„Oni też się boją”

Przypominając o zachowaniach dwóch księży w Sierpniu ’80 wspomniałem w którymś poście, że najbardziej mnie boli zapomnienie o jednym z najznakomitszych gdańskich kapłanów ojcu Sławomirze Słomie. Dlatego dziś ten wpis jemu poświęcam.

Ojciec Sławomir
W okresie „karnawału” „Solidarności” i w stanie wojennym w kościele św. Mikołaja funkcję duszpasterza akademickiego pełnił o. Sławomir Słoma. Po Sierpniu ’80 „Górka” aktywnie włączyła się w życie społeczno-polityczne Gdańska. W jej progi zapraszano duchownych, czołowych działaczy „Solidarności” i opozycji demokratycznej. Na przykład A. Hall dał wykład na temat odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 r., ks. Wawro mówił o filozofii kardynała Wojtyły, zaproszono na spotkanie Annę Walentynowicz i Lecha Wałęsę. Przed odsłonięciem pomnika Poległych Stoczniowców o. Sławomir zorganizował rekolekcje dla studentów pod hasłem „trzech krzyży”, czyli wiary, miłości i nadziei. Na „Górkę” zawędrowała wystawa radzieckiego plakatu antyreligijnego. Powstało także akademickie koło literackie.
W czasie strajku „radomskiego” jesienią 1981 r. na prośbę studentów o. Sławomir odprawiał na UG msze. Przyprowadził wówczas ze sobą niecodziennych gości – polskich kapłanów z USA, którzy zasłynęli z tego, że podczas spotkania oddali palaczom swoje (amerykańskie!) papierosy. Z „Górki” na strajk trafiała także pomoc w postaci żywności i lekarstw.
o_S__awomir_S__oma_-_s_-_m.jpg
O. Słoma podczas mszy na UG, fot. archiwum

Ojciec Sławomir był kapłanem tolerancyjnym, nie krył się za powagą sprawowanej funkcji, lecz szukał bezpośredniego kontaktu z ludźmi. Nigdy nie odmówił pomocy nie tylko w przypadku kłopotów z władzą, ale także osobistych. Zawsze był tam, gdzie ktoś potrzebował pomocy. Tym jednał sobie wielu „niepokornych”. Nie chciał skupiać wokół siebie przyszłej elity, lecz tych, którzy chcą słuchać i działać na rzecz dobra wspólnego. Poproszony w 1982 r. przeze mnie szukał po komisariatach zatrzymanych studentów, aby zapłacić grzywnę – niestety bezskutecznie, ale sprowadził za to na siebie represje władz. Tak było np. po demonstracji 30 stycznia 1982 r., w „Dzień solidarności z Solidarnością”, kiedy zatrzymano wielu studentów i studentek UG, z których niestety niektórzy trafili na wiele miesięcy do więzień i obozów internowanych.

Jego sposób działania przyciągnął na „Górkę” niepraktykujących i niewierzących, których akceptował i znajdował dla nich czas na rozmowę. Do legendy przeszła msza św. dla studentów z początku stanu wojennego, podczas której – w momencie gdy przekazywano sobie znak pokoju – o. Sławomir podszedł do zomowców stojących na zewnątrz kościoła i podał im rękę. Tłumaczył później, że „Oni też się boją”.

Dzięki jego działalności w połowie lat 80. „Górka” stała się centrum życia kulturalnego. W kościele św. Mikołaja organizowano wystawy, a w podziemiach powstała galeria. Tu czytali swoje teksty: Zbigniew Herbert, Wisława Szymborska, Ryszard Kapuściński, Stefan Bratkowski. Odbywały się także spotkania z opozycjonistami: Tadeuszem Mazowieckim, Januszem Onyszkiewiczem, Bronisławem Geremkiem, Andrzejem Celińskim. Na „Górce” Paweł Huelle, przy współpracy Stanisława Rośka i Kazimierza Nowosielskiego, kierował „Gazetą Mówioną”, która gromadziła tłumy.

