gość, dostałem dwa łby jak talerzyki. Po pierwszym kęsie mało się nie shabilitowałem, na szczęście urocza poleszuczka wyratowała mnie z opresji i w trakcie uczty chyłkiem je na swój talerz ściągnęła…

Te grzyby były pewnie ukiszone, tak jak się to robi z kapustą czy ogórkami, ale dla mnie – nieprzyzwyczajonego do odmiennego smaku – były okropne.

A słoninę , uwalaną w przyprawach ziołowych, z kolendrą potłuczoną na czele, jadałem ze smakiem do czarnego razowca. Albo suszone na słońcu małe, osolone szczupaczki…


Kulinarne przygody By: docentstopczyk (31 komentarzy) 15 styczeń, 2008 - 01:03