Ni pejsa nikomu


 

Tylko krowa nie zmienia poglądów- powiedział ponoć sam Kisiel, który, choć zadawał się
z Bartoszewskim, w paru sprawach jednak miał racje, więc warto się go czasami posłuchać. Nie chcąc więc być krową czy innym bydłem, sam często zmieniam poglądy, zwłaszcza patrząc na to, kto teraz jest za traktatem lizbońskim, a kto przeciw, kto szczerząc kły go podpisywał i oddawał nas, Winkelrieda Narodów, na pastwę „europejsatych” .

Abym mógł jednak psim swędem podążać za tym co ważne i w lot chwytać mentalne tropy, potrzebuje jakiejś ostoi, wskazówki, jakiejś latarni morskiej, która wskaże mi światło, do którego mam przylec i trwać przy nim, niczym z ręką na pochwie, narodowego Szczerbca, rzecz jasna. Takim światłem niewątpliwe są dla mnie autorytety (nie mylić z autorytetem moralnym z Czerskiej), które potrafią wskazać co ważne, co przemilczane, kto kogo, dlaczego, za ile i po co. Ale znowu, żeby móc chłeptać z takowej krynicy mądrości, trzeba najpierw wiedzieć, nad którym źródełkiem się powinienem pochylić, aby nie trafić na bolszewickie wyziewy, tudzież lewackie kisnące zbuki.

Dlatego bardzo się uciszyłem, że do salonu (niestety nie na tekstowisko) zawitał Pan Bogdan Czajkowski, o którym moi koledzy już od dobrych paru miesięcy się rozpisywali, pamiętali i poświęcali mu pamiątkowe wpisy, które teraz Pan Bogdan będzie mógł skomentować, w przerwie między ręczną przepierką, nieco zmechaconej już koszuli Rejtana. Ale na Panu Bogdanie świat się nie kończy, lista autorytetów jest długa, bo stymulować trzeba być rozmaitymi bodźcami, żeby Broń Panie Boże, nie zboczyć z poprawnościowych kolein konserwatywnej ciuchci napędzanej parą boskich bliźniaków.

Kolejnym więc, być może nawet najwyższym autorytetem jest dla mnie Jarosław Kaczyński, który znów zmusił mnie do myślenia, a nawet na policzkach wywołał różowe pąsy. Internauci popiją piwko i raczą się pornografią miał rzec Pan premier, już były niestety,
i znów trafił w sedno, co jednakże nieco mnie zaniepokoiło. Piwa co prawda nie pijam, ale owszem, czasami czytam posty Maryli, z czego zawstydzony spowiadam się często przed Wielkiemu Potworem Makaronowym. Skąd jednak Pan premier wiedział o tej mojej słabości, Bóg raczy wiedzieć, teraz chyba w zaciszu domowego ogniska, intelektualnie dobrze robić sobie nie będę, bo przecież „czyste dobro” nie śpi i patrzy.

Prawdziwy autorytet nie powinien spoczywać na laurach i tworzyć nowatorskie koncepcje, bąkiem puszczające je w obieg internacjonalistyczny, niech i inni też skorzystają, byle nie przekręcali nazwiska. Takim spinem intelektualnym, była więc ostatnio wypowiedź Pana premiera na temat roszczeń żydowskich, którymi batożą nas rozmaite sprzedajne kocmołuchy pejsate.

„Jeśli chodziłoby o odszkodowania, to byłoby to tak: biedni Polacy, a dokładnie potomkowie biednych Polaków, mają zapłacić potomkom bogatych Polaków” – powiedział Pan premier zaraz dodał: „Ja też miałem bogatych dziadków i niczego się nie domagam” . I aż chciałoby się zapytać, czy mam przez to rozumieć, iż jacyś Żydzi trzymają w swych łapskach rodzinne srebra braci Kaczyńskich, ale sobie daruję, zwłaszcza po ostatniej rozpierdusze na blogu.

Skupię się więc raczej na wyrazach uznania, dotychczas w obecnej Polsce tylko bowiem Jacek Żakowski publicznie podważał istotę prawa spadkowego, a i to robił nad wyraz skromnie, ograniczając się jedynie do postulatu spadków opodatkowania. Pan premier rozrzut ma jednak o niebo większy, jednym słownym sztychem, powagą własnego gestu wielkopańskiego, zadał kłam starożytnej koncepcji majątkowej sukcesji, wprowadzając, co prawda nieostre, ale jednak zasadne limity, w myśl których potomkom bogaczy się nie należą prawa do schedy spadkowej, dlatego, że spadkodawca był ewidentnie bogaczem. Ktoś może powiedzieć, że złośliwym zrządzeniem losu, ale niestety tak to już jest, że to właśnie po bogatych się prawa do majątku bogaczy dziedziczy, bo biedni majątku po sobie nie zostawiają. Ale to przecież nie znaczy, że zawsze być tak musi, nie takie rzeczy się na świecie już przegłosowywało, żeby chociaż wspomnieć sławne dekrety tuż po II wojnie światowej, gdzie, zdaje się po raz pierwszy, ta myśl o spadkowych fanaberiach zaczęła kiełkować.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

A kim jest

Bogdan Czajkowski, bo nie chce mi się szukać?
Igła


Galopu

Tylko krowa nie zmienia poglądów- powiedział ponoć sam Kisiel, który, choć zadawał się
z Bartoszewskim, w paru sprawach jednak miał racje, więc warto się go czasami posłuchać. Nie chcąc więc być krową czy innym bydłem, sam często zmieniam poglądy, zwłaszcza patrząc na to, kto teraz jest za traktatem lizbońskim, a kto przeciw, kto szczerząc kły go podpisywał i oddawał nas, Winkelrieda Narodów, na pastwę „europejsatych

Nic nie wiesz.A wiesz.www masz.


Kocmoluchy pejsate

fUCK OFF


uuuu

major śpiewa jak Żakowski.

Tak major, dobrze prawisz. Po śmierci rodzica, trza zabrać jego dzieciom dom, w którym mieszkają. Oszczędności rozdac biednym. A książki spalić.


Opodatkowanie spadku?!

Przecież te pieniądze zostały już opodatkowane! Chyba że pochodzą z przestępstwa! Tylko wtedy rekwizycja zamiast podatku.

Natomiast co do zwrotu majątków obywateli narodowości żydowskiej jakiejś organizacji, to ja bym poprosił o wskazanie zapisów testamentowych lub innych podstaw na jakich oparte są te roszczenia. Bo jakoś nie widzę żadnych przesłanek, aby jedne ofiary wojny miały wypłacać jakimś organizacjom odszkodowania za mienie innych ofiar.

Odszkodowania za komunizm niech wypłaca LiD i koledzy. Ewentualnie byli członkowie pzpr i ich spadkobiercy.

Pozdrawiam


Jerzy Maciejowski

to proste prawo spadkowe amerykańskie, izraelskie, rosyjskie, czy gdzie tam umarli spadkodawcy.

jacer- ie zakumałeś, bo ja akurat jestem przeciw opodatkowaiu spadków


Jerzy

“Odszkodowania za komunizm niech wypłaca LiD i koledzy. Ewentualnie byli członkowie pzpr i ich spadkobiercy.”

ciepło ciepło, też uważam, że spłacic powinni główni beneficjenci, uznac za zbrodniarzy i odebrać majątki, ale jak i komu?


Subskrybuj zawartość