W POPiSowym młynie

Od momentu dojścia do władzy PiS nie mogłem się zdobyć na optymizm. Nie tylko ze względu na rządy Marcinkiewicza a później Kaczyńskiego, ale i ze względu na sposób postępowania PO. Optymizm nie mógł mi też towarzyszyć po zmianie warty, gdy władzę przejęło PO. Obie bowiem partie widziałem jako te, których postępowanie jest podporządkowane grze o władzę.

W 2005 roku napisałem na forum gazeta.kraj przepowiednię, która się w małym stopniu spełniła, bo nie pomyślałem wówczas, że rzeczywistość będzie przypominała bardziej włoską farsę czy też francuską burleskę. Mamy przecież dziś do czynienia nie z czymś poważnym lecz z parodią polityki. Parodią na wszystkim poziomach – od zadęcia się PO i PiS na temat ważności sikania w biografiach polityków, przez zabawę samolocikami (nie mogę zapomnieć tego poklepania po plecach przez uśmiechniętego Lecha Kaczyńskiego zaskoczonego jego widokiem Tuska), aż po wycinanie numeru z niezgłoszonym kandydatem na szefa NATO i przesyłaniem e-mailem „sugestii” do rozmów.

Po prostu dno, dno i jeszcze raz dno. Cztery lata temu w listopadzie 2005 r. napisałem to, co poniżej.

Z relacji prasowych po terapeutycznym spotkaniu Platformy w Ożarowie („To
spotkanie to była terapia, choć ciekawa i potrzebna” – słowa jednego z uczestników przytoczone przez Rzepę) można dojść do wniosku, że żyję w kraju, w którym toczy się walka na śmierć i życie pomiędzy narodowymi socjalistami z PiS (czyli faszystami) a konserwatywnymi chadekami z PO (czyli endekami). O faszystach – czyli narodowych socjałach i o konserwatywnych chadekach – czyli endekach miał mówić Rokita, który pozostałe partie skazał na wymarcie: „konserwatywna-chadecka PO przeciwstawi się narodowo-socjalnemu PiS, a mniejsze partie są na wymarciu” (donosi Wyborcza). Takie przyklejanie nowych etykietek na użytek propagandowy nazywa się chyba fachowo profilowaniem partii na użytek medialny.
Wszyscy ci, którzy liczyli na to, że ze zderzenia programu „faszystów” i „endeków” powstanie nowa popisowa jakość budująca IV RP spotkał na pewno zawód. Są od narady w Ożarowie skazani na wybór między faszyzmem a endecją, które różnią się chyba jedynie tym, że endecja nie ma tak rozbudowanego tzw. socjału.

Czy będziemy świadkami medialnego rozpowszechniania tych etykietek, czy może już jesteśmy tego świadkami? Chyba to drugie. Obserwuję już od pewnego czasu z jaką ochotą obrzucają się dawni popisowi przyjaciele podrzuconymi etykietkami, z tym, że pisowcy dalej jadą schematem liberalnym i traktują PO jako partię interesów najbogatszych, a nie jak endeków. Przecież Tuska za endeka trudno jest traktować, choć przecież pośpiesznie wziął ślub kościelny, pojechał po błogosławieństwo do Dziwisza i wyparł się części swoich liberalnych poglądów – tej części „obyczajowej”.

Ja ani faszystami, ani endekami nie zamierzam się przejmować. Wiem, że będą to wmawiać usilnie partyjni propagandziści, ale rzeczywistość jest przecież inna. Jednak wielu ludziom w Polsce taka wizja życia politycznego w kraju zatruje dusze i myśli. Cóż, będzie to skutek cynizmu polityków, którzy na drodze do władzy nie powstrzymają się od każdego uproszczenia, przeinaczenia, pomówienia i kłamstwa. Jeśli jednak większość ludzi w Polsce uwierzy, że może tylko wybierać między cholerą a dżumą, to co wybierze? Może nic, a może pod wpływem propagandy naprawdę staną się faszystami bądź endekami – wszystko mi jedno. Przecież to media rządzą światem, gdy raz pchnie się jakiś propagandowy kamyk, to raczej na pewno – przy wsparciu polityków – może zamienić się on w lawinę.

    • *

W innym poście 5 lat temu napisałem o Tusku i Kaczyńskim, że mało się po nich dobrego spodziewać można. Po co pisać na nowo, jeśli można to sobie przypomnieć? A więc przypominam.

