Taka dziwna sytuacja. Nie jestem, na pewno, katolikiem. Na pewno nie jestem chrześcijaninem. Nie jestem starozakonnym. Ani buddystą. Wszystkie instytucjonalne kościoły i wszelkie organizacje religijne, uważam, za swoich naturalnych przeciwników. Bo przecież , toto wszystko chciałoby choć trochę mną porządzić! W mojej sypialni. Albo przynajmniej w moim portfelu! Zadziwiające jak popularne jest we wszystkich niemal religiach pojęcie dziesięciny.
Dawno temu, bez mojego świadomego udziału zostałem ochrzczony. Na wszelki wypadek, żeby nikt nie podejrzewał „nie-aryjskości”. Jakoś, około piętnastego roku życia uznałem jednak, że jestem zupełnie niewierzący. Gdzieś, kolo czterdziestki, w czasie powrotów z długich nocnych kursów (zlotówa byłem), w takie jazdy myśli się dużo o różnościach, doszedłem do wniosku, że jednak jestem w stanie uwierzyć. A jeżeli Ten Bóg, to idea organizująca i wręcz tworząca cały wszechświat? Dowodem pośrednim na istnienie takiej „boskiej idei”, takiego bożego zamysłu, byłaby choćby matematyka. I fizyka. I inne nauki. Poza humanistycznymi, bo te skupiają się tylko na ludzkim „ja”.
Przecież w starym testamencie nie ma w żadnym miejscu opisu osobowego Boga. W ewangeliach też tego nie zauważyłem. Nadanie cech osobowych Bogu ( niematerialnemu – więc jak tu mówić o osobie?), to taki sam zabieg literacki jak nadanie cech ludzkich zwierzątkom w bajkach. A poza tym, Żydom, którzy spisali Stary Testament i byli pierwszymi świadkami ewangelicznych zdarzeń oraz pierwszymi chrześcijanami, taki osobowy Bóg pozwalał im modlić się do siebie, a nawet dyskutować i kłócić się z Nim. Żydzi wręcz uwielbiają sprzeczać się z Panem B.
Gdyby nie ta antropomorfizacja Stwórcy Wszechrzeczy, to Żydzi byliby bezradni. Ani się z kim pokłócić, ani kogo poprosić o mannę z nieba… Poprosić o coś ideę? Matematyczną koncepcję organizująca wszystko? To tak jakby poprosić zegarek, który jest mechaniczną idealną organizacją stworzoną do odmierzania czasu, żeby podał nam obiad! A staruszka, z brodą, na chmurce – to już tak. A jak coś nie wychodzi z tą Ziemia Obiecaną, to wiadomo do kogo z reklamacją się zgłaszać!
Ale jednak, takiego Boga nieosobowego, Ideę Organizująca Wszystko – to mogę zaakceptować. To jest racjonalne, jak tabliczka mnożenia. I wtedy, oczywistym jest dla mnie, że ja jestem częścią efektów działania tej Idei. Jestem dziełem tej Idei. I jestem jej częścią. ( To może w tym znaczeniu Pan B., jest w każdym z nas?) Tak jak kamień i krowa. I las. I Muzułmanie. I Chińczycy. I Żydzi. I Chrześcijanie. I ta druga połowa ludzkości. Wszyscy i wszystko jest dziełem, skutkiem tej Idei.
A skoro jestem częścią Jego dzieła, to jakąś tam łączność z Nim mam. Nie wiem jaką. Telepatyczną? Nie znam się na tym. Ale wiem że To działa. Ta łączność. Śmieszne. Modlę się co dziennie. Agnostyk prawie, czy inny heretyk. Modli się i jeszcze twierdzi że to działa! Zgroza! (wedle ateistów) Bluźnierstwo! (wedle tych z całkiem drugiej strony)
A działa! Co dzień dziękuję mu za ten dzień i za to czym mnie obdarza. I co dzień, upierdliwy jestem, bo proszę go o to, na czym mi naprawdę zależy. I nad biurkiem mam taką tablicę do przypinania karteczek. I ilekroć przyłapuję Jego Wysokość Ideę, że coś tam dobrego dla mnie zrobił, to piszę to na karteczce, stawiam plusik i wieszam sobie. . Co roku te karteczki zajmują mi około metra kwadratowego. To je pakuję w woreczek i do archiwum.
