"Człowiek Solidarności"

Tomasz Wołek w dyskusji w TVN 24 o debacie, która nie doszła do skutku, powiedział o sobie, że był człowiekiem „Solidarności”. Można się pana Wołka od razu zapytać, a kiedy to było i jakim człowiekiem „Solidarności” był – co to znaczy w jego wydaniu. Bo jeśli on jest wzorem takiego człowieka , to inni chyba nie.

Jest 1987 r. Po zakończeniu mszy pod Pałacem Kultury zgromadzeni na placu Defilad członkowie i sympatycy „Solidarności” na pożegnanie Papieża zorganizowali manifestację, aby zamanifestować, że „Solidarność” żyje i chce działać jawnie jak w każdym wolnym kraju. Po Krakowie i Gdańsku była to trzecia manifestacja „Solidarności” – wszystkie miały charakter pokojowy. Rzecznik rządu nazwał je „burdami ulicznymi”, które miały godzić w „proces konstruktywnego współżycia między państwem i Kościołem”.

Krytykę rzecznika rządu wspomagało w prasie podziemnej środowisko związane z RMP i endecją, które w wydawanej w Gdańsku „Polityce Polskiej” zamieściło komentarz Józefa Wiernego (pseudonim Tomasza Wołka) bez pardonu krytykujący demonstracje „Solidarność”. Krytyka ta była zgodna z wieloma wcześniejszymi działaniami i tekstami pisanymi przez członków tego środowiska, które choć współpracowało z podziemną „Solidarnością” to cały czas pozostawało organizacją dbającą o własne wpływy i interesy. Wołek w swoim tekście nie tylko krytykował, do czego miał oczywiście prawo, ale także mijał się z prawdą:

Demonstracja ta, przy skandowaniu „Zbyszek Bujak!” oraz „chodźcie z nami” ruszyła ulicą Świętokrzyską w chwili, kiedy Ojciec Święty w swoim papamobilu, klęczący przed monstrancją zawierającą Najświętszy Sakrament, powoli prowadził procesję [...]. Okrzyki „konkurującego” pochodu, kierowane ku przeżywającym doniosłość tego momentu rzeszom wiernych, w tym kontekście nabierały znaczenia ideologicznej oferty: chodźcie z nami, czyli w praktyce porzućcie Jana Pawła II na rzecz Zbigniewa Bujaka. [...] Czy zatem Bujak z Wujcem skompromitowali ideę „Solidarności”? Nie, gdyż tego, co w tej idei piękne i wartościowe, skompromitować niepodobna [...]. Po prostu grupka „lewicy solidarnościowej” dobitnie objawiła swą ograniczoną tożsamość z „lewicą laicką”, przy okazji demonstrując całkowitą pogardę dla religijnych uczuć katolickiego narodu, brak szacunku dla pasterskiej posługi Głowy Kościoła, a także poziom kultury bynajmniej nie tylko politycznej.

Wspólnie z tysiącami ludzi przeżywałem procesję, której nie zakłóciły żadne demonstracyjne okrzyki, transparenty czy ulotki. Demonstracja „Solidarności” odbyła się przed jej rozpoczęciem i nie weszła na jej trasę. Może nawet tego szkoda, bo gdy w Gdańsku uczestnicy największej demonstracji „Solidarności” zostali zablokowani a następnie bruta;nie zaatakowani przez milicjantów to część z nich broniła się przed biciem modląc się – i to był najbardziej dobitny dowód na szacunek dla Głowy Kościoła, na kulturę polityczną zwykłych ludzi – ludzi „Solidarności”, których Wołek oskarżył o odciąganie od Głowy Kościoła.

W Gdańsku nie odpowiadając przemocą na przemoc tysiące ludzi pokazało jak na wszystkich wpływały słowa Jana Pawła II. W Warszawie ludzie biorąc udział w procesji pod sztandarami „Solidarności” oddaliby Janowi Pawłowi II cześć i szacunek, okazali przywiązanie do niego. Byłoby to po prostu podziękowanie i wskazanie, że idziemy za jego nauką. Niby dlaczego w procesji nie mieliby iść w skupieniu członkowie „Solidarności” pod swymi transparentami i sztandarami?