Ojciec Sławomir zorganizował „Trybunę Duszpasterską”. Przychodziło na nią bardzo wielu studentów. Brali w niej udział m.in. red. Andrzej Wielowieyski, ks. Jacek Salij z Akademii Teologii Katolickiej i ks. Andrzej Śliwiński (kanclerz kurii chełmińskiej). Podczas spotkań poruszano tematykę społeczno-polityczną i filozoficzną – szukano np. odpowiedzi o sens życia i miłości.

Były organizowane wieczory dyskusyjne, podczas których referat wygłaszany przez jednego ze studentów stawał się pretekstem nieraz bardzo długo trwających rozmów. Organizowano także letnie obozy dla najbardziej aktywnych członków duszpasterstwa.

Działalność o. Sławomira irytowała władze państwowe, ale i biskupa Lecha Kaczmarka, który musiał wysłuchiwać na jego temat licznych skarg. Ojciec otrzymał oficjalne zalecenie władz kościelnych o nieangażowanie duszpasterstwa w sprawy polityczne. Nie podporządkował się biskupowi, który odsunął go od prowadzenia duszpasterstwa. Formalnie zastąpili go dwaj kolejni duszpasterze, ale to on dalej kierował jego pracami i dlatego władze partyjne wciąż naciskały na kurię biskupią, aby o. Sławomira przenieść do innego miasta. W SB uważano bowiem, że: „Nowy duszpasterz także pełnił tę funkcję czysto formalnie. Faktyczną działalność organizował ks. Słoma, m.in. spotkanie z reżyserem filmowym A. Wajdą, pisarzem J. Prokopem, poetą W. Woroszylskim, A. Hallem, B. Geremkiem – gdzie tematem wiodącym był duch solidarności, jako element jedności robotniczej oraz potrzeba konsolidacji wszystkich Polaków w walce o niepodległość” (AIPN Gd 091/46, Praca dyplomowa mł. chor. Cz. Kitowskiego, „Kontrola operacyjna duszpasterstwa akademickiego prowadzonego przez zakony na terenie Gdańska”, Legionowo 1986, k. 20).

W 1985 r. został o. Słoma niespodziewanie odwołany z Gdańska i przeniesiony w lubelskie. Zastąpił go o. Stanisław Tasiemski.

Ksiądz Tribowski

Duszpasterstwo na „Górce” było jednym z kilku działających w Trójmieście. W mojej pamięci szczególnie zaznaczyło się duszpasterstwo działające w kościele św. Stanisława Kostki w Gdańsku-Oliwie przy ul. Abrahama. Jego proboszcz ks. Henryk Tribowski najbiedniejszym zawsze oferował pomoc materialną, a zagubionych wspierał życzliwym słowem. Zaskarbił sobie wdzięczność wielu rodzin studenckich. Zawsze je powiadamiał o darach przychodzących z zagranicy, o odżywkach czy ubrankach dla dzieci, i przekazywał najbardziej potrzebującym. Nie postępował tak jak niektórzy duchowni w innych kościołach, gdzie dostęp do darów miała przede wszystkim młodzież z duszpasterstw i „młodopolacy”.

Z księdzem Tribowskim związane jest pewne wydarzenie, które najlepiej oddaje jego działalność duszpasterską. W stanie wojennym, po tym, gdy udzielił mi ślubu kościelnego, w grudniu 1983 r., przyjął moje zaproszenie na organizowany przez NZS pod szyldem samorządu studentów „Humany” wieczór opłatkowy, który oburzył uczelniany aktyw partyjny. Na opłatek przyszło około 200 studentów, których witał transparent „Bóg się rodzi, moc truchleje”, w którym dwa ostatnie słowa pomalowałem na czerwono. Był to wieczór, tak pełen ciepła, że na długo pozostał w pamięci i dodawał sił.

