Gorzka chwala Węgier

Sunday is gloomy,
My hours are slumberless
Dearest the shadows
I live with are numberless
Little white flowers
Will never awaken you
Not where the black coaches
Sorrow has taken you
(Rezsô Seress)

Było kiedyś takie czasopismo, które nazywało się Proglas, co w języku staro-cerkiewno-słowiańskim znaczy wstęp. Zajmowało się problematyką państw i krajów środkowej Europy. Miało wersję polską i słowacką, czy jeszcze jakieś, nie wiem. U nas wychodziło w Krakowie. Kiedyś redaktorzy przeprowadzili ankietę wśród studentów UJ, czy znają jakichś słynnych Węgrów. Za każdym razem padała jedna, jedyna odpowiedź – Ferenc Puskás.

To dość niezwykłe z dzisiejszej perspektywy, gdy Madziarzy kojarzą się z winem, papryką, gulaszem, Budapesztem, depresją i niczym więcej (proszę nie sifać, generalizuję), ale w latach pięćdziesiątych XX wieku Węgry słynęły przede wszystkim z sukcesów w piłce nożnej. Miały swoją słynną złotą jedenastkę, a Ferenc był jej największą chlubą. Był węgierskim Pelem, jak radzieckim Pelem był Walerij Woronin. Ale ten znacznie gorzej skończył; ten jedyny, niepowtarzalny Brazylijczyk ośmieszył na boisku swoją imitację i dowodnie wykazał wyższość Ameryki Południowej nad poronionym Imperium. Potem jeszcze Woroninowi nie wyszło z Sophią Loren, zasnął za kierownicą swojej Wołgi i obudził się w szpitalu ze zmasakrowaną twarzą, a skończył, żebrząc o alkohol w knajpach i powołując się na znajomość z Wołodią Wysockim. Minister zdrowia ostrzega, czepianie się grozi śmiercią lub kalectwem.

Chwała sportowa Węgier jest znacznie piękniejsza i bardziej pogodna, choć dawno przeminęła. Ale na zawsze im zostanie to, że w 1953 roku ośmieszyli Anglię na Wembley, wygrywając 6:3. Na tym nie skończyły się upokorzenia gentelmanów spod znaku Jerzego; rok później ten sam, malutki kraj zadał im największą klęskę w całej ich historii, strzelając siedem bramek. Tears for heroes dressed in grey, no plans for final day…

Na Mistrzostwach Świata w 1954 wszyscy spodziewali się zwycięstwa Węgier. Ale życie jest zaskakujące i najdziwniejsze scenariusze pisze: w samej końcówce finałowego meczu Helmut Rahn strzelił na 3:2 i Republika Federalna Niemiec zdobyła pierwszy w swej historii tytuł; zwycięstwo nad złotą węgierską jedenastką ochrzczono mianem cudu z Berna.

A potem nikt już nie miał głowy do piłki, bo zaczęło się nem kell kommunizmus i uparty, niepokorny naród ruszył się buntować przeciw nieludzkiej władzy. W listopadzie 1956 Armia Czerwona spokojnie i obojętnie zaprowadziła porządek w swym obozie. Tak pisał o tym Victor Sebestyen: “Wolny świat patrzył z przerażeniem i współczuciem, jak rosyjskie czołgi obracają w gruzy przepiękne niegdyś dzielnice Budapesztu. Ale zachodni przywódcy nie zrobili nic.” No kto by pomyślał, a to ci niespodzianka…

Po tych wypadkach galopujący major wyjechał do Hiszpanii, a w 1958 rozpoczął grę w Realu Madryt, dumie Francisco Franco. Trzy razy zdobył z nimi puchar Europy, odpowiednik dzisiejszej Ligi Mistrzów. W jednym meczu strzelił cztery bramki Eintrachtowi Frankfurt. W 1966 zakończył karierę, a zmarł czterdzieści lat później, dożywszy niemal osiemdziesiątki. Jak widać, porównanie z Pelem miało w jego przypadku więcej sensu, podobnie jak on stanowi bowiem przykład piłkarza, który wszedł na szczyt i nie runął w przepaść. Odwrotnie niż Woronin, Maradona, Best… te równie liczne, co w świecie aktorów czy muzyków piękne katastrofy.