Można zapytać po 22 latach „człowieka Solidarności” jaki cel przyświecał jednemu z liderów narodowych konserwatystów gdy pisał tekst, w którym tak dobitnie twierdził, że ci, którzy demonstrowali zaprzeczali idei „Solidarności. Czy była to chęć przypodobania się hierarchii kościelnej kosztem „Solidarności”, czyli tym ludziom, których chciało się jeszcze dalej działać? Czy dlatego, że ta „lewica” uważała, że nie wystarczą tylko kanapowe dysputy, że potrzebne są podziemne struktury i działalność w zakładach pracy? Nie tylko. Powód był także taki, że środowisko to uważało czas „Solidarności” za rozdział zamknięty. Cel Wołka oraz jego środowiska był jeden: zminimalizować wpływy „Solidarności” i powiększanie wpływów swojej grupy.

Od momentu wyjścia z konspiracji Halla „młodopolacy” zaczęli bardziej zaznaczać swoją odrębność w stosunku do solidarnościowej opozycji. Uwidaczniało się to w ich poglądach głoszonych na łamach redagowanych przez nich pism, które nawiązywały nieraz do emigracyjnego Stronnictwa Narodowego. Tomasz Wołek w 1987 r. pojechał na zjazd SN, gdzie namawiano go do reaktywacji Stronnictwa w Polsce. Propozycji nie przyjął, ale jego pobyt na zjeździe świadczy o tym, że było mu bliżej do narodowców niż do ludzi „Solidarności”.

Na początku 1987 r. na łamach 9. numeru „Polityki Polskiej” krytykowano organizowanie jawnych struktur podziemnej „Solidarności” jako zagrażające porozumieniu z władzami PRL. W numerze tym opublikowano oświadczenie, które podpisali w imieniu całego środowiska m.in. Bartyzel, Grzelak, Hall, Jurek, Piłka, Rybicki, Walendziak i Wołek. Wzywano rządzących do zmian ekonomicznych, społecznych i politycznych. Powoływano się na reformy Gorbaczowa. Domagano się zgody na powołanie autentycznych instytucji samorządowych, tworzenia niezależnych pism oraz stowarzyszeń ideowych, politycznych, społecznych i gospodarczych. W całym tekście ani słowem nie wspomniano o przywróceniu „Solidarności”. To nie „Solidarność” miał wprowadzać reformy, czy też władza pod naporem Związku. Reformy miał wprowadzać „polski Gorbaczow” we współpracy nie z „ludźmi Solidarności” ale z „ludźmi Kościoła”. Środowisko „młodopolaków” było bowiem przekonane, że „Solidarność” jest przegraną kartą i przeszkadza w poszukiwaniu pluralizmu politycznego i porozumieniu z władzą. Było to w zgodzie z polityką władz, która w poufnych rozmowach z przedstawicielami Kościoła zdawała się być przychylna powoływaniu pod kontrolą Kościoła katolickich stowarzyszeń, byle te z władzą współpracowały i były pod pełną kontrolą polskich hierarchów.

W podobnym duch jak Wołek pisali też młodopolacy, choć gdańskie środowisko w porównaniu z resztą Polski było o wiele bliższe „Solidarności” i nie tak fundamentalne w narodowych przekonaniach jak Jurek, Wołek czy Piłka.