Może Jego Wysokość zapisywać w księgach moje uczynki, to mogę i ja zapisywać Jego dary i interwencje.
A czy krzyżyk sobie wisi tu czy tam? A co mnie to obchodzi? Mnie nijak to nie dotyczy. Ktoś tam się uparł i powiesił? Jego sprawa. Dopóki nie żąda za to ode mnie moich pieniędzy z moich podatków… Bo mój Jego Wysokość Idea, w skrócie i w bezpośrednich kontaktach z nim, przezywam Jego Wysokość – Panem B., nie ma konta bankowego. I nie lata przy byle okazji z tacą. I nie mówi „co łaska, ale nie mniej…”
Krzyżyki mi nie przeszkadzają. Zresztą, u mnie w domu, na półce kominka stoi krucyfiks, zabytek dziewiętnastowieczny, który pamiętam od dzieciństwa. Był u moich rodziców. I drugi malutki krucyfiks wisi nad kuchenką gazową. Malutki. Metalowy. Wykopany w ogrodzie? Znaleziony na grzybach?
Krzyżyki mi nie przeszkadzają.
Ale przeszkadza mi, jak stuprocentowo katolicka młodzież, w klasie, pod krzyżem, na każdej przerwie, a często i na lekcji, (religii też) łamie nie tylko wszystkie przykazania, ale i zasady zwykłej przyzwoitości. Drugą taka klasą, nie szkolną, ale polityczną, jest sejm, .A w nim krzyżyk w wysokiej izbie sejmowej. Tam dopiero jest kolekcja grzeszników, obłudników i hipokrytów publicznie i świetle reflektorów prezentujących szacunek dla krzyżyka. O przestępcach już nie wspomnę, bo nie raz prokurator wyczekiwał z utęsknieniem końca kadencji, żeby kogoś zamknąć. No bo chyba nikt nie dał się nabrać na takie demonstracje, jak konwersja tego posła z PIS co już nie jest z PIS albo nagłe niespodziewane śluby kościelne jednego prezydenta i jednego premiera, ze to niby skutek wiszenia tego krzyża.
To po jaką cholerę krzyże w takich miejscach?
Przecież to towarzystwo ma ten krzyżyk w… głębokim… A tam.
komentarze
+
zgadzam się z przesłaniem.
Co z tego krzyża w szkolnej sali, jak nie zwraca nikt na niego uwagi w takim znaczeniu, że nie przeszkadza to w złym zachowaniu?
A krzyżowa dyskusja jest w sumie dyskusją zastępczą, przy okazji była polem, by kilka osób okazało swą wyższość i powiedziało, jak gardzi niewierzącymi.
Krzyż tu nie ma wielkiego, niestety, znaczenia.
To wymachiwanie krzyżem żenujące jest tylko, podobnie jak zresztą te chore teksty o ateistach, co próbowałem pokazać w swojej notce.
grześ -- 18.11.2009 - 22:03Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia,
chcesz oblegać Jeruzalem
miasto ma wysokie wieże
bronią go mahometanie
Pan opuścił święte miasto
Przed minutą, przed godziną
W chłodnym gaju na północy
Z Mahometem piją wino (sic!)
A później Kleyff zadzierał wiosło i się darł ochryple “I mi nie stajeeeee!”...
Dobre
I tyle.
Igła -- 19.11.2009 - 19:04@Ryszardzie
Wszystkie instytucjonalne kościoły i wszelkie organizacje religijne, uważam, za swoich naturalnych przeciwników. Bo przecież , toto wszystko chciałoby choć trochę mną porządzić! W mojej sypialni. Albo przynajmniej w moim portfelu! Zadziwiające jak popularne jest we wszystkich niemal religiach pojęcie dziesięciny.
