Trudna droga do Okrągłego Stołu

Rola Kościoła
Idea dialogu i porozumienia była podstawą działania „Solidarności” od momentu jej powstania. W jej podtrzymaniu ogromną rolę odegrał polski Kościół, który jesienią 1981 r. zabiegał o rozmowy trójstronne: rząd – Kościół – „Solidarność”, i pod opieką którego wiosną 1982 r. został spisany fundamentalny dla całej dekady lat 80. dokument – tezy „Ugody społecznej”. To Episkopat przyjął na siebie rolę przedstawienia stronie rządowej oficjalnego dokumentu z projektem zawarcia „ugody społecznej”. Ostateczną jego wersję prymas Glemp przesłał członkom Episkopatu, których prosił o zapoznanie z nim wszystkich „szczerze zainteresowanych dobrem naszej Ojczyzny”. Kopię dokumentu prymas przekazał gen. Jaruzelskiemu. Tezy Rady Prymasowskiej stały się podstawą, niestety dopiero po siedmiu latach, rozmów Okrągłego Stołu. Mając w pamięci wypracowane już w 1982 r. propozycje ugody Jan Paweł II namawiał do jej zawarcia gen. Jaruzelskiego, którego gościł na 45-minutowej audiencji w Watykanie 13 stycznia 1987 roku.
Ojciec św., jak podaje Peter Raina1, tłumaczył generałowi, że odnowa polityczna musi oznaczać pluralizm systemowy, w którym społeczeństwo ma możliwość za pośrednictwem przedstawicieli wybranych w wolnych wyborach uczestniczyć w rządzeniu krajem. Za pierwszy i najważniejszy krok w tym kierunku Papież uważał legalizację działalności „Solidarności”. Mówił z zadowoleniem o polityce pierestrojki Gorbaczowa, która jego zdaniem z pewnością ułatwi drogę odnowy w Polsce i w innych krajach Europy wschodniej i centralnej. Jaruzelski zapewniał Papieża, że proces odnowy jest już nieodwołalny. Procesowi temu miały jednak przeszkadzać zarówno sankcje ekonomiczne, jak i „działalność destabilizacyjna” „Solidarności”.
Papież odpowiedział, że gdyby w kraju istniało forum wymiany poglądów, nie byłoby powodu do prowadzenia „działalności destabilizacyjnej”. Oświadczył, że bardzo mu zależy, aby zniesione zostały sankcje wobec Polski i w tym celu od pewnego czasu prowadzi negocjacje z zachodnimi politykami, przede wszystkim z Ronaldem Reaganem. Mówił, że samo zniesienie sankcji nie wystarczy, że efektywna polityka odnowy pozostaje warunkiem nieodzownym. Ojciec Święty uważał, że trzeba zalegalizować „Solidarność” i stworzyć fundamenty demokratycznego pluralizmu. W tym celu Papież radził, aby doszło do spotkania z Wałęsą i innymi przedstawicielami społeczeństwa przy jednym stole, żeby przez bezpośrednie rozmowy osiągnąć ugodę społeczną.
Jaruzelski miał się zgodzić z racjami przedstawionymi przez Papieża. Zapewnił Ojca Świętego, że działać będzie w ich duchu. Oświadczył, że Polska chce podejmować Papieża podczas jego pielgrzymki w 1987 r. „jako kraj trzeźwy, pracowity, praworządny”.
Gen. Kiszczak podczas spotkania po wizycie Jaruzelskiego w Watykanie mówił 16 stycznia abp Dąbrowskiemu i ks. Orszulikowi, że Jaruzelski był bardzo zadowolony z wizyty i zapowiedział, że pod jej wpływem zdecydowano się na szukanie w Polsce kompromisu.
Jan Paweł II rozmawiał z generałem nie jak z wrogiem, ale z rodakiem, któremu życzył jak najlepiej dla dobra całego narodu. Rozmowa ta pozwalała generałowi wierzyć, że po tym, jak zgotował narodowi stan wojenny jest jednak możliwe wzajemne zrozumienie i porozumienie. Poświadczał to swoim autorytetem sam papież.
Po wizycie min. Łopatka podczas rozmowy z abp Dąbrowskim 19 stycznia 1987 r. obiecał dostęp do radia i telewizji osób związanych z Episkopatem Polski i stwierdził: „W dalszym współdziałaniu nie powinniśmy schodzić w dół. Tak rozumiemy oświadczenie Papieża, że to była wizyta historyczna. Z tego poziomu nie będziemy schodzić. Władze mają nadzieję, że występujące konflikty zostaną ograniczone. Władze ze swej strony zastosują nowe podejście do tego wszystkiego, co uważacie za dolegliwości. Chcemy poszerzać tematykę rozmów o sprawy polityczne, gospodarcze i społeczne – będzie to służyło większemu angażowaniu się ludzi. W rozmowie Generała z Papieżem istotnym elementem był pokój – wątek o wartości międzynarodowej. Generał doszedł do wniosku, że błędem było posądzanie Papieża o amerykańską wizję pokoju. Papież ma samodzielne, kościelne stanowisko odnośnie do pokoju. Taka wizja pokoju może stanowić płaszczyznę współdziałania. Chcielibyśmy, aby i Kościół w Polsce włączył się w działanie na rzecz pokoju. W tym kontekście dobrze jest widziany sam fakt wywiadu Prymasa Polski dla »Litieraturnoj Gaziety«. To już jest coś, ale może być w szerszym stopniu. Notujemy, że już katolicy związani z Episkopatem wypowiadają się na rzecz pokoju z wyjątkiem Episkopatu”[2].
Prymas Józef Glemp w wywiadzie dla „Litieraturnoj Gaziety” mówił, że każdy musi być świadomy, że żyje w kraju socjalistycznym, co implikuje możliwość i sposób zawarcia układu z władzą: „Jest oczywiste, że powinniśmy zawrzeć jakiś układ, lecz należy najpierw uświadomić, że jesteśmy w kraju socjalistycznym. [...] Jeśli chcemy traktować sprawy poważnie, powinniśmy więc przyjąć założenie, że państwo socjalistyczne będzie trwało. My w jakiś sposób akceptujemy to państwo z jego szczególną strukturą”[3].
Władza ustępowała stronie kościelnej w bardzo wielu sprawach. Wycofywała się z polityki restrykcji. Dotyczyło to jednak tylko stosunku władzy do Kościoła. Stosunek do opozycji zmienił się jedynie w rodzaju stosowanych represji. Nie było mowy o nawiązaniu bezpośrednich rozmów. Władza próbowała doprowadzić do „pełnej normalizacji” w kraju przy pomocy rozmów z Kościołem, który chciała na trwałe oderwać od pomagania opozycji.
Jednak rok 1987 nie przyniósł żadnego przełomu. Jedynie Kościół już na trwałe przyjął na siebie rolę mediatora i partnera dyskusji z władzami o mogących nadejść reformach. Wydawało się, że władzy jest potrzebny argument na rzecz nawiązania rozmów z opozycją, bo pewność siebie dygnitarzy partyjnych, którzy wierzyli, że swoimi rządami wyprowadzą kraj z gospodarczego kryzysu, paraliżowała generałów Kiszczaka i Jaruzelskiego do jakichkolwiek prób nawiązania rozmów z demokratyczną opozycją.
Wywołanie strajków wiosną 1988 r. różnie komentowano w „Solidarności”. Nierzadkie były głosy, że dużą rolę w ich rozpoczęciu miała Służba Bezpieczeństwa, której zależało na spacyfikowaniu nastrojów i skompromitowaniu bezsilnej „Solidarności”, której nie stać było wówczas na pobudzenie społecznej aktywności. Na czele frontu społecznego niezadowolenia miały stanąć legalne związki zawodowe, a w końcu i sam gen. Jaruzelski, który miał osobiście wezwać do niezbędnych reform. Jednocześnie przygotowano plany ponownego wprowadzenia stanu wojennego – na wypadek gdyby okazało się, że „Solidarność” dysponuje sprawną organizacją i potrafi pobudzić do działania społeczeństwo. Strajki w sierpniu były przez „Solidarność” przygotowane już lepiej, ale tak samo jak wiosną społeczeństwo przyglądało się im z małym zainteresowaniem. Ten brak poparcia dla „Solidarności” oraz widmo zupełnego krachu gospodarczego, a także słowa Gorbaczowa wypowiedziane w lipcu 1988 r. w Warszawie do partyjnych dygnitarzy, że mają sami sobie radzić ze swoimi problemami, spowodowały, że zaproponowano rozmowy Okrągłego Stołu.

