Aplikacja - ktoś tu łże jak bura suka


 

“Dla zawodu sędziego, prokuratora i referendarza liczbę szkolących się będzie ustalał minister sprawiedliwości. A dla aplikacji adwokackiej, radcowskiej i notarialnej same korporacje. Takie są założenia rządowego projektu reformy zawodów prawniczych, do którego dotarła „Rz” (projekt w pliku PDF).”

Taki miły news, zaserwowała nam wczoraj, uczciwa, rzetelna, i jak zawsze dobrze poinformowana Rzeczpospolita, na głównej stronie swojego portalu.

A tymczasem, we wskazanym projekcie w pliku PDF czytamy:

“Dostęp do aplikacji będzie uzależniony od liczby miejsc. Minister Sprawiedliwości będzie corocznie określał limity przyjęć na aplikacje przygotowujące do wykonania zawodu: sędziego, prokuratora i referendarza. W przypadku aplikacji adwokackiej, radcowskiej i notarialnej limity przyjęć ogłaszać będą samorządy zawodowe, jednakże ustawa będzie zawierać procentowe minimum przyjęć na daną aplikację w stosunku do liczby osób wykonującej dany zawód (adwokata, radcy prawnego czy notariusza). Przewiduje się, że aplikację: adwokacka, radcowska i notarialna będą nadal prowadzone przez samorządy zawodowe.”

A więc, owszem liczbę limitów ustalą korporację, ale jedynie w tym sensie, że mogą je zawyżyć w stosunku do tego, co uchwali Sejm w ustawie. Gdybym więc był genetycznym patriotą, jak poseł Suski, to rzekłbym, że ktoś tu pisze “jak w III Rzeszy”. Ale nie jestem. Zwłaszcza, że wyśrubowane standardy z Rzepy od miesięcy mnie już nie dziwią, a nawet wzbudzają pewien uśmiech na twarzy.
Pisze nam na przykład Pani Ewa Usowicz na blogu Rzeczpospolitej:

“Na konferencji w Krakowie minister Ćwiąkalski, odnosząc się do piątkowej publikacji “Rz” na temat planowanych zmian w dostępie do zawodów prawniczych, zarzucił nam nierzetelność. Podnosił m.in., że nie napisaliśmy, iż chodzi o wprowadzenie dolnych (minimalnych) limitów przyjęć (choć napisaliśmy o tym tłustym drukiem: “ustawa określi procentowe minimum przyjęć na daną aplikację”) oraz że w tekście nie było wyjaśnień ministra (były – rozmowa z ministrem).”

Nie wiem o jaki tłusty druk i o jaki tekst chodzi Pani Ewie, ale wiem na pewno, że nie jest to tekst, który zacytowałem na wstępie i który przez cały piątek wisiał na stronie głównej portalu Rzeczpospolitej.

Ale uśmiech na moje twarzy budzą też łgarstwa ministra Ćwiąkalskiego, który wcześniej ani słowem nie zająknął się na temat ustawowych limitów, a teraz szeroko, wręcz „po platformersku” otwiera oczy swe ze zdziwienia i z całą powagą twierdzi, że jak się coś ogranicza przez limity, to znaczy, że się poszerza.

Wreszcie uśmiecham się patrząc na komentarze tych zuchów, którzy w ciemno popierali postulaty odbioru korporacyjnych uprawnień i przekazanie ich państwu, bo właśnie to zrobił Ćwiąkalski. Państwo ma bowiem nie tylko ustalać limity liczbowe, ale także, po zdaniu egzaminu I stopnia (tzw. limit punktowy), dopuszczać do wykonywania zawodu adwokata i radcy w ograniczonym zakresie. Patologia w aplikacjach doszła już bowiem do takiego punktu, że pisowscy z całą powagą wybierają dur brzuszny administracji państwowej, od nowotworu samorządu zawodowego, tak świetnie zorganizowaną mamy w Polsce wszelkie formy organizacji.