Stadion Narodowy w Budapeszcie nosi imię Ferenca Puskása.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Pino

“Gorzki” to chyba właściwe określenie jeśli chodzi o Węgry…

a co do depresji, to mam taką prywatną teorię – wszystko przez ogrzewanie gazowe w budapesztańskich kamienicach. Małe płomyczki przy grzejnikach wysysające z pomieszczeń tlen a z ludzi wolę życia…

ze sportowym pozdrowieniem!

http://podcastsportowy.wordpress.com/


Xipetotecu,

myślę, że to ma swój wplyw, ale też rok 1920 (Trianon), 1945, 1956 i cholera wie, co jeszcze…

Tej piosenki, co w cytacie jest, nawet się nie ważę na tubce odsluchać, bo podobno dziala wprost morderczo. Poczekam, aż będę mieć jeszcze lepszy humor :-)

Z trawką jest podobnie, siedzi w tobie gorycz, nie siadaj do blantów, bo się może to paskudnie skończyć...

z historyczno-narkomańskim pururu :P


O tak...

powiedz Węgrowi “Trianon” a zacznie flagą Arpadów machać i nocka z głowy….

W Peszcie potrzebuję wypić dwie kawy więcej żeby się obudzić. Taki klimat jakiś.

http://podcastsportowy.wordpress.com/


No wlaśnie,

“nem, nem socha!”, a historyczne Węgry wyglądają jak ogromna ryba, moim zdaniem.

Masz ci los, nie znoszę kawy, a na paprykę mam śmiertelne uczulenie. Już uprzedzilam profesora i kompanię, że mają mi w razie zatrucia na objeździe naukowym palinkę wlewać w gardlo, hi hi.


Pino

Z rzeczy gorzkich a nie bądących kawą i na nogi stawiających jest jeszcze na Węgrzech Unicum.

Przez Josepha Zwacka – nadwornego medyka cesarza austro-węgierskiego Józefa II wymyślone.

Do nabycia wszędzie.

http://podcastsportowy.wordpress.com/


>Pino

a nasz “Pele” (cudzysłów bo trochę inna pozycja) się zmarnował :(


Xipetotecu,

dzięki :) Grunt to research odpowiedni zrobić przed wyjazdem, heh.

Docent – a na naszym gruncie kto robi za Pelego? Rogal, co go podstępnie podobno ukradliśmy? :P


rogal :)

Kazio miał wielki talent ale niestety nie był zbyt bystry poza boiskiem. inaczej niż Pele…

a co do Węgrów to cytacik:

Nostalgia jest fundamentem, na którym buduje się węgierska tożsamość. Nostalgia za czasami wielkości, choć zbyt często była to wielkość iluzoryczna. Trudno jednak na nieuleczalnym smutku za stratą zbudować tożsamość inną niż nieszczęśliwa. Węgrzy zawsze będą więc nieszczęśliwi. Będą siedzieć, zajadać pórkólt, popijać palinką i tęsknić – jak to melancholicy, nie do końca wiedząc, za czym tak naprawdę tęsknią. Turul, który w micie przyprowadził Węgrów do ich ojczyzny, wskazując im miejsce, gdzie mają zamieszkać, skazał ich na wieczne potępienie.

K. Varga, Gulasz z turula, Wołowiec 2008, s. 35.


Oh yeah,

Grześ powinien tam pojechać, moim zdaniem :)

Ale oni sprytni też są, wywalczyli sobie w końcu monarchię dualistyczną, a Galicja co, przy Tobie, najjaśniejszy panie, stoimy i stać chcemy…

No i ladnie walczyli z bisurmanami, dopiero Mohacz ich zalatwil ostatecznie.

I Batorego dostaliśmy z Siedmiogrodu, co prawda mial jakieś problemy z nerkami, ale zawsze Psków, uniwersytet wileński i takie tam różne…

Sum rex vester, nec fictus neque pictus. :P


no i Bem

w transferze od nas … to u nich wielki bohater, a u nas trochę II liga


Dokladnie,

a propos Bema. To jest facet, który na Węgrzech prowadzil naprawdę sensowną kampanię wojenną, a na starość zwariowal i pisal manifesty typu: Polacy wybiją się na niepodleglość, jak wszyscy chwycą kosy, kamienie, a kobiety saganami wrzątku będą nieprzyjaciela polewać :P

Podaję te rewelacje na odpowiedzialność doktora Baczkowskiego.


dostał szajby

ale kto wtedy nie dostawał szajby. Mickiewiczowi też zdrowo odwaliło.

oglądałaś “Dzielnicę”?


