Michnika świat idealny

Jestem zwolennikiem rysowanego przez Adama Michnika obrazu idealnego świata demokratów, w którym wszyscy są pełni zrozumienia i współczucia dla innych, wyznają wszelkie niezbędne cnoty polityczne i moralne, są tolerancyjni i altruistyczni. Świat ludzi uznających jasne wartości demokracji. Nie każdy zgodzi się z nim na sposoby walki o demokrację, która zgoła przypomina niegdysiejszą „walkę o pokój”. Sposoby walki demokraty o demokrację przecież nie muszą być zgodne z ideałami demokracji, ale np. z tymi, które wyznają nacjonaliści wrzeszcząc, że ich kraj ma być tylko dla nich i tych, których uznają za swoich („Polska dla Polaków”, „Niemcy dla aryjczyków”, „Ameryka dla białych” itd.). Czyż demokraci nie przypominają w swej walce czasem nacjonalistów, gdy wypisują na sztandarach: demokracja dla demokratów? Dlatego wydaje się niekiedy, że idealny świat Michnika musiałby być światem bez Michnika.

Michnik opisuje idealny świat od dawna. Najczęściej krytykując to, co ideałowi szkodzi. Zdając sobie sprawę z wad, z opisu zła wiem, co demokracją być nie może. Przekonuje do niego i walczy by taka była otaczająca go rzeczywistość, nie może znieść tego, że nie jest. Czasem sprawia wrażenie, wbrew swej napastliwej i pewnej siebie postawie, a może dzięki niej, że wprost cierpi, że do swoich ideałów nie może przekonać, albo, że tak się zapędził w swych argumentach, że nie wie jak się z tego wyplątać – jak choćby z „człowiekiem honoru”, za co przepraszał. W walce tej stał się tyranem pragnącym zgnieść swym słowem i pozycją każdego, który jego zdaniem wyłamuje się ze schematu idealnego demokraty. Walcząc sam staje się natchnionym „rycerzem prawdy”, z którego sam się naśmiewał.

Kim może być jego idealny demokrata? Ostatnio w tekście „Z dziejów honoru i zgnilizny” ukazał przejmujący portret Kazimierza Moczarskiego, który wierzył w świat, w którym polityk nigdy nie jest kurwą, i nigdy nie prowadzi od „bujd kosmopolityczno-żydowsko-masońskich, do idei nacjonalistycznych”. Czyli świat, w którym żadna grupa zorganizowana wokół dowolnego ideału nie dąży do władzy posługując się kłamstwem, populizmem, zamordyzmem i siłą, a także religią. Tak postępować nie mogą sami demokraci, czego dowodem ma być to, jak twierdzi Michnik, że Moczarski mogąc w celi gnębić esesmana toczył z nim rozmowy. Ja widzę inną przyczynę tego, że Moczarski nie pastwił się nad uwięzionym zbrodniarzem – nie można pastwić się na więźniu, tym bardziej, gdy samemu się nim jest, a także dlatego, że nie każdy lubi bądź chce się pastwić. Moczarskiemu wystarczy nazwanie zła złem. Nie nazwałby on dobrem kłamstw o przyczynie II wojny, sposobu rządzenia hitlerowców czy załatwienia „kwestii żydowskiej”. Zło pozostaje złem, nawet w przypadku, gdyby hitlerowiec padł na kolana i błagał o przebaczenie…

Jakby dopowiedzeniem tezy Michnika o niemożności „pastwienia się” demokraty nad pokonanym przeciwnikiem był zamieszczony w „Gazecie Wyborczej” tekst prof. Chwina, który chciał wejść w skórę generała, aby odczuć jego skomplikowaną sytuację w chwili wprowadzenia stanu wojennego. Z tego „wczuwania się” prof. wywnioskował, że generała w pełni usprawiedliwia teoria „mniejszego zła” bo każdy na jego miejscu musiałby postąpić podobnie jak Jaruzelski, a jeśli już ktoś chciałby generała potępiać, to w równym stopniu powinien obarczyć winą wszystkich żołnierzy, a pewnie i aparat partyjny, służby represji, ale i członków „Solidarności” bo nie walczyli na śmierć i życie o swoje ideały. Burzy się we mnie krew, gdy wyciągam wnioski z tego co Chwin napisał, a na dokładkę stwierdził on ostatnio w wydrukowanym tekście w Rzepie, że stanu wojennego nie potępił Jan Paweł II. To przecież tylko dowód na to, że profesor jest niedouczony. Papież potępił stan wojenny jednoznacznie – nie tylko słowem, ale choćby czytelnym dla wszystkich gestem (dla profesora literaturoznawstwa i pisarza zwłaszcza) zapalenia świecy w oknie w geście pamięci i solidarności ze wszystkimi uwięzionymi rodakami.

Tekst Chwina jest dla mnie wyciągnięciem wniosku z tezy stawianej przez Michnika, że demokrata nie może się znęcać nad pokonanym. Czymże jest „znęcanie” a czym nazywanie zła złem, czy opisanie zła nie służy, ale szkodzi demokracji?

W którym momencie demokrata nie powinien „pastwić” się nad wrogiem demokracji? Kiedy mamy do czynienie ze znęcaniem się, a kiedy z nazywaniem zła w celu nauczenia demokracji przyszłych pokoleń? Przecież, aby dać przykład współczesnym, dziś mającym żyć w demokracji ludziom należy się jasna ocena przeszłości, taką jaką Michnik przedstawia opisując Moczarskiego i jego rozmowy z potwornym zbrodniarzem.

Czyż fakt, że generał Jaruzelski dostosował się do wymogów państwa demokratycznego i nie przeszkadzał w jego budowie, a wręcz przeciwnie na swój sposób wspomógł jego budowę (choćby tym, że przyjmując urząd prezydenta jakby uśpił wszystkich twardogłowych przeciwników demokracji w całym bloku socjalistycznym, co pomogło w jego rozpadzie), ma przyczynić się do tego, że nie możemy jasno i wyraźnie opisać tego, co działo się wcześniej? Bez wyraźnego nazwania zła złem nie można ku demokracji wychować nowych pokoleń Polaków. Nie możemy też pozwolić na to, aby generał broniąc się, korzystając z demokratycznych procedur, którymi w przeszłości gardził, uczył nowej wersji historii, poniżał ludzi „Solidarności” opisując ich jak zdążających do krwawej rozprawy z komunistami. To komuniści krwawo rozprawili się z narodem, a nie naród z nimi!

Nie można wychować nowych pokoleń do życia w demokracji zmuszając ich do tego by nazywali ludzi niegodnych – choć takich, którzy wycofali się z czynienia zła – patriotami i ludźmi honoru. Niestety, nie można, choćby się bardzo chciało z powodu tęsknoty za światem idealnym. Nie można, gdyż fałszuje się przeszłość. Dobry uczynek nie wymazuje tego zła, które było wcześniej. Takie wymazywanie zniekształca też obraz tych, którzy mimo pamięci o przeszłości zdobyli się na to, aby próbować w zgodzie z byłymi prześladowcami próbować lepszą przyszłość. Prześladowcom było łatwiej podać rękę. Wyciągali ją z pozycji siły. Powinni dziękować za to, że z drugiej strony też byli ludzie, którzy byli zdolni odpowiedzieć dobrem i odpowiedzieli uściskiem dłoni. Aby jednak przestrzec, by w przyszłości ponownie ktoś z pozycji siły nie podawał ręki do zgody komuś wcześniej skopanemu i więzionemu to jest niezbędne szczegółowe i dogłębne opisanie tego wszystkiego, co było złe, i nie pozwolenia na szerzenie kłamstw przez byłych prześladowców.

Moczarski należał do przedwojennych demokratów, którzy pisali: „przeciwstawiamy nacjonalizmowi zasadę równości wszystkich jej obywateli, potępiając łączenie jakichkolwiek rozwiązań wewnętrznych z pojęciem rasy, narodowości i wyznania. Zwalczamy totalizm i uważamy go za system dla nas niedopuszczalny. Ten system rządzenia narodem prowadzi do spróchnienia jego siły i nie jest możliwy bez likwidacji swobód obywatelskich. Pomni ponurych doświadczeń historycznych, które przyczyniły się do upadku państwa przez rozpętanie prześladowań, walk wyznaniowych, stoimy zdecydowanie na gruncie swobody wyznań, zabezpieczonej przez państwo, przeciwstawiając się wszelkim usiłowaniom nadużywania religii do celów politycznych”.