SB w walce z o. Sławomirem

Chorąży Kitowski definiował, na czym polegała „szkodliwość społeczno-polityczna” duszpasterstw, które były powodem powstawania tzw. niekorzystnych zjawisk:
„– nasycenie świadomości młodzieży tezami i argumentami przeciwstawnymi ideologicznie systemowi socjalistycznego wychowani,
– tworzenia klimatu zwątpienia w słuszność rozwiązań polityczno-ustrojowych, czy też społecznych i ekonomicznych, a nawet układów sojuszniczych Polski,
– przejawów idealizowania dawnych formacji ustrojowych, zwłaszcza burżuazyjnej w Polsce, tworzenia klimatu fascynacji zachodem – jego politycznymi teoriami i formami stosunków publicznych,
– prowadzanie młodzieży w atmosferę działalności na pograniczu legalności, daleko posuniętej anonimowości zaangażowań, unikanie legalizacji organizacyjnych form działalności poza obiektami kościelnymi,
– przejawy sympatii, a nawet wspierania działalności duszpasterstwa akademickiego i jego aktywu przez część kadry naukowej i nauczycielskiej,
– powiązanie duszpasterstwa akademickiego z innymi formami oddziaływania Kościoła na młodzież – np. »służba liturgiczna ołtarza« czy »oazy żywego kościoła« (tamże, k. 32–33).

Mając do czynienia z tak zdefiniowanymi „szkodliwymi zjawiskami”, SB prowadziła intensywną działalność. Chorąży streścił, na czym ona polegała. Przede wszystkim rozbudowano sieć tajnych współpracowników: „każdy z wiodących ośrodków kontrolowany był przynajmniej przez jednego tajnego współpracownika. Należy przy tym zaznaczyć, że prowadzone przez zakony, tam gdzie działalność polityczna księży była najbardziej widoczna, kontrolowano przez dwóch lub trzech tajnych współpracowników (dominikanie, jezuici)” (Tamże, k. 35).

Kitowski stwierdza, że studenci nie stanowili jedynego źródła informacji. Drugim byli duszpasterze akademiccy. Do współpracy miano pozyskać dwóch księży, w tym diecezjalnego duszpasterza akademickiego. SB potrafiła „zabezpieczyć” i kontrolować przebieg wszystkich ważniejszych imprez w duszpasterstwach akademickich. Mogła podejmować działania z wyprzedzeniem, gdyż: „Systematyczna praca z siecią tajnych współpracowników pozwalała na uzyskiwanie informacji wyprzedzających, co z kolei ułatwiało kontrolę organizowanych w duszpasterstwie imprez” (Tamże, k. 35).

SB potrafiła wymóc na wyższych hierarchach kościelnych odsunięcie od kontaktów ze studentami tych, których młodzież najbardziej ceniła. W przypadku o. Słomy władza osiągnęła sukces, oferując cement i cegły – wydała zgodę na rozbudowę ośrodka dominikanów za wysłanie zakonnika na prowincję. Chorąży Kitowski opisuje, jakie stosowano działania:
„– rozmowy ostrzegawczo-profilaktyczne,
– inspirowanie przełożonych placówek zakonnych do wpływania neutralizująco na duszpasterzy akademickich,
– inspirowanie władz wojewódzkich tzn. Wydziału ds. wyznań do prowadzenia rozmów ostrzegawczych z tymi księżmi. Np. z inicjatywy Wydziału IV rozmowy ostrzegawcze z ks. Słomą były przeprowadzane w prokuraturze wojewódzkiej. W rozmowach wojewody gdańskiego z Ordynariuszem podkreślano szkodliwą działalność duszpasterstwa akademickiego,
– oddziaływano operacyjnie na duszpasterzy akademickich poprzez księży będących na kontakcie Wydziału IV, aby wpływali na nich neutralizująco,
– poprzez Departament IV MSW oddziaływano na władze zakonne, aby doprowadziły do zaniechania szkodliwej działalności podległych im księży” (Tamże, k. 36–37).

Skutkiem tych działań było „wyeliminowanie szkodliwej działalności”, albowiem: „Doprowadzono do odejścia z Gdańska jezuitów: ks. Bronisława Sroki i ks. Kuszyńskiego, co w efekcie spowodowało, że w ośrodku XX Jezuitów zaniechano działalności nasyconej elementami negatywnymi politycznie. Podobny skutek osiągnięto w ośrodku XX Pallotynów, gdzie zamieniono także duszpasterza akademickiego (zamiast ks. Klimińskiego stanowisko objął ks. Papkała)” (Tamże, k. 37).