A Pino...

I strzeż się wąsatych kontrolerów w metrze w Budapeszcie. Zwykle w dresach i swetrach a la Kononowicz występują... chodzą stadami.

Był taki bardzo zły film węgierski o nich jakiś czas temu. Film do dupy, ale kontrolerzy prima sort.

http://podcastsportowy.wordpress.com/


xi

film jest zajebisty! :D


Docencie...

de gustibus… i tak dalej…

po mojemu kicha totalna – gapowicz, wcielenie zła absolutnego (jeśli dobrze treść pamiętam)... ble…

no, ale traktuję ten film jako efekt traumy wynikającej z rzeczywistego spotkania z wąsaczami – na tym poziomie jest bardzo prawdziwy :-P

http://podcastsportowy.wordpress.com/


Dokladnie!

Film byl wypas! :D

Bez obaw, będziemy się przemieszczać grupowo pod opieką profesora, on dopilnuje, żebyśmy wszyscy grzecznie forintami zaplacili za przejazd :)

“Dzielnicy” nie oglądalam. Bylam za to wczoraj na The Visitor i zieeew. Jak cierpicie na bezsenność, to polecam, przekimalam slodko drugą polowę.

Kościuszce też odwalilo, wiadomo… A cala organizacja legionu lombardzkiego – nie wiem, czy bym w tej chwili potrafila szczególy odtworzyć, ale na ćwiczeniach ze śmiechu plakaliśmy :)


>Pino


Docent,

niestety nic nie widzę. Mój laptop po dlugich bojach z naprawy powrócil i kupa funkcji jest niepoinstalowana.

Mów, co trzeba ściągnąć, żeby to obejrzeć :)


Zainstalowalam

Flasha. Teoretycznie z sukcesem. Ale dalej dupa (pardą) – jutubki się nie wyświetlają i nie mam w startowym, że cokolwiek się nowego pojawilo.

No nic, później to może jakoś rozkminię. Idę obczajać dzielnicę.

Edit: oho. Uwzględnię. Od czasu Sin City nie oglądalam porządnej kreskówki dla doroslych :P


Poza tematem

Trochę gonisz, uciekasz.

A wg mnie dobrze napisać notkę, która pokazywałaby, czy potrafisz wyciągnąć wnioski, wiesz z czego.

Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do 20- ego grudnia zebrano 396 000 zł


Madzie,

och jej.

Jesteś ostatnią osobą, która ma prawo mnie pouczać, wiesz o tym?


W moim komentarzu nie ma nic, co miałoby cię pouczać, to raz.

A dwa to to, to krótko mówiąc gówno mnie znasz, byś mówiła to, coś powiedziała.

Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do 20- ego grudnia zebrano 396 000 zł


Doprawdy?

Ja mówię tylko o caloksztalcie Twoich tutejszych osiągnięć. Trudną sztukę czytania posiadlam w wieku lat czterech.

A że pamięć mam dobrą, to może tylko jedno przypomnienie, z tysiąca możliwych: “Facet, weź ty sobie leb odstrzel…”

Jak tam, slonko? Przeprosileś? Wyciągnąleś wnioski?

Jeśli tak, to wskaż, w którym miejscu. Ochoczo wtedy przyznam się do blędu.


Znowu ci adrenalinka odbija?

Bo widzę, że odbija, dziecko.

Na razie to powiem tak: twój wpis “izraelowy” sprawił, że traktuję cię inaczej.

Co pewnie masz gdzieś i bardzo słusznie.

Dla mnie to jedno jest pewne, że swoim tekstem sprawiłaś, że niezależnie od tego co napiszesz, nie będę traktował cię poważniej.

Jeno jako rozwrzeszczanego bachora, który nie pojmuje świata i jego niuansów.

No bywa.

No i widzisz, co byś napisała pod moim adresem, to na mnie nie działa.

No tak czasem jest.

Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do 20- ego grudnia zebrano 396 000 zł


Łojezu,

a czy móglbyś, Dożku, traktować mnie w towarzystwie osób trzecich, które z pewnością Ci przytakną i jeszcze poglaszczą po zmierzwionej sierści?