Kiszczaka polityka niszczenia „Solidarności” w 1988 r.
Władza chciała mieć do czynienia jedynie ze słabą „Solidarnością”, którą można by było podporządkować sprawowanej przez siebie władzy. Głównym celem gen. Kiszczaka było więc rozbijanie odradzającego się Związku, dalsze skłócanie różnych grup opozycyjnych. Działania te prowadzono w sposób jawny – propaganda mediów państwowych, oraz w sposób zakamuflowany. Plany tych działań były tworzone także po złożeniu propozycji rozmów Okrągłego Stołu.
Po sierpniu 1988 r. Służba Bezpieczeństwa zdawała się być z początku zagubiona. Funkcjonariusze nie wiedzieli, których opozycjonistów ścigać za łamanie prawa, a którym dać spokój. Za przykład niech posłuży problem Klubu Politycznego im. Lecha Bądkowskiego. 2 września zastępca naczelnika Wydziału III WUSW w Gdańsku zwrócił się do naczelnika Wydziału Śledczego w Gdańsku z prośbą o dokonanie oceny prawnej oświadczeń Klubu wydanych w maju i w sierpniu 1988 r. Proszono o informację, czy jest to karalne4. Odpowiedziano mu, że członkowie Klubu popełniają wykroczenie z powodu „udziału w związku, któremu odmówiono legalizacji” i w związku z tym „powinni być pociągnięci do odpowiedzialności przed Kolegium ds. Wykroczeń”. Jednak jednocześnie wskazano, że konieczne jest uzyskanie bezpośrednich dowodów, a nie jedynie odpisów dokumentów, które uniemożliwiają potwierdzenia ich autorstwa. Dlatego wnioskowano o „dokonanie przeszukań mieszkań u 19 członków założycieli tzw. Gdańskiego Klubu Politycznego w tym u adw. Jacka Taylora i Aleksandra Halla celem uzyskania materiałów dowodowych świadczących o istnieniu i działalności tej niezalegalizowanej organizacji, które mogą stanowić podstawę ukarania tych osób z art. 52 a § 1 pkt 5 kw.”[5]. Pod analizą widnieje odręczna notatka ppłk Stefana Rutkowskiego, naczelnika Wydziału Śledczego, który zanotował, że decyzja o przeprowadzeniu rewizji zależy od decyzji kierownictwa WUSW w Gdańsku oraz Biura Śledczego MSW w Warszawie.
W MSW trwały intensywne prace nad tworzeniem nowych analiz i planów działań. To od nich zależało jakie grupy opozycyjne będą podlegały represjom, a jakie nie, i w jaki sposób władza będzie starała się grać nimi by osłabić swojego przeciwnika – „Solidarność”. To od osłabienia Wałęsy i jego otoczenia zależało ile rządzącej partii uda się utrzymać ze „stanu posiadania”. Analitycy MSW podkreślali, że reaktywowanie „Solidarności” popiera jedynie ok. 35 proc. społeczeństwa, co miało oznaczać, że nie grozi „powrót do sytuacji z 1981 roku”. Natomiast odmowa legalizacji „Solidarności” miała przyczynić się do wzmocnienia „antypaństwowych sił politycznych”, zaostrzenia napięć w społeczeństwie i ogłoszenia restrykcji gospodarczych z Zachodu. Analitycy podkreślali, że samo rozpoczęcie rozmów z opozycją przyczyniło się do wygaszenia strajków. Wiedzieli też jak wykorzystać zróżnicowanie opinii w opozycji. W celu osłabienia strony solidarnościowej przy Okrągłym Stole wskazywano, że należy: „te rozdźwięki, konflikty i animozje skrzętnie wychwytywać i pogłębiać”[6].
Sam gen. Kiszczak podczas telekonferencji z szefami WUSW, która odbyła się 7 września tłumaczył, jakie są plany władzy: „Kierownictwo partii nie ma zbytnich złudzeń co do ewentualnych dużych korzyści z tych rozmów [Okrągłego Stołu – przyp. L.B.]. Polityka jest sztuką kompromisu, a wszelki kompromis ma swoje granice. Taką granicą jest reaktywowanie »S«, do czego nie można dopuścić. Ze względów taktycznych stanowiska tego nie będzie się publicznie ujawniać. Idąc chwilowo na ustępstwa, określone zostały zarazem ściśle ich ramy i cena, jaką będzie musiał zapłacić przeciwnik. A jest nią rysujące się rozwarstwienie, silny wzrost wewnętrznej opozycji wobec Wałęsy, szansa odizolowania elementów ekstremistycznych, oderwanie od nich Wałęsy i związanie go z pragmatycznymi i pojednawczymi kołami kościelnymi”[7].
MSW z determinacją pragnęło zrealizować określony cel. Dlatego też zwlekano z rozpoczęciem rozmów. Dopiero kompromitacja przewodniczącego OPZZ, który wcześniej zapowiadał kompromitację Wałęsy, a więc i celowość legalizacji „Solidarności”, spowodowała zmianę scenariusza. Jednak pozostałe cele – „rozwarstwienie” i aktywizacja „wewnętrznej opozycji wobec Wałęsy” zostały zrealizowane.