W „Polityce Polskiej” pojawiały się po papieskiej pielgrzymce słowa krytyki wobec „Solidarności”, którą oskarżano o wykorzystywanie religii do celów politycznych. Adam Pawłowicz (wówczas młody pracownik naukowy na UG) w 10. numerze „Polityki Polskiej” poszedł w ślady swojego mentora Tomasza Wołka i też skrytykował pod pseudonimem „A.P.” „Solidarność” za nadmierne pomieszanie sacrum z profanum, za upolitycznienie papieskiej pielgrzymki. Zastanawiał się w tekście, czy zebrane tłumy na papieskich mszach szukały na nich tylko politycznych treści, czy słuchali nie tylko słów o prawach ludzi czy także o obowiązkach. W tym samym numerze „Polityki” Wiesiek Walendziak krytykował, jego zdaniem, instrumentalne wykorzystanie pielgrzymki i Kościoła do walki politycznej.

Kierowanej przez młodopolaków w stronę „Solidarności” krytyce zawsze towarzyszyło przekonanie o jej lewicowości i szkodliwym radykalizmie, co przeciwstawiali przekonaniom konserwatywnym i chęci porozumienia z władzą. Młodopolacy chcieli i dążyli do tego, żeby obok „Solidarności” zbudować niezależną formację polityczną, dla której Związek był przeszkodą, albowiem chcieli utworzenia nowych, chrześcijańskich związków zawodowych. Były to plany, które świadczą o złej analizie rzeczywistości, bowiem tylko idea „Solidarności” wciąż była motorem do podejmowania znaczących działań, które mogły doprowadzić rządzących do ustępstw. Bez symbolu „Solidarności” nikt nie poderwałby się do działalności.

Ci, którzy zdaniem prawdziwego „człowieka Solidarności” kompromitowali ideę „Solidarności, mu odpowiedzieli. Na atak Wołka odpowiedział Henryk Wujec:

w ataku Tomasza Wołka kryje się coś głębszego. Środowisko Ruchu Młodej Polski, do którego należał, wycofało się z „Solidarności”. Uważali, że należy ona do przeszłości; wielu z nich, po cichu, na mocy jakichś układów z władzą, wychodziło z podziemia. Może więc widok spontanicznego poparcia dla nas wywołał tak agresywną reakcję. Oskarżenie, że demonstracja „Solidarności” była przeciwko Papieżowi czy religii, wpisywało się w logikę Urbana z tamtego okresu, który zarzucał nam wykorzystywanie uroczystości religijnych do walki z władzą.
(A. Domosławski, Chrystus bez karabinu, s. 42)

Tekst Wołka wpisywał się w scenariusz działań zaplanowanych przez Cioska, Urbana i gen. Pożogę, które miały osłabić i zneutralizować „Solidarność”.

Wołek pisząc o demonstracji „grupki lewicy” obraził ludzi wiernych ideałom „Solidarności”, którzy przemycając na trasy przejazdu Papieża i msze solidarnościowe transparenty toczyli wojnę z bezpieką i kościelnymi służbami, które także rewidowały i zabierały znalezione transparenty. Obrażał tych, którzy nie dotarli na spotkania z Papieżem, gdyż zostali aresztowani – według danych zgromadzonych przez Komisję Interwencji i Praworządności było to blisko 200 osób. Zabierano ludzi z domu, z ulicy, pracy a nawet z miejsc papieskiej mszy. Autokary i samochody podążające z pielgrzymami na spotkanie z Papieżem poddawano wielokrotnie kontrolom drogowym. Na trasie Warszawa–Gdańsk pięciokrotna kontrola była normą. Na aresztowania i przesłuchania byli także narażeni powracający do domów, którym jako dowód przestępstwa nieraz pokazywano zdjęcia.

To, co napisał Wołek, było wyrazem coraz częściej wypowiadanego poglądu, że czas „Solidarności” to zamknięty rozdział. Najczęściej wypowiadali takie sądy członkowie różnego rodzaju „grup dyskusyjnych”. Nie tylko konserwatyści, coraz częściej także przyszli liberałowie, których właśnie ta refleksja skłoniła w Gdańsku do powołania wspólnego Klubu Politycznego im. Lecha Bądkowskiego.