Taka propozycja tylko. Wycinać Cię nie zamierzam, bo w odróżnieniu od Ciebie, mam zajebisty dystans do rozmaitych niuansów i agresywnych przyglupów :)

I po co mam na Ciebie dzialać, nie rozumiem – na jakichś zdjęciach dalo się obejrzeć i szczerze mówiąc, nie bylo na co patrzeć, Panie Przemyslawie.

pozdrawiam rozbawiona


magyar lengyel jo baratt, kardal s pohar egyratt !

jest cos pieknego w tym naddunajskim kraju z dziwnym jezykiem. w tym kraju, z ktorego na mapie zostala cwiartka. w tym kraju wina, gulaszu i historii, ktora zazwyczaj nie rozpieszczala.

a nieszczesnego, pokracznego traktatu z Trianon Madziarzy nie zapomnieli do dzis – nieraz idzie spotkac wlepke z Wegrami w historycznych granicach i haslem IGAZSAGOT MAGYARORSZAGNOK !

tak juz calkiem na marginesie – nie kazdy wie, ze w 1956 “wariant wegierski” byl bardzo prawdopodobny w Polsce – rosyjskie czolgi juz szly na Warszawe z Dolnego Slaska, a generalowie WP otwarcie zapowiedzieli, ze stawia opor. dopiero rozmowy Gomulka – Chruszczow zalatwily sprawe polubownie.

a Wegierskie Koleje Panstwowe to MAV, co z duma swiatu oglaszam !


MAW

całkiem przyjemny metalcore z Węgier


To co zaskakuje...

To ilość Węgrów mówiących lepiej lub gorzej po polsku… lub choćby znających kilka słów…

Będąc tam, za każdym razem miałem wrażenie, że słynna przyjaźń polsko-węgierska jest obecnie przyjaźnią mocno jednokierunkową. Z Węgier do Polski.

Oni tam nam naprawdę mocno pamiętają wszystkie odruchy braterstwa, chwile wspólnej historii – od króla Lajosa przez Bema po 1956 rok…. My… hmm… z tym jest gorzej

http://podcastsportowy.wordpress.com/


Pino,

niezły tekst, niezły cytat Docenta z Krzysztoifa Vargi, ja bym dodał do tych depresji Węgrów jakies genetyczne przyczyny
Ludy ugrofińskie chyba tak mają, no, Finowie w końcu tyż depresyjni, pijąc ciągle, milczą, szczególnie w towarzystwie i smobójstwa popełniają:)

A ja nigdzie na razie się nie wybieram, ale nie mogę sobie odmówić wrzucenia piosenki tej pani o głosie pieknym, talencie niesamowitym i która promieniuje smutkiem, że aż strach:


re: Gorzka chwala Węgier

Węgrzy cierpią na chroniczne poczucie wyjątkowości. Nie należąc ani do Słowiańszczyzny, ani do Bałkanów, ani do kultury germańskiej, nie mogą odwołać się do żadnej wspólnoty prócz tej z Węgrami żyjącymi w sąsiednich krajach. Najbliżsi krewni, Finowie i Estończycy, są zbyt daleko. Należą do innej kultury – chłodnej Północy, polarnych zim, ekonomicznego dobrobytu. Ostatnie wspólne spotkanie miało miejsce grubo ponad kilka tysięcy lat temu, dziś nie udałoby się już znaleźć wspólnych tematów do rozmowy. Już nie ten sam język, nie ci sami bogowie, została tylko wspólna namiętność do samobójstw i nadużywania alkoholu. I jeszcze węgierski dowcip o tym, że kiedy kilka tysięcy lat temu ugrofińscy nomadowie szli na Zachód, w pewnym momencie zobaczyli drogowskaz: „Mądrzy na południe, głupi na północ” i wtedy Węgrzy skręcili na południe, a Finowie na północ.

Zatopieni w Basenie Karpackim, jedyni i niepowtarzalni w swojej inności, z innym językiem, innym pochodzeniem, są skazani na bycie Innymi. Człowiek skazany nie może być jednak szczęśliwy. Wciąż czuje się zagrożony, widzi wokół siebie prześladowców. Węgrzy więc ze swojej inności czerpią dumę, ale jest to duma nieszczęśliwa. Dlatego bycie Węgrem jest przekleństwem.