Liderzy obu partii są tymi, którzy w byłym obozie polityków posolidarnościowych mają najmniej wspólnego z kształtowaniem i podporządkowywaniem się regułom demokracji. Kaczyńscy i Tusk w swojej działalności politycznej opierali się na budowie grona najbliższych współpracowników i podporządkowywania swojego najbliższego otoczenia w sposób absolutny. Nie podporządkowując się regułom demokracji wewnątrz własnych partii, a jedynie uznając ich fasadowość stali się zakładnikami takiego stylu rządzenia, dla którego ważniejsze są sztuczki fortele i próby przechytrzenia przeciwnika od prób negocjacji i jawnego oraz szczerego sposobu dyskusji. To przecież specjaliści od zakulisowych gierek, technologii władzy, dla których autorytetem nie jest demokracja ale sztuka uprawiania polityki autorstwa Niccolo Machiavelliego.

Niccolo radził, że aby utrzymać trwałe rządy należy zniszczyć przeciwników wraz z podbitym księstwem i na gruzach stworzyć własny porządek. Radził też, że należy jak najszybciej po zwycięstwie pozbyć się sojuszników, którzy będą knuć przeciwko księciu. Książe musi się także liczyć ze zmienną naturą podbitego ludu, który wpierw może dać się uwieść „dzielności” zdobywcy, ale który szybko może zmienić zdanie. Dlatego Niccolo radzi Wawrzyńcowi Wspaniałemu pozbyć się dawnych przyjaźni i paktów, a wzmocnić armię, która w przypadku buntu ludu lud mogłaby go z powrotem do swoich racji nawrócić. W tej walce o władzę mogą występować różne niuanse, ale prawidła są proste jak konstrukcja cepa.

Na razie jesteśmy w okresie po wyborze księcia. Teraz czeka nas okres wzmocnienia jego pozycji i „wycięcia” sojoszników i opozycji.

„Książę przez możnych wybierany jest wtedy kiedy lud nie chce aby uciskający go możni nimi rządzili. Możni wtedy spośród swoich wybierają jednego, za plecami którego nadal wyzyskują lud [może to o PO?]. Ale książę może być wybrany i wypromowany przez lud [PiS?]. Kiedy obywatele wyzyskiwani są przez możnych, wybierają spośród swoich jednego, aby on stał na czele ich interesów i nimi rządził. Kto dochodzi do władzy książęcej z pomocą możnych, utrzymuje się przy niej z większą trudnością niż ten, który zostaje księciem z pomocą ludu. Nowy książę czy to wybrany przez lud, czy wytypowany przez możnych, aby zyskać sobie przychylność ludu musi przestrzegać tylko jednej ważnej zasady, mianowicie aby nie uciskać ludu. Przezorny książę powinien mieć sposób aby jego obywatele zawsze i w każdej okoliczności odczuwali potrzebę jego rządu, wtedy stale będą mu wierni”.

I to by było na tyle z demokracją w Polsce w wykonaniu PO i PiS.

    • *

Tak pisałem 5 lat temu. Zmieniają się preteksty do pisania o bieżącej polityce, ale nie zmieniają się zasady. Nie jesteśmy świadkami szanowania podstawowych cnót politycznych, takich jak roztropność, umiar czy cierpliwość, które są spinane nadzieją każącą patrzeć na świat nie jako zagrożenie ale na miejsce, gdzie można tworzyć dobro. Cnotą polityczną nie jest tworzenie wrogów, groźnych mitów i podsycanie nienawiści. Dziś to codzienność w walce o władzę. Dobry na to przykład to nie tylko zachowania polityków, ale i obyczaje wielu natchnionych przez politykierów internautów.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Leszku. Sopot,

ty to idealistą jesteś:)

A tak sobie myślę, że to:

“ Obie bowiem partie widziałem jako te, których postępowanie jest podporządkowane grze o władzę.”
dotyczy wszystkich partii.
Nawet mnie to nie dziwi, ważne by przy okazji dążenia do władzy umieli zrobić coś pożytecznego i dobrego dla kraju.
Ale rzadko umieją.


grzesiu

o to właśnie chodzi, aby poza grą o włądzę było coś jeszcze. Nie! Nie “coś jeszcze”, ale wiele konkretnych rzeczy a nie demagogii i pozorów.


Panie Leszku!

Czy ma Pan ochotę poczytać program pozytywny? Zapraszam do siebie na blog. Tam jest taka notka „Państo. Notka…”. Proszę tam zajrzeć, poczytać, a potem możemy podyskutować.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość