Część 6, czyli ptaszki puffiny

- Czekajcie! – Barreyola przytomnie zastopowała całą drużynę, nim zdołali beztrosko zagłębić się w kolejne gówno… o przepraszam – kolejną bohaterską przygodę.

- Au, ty bucu pośredni, zostaw mą kunsztowną fryzurę w stylu Mai Isakiewicz! – oburzył się Butz.

- Bo ty po prostu wyzwalasz… – zaintonował Wampirek, a cała reszta dokończyła: – Destruktywne emocje!

- Momencik, jakie emocje i co to za sraczka logistyczna? – zdziwił się Kaczątko. – Skupcie się na kolejnym błędzie, jaki popełniliśmy wchodząc do tej chatki.

- Otóż, chwileczkę, muszę poprzeć tę wypowiedź odpowiednim wstępem – B. wygrzebała z plecaka butelkę mineralnej i w zadumie spojrzała na fitoplankton – Wątek został zawieszony. To jest retardacja jak stąd do ojca Żelazka*. Cantharis Sulak usiłuje skłonić Nalię, żeby poszła z nim do klubu i nie ma czasu, by pisać. – Laboga, to czym wypełnimy szósty odcinek? – spytała Wampirek.

Buce rozejrzały się po zakurzonej sieni. Jakikolwiek błąd miał je tu chwycić, czaił się on za drzwiami do izby. Były one gustownie rzeźbione w stylu Himilsbacha i Maklakiewicza o piątej rano na Kolskiej (słynna w PaMieście wytrzeźwiałka).

- Rozpalimy przed tymi drzwiami ognisko i zaczniemy opowieść szkatułkową. Nie można przeca w kółko snuć wątków o Dziągaczu!

(...w odległych okoliach Maria Dziągowska drgnęła niespokojnie, a prowadzone przez nią bokserki zaszczekały, płosząc zapóźnionych przechodniów. Kobieta przechadzająca się po osiedlu z męską bielizną na smyczy nasuwała określone skojarzenia. Pieczarkobieta nie była jednakowoż tego wieczoru groźna dla otoczenia. Pochłaniały ją studia nad własną głęboką psychiką. W oparach duszy czuła tajemny zew.)

- Opowieść szkatułkową? Ale o czym? – zdziwił się Butz, próbując jednocześnie skłonić drzwi do przemiany duchowej w coś przypominającego ognisko. Przygniecione siekierą Kaczątko ssało palce.

- O naszych eventsach w Zakopcu. Fikuśną czcionkę proszę!

Noc Żywych Buców

Dziękuję.

Przysłowie mówi “wszyscy w końcu trafimy na Centralny”. Zgodnie z tą głęboką mądrością życiową spotkałyśmy się w hali, która niosła sugestię braku prysznica przekazywaną od wielu pokoleń. Czajnik puściwszy obłoczek pary ulotnił się momentalnie, natomiast Wampirzyca tudzież Butz-Vater towarzyszyli nam wiernie, zadając rytualne pytania w stylu “pamiętacie adres Pani Janiny”, “Nie mógłbym z wami pojechać?”, “A wzięłaś podpaski?”, krótko mówiąc Reisefiber w ostatnim stadium.

Problem zaczął się w chwili, gdy snobistyczny pociąg do Nekropolis wturlał się na stację niczym pyza puszczona pewną ręką. Nie odbiegałby od normy, uczciwszy uszy i lekki bauns, gdyby nie jego napęd. Bynajmniej nie elektryczny.

- Ptaszki puffiny – zidentyfikowała bezbłędnie Zuzia, zwana bucem niezmiernym. – Bardzo popularne na Islandii.

- Te dwa duże z przodu to plichy – dodał Buc, zwany Bucem.

- Toż to realizm magiczny! – jęknął Pinomc. – Pociąg ciągnięty przez ptaki, pa, pa, pa…

- Ale to ptaszki puffiny, możże nie będzie tak źle.

- Jak raz się wdupimy w magiczny, to w przedziale będzie leżał trup w pomarańczowym kombinezonie, później pojawi się mądra kobieta ze zmarszczkami wokół oczu, prezerwatywy pływające w powietrzu i całe to latynoamerykańskie badziewie…

- Do Damaszku długa droga – wtrąciła filozoficznie Zuz.

- Znowu macie sraczkę logistyczną, nie zamawiałam biletów na Bliski Wschód!