Bez Okrągłego Stołu opozycji
W „Solidarności” zgodnie z dyskusją podczas spotkania KKW “S” 25 września usiłowano nawiązać ścisłą współpracę z innymi grupami opozycyjnymi. 13 października doszło do spotkania Geremka, Onyszkiewicza, Mazowieckiego i Bujaka z reprezentantami „Solidarności Walczącej”, KPN, Federacji WSN, „Woli”, RMP, LDP „Niepodległość”, PPS, WiP i środowiska „Przeglądu Politycznego” oraz innych osób z różnych niezależnych środowisk społecznych i politycznych. Spotkanie poświęcone było problemom, jakie wynikły w związku z podjęciem przez Wałęsę i KKW inicjatywy rozmów z władzami PRL. Próbowano przedyskutować wspólną dla całej opozycji strategię działania. W związku ze zbliżającymi się obradami Okrągłego Stołu, zebrani przedstawili swoje stanowiska i wyrazili poparcie odbudowy legalnej działalności „Solidarności” i przywrócenia pełnego pluralizmu związkowego. Na zakończenie spotkania wydano wspólny komunikat: „W związku ze zbliżającymi się obradami okrągłego stołu, zebrani przedstawili swoje stanowisko wyrażając pełne poparcie dla odbudowy legalnej działalności NSZZ »S« i przywrócenia pluralizmu związkowego”. LDP „N” wyparła się później, że nie reprezentował ją upoważniony przedstawiciel.
„Solidarność” jesienią 1988 roku krytykowano jedynie za to, że przystąpiła do rozmów z gen. Kiszczakiem bez wcześniejszej legalizacji „Solidarności”. Poglądy te wyraża komunikat „Solidarności Walczącej” (z 22 października), która broniła się przed zarzutem, że jest przeciwnikiem Okrągłego Stołu:
„Organizacja Solidarność Walcząca zachowuje daleko posuniętą neutralność wobec mających obecnie miejsce kontaktów pomiędzy Lechem Wałęsą i KKW a władzami PRL. Kierownictwo SW sceptycznie ocenia możliwości osiągnięcia, w drodze negocjacji z władzami PRL, społecznie pożądanych rezultatów. Organizacja Solidarność Walcząca nie zamierza dzielić odpowiedzialności za klęskę obecnych inicjatyw politycznych Lecha Wałęsy i KKW ani zbierać profitów z ewentualnego ich sukcesu. SW nie podejmie przy tym działań mających na celu utrudnienie lub zablokowanie inicjatyw osób uczestniczących w rozmowach z władzami PRL. [...] Zachowujemy neutralność wobec przyjętego przez Lecha Wałęsę i KKW sposobu rewindykowania praw Solidarności, ale nie możemy pozostać neutralni wobec wyniku tych negocjacji. Solidarność Walcząca wielokrotnie stwierdzała, że jednym z jej naczelnych żądań jest realizacja pluralizmu politycznego i związkowego w Polsce, w tym przywrócenie możliwości legalnego działania NSZZ »Solidarność«. Dlatego też SW nie pogodzi się z jakimikolwiek rozwiązaniami polegającymi na choćby częściowej akceptacji ograniczenia praw należnych NSZZ »Solidarność«”[8].
Różnie odłamy polskiej opozycji reagowały raczej przychylnie na rysującą się szansę porozumienia. Grupa Robocza w liście do Wałęsy i doradców pisała: „Zdajemy sobie sprawę, jak ciężkiego zadania się podjęliście. [...] Z całego serca życzymy powodzenia”. Poinformowała też, że dla wzmocnienia pozycji Związku przy Okrągłym Stole rozpoczęła akcję zbierania podpisów pod petycjami do władz i wezwała do wznawiania działalności w jawnych komisjach zakładowych i wyborów (wcześniej m.in. A. Gwiazda był stanowczym przeciwnikiem reaktywowania jawnych komisji zakładowych „Solidarności”).
Kornel Morawiecki, co prawda bardzo ostrożnie, ale poparł ideę rozmów. Już 9 września pisał: „Nie pragniemy zemsty, uznajemy, że w suwerennej i niepodległej Polsce musi znaleźć się miejsce dla wszystkich, w tym dla dzisiejszych działaczy PZPR, nomenklatury i służb represyjnych. Oczekujemy jednak, że oni również czynnie dopomogą w przechodzeniu od komunistycznej dyktatury do demokracji. Ich udział uczyni ten proces mniej konfliktowym i nie tak kosztownym jak rozwiązanie gwałtowne i konfrontacyjne. Ewolucyjne przejście Polski do demokracji byłoby naszym ważkim wkładem w nowy kształt Europy XXI wieku”[9].
Krytyczny był natomiast Andrzej Kołodziej, który w paryskiej „Kulturze” nr 9 w 1988 r. opublikował tekst ostro krytykujący Episkopat, Wałęsę, Kuronia i Geremka. Nie był to pierwszy ani ostatni tekst w „Kulturze”, krytyczny wobec Wałęsy, doradców i „solidarnościowego establishmentu”.
W dniach 5 i 6 października 1988 r. obradowała w Warszawie Konferencja Plenarna Episkopatu Polski, która poparła ideę rozmów przy Okrągłym Stole – ideę „porozumienia a nie konfrontacji” oraz ponownie opowiedziała się za pluralizmem związkowym.
Po rozmowie Cioska z ks. Orszulikiem prof. Stelmachowski w porozumieniu z Wałęsą 6 października przekazał Czyrkowi, sekretarzowi KC PZPR, listę uczestników obrad strony solidarnościowej wraz z akceptacją terminu rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu w dniu 17 października. Władze na przekazaną listę zareagowały szybko i ostro. U gen. Jaruzelskiego miała ona wywołać „szok” ze względu na umieszczenie na niej: Onyszkiewicza, Kuronia, Michnika, Bratkowskiego (prezes SDP), J. J. Lipskiego, Romaszewskiego, J. J. Szczepańskiego (prezes ZLP) i A. Szczepkowskiego (prezes ZASP) oraz dwóch miejsc zarezerwowanych dla NZS. Sugerowano, że te osoby nie mogą uczestniczyć w obradach. Uważano, że do rozmów jako bardziej ugodowego można dopuścić np. Lecha Kaczyńskiego.
Wobec prób porozumienia się „Solidarności” z innymi grupami opozycyjnymi nie były obojętne służby kierowane przez gen. Kiszczaka, który na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR 10 października z niepokojem informował zebranych: „na radykalizację postaw strony postsolidarnościowej istotny wpływ miało i to, że zamierza ona przystąpić do rozmów »zjednoczona« i reprezentować interesy całej opozycji, a w tym »Solidarności Walczącej« i Konfederacji Polski Niepodległej oraz innych, wyeliminowanych z dialogu ugrupowań, na przykład tak zwanej PPS”[10].
Służby podległe gen. Kiszczakowi zrobiły wszystko, co możliwe, aby nie doszło do porozumienia wewnątrz opozycji, by ją bardziej skłócić, podzielić i osłabić. Na tym samym posiedzeniu gen. Kiszczak zapoznał zebranych z uzyskanymi z wyprzedzeniem przez służby specjalne planami działań liderów „Solidarności”, co pozwalało przygotować się do manipulacji i przygotować odpowiednie działania. Głównie chodziło o to, aby to na „Solidarność” spadła odpowiedzialność za ewentualne niedoprowadzenie do rozmów Okrągłego Stołu. Generał zalecał jednocześnie zapewnienie Okrągłemu Stołowi właściwej oprawy propagandowo-informacyjnej i eksponowanie konieczności przeprowadzenia przez liderów „Solidarności” „publicznego rozliczenia się ze wszystkich błędów i wypaczeń, dokonania swoistego »rachunku sumienia«”. Na posiedzeniu nie było mowy o rozliczeniu się władzy za zbrodnie, „błędy i wypaczenia”.
W kilka dni po posiedzeniu przygotowano kilka planów działania w zależności od rozwoju sytuacji w kraju. W przypadku zerwania przygotowań do rozmów Okrągłego Stołu przewidywano bardzo szerokie działania propagandowe oraz: „W sytuacji zagrożenia bytu państwa (naruszenia jego podstawowych interesów) organy ochrony porządku publicznego podejmą stosowne do sytuacji działania operacyjne i milicyjne – z użyciem sił zwartych włącznie – mające na celu ochronę interesów PRL. Siły porządkowe zdecydowanie wkraczać będą zwłaszcza w takich przypadkach, jak blokady bram zakładów pracy, czy wymuszanie rezygnacji z podjęcia pracy wobec części załogi”[11].
13 października Mieczysław Rakowski wystąpił w Sejmie z expose, podczas którego użył retoryki właściwej dla rządów dyktatorskich. Mówił, że polega na służbach powołanych dla zapewnienia „ładu i porządku” w „socjalistycznej orientacji Polski”. Nie poświęcił ani słowa przygotowywanym obradom Okrągłego Stołu za to mówił w duchu przemówienia gen. Jaruzelskiego z 13 grudnia 1981 roku. Nie omieszkał też wykorzystać argumentu „radzieckiego straszaka”: „Nie zawahamy się silną ręką zapewnić spokoju państwa i obywateli, porządku dla reform, bezpieczeństwa socjalistycznej orientacji Polski. Wiem, że mogę liczyć w tej sprawie na aktywność służb powołanych do zabezpieczenia ładu i porządku prawnego oraz na niezawodne poparcie Ludowego Wojska Polskiego. [...] Jeśli nasza reforma gospodarcza miałaby zakończyć się niepowodzeniem, a świadomie wszczynane konflikty i napięcia polityczne miałyby spowodować niepokoje, chaos i zagrożenie dla socjalizmu – wiarygodność radzieckiej przebudowy, tak dobroczynnej w swych skutkach dla świata, Europy i Polski, doznałaby poważnego uszczerbku. Niech o tym pamięta każdy, kto lekkomyślnie i krótkowzrocznie maluje antykomunistyczne hasła albo udziela wywiadów, w których powiada, że porozumienie rozumie jako wykańczanie socjalizmu na raty”.
W wyniku odwlekania rozmów Okrągłego Stołu, twardego wystąpienia premiera Rakowskiego oraz nie podawania ostatecznego terminu rozpoczęcia rozmów 16 października doszło w Gdańsku do starć między manifestującymi na rzecz legalizacji „Solidarności” a oddziałami ZOMO. Wzięło w niej udział ok. 2 tysiące ludzi, z których około 500 stanowiło zasadniczą grupę demonstrantów. Niesiono transparenty: „Precz z komuną”, „Nie oddamy NSZZ Solidarność”, „Solidarność FMW Region Gdańsk” i „Solidarność”. Doszło do starć z ZOMO, budowy barykad, podpalania śmietników. W stronę funkcjonariuszy poleciały kamienie i butelki. 19 funkcjonariuszy ZOMO doznało obrażeń ciała, uszkodzono 5 pojazdów milicyjnych i wybito szyby w Komisariacie MO. Milicja zatrzymała 15 osób, z których 4 osoby zwolniono od razu, a kolejnych pięciu nieletnich po kilku godzinach.
Według Rakowskiego i innych przedstawicieli władz PRL, manifestacja była prowokacją mającą na celu storpedowanie „procesu pojednania narodowego”. Rada Ministrów stwierdziła kwieciście, że „ów akt awanturnictwa politycznego miał na celu zakłócenie atmosfery w Polsce przed negocjacjami okrągłego stołu”. Komunikat Rady Ministrów informował, że rząd PRL rozważa podjęcie „odpowiednich kroków w celu niedopuszczenia do dalszych tego rodzaju prób destabilizacji”.
FMW Region Gdańsk w odpowiedzi na oskarżenia o „awanturnictwo polityczne” wydała oświadczenie, w którym winę za starcia w mieście obarczyła władzę:
„celem demonstracji było zamanifestowanie naszego niezadowolenia z dotychczasowego przebiegu rozmów z władzą. W trakcie przemarszu, przed kościołem Mariackim manifestanci zostali brutalnie zaatakowani przez siły milicyjne. Forma jaką przybrała manifestacja była wynikiem tego ataku i prowokacji zainicjowanej przez znajdujących się wśród demonstrantów funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, którzy celowo rozpoczęli przekształcanie jej w zamieszki uliczne. Przez stosowanie takich zabiegów władza dąży do zdyskredytowania w oczach opinii publicznej młodzieżowych środowisk niezależnych i zyskania dodatkowych argumentów do coraz wyraźniejszych prób zerwania dialogu z opozycją”[12].

FMW nie domagała się zerwania rozmów z władzą i niedopuszczenia do rozmów Okrągłego Stołu, lecz chciała, aby odbyły się one jak najszybciej. W wyniku stosowanych wobec działaczy FMW represji, ataków ZOMO na ich manifestacje i prowokacji SB pod koniec roku znacznie zaostrzyli swoje stanowisko, co było na rękę i zgodne z planami gen. Kiszczaka.
Rzecznik rządu, Jerzy Urban, odmówił podania daty rozpoczęcia rozmów przy Okrągłym Stole, a rzecznik prasowy „Solidarności” odmówił skomentowania wstrzemięźliwości Urbana. Odwlekanie momentu rozpoczęcia rozmów służyło rozbijaniu i osłabianiu obozu „Solidarności”. Zaczęto przesuwać termin rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu. Padały daty: 17, 19, 24, a wreszcie 26 października.
Z powodu przewlekania podjęcia decyzji o rozmowach zmniejszało się w odczuciu społecznym znaczenie mającego nastąpić dialogu i porozumienia. Przeciąganie negocjacji rozbijało opozycję, przyczyniało się do wzrostu napięcia w kraju (grupy opozycyjne nie związane z Wałęsą miały pretekst do protestów), a z drugiej strony do zniechęcenia i zobojętnienia społeczeństwa. Na skutek takiej polityki władzy, także i ona traciła społeczne poparcie.
Robotnicy, którzy strajkowali w sierpniu, oczekiwali szybkiego reaktywowania „Solidarności”, co wydawało się proste. Pytano dlaczego ma być najpierw Okrągły Stół a później „Solidarność” – dlaczego nie odwrotnie? Strona solidarnościowa nie przygotowywała nowej akcji strajkowej, gdyż była wciąż za słaba. Rysa na Okrągłym Stole, która wówczas powstała, to poczucie, że strajkujący robotnicy zostali pozostawieni sami sobie przez solidarnościową elitę, w ciągu wielu następnych lat była powiększona z powodów propagandy partyjnej.
Pod wpływem państwowej propagandy i działań Służby Bezpieczeństwa nie doszło do okrągłego stołu ugrupowań opozycyjnych i porozumienia, mimo iż wszystkie początkowo wykazały się dobrą wolą. Działania podjęte przez gen. Kiszczaka odniosły skutek. Prowadziły do wzrostu natężenia manifestacji, które odbyły się 11 listopada, 4, 13 i 16 grudnia. Osiągnięto zamierzony cel. Jeśli dziś generał narzeka na niezrozumienie idei Okrągłego Stołu oraz swojej pozytywnej, jego zdaniem, roli, to winić o to powinien głównie siebie, swoje służby i partyjno-państwową propagandę.

Reakcja „Solidarności” – mierzmy siły na zamiary
Sytuację w kraju i w „Solidarności” po decyzji o likwidacji Stoczni Gdańskiej i powołaniu rządu Rakowskiego analizował Lech Kaczyński. Jego zdaniem likwidacja stoczni miała „przeciąć Okrągły Stół”:
„Decyzja o rozwiązaniu Stoczni miała osłabić autorytet Wałęsy, przeciąć »okrągły stół« i podzielić związek a przede wszystkim odwrócić sytuację polityczną w Polsce, która była sytuacją negocjacyjną. Po atakach prasowych, kwestionowaniu składu personalnego była to w tej mierze kropka nad »i«. W tej chwili władza chce pozorować gotowość do rozmów i jednocześnie przerzucić na nas odpowiedzialność za ich zerwanie. W samej »Solidarności« przeżywamy okres pewnego zamieszania i wierzę, że – jak już kiedyś bywało – wkrótce z niego wyjdziemy.
W momencie likwidacji stoczni przed »Solidarnością« stanął problem odpowiedzi. Przeważała opcja, że władzy może zależeć właśnie teraz na ograniczonym konflikcie. A z racji pory roku i faktu, że już dwa strajki ostatnio mieliśmy konflikt ten byłby z pewnością mocno ograniczony, dlatego nie należy weń wchodzić. [...] Istotnym elementem sytuacji jest – ewolucja w postawie Wałęsy, zdeterminowana przez to, by nie dać się wpisać w schemat, że to »Solidarność« zrywa rozmowy. To prawda, że Wałęsa jest nieco niejednoznaczny ale myślę, że w najbliższym tygodniu stanie się jasne kto odpowiada za to, że te rozmowy się nie odbędą.
We władzach od końca września widać dwie opcje, albo „Solidarność” rozleje się jak ogień po kraju, tzn. powstanie 1000–2000 komitetów, zachód obieca kredyty a opór aparatu nie przekroczy masy krytycznej i wtedy trzeba rozmawiać, albo nie i wtedy nie. Przy czym wygląda na to, że nie są to dwa scenariusze jednej grupy, lecz opcje walczących ze sobą we władzy grup. [...] Komitetów »S« jak wiadomo powstało 350-400 w kraju gdzie jest 35 tysięcy zakładów pracy.
Przed »Solidarnością« stoją dwa podstawowe pytania: co zrobić by obniżenie nadziei społecznych na dialog z władzą nie zmieniło się w odwrót od „Solidarności”. Krytykowany przez niektórych »okrągły stół« dał jednak ludziom czas i klimat na założenie struktur. Liczyliśmy na więcej niż 400 komitetów ale teraz możemy utracić i to. Oczywiście jest cała masa ludzi, którzy zapiszą się tylko do organizacji legalnej. Obecny stan liczebny „S” nie odpowiada w najmniejszym stopniu temu, który miałaby »Solidarność« legalna. [...] I pytanie podstawowe: co zrobić by wykazać rzecz oczywistą, że nie ma w Polsce prawdziwych zmian, które wyprowadzą kraj z kryzysu bez udziału znacznej części społeczeństwa? Pozorowanie przez władze upodmiotowienia społeczeństwa kosztuje ten kraj kolejny zmarnowany czas. Im szybciej to nastąpi tym lepiej, a właściwie tym mniej gorzej bo sytuacja jest tragiczna.
Konflikt dla władzy teraz byłby korzystny. „Solidarność” popełniła wiele błędów w przeszłości, ale teraz go nie popełniła. Po prostu specyfika sytuacji skazuje nas na kilkumiesięczny okres oczekiwania. [...]
Program Rakowskiego jest dość klarowny: rozwiązanie spraw polskich bez udziału opozycji a w szczególności »Solidarności« oraz zbudowanie realnej bazy społecznej swych rządów w postaci nie tylko grupy związanej z władzą, dla której interes władzy jest jej interesem, lecz w oparciu o coś w rodzaju tworzącej się klasy średniej. [...] Koncepcja Rakowskiego to koncepcja zreformowanej gospodarki, zideologizowanej partii, ograniczonej roli PZPR w przemyśle i względnej wolności prasy. Jest to wizja, która mogłaby się powieść gdyby MFR doszedł do władzy w 1974 roku w warunkach gierkowskich. Teraz wizja ta jest spóźniona i nie trafia w aspiracje społeczne.
Kiedyś w 1971 r. spotkanie z liberałem Rakowskim na uniwersytecie było dla mnie wydarzeniem w sensie pozytywnym. W 1981 r. miał mieć on patent na »Solidarność«. To Rakowski powiedział, że włączy »S« do systemu socjalistycznego, nie rozumiejąc, że w najmniejszym stopniu nie jest w stanie temu podołać. Dlatego nienawidzi »Solidarności« i Wałęsy, rozwiązanie stoczni jest decyzją polityczną i rewanżem za sierpień ’83, gdy został wygwizdany. On gra o władzę w ogóle. Trudno zgadnąć czy chce być pierwszym sekretarzem zostawiając argumenty ostateczne czyli wojsko i policję Jaruzelskiemu jako prezydentowi, ale nie ulega wątpliwości, że fotel szefa partii ma na oku w dłuższej perspektywie”[13].
Przez wszystkie lata osiemdziesiąte następowały: osłabianie autentycznych więzi społecznych, atomizacja rodzin, a równocześnie pogłębiało się uzależnianie ekonomiczne młodych ludzi, którzy coraz dotkliwiej odczuwali brak perspektyw życiowych – w sferze materialnej i niematerialnej. Apatię powiększała narastająca z roku na rok brzydota osiedli z wielkiej płyty i zaniedbane miasta. Był to świat PRL chylący się ku upadkowi, w którym przez wiele lat wpajano w ludzi przekonanie, że oddolna aktywność obywatelska jest działaniem wrogim i szkodliwym.
Idea Okrągłego Stołu zaczęła się oddalać. Lata propagandy, zapewnianie sobie przez liderów PZPR lojalności członków za sprawą przywilejów i zapewniania im bezkarności sprawiło, że aparat partyjny nie myślał iść na kompromis ze swoimi przeciwnikami. Nie tylko aparat podstawowego i średniego szczebla, ale także niektórzy członkowie najwyższych władz partii, którzy do tej pory byli tylko biernymi uczestnikami władzy, a całe życie czekali aby mieć w niej decydujący udział i zakosztować materialnych profitów. Systemem nomenklaturowym było objętych według oficjalnych publikacji około 3 milionów stanowisk (od kierownika przedszkola, osiedlowego klubu czy teatru do stanowiska dyrektora departamentu czy kopalni).
Ciosem dla działań Służby Bezpieczeństwa oraz partyjnej propagandy była druzgocząca klęska Miodowicza podczas telewizyjnej debaty z Wałęsą, która miała Lecha ośmieszyć. Gen. Jaruzelski oceniając jej skutki powiedział, że przyniosła same szkody. Na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR 5 grudnia mówił: „Sprawa ciągle sprowadza się do »Solidarności«. [...] I dlatego jeśli już mówimy o tej rozmowie nieszczęsnej, to ona jednak wyrządziła pod tym względem wielkie szkody. Gwałtownie nastąpił przyrost tych, którzy uważają, że »Solidarność« trzeba zalegalizować. [...] Zmienił się wizerunek Wałęsy i zmieniło się podejście do „Solidarności”.
Wnioski wyciągnął także gen. Kiszczak, który na wcześniejszym posiedzeniu Biura Politycznego uznał, że naruszono „status quo na linii władza-opozycja” i niemożliwe jest już zerwanie dialogu, gdyż byłoby to „całkowicie nieskuteczne i nie przekonywujące nawet członków partii”. Argumentował, że należy wyjść w stronę opozycji z deklaracją dotyczącą „Solidarności”.
Zmiana polityki władzy jest więc zasługą Wałęsy. Bez niego mogłoby się spełnić to, co zapowiedział w expose premier Rakowski.
Jeszcze wcześniej podobną opinię przedstawił sekretarz Ciosek, który podczas spotkania z ks. Orszulikiem 28 listopada wyraził się, że „Solidarności łba się nie urwie”, ale jednocześnie przedstawił pogląd Rakowskiego, że dla „Solidarności” nie ma miejsca w zakładach pracy, gdyż premier chce z nich wyprowadzić partię i nie chce, aby jej miejsce zajęła rozpolitykowana „Solidarność”, którą z kolei Jaruzelski oskarżał o „zasilanie strumieniem dolarów”. Pluralizm związkowy miał zapewnić OPZZ.
Na ekipę gen. Jaruzelskiego ogromny wpływ miało także przemówienie wygłoszone 7 grudnia 1988 roku przez Gorbaczowa na forum ONZ, podczas którego zapowiedział on wycofanie części wojsk radzieckich z Polski, NRD, Węgier i Czachosłowacji. Oznaczało to koniec ery “doktryny Breżniewa”.
Po wygranej debacie telewizyjnej Wałęsa przystąpił do zdecydowanej akcji propagandowej i wspólnie z Lechem Kaczyńskim oraz innymi osobami odbył kilka spotkań promujących ideę Okrągłego Stołu. Do pierwszego publicznego spotkania doszło 5 grudnia na zaproszenie NZS w Uniwersytecie Gdańskim. Dyskutowano na temat „Czy Okrągły Stół jest szansą dla młodego pokolenia Polaków?”. Odpowiedź była jednoznaczna – tak. Jego wypowiedzi, jak i Lecha Kaczyńskiego oraz Jacka Merkla były nagradzane oklaskami.

