Matura. Koniec polskiego inteligenta?

Jestem zainteresowany jak się robi programy zaangażowane ideologicznie. Świetnym przykładem jest “Warto rozmawiać” Pospieszalskiego. Szanuję go za to, że nie udaje obiektywnego. Mniej za te manipulacje, których się dopuszcza. Wczoraj jednak mu dokopano.

Wbrew modzie życia bez telewizora ja pokusiłem się o instalację cyfrówki. Parę róznic między kilkudziesięcioma (plus setka w nieznanym mi języku) kanałami a sześcioma jak do tej pory jest dostrzegalnych. Pierwsza taka, ze prawie zniknęła z menu dnia TVP (no chyba, ze TVPKultura z rzadka). Poza tym dzieci wraz ze mną odkryły wspaniały kanał CBeebies (produkcji angielskiej BBC). Sympatyczny, pouczający, nieagresywny, mogę spokojnie zostawić przed TV dzieci na godzinę czy dłużej (choć jeśli dłużej to trochę mam wyrzuty sumienia, ale inne obowiązki jakoś nie ubywają). Wreszcie pooglądałem , Polsat News, Superstację, wreszcie TVN24 z osławionym Szkłem. I powiem, ze nuda zwłaszcza to Szkło. Trudno przetrwać kwadrans, a telefony od widzów to już piramidalna żenada. I wczorajszy program Pospieszalskiego w TVP2 był jak odświeżający powiew. Może dlatego, ze lubimy to co znamy:)

W zapowiedzi autor zapisał takie słowa: “Historia powszechna i historia Polski będzie nauczana tylko w gimnazjach i pierwszej klasie liceum, czyli uczniowie kończyć będą edukację historii w wieku lat 16.” Niestety jest to prawie prawda, a prawie robi dużą rocznicę. Kurs historii na poziomie podstawowym kończy się na pierwszej klasie szkoły ponadgimnazjalnej. Dalej dla chętnych jest kurs rozszerzony, a dla niechcących elementy historii zarówno na języku polskim jak i na przedmiocie Historia i społeczeństwo. Niestety ta wiedza nie pasowała do postawionej tezy.

Wczorajszy program troszkę inny niż zwykle, choć redaktor się bardzo starał. Starania poszły precz gdy przemówił profesor Żurek z KUL, który prostym pytaniem, czy Pospieszalski przeczytał podstawę programową zupełnie pognębił pana Jana. Wydawało się, że redaktor jednak nie przeczytał czyli kiepsko się przygotował do programu. Tym samym opowiada prawie prawdy, a przypominam prawie robi dużą różnicę.

Choć mam wiele obiekcji do strony rządowej, zwłaszcza zamieszanie wokół obniżenia wieku szkolnego to już cyrk niemały (temat czeka w kolejce do opisania), tym razem eksperci strony rządowej byli przekonujący i ujmujący. Tworząc podstawę programową dają nauczycielowi większą swobodę, rozszerzają nauczycielska autonomię. druga strona jest pełna obaw czy nauczyciele podołają. Tu leży sedno sporu. Czy mamy na tyle wykształcona kadrę, że jest sama zdolna efektywnie planować swoja pracę w szkole. Czy też opiewana negatywna selekcja i sprowadzanie nauczyciela do roli sprawozdawcy działań pozornych sprawiła, ze to półautomat, który jeśli nie będzie miał rozpisane punkt po punkcie co ma robić to zawiedzie naszą edukację na manowce. Nie mam gotowej odpowiedzi. Słusznie profesor Żurek poruszył wątek nieodpowiedniego przygotowania nauczycieli na wyższych uczelniach. Jednak cieszę się, że wiara w nauczyciela jest po stronie rządzących. Choć jeden miły akcent wobec masy piramidalnych bzdur, które pojawiają się obok.

“Reformy MEN – koniec polskiego inteligenta?” Taki podtytuł programu nadał sobie Jan Pospieszalski. Czy dzisiejsza matura, tak mocno zdeprecjonowana przez kolejne ekipy (zwłaszcza Giertycha) ma być świadectwem inteligencji. Uchowaj Panie nas przed taka inteligencją.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

He, he

Tyż oglądałem, tylko tak ostatnie 20 min.
Ten Żurek to niezły gość jest!

I dobry był Janek, jak pod koniec się zapytał: a patriotyzm otwarty, co to ma być? nie mozna by tak po prostu, patriotyzm?

Słowo “otwarty” jest u Janka na czarnej liście ;)

Pozdr


Sajonara,

“Tworząc podstawę programową dają nauczycielowi większą swobodę, rozszerzają nauczycielska autonomię”

Jak dla mnie to najlepsza, jesli nie jedyna droga do sensownej edukacji, znaczy więcej wolności dla nauczyciela (przez to w jakiś sposób dla ucznia też)

Oczywiście że łatwiej jest uczyć wg starych, znanych metod/programów i być odtwórczym, tylko co z tego wyniknie?


He he,

ostatnio gadałam z MAWem, który stwierdził, że co ja powiem, to się dzieje, więc poprosił “weź powiedz, kiedy ministrem zostanę”.

Spytałam na to, czy celuje w MSZ (wykształcenie ma sposobne ku temu), ale okazało się, że bardziej mu się marzy przejęcie za ileś lat schedy po Schetynie.

Na co ja stwierdziłam, że jak to już nastąpi, to ja biorę MEN (“aMEN” odparł MAW, który chyba się religijny staje pod wpływem biesiadowania w seminarium, z którego kiedyś wywalono Josifa Dżugaszwili) i tworzymy przepiękny rząd ekspertów.

“Wyobrażasz sobie te balangi w hotelu sejmowym? :D”
“Tak, a na wiceministra do spraw gospodarczych weźmiemy pannę Kurek, żeby nam Rosja nie zakręciła kurka.”

Wracając do tematu edukacji, to kilka moich luźnych refleksji jest takich:

- won z tym pomysłem posyłania sześciolatków do szkół, przeszłam to na własnej skórze i nie było to nic przyjemnego

- za to skrócić np. podstawówkę do pięciu klas, proszę bardzo, niech ludzie zdają maturę i w tym samym roku wyrabiają dowód

- Grześ dobrze gada, dać mu wina albo czegoś

- niech jedni się kształcą patriotycznie, drudzy kosmopolitycznie, a trzeci nijako, niech do jednych szkół przyłazi Pospieszalski i stowarzyszenie im. Piotra Skargi, a do innych Biedroń i Kampania Przeciw Homofobii, a rodzice niech decydują, co im najbardziej pasuje

- to samo w odniesieniu do tego, czy w danej szkole kłaść nacisk na biologię, matmę czy języki obce; akurat w moim liceum niczego poza humanistyką się opanować na sensownym poziomie nie dało, ale ten jeden blok był prowadzony zajebiście, a kto się nie mógł odnaleźć, ten uciekał na przykład do Staszica

- wysyłać maksymalną ilość dzieciaków za różne granice, co by się otrzaskały i poznały trochę świata; jedna moja dawna koleżanka w piątej czy szóstej klasie pojechała aż na Florydę, a teraz studiuje na warszawskiej Akademii i z całą pewnością za ileś lat podwyższy i tak doskonały poziom polskiej medycyny

Podsumowując, z tym końcem to bym nie przesadzała. Będzie dobrze.

pozdrawiam


Pani Pino!