Religia nie jest przeciwnikiem lecz propozycją którą można przyjąć czy nie. Gdyby się kierować taką logiką w życiu, to pewnie Twoim przeciwnikiem byłoby to co Ci się nie podoba a ściślej mówiąc ogranicza Twoją wolność.. . Pojęcie dziesięciny jest popularne w religiach? A nie czasem w życiu świeckim w ustroju feudalnym.. – czy jak tam. O ile wiem dziesięciny w prawie wszystkich – jak piszesz religiach – się nie płaci.
Dawno temu, bez mojego świadomego udziału zostałem ochrzczony.
Nie tyko to. Bez Twojego świadomego udziału nadano Ci imię, pozwolono Ci się urodzić, nadano Ci nazwisko, bez swojego udziału w ogóle zaistniałeś. Innymi słowy nic nie masz czego byś nie otrzymał... . Nawet to co sami osiągamy osiągamy dlatego, że dano nam możliwość osiągania.. .
doszedłem do wniosku, że jednak jestem w stanie uwierzyć. A jeżeli Ten Bóg, to idea organizująca i wręcz tworząca cały wszechświat? Dowodem pośrednim na istnienie takiej „boskiej idei”, takiego bożego zamysłu, byłaby choćby matematyka. I fizyka. I inne nauki. Poza humanistycznymi, bo te skupiają się tylko na ludzkim „ja”.
I co uwierzyłeś, czy też jesteś w stanie ale nie wiesz za bardzo po co.. ? Bogu Twoja wiara raczej potrzebna nie jest ani jakiejkolwiek religii na świecie.. . Jeśli już to Tobie ale musisz dowiedzieć się po co.
Przecież w starym testamencie nie ma w żadnym miejscu opisu osobowego Boga. W ewangeliach też tego nie zauważyłem. Nadanie cech osobowych Bogu ( niematerialnemu – więc jak tu mówić o osobie?), to taki sam zabieg literacki jak nadanie cech ludzkich zwierzątkom w bajkach. A poza tym, Żydom, którzy spisali Stary Testament i byli pierwszymi świadkami ewangelicznych zdarzeń oraz pierwszymi chrześcijanami, taki osobowy Bóg pozwalał im modlić się do siebie, a nawet dyskutować i kłócić się z Nim. Żydzi wręcz uwielbiają sprzeczać się z Panem B.
A to chyba kiepsko czytałeś Stary Testament gdyż roi się od tekstów w których Bóg jest osobą.. . Skoro człowiek jest osobą a jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga, to Bóg nie może być nie-osobą. Jak chciałbyś opisywać Boga w którego nie wierzysz, może w którego byłbyś wstanie uwierzyć... ? BIblia to zapis Objawienia potwierdzonego znakami. Oczywiście, że Boga nikt nie widział, gdyż jest Duchem. Ale Bóg przemawia w duchu właśnie, prorocy miewali wiedzenia, wizje, mówili, przemawiali. Oczywiście bez pierwiastka wiary i bez komentarzy mówiących o kontekstach historycznych ksiąg, gatunkowych jeśli chodzi o formy literackie, czytanie Biblii może wyglądać na czytanie dziwacznej księgi.. . Ale żywe to słowo i warto czytać – lubię czytać.
Gdyby nie ta antropomorfizacja Stwórcy Wszechrzeczy, to Żydzi byliby bezradni. Ani się z kim pokłócić, ani kogo poprosić o mannę z nieba… Poprosić o coś ideę?