Kiszczak: „Nowe, doskonalsze rozwiązania operacyjne”
Zmiana polityki władzy, która już zgodziła się co do legalizacji “Solidarności” oznaczała jednoczesne doskonalenie technik operacyjnych mających w dalszym ciągu osłabiać i rozbić przeciwnika, czyli “Solidarność” z Wałęsą na czele.
Chwalenie Wałęsy oraz „konstruktywnej opozycji”, miało podzielić opozycję, osłabić jej siły w celu korzystniejszego dla władzy zawarcia porozumienia. Wypowiedzi Wałęsy zaczęto nazywać wypowiedziami przedstawiciela „konstruktywnej opozycji”. “Niekonstruktywna” zaś opozycja miała wyręczać władzę w atakach na Wałęsę.
Zaczęto mówić o powrocie do Okrągłego Stołu. Zaprzestano oskarżania całej „Solidarności”. Ostrze propagandy zwrócono przeciwko jej „ekstremalnym elementom” – za sianie niepokoju, czyli organizowanie manifestacji.
Na listopadowej naradzie aktywu partyjnego w Słupsku Jaruzelski mówił jeszcze, że celem strategicznym jest obrona socjalizmu, „ale po drodze ile jest najrozmaitszych uwarunkowań, uwikłań, wszystkie okrągłe stoły, wszystkie manewry, które musimy robić, nie o wszystkim przecież można mówić [...] jest to przecież walka”[14].
Okrągły Stół był traktowany przez Jaruzelskiego instrumentalnie, jako element w szerszym planie. Jaki był to plan zdradza jego wypowiedź, której udzielił Pawłowi Smoleńskiemu: „Doskonale wiedziałem, jaka jest sytuacja Gorbaczowa – dodaje generał. – Gdy składałem zagraniczne wizyty, rozmawiałem z odwiedzającymi Polskę George’em Bushem, Francois Mitterrandem, Francesco Cossigą i Margaret Thatcher, z wieloma innymi politykami, dziennikarzami i biznesmenami, z reguły pytali, czy Gorbaczow się utrzyma. Oczywiście potwierdzałem. Myślę jednak, że gdyby antygorbaczowowski pucz zorganizowano np. w 1989, prawdopodobnie by się powiódł. We wszystkim, co robiliśmy w Polsce, chodziło o to, by nie zaszkodzić Gorbaczowowi. Był główną szansą na gruntowne zmiany”[15].
Smoleński komentował: „Podobno szerszy zakres gorbaczowowskiej głasnosti w ZSRR niż wolności słowa w Polsce podyktowany był właśnie obawą o losy radzieckiego genseka. Restrykcyjna cenzura (choć Jaruzelski otwarcie rozmawiał z Gorbaczowem np. o pakcie Ribbentrop – Mołotow i Katyniu) miała udowodnić radzieckiemu aparatowi, że eksperymenty dzieją się w centrali, a wierzgająca niegdyś Polska jest niezmiennie wierna doktrynie”.
Partia walczyła o władzę. W tym celu gen. Jaruzelski na przełomie roku 1988/1989 odsunął zachowawczych działaczy partyjnych z kierownictwa partyjnego oraz niektórych szefów komitetów wojewódzkich, którzy byli przydatni w okresie walki z Kościołem i „Solidarnością”, a stali się zbędni w „okresie przełomu”. Generał „cywilizował” partyjny aparat. Oznaczało to mianowanie bezideowych karierowiczów. Zwrot w polityce kadrowej, ku ludziom kojarzonym z pragmatyzmem, był także cechą premiera Rakowskiego i jego rządu.
Zmiana strategii władzy zmuszała do zmiany sposobu pracy służb specjalnych, które miały być odtąd bardziej ofensywne, a nie jak dotąd jedynie zajmować się „rozwarstwianiem przeciwnika”. Miały zastosować „nowe, doskonalsze rozwiązania operacyjne”, o których powiedział gen. Kiszczak w przemówieniu na dorocznej odprawie kadry kierowniczej MSW na początku 1989 r. w Wyższej Szkole Oficerskiej im. F. Dzierżyńskiego w Legionowie:
„SB i MO oraz cały resort spraw wewnętrznych w roku minionym odniosły wiele liczących się sukcesów. Jednakże przekształcenia systemowe dokonujące się w kraju, z którymi zetkniemy się w bieżącym roku, wymagają innego podejścia do niektórych dotychczasowych form i metod naszej pracy. W bieżącym roku dokonać musimy radykalnej zmiany w podejściu do pracy operacyjnej, po nowemu podejść do jej filozofii. Trzeba szukać nowych, doskonalszych rozwiązań operacyjnych. Ochrona i kontrola operacyjna rozmaitych form aktywności społecznej musi być bardziej ofensywna. SB może i powinna kreować różne stowarzyszenia, kluby, czy nawet partie polityczne, głęboko infiltrować istniejące. Gremia kierownicze tych organizacji, na szczeblu centralnym i wojewódzkim, a także na szczeblach podstawowych muszą być przez nas operacyjnie opanowane. Musimy sobie zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i polityki”[16].
Kiszczak miał tu na myśli powołanie Komitetu Obywatelskiego, którego powstanie spowodowało uruchomienie przez MSW operacji Żądło”. Celem jej była inwigilacja, wpływanie na postawy oraz próby pozyskania do współpracy osób zaangażowanych w pracę Komitetu. Władza obawiała się powstawania struktur „Solidarności” i próbowała w ich działalność ingerować stosując sprawdzone sposoby działania. Wszyscy członkowie Komitetu byli inwigilowani, kontrolowano im korespondencję i założono podsłuchy. Szczególną uwagę zwrócono na tych, których zaliczono do „opozycji ekstremalnej”, jak np. na: Jerzego Turowicza, Krzysztofa Kozłowskiego, Stefana Bratkowskiego, Jana Lityńskiego czy Adama Michnika.
Władzy udało się nie dopuścić do konsolidacji opozycji. Było to dla niej nad wyraz korzystne. Jak perfidna to była gra świadczy to, że kilka miesięcy później gen. Kiszczak, gdy tylko otrzymał propozycję objęcia funkcji premiera, nie czekając na nominację, postanowił w kontrze do „Solidarności” zorganizować rozmowy okrągłego stołu tylko z tymi, którzy w lutym w rozmowach nie brali udziału. Konsultował się w tej sprawie osobiście z… Leszkiem Moczulskim:
„Z Leszkiem Moczulskim mimo wielu różnic bez trudu znaleźliśmy wspólny język. Uznaliśmy, że jest potrzebny Okrągły Stół nr 2, obejmujący wszystkie pozostałe opozycyjne ugrupowania, które z opisanych przeze mnie powodów nie znalazły się za Stołem nr 1. Zdawałem sobie w pełni sprawę, że wprowadzenie na oficjalną scenę polityczną tych najbardziej skrajnych i radykalnych ugrupowań i tak zdecydowanie nieprzychylnych komunizmowi polityków nie ułatwi ani mnie, ani mojemu lewicowemu ugrupowaniu życia. Zdawałem sobie sprawę, że będzie miało miejsce na oficjalnych forach przelicytowywanie się, kto komunie i jej przedstawicielom więcej dołoży. Leszek Moczulski wziął na siebie przekonanie szefów partii i grup opozycyjnych o konieczności uczestnictwa w rozmowach Okrągłego Stołu nr 2. Ja wziąłem na siebie przekonanie swojej bazy oraz wszystkie sprawy organizacyjne związane z obradami. [...] Zgodnie z moimi szczegółowymi wytycznymi opracowano tekst programowego wystąpienia, które miałem wygłosić na plenarnym posiedzeniu Okrągłego Stołu nr 2. W ciągu kilku dni, mimo nawału obowiązków wynikających z misji tworzenia rządu, została opracowana i prawie doszlifowana jego ostateczna wersja. Koncepcja Okrągłego Stołu nr 2 upadła wraz z moją rezygnacją z misji tworzenia rządu i zamiarem przejścia w stan głębokiego spoczynku”[17].
We wspomnieniach gen. Kiszczak przekonuje, że to on zabiegał o to, aby przy Okrągłym Stole nr 1 byli reprezentanci wszystkich ugrupowań opozycyjnych. Wystarczy jednak sięgnąć do materiałów źródłowych, aby przekonać się, że władza robiła wszystko, aby „radykałów” przy Okrągłym Stole nie było. Drugi Okrągły Stół miał jedynie służyć dalszemu rozbijaniu opozycji skupionej wokół Lecha Wałęsy. To udało się dopiero podczas „wojny na górze”.

