Linczu we Włodowie mogłoby nie być

Doprawdy, trudno już się połapać w tym gordyjskim węźle supłanym błyskotliwymi wypowiedziami posłów Prawa i Sprawiedliwości. Czy tego kasjera Vogla to złapali prokuratorzy od Zbigniewa Ćwiąkalskiego, by nim szantażować lewicę, jak chce Pan Jacek Kurski, czy prokuratorzy byłego ministra Sprawiedliwości – jak udowadnia Pan Zbigniew Ziobro? Tak czy inaczej pewne jest, że prokuratorzy łapiąc Petera Vogla, wobec władzy wykazać się musieli iście „talleyrandowym” serwilizmem, innego logicznego wyjścia być bowiem nie może, czyli klasyczne tertium non datur – jak musiał rzec sobie poseł Karski Karol porzucając „PRONcie” dla Ordynackiej.

Trudno się jednak dziwić, nie pierwszy to raz, gdy prokuratura zamiast kierować się interesami zwykłego Kowalskiego, zawala sprawę i daje się wikłać w ministerialne gierki. Nie inaczej też było w przypadku oskarżeń, Bogu ducha winnych, mieszkańców Włodowa, którzy w obronie koniecznej „wyrwali chwasta”, znaczy dokładnie szpadlem owego „chwasta” wbili nam w ziemię. Niejaki Józef C., bo o nim mowa, od lat bowiem terroryzował okoliczną gminę, latał z maczetą, a miejscowa policja, jak to ma swoim zwyczaju, z interwencją się nie spieszyła. Dopiero gdy przebrała się miarka, społeczeństwo obywatelskie wsi Włodowa wzięło sprawy w swe ręce i wymierzyło retrybutywną mu karę.

A przecież świat wcale nie musiał patrzeć na dziwaczną tę karawanę, sześciu chłopa z łopatami i resorami samochodowymi nie musiało w obronie konieczne ścigać po polach uciekającego faceta z maczetą. Leżąca w krzaczorach głowa Józefa C. nie musiała przyjąć tyle mocnych dowodów determinacji obrońców, a skołowana tym wszystkim sędzia, nie wiedząc, który z ciosów był decydujący, nie musiała orzekać, że wobec tego nikomu nie można przedstawić zabójstwa. Bo to ponoć okoliczność przemawiająca na korzyć sprawców. Wszystkie te cuda i dziwy nie musiały mieć miejsca, bo wystarczyłoby, że minister Ziobro szepnąłby słówko i drogą poleceń służbowych kazał sprawę umorzyć. Skoro jego prokuratorzy potrafili złapać nawet Petera Vogla. Ale to tylko cześć odpowiedzialności ministra.

Mógł również, wraz z kolegami rzecz jasna, rozszerzyć ustawowy dostęp do broni palnej.Owszem, dostęp mieszkańców do winchesterów nie powstrzymałby krwiożerczych knowań Józefa, w końcu jak szajba to szajba. Ale Józef, broniąc się przed ewentualnym odwetem ze strony tubylców, sam by się w broń zaopatrzył, tudzież ją komuś ukradł i wówczas o żadnym ściganiu go by nawet mowy nie było. Karawana jechałaby dalej, tyle że Józef z giwerą by wielbłądy poganiał, prawie więc jak na dzikim zachodzie. A gdyby mu przyszła ochotą to by sobie pogwałcił i pokaleczył, bo przed maczetą gibka niewiasta jeszcze ucieknie, ale przed kulą nie zdoła. I nie byłoby wówczas linczów, a mieszkańcy we Włodowie mogliby się przekonać, jak szybko sąsiedzi są w stanie przetransportować ich do szpitala.

Chyba że o pomoc poprosiliby Łukasza Foltyna, gdyż ten wrażliwy na ludzką krzywdą, pomóc niestety by nie mógł, bo nie dość, że poczułby się przez to zadowolony, to jeszcze swym gestem odwróciłby uwagę od palącego problemu ran postrzałowych i gwałconych kobiet, a przecież co do zasady, gwałconym kobietom trzeba pomagać.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

He, he, widzę,

że pan Fołtyn wszystkich inspiruje, ja mu dzisiaj tekst poświęciłem:

http://tecumseh.salon24.pl/index.html

Pzdr


linczu by nie bylo

gdyby Policja zareagowala na czas.

Nas na robocie niedawno gosc zaatakowal siekierą, przyjechali po dwoch godzinach.


Subskrybuj zawartość