Podczas gdy tak się uroczo przekomarzały, podejrzany pociąg opuścił dworzec i sunął wzdłuż Placu Zawiszy. Czyżby dostrzegły znajomą sylwetkę w taksówce jadącej na Rasz?

- To była kobieta!

- Kij z nią i z Raszem, jedziemy na wakacje – odparł beztrosko Buc i w następnej chwili wylądował na szybie, odbiwszy się uprzednio od snowboardu Zuzi. Nie był to wbrew pozorom odprysk Aury czy brak koordynacji ruchowej, po prostu ptaszki puffiny wzbiły się w powietrze. Jako że ich uprząż była doczepiona wyłącznie na czele pociągu, ten w naturalny sposób zawisł w pionie.

- Miejmy nadzieję, że to nie jest odlot starych toptaków, bo gotowe wbić dzioby w ziemię, albo polecieć do Kazimierz – zaniepokoił się Pinomc, gdy już upoały się ze zmienioną perspektywą i usiadły na ścianie.

- Ptaszki puffiny! – odkrzyknęła Zuzia z cokolwiek obłąkanym uśmiechem. – Kto wie, możże wylądujemy w Keflaviku?

Nie zastanawiając się dłużej nad problematyczną kwestią lądowania, buce jęły podziwiać krajobrus. Pozostawiał on niestety wiele do życzenia. Składał się z płaszczyzn zielonych i rolniczych, w dodatku stało na nim stanowczo za mało talerzy. Przeważały drewniano-błotniste wytwory ludowe powtykane w krajobrus przez kogoś o zdolnościach designerskich Dziwki Łosia. Nawet w kręgach etnicznych nie zyskiwały one uznania i nie przysparzały zysków knajpie (czy ktoś jeszcze turla pyzę a propos tej dziwnej [cenzura] metafory?).

Po korytarzu i za oknem przetaczały się tajemnicze wymiotujące sylwetki Trendowych Ziomali. Buce rozważały tajniki biznesu hotelowego.

- To ile za papużkę falliczną ze zmianą siana i jabłkiem co trzeci dzień?

- Chalierka, wiem, że lecimy, ale co to za gibanie w dół i w górę? – zastanowił się Pinomc.

- Bo to jest właśnie…

- ...ta postmodernistyczna intertekstualność, jak powiedziałaby Marta Ługowska?

- To bauns.

I zapadła cisza nad murami Hebronu. Przerwało ją wtargnięcie kobiety, o której Maleńczuk nie napisałby z pewnością piosenki z podtekstem erotycznym. Jej długie, pomalowane na czerwono paznokcie wyciągnęły się w stronę pasażerów.

- Dzień dobry, bileciki do kontroli – zaczęła z melodyjnym zaśpiewem małorolnego spod Morąga, lecz umilkła na widok Zuzi, która arogancko depcząc butami po fotelu sięgała właśnie na półkę po automat.

- O dwudziestej trzeciej trzydzieści Louise wykonuje wejście wampa, powinna pani o tym pamiętać – zauważył Pinomc.

- Protestuję! Jako kontrolerka jestem osobą aut… – reszta polemiki utonęła w terkocie automatu. Ciało Bogu ducha, a setkom podróżnym czas i pieniądze winnej kobiety wyleciało przez okno.

- Hasta la vista, PKP! – wrzasnęła radośnie morderczyni, w przeszłości skazana za fałszowanie legitymacji.

- Bucu niezmierny, skąd masz tego gana? – spytał trzeci Buc, nieco zaskoczony rozwojem wypadków.

- Zabrałam Zuli.

- Ona ciągle trzyma broń w gabinecie?

- Tak, boi się powrotu pani Grovnik.

*

Buce maszerowały centralną aleją Nekropolis. Mieszkańcy rozkładali się malowniczo, ale nie wszystko mieściło się w regionalnej normie. Szczątki organiczne, które zazwyczaj porządnie tu zakopywano, walały się po ulicach.

- Spójrz, jaki boski instruktor – szepnęła Louise.

- To zombie.

- A, prawda, i stąd te trupy! Ale dlaczego oni mają miny jak Hekabe podczas pożaru Troi?

- A Hekabe czemu miała? – spytał Buc.

- Ostre zatwardzenie – objaśniła Zuzia, która odebrała wykształcenie klasyczne.

- To możże oni też tak? Przepraszam pana, czy ma pan zatwardzenie?

- Pieniądz! – jęknęły unisono Buce.

- No co, grzecznie spytać nie wolno?

Instruktor nie wyglądał jednak na urażonego. Wręcz przeciwnie – spojrzał na nie z nagłym ożywieniem.