Okrągły Stół
6 lutego rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu. We wszystkich rozmowach w zespołach roboczych i podstolikach ostatecznie wzięło udział 452 osoby. Przed rozpoczęciem obrad Okrągłego Stołu MSW opracowało charakterystyki wszystkich osób zaproponowanych przez „Solidarność” do rozmów. Przygotowano także charakterystyki członków NZS.
Idea nie posługiwania się przemocą była efektem nauczania duchownych, ale także doświadczeń historycznych. Przed 1980 r. ile razy robotnicy czy studenci wychodzili na ulice i próbowali zmusić władzę do ustępstw, tyle razy przegrywali. Nieraz protesty kończyły się krwawą masakrą, a władza przedstawiała protestujących jako opozycję zbrodniczą, wichrzycieli i bandytów. Przed 1980 r. władze PRL nie uznawały protestujących i opozycję za partnera do rozmów. Zrezygnowanie z przemocy jako formy walki o równe prawa przyczyniło się do zmiany nastawienie elit komunistycznej władzy. Musiało jednak minąć wiele lat, aby do porozumienia mogło dojść.
Wszyscy zasiadający przy Okrągłym Stole ryzykowali. Wśród ich zaplecza wielu było krytyków i sceptyków oraz przeciwników ugody. W PZPR stanowili oni większość. Wszyscy zasiadający przy Stole musieli czuć na swoich plecach oddech społeczeństwa. Niepowodzenie Okrągłego Stołu byłoby klęską jego uczestników. Sukces negocjacji oznaczał w praktyce, że nie było zwycięzców, obie strony musiały ustąpić. Klęska rozmów przyczyniłaby się zaś do tego, że po obu stronach do głosu doszliby radykałowie.
Ojciec Święty na audiencji generalnej 8 lutego odniósł się do rozpoczęcia obrad. Powiedział, że modli się o to, aby nowe inicjatywy, które podjęto w Ojczyźnie, przyniosły wielorakie pozytywne skutki.
W czasie rozmów Okrągłego Stołu pojawiało się hasło wykrzykiwane przez różne grupy „nie rozmawiać z komunistami”. Ci, którzy je skandowali, nie rozumieli idei solidarności. Działali na rzecz rozbicia i osłabienia strony solidarnościowej przy Okrągłym Stole. Sprzyjali planom SB. Tak zwana „radykalna opozycja”, która usiłowała podważyć ideę dialogu, była opozycją walczącą z komunistami i z „Solidarnością”. Radykałowie po wielu latach być może osiągnęli swój cel – zniszczyli to, co w idei „Solidarności” było piękne i szlachetne, głosząc przy tym, że przy Okrągłym Stole „SB dogadała się z SB”.
Zaledwie po sześciu miesiącach od poparcia idei Okrągłego Stołu zaciekle zaczął ją zwalczać Andrzej Gwiazda, którego podczas spotkania na Uniwersytecie Warszawskim 10 marca zapytano: „– Czy zdaje Pan sobie sprawę, że rozłam w »Solidarności« może doprowadzić do jej samozagłady? – Oczywiście to karygodne jeśli kilkunastu ludzi, nie pytając nikogo o zdanie, podejmuje rozbijacką robotę i idzie rozmawiać z czerwonym” – odpowiedział. Wcześniej, 9 lutego, podczas konferencji prasowej OPZZ, rzecznik neozwiązków przyznał, że utrzymują stałe kontakty z Grupą Roboczą i Andrzejem Gwiazdą. Na radykalizację opinii przedstawicieli grup nie zaproszonych do Okrągłego Stołu miały wpływ przebiegłe intrygi obozu władzy, ale i osobiste ambicje oraz odnowione i zaognione osobiste konflikty.
Już w trakcie obrad Okrągłego Stołu rozmawiał z Gwiazdą Adam Kinaszewski. Fragmenty rozmowy wydrukowano w gdańskim piśmie „Solidarność” z 15 marca 1989 roku. Gwiazda stwierdzał, że społeczeństwo było skazane na wybór między propagandą Jaruzelskiego bądź KKW, która zdobyła monopol na dostęp do mediów wykorzystywanych przez opozycję. Mówił także: „Mnie się wydaje, że nam się wszystko popieprzyło. Mamy na razie alternatywę: komunizm lub kapitalizm. Trzecia droga…? Stawiać na nią na razie nie możemy. Kapitalizm ma swoje wady, ma swoje zalety. Niewątpliwie główną zaletą jest, że rozszerza wolności obywatelskie również na sferę ekonomiczną. [...] Cała reforma i porozumienie sprowadza się do stworzenia awangardy establishmentu, która ma określać, kto ma się bogacić i ustalać proporcje, ilu członków KC a ilu z elit opozycyjnych będzie mogło dostać koncesje na spółki, a następnie stać się właścicielami majątku narodowego. [...] Ja nie twierdzę... niektórym może się to należy, tylko że cały czas mówiliśmy, że ich majątki są zebrane w sposób nieuczciwy.
– Powinni teraz za to zapłacić?
– Tak. [...] społeczeństwu jako wzór do naśladowania proponuje się rozwiązanie bardzo dalekie od czystości moralnej. Przecież ci ludzie uczą się na tym… Czy my teraz budujemy rzeczywiście kapitalizm lub robimy krok w kierunku systemu o rozszerzonych wolnościach? Nie, partia i tak zwana konstruktywna opozycja wzięły w gospodarce kurs na utworzenie systemu mafijnego. [...] Ponad 50% społeczeństwa jest pracownikami najemnymi. Ludzie, którzy mają już jakiś kapitał lub oszczędności są statystycznie marginesem. Jeżeli mówimy o przejściu na system rynkowy, musimy najpierw uruchomić akumulację, czyli podnieść zarobki. I od tego możemy zacząć reformę. I to m.in. proponuję!
– To znaczy w zarobkach sprzedawać ludziom fabryki, urządzenia itp.? Bo gdzie są te towary na rynku?
– Nie, nikt nie zje murów ani maszyn. Jeśli polska gospodarka jest na coś chora, to na niską cenę robocizny. Przy takiej jej cenie idiotyzmem jest żądanie organizacji, mechanizacji, automatyzacji… Ja coraz bardziej dochodzę do wniosku, że obecną sytuację można scharakteryzować jednym określeniem – stabilizacja przez kryzys. Chodzi o zapędzenie ludzi w ślepy zaułek, żeby nie mogli podnieść głowy znad roboty i problemów życia codziennego; żeby nie mogli zastanowić się co będzie jutro”[18].
Przeciwnikiem rozmów Okrągłego Stołu był także inny bohater z sierpnia 1980 r. – Bogdan Borusewicz, ale on inaczej podchodził do tego problemu niż Gwiazda, gdyż był wewnątrz „Solidarności” i swoją osobą świadczył, że odradzająca się „Solidarność” jest tą samą z Sierpnia’80. Borusewicz odmówił udziału w rozmowach, gdyż uważał, że były one przedwczesne i należało poczekać aż nastroje społeczne bardziej się zradykalizują. Zwierzał się, że także dlatego, że „nie chciałem podać ręki Jaruzelskiemu i Kiszczakowi: „A wiedziałem, że jeśli mamy usiąść przy jednym stole, będę musiał to zrobić. Gdyby nikogo innego nie było, to bym poszedł. Ale ponieważ byli inni, nie musiałem. Zaoszczędziłem sobie dyskonfortu”[19].
Jaka jest różnica między Gwiazdą a Borusewiczem? Taka, że Bogdan mimo, że był przeciwnikiem rozmów, poszedłby rozmawiać, aby wywalczyć dla „Solidarności” jak najwięcej. Natomiast Andrzej „Solidarności” pomagać nie chciał, gdyż za „Solidarność” nie uznawał wówczas nikogo. Czekał na zwołanie KK z 1981 roku. Borusewicz z czasem zmienił zdanie co do celowości Okrągłego Stołu. Zapytany kiedy zmienił zdanie, odpowiedział: „Po tym co się stało w Rumunii. Użyto tam broni, kilkaset osób zginęło, kilka tysięcy odniosło rany. U nas druga strona miała do dyspozycji cały aparat – ponad czterysta tysięcy żołnierzy, z tego jedną czwartą stanowiła kadra zawodowa, około stu dwudziestu tysięcy milicjantów, trzydzieści tysięcy funkcjonariuszy SB, dwanaście do piętnastu tysięcy w WSW. Nie mieliśmy siły, żeby we frontalnym ataku obalić tę władzę. Jaruzelskiego i na dodatek Związek Radziecki”[20].
Lech Kaczyński tłumaczył po latach, że błędem był wówczas radykalizm przeciwników rozmów:
„Sądzę, że rozmowy Okrągłego Stołu były warunkiem niezbędnym. Oczywiście, można sobie gdybać, co by było, gdyby było… Ale byłyby to spekulacje. Zmiany w Europie, które można nazwać końcem komunizmu, zaczęły się w Polsce – tak myślimy dziś, ale pamiętajmy, że strona solidarnościowa działała wtedy – wbrew temu, co sądzą niektórzy przeciwnicy Okrągłego Stołu – przy użyciu mizernych sił. Bunt roku 1988 wskazał wyraźnie na to, że nasze siły są stosunkowo małe. Wystarczyły tylko do tego, żeby zachwiać podstawami systemu, który i tak się już sypał. Okrągły Stół był konieczny, nie był żadnym błędem taktycznym. Przy czym, co charakterystyczne, o tym błędzie mówili przeważnie ci, którzy sami się do tego Okrągłego Stołu pchali, a zostali z różnych względów pominięci. [...] nie myślę, żeby taki fundamentalizm mógł coś realnego osiągnąć w życiu społecznym. »Nie rozmawiać z mordercami«... w tamtym okresie znaczyłoby to pozwolić tym »mordercom« dalej pełnić władzę. Myślę, że gdyby rozmów nie było, to zapewne impuls, który przyczynił się do upadku systemu, wyszedłby z innego kraju, na przykład z Rosji. Do dziś i tak komunizmu by nie było, ale po raz kolejny, to co stałoby się w Polsce, byłoby odbiciem zmian zachodzących w Moskwie. Dobrze, że tak się nie stało. To my w jakimś sensie oddziaływaliśmy na to, co działo się w byłym ZSRR. [...] Byłem przekonany, że wygraliśmy. Zakładałem się, czy i kiedy nastąpi rejestracja. Sądziłem, że nastąpi po dwóch miesiącach. Przeciągnęło to się w czasie, ale w końcu się tego doczekaliśmy. Byłem wówczas pewny, że zostały uruchomione procesy, które muszą doprowadzić do legalizacji „Solidarności”. Tę nadzieję miałem już od strajków majowych 1988 roku – uważanych wtedy za klęskę. Wierzyłem i czułem, że system się rozlatuje i musi dojść ze strony rządzących do jakiś ustępstw. W sierpniu 1988 roku oskarżano nas w stoczni, że jedynie za obietnicę legalizacji zgodziliśmy się zakończyć strajk, a więc że zdradziliśmy. To zdradą nie było. Ja wiem, że uproszczone myślenie jest w modzie, bo łatwiej trafia do przeciętnego odbiorcy. Stąd biorą się uproszczone sądy. Takie na przykład, że zdradzono nas przy Okrągłym Stole, że komuna i tak wisiała na włosku i sama by się rozleciała”[21].
Przy Okrągłym Stole spotkali się byli więźniowie i nadal czynni klawisze. Po zachowaniu „klawiszy” od samego początku było widać, komu przyznali rację historyczną i moralną. Sama propozycja rozmów z tymi, których dotąd więziono, była przyznaniem się do klęski, i do tego, że u jej źródeł leżało bezprawie, że przez 45 lat bez mandatu społecznego siłą zmuszano społeczeństwo do uległości. Gdy w końcu oprawcy spotkali się twarzą w twarz z represjowanymi, ale nie po to, aby pokazać „kto tu rządzi”, ale by próbować porozumieć się, powstała bardzo niezręczna sytuacja, którą rozładowywała obecność duchownych, a także samo zachowanie przedstawicieli strony rządowej, którzy wówczas sprawiali wrażenie, że rzeczywiście zależy im nie na losie partii, ale kraju.
Jednak „klawisze” nie próżnowali. Przez cały czas intensywnie zbierano informacje, które w trakcie obrad Okrągłego Stołu nieustannie analizowano i sporządzano raporty, które podpisywał gen. Henryk Dankowski. Nie omieszkał on zaznaczać w nich, którzy doradcy „Solidarności” są pochodzenia żydowskiego. Jest to dowód na to, że MSW dalej realizowała akcję rozpoczętą jeszcze w latach 60. mającą zniszczyć polską opozycję przez podsycanie antyżydowskich nastrojów oraz nastawić do niej nieprzychylnie hierarchów polskiego Kościoła. Pisanie o „pochodzeniu żydowskim” nie było tylko wyrazem niechęci do Żydów, miało spełniać tę samą funkcję, co w hitlerowskich Niemczech. Dodatkowo MSW „podpowiadała”, że doradcy manipulują społeczeństwem bo chcą realizować wrogie Polsce koncepcje polityczne. W tym celu 3 marca 1989 r. gen. Dankowski polecił „doprowadzić do wiadomości” prymasa Glempa, abp Bronisława Dąbrowskiego i Wałęsy informacje o wrogich działaniach doradców. Na antyżydowskich nastrojach i fobiach, najwyżsi funkcjonariusze MSW grali przez cały stan wojenny, tę propagandę wykorzystywały także środowiska narodowo-katolickie. Było to wyjątkowo podłe, a skutki tego postępowania można było wyraźnie dostrzec w momencie, gdy nie było już cenzury i nic nie znaczące wcześniej grupki mogły coraz głośniej szerzyć w ramach demokracji nietolerancyjne hasła, które często opierały się na rasistowskiej nienawiści do „obcych”.