Pino

[…]Wracając do tematu edukacji, to kilka moich luźnych refleksji jest takich:

- won z tym pomysłem posyłania sześciolatków do szkół, przeszłam to na własnej skórze i nie było to nic przyjemnego

Różnica pomiędzy sytuacją jednej sześciolatki pomiędzy siedmiolatkami i całej klasy sześciolatków jest tak oczywista, że Pani argument jest nietrafiony. Niemniej zgadzam się z Panią. Co więcej proponuję znieść obowiązek szkolny. :)

- za to skrócić np. podstawówkę do pięciu klas, proszę bardzo, niech ludzie zdają maturę i w tym samym roku wyrabiają dowód

Podstawówkę skrócić do lat czterech, a gimnazjum i liceum wydłużyć do lat czterech. (Oczywiście zakładając jednolitość systemu szkolnego, co nie jest oczywiste.) Tylko po co komu dowód?

- Grześ dobrze gada, dać mu wina albo czegoś

- niech jedni się kształcą patriotycznie, drudzy kosmopolitycznie, a trzeci nijako, niech do jednych szkół przyłazi Pospieszalski i stowarzyszenie im. Piotra Skargi, a do innych Biedroń i Kampania Przeciw Homofobii, a rodzice niech decydują, co im najbardziej pasuje

- to samo w odniesieniu do tego, czy w danej szkole kłaść nacisk na biologię, matmę czy języki obce; akurat w moim liceum niczego poza humanistyką się opanować na sensownym poziomie nie dało, ale ten jeden blok był prowadzony zajebiście, a kto się nie mógł odnaleźć, ten uciekał na przykład do Staszica

I bardzo dobrze.

- wysyłać maksymalną ilość dzieciaków za różne granice, co by się otrzaskały i poznały trochę świata; jedna moja dawna koleżanka w piątej czy szóstej klasie pojechała aż na Florydę, a teraz studiuje na warszawskiej Akademii i z całą pewnością za ileś lat podwyższy i tak doskonały poziom polskiej medycyny

Wysyłanie dzieci po naukę za granicę w większości wypadków nie ma sensu. Poziom nauczania w Polsce jest wyższy. Natomiast należy studentów wysyłać na ostatni rok studiów, po „rewelacyjne” dyplomy czczone w Polsce z niewiadomych przyczyn.

Podsumowując, z tym końcem to bym nie przesadzała. Będzie dobrze.

pozdrawiam

Ja również


grześ, Pino

W kwestii podstawy programowej to mam przekonanie, że ona niewiele zmieni jesli nie zmieni się podejścia nauczyciela do sposobu nauczania. Obawiam się, ze starsze pokolenie (poza wyjątkami) pozostanie przy starych nawykach. Tu nawet najlepiej skonstruowana podstawa niewiele zmieni. Tak naprawdę nikt nie rozlicza nauczycieli z realizacji podstawy. Jedynym weryfikatorem są egzaminy (sprawdzian szóstoklasisty, egzaminy gimnazjalne i wreszcie matura) czyli nauczyciel bardziej się martwi co wymyślą w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Owszem podstawa jak sama nazwa wskazuje jest fundamentem drogowskazem, ale to od nauczyciela zależy jak ten wesoły autobus szkolny poprowadzi.

Jeśli chodzi o sześciolatki to ja jestem nawet za obowiązkowym posyłaniem pięciolatków. Jednak tylko wtedy gdy się spełni okreslone warunki zarówno lokalowe jak i samego podejścia do nauczania. Dzisiaj kojarzone jest wrzucenie sześciolatków do reżimu 45 min lekcji do molochu szkolnego gdzie na korytarza nierzadko spotka szesnastoletni gejzer hormonów, który z rozsypanką mózgową szuka nowych wyzwań. Jednak już dzisiaj MEN zakłada, ze szkoła przyjmująca sześciolatków będzie podzielona na enklawę dzieci z nauczania zintegrowanego i resztę. Dzieci mniejsze własne toalety, własne sale z miejscem do zabawy i ewentualnego leżakowania. Bez podziału dnia na lekcje 45 minutowe, a według indywidualnych koncepcji opiekunów


Jerzy Maciejowski, Pino

Wysyłanie za granicę ma sens gdyż jest to spotkanie z nową jakością edukacyjną. Poznanie jak może wyglądać szkoła, jak można nauczać różnych przedmiotów. Ta świadomość może będzie pomocna aby naciskać ku pewnym zmianom w naszych szkołach.

Co do długości poszczególnych etapów szkolnych to uważam to za sprawę trzeciorzędną. Jedynie skróciłbym okres nauki na poziomie podstawowym, a wydłużyłbym okres nauki gdy uczeń sam dobiera sobie zestaw przedmiotów, którymi jest zainteresowany (j. ojczysty, j. obcy i matematyka obowiązkowe na każdym etapie i dotyczące zarówno tzw humanę jak i ścisłowców)


Pan Janek

Jest takim samym manipulatorem jak wielu innych zaangażowanych po jednej stronie sporu anty/faszyzm – anty/Kaczyzm.

I robi to na dodatek w sposób prostacki.
Po prostu jest teza, którą sobie wyczytuje z jakiegoś słusznego felietonu albo budują ją jako antytezę do czegoś co usłyszał z wrażych ust w TVN24 od jakiegoś funkcjonariusza z GW.
I już jest temat programu.
Gorzej jak źle dobierze tezę a goście mający na jego sygnał ją wzmocnić stają dęba.
Tak jak ten profesor z KUL, który co oczywiste powinien się skupić na pochwałach samego pana Janka, jego programu i udowodnić nieodpowiedzialność min Hall.
A tu taka wtopa.
I żeby tacy z KUL-u przychodzili?
Trzeba do następnego programu zaprosić kogoś z Uniwersytetu Wyszyńskiego.


Panie Piotrze!

piotreksaj

Wysyłanie za granicę ma sens gdyż jest to spotkanie z nową jakością edukacyjną. Poznanie jak może wyglądać szkoła, jak można nauczać różnych przedmiotów. Ta świadomość może będzie pomocna aby naciskać ku pewnym zmianom w naszych szkołach.

