Nadobnisie i koczkodany

Tagi:

 

W 1973 r. Tadeusz Kantor realizując koncepcję Teatru Niemożliwego wystawił własną inscenizację sztuki Witkacego – „Nadobnisie i koczkodany”. Jak pisze Piotr Sztabrowski
z Newsweeka: Spektakl rozgrywał się w szatni, do której aktorzy docierali niczym za kulisy, przynosząc tylko resztki sytuacji i tekstów. Oficjalnie bowiem przedstawienie było grane w niedostępnej dla widzów Sali.

Za każdym razem gdy w medialnym huku słyszę coś o służbach specjalnych, mam wrażenie, że siedzę właśnie w teatrze Kantora i obserwuję jak do „medialnej szatni” docierają skrawki, urywki zdarzeń, a teatr prawdziwych działań znajduje się właśnie w owej niedostępnej dla widzów Sali. Nic dziwnego, rzec można, wszak istotą służb tajnych jest właśnie to, że są tajne. Gdyby było inaczej służby nie byłby tajne, a więc przynajmniej częściowo zatraciłby swoją istotę. Dostęp do Sali, z natury rzeczy, musi być więc radykalnie ograniczony. Z owej, dodajmy niezbyt odkrywczej, myśli z pewnością zdawać sprawę muszą sobie same służby, które na co dzień rozwiązywać muszą nie takie „intelektualne” szarady. A skoro zdają sobie sprawę, to mogą, choć nie muszą, to wykorzystać.

Jednocześnie nietrudno jest zauważyć, że już nawet byle berbeć z tzw. polskiego domu patriotycznego, na jednym wydechu potrafi wymienić te wszystkie GRU, FSB, WSI, CiA i inne tego typu szajki i z dość dużą dozą pewności naświetlić główny ich teatr działania, cele, potknięcia, sukcesy, porażki. Z jednej strony docierają więc do naszej „medialnej szatni” skrawki zdarzeń (nierzadko skrawki spreparowane), a z drugiej strony, już nie tyle nawet samozwańczy specjaliści, co nawet przeciętny wyborca wiadomej partii, potrafi bezbłędnie trafić co jest blefem, a co karetą asów w rękawie, gdzie służby dyskretnie interweniowały i gdzie, rzecz jasna, poniosły porażkę.

Co ciekawe, miernikiem owych rzekomych wpadek, tudzież sukcesów służb specjalnych, nie są wcale obiektywne osiągnięcia/porażki danej politycznej ekipy (jak np. zapowiadana lustracja, dekomunizacja, deubekizacja, niepodpisanie traktatów) tylko wściekłość, jęki określonych mediów i ich politycznych funkcjonariuszy, jak to się dziennikarzy w pewnych kręgach zwykło nazywać. Tyle, że skoro swoistym odruchem Pawłowa na ową wściekłość medialną, ma być wskazywanie, że oto służby specjalne odreagowują własne frustracje, to nawet niezbyt bystry oficer służb specjalnych, może ów odruch celowo prokurować, by odwrócić uwagę od spraw dla niego o niebo ważniejszych. I tak robi się medialny kocioł, tylko po to by stado oburzonych patriotów głośno zawyło o służbach specjalnych, podczas gdy ów kocioł to tylko typowa zasłona dymna. Wszak w dymie trudniej cokolwiek dostrzec.

Z drugiej jednak strony przyjęcie powyższej antytezy, świadczyłoby o tym, że porzucić należałoby z kolei tezę, iż media próbują swym krzykiem zmusić polityków do uległości wobec swych mocodawców. A temu wszak przeczy szereg doświadczeń historycznych. No i zawsze wspomniany oficer, może przez podstawione autorytety, poddawać w wątpliwość związek między medialną histerią, a frustracją służb specjalnych, by związki te ukryć. Słowem dżungla luster i znów jesteśmy w naszej „szatni”, choć niektórym wydaje się, że są w „Sali” .

Jeszcze ciekawszym zjawiskiem są tzw. specjaliści wiadomej partii, którzy swą wiedzą tajemną potrafią rzekomo prześwietlić służby. Sęk w tym, że aby ową wiedzę tajemną móc zdobyć, przy jej zdobywaniu trzeba było się w jakiś sposób ujawnić. A wiedzę tę ujawniają służby. Ten więc, kto ową wiedzę posiada, do dziś nie może być pewny czy to co wie, to jest całość, czy jakiś jej fragment, czy wie już wszystko, czy raczej to co wiedzieć mu pozwolono. Zwłaszcza, iż trudno wykluczyć aby w samych służbach specjalnych nie istniały nieformalne struktury, sprzysiężenia, koterie, loże czy jak tam to się w przeszłości nazywało.

Podwórkowa mądrość życiowa (wzięta wprost ze świata blokowisk) głosi, że w życiu lepiej jest dymać, niż być dymanym. Dlatego gdybym miał kiedykolwiek być politykiem, ostatnim co bym zrobił to, z własnej woli wkroczył w świat służb specjalnych, bo nawet gdy jesteś ich szefem, to nie wiesz, czy dymasz, czy jesteś dymany.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm,

nie mam zdania na ten ciekawy temat (w sumie to wcale mnie on nie ciekawi:), ale chciałem tylko wyrazić spontaniczną radość, że się pojawiłeś:)

Aczkolwiek smętny tekst taki, znaczy nie wciągnął mnie…

pzdr


grzesiu

że się tak spytam

ty w ogóle czytasz teksty, czy tak sobie pod nimi komentujesz;)


Hm, nie zadawaj mi trudnych pytań,

czytam, ale nie wszystkie, ten zacząłem z zamiarem skończenia, ale mi nie wyszło…
Ale następny przeczytam< może nawet na temat się wypowiem
:) Choć wątpię w sumie.


miernikiem wpadek i sukcesów służb specjajnych

są ich osiągnięcia na polu zwalczania obcych służb, reszta to piasek w oczy

dawniej KriSzu


Subskrybuj zawartość