Moralne wartości Okrągłego Stołu
Wkrótce w Polsce zmieniło się znacznie więcej, niż początkowo przypuszczano i niż przewidywały porozumienia. Nie przewidywały bowiem one udziału opozycji w rządzie, ale tylko możliwość legalnego działania na terenie kraju i w parlamencie, a w związku z tym współodpowiedzialność za sprawy kraju. Partia przypuszczała, że w przyszłości może utracić władzę i robiła wszystko, aby temu zapobiec. Przypuszczano, że jeśli nie zajdą szczególnie niesprzyjające okoliczności, wolne wybory do Sejmu będą mogły odbyć się dopiero w 1993 roku.
Przez wszystkie lata stanu wojennego Jan Paweł II modlił się o „Solidarność”. Przypominał, że modlić się tak długo nie przestanie, aż znowu będzie mogła legalnie działać. Wiedział, że zmiany, jakie przyniósł Polsce rok 1989 to tylko pierwszy, niezbędny krok do odnowy ładu moralnego, który jest siłą każdego społeczeństwa. Nie wolność sama w sobie lecz etyka i moralność. Po ponownym zarejestrowaniu „Solidarności” modlił się o „męstwo, mądrość i rozwagę, służące wspólnemu dobru”. Podczas audiencji generalnej 19 kwietnia 1989 r., nawiązał do aktualnych wydarzeń w kraju: powtórnej rejestracji „Solidarności” i obrad Okrągłego Stołu. Modlił się do Matki Jasnogórskiej: „Polecam Twojej macierzyńskiej trosce »Solidarność«, która znowu może działać po ponownej legalizacji w dniu 17 kwietnia. Polecam idący w parze z tym wydarzeniem proces, który zmierza do ukształtowania życia narodowego w sposób zgodny z prawami suwerennego społeczeństwa. Proszę Cię, Pani Jasnogórska, aby na drodze tego procesu wszyscy wykazywali w dalszym ciągu potrzebne męstwo, mądrość i rozwagę, służąc wspólnemu dobru. Proszę Cię wraz z biskupami polskimi, aby wysiłek podjęty przez ludzi, którzy wznieśli się ponad dzielące ich uprzedzenia, urazy i krzywdy, otworzył nową szansę dla kraju i zaowocował w życiu społecznym, politycznym, gospodarczym i moralnym całego społeczeństwa”.
Moralne walory Okrągłego Stołu podkreślał w 1989 r. biskup Bronisław Dembowski, który był obserwatorem Kościoła przy rozmowach i o wszystkim informował Episkopat oraz Ojca Świętego. Do rozmów „oddelegował” go już we wrześniu 1988 r. prymas Glemp. W artykule w tygodniku „Panorama” z 23 kwietnia 1989, nr 17, napisał:
„To że obrady Okrągłego Stołu były potrzebne i możliwe, uważam za największe osiągnięcie. Wierzę, że decyzje typu politycznego, ekonomicznego i społecznego zależą od postawy moralnej człowieka, który decyduje, bez względu na to, jakiej jest orientacji politycznej. Ludzie, którzy zasiedli przy Okrągłym Stole nie mieli wcześniej żadnej szansy spotkania się ze sobą, nie mieli możliwości wymienienia swych różnych poglądów i opinii. Polska to wielość społeczeństw, środowisk, które niekiedy nie mają żadnego styku. Sądzę, że zaczął się proces porozumiewania się ludzi z bardzo różnych kręgów. Porównałbym to z czymś, co dzieje się wewnątrz chrześcijaństwa, a mianowicie z ruchem ekumenicznym. [...] Obrady Okrągłego Stołu, mówiąc bardzo syntetycznie, nie zamknęły żadnych drzwi, nie pozbawiły żadnych nadziei. Udowodniły, że mimo wszystko coś możemy zrobić. Wolę spotykać się z generałem Kiszczakiem przy Okrągłym Stole niż odwiedzać go na Rakowieckiej w sprawie internowanych, jak to robiłem w 1982 roku. Wolę widzieć pana Geremka przy Okrągłym Stole niż odwiedzać go w więzieniu w Białołęce, bo tam go poznałem. Dla mnie Okrągły Stół ma przede wszystkim znaczenie moralne, bo uważam, że bez uzdrowienia moralnego nie można uzdrowić ekonomii”.
Do sytuacji w kraju ustosunkowali się polscy biskupi, którzy podczas posiedzenia plenarnego na Jasnej Górze w dniach 1–2 maja nawiązali do słów Ojca Świętego. Komunikat Episkopatu także uwiarygodniał „drużynę Wałęsy”. Biskupi z satysfakcją witali pomyślne zakończone rozmów Okrągłego Stołu oraz wezwali do udziału w zbliżających się wyborach.
To, że wartości moralne nie okazały się silniejsze od innych – żądzy władzy, pieniądza, pychy, osobistego egoizmu i in. to wina nie tylko ułomności charakterów ludzkich, ale także działań Służby Bezpieczeństwa i partii.
Generał Kiszczak o tym nie wspomina, nad konsekwencją swych działań się nie zastanawia. Oskarża jedynie swych adwersarzy. To, co on i jego partyjni koledzy uruchomili 20 lat temu – skłócenie i rozbicie opozycji, do dziś przynosi nam wszystkim bardzo negatywne skutki. Gdyby wówczas władza „grała” uczciwie bylibyśmy dziś w zupełnie innym kraju. Idea była piękna, ale wykonanie? Już nie do końca, ale winą za to mimo wszystko nie można obarczać jedynie ówczesnej władzy. Także po stronie opozycji trwała przecież wówczas jeszcze cicha walka o władzę i przywileje z niej płynące, która z czasem przerodziła się w bezwzględną walkę o pieniądze i wpływy.