Wpychasz w brzuch BIblii swóją prywatną “definicję boga” . Oni nie zwracają się do idei ale Ty uważasz, że się zwracali – co nie ma żadnego pokrycia w opisach Biblii. Zaglądnij do MOjżesza “JESTEM posłał mnie do Ciebie..” – mówi MOjżesz. Doskonałe, jednoznaczne i metafizyczne ujęcie Boga. Bóg jako ten Który Jest. Metafizyka powie ten bez którego nie może istnieć to co istnieje. Jeden tylko Jest – źródło istnienia. Źródło rozumnego istnienia.
Ale jednak, takiego Boga nieosobowego, Ideę Organizująca Wszystko – to mogę zaakceptować. To jest racjonalne, jak tabliczka mnożenia. I wtedy, oczywistym jest dla mnie, że ja jestem częścią efektów działania tej Idei. Jestem dziełem tej Idei. I jestem jej częścią. ( To może w tym znaczeniu Pan B., jest w każdym z nas?) Tak jak kamień i krowa. I las. I Muzułmanie. I Chińczycy. I Żydzi. I Chrześcijanie. I ta druga połowa ludzkości. Wszyscy i wszystko jest dziełem, skutkiem tej Idei.
Wtedy Judaizm i Chrześcijaństwo byłoby ideologią. Pomijasz Now Testament w którym mowa o Logosie – Synu BOżym, bez którego nic się nie stało co się stało. Do określenia istnienia idei porządkującej świat nie potrzeba Boga. Idea jest czymś wtórnym – jak wrorzec matematyczny. Jednak idee powstają w umyślę a umysł tkwi nie w materii ale w głowie nie? A głowę ma osoba. :-)))
A skoro jestem częścią Jego dzieła, to jakąś tam łączność z Nim mam. Nie wiem jaką. Telepatyczną? Nie znam się na tym. Ale wiem że To działa. Ta łączność. Śmieszne. Modlę się co dziennie. Agnostyk prawie, czy inny heretyk. Modli się i jeszcze twierdzi że to działa! Zgroza! (wedle ateistów) Bluźnierstwo! (wedle tych z całkiem drugiej strony)
Modlisz się do bezosobowej martwej idei? Tak jakbyś się modlił do III zasady dynamiki Newtona.. . Jednak chyba – jeśli Bóg jest – jest czymś więcej niż ideą. :-))) Skoro ideę wyprodukował to kim musi być.. .
Może Jego Wysokość zapisywać w księgach moje uczynki, to mogę i ja zapisywać Jego dary i interwencje.
Fajny pomysł, :-)))
Ale przeszkadza mi, jak stuprocentowo katolicka młodzież, w klasie, pod krzyżem, na każdej przerwie, a często i na lekcji, (religii też) łamie nie tylko wszystkie przykazania,
Wszystkie przykazania? E chyba ściemniasz aby podbarwić swoją tezę
Drugą taka klasą, nie szkolną, ale polityczną, jest sejm, .A w nim krzyżyk w wysokiej izbie sejmowej. Tam dopiero jest kolekcja grzeszników, obłudników i hipokrytów publicznie i świetle reflektorów prezentujących szacunek dla krzyżyka.
znowu. Wszyscy posłowie? JAk jeden mąż? Znowu podrasowujesz swoją tezę.
To po jaką cholerę krzyże w takich miejscach?
Przecież to towarzystwo ma ten krzyżyk w… głębokim… A tam.
Daje się to zauważyć, że tak. Że dla wielu nic znaczy jego obecność na ścianie. Ale tych najgłośniejszych co to sprawiają wrażenie, że wszyscy jest mało.
Ja na temat wieszania krzyża u Grzesia pisałem już więc powtarzał się nie będę – jest to długoletnia tradycja oreślająca także tożsamość narodową, wg etosu Bóg Honor Ojczyzna. Jest to też szacunek wobec przodków i ich ideałów dla których umierali za Ojzyznę w modlitwą na ustach. Oddali życie – wg szkoły Krzyża właśnie. A w szkole trza się zabrać za wychowanie wyrodników a nie za zdejmowanie krzyży. To nie metoda.
