Zagłada biologiczna

Przegapiłbym informację, że głównym powodem stanu wojennego była grożąca zagłada biologiczna, która groziła Polakom z powodu działań „Solidarności”. Na szczęście jest zawodowy obrońca teorii mniejszego zła i gen. Jaruzelskiego pan Waldemar Kuczyński. Mógłby on z powodzeniem zastępować J. Urbana w roli rzecznika rządu w stanie wojennym. Dziś jest regularnym czytelnikiem „Trybuny” i na swoim blogu podpowiada tym, którzy uważają, że społeczeństwo trzeba było wziąć za pysk, jak należy lepiej generała bronić przed atakami tych, którzy niebacznie w swoim czasie rękę na władzę ludową podnieśli. Na blogu pan Waldemar Kuczyński odniósł się do informacji z Trybuny, w której poinformowano o wizycie gen. Jaruzelskiego w redakcji i omówiono jego wypowiedź: „Generał ubolewał nad tym, że argumenty tych, którzy starają się w mediach bronić racji uzasadniających wprowadzenie stanu wojennego, są zbyt defensywne i nie sięgają do najważniejszych kwestii. Zwrócił uwagę, że nadrzędnym argumentem na rzecz decyzji wprowadzonej w życie 13 grudnia 1981 r. była konieczność uchronienia społeczeństwa przed groźbą zagłady biologicznej, która w obliczu nieodpowiedzialnych działań opozycji i zbliżającej się surowej zimy była bardzo realna”.
Pan Kuczyński rozpacza, bo: „jedno jest dla mnie absolutnie, bezdyskusyjnie pewne – nie wygra generał bitwy o ocenę swego czynu tocząc ją głównie na, jeśli tak można powiedzieć, froncie wewnętrznym. Jeżeli generał i jego zwolennicy nie potrafią z maksymalną wiarygodnością, oparciem się o fakty i własną pamięć odeprzeć argumenty ich przeciwników twierdzących wprost lub sugerujących, że Związek Radziecki mógł się w roku 1981 pogodzić z przejęciem władzy przez «Solidarność», to nie wygrają bitwy o pamięć 13 grudnia”.

Link to wpisu p. kuczyńskiego

http://kuczyn.com/2008/12/18/tylko-grozba-inwazji-ratuje-13-grudnia/

Dwa w jednym. Z jednej strony bzdura Jaruzelskiego, a z drugiej Kuczyńskiego. Najpierw o pierwszej, krótko.

Jak to z tym przygotowaniem do zagłady biologicznej zimą 1981 na 1982 rok było. Czy rzeczywiście „Solidarność” chciała nas zagłodzić i unicestwić polski naród? Od połowy roku w wielu regionach kraju zaczęto coraz ściślej współpracować z administracją wojewódzką a nawet komitetami wojewódzkimi partii w celu poprawy reglamentacji żywności i zaopatrzenia, a także zabezpieczenia opału na zimę. W Gdańsku regularnie i dość często spotykał się i działał zespół roboczy złożony z przedstawicieli organów państwowych i społecznych. Powołano społeczny sztab kryzysowy. Powstawały także inne ciała, jak np. 20 października Rada Koordynacyjna Samorządów Pracowniczych Regionu Gdańsko-Elbląsko-Słupskiego w związku ze zbliżającą się zimą w imieniu 230 samorządów wystosowała apel do samorządów i załóg zakładów pracy. Apelowano do administracji mieszkaniowej o zabezpieczenie materiałów niezbędnych do uszczelnienia drzwi i okien, do zakładów pracy o udzielenie pomocy przedsiębiorstwom gospodarki komunalnej i spółdzielniom mieszkaniowym. Wolę pomocy już na wstępie zgłosiły wszystkie 230 samorządy. Rada powołała 26 października zespół operacyjny akcji pomocy, który opracował spis poszukiwanych materiałów, były to: cement, wapno, grzejniki żeliwne – panelowe i rurowe, papa bitumiczna (ewentualnie smołowa), lepik, blacha ocynkowana, spoiwo cynowo-ołowiane, kwas solny, dacholeum, zamki drzwiowe wpuszczane, klamki, zawiasy drzwiowe, kłódki, taśma uszczelniająca do stolarki, szkło okienne 3-4 mm, szkło zbrojone 4 mm, kit szklarski, płyta pilśniowa, kafle piecowe, cegła szamotowa, wkłady szamotowe, drzwiczki piecowe, ruszty sztabkowe i tabliczkowe, drut zduński, elektryczne automaty schodowe, wyłączniki hermetyczne i pod tynk, przyciski świetlne, lampy kanałowe wiszące i ścienne. Proszono o zgłaszanie ofert sprzedaży. Pomocy udzielono wielu najbardziej potrzebującym, którzy ze strony administracji państwowej żadnej pomocy nigdy nie uzyskali.

„Solidarność” apelowała o pomoc żywnościową do zagranicznych central związkowych. Pomoc organizował także polski Kościół. 7 grudnia w BIPS nr 284 opublikowano wywiad z Lechem Wałęsą dla duńskiej TV, w którym przewodniczący odniósł się także do problemu nadchodzącej zimy:

„TV: Panie Wałęsa, obecna sytuacja w «Solidarności» wobec zbliżającej się zimy. Czy mógłby Pan powiedzieć kilka słów na ten temat.

L.W.: Wielki temat, na który nie podejmuję się teraz dyskusji. Za duży po prostu.

TV: Ale wiemy jednocześnie, że Pan wystosował apel do związków zawodowych Zachodu z prośbą o pomoc, przewidując kłopoty żywnościowe z powodu zbliżającej się zimy.