————————————————————————————————————————

[1] Peter Raina, Droga do Okrągłego Stołu, s. 157–158.
[2] P. Raina, Droga…, s. 162–163
[3] Wywiad dla włoskiego dwutygodnika „Il Regno” nr 15, 1987 r., którego tłumaczenie opublikowano w „Biuletynie Episkopatu Polski” 1987 r., nr 40.
[4] Pismo WUSW z 02.09.1988 r., IPN Gd 0046/520, t. 4
[5] Analiza materiałów dotyczących tzw. Gdańskiego Klubu Politycznego im. Bądkowskiego, Gdańsk 06.09.1988 r., IPN Gd 0046/520 t. 4, k. 89.
[6] A. Dudek, Reglamentowana rewolucja, Kraków 2004 r., s. 176.
[7] Okrągły Stół, opr. K. Dubiński, Warszawa 1999, s. 53.
[8] Komunikat Agencji Informacyjnej Solidarności Walczącej, październik 1988 r.
[9] Kornel Morawiecki, Solidarność Walcząca nie zaakceptuje żadnych rozwiązań polegających na rezygnacji z legalizacji Solidarności, Wrocław, 09.09.1988 r., za: Komunikat AI SW, październik 1988 r.
[10] Okrągły Stół, oprac. K. Dubiński, op. cit., s. 112
[11] Scenariusz rozwoju sytuacji w kraju, Warszawa 15.10.1988 r., Wydział Społeczno-Prawny KC PZPR, tajne spec. znaczenia [w:] Okrągły Stół, op. cit., s. 120
[12] Oświadczenie FMW Region Gdańsk, druk ulotny, w posiadaniu autora.
[13] Wypowiedź L. Kaczyńskiego, „Solidarność. Pismo Regionu Gdańskiego” 15.11.1988 r., nr 26–27/211–212.
[14] A. Dudek, Reglamentowana…, op. cit., s. 213.
[15] P. Smoleński, Obrona ruchoma, „Gazeta Wyborcza” nr 31, 6–7.02.1999, s. 12.
[16] A. Zybertowicz, Część I. Służby specjalne i „samolikwidacja” komunizmu, [w:] W uścisku tajnych służb. Upadek komunizmu i układ postnomeklaturowy, Warszawa 1993, s. 19–56
[17] Czesław Kiszczak: Od grudnia do Magdalenki, [w:] Rok 1989. Nowa Polska, odmieniona Europa, redakcja Andrzej Kojder, Instytut Lecha Wałęsy 1999 r.
[18] Nie jestem Panem Bogiem, „Solidarność” 15.03.1989 r., nr 10-11/225-226.
[19] E. Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur, s. 183.
[20] Ibidem.
[21] Był taki stół, wywiad L. Biernackiego z L. Kaczyńskim, „Magazyn Solidarność” – numer specjalny, sierpień 1995 r.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Słowa Glempa

Wolę spotykać się z generałem Kiszczakiem przy Okrągłym Stole niż odwiedzać go na Rakowieckiej w sprawie internowanych, jak to robiłem w 1982 roku. Wolę widzieć pana Geremka przy Okrągłym Stole niż odwiedzać go w więzieniu w Białołęce, bo tam go poznałem.

bardzo wiele mówią o sensie Okrągłego Stołu.

Dzięki za przedstawienie tła we wszystkich kolorach.

Pozdr


Subskrybuj zawartość