Takie przekonania mieli też niestety niektórzy biskupi i podzielał je prymas Glemp, co opisał w swojej książce Lech Wałęsa:

Prymas coraz rzadziej widywał się ze mną, a miałem informacje, że nie podobają mu się na przykład pielgrzymki ludzi pracy na Jasną Górę, przeradzające się w polityczne demonstracje poparcia dla „Solidarności”. Jasna Góra, największe polskie sanktuarium maryjne, ośmielała. Tu ludzie czuli się bezpieczni, zatem nic dziwnego, że na placu przed warownymi murami klasztoru pojawiały się tysiące transparentów z hasłami potępiającymi komunizm. Kardynał Glemp czuł się odpowiedzialny za przygotowania do kolejnej wizyty Ojca Świętego i twierdził, że pozorna normalizacja jest mu bardziej na rękę niźli nasza nieskuteczna aktywność.
(L. Wałęsa, Droga do wolności, s. 55)

To przekonanie wyrażali także przedstawiciele innych środowisk – głównie narodowych oraz anarchizujących. Wyrazem tego przekonania były publikowane w kraju i na emigracji teksty wzywające do pożegnania się z „Solidarnością”. Taki tekst próbował umieścić Bronisław Wildstein w wydawanym w Paryżu piśmie „Kontakt”. Na jego wydrukowanie nie zezwolił Mirosław Chojecki.

Ci wszyscy krytycy „Solidarności”, ci, którzy wieszczyli jej klęskę, bardzo się mylili, a upubliczniając swoje poglądy przyczyniali się jedynie do powiększenia nastrojów apatii i beznadziejności, do dzielenia opozycji i jej osłabiania, a w końcu do obumierania idei „Solidarności”.

Papież nie podzielał opinii przeciwników „Solidarności”. Także ci wszyscy, którzy dalej poświęcali dla niej swoje zdrowie, czas i pieniądze. „Solidarność” godnie zachowywała się podczas wizyty Ojca Świętego, a On jej dziękował. Mówił o niej i za nią, przypominał, że stale się o nią modli. Obecność sztandarów i transparentów Mu nie przeszkadzała. On je błogosławił.

Co o tych, którzy mieli zdaniem Wołka kompromitować „Solidarność” myśłała władza ludowa? Generał Andrzejewski, szef gdańskiej SB po pielgrzymce nie był już takim optymistą jak przed wizytą Papieża, gdy zapewniał, że wszystko ma pod kontrolą. Po pielgrzymce pisał w podsumowującym raporcie, że „na przebieg uroczystości i ich atmosferę miały wpływ wyjątkowo negatywne wystąpienia papieża. [...] Papież nie nawiązał do polskości Gdańska i do pozytywnych przemian, jakie dokonały się w tym mieście w Polsce Ludowej”. Na samym końcu pesymistycznie podsumował skutki pielgrzymki: „W opiniach aktywu partyjnego i funkcjonariuszy naszego resortu stwierdza się, że w wyniku wizyty papieża poniesiemy duże straty w polityce wewnętrznej i sferze ideologii. Przebieg wizyty w Trójmieście jest odbierany jako wsparcie dla opozycji politycznej” (AIPN Gd 003/200, t. 2, gen. J. Andrzejewski, Informacja o przebiegu operacji „Zorza II” na terenie woj. gdańskiego, Gdańsk, 14.06.1987, k. 387).

Władza tłumaczyła duchownym, że „awanturnicy” działają na szkodę porozumienia i reform. Z przeciwnej zdawałoby się strony padały niemal zbieżne argumenty. Papieską pielgrzymkę podsumowano 22 czerwca podczas zebrania zespołu rządowo-kościelnego organizującego pielgrzymkę. Kazimierz Barcikowski dziękował za działania służb kościelnych, które pomogły utrzymać religijny charakter pielgrzymki oraz duchownych, którzy „prowadzili działalność uspokajającą niektórych grup awanturniczych”. Straszył perspektywą wykorzystywania Kościoła przez „ośrodki traktujące Polskę instrumentalnie”. Krytykował doradców Papieża i apelował, aby doradcą był tylko Episkopat. Ta uwaga dotyczyła m.in. rozmów z Papieżem Tadeusza Mazowieckiego, który w 1987 r. otrzymał paszport i wyjechał spotkać się z Papieżem. Rozmawiali wówczas o tym, że „Solidarność” musi być zalegalizowana oraz o tym, że demokratyzacji w Polsce coraz bardziej sprzyjają reformy Gorbaczowa (Jaruzelski miał się wyrazić, że Mazowiecki zniweczył efekty jego watykańskiej rozmowy).