Ta ocena nie została przekreślona przez to, że przedwojenni endecy ramię w ramię z socjalistami i demokratami walczyli z niemieckim okupantem, że ginęli w walce i obozach koncentracyjnych. O tym, co było złe w przedwojennej Polsce musimy pamiętać, aby to zło nie powróciło w wolnej i demokratycznej Polsce. Michnik powinien pamiętać także, że przedwojenni demokraci zwalczali totalizm, który nie kojarzyli tylko z nacjonalizmem.

Dziś żyjemy w kraju, w którym podstawowe prawne warunki demokratyczne zostały spełnione. Niepokój mogą budzić jedynie poglądy, oraz wykorzystywanie demokracji, jako narzędzia do osiągania własnych celów. Michnik już dawno tłumaczył czym są te niepokoje i że nie mogą one zniechęcać do demokracji. Pisał, że demokracja jest szara, że nie jest cnotliwą panną, ale bardziej przypomina pannę lekkich obyczajów. By nie stała się reprezentantką najstarszego zawodu świata stale trzeba o nią walczyć. Wtedy, gdy jest zgnieciona walcem totalitaryzmu, i wówczas, gdy obywatele cieszą się ze swych swobód obywatelskich.

Dla Michnika polska demokracja to taka podrastająca córka, o której cnotę ojciec walczy jak lew i broni ją przed tym, by jakiś zbereźnik nie szeptał jej do ucha wrażych słów. Nie chodzi przy tym o straconą cnotę na pierwszej lepszej randce z przygodnym chłopakiem z sąsiedztwa. Zdaje się mówić: twój seks jest twoją twierdzą i jeśli potrafisz się zabezpieczyć to rób, co chcesz. Przede wszystkim zależy mu na tym, aby jakiś szaman nie uczył nienawiści i widzenia świata z zaścianka, aby nie uwiódł ją kult siły i pieniądza.

Michnik broni dziś demokracji w warunkach wolnego kraju jak despota. W wielu kwestiach dopatruje się zagrożenia, że obudzą ciemne moce, które naruszą jakąś wyobrażoną przez niego równowagę. Zraża tym ludzi, wielu niesprawiedliwie, choć może nieświadomie (wielu świadomie), krzywdził. Sam atakując tych, którzy mieli być przyczyną animozji i podziałów, budował nie mniejsze przepaście i wzbudzał nienawiść. W latach stanu wojennego walczył o demokrację jak desperat, tak jakby chciał obronić wszystkich pokrzywdzonych. Był radykalny, bo zaprzeczeniem demokracji był PRL, a szczególnie zorganizowany przez gen. Jaruzelskiego stan wojenny, który był kwintesencją „realnego socjalizmu” – jak na dłoni było widać, że dla aparatu władzy nie są ważne idee, ale naga władza i jej siła. Symbolem upadku PRL, jako idei państwa socjalistycznego, był gen. Jaruzelski. Nie jako osoba, ale jako symbol systemu zła.

Prof. Edward Lipiński, mentor Michnika, współzałożyciel KOR, swoją postawą zasłużył, aby mówić o nim, jako o symbolu socjalisty walczącego o demokrację i podmiotowe traktowanie każdego obywatela. W KOR rozważniej spoglądał na świat niż „marcowa młodzież”, dla której był „starszym panem”, którego opinii nie mogli zbyć. Dla „starszego pana” gen. Jaruzelski i jego stan wojenny był najbardziej negatywnym odzwierciedleniem ideału demokracji.

Dziś dla Michnika świat idealny jawi się bez dokładnego opisania i rozliczenia z komunizmem i jego funkcjonariuszami, gdyż utożsamia to z rozbudzaniem nienawiści i znęcaniem się nad ludźmi. Chciałby przeskoczyć z jednej rzeczywistości w drugą. Zdaje sobie sprawę, że rozdrapywanie ran i sądy moralne mogą obudzić upiory przeszłości. Boi się tego, że w takich momentach rozum zaśnie.

Przez zgniliznę przeszłości trzeba przejść, nazwać i ocenić pod kątem moralnym, a nie tylko pod kątem przyczyn i skutków („ocenę pozostawiając historykom” w dalekiej przyszłości) – to nie ekonomia pozbawiona moralności, w której liczy się tylko skutek i zysk. By w przyszłości można walczyć o demokrację nie można od historii i polityki oddzielić wartości moralnych.

