Czy polska polityka zaczęła zanikać?


 

Dziś w Dzienniku jest interesujący artykuł dr Rafała Matyji o tym “Czy polska polityka zaczęła zanikać?”. Artykuł ciekawy i skłonił mnie do takiej refleksji.

Mam wrażenie że sens polskiej polityki, jej treść, wyczerpała się w 2004 roku po wejściu do UE. Fakt ten oznaczał iż wszystkie cele mierzalne, konkretne, postawione po 1989 roku zostały zrealizowane. Spora cześć zmian w naszej gospodarce czy wojsku albo polityce zagranicznej dokonana była nie dlatego iż ktoś miał taki pomysł czy idee tylko dla tego że bez np. cywilnej kontroli nad armia nie byłoby NATO a bez setek ustaw dotyczących spraw od ekologii po niezależność NBP nie byłoby przyjęte (w takiej ilości) gdyby nie UE. Każdy rząd – od Mazowieckiego przez Olszewskiego po Millera wiedział że pewne minimum musi zrobić, niezależnie od całej pozostałej politycznej bijatyki.

NATO i UE były celami jasnymi konkretnymi, wiedziano co trzeba zrobić. Jak one zanikły to okazało się że żaden z polskich polityków nie miał pomysłu co dalej. Owszem, niby pojawiły się nowe wyzwania związane np z pozycją polski w UE. Tyle że pozycja jakiegoś kraju w UE zależy od setek sprawy i tak naprawdę nigdy nie będzie to działanie na tyle spektakularne aby przyciągnęła uwagę opinii publicznej. Sprawy naprawdę ważne jak limity CO2 czy sposoby oceny pomocy publicznej i dotowania np. stoczni dosyć skromnie przebijają się do prasy. Generalnie w UE wszystko tak długo trwa że trudno mieć tak prosty i łatwy sukces że gdzieś tam nas przyjmą i coś można w TV pokazać.

Buzek miał jeszcze pomysł 4 reform. Tyle że robione one były troch pod UE no i to co się z nim stało skutecznie zniechęciło wszystkie inne rządy do jakichkolwiek wielkich reform. Po upadku Millera nastała w Polskiej polityce pustka.

Pustki tej nie zapełniła wcale afera Rywina, ale nawet nie dlatego że tak naprawdę mało wiemy o co w niej chodziło. Słabość dyskusji wokół afery Rywina polegała na tym że nie wyciągnięto z niej żadnych realnych i praktycznych wniosków. Dla prawej strony sceny politycznej była okazją do rewanżu za to że z SLD tak trudno się wygrywa wybory a dla lewej strony było to doświadczenie ukazujące znużenie ludzi którzy już nie bardzo mają wole walki i chęć dalszego rządzenia.
A wszystkie pozytywne zmiany np. w polskiej prokuraturze Ziobro skutecznie zniweczył, wzmacniają jest bardziej serwilizm o czym możemy sobie poczytać przy okazji komisji naciskowej.

POPiS też był takim rozczarowaniem. Okazał się być niczym więcej jak tylko platformą dla dwóch outsiderów polskiej polityki – braci K – do wzięcia odwetu za lata upokorzeń. Słuchając dziś Kaczyńskiego jak mówi, z trudem ukrywając radość, o Bolku to widać wyraźnie że nie bardzo wiadomo co pozytywnego płynie z 7 roku istnienia PiS. Bo za pozytyw trudno uznać fakt że parę osób ma okazje za publicznie pieniądze leczyć swoje kompleksy. Sprawa Bolka jest zresztą kuriozum samym w sobie, kuriozum ukazującym bezsens istnienia obu braci w polityce po 1989 roku – zero pozytywnego programu a za to wielka skłonność do sprzymierzenia się z każdym byle tylko władza była. Jak Lechy był użyteczny to był z niego bohater, jak przestał był “po linii” to zdrajca. Kuczyński chyba ma rację mówiąc ze jeśli ktokolwiek próbował manipulować Wałęsa za pomocą Bolka to chyba tylko obaj bracia K.

Polska polityka stała się w ostatnich latach jałowa dla tego że zniknął jasny cel jej funkcjonowania. Nikt i nic nie wyznacza jej kierunku, stąd też możliwe są kwiatki w rodzaju sukcesu PiSu w 2005. Jak nie wiemy po co jest polityka, co chce zrealizować to wygrywa ten co głośniej krzyknie że wie lepiej. Bo jak ma siłę krzyczeć to pewnie coś tam wie. Jak łatwo się domyśleć, tak niestety nie jest.

Nie wiem czy jest na to jakaś recepta. Nie wiem bo dziś trudno jest sobie znaleźć taki jasny i prosty cel. Dziś wielkim sukcesem jest to że np. wzrost PKB będzie o 0,3% większy a nie mniejszy. Tyle że to jest mało sexy. Trudno to porównywać do narodowego wysiłku i wielkiej radości jakim było wejście do NATO czy UE.

Cała lata marzyliśmy o tym aby polska polityka była nudna. Bo nuda oznacza iż jest w miarę ok. Tyle że nasi politycy nie lubią zajmować się nudnym budowanie dróg i wprowadzaniem tysięcy drobnych zmian do sposobu zarządzania państwem. Marzą im się wielkie “sukcesy” i “widowiska”. Stad czeka nas pewnie stały festiwal Bolków czy Antków policmajstrów z ich donkisztoeryjną walką z mitycznym WSI.

Co zrobić aby na gruzach takiego PiSu nie wyrosła nam jego nowa mutacja? Przecież zawsze znajdzie się jakiś młode wcielenie Kaczyńskiego co będzie chciał nam na siłę udowodnić że ona ma rację bo go tak okrutnie skrzywdzili jacyś “oni” nie dając stołka i jak go nie zrobimy prezydentem to będzie nam głowę swoimi bajkami zawracał. Dotyczy to zresztą nie tylko polityki – mamy przecież Wildsteina czy Ziemkiewicza z ich twórczością z pogranicza SF co przeżyć nie mogą iż jakoś ich rację nie zyskują takiego uznania jak ich przeciwników. Sam nie wiem jak to zmienić....

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

dobry wpis, ja bym tylko zostawił

sprawy PiS, bo ile można kopać leżącego

na przyszłość by wolał patrzeć a nie ciągle do tyłu się oglądać

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


" Czy polska polityka zaczęła zanikać?"

pobożne życzenie

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


Subskrybuj zawartość