Był Pan w tej zagranicznej szkole? Bo ja właśnie „studiuję” w Dundee College, więc wiem jakie są priorytety. Wszystko sprowadza się do zdania egzaminu. Zrozumienie zagadnień jest niezbędne tylko wtedy, gdy egzamin tego wymaga!

Co do długości poszczególnych etapów szkolnych to uważam to za sprawę trzeciorzędną. Jedynie skróciłbym okres nauki na poziomie podstawowym, a wydłużyłbym okres nauki gdy uczeń sam dobiera sobie zestaw przedmiotów, którymi jest zainteresowany (j. ojczysty, j. obcy i matematyka obowiązkowe na każdym etapie i dotyczące zarówno tzw humanę jak i ścisłowców)

Podział 4-4-4 był obecny w czasach prl-u i przetrwał do reformy Jerzego Buzka (Młodsze klasy podstawówki, starsze klasy podstawówki, liceum). Stare, całkiem dobre programy dopasowane były do tego systemu i funkcjonowały. Proszę porozmawiać z nauczycielami z liceów.

Gdy na czwartym roku mogłem wybrać sobie część przedmiotów natychmiast odpuściłem sobie całą defektologię i kliniczną. Teraz (20 lat po dyplomie) wiem, że to był błąd. Uczeń wie, co go interesuje, a nie, co mu się przyda.

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

akurat sześciolatków w tej klasie było dwoje. Ja dałam radę, chociaż to dosyć traumatyczne było, a tamten chłopczyk sobie zarepetował. A, i jedna z moich przyjaciółek miała to samo, też jakoś z tego wybrnęła, ale właściwie po co? Ten pomysł z obniżaniem wieku był i jest do kitu – po cholerę skracać dzieciństwo, co z wychowywaniem na podwórkach oraz w lepszych miejscach? ;)

Propozycji zniesienia obowiązku szkolnego przez litość nie skomentuję i Panu również proponuję przejść nad tą kwestią do porządku dziennego – fantastyka społeczna mnie nudzi. To samo się tyczy subtelnych rozważań o dowodach, PESELach itd. Jak dla mnie, są bo są, równie dobrze mogłabym się obrażać na śnieg w zimie albo rachunki za prąd.

No ja akurat wiem, że wysyłanie za granicę ma sens; poziom naukowy akurat jest tu istotny najmniej, chodzi o to, żeby zobaczyć trochę świata i nauczyć sobie radzić samodzielnie w warunkach, gdy nikt po główce nie pogłaszcze, a z tyłu tylko ściana. Myśli Pan, że dlaczego w XVI wieku mieliśmy znakomicie wykształconą szlachtę, a potem wszystko zaczęło się zwijać, choć jezuici niestrudzenie otwierali kolejne kolegia?

Pozdrawiam


Pani Pino!

Pino

akurat sześciolatków w tej klasie było dwoje. Ja dałam radę, chociaż to dosyć traumatyczne było, a tamten chłopczyk sobie zarepetował. A, i jedna z moich przyjaciółek miała to samo, też jakoś z tego wybrnęła, ale właściwie po co? Ten pomysł z obniżaniem wieku był i jest do kitu – po cholerę skracać dzieciństwo, co z wychowywaniem na podwórkach oraz w lepszych miejscach? ;)

Merytorycznie ma Pani rację. Już to pisałem i niniejszym powtórzyłem. Natomiast trudności sześciolatka wśród siedmiolatków, to trochę co innego niż zabieranie dzieciństwa.

Propozycji zniesienia obowiązku szkolnego przez litość nie skomentuję i Panu również proponuję przejść nad tą kwestią do porządku dziennego – fantastyka społeczna mnie nudzi. To samo się tyczy subtelnych rozważań o dowodach, PESELach itd. Jak dla mnie, są bo są, równie dobrze mogłabym się obrażać na śnieg w zimie albo rachunki za prąd.

Znów przykłady od sasa do lasa. Przecież śnieg w zimie nie zależy od ludzi, natomiast pesle, dowody i obowiązek szkolny jak najbardziej. To akurat można zmienić i należy dążyć do tego, nawet gdy inni, tak jak Pani, pukają się w czoło.

No ja akurat wiem, że wysyłanie za granicę ma sens; poziom naukowy akurat jest tu istotny najmniej, chodzi o to, żeby zobaczyć trochę świata i nauczyć sobie radzić samodzielnie w warunkach, gdy nikt po główce nie pogłaszcze, a z tyłu tylko ściana. Myśli Pan, że dlaczego w XVI wieku mieliśmy znakomicie wykształconą szlachtę, a potem wszystko zaczęło się zwijać, choć jezuici niestrudzenie otwierali kolejne kolegia?

Jeśli chodzi o coś innego niż wiedza, to jestem za. Choć proponuję wychowywać swoje dzieci na zaradne i twarde istoty niezależnie od tego czy uda je się wysłać za granicę czy nie.

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

no to cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. :)

Mnie akurat nie wysłano, choć parę razy próbowałam. Może teraz mi się uda…

“Skoro tylko dowiedziała się o tej nowinie, natychmiast, mimo iż jeszcze chora, poczyniła przygotowania i wyjechała sama w nocy pocztą. Mówią, że się udała w kierunku Holandii.”

Les liaisons dangereuses, tłum. Boy-Żeleński

Czyli, podsumowując, jak już będę stara i mądra niczym ta Anna Radziwiłł (mam do niej ogromny szacunek, chociaż to lewaczka; dzięki jej podręcznikom, pisanym wspólnie z Roszkowskim, jestem tu, gdzie jestem), to zostanę tym ministrem edukacji całym.

Nie ma to jak dalekosiężny plan mieć oraz strategię.

pozdrawiam


Pani Pino!

Jak Pani zostanie tą ministerką, to przystąpimy do likwidacji idiotyzmów. :)

Pozdrawiam


Jerzy Maciejowski, Pino

Za granica się nie uczyłem, ale mam relacje z pierwszej ręki. Podróże kształcą. To nie ja wymyśliłem. Warto spojrzeć z innej perspektywy na edukację.

Sprostuję, że przed reforma Handkego mieliśmy system (3+5) – 4(5). W ośmioletniej podstawówce było 3 godziny nauczania początkowego. Mnie poprzedni system odpowiadał.

Uczeń, który wie co go interesuje ma też rodziców, którzy mu podpowiedzą co mu się przyda. chodzi o przesunięcie odpowiedzialności ze szkoły (która narzuca) na rodzinę (która ma poczucie wyboru).

Skracanie dzieciństwa to dla mnie pusty frazes. Jestem za obniżeniem wieku szkolnego, żeby wyłuskać dzieci spod kurateli babć czy opiekunek. W większości mają niewiele do zaoferowania. dziecko bez celu się pałęta. Czasem rodzice się chwalą, że on ma sześć lat i już czyta i pisze, a tymczasem dziecko zupełnie nie jest przystosowane do współżycia w grupie. Im młodsze dziecko tym łatwiej wyłapać jego niedostatki. Tu głównie pomoc dzieciom z tzw patologii. To tez jest w czystym interesie aby wyrwać dziecko z grajdołu meliny.