Największe kłopoty SB miała z o. Sławomirem:
„Pomimo podejmowanych wielu przedsięwzięć przez Wydział IV prowadził on duszpasterstwo akademickie. Dopiero wspólne przedsięwzięcia operacyjne z Departamentem IV MSW doprowadziło do podjęcia przez Ordynariusza decyzji o zmianie na stanowisku duszpasterza akademickiego w ośrodku oo. Dominikanów.

Decyzja ta była jednak tylko formalna, gdyż w rzeczywistości ks. Słoma nadal profilował działalność duszpasterstwa akademickiego oo. Dominikanów, mimo iż faktycznie duszpasterzem był ks. M. Kur. Dopiero na skutek zmiany przełożonego w gdańskiej placówce oo. Dominikanów oraz faktu wystąpienia przez niego do władz administracyjnych z wnioskiem o zezwolenie na rozbudowę pomieszczeń zakonnych, licząc na przychylność władz w tym względzie, doprowadził do przeniesienia ks. Słomy na inny teren.

Podsumowując pracę operacyjną Wydziału IV WUSW w Gdańsku trzeba stwierdzić, że doprowadziła ona do odsunięcia od pracy z młodzieżą studencką wszystkich duszpasterzy znanych z negatywnej postawy politycznej. Nie oznacza to jednak rozwiązania problemu, gdyż ich następcy mogą podejmować próby ponownego upolitycznienia pracy ze studentami. Tym bardziej, że na terenie Gdańska środowiska opozycji politycznej dążą do wciągnięcia duszpasterstwa akademickiego w sferę swojej działalności” (Tamże, k. 37–38).

W 1982 r. Departament IV MSW opracował „Kierunki i zadania SB w zakresie duszpasterstwa akademickiego”, które były aktualne i w kolejnych latach. Na ich podstawie chor. Kitowski twierdził, że duszpasterstwa są i będą „bazą wyrastania kadry działaczy prawicy społecznej”. Dlatego wciąż stanowiły ważny problem, z powodu którego SB musiała wciąż nasilać działania operacyjne, a przede wszystkim rozbudowywać sieć tajnych współpracowników i kontaktów operacyjnych.

Pełna informacja o funkcjonowaniu duszpasterstw miała być wykorzystywana do ustalenia „kierunków, form i metod działania” struktur kościelnych zajmujących się pracą z młodzieżą akademicką. Dalej do opisywania postaw księży i związanych z nimi świeckich, w tym głównie „aktywu rekrutującego się spośród kadry naukowo-dydaktycznej, studentów oraz członków organizacji i stowarzyszeń katolickich” (tamże, k. 41).

W zakresie „zadań specjalnych” chorąży opisał to, co stosowała na co dzień w działalności SB:
„– wewnętrzną dezintegrację środowiska duszpasterstwa akademickiego,
– kompromitowanie poszczególnych działaczy duchownych i świeckich,
– podrywanie zaufania młodzieży do stosowanych środków, form, metod i kierunków działania duszpasterstwa” (Tamże, k. 42).

Planowano naciski na przełożonych duszpasterzy akademickich, sugerowanie odsunięcia niewygodnych kapłanów oraz niedopuszczanie do awansu kadry dydaktyczno-naukowej aktywnie działającej w duszpasterstwie akademickim i podpowiadanie organizacjom młodzieżowym działającym na uczelniach prowadzenie takiej działalności, która swą atrakcyjnością przyczyniłaby się do obniżenia popularności imprez organizowanych przez duszpasterstwa.

W walce z duszpasterstwami na przeszkodzie SB niespodziewanie stanęła polityka gen. Jaruzelskiego. Chorąży zanotował (powołując się na informację z „Trybuny Ludu” z 25 kwietnia 1986 r.): „Na przeszkodzie działań prawno-represyjnych [...] stoi m.in. dążenie do pełnej normalizacji stosunków między państwem a Kościołem. Dano temu wyraz podczas ostatniego spotkania Przewodniczącego Rady Państwa Wojciecha Jaruzelskiego z prymasem Polski Józefem Glempem stwierdzając, że ciągłość dialogu jest nieodzownym elementem w kształtowaniu stosunków i sprzyjać powinna budowaniu zgody społecznej, zwiększającej zaangażowanie Polaków w przezwyciężenie trudności i w rozwój kraju” (Tamże, k. 45).