Dlatego dla Michnika powinna być bardzo ważne odrobienie lekcji z nauczania prof. Lipińskiego – socjalisty i marksisty, walczącego o wolność jednostki, równość i braterstwo.
1989_-_sala_BHP_Michnik2.jpg
Adam Michnik jeszcze ze znaczkiem “S”, Gdańśk 1989 r.

Lekcja prof. Edwarda Lipińskiego o „wielkiej pale i małym móżdżku” dla Adama Michnika
Motto:
„Cóż to za silna władza, która nie potrafi kierować życiem gospodarczym ani wymóc na naczelniku gminy poszanowania prawa? To władza dyktatorska, lecz bynajmniej nie silna. Nie ta władza jest silna, której policja mocno bije – lecz ta, która potrafi koordynować życie gospodarcze i społeczne oraz ma autorytet. Tymczasem różnym komunistycznym i paxowskim publikacjom śni się władza anachroniczna, której atrybutami są wielka pała i mały móżdżek”.

Michnik portretując swój idealny świat przedstawia uwięzionego Moczarskiego i jego poglądy. Czyni to w kontraście do rzeczywistości komunistycznej i faszystowskich poglądów. Profesor Lipiński zaś w kontraście do swojego autorytetu i swoich ideałów wolności i demokracji sportretował PRL i Jaruzelskiego. W marcu 1983 r. napisał jeden ze swoich ostatnich tekstów (zmarł w wieku 98 lat w 1986 r.). Była to odpowiedź na przemówienia gen. Jaruzelskiego wygłoszone w stanie wojennym.

Profesor nie mógł się pogodzić z kłamstwami i obłudą płynącą z ust Jaruzelskiego. Komentował: „Generał Jaruzelski w mowie warszawskiej powiedział, że partia »uwzględniając twórczo realia naszej rzeczywistości potwierdza w działaniu swą zdolność do przewodzenia, do spełniania awangardowej roli«. Niestety, rzeczywistość jest inna! Byłoby nawet dobrze, gdyby ta czy inna partia posiadała w rzeczywistości owe wysokie kwalifikacje przewodzenia, rządzenia, organizowania, inicjowania. Historia Polski po wojnie – w efekcie przegranej – dowodzi czegoś zupełnie przeciwnego. Epoka przestępczego stalinizmu, zniszczenie przez Gomułkę osiągnięć Polskiego Października, 1956, rok 1970, błędy kardynalne partii za Gierka. Wszystko to doprowadziło Polskę już nie do kryzysu, ale do katastrofy. Dyletantyzm, nieudolność w polityce ekonomicznej, absurdalny radziecki system ekonomiczny – zahamowały rozwój narodu, wpędzając go w końcu w położenie bez wyjścia”.

Wbrew dzisiejszym obrońcom epoki PRL, którzy twierdzą, że nie był taki zły, profesor krytykując wystąpienie Jaruzelskiego, pisał: „Narzucono Polsce absurdalny, antyludzki system społeczno-polityczny. Miał to być socjalizm. Polegało to na upaństwowieniu środków produkcji. Ale nie budowano rzeczywistego socjalizmu, dobrobytu i wolności mas, lecz raczej uprzemysłowiono kraj stosunkowo zacofany, częściowo po to, aby mieć ciężki przemysł dla produkcji czołgów i armat. Socjalizm sprowadzał się do totalitarnego systemu politycznego, do zdławienia wszelkiej demokracji i samorządu, do ostrej cenzury – by panować nad umysłami, do obozów koncentracyjnych, policji, samowolnych i wszechwładnych władz bezpieczeństwa. Zdławiono wolność życia społeczeństwa w imię »państwa«, to znaczy władzy […]. Dnia 13 grudnia generał Jaruzelski narzucił Polsce stan wojenny, którego zadaniem było zniszczenie wielkiego Ruchu Odrodzenia”.

Dziś to, co zdaniem profesora było „wielkim ruchem odrodzenia”, przyrównuje się do hołoty spychającej kraj do zapaści gospodarczej i dążącej do krwawej katastrofy…

Denerwują profesora słowa generała, twierdzącego, że walczy o „czystość moralną”, że zagadnienia wtórne celowo wysuwał jako główne – np. sprawę spekulacji, nielegalnego bogacenia się małych grupek ludzi żerujących na chaosie ekonomicznym. Zdaniem profesora ówczesny system rodził „tylko donosy i szpiegowanie jednych przez drugich”. Nie godzi się na to, aby amnestią, która nastąpiła w chwili „zawieszenia stanu wojennego”, nazywać proceder, który służył do moralnego łamania skazanych, którzy musieli pisać prośby o ułaskawienie, czyli przyznawać się do winy…

Oskarża system państwa, na którego czele stał Jaruzelski, o to, że zanegował wolność, niszczył prawa ludzkie i obywatelskie, że był „oparty o absurdalny, sprzeczny z prawem życia system gospodarczy”, który „wytworzył śmiertelne zagrożenie dla bytu narodowego”.