Barcikowski mówił o „awanturnikach”, czyli podziemnej „Solidarności” tak samo jak Wołek:

W masowych spotkaniach należy odnotować aktywność awanturników. Postawa wiernych mówiła, że życzą sobie spokoju a nie awanturnictwa. Ich wystąpienia były testem. Sprawdziły się uprzednie dane o wystąpieniach przeciwników jak i dane pochodzące z badań socjologicznych, że ludzie oczekują spokojnej wizyty. Nie wysłuchano życzenia Papieża, by rozejść się spokojnie. To, że w Gdańsku nie doszło do istotnych zamieszek zawdzięczamy powściągliwości funkcjonariuszy milicji i sił porządkowych. Próbowano wymusić działania milicji siadając na ulicy np. grupa Zb. Bujaka. Te grupy czują się teraz upewnione w swoich zamiarach. Szkoda, że tak się stało. Oni przyjmują jako adresowane do siebie niektóre wystąpienia papieskie.

Jan Paweł II do ok. 1,3 mln ludzi w Gdańsku mówił: „Codziennie się za Was modlę, tam w Rzymie, i modlę się za ludzi pracy, i modlę się za to szczególne, wielkie dziedzictwo polskiej »Solidarności«. Modlę się za tych ludzi, którzy są związani z tym dziedzictwem, w szczególny sposób za tych, którym wypadło czy wypada ponosić ofiary z tego powodu. I modlić się nie przestanę, bo sprawa jest wielka” – te słowa były jednoznaczne. Oznaczały dla wszystkich wyzwanie i wzięcie na siebie odpowiedzialności, aby wypełniły się treścią. Po ich wypowiedzeniu „Solidarność” nie mogła być, jakby chcieli ci z prawej i z lewej, „zamkniętym rozdziałem”. Musiała się odrodzić a wraz z nią wolna Polska. Rozumiał to wówczas Zbyszek Bujak.

Postawę służb kościelnych i duchownych komentował Bujak w wywiadzie To było nam ogromnie potrzebne(„TM” 01.07.1987 r., nr 216):