Samobójstwo jest największym sukcesem eksportowym węgierskiej kultury. Żaden węgierski pisarz, malarz ani aktor nie odniósł takiego sukcesu, jak piosenka Szomoru Vasdrnap – hymn samobójców całego świata, jedyny węgierski hit na skalę światową, utwór, którego słowa przełożono na kilkadziesiąt języków, kilkudziesięciu światowej sławy piosenkarzy włączyło go do swojego repertuaru, a osób, które po wysłuchaniu tej łzawej piosenki skończyły ze sobą, nie sposób zliczyć. Smutną niedzielę skomponował w 1933 roku Rezsó Seress, pianista żydowskiego pochodzenia (naprawdę nazywał się Spitzer), występujący w knajpie „Kulacs”. Tekst napisał reporter kryminalny gazety „8 Órai Ujsag” Laszló Javor. Doprawdy – był to perfekcyjny duet zabójców.

Żaden Sherlock Holmes ani Hercules Poirot, dysponując nawet tak mocnymi poszlakami, nie potrafiłby im udowodnić tej doskonałej zbrodni dokonanej za pomocą muzyki. Tak oto dźwięk pianina stał się trucizną straszniejszą niż cyjanek i arszenik razem wzięte.

K. Varga, Gulasz z turula, Wołowiec 2008, ss. 77-79.


a mi hazank, nagy Magyarorszag ...

“piosenka Szomoru Vasdrnap – hymn samobójców całego świata, jedyny węgierski hit na skalę światową,”

tu sie nie zgodze – wszak jest Omega i legendarna “Gyongyhaju lany” (dziewczyna o perlowych wlosach)

jest taki stereotyp (hehe), ze Polacy w historii mieli tylko jednych prawdziwych przyjaciol, Wegrow wlasnie. i tej sympatycznej tradycji sie trzymajmy ;D


przeczytaj to jeszcze raz Sam

MAW

uuu, ryzykowna teza, sprobowalby kto powiedziec Wegrowi o jego “wspolnocie” ze Slowakami czy Rumunami…

przecież Varga pisze wyraźnie o WĘGRACH żyjących na Słowacji, w Siedmiogrodzie, Wojwodinie itd. a nie o Słowakach, czy Rumunach …

nie mogą odwołać się do żadnej wspólnoty prócz tej z Węgrami żyjącymi w sąsiednich krajach.

nie chciałem wlepiać megaposta, ale Varga wspomina dalej, że “Dziewczyna …” nie może równać się z “Niedzielą” i ma rację.
sprawdź sobie ile razy kowerowano “Gloomy sundey” a ile razy “Gyongyhaju lany” ... ja wiem tylko o marnej wersji Kultu…

z węgierskiego rocka to była jeszcze taka kapela Locomotiv GT (kiszka)...

no i jeszcze Trottel, ale to inny klimat, underground a nie jakaś cepeliada o perłowych włosach :P


dziekuje docencie

slusznie zwrociles mi uwage na blad – faktycznie stoi o “wspolnocie z Wegrami w sasiednich krajach”, a nie “wspolnocie Wegrow z sasiednimi krajami”. i teraz musze sie zgodzic w 100 % :)

bo tez w 1920 ukarano Madziarow za cudze winy – oni akurat wojny nie chcieli ! a ze tuz za Dunajem zylo 800 tys. Wegrow ? ze to byla ich ziemia od 1000 lat ? a co to obchodzilo “zbawiaczy swiata” typu Clemencau czy Lloyd George …

stad powiedzenie u Wegrow, ze ich kraj graniczy tylko …. z samym soba (oczywiscie maja tu na mysli ziemie utracone w 1920)

a co do mojej ulubionej dziewczynki o perlowych wlosach – pozostaniemy przy wlasnych zdaniach :)


jak sie upiję

to też lubię tę piosenkę :P


I co ?

Panno Pino?
Bo teraz przeczytałem

Ten Major ma swoje poglądy.
Jakie, takie.
Wolnym jest.
W poglądach.

Gorzej, bo faktycznie jest galopujący.
O kulach.
I co?

Przerobisz międzywiersza?


a to

ze wypilismu 10000000000000000000000000 litrów wina dziś i f—-ck!


Subskrybuj zawartość