Kpi z generała, ze ten obraził się na inteligencję – szczególnie warszawską, o której Jaruzelski miał twierdzić, że to, co się z nią stało było „spustoszeniem”, bo szerzyły się poglądy antysocjalistyczne i antypaństwowe, czyli „wsteczne” – tzn. wolnościowe, liberalne, samorządowe, antycenzuralne i antydepresyjne.

Zastanawiają go słowa o „administracyjnych represjach” wobec tych w wyższych uczelniach, których generał opisywał, że to antysocjaliści i antypaństwowy, którzy prowadzą działalność „ewidentnie wrogą” i dążą do „ideowo-moralnego okaleczenia młodzieży”. Profesor pyta czy oznaczają zapowiedziane „środki”: „wyrzucenie z pracy, nową falę internowań, areszty? Wiemy, że tego rodzaju »argumentów« polityczno-policyjnych ma władza bardzo wiele i różnorodnych. Argumenty polityczne przekraczają jej możliwości intelektualne. Represje policyjne, więzienia, bestialskie kary żołnierskich sądów (z białymi orłami na czapkach, jak obawiał się Żeromski) – oto jedyny program polityczny, jaki zgnębionemu narodowi polskiemu mogą przedstawić władze, które reprezentują »przodującą« siłę narodu”.

Wyśmiewa pogląd generała, który twierdził, że inteligencja zachowuje się niegodnie i antysocjalistycznie, „mimo że to przecież praca klasy robotniczej umożliwiła im wykształcenie. Nicość tego argumentu jest żenująca”. I dalej: „Na pewno i większość klasy robotniczej w Polsce, i większość inteligencji nie idą razem z generałem Jaruzelskim. Nie są z »nimi«. Generał widzi na to jedną radę: środki administracyjne, poparte przez ZOMO. Inteligencja – według generała – wszystko zawdzięcza klasie robotniczej, a mimo to przeciwstawia się ona awangardzie tej klasy – partii komunistycznej. Niewdzięcznicy.

Ale właśnie dlatego, że nigdy jeszcze w dziejach Polski inteligencja i robotnicy nie znaleźli się do tego stopnia razem w walce o wspólne cele i narodowe, i społeczne, o prawa ludzkie i obywatelskie – słowa generała, które powiedziane zostały po to, aby zawstydzić inteligencję, by dać jej klapsa – są bez sensu i anachroniczne. Dziś inteligent i robotnik rozumieją, że w nowoczesnym świecie tylko wspólnie mogą realizować swoje aspiracje, że są sobie niezbędni i w procesie produkcji, i w dziele wyzwalania narodu”.

Nie może się też powstrzymać przed wyśmianiem kolejnego poglądu generała: „Śmiech budzą słowa generała, że siła partii tkwi w jej więzi z klasą robotniczą, z »ludźmi pracy«. Zapewne! O tym świadczy zniszczenie »Solidarności«, która liczyła 10 milionów przeważnie robotników i w ogóle ludzi pracy […]. Jaką to klasę robotniczą zna generał poza »Solidarnością« i związkami twórczymi, które zamknął? […] W wieku XVIII Targowica przy pomocy Rosji zniszczyła wielką, odrodzeniową rewolucję Wieku Oświecenia i Konstytucji 3 Maja; w naszych czasach komuniści polscy przy pomocy potęgi rosyjskiej zniszczyli wielki ruch odrodzeniowy, prawdziwą, powszechną rewolucję polską 1980 r.”