Panie Piotrze!

Jeśli dziecko jest wybitnie inteligentne, to posłanie go do klasy z przeciętniakami nie zsocjalizuje go. Zatem rozwiązaniem na pewno nie jest wcześniejsze posyłanie go do szkoły.

Jeśli tak bardzo chce Pan „ochronić” dzieci przed zgubnym wpływem babć i opiekunek, to może przymusowe żłobki tygodniowe z niedzielnymi widzeniami z rodzicami? Oczywiście widzenia tylko pod kuratelą pracownika socjalnego, żeby rodzice dziecku głupot nie opowiadali.

Pańskie poglądy są najgroźniejszą patologią w dziedzinie wychowania. Szkoła nie wychowuje. Nie ważne jak bardzo teoretycy wychowania wymądrzają się na ten temat, to szkoła może tylko nauczać. Wychowywać może tylko człowiek. A nauczyciel, jest takim samym człowiekiem jak rodzice, często jest rodzicielką, więc wpływ tej osoby może być tak samo chory jak babci czy opiekunki. (Środowisko nauczycieli nie jest wolne od patologii.)

System 4-4-4(5) był za moich czasów. Jeśli potem został zmieniony w 3-5-4(5) to pytanie czy był wyraźnie lepszy. Jeśli nie, to może zostawić ten pierwszy jako prostszy. :)

Pozdrawiam, choć zaczynam się Pana bać


Szkoła nie wychowuje?

A gdzie ja napisałem o wychowaniu? Oczywiście, że odpowiedzialność za wychowanie dziecka spada na rodziców, a szkoła ma jedynie zadanie wspomagać. Coś sobie pan dopowiedział i już okłada mnie kijaszkiem. Pracownik socjalny i całodobowe żłobki to tandetna erystyka. Trochę mnie pan rozczarował

Szkoła stymuluje rozwój dziecka. Dziecko w grupie nie tylko uczy się współpracy, ale też ma inny poziom motywacji. Naturalną jest potrzeba kontaktów z rówieśnikami. Jasnym jest, ze z wybitnymi jednostkami potrzeba jest pracy indywidualnej, ale iluż jest tych wybitnych, a szkoła publiczna jest dla wszystkich nie tylko dla wybitnych.

Szkoła to dla niektórych alternatywa wobec patologii domu rodzinnego. Nawet dla “przeciętnego” domu jest lepsza alternatywą. Ilu rodziców ma kompetencje i umiejętności aby efektywnie rozwijać samemu swoje dziecko. Jako rodzic mogę uzupełniać i rozbudowywać fundamenty, które dziecko osiąga w szkole.


Sajonara,

“Skracanie dzieciństwa to dla mnie pusty frazes.”

Aha. To szkoda, że Tobie nie skrócili (jak mniemam) – może wtedy byś nie pieprzył takich głupot.

Oczywiście, przyznaję Ci całkowitą rację co sytuacji patologicznych (a rodzice jednej mojej przyjaciółki prowadzą pogotowie opiekuńcze, więc naoglądałam się takich dzieciaków) – jak dom jest całkowicie beznadziejny, to szkoła może stanowić rodzaj ucieczki do przodu. I szansę na lepsze życie.

Wielu rodziców ma rozmaite kompetencje i umiejętności. Mało tego – wielu jest takich, którzy nawet pod względem pedagogicznym biją Cię z pewnością na głowę. Wybacz, że nakłuwam balonik…


Oczywiście, że skracanie dzieciństwa

to pusty frazes i poulistyczny w dodatku.

Czy jak poszedłem do szkoły w wieku 7 lat (a właściwie 6 do zerówki), to mi sie dzieciństwo skończyło?
Pewnie że nie, raczej stało się ciekawsze, dużo wspomnień ze szkoły dobrych mam, przecież nie pieprzmy głupot , dzieciak po tych kilku godzinach w szkole w klasach 1-3 nie siedzi w domu i nie zakuwa, tylko (przynajmniej ja tak robiłem) gra w piłke, łazi gdzieś, grało się na grach różnych, robiło się mnóstwo rzeczy.

A w klasach 4-6 tez nauki większej ni pamiętam, za to pamietam że czytałem po 200-300 stron dziennie ksiązek przygodowych:)
Dopiero uczyć się zaczałem w 7 i 8, ale by wygrać dwie olimpiady a nie bo musiałem:)

A źle wspominam raczej przedszkole, zresztą przykościelne (ha, już wiem skąd moja lewacka wrogość do Koscioła:))
I z tego co pamiętam z chęcią rok wcześniej do szkoły bym poszedł, no.

Panie Jerzy, akurat uważam to za przesadzone, dobry uczeń nie traci wiele będąc w klasie ze słabsyzmi, uczy się zaś choćby empatii i wrazliwości i pomagania im, słabszy może zyskać.
Całą podstawówkę nie chwaląc się byłem jednym z najlepszych dwu uczniów a byłem w słabej klasie i nie zamieniłbym jej na klasę kujonów czy geniuszy:)
W liceum z kilku przedmiotów tyż byłem najlepszy i też niekoniecznie chciałbym być w klasie najlepszej.

Zdrowszy klimat jest w w grupie, gdzie jest większa różnorodność.
Zresztą nawet jak zaczyna 30 najlepszych naukę, to i tak różnice między nimi się wyklarują z czasem i ktoś będzie najgorszy, ktoś będzie przeciętniakiem, a ktoś najlepszy.


Ech Grześ,

gadałam dokładnie tak samo jak Ty, jeszcze parę miesięcy temu, u Radeckiego bodajże.

No i co?

I to, żebyś mnie nie wkurwiał (pardon) tekstami, że coś, co przeżyłam na własnej skórze – i to przeżyłam ciężko – jest frazesem pustym.

Zwłaszcza, że o Twoim umie mam znacznie wyższe pojęcie, niż o sajonary.

A poza tym, udało Ci się mnie zirytować, co uważam za godne odnotowania zjawisko :)

pozdrawiam


Pino

Twoja osobista trauma nie jest dla mnie wystarczająca przeciwwaga do prawdziwości stwierdzenia, ze “skrócone dzieciństwo” to pusty frazes.

Na czym polegało to skrócenie? Czymże jest dzieciństwo, że szkoła ma je odbierać? Czemu siedmiolatkom można odbierać dzieciństwo, a sześciolatkom nie.