- Przybywacie z Zewnątrz?

- Tak, z PaMiasta. Przyjechałyśmy na snowboard.

- Och, co za szkoda, że nie zdołam się wami zająć... Musiałyście już zrozumieć, jaka panuje sytuacja… Aaach! – twarz przeszył mu ból, po czym padł na ziemię i zaczął wić się w drgawkach.

- Był taki spokoistyczny. I chciał się nami zająć – chlipnęła Zuzia. Pinomc nachylił się i wsłuchał w jęki ofiary.

- Co on tam charcze?

- Powiedział “ani jednej rolki”.

*

Jaka panuje sytuacja, zrozumiały dopiero w pensjonacie.

- Wygląda to na kompletny deficyt papieru toaletowego – stwierdził Buc. – Nasz gospodarz dogorywa gdzieś na piętrze.

- Wot, cywilizacja! Dawniej chodziło się do Zacisznego Kącika i używało listków… ale co robimy?

- Spróbujmy rozkminić to przy piwie – zaproponował Pinomc, co wszyscy przyjęli z entuzjazmem.

Pięć piw i dwa skręty marihuany później (wszak wszyscy na wakacjach są niegrzeczni i urządzają biby) wiedziały już, co robić.

- Zajrzyjmy do Heideggera! O, mam: “Bergson odsyłał w tym kontekście aksjologicznym do trwania i pamięci. Jeśli jednak zabrakło Ci papieru toaletowego, najlepiej napisać do producentów tegoż, którzy wyrabiają go w Burkina Faso.”

- No to luz, ale nie mamy na czym pisać.

- Ja mam Pieśń o Rolandzie, zapisze się na odwrocie i wrzuci do skrzynki. Mam nadzieję, że w bibliotece zrozumieją tę delikatną sytuację...

I tak dzielne Buce ocaliły Nekropolis, lecz było za ciepło na snowboard, więc nie zdołały poświęcić się seksturystyce. Na pociechę dostały z Burkina Faso specjalną przesyłkę, zawierającą mnóstwo papieru toaletowego, rozwodniony koncentrat pomidorowy i kratę mielonki.

*

Tydzień później: – Przestańcie rzucać we mnie papierem toaletowym! Chore jesteście, czy co? – Cicho Bucu, ja buduję wymiar transcedentalny! – Ale on nie ma sensu. I piwo się skończyło. Jako i Noc Żywych Buców.

*

- I to już wszystko? – zapytał szeptem Kaczątko. Ognisko z drzwi dogasało, jak gdyby nasikał w nie jakiś osobnik z motywem fallicznym.

- Chwilowo tak, ale nie przejmuj się, za dwa tygodnie jedziemy do Krakau i znowu wdupimy się w akcję – Pinomc uśmiechnął się promiennie.

- Głosy słyszę! W tekście jestem! Ona ma faceta! – dobiegł ich głos z rzeczywistości (teoretycznie) realnej.

- Widocznie znudziła mu się psychoanaliza wyzbyta erotycznych momentów – stwierdziła Wampirek. – Wychyńmy za próg i udawajmy, że dopiero podeszliśmy pod wróżebną chatkę.

*ojciec Żelazek – misjonarz przebywający w Puri (Indie), podejrzewany o związki z pewną Spełnioną Życiowo Kobietą.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Nic nie rozumiem i się pogubiłem,

ale mnie się podoba.

Za karę za chwilę ci przytoczę długa i nudną opowieść o deficycie papieru toaletowego na Słowacji:)

P.S. To jest szósta część której powieśc, bo ja już się nie łapię w tych twoich tekstach?
Musze przeczytać obie chyba:0, kurde, że takie zaległości mam w tekstach Pino, to wstyd.

I jeszcze ten twój blog na bloxie.

tak w ogóle okazało się poza tym, że nie musze robić obiadu:), kobieta zła, znaczy siostra przejęła kuchenne obowiązki.

Oglądałaś “Historie kuchenne”?

Zadanie domowe; jaka jest przewodnia myśl tego komentarza i jaki on ma związek z tekstem?


Pinulka

podobne obszary literackie eksplorował onegdaj Mirosław P. Jabłonski, ktorego “Ducha czasu, czyli a w Pińczowie dnieje” ci polecam.


Dzięki, zerknę

W pierwszej chwili myślałam, że chodziło ci o Witolda Jabłońskiego i zdurniałam, bo tamten to przecież lewak straszliwy. :)


Subskrybuj zawartość