„Żałosny, prymitywny, represyjny styl wojskowego rządzenia wyraża się w ostatnio wydanych płodach prawnych, w postaci ustaw regulujących różne dziedziny życia. Głośna jest ustawa o »powojennym stanie wojennym«, skierowana przeciwko wszystkim ludziom, w jakikolwiek sposób nie zgadzających się z zabójczą dla narodu polityką władz. Władza wojskowa postanowiła walczyć ze »złem«; są spekulanci – uchwalono ustawę o walce ze spekulacją; są robotnicy symulujący chorobę […] – uchwala się ustawę odcinającą do połowy świadczenia za pierwsze dni choroby; istnieją ludzie nie pracujący, bo są nie w pełni zdrowi lub nieprzystosowani do życia, albo nie mogą znaleźć odpowiedniej pracy – jest ustawa przewidująca sankcje prawne i represje administracyjne dla »nierobów«. Są wreszcie niepokorni przedstawiciele twórczej inteligencji – nie ma jeszcze ustawy o ich karaniu, ale jest osobista zapowiedź generała sankcji administracyjnych. Tymczasem działają sądy i milicja”.

Jaruzelski tworzył sztuczny świat pozorów, teatr lalek. Nie skorzystał z okazji, aby stać się „mężem stanu”, któremu można by wybaczyć „mniejsze zło”. Miał taka okazję po roku od wprowadzenia stanu wojennego. Pisał prof. Lipiński: „Generał Jaruzelski miał wielką szansę zdobycia sobie legitymacji u większości społeczeństwa. Gdyby ogłosił pełną amnestię i zamiast »zawieszonego« nie wprowadził nowego stanu wojennego, gdyby przywrócił klasie robotniczej jej wielki Związek Zawodowy »Solidarność«, gdyby nawiązał dialog z rzeczywistymi siłami narodu, mógłby zrealizować już chociażby uchwały IX Zjazdu, uchwały o odnowie politycznej i demokracji, mógłby stworzyć warunki dla realizacji reformy gospodarczej, która wymaga ducha współpracy i współdziałania wszystkich ludzi pracy. Nie stać go było na taki czyn, gest autentycznego męża stanu. Dowiódł, że nim nie jest. Świadczy o tym jego dalsza akcja tworzenia sztucznych, powolnych sobie, obsadzanych mało poważnymi i pozbawionymi jakiejkolwiek reprezentatywności osobami – twórców pseudopolitycznych, mających symulować prawdziwą reprezentację narodu”.

Ktoś, kto 7 lat dyktatorskich rządów Jaruzelskiego streszcza do jednego roku 1989 i Okrągłego Stołu jest głęboko intelektualnie i moralnie nieuczciwy. Zapomina, że „groźba sowieckiej interwencji” minęła już w grudniu 1981 r. Zapomina, ile po drodze do 1989 r. był szans na reformy, dialog i porozumienie. Mały człowiek, zaprzeczenie męża stanu, wierzył w stworzony przez siebie teatr marionetek, wierzył, że zaprowadzony przez niego system i kierowana przez niego „awangarda klasy robotniczej” będzie trwała wiecznie. Czy trzeba przypominać ile było tych okazji by w kraju zaczęło zmieniać się na lepsze, ile razy przed 1989 r. wyciągana była ręka do zgody i prośby o dialog? W żaden sposób nie może nikt uzasadnić, że podjęcie rozmów z opozycją równałoby się sowieckiej interwencji, i dlaczego stan partyjno-wojskowej dyktatury musiał trwać aż 7 lat. Profesor Lipiński dał odpowiedź, dlaczego to tak długo trwało: „Generał Jaruzelski uważa, że państwo Polskie – to on i jego generałowie, jego partia, jego gotowe bić ZOMO, jego pozbawione poczucia sprawiedliwości sądy, jego PRON i jego związki zawodowe”. I dopowiadał skąd taka postawa generała się wzięła: „Trzydzieści lat »budowy socjalizmu« stworzyło społeczeństwo rozdarte sprzecznościami, pogłębiło przedziały klasowe i grupowe, wykopało przepaść między uprzywilejowanymi a pozbawionymi przywilejów; zrodziło spekulację, złą robotę, niską wydajność pracy, bogacenie się niewielkiej grupy, korupcję, łapownictwo. Są to efekty samego systemu”.

Jaruzelski nie miał ani wizji socjalizmu, ani wizji narodowej, ani patriotycznej. „Pałą i małym móżdżkiem” stał na straży wszelkiego zła, które tkwiły w „systemie realnego socjalizmu” ku chwale uprzywilejowanej gangsterskiej kasty partyjnych aparatczyków.

Prof. Lipiński na końcu podzielił się swoją wizją demokracji: „zapomniano całkowicie czym ma być socjalizm. Miała to być gospodarka nie realizująca sztuczne utopie, lecz rozwijająca dynamiczne elementy kapitalizmu, bardziej wszelako od kapitalizmu sprawna, oczyszczona od jego organicznych wad. Miało to być wyzwolenie klasy robotniczej – to znaczy przywrócenie tej klasie udziału w zarządzaniu gospodarką i pełnego udziału w kulturze. Miało to być społeczeństwo wolności, zapewniające pełny, uniwersalny rozwój jednostki ludzkiej. Stworzono »socjalizm realny«, socjalizm pełnego opanowania jednostki i całego społeczeństwa przez omnipotentne państwo, czyli przez militarną i polityczno-policyjną władzę”.

Porozumienia Okrągłego Stołu nie negują i nie wybielają po latach oceny generała i jego rządów dokonanej przez prof. Lipińskiego. Jego krytyka każe zwrócić uwagę na tych, którzy się zgodzili pomimo tak wielu potworności komunistycznych władz siąść z nimi do jednego stołu. Im należy się o wiele większe uznanie niż tym, którzy wciąż mając władzę zapewnili dla siebie – za sprawą pokojowego porozumienia – równy, a czasem uprzywilejowany udział w odbudowie wolnego kraju po własnych rządach.

Nie można sobie pozwolić na zniszczenie rozumu i amnezję przez strach powodowany wizją, ze w demokracji obudzą się upiory przeszłości, które będą żywiły się poczuciem zemsty i nienawiści.

Ostatnie zdania prof. Lipińskiego z jego tekstu, kieruje nie tylko do Michnika, ale także do tych, którzy bronią Jaruzelskiego, PRL i stanu wojennego:

„Historia może najpiękniejsze utopie przetworzyć na potwory i otwiera niekiedy drogę dla tych, którzy jej bieg zniekształcają. Mogą ją oni nawet zniekształcić na długo. Absurd zrealizowany w historii wytwarza wokół siebie siły z niego żyjące, siły go wspierające. […] Droga historii nie jest drogą wiodącą wprost do pełnego panowania rozumu ludzkiego. Ale rozum – mimo wszystko – nie daje się zniszczyć”.

Rozum może, niestety, też błądzić – zakładając szczere intencje, ale często też służy jako narzędzie manipulacji. Niestety, „panowanie rozumu ludzkiego” to chyba także utopia… Tak samo jak ta, która zakłada, że ludzie będą przestrzegać 10 przykazań Dekalogu. Jednak z pozycji utopisty wierzącego w rozum i przykazania, można się skusić na opisywanie światów idealnych, także idealnej demokracji dla ludzi, a nie tylko dla tych, którzy są jej największymi rycerzami. Demokrata może chyba nie zgadzać się czasem z „rycerzem demokracji” bez strachu o skrócenie o głowę?

Michnik mówił w 2001 r., że 11 września obalony został mit, którym Polacy „karmili się po upadku komunizmu”, że „zwyciężył na świecie liberalny model społeczeństwa i państwa, że będziemy żyli coraz lepiej, że z roku na rok będziemy coraz lepiej zarabiali” (Adam Michnik, „Czego potrzebuje demokracja”, „Gazeta Wyborcza” 10-05-2002). Z powodu zamachu terrorystów apelował o szczególną obronę demokracji w… Polsce. Straszył też przykładem wojny domowej na Bałkanach. Rozum może błądzić, jakieś chwilowe uniesienie może sprawić, że za wrogów i przeciwników demokracji będą uchodzić nie tylko terroryści, ale i ludzie o odmiennych poglądach, którzy nie chcą mordować. Zestawienie terrorystów z obroną demokracji ma też swoją funkcję stylistyczną – podkreśla zagrożenia i ma budzić czujność. No właśnie: „wróg czyha”.

Chce tropić i zwalczać najmniejszy przejaw antydemokratyczny, bo przecież wszystko może doprowadzić do tragedii. Dlatego twierdził, że chce wiedzieć „w jakich szkołach i z jakich książek uczył się polskiego patriotyzmu morderca pierwszego prezydenta odrodzonej Polski Gabriela Narutowicza” (A.M. „Czego potrzebuje…”). Dla Michnika istotą sporu w Polsce były postawione w tym tekście odpowiedzi na pytania: „jakie państwo, jakie społeczeństwo? Czy państwo zbudowane na zasadzie obywatelskiej czy jakiejś innej – etnicznej, wyznaniowej? Czy społeczeństwo otwarte, wielokulturowe, tolerancyjne, czy społeczeństwo zamknięte, rządzone według jakiegoś klucza ideologicznego, wyznaniowego czy etnicznego?” Podzielił społeczeństwo na dwie kategorie: dla beneficjentów transformacji, dla których ideałem jest demokracja, i na tych „przegranych” w warunkach wolnego rynku. „Przegrani” mieli być według niego podatni na populizm, mogli być wrogami demokracji i dlatego wstawiał się za nimi i przypominał solidarnościowe hasła. W demokracji nie mogą być „przegrani” są zalążkiem zła…

W demokracji nie tylko zysk „kształtuje świadomość”, także pamięć o przeszłości i sposób rozliczenia się z nią. To stanowi o jej sprawności – nie tylko procedury i prawo. Opisując i przypominając zło PRL i stanu wojennego, a także starając się rozmawiać i rozumieć argumenty przeciwników politycznych, nie staję się przecież wrogiem demokracji, nie pobudzam upiorów.

Wszystkie odpowiedzi na pytania postawione przez Michnika zależą także od ocen moralnych i oceny historii. Dlatego przypomniałem ocenę prof. Lipińskiego. Zło należy nazywać złem, trzeba rozliczyć się z przeszłością, nie zamazywać win i krzywd. Demokracja na to sobie pozwolić nie może. Jeśli się zamazuje oceny to właśnie wówczas mogą się obudzić upiory, które będą żywić się tym, że coś nie jest dopowiedziane do końca, że jest spisek, prawda i przywileje dla wybranych.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Michnik

już niczego/nikogo nie broni.
Oprócz siebie samego.

W imię taktycznych kompromisów pogrzebał 1 Solidarność.

Teraz grzebie już tylko własną legendę.

Wcale mi go nie żal. Tak, jak i jego środowiska idącego w zaparte.

Im szybciej pozostanie z tego całego etosu zagrabionego przez GW tylko czysty biznes, tym lepiej dla nas wszystkich.

I bez żalu po Michniku Adamie.


Michnik

już nie ma w wyborczej nic do powiedzenia
jest ozdobą, kwiatkiem w klapie kożucha Heleny Łuczywo,
znaczkiem, który kiedyś został GW zabrany przez Wałęsę,
którego teraz Michnik broni,
więc jak niczego/nikogo nie broni.
jak broni.

a może Wałęsa jest narzędziem do grzebania?
ale raczej do rozgrzebywania
niż do zagrzebywania

bring out your dead!


Wy Docencie

Możecie jaśniej?

Bo o ile mnie pamięć nie myli, to przez AM ( miedzy innymi ) znaczek Panny “S” poszedł sobie się...


Od znaczka

do znaków czasu
Yang i Ying
kto daje i zabiera
ten się w piekle poniewiera


Igła

W moich oczach, widząc to co się działo w Gdańsku w latach 1988-1991, to nie Michnik rozwalił “S”.


<<to nie Michnik rozwalił “S”>>

co za herezja!


docencie

Z tym znaczkiem to Wałęsa został podpuszczony przez Kaczyńskiego, a Michnikowi to było b. rękę. “S” w czasie wojny na górze, gdy “drużyna Wałęsy” chciała wyrżnąć tych co nie znimi, stała się zupełnie inną, walczącą o stołki dla swych liderów siłą polityczną.


docencie

“S” rozwalili ci, któzy bez Wałęsy i wojny na górze nie zaistnieliby w polityce. Im nie zależało na “S” tylko na własnych pozycjach. Mam na uwdze szczególnie ludzi pokroju Rysia Bendera, Kaczyńskich i Tuska. Ich kariera w III RP byłaby nie do pomyślenia bez Wałęsy i wojny na górze.


nie wiem czy dobrze rozumuję

ale wynika z tego ni mniej ni więcej tylko to, że Adam najpierw koniunkturalnie wykorzystał “wojnę na górze” i zabór znaczka budując na tym (między innymi) mit “obiektywnej Wyborczej”, a teraz równie koniunkturalnie skorzystał z afery wokół publikacji IPN-u reperując nadwątlony mit “obiektywnej Wyborczej”.

umie się ustawić z wiatrem historii.


Subskrybuj zawartość