Jednak pomimo powyższego uważam wywołanie tego tematu przez Szenyszyn za podbijanie bębenka politycznego – cynicznej gry policzonej na procenty. Jeśli są chętni do wieszania symboli Judaizmu czy Islamu proszę bardzo. DLaczego nie. Tylko dlaczego równa się w dół – wyrzucając symbole zamiast je eksponować?
Wydaje mi się, że powieszenie innych byłoby znakiem pewnej wspólnoty wobec Państwa pomimo różnic religijnych.
BYłoby to bliższe rzeczywistości nież udawanie, że religie wzniecają spory i konflikty. To spory i konflikty wzbierają politycy a religia czasami im do tego służy. Nie dajmy się zwariować. Szanujmy religie a polityko w “kuku” nie dajmy się robić.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 20.11.2009 - 00:02W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Poldku,aleś się rozpisał:)
ciekawe co na to p. Ryszard, bo dyskusja zapowiada się frapująco.
pzdr
grześ -- 20.11.2009 - 00:17@Poldek
No widzisz, jak potrafisz pogadać kiedy paciorek na bok odłożysz.
Igła -- 20.11.2009 - 14:55Panie Ryszrdzie!
Mnie się podoba. :)
Żeby być chrześcijaninem, nie trzeba być członkiem jakiegokolwiek kościoła. Wystarczy wierzyć, że Jezus został ukrzyżowany za nasze grzechy.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 21.11.2009 - 09:53Panie Staszku!
Którego przykazanie nie może młodzież złamać „myślą bądź mową” w szkole w obecności krzyża?
Jeśli wierzy Pan w wychowanie za pomocą szkoły, to znaczy, że trzeba podziwiać Pańską wiarę i ignorancję. Jedyna struktura zdolna wychowywać, to harcerstwo. :)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 21.11.2009 - 09:57Panie Jerzy
Którego przykazanie nie może młodzież złamać „myślą bądź mową” w szkole w obecności krzyża?
A czy ja jestem Krzyżem, że Pan mnie pyta?
Jeśli wierzy Pan w wychowanie za pomocą szkoły, to znaczy, że trzeba podziwiać Pańską wiarę i ignorancję. Jedyna struktura zdolna wychowywać, to harcerstwo. :)
Pozdrawiam
Pan “dla jaj” napisał o tym wychowaniu czy na serio? Jeśli na serio, to nie sądzi chyba Pan poza harcerstwem jest byłoby możliwe wychowanie.. .
Szkoła wychowuje czy tego chce czy nie. Poprzez postawę wobec konkretnych zachowań uczniów osób dorosłych. Jeśli nauczyciel ucieknie od tei odpowiedzialności reagowania wobec postaw, nałożą mu prędzej czy później na głowę kosz – na jego własne życzenie. Gdyż młodzież nie znosi urzędników udających, że “pada deszcz”.. . Młodzież wie, że nauczyciel powinien reagować – wychowywać własnym przykładem i tego co sobą prezentuje. Zresztą podobnie jak rodzić.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 21.11.2009 - 21:50W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Panie Staszku!
Panie Jerzy
Którego przykazanie nie może młodzież złamać „myślą bądź mową” w szkole w obecności krzyża?
A czy ja jestem Krzyżem, że Pan mnie pyta?
Pan w poprzednim komentarzu stwierdził, że przesadziłem pisząc, iż młodzież łamie wszystkie przykazania w obecności krzyża. To ja się pytam, którego nie jest w stanie złamać. Proszę o dowód, że przesadzam.
Jeśli wierzy Pan w wychowanie za pomocą szkoły, to znaczy, że trzeba podziwiać Pańską wiarę i ignorancję. Jedyna struktura zdolna wychowywać, to harcerstwo. :)
Pozdrawiam
Pan “dla jaj” napisał o tym wychowaniu czy na serio? Jeśli na serio, to nie sądzi chyba Pan poza harcerstwem jest byłoby możliwe wychowanie.. .