Rola duszpasterstw akademickich w czasie nielegalnej działalności „Solidarności”, NZS i innych organizacji jest nie do przecenienia. Do duszpasterzy zawsze można było zwrócić się o pomoc w najróżniejszych trudnych sytuacjach. Pomagali szukać lekarstw, dzielili napływającą z zagranicy pomoc materialną.

Ojciec Sławomir dawał przykład innym, że nie można załamywać rąk i poddawać się, nie wolno tracić nadziei i bezczynnie przyglądać się, jak tryumfuje zło. Swoją postawą pokazywał, jak czynić dobro. Każdy duszpasterz starał się to przekazać młodzieży, choć każdy w inny sposób. Niektórzy chcieli mieć wokół siebie tylko gorliwych katolików, inni traktowali swoje powołanie prawie jak działalność misyjną. Twierdzili, że dobro jest przeznaczone każdemu, że Kościół przed nikim nie zamknie drzwi i nikomu nie może odmówić pomocy.

    • *

Obcowanie z o. Sławomirem, przykład jaki dawał, to legendarne podanie ręki wrogowi, a także wizyty u mnie w domu, gdy wydawało mi się, że z powodu rodzinnych problemów świat wali się na głowę i tylko on może pomóc – i pomógł, tkwi we mnie do dziś w pamięci jako znak dobra. Cóż dziś człowiekowi sponiewieranemu przez życie, bez wiary na to, aby na świecie coś mogło zmienić się na lepsze, z pamięci, która miałaby służyć do podgrzewania uczucia nienawiści do ówczesnych wrogów, do których kapłani podchodzili z dobrocią. On pokazywał w swoim codziennym postępowaniu czym ma być cywilizacja miłości. Ech, a dziś mógłbym napisać z punktu widzenia moich „opluwaczy”, że zatruł mnie nieprzydatnymi dziś wartościami, które powodują, że oskarża się mnie niemal o najgorsze zbrodnie, że z pogardą się pisze jako o funkcjonariuszu Gazety Wyborczej, autorze paszkwili, obrońcy kapusi, chamie itp. itd. Jaką naukę ci ludzie odebraliby od o. Sławomira gdyby go znali, co nauczyłby ich ks. Popiełuszko, gdyby mogli z nim prowadzić długie dyskusje? Czy po rozmowach z nimi dyszeliby chęcią odwetu, zemsty i walki? To po prostu niepojęte.

Piszą to ci, którzy instrumentalnie posługują się pamięcią o tych, których misją życiową było, aby świat zmieniać dobrem na lepsze, zmieniając ich przesłanie na wezwanie do odwetu i zemsty, do nienawiści i zła wobec tych, którzy ich kiedyś nie rozumieli, niszczyli, represjonowali, a nawet zabijali. Tak piszący pewnie nigdy osobiście nie mieli do czynienia z kapłanami czyniącymi dobro. Przesłanie może być tylko jedno – świadczenia prawdy bez powodowania zła i złych emocji.

W biedzie i samotności właśnie owo „dobro”, pamięć o postępowaniu ks. Tribowskiego i o. Słomy jest tym, co pozwala na odnalezienie sensu życia. Sensem nie jest bogactwo, nie są zaszczyty, zwycięstwa w walce, kariera polityczna czy niszczenie wrogów. Tym sensem jest świadczenie prawdy o ich przesłaniu, o ich dobru, a nie posługiwanie się pamięcią o nich w celu walki politycznej, w celu poniżania tych, którzy starali się zgodnie z ich nauczaniem postępować choć mogli być pełni wątpliwości i wahań.