L.W: Oczywiście. Tak. Apelowałem do przyjaciół, do wszystkich krajów, aby nam pomogły. Odnowa nasza jest zagrożona, bo człowiek, społeczeństwo, nie będzie myśleć odważnie kiedy jest głodne. Dlatego muszę pomóc ludziom, aby przez kawałek chleba nie rozłożyli nam odnowy. Stąd mój apel, stąd moja prośba do przyjaciół, aby pomogli nam, abyśmy zrealizowali tę odnowę tak jak założyliśmy.

TV: A jak daleko posunięte są prace nad porozumieniem narodowym w negocjacjach z rządem.

L.W.: Problem polega na tym, że różnimy się co do koncepcji porozumienia narodowego, tzn. chcemy dochodzić do porozumienia przez rozwiązywanie problemów, najważniejszych problemów dla społeczeństwa, a rząd chce najpierw porozumienia narodowego, a potem rozwiązywać problemy. My mamy obawy, że właśnie ta koncepcja najpierw porozumienie, a potem rozwiązanie jest groźna dla społeczeństwa”.

Warto przypomnieć, że właśnie ze względu na przewidywane kłopoty żywnościowe w roku 1982, a także ze względu na stan wojenny, w którym przecież sytuacja musiała się polepszyć, rządzący ograniczyli dostawy żywności w roku 1981. Faktów dotyczących społecznej pracy ludzi „Solidarności”, aby zabezpieczyć się przed zimą można by przytoczyć bez liku. Co takiego natomiast robiła władza? Do zimy przygotowała się w ten sposób, że gdy okolice między Płockiem i Włocławkiem zostały zalane przez ogromną powódź, tysiące ludzi nie mogło doczekać się niezbędnej pomocy. Wiele domów i budynków gospodarczych zostało zatopionych. Duże straty były w pogłowiu bydła i trzody chlewnej, jak np. w Wionczeminie. Narodowi wówczas tłumaczono, że jest źle, ale przecież mogło być tragicznie… Dziś tłumaczy się dalej w ten sam sposób, uważając społeczeństwo za tumanów.

Pan Waldemar Kuczyński z uporem pisze, że „Solidarność” w 1981 roku mogła przejąć władzę, a to skutkowało by wejściem sowietów. Gdzie te arsenały broni, gdzie te bojówki, gdzie te spiski i ataki na domy partii – ile ich spalono chcąc przejąć władzę? Największy ma ambarans pan Kuczyński z uargumentowaniem tezy, że „Solidarność” nie bacząc na sowiety dążyłaby do zdobycia władzy, wyjścia z układu warszawskiego i systemu komunistycznego. Posiłkuje się jedynie teorią marksistowskich ruchów rewolucyjnych, że solidarnościowe pospuslstwo, jak np. bolszewicy, rozkręcałoby się z biegiem kolejnych miesięcy i zaczęłoby pewnie palić i wieszać. Dla Kuczyńskiego „Solidarność” nie była ruchem pokojowym. Była to sicz dysząca rządzą krwi, albo durna masa niewykształconych tłumoków, którą jacyś krzykacze (np. Rulewski) poprowadziliby zdobywać Bastylię.

Dla pana Kuczyńskiego obrona gen. Jaruzelskiego jawi się jak wojna. Porównuje ją do frontu i bitwy. Staje na głowie, bo dla niego istotą jest to: „czy stan wojenny uratował niesamodzielną Polskę przed tragedią inwazji sowieckiej i następującą po niej jeszcze większą niesamodzielnością, czy też zagrodził wtedy narodowi drogę do wolności i niepodległości na niewiadomy czas, nikt nie przypuszczał, że tylko na osiem lat. Jeżeli Generał nie wygra bitwy o ocenę swego czynu na tym zewnętrznym froncie, to choćby nie wiem jakie apokaliptyczne fakty można było przytoczyć, gdy chodzi o sytuację gospodarczą i socjalną w kraju nie wygra jej w ogóle”.

Panie Kuczyński, bylibyśmy tak samo niesamodzielni jak przed 13 grudnia 1981 roku, czy też po 13 grudnia 1981 r. Jaką większą niesamodzielność niż w NRD, CSRS i in. demoludach łącznie z PRL można sobie wyobrazić? Jaką większą klęskę, która doszczętnie zrujnowała Polskę można sobie wyobrazić niż 7-letni stan wojenny (choć pod różnymi nazwami)? No tak, większą klęską byłoby w sferze psychicznej, gdyby nad głową stał kat mówiący po rosyjsku a nie po polsku. Fizycznie zadawany przez nich ból nie różniłby się niczym.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Leszku

Czy zastanawiałeś się kiedyś jak to wszystko mogłoby się potoczyć, gdyby stanu wojennego nie było?

Znaczy czy i jeśli tak, to w jaki sposób byśmy doszli do sytuacji jaką mamy dzisiaj (Unia, NATO itp)?

Ciekawią mnie takie scenariusze. Na razie nic ciekawego na ten temat w moje ręce nie wpadło, ale może źle szukałem…

pozdrowienia


Jacku,

Krzysztof Leski pisał o tym niedawno, choć nie tutaj. No ale to gdybanie tylko.


sergiuszu

Jakoś KL rzadko ostatnio czytam.

Ale zajrzę, poszukam.

Choć mam wrażenie, że on nie chce z jakiś przyczyn ze mną gadać... :-)

pozdrawiam


Subskrybuj zawartość