Zwyczajnie. Na metryce chrztu oprócz imienia jest też nazwisko. I ta metryka to jest dokument papierowy, którym potem, w życiu, przy rożnych okazjach trzeba wymachiwać. I dla każdego urzędasa, i cywilnego, i kościelnego, imię, bez nazwiska, byłoby do niczego. A nazwisko na mojej metryce. bylo nie tylko fałszywe, ale jeszcze napisane z błędami, odręcznie, przez niemieckiego księdza. Był to rok 1943 grudzień. Obóz pracy o zaostrzonym rygorze. W samym sercu Niemiec. W każdym razie, w wiele lat potem, przyszło nam z żoną do głowy, że może jednak weźmiemy ślub kościelny? Poszedłem z tym ciekawym dokumentem do proboszcza. 1972 albo 1973 rok. Grzecznie mnie nawet wysluchał. Dokument obejrzał. Na jednej stronie formalna metryka urodzenia “cywilna” wystawiona przez tamtejszy Amt, a z drugiej, odręcznie napisana metryka chrztu. W końcu ksiądz westchnął i zdecydował – LIPA! To nie twoja metryka, synu. Tak więc mam niejako kościelne potwierdzenie lipy. Przeszła nam ochota na ślub kościelny i jakoś, już ponad cztedziesci lat obywamy siię bez tego.
PS. Do czytania i nieczytania Biblii, to powtórzyłem akurat to, co nam ksziądz katecheta na religii w ósmej, lub dziewiatekj klasie ogólniaka (1959 rok) powiedział i pokazał. Z wyraźnym zaznaczeniem, że dozwolone jest tylko to, co ma imprimatur i takowe pokazał gdzie się mieści. I że najwazniejsze to są te komentarze do treści ewangelii. A na marginesie, to religię mieliśmy wtedy normalnie, w szkole. W klasach.
Religia – to wspólnota… Skracam. Jak tylko mogę, to unikam współnot. dla mnie osobiście – kosztowne jak nie wiem co.
Dostęp do Biblii, za komuny blokowali nie komuniści – bo ja w 1961, zupełnie normalnie, w księgarni w Warszawie, na Krakowskim Przedmieściu kupiłem sobie Biblię. Bez Imprimatur. Za złotówki. 5 min spacerku od komitetu centralnegpo PZPR. I mam ją do dzisiaj. Oczywiście, po polsku. Czasem ją czytuję.
Jak można miec fałszywe - Panu Maciejowskiemu i Poldkowi
Zwyczajnie. Na metryce chrztu oprócz imienia jest też nazwisko. I ta metryka to jest dokument papierowy, którym potem, w życiu, przy rożnych okazjach trzeba wymachiwać. I dla każdego urzędasa, i cywilnego, i kościelnego, imię, bez nazwiska, byłoby do niczego. A nazwisko na mojej metryce. bylo nie tylko fałszywe, ale jeszcze napisane z błędami, odręcznie, przez niemieckiego księdza. Był to rok 1943 grudzień. Obóz pracy o zaostrzonym rygorze. W samym sercu Niemiec. W każdym razie, w wiele lat potem, przyszło nam z żoną do głowy, że może jednak weźmiemy ślub kościelny? Poszedłem z tym ciekawym dokumentem do proboszcza. 1972 albo 1973 rok. Grzecznie mnie nawet wysluchał. Dokument obejrzał. Na jednej stronie formalna metryka urodzenia “cywilna” wystawiona przez tamtejszy Amt, a z drugiej, odręcznie napisana metryka chrztu. W końcu ksiądz westchnął i zdecydował – LIPA! To nie twoja metryka, synu. Tak więc mam niejako kościelne potwierdzenie lipy. Przeszła nam ochota na ślub kościelny i jakoś, już ponad cztedziesci lat obywamy siię bez tego.
PS. Do czytania i nieczytania Biblii, to powtórzyłem akurat to, co nam ksziądz katecheta na religii w ósmej, lub dziewiatekj klasie ogólniaka (1959 rok) powiedział i pokazał. Z wyraźnym zaznaczeniem, że dozwolone jest tylko to, co ma imprimatur i takowe pokazał gdzie się mieści. I że najwazniejsze to są te komentarze do treści ewangelii. A na marginesie, to religię mieliśmy wtedy normalnie, w szkole. W klasach.
Ryszard Katarzyński -- 25.11.2009 - 16:50Religia – to wspólnota… Skracam. Jak tylko mogę, to unikam współnot. dla mnie osobiście – kosztowne jak nie wiem co.
Dostęp do Biblii, za komuny blokowali nie komuniści – bo ja w 1961, zupełnie normalnie, w księgarni w Warszawie, na Krakowskim Przedmieściu kupiłem sobie Biblię. Bez Imprimatur. Za złotówki. 5 min spacerku od komitetu centralnegpo PZPR. I mam ją do dzisiaj. Oczywiście, po polsku. Czasem ją czytuję.