Czy dostęp do aplikacji będzie utrudniony, tego nie wiemy. Wszystko zależy od tego jakie limity ustali nam Sejm. Faktem jest jednak, że poprzednio, takie limity ustanawiane przez korporacje uniemożliwiały dostęp młodych „do koryta”. Bo nie oszukujmy się, ogromna większość studiowała dla „koryta”, nie dla żadnej „misji”.

Moim zdaniem istnieją trzy hipotezy zachowania Ćwiąkalskiego.

Pierwsza – chce się wkupić w łaski korporacji, bo wcześniej czy później ministrem być przestanie i wróci do zawodu.

Druga – ktoś podłożył mu polityczną świnię (to te zatrute strzały), a on ją łyknął, co nie najlepiej świadczy o jego inteligencji, badź sile przebicia.

Trzecia – próbuje rozwiązać problem braku patronów, zwłaszcza w dużych miastach, co już dziś jest dla wielu przyszłych aplikantów ogromną trudnością, często nie rozwiązywalnym bez znajomości lub pewnie nawet łapówki. Oczywiście ta hipoteza nie wyklucza też hipotezy pierwszej.

Ale najciekawsze jest to co się stanie, gdy ustawa w takim kształcie trafi do Trybunału, co jest przecież wielce prawdopodobne.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

no cóż

dziennikarstwo … może powinno się ustalać limity na etaty dla pismaków?

a tak poważnie. zawód adwokata był kiedyś nazywany “wolnym”. no właśnie był ... ja naprawdę nie wiem czemu służą te limity, bo na pewno nie wolności …

“Jest taki stary rosyjski zwyczaj, żeby wyjść trzeba najpierw trochę posiedzieć”


Major

powiem ci tak, chłopaku, żeś mnie ubawił tym textem setnie!

Poważnie. Usmiałem się zdrowo obserwując to twoje wykrecanie kota cienszym końcem.

Nie udało ci się i kot przy tym zabiegu zdechł, ale doceniam jakość z jaką próbowałeś to zrobić.

Szczerze ci polecam pisanie takich textów. Nieźle się wyćwiczysz w bronieniu spraw przegranych i ewidentnych. To jest cenna umiejętnośc dla prawnika.

Moja rada- skrócic ten text o jakiąś 1/3 co najmniej. Wiesz o co mi chodzi? Zagęścic.
“Czy dostęp do aplikacji będzie utrudniony, tego nie wiemy.”- od tego miejsca juz nudno leci. Powienienes wszystko co ważne wsadzić na mniejszej ilości linijek.

Wtedy byłby rodzynek.


Nicpoń

coś wy się z wyrusem zgadaliście żeby mi tak kadzić;)

A tak serio cały myk polega na tym, że teraz Państwo zadecyduje o tym ile osób ma wykonywać zawód, co jest kretynizmem.

Ale przecież kretynizmem, który jest konsekwencją oddania władzy nad alikacją przez korporacje.

Słowem dur brzuszny albo nowotwór.

Więc to jest tekst w sumie liberalny, choć nie napisany wprost.


Prawdziwy liberalizm

jest wtedy kiedy każdy jest sobie, za własne pieniądze – piekarzem, stolarzem, adwokatem, sędzią i katem, szewcem, właścicielem taksówki i drogi po której ona jeździ, posiadaczem telewizora i stacji nadawczej, linii telefonicznej i biblioteki książek, które sam sobie napisał, murarzem i właścicielem cegielni itp. itd. a jak kto tego wszystkiego nie ma albo nie potrafi, to niech spierdala.
Igła


re: Aplikacja - ktoś tu łże jak bura suka

Major, a nie lepiej by było zastosować najprostsze rozwiązanie? Państwo organizuje raz do roku jednolity test dla wszystkich ubiegających się o aplikacje. Wyznacza się minimalny pułap (dajmy na to 90%) od którego aplikacje się przyznaje. I styka.
Brzytwa Ockhama w praktyce.

,,I pomyśleć, że na tym ogniu, który ukradł Prometeusz bogom, spalono Giordana Bruna!”
Stanisław Jerzy Lec


Subskrybuj zawartość