Jest spora różnica w porównaniu z poprzednią pielgrzymką, tą jeszcze w stanie wojennym. Wtedy Papież bardzo ostrożnie nawiązywał do „Solidarności” [...] ale „S” była wyraźnie widoczna [...] i nie było żadnych przeszkód ze strony Kościoła. Tym razem „S” została dość mocno odsunięta na drugi, a nawet trzeci plan. W tej sytuacji specjalnej wagi nabiera to, co Papież powiedział. Usłyszeliśmy, głównie w Gdyni i Gdańsku dużo więcej niż mogliśmy się spodziewać. I myślę, że to było nam ogromnie potrzebne. [...]
Wszystko to odbywało się w dosyć dziwnej i nieprzyjemnej aurze: służba kościelna przeszukuje torby, potrafi zakwestionować transparent, jakieś pisemka, ulotki i wręcz oddać je Służbie Bezpieczeństwa. Tak było w Gdańsku i Warszawie, pewnie i w innych miastach. [...] Zwracali nam uwagę: dlaczego krzyczycie, przecież to jest msza. Jeszcze trzy lata temu nikt by czegoś takiego nie powiedział.
[...] zauważyłem w tym również dużo z nastawienia przekazywanego różnym grupom pielgrzymów przez księży. Co więcej, ta sytuacja trwa. Dzisiaj na mszy ksiądz bardzo długo mówił o wizycie Jana Pawła II, o ks. Popiełuszce i ani razu nie wspomniał o „Solidarności”. Kto mówi o tych sprawach nie wspominając „Solidarności” zafałszowuje rzeczywistość. Będziemy musieli sami pokazywać, czym naprawdę była ta pielgrzymka. Tak samo zresztą, jak przypominać, za co zginął ks. Popiełuszko. Papież swoim zachowaniem przy grobie ks. Jerzego jeszcze bardziej podkreślał przywiązanie do niego, a więc i do sprawy, którą on prowadził – do „Solidarności”.
Ja cały czas wiedziałem, że „S” jest sprawą wielką, ponadnarodową, że jest już własnością nie tylko naszą. Dla mnie to było bardzo ważne, że i Papież tak mówił o „S”, że możemy na niego liczyć jako na naszego rzecznika. I dziwię się, że tu – w kraju, gdzie ta sprawa jest najżywsza – mnóstwo ludzi, również hierarchia kościelna, jakby o tym zapomina.
[...] Jeżeli dotąd zdarzało się, że przywiązanie do i „S” stawało się dla kogoś sprawą żenującą, kłopotliwą – po tej wizycie na pewno już tak nie jest. Jestem spokojniejszy o to, że kolejne lata przetrzymamy we względnie dobrej kondycji organizacyjnej.

Gen. Jaruzelski i władze PRL zdecydowanie postawiły na to, żeby okres „Solidarności” zamknąć i doprowadzić do jej pełnej likwidacji. Myślę, że teraz zaczęło do nich docierać, że to niemożliwe. Jeżeli do niedawna tylko spekulowaliśmy na temat możliwości wprowadzenia pluralizmu związkowego, to teraz należy się już do tego realnie przygotowywać. Widzę tutaj szansę i na uzyskanie konkretnego efektu – ciekaw jestem, jakie będą losy komitetów organizacyjnych „S” w zakładach pracy, m.in. w Ursusie. [...] nam wystarczy, że będą działać i że za to nie będzie się szło do więzienia. Sądzę, że to może być nasza zdobycz wynikająca z tej pielgrzymki.

SB lepiej oceniała od Wołka rzeczywistość, który „Solidarność” skazał na wymarcie. Na to samo chciała ją skazać SB.
Zbyszek Bujak i Heniek Wujec byli ludźmi „Solidarności”, tak jak wszyscy ci, którzy w 1987 r. w nią nie zwątpili. Wołek się wówczas skompromitował. Dziś w TVN 24 także odbierając prawo robotnikom do niegodzenia się z warunkami postawionymi przez Tuska przed telewizyjną debatą. Dziś, tak jak kiedyś Wołek, każdy kto bije w “lewicę” uważany jest za solidarnościowego patriotę. Absurd, skleroza czy demencja… chyba po prostu propaganda.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Ciekawy tekst,

a co do bycia człowiekiem “Solidarności”, to nie znam się na tym, ale im więcej lat upływa tym bardziej szeregi kombatantów rosną.

Więc może i Wołek się stał, choc piszesz, że nie był.

pzdr


Człowiek Solidarności?

Raczej przekupień gazeciarzy.

Skończy tak jak Węglarczyk, będzie prowadził przedszkole telewizyjne dla celebrytów.


"Solidarność"

Wpadłem na Ciebie przez przypadek, ale widzę, że Twoje poglądy po opuszczeniu blogu Pana Waldemara Kuczyńskiego nic się nie zmieniły. Ja wiem, że to z trudnością do Ciebie dociera, ale tego rodzaju pozycję, o której piszesz, to “Solidarność” miała jedynie w latach 1980 – 1981 i tylko wtedy. Obok demonstracji w latach późniejszych “Solidarność” nie miała wielkiego wpływu na procesy dziejące się w Polsce, o wiele większy wpływ miał Gorbaczow, Papież, Jaruzelski i właśnie ci ludzie, o których tak przykro piszesz.
A Ty wpisujesz się w straszny ciąg blogerów posługujących się demagogią i pomówieniem, jak można napisać takie zdanie: “Tekst Wołka wpisywał się w scenariusz działań zaplanowanych przez Cioska, Urbana i gen. Pożogę”. Wstyd Leszku, nie mam ochoty czytać takich słów więcej.