Oczywiście, że wielu rodziców ma lepsze kompetencje pedagogiczne od moich. Co z tego?? Jak ci rodzice zapewnią funkcjonowanie w grupie rówieśniczej, jak zapewnią przyjaźnie dziecięce, jak zapewnią zdrową rywalizację, umiejętności godzenia się z porażkami i wiele wiele innych aspektów, które są możliwe tylko do zrealizowania w szkole (czyt: również przedszkolu) Przy okazji trzeba jeszcze zauważyć, że rodzice raczej zajmuja się dziećmi po południu. Co maja dzieci robić rano? Z całym szacunkiem dla babć czy opiekunek to poza opieką niewiele mają do zaoferowania.


Panie Grzesiu!

tecumseh

Oczywiście, że skracanie dzieciństwa to pusty frazes i populistyczny w dodatku.

To, że Panu odebrano dzieciństwo posyłając do kiepskiego przedszkola, to nie znaczy, że inni mieli tak samo przechlapane. :) Żabia perspektywa nie jest najlepszą w dyskusji na temat zasad ogólnych.

Czy jak poszedłem do szkoły w wieku 7 lat (a właściwie 6 do zerówki), to mi sie dzieciństwo skończyło?

To zależy na kogo Pan trafił w podstawówce. niemniej podstawowym zadaniem szkoły jest niszczenie indywidualności, nazywane socjalizowaniem. Jeśli dobrze Pańska szkoła się z tego wywiązała, to teraz przedstawia Pan ten proces jako samo dobro.

Pewnie że nie, raczej stało się ciekawsze, dużo wspomnień ze szkoły dobrych mam, przecież nie pieprzmy głupot , dzieciak po tych kilku godzinach w szkole w klasach 1-3 nie siedzi w domu i nie zakuwa, tylko (przynajmniej ja tak robiłem) gra w piłkę, łazi gdzieś, grało się na grach różnych, robiło się mnóstwo rzeczy.

To co Pan robił po szkole nie jest tematem rozważań. To samo mógłby Pan robić gdyby nie chodził Pan do szkoły. Zatem całe to rozumowanie można pominąć jako niezwiązane z przedmiotem sporu.

A w klasach 4-6 tez nauki większej ni pamiętam, za to pamiętam że czytałem po 200-300 stron dziennie książek przygodowych:)

Czy nauczył się Pan czytać dopiero w klasie 3. lub 4. czy może wcześniej, a może w ogóle przed szkołą?

Dopiero uczyć się zacząłem w 7 i 8, ale by wygrać dwie olimpiady a nie bo musiałem:)

Ja się jeszcze nigdy nie uczyłem i co z tego? To również niczego do sprawy nie wnosi.

A źle wspominam raczej przedszkole, zresztą przykościelne (ha, już wiem skąd moja lewacka wrogość do Kościoła:))

Dobrze, że Pańskim osobistym wrogiem został kościół, a nie Bóg, bo wtedy miałby Pan przechlapane. (O odebraniu dzieciństwa było wcześniej.)

I z tego co pamiętam z chęcią rok wcześniej do szkoły bym poszedł, no.

To czemu nie poszedł Szanowny Pan? Sorry z powodu idiotycznego pytania, ale jakie argumenty taka polemika.

Panie Jerzy, akurat uważam to za przesadzone, dobry uczeń nie traci wiele będąc w klasie ze słabszymi, uczy się zaś choćby empatii i wrażliwości i pomagania im, słabszy może zyskać.

Myli Pan ucznia wybitnie uzdolnionego (130


Panie Piotrze!

piotreksaj

A gdzie ja napisałem o wychowaniu?

Jeśli nie chodzi o wychowanie, to o co na Boga?!

Oczywiście, że odpowiedzialność za wychowanie dziecka spada na rodziców, a szkoła ma jedynie zadanie wspomagać.

Jakie zadanie ma szkoła obowiązkowa napisałem w komentarzu do wypowiedzi pana Grzesia.

Coś sobie pan dopowiedział i już okłada mnie kijaszkiem. Pracownik socjalny i całodobowe żłobki to tandetna erystyka. Trochę mnie pan rozczarował.

Przykro mi, że Pana rozczarowałem. Niemniej to nie erystyka (jak wygląda nie tandetna?), tylko żelazne konsekwencje Pańskiego rozumowania. Jeżeli można odebrać dziecko rodzicom (ograniczyć ich wpływ), bo są z marginesu, to można odebrać Panu, trzeba tylko odpowiednio zdefiniować margines. To jest logiczne rozumowanie. Proszę przestudiować, czym to się różni od erystyki.

Szkoła stymuluje rozwój dziecka.

Kto Panu takie głupoty naopowiadał?

Dziecko w grupie nie tylko uczy się współpracy, ale też ma inny poziom motywacji.

Oba stwierdzenia jestem w stanie obalić na własnym przykładzie, uzasadniając to teoretycznie. Natomiast nie sądzę, aby to było zbyt interesujące.

Naturalną jest potrzeba kontaktów z rówieśnikami.

Ta potrzeba jest naturalna i tu może administracja odegrać znaczącą rolę, poprzez kojarzenie dzieci wybitnie inteligentnych, tak żeby pasować do rówieśników nie tylko fizycznie. Do tego nie potrzeba obowiązkowej szkoły. Wystarczą odpowiednio wcześnie badania przesiewowe, tak aby wyłapać wybitne jednostki jak najwcześniej.

Jasnym jest, że z wybitnymi jednostkami potrzeba jest pracy indywidualnej, ale iluż jest tych wybitnych, a szkoła publiczna jest dla wszystkich nie tylko dla wybitnych.

Tu właśnie jest źródło nieporozumienia. W swojej obecnej postaci szkoła jest elementem przemocy państwa względem obywatela. Na pewno nie jest dla dziecka, zdolnego czy niezdolnego. Dzieci wybitnych, tak jak i dorosłych jest 5‰. Wynika to z cech rozkładu normalnego, gdyż w odległości dwóch odchyleń standardowych od średniej znajduje się 1% populacji. Połowa jest upośledzona połowa wybitna. Ale gdyby szkoła była dla społeczeństwa, a nie dla władzy, to właśnie nimi by się zajmowano przede wszystkim. Ci ludzie w wieku 20 lat mogli by bronić doktoratów, czy kończyć rozprawy habilitacyjne. A tak to sprzątają, kopią rowy lub zostają gangsterami. Piękne wykorzystanie talentów danych przez stwórcę.

Szkoła to dla niektórych alternatywa wobec patologii domu rodzinnego. Nawet dla “przeciętnego” domu jest lepszą alternatywą.

Jeśli patologia dzisiejszej szkoły jest czymkolwiek dla domu, to tylko fatalnym kontrastem.

Ilu rodziców ma kompetencje i umiejętności aby efektywnie rozwijać samemu swoje dziecko. Jako rodzic mogę uzupełniać i rozbudowywać fundamenty, które dziecko osiąga w szkole.