Czy dziś wiedza o tym w jaki sposób wobec duszpasterzy działał aparat państwa (Urząd ds. Wyznań), aparat PZPR i jej zbrojne ramię Służba Bezpieczeństwa ma zmienić sens nauczania tych niegdyś mi tak bliskich księży? W mojej opinii nie. Gdyby ten sens miałby być dziś inny, to znaczyłoby to, że ich nauczanie nie miało charakteru uniwersalnego, że było dyktowane jedynie jakąś przemyślną taktyką w walce o własne, ukryte cele i mówili oraz robili co innego, niż myśleli naprawdę. Ja myślę, że ich nauczanie nadal ma wartość uniwersalną a inni wykorzystują ich prześladowania do własnych celów, do umotywowania własnej filozofii nie mającej nic wspólnego z uniwersalnym przesłaniem nauczania ks. Popiełuszki i o. Sławomira.

Uczyli, że „Oni” też się boją, że to też ludzie, choćby to byli najwięksi zbrodniarze… wystarczy znać o nich prawdę, której nie może towarzyszyć nienawiść. Nienawiści należy się pozbyć. To jest, o. Sławomirze, takie trudne… Tym bardziej, gdy otacza mnie taki tłum zapiekłych wrogów walących bezrozumnie na oślep.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Wow,niesamowite:)

znaczy nie to, że tekst świetny, bo to normalka.
I mądry i pozytywny.

Ale chyba znamy tę samą osobę.
jeśli internet nie kłamie

http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/4222560

to wynika, że ojciec Słoma, dominkanin, został przeniesiony do Tarnobrzega (więc nie Lubelskie, a obecnie Podkarpackie, dawniej Tarnobrzeskie)
I (ale to już nie z internetu wiem:)) ja miałem z nim 4 lata w liceum religię.

Świetny gość.
Ja bym dodał, że niepokorny, niezależny, krytyczny wobec siebie i innych, (zakonu też), trochę chyba jednak już zgorzkniały.
Znałem go od 1997-2001, po liceum czasem jeszcze spotykałem.
teraz nie wiem, zy dalej jest w klasztorze o. dominikanów tutejszym.

Ale z chęcią bym się z nim skontaktował, by namiary na twój tekst mu przekazać:)
W każdym razie niesamowicie żem zdziwiony, bo oczywiście o tej jego gdańskiej działalności nie wiedziałem, a sam nigdy nie wspominał.
Przynajmniej nie pamiętam.

Dzięki za tekst i miejmy nadzieję, że ojciec Sławomir przeczyta.

A no i mam nadzieję, że to nie tylko przypadkowa zbieżność imienia i nazwiska:)


Grześ & Leszek

Nadchodzi czas porachunków.
Przywracania pamięci.
Rozliczenia tych, teraz nażartych i chcących jeszcze.

Kryzys dopiero nadchodzi.


grześ

Tak to ten dominikanin. Nie wiedziałem, że zrobiono o nim film


No ja też nie,

ja w ogóle niewiele o nim wiedziałem, ale się dzięki tobie dowiedziałem.

A swoją drogą ciekawe o jest, o kimś, kogo się niby znało 4 lata, dowiedzieć się wiele rzecvzy od kogoś z drugiego końca Polski:)
jednak ten internet to fajna rzecz:)

Pozdrówka.


Pan Igła

wciąż w nastroju rewolucyjnym.
Niejaki toyah napisał na saloniku coś tych klimatach: http://salon24.pl/394330.html
Ale ten toyah to nie Pan?


Toyah

dobrze nadaje.
A może nie?


Panie Igło

dokładnie nie pamiętam jak to leciało, ale ktoś powiedział, że komuna to taki system, który okradnie człowieka a ten jeszcze będzie jej za to dziękował. Od siebie dodam, że będzie ją popierał.
Takiemu toyahowi wydaje się, że stworzy lepszy ład, lepszy od dzisiejszego układu, a wyjdzie mu taka sama albo gorsza bolszewia.
Zresztą sam napisał, że woli socjalizm.

P.S. Przepraszam p. leszka.sopota za off topic


A jak to co mamy obecnie

te coś też człowieka okrada?
W imię wolności.
To jak by pan to nazwał?


Panie Igło

lepsze znane zło niż nieznane dobro a’la toyah.


Znaczy pan akceptujesz

s-kin synów tylko dlatego, że powołują się na znane panu hasełka?


Kto powiedział, że akceptuję?

Tyle że nie wybieram się nigdzie z butelkami z benzyną.


Subskrybuj zawartość