Torlinie

Zwróć uwagę, że te zdanie padło teraz.

W ocenie dzisiejszej odwagi i postawy Woła.
Przynajmniej ja to tak zrozumiałem.

Po prostu faceta gazeciarze kupili za drobne, Leszek przypomina tylko dlaczego.


Torlinie,

troszkę się z toba nie zgodze, znaczy nie chcę się wdawać w dyskusję, bo nie jestem kompetentny, ale zauważyć chcę, że Leszek.sopot pisze zawsze emocjonalnie i subiektywnie o tamtych czasach, z pozycji uczestnika i świadka, z pasją,nieobojętnie i stąd też ocenia szczerze tak jak myśli.

Ja to uważam za wartośc, bo to ożywia jego teksty, zresztą bardzo obszerne pod względem treści i faktografii.

Pozdrawiam.


Torlinie

To co napisałeś może wynikać tylko z nieznajomości ówczesnych czasów. Jeśli myślisz, że to Wołek miał rację, a nie Jacek Kuroń, Zbyszek Bujak czy Heniek Wujek oraz Wałęsa, to znaczy chyba tylko tyle, że obecna bieżączka polityczna nakazuje Tobie pisać w ten sposób bo Wołek źle pisze o Kaczyńskich. Oznaczać to tylko może, że jesteś sterowana marionetką medialnej propagandy. Mogę się tylko dziwić, że człowiek piszący tak interesujące posty daje się ponieść internetowemu oszołomstwu.


Panie Leszku,

jak to się mogło stać, że po opuszczeniu bloga Pana Waldemara Kuczyńskiego poglądy Pana w dalszym ciągu nie uległy zmianie!
I do tego tak przykro pisać o Panu Generale Wojciechu Jaruzelskim?
A fe! Co za wstyd!:)

Pozdrawiam serdecznie


To nie ma sensu

Rzeczywiście, to nie ma sensu. Najpierw piszesz o Wołku, że jego tekst “wpisywał się w scenariusz działań zaplanowanych przez Cioska, Urbana i gen. Pożogę”, a teraz piszesz o mnie, że jestem “sterowaną marionetką medialnej propagandy”.
Trzymaj się ciepło.


Torlinie

Pewnie, że nie ma sensu jeśli nie rozumiesz tego co Wołek wówczas pisał. Zachęcam Ciebie wobec tego, abyś wyszperał gdzieś nr 9 “Polityki Polskiej” i znalazł tam tekst Wiadernego (czyli Wołka). Zapoznaj się też np. z numerem 7 z 1985 r. gdzie pisał Marek Jurek o porzuceniu walki o “S” i organizowaniu chrześcijańskich związków zawodowych. Czyż ty nigdy nie miałeś do czynienia z narodowcami i nie zdobyłeś się na refleksję, że w wielu przypadkach ich publicystyka mogła wpisywac się w działania władzy ludowej?
Jeśli nie chcesz czytać, odpowiada Tobie nacjonalistyczna retoryka Wołka z lat 80., a na mnie najeżdżasz tylko dlatego, że w XXI wieku Wołek zmienił być może poglądy na antynacjonalistyczne, prowałęsowskie i antykaczystowskie, i tobie to wystarcza, to wybacz, ale mam prawo nazwać ciebie sterowaną marionetką, której jedynym drogowskazem jest wyrywanie chwasta.


Panie Leszku

Rozumiem że nacjonalizm to straszna, antynarodowa w gruncie rzeczy przypadłość, prócz tego żydowskiego oczywiście, widocznego w Agorze?


Subskrybuj zawartość