Jak Pan chce rozwijać to co dziecko wyniesie ze szkoły w której koledzy (bo przecież nie Pańskie dziecko) założyli nauczycielowi kosz na głowę? A może lepszym oddziaływaniem na dziecko jest symulowanie gwałtu i zamieszczanie potem zdjęć w sieci? Czy też przykład dawany przez kolegę repetenta przychodzącego do szkoły po pijaku, z papierosem w zębach lżącego nauczycielki? Proszę się zastanowić, zanim Pan coś znów chlapnie, bo będzie znów wstyd.

Mimo wszystko pozdrawiam


Pani Olgo!

Czym Panią pan Grześ zdenerwował?

Proszę poczytać moją polemikę z panem Grzesiem i panem Piotrem. Od razu poczuje się Pani lepiej.

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

“To, że Panu odebrano dzieciństwo posyłając do kiepskiego przedszkola, to nie znaczy, że inni mieli tak samo przechlapane. :) Żabia perspektywa nie jest najlepszą w dyskusji na temat zasad ogólnych.”

A gdzie ja piszę, że mi ktoś dzieciństwo odbierał? No coż pan, to PIno raczje pisała, dla mnie to ściema i tyle. Moim zdaniem dzieciństwa jak i wolności nie da się odebrać komuś, jeżeli on sam tego nie zeche:)
Albo w wypadku dzieciństwa jego rodzice.

“To zależy na kogo Pan trafił w podstawówce. niemniej podstawowym zadaniem szkoły jest niszczenie indywidualności, nazywane socjalizowaniem. Jeśli dobrze Pańska szkoła się z tego wywiązała, to teraz przedstawia Pan ten proces jako samo dobro.”

Przesadza pan, szkoła była różna, na niektórych przedmiotach indywidualność była tłamszona, na niektórych rozwijana, na niektórych się nudizłem, niektóre mnie fascynowały itd.Uogólnienia mnie nie przekonują, szczególnie jeśli moje doświadczenia im zaprzeczają.

“Dobrze, że Pańskim osobistym wrogiem został kościół, a nie Bóg, bo wtedy miałby Pan przechlapane. (O odebraniu dzieciństwa było wcześniej.)”

Panie jerzy, widzę, że pan ironii nie chwyta, Kościól nie jest żadnym moim wrogiem:), a z tym przedszkolem i jego wpływem to se szydę robię, choć fakt, było niefajne.

“To czemu nie poszedł Szanowny Pan? Sorry z powodu idiotycznego pytania, ale jakie argumenty taka polemika.”

Bo sam o sobie nie decydowałem a nikt mnie do niej nie posłał, logiczne chyba?

A końcówka coś panu się urwała chyba i nie wiem o co chodzi, poza tym że kogoś mylę.

Pozdrawiam.


Panie Grzesiu!

Zgadza się! Urwało połowę komentarza.
Uczeń wybitny to ktoś o ilorazie inteligencji powyżej 130 w skali wekslerowskiej (średnia 100, odchylenie standardowe 15), natomiast dobry uczeń, to przeciętnie uzdolniony pracuś (II poniżej 115) lub osoba ponad przeciętnie uzdolniona (II pomiędzy 115 i 130).

Z Pańskiej wypowiedzi wynika, że należy Pan, najprawdopodobniej, do tej ostatniej grupy. Ponieważ nie jest Pan również specjalistą w zakresie inteligencji, ze szczególnym uwzględnieniem inteligencji wybitnej, więc nie wie Pan o czym mówi.

Wybitny intelekt różni się od przeciętnego nie tylko szybkością przetwarzania, ale przede wszystkim charakterem procesów poznawczych. Zatem Pana wnioski oparte na Pańskim doświadczeniu są niemerytoryczne w tej dyskusji. Nie ma Pan żadnych podstaw do wypowiadania się na ich temat.

Było to znacznie bardziej rozbudowane ale nie chce mi się pisać drugi raz tego samego.

Pozdrawiam


Jerzy Maciejowski

Niemniej to nie erystyka (jak wygląda nie tandetna?), tylko żelazne konsekwencje Pańskiego rozumowania. Jeżeli można odebrać dziecko rodzicom (ograniczyć ich wpływ), bo są z marginesu, to można odebrać Panu, trzeba tylko odpowiednio zdefiniować margines.

Tandetna erystyka to taka o niskim stopniu wyrafinowania. Pan niby chce fechtować ino motyką to nie to samo co szpadą. Szkoła to zaledwie wycinek dnia, a nie odbieranie dzieci rodzicom. Dla mnie lepiej żeby spędziły w szkole konstruktywnie czas niż siedziały cichutko w kąciku, bo się skacowany tatuś budzi.

Pojechałem co. Podobne hopsasa pan wyczynia. od ogółu do szczegółu od szczegółu do ogółu byle z założona teza się zgadzało. Bawmy sie dalej.

ja: Dziecko w grupie nie tylko uczy się współpracy, ale też ma inny poziom motywacji.
JM: Oba stwierdzenia jestem w stanie obalić na własnym przykładzie, uzasadniając to teoretycznie. Natomiast nie sądzę, aby to było zbyt interesujące.

a grzesiowi pan wytknął słabość perspektywy żaby. tym razem już jest ona OK. Ja równie gładko mogę panu udowodnić, że mam rację. Wymienimy się kartami autorytetów? A może wyciągnie pan Jontka jąkałę co w grupie wybitnej się wycofa i wpadnie w mutyzm?

ja: Naturalną jest potrzeba kontaktów z rówieśnikami.
JM :Ta potrzeba jest naturalna i tu może administracja odegrać znaczącą rolę, poprzez kojarzenie dzieci wybitnie inteligentnych, tak żeby pasować do rówieśników nie tylko fizycznie. Do tego nie potrzeba obowiązkowej szkoły. Wystarczą odpowiednio wcześnie badania przesiewowe, tak aby wyłapać wybitne jednostki jak najwcześniej.

Badania kto zrobi i na czyje polecenie. A po badaniach co?? Szkoła jest be, ale badania przesiewowe juz OK. Bo w szkole ja mam zajęcie, a na badaniach miałby pan. Konflikt interesów zawodowych, czyż nie? Się droczę:)

JM: Jak Pan chce rozwijać to co dziecko wyniesie ze szkoły w której koledzy (bo przecież nie Pańskie dziecko) założyli nauczycielowi kosz na głowę? A może lepszym oddziaływaniem na dziecko jest symulowanie gwałtu i zamieszczanie potem zdjęć w sieci? Czy też przykład dawany przez kolegę repetenta przychodzącego do szkoły po pijaku, z papierosem w zębach lżącego nauczycielki?

W Polsce jest tylko 14 tysięcy podstawówek. Drugie tyle szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Spośród tej masy wyciągnął pan dwa trzy przypadki, które miały miejsce w ostatnich 5 latach i to ma być obraz całego szkolnictwa w Polsce. A fe. To dopiero manipulacja grubymi nićmi szyta.

Cały problem w tym, że świadomie lub nie (oby) walczy pan ze szkołą i jej czarna legendą. ja widzę to z drugiej strony. I tak jak Pino ma traumę szkoły sprzed kilku lat gdzie poszła ze starszym rocznikiem i okłada tą starą szkołę tak i pan nie dostrzega, że dążymy ku lepszemu modelowi. Że szkoła po reformie ma witać dzieci w odpowiednich dla nich warunkach. Z przestronnymi salami podzielonymi na część rekreacyjna i tą edukacyjną. Że szkoła dla maluchów ma być bez dzwonków, a nauka w nienormowanym czasie zamiast reżimu 45 minutowego, że to szkoła z niezależnym węzłem sanitarnym, korytarzami i opieką do godziny 17ej. Dzisiaj brzmi to jak utopia (otwierają się klisze sprzed lat), ale albo mówimy o kliszach i będziemy narzekać, albo podpowiemy co zrobić aby zbudować lepszy model szkoły. Bo trzymanie dziecka na domowym przypiecku to komfort dla wybranych, a mordęga dla większości.


Sajonara,

piotreksaj

Twoja osobista trauma nie jest dla mnie wystarczająca przeciwwaga do prawdziwości stwierdzenia, ze “skrócone dzieciństwo” to pusty frazes.

To nie mój problem akurat. Mogę jedynie podszepnąć, że każda statystyka jest wyłącznie sumą doświadczeń jednostkowych.

piotreksaj

Na czym polegało to skrócenie? Czymże jest dzieciństwo, że szkoła ma je odbierać? Czemu siedmiolatkom można odbierać dzieciństwo, a sześciolatkom nie.

Polegało na tym, że nagle musiałam zafunkcjonować w szkole, do czego nie byłam przygotowana absolutnie, choć wcześniej szlajano mnie po czterech przedszkolach – i tylko w tym ostatnim było fajnie, to oczywiście mądra i kształcona opiekunka starszaków dała mi kopa w górę, oświadczając moim rodzicom, że jestem za mądra i się nudzę tam, gdzie jestem.

Szkoda, że moi starsi się tym podniecili wtedy i uwierzyli bezkrytycznie pani tamtej, a zapomnieli zapytać mnie o zdanie.

Bo gówno prawda, wcale się nie nudziłam. Co z tego, że zamiast tłuc się klockami, jak inne dzieci, np. leżałam sobie z boku na dywanie i czytałam Asterixy. A jak pani czytała grupie na głos i jej gardło wysiadało, to wołała mnie i mówiła Ola, dokończ. Nie mówiąc o tym, jaki terror siałam na podwórku wspólnie z moim pierwszym kumplem, Sławkiem :)

Przywilejem dzieciństwa jest poruszać się bez przeszkód między magią i owsianką, między bezgranicznym strachem i galopującą radością.

Żałuję, kurwa, że z tych czterech elementów zabrakło mi jednego. Ale nie ma co płakać, prawda, nad rozlaną owsianką...

piotreksaj

Oczywiście, że wielu rodziców ma lepsze kompetencje pedagogiczne od moich. Co z tego?? Jak ci rodzice zapewnią funkcjonowanie w grupie rówieśniczej, jak zapewnią przyjaźnie dziecięce, jak zapewnią zdrową rywalizację, umiejętności godzenia się z porażkami i wiele wiele innych aspektów, które są możliwe tylko do zrealizowania w szkole (czyt: również przedszkolu) Przy okazji trzeba jeszcze zauważyć, że rodzice raczej zajmuja się dziećmi po południu. Co maja dzieci robić rano? Z całym szacunkiem dla babć czy opiekunek to poza opieką niewiele mają do zaoferowania.

A słyszałeś o czymś takim, jak podwórko?

Z całym szacunkiem, ale wymądrzasz się strasznie…


Panie Piotrze!

piotreksaj

Niemniej to nie erystyka (jak wygląda nie tandetna?), tylko żelazne konsekwencje Pańskiego rozumowania. Jeżeli można odebrać dziecko rodzicom (ograniczyć ich wpływ), bo są z marginesu, to można odebrać Panu, trzeba tylko odpowiednio zdefiniować margines.

Tandetna erystyka to taka o niskim stopniu wyrafinowania. Pan niby chce fechtować ino motyką to nie to samo co szpadą. Szkoła to zaledwie wycinek dnia, a nie odbieranie dzieci rodzicom. Dla mnie lepiej żeby spędziły w szkole konstruktywnie czas niż siedziały cichutko w kąciku, bo się skacowany tatuś budzi.

Pojechałem co. Podobne hopsasa pan wyczynia. od ogółu do szczegółu od szczegółu do ogółu byle z założona teza się zgadzało. Bawmy sie dalej.

Pojechał Pan bez sensu argumentem ad personam, a nie ad rem. Cieniutko.

ja: Dziecko w grupie nie tylko uczy się współpracy, ale też ma inny poziom motywacji.
JM: Oba stwierdzenia jestem w stanie obalić na własnym przykładzie, uzasadniając to teoretycznie. Natomiast nie sądzę, aby to było zbyt interesujące.

a grzesiowi pan wytknął słabość perspektywy żaby. tym razem już jest ona OK. Ja równie gładko mogę panu udowodnić, że mam rację. Wymienimy się kartami autorytetów? A może wyciągnie pan Jontka jąkałę co w grupie wybitnej się wycofa i wpadnie w mutyzm?

Jeśli Pan wygłasza zdanie ogólne, to przedstawienie jednego przykładu sprzecznego, obala Pańskie twierdzenie. Natomiast jeśli pani Olga przedstawia uogólnienie swojego doświadczenia, to inne doświadczenie tylko ogranicza zakres stosowania jej stwierdzenia. Gdyby pan Grześ napisał, że „nie dla każdego wcześniejsze pójście do szkoły musi być utratą dzieciństwa”, to bym słowem nie zająkną na temat perspektywy. Jeśli jest Pan taki dobry, to proszę uzasadnić jak się ma Pańskie zdanie o uczeniu się współpracy w grupie rówieśników, do nauki terroru w grupie i współpracy w domu? Co zrobić z przypadkami ludzi motywowanych wyzwaniem intelektualnym, a nie opinią grupy. Ja potrafię pominąć wątek osobisty. Potrafi Pan merytorycznie odpowiedzieć?

Czekam na dowód Pańskiej racji. :)

ja: Naturalną jest potrzeba kontaktów z rówieśnikami.
JM :Ta potrzeba jest naturalna i tu może administracja odegrać znaczącą rolę, poprzez kojarzenie dzieci wybitnie inteligentnych, tak żeby pasować do rówieśników nie tylko fizycznie. Do tego nie potrzeba obowiązkowej szkoły. Wystarczą odpowiednio wcześnie badania przesiewowe, tak aby wyłapać wybitne jednostki jak najwcześniej.

Badania kto zrobi i na czyje polecenie. A po badaniach co?? Szkoła jest be, ale badania przesiewowe już OK. Bo w szkole ja mam zajęcie, a na badaniach miałby pan. Konflikt interesów zawodowych, czyż nie? Się droczę:)

Jakoś nie spodziewam się, aby mnie ktoś zapraszał do powrotu w celu przebadania dzieci. Za dużo problemów by miał. Za trudne pytania bym stawiał. To à propos konfliktu interesów zawodowych. Natomiast odnośnie szkoły, to zły jest obowiązek szkolny, jeśli nie doczytał się Pan tego dotychczas. Jeśli potrafi Pan uczyć dzieci, że rodzice będą chcieli, żeby Pan uczył, pomimo że będą mogli zostawić dziecko w domu albo wysłać do tańszej, czy gorszej konkurencji, to Panu pogratuluję. Gdy nie mają wyboru, to będę twierdził, że wyrządza Pan dzieciom szkodę samym istnieniem. :)

JM: Jak Pan chce rozwijać to co dziecko wyniesie ze szkoły w której koledzy (bo przecież nie Pańskie dziecko) założyli nauczycielowi kosz na głowę? A może lepszym oddziaływaniem na dziecko jest symulowanie gwałtu i zamieszczanie potem zdjęć w sieci? Czy też przykład dawany przez kolegę repetenta przychodzącego do szkoły po pijaku, z papierosem w zębach lżącego nauczycielki?

W Polsce jest tylko 14 tysięcy podstawówek. Drugie tyle szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Spośród tej masy wyciągnął pan dwa trzy przypadki, które miały miejsce w ostatnich 5 latach i to ma być obraz całego szkolnictwa w Polsce. A fe. To dopiero manipulacja grubymi nićmi szyta.

Widzę, że Pańskie argumenty są tak merytoryczne, że śmiech z nóg zwala. Pan na prawdę chce ze mną polemizować? Proszę mierzyć siły na zamiary. Proszę powiedzieć w czym te sytuacje, które przywołałem, są lepsze od patologicznego domu. I dlaczego Pan ma prawo żądać, żebym oddał Panu moje dziecko pod opiekę?

Cały problem w tym, że świadomie lub nie (oby) walczy pan ze szkołą i jej czarna legendą. ja widzę to z drugiej strony. I tak jak Pino ma traumę szkoły sprzed kilku lat gdzie poszła ze starszym rocznikiem i okłada tą starą szkołę tak i pan nie dostrzega, że dążymy ku lepszemu modelowi. Że szkoła po reformie ma witać dzieci w odpowiednich dla nich warunkach. Z przestronnymi salami podzielonymi na część rekreacyjna i tą edukacyjną. Że szkoła dla maluchów ma być bez dzwonków, a nauka w nienormowanym czasie zamiast reżimu 45 minutowego, że to szkoła z niezależnym węzłem sanitarnym, korytarzami i opieką do godziny 17ej. Dzisiaj brzmi to jak utopia (otwierają się klisze sprzed lat), ale albo mówimy o kliszach i będziemy narzekać, albo podpowiemy co zrobić aby zbudować lepszy model szkoły. Bo trzymanie dziecka na domowym przypiecku to komfort dla wybranych, a mordęga dla większości.

Czy Pan udaje, że nie rozumie czy rzeczywiście nie pojmuje Pan o co chodzi? Obowiązkowa szkoła jest zła niezależnie od tego jak doskonale jest zorganizowana. Przymus, ograniczenie wolności jest złem. Klatka nawet złota jest klatką. Czy teraz dotarło do Pana, że broni Pan szkoły jako elementu systemu przemocy państwa względem obywatela, a nie instytucji niosącej wiedzę, a czasem wychowującej?

Pozdrawiam bez nadziei na sensowną odpowiedź


Pino

Najpierw pieprzyłem, a teraz się wymądrzam. A gdzie jakieś konkretne argumenty.

Podwórko przeciwstawiasz szkole. Podwórko? W zimie? dla sześciolatka?


Jerzy Maciejowski

jjmaciejowski

Jeśli jest Pan taki dobry, to proszę uzasadnić jak się ma Pańskie zdanie o uczeniu się współpracy w grupie rówieśników, do nauki terroru w grupie i współpracy w domu? Co zrobić z przypadkami ludzi motywowanych wyzwaniem intelektualnym, a nie opinią grupy. Ja potrafię pominąć wątek osobisty. Potrafi Pan merytorycznie odpowiedzieć?

Szkoła nie odbiera możliwości indywidualnych wyzwań, a dodatkowo może je wzmacniać rywalizacją. Dodam, że szkoła nie odbiera mozliwosci indywidualnej pracy z dzieckiem uzdolnionym, o którego prawa sie pan tak dobija. Ba nie ma przymusu posyłania dzieci do szkoły. Już dziś. W Polsce też.

Czy Pan udaje, że nie rozumie czy rzeczywiście nie pojmuje Pan o co chodzi? Obowiązkowa szkoła jest zła niezależnie od tego jak doskonale jest zorganizowana. Przymus, ograniczenie wolności jest złem. Klatka nawet złota jest klatką. Czy teraz dotarło do Pana, że broni Pan szkoły jako elementu systemu przemocy państwa względem obywatela, a nie instytucji niosącej wiedzę, a czasem wychowującej?

Pozdrawiam bez nadziei na sensowną odpowiedź

W tym właśnie problem, że pan w ograniczeniu wolności widzi jakieś totalne zło. Tymczasem co w zamian. Utopia frywolności?? Przykro mi, ale nie zazna pan wolności. Zawsze będą jakieś ograniczenia. Chyba bardziej chodzi o wybór. W tej chwili już ten wybór istnieje. Ograniczony, koślawy, ale istnieje. Chciałbym, aby paleta ofert edukacyjnych się zwiększyła. Chciałbym żebyśmy nawet mogli zrezygnować z przymusu oświatowego, ale póki co jest on niezbędny dla utrzymania porządku społecznego (bo będziemy mieć Meksyk na ulicach), ale to jest historia na zupełnie inny wpis.


Ziew,

argumentów konkretnych masz tu od cholery, moja wina, że czytać nie umiesz?

Czego ja zresztą wymagam od nauczyciela, który nawet nie wie, że używając w zdaniu pytajnika (“gdzie”, “dokąd”, “skąd”), na końcu stawia się taki znaczek – “?”, a nie kropkę.

Pozdrawiam i już nie przeszkadzam


Subskrybuj zawartość