Wychowanie ma miejsce w rodzinie. Jak dotąd, jedyną instytucją zdolną do wychowania młodego człowieka jest harcerstwo. To są fakty.
Szkoła wychowuje czy tego chce czy nie.
Szkoła nie wychowuje, czy Pan chce tego czy nie. :)
Poprzez postawę wobec konkretnych zachowań uczniów osób dorosłych.
Ustosunkowywanie się werbalne do czyjegoś zachowania nie ma niczego wspólnego z wychowaniem. Tak samo jak uczenie dziesięciorga przykazań na religii.
Jeśli nauczyciel ucieknie od tei odpowiedzialności reagowania wobec postaw, nałożą mu prędzej czy później na głowę kosz – na jego własne życzenie.
Można rzucać gromy na chuliganów, a mimo to kosz mieć nałożony na głowę. Mam wrażenie, że szkołę zna Pan tylko z odwiedzin jako tatuś, bo jako uczeń to bywał Pan w zupełnie innej szkole.
Gdyż młodzież nie znosi urzędników udających, że “pada deszcz”.. . Młodzież wie, że nauczyciel powinien reagować – wychowywać własnym przykładem i tego co sobą prezentuje. Zresztą podobnie jak rodzić.
Pozdrawiam.
A jak zdaniem młodzieży ma wyglądać wychowanie własnym przykładem, gdy pijany 17 letni uczeń przychodzi do szkoły z papierosem w zębach i lży nauczycieli, a policja umywa ręce?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 21.11.2009 - 22:16Panie Jerzy.
Pan w poprzednim komentarzu stwierdził, że przesadziłem pisząc, iż młodzież łamie wszystkie przykazania w obecności krzyża. To ja się pytam, którego nie jest w stanie złamać. Proszę o dowód, że przesadzam.
To nie ja napisałem, ze młodzież łamie wszystkie przykazania tylko Pan. Więc rozumiem, ze dysponuje Pan katalogiem wszystkich przykazań oraz stosownymi, potwierdzonymi, badaniami. Czyż może być inaczej skoro pan napisał, że “łamie wszystkie”?
Wychowanie ma miejsce w rodzinie. Jak dotąd, jedyną instytucją zdolną do wychowania młodego człowieka jest harcerstwo. To są fakty.
Prawdę Pan pisze. Ale mam wrażenie, że chce Pan “wtłoczyć’ mi do głowy, że tylko rodzina wychowuje: mama, tata, dziadek, wujek, ale pomija Pan grzecznie, że także osoby poza rodziną. Takie jak: nauczyciel, dozorca, policjant, lekarz, itp. Człowiek młody rozglądając się wokół wyrabia sobie zdanie o: nauczycielach, dozorcach, policjantach, lekarzach, itp. a to wpływa na jego postawy i wybory wobec życia. Jeśli wpływa to nie jest to wychowanie?
To wpłynięcie pozostaje w jego głowie i zmyślnie na tej postawie buduje ów w sobie obraz świata.
Czasem dozorca lub palacz w szkole jest większym autorytetem niż tata “w rodzinie”. Więc nie tylko rodzina Panie Jerzy. A jesli Dozorca i palacz który ma większy autorytet niż “tata z rodziny” pracuje w onej szkole, to mogę powiedzieć, że szkoła wychowuje – niezależnie czy Pan Jerzy tego chce czy nie.
Szkołę znam natomiast z własnego doświadczenia jako uczeń i potem student. A potem także jako nauczyciel. Proszę być spokojnym o moje obserwacje.
Odnośnie pijanego ucznia – biedna ta szkoła, a najbardziej biedny wychowawca i dyrektor szkoły, jeśli nie wie co w takiej sytuacji zrobić. Gdyby wiedział co zrobić, to pewnie po pierwszym takim incydencie kolejny trefniś by się nie odważył przyjść w takim stanie do szkoły.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 22.11.2009 - 01:20W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Panie Staszku!
Panie Jerzy.
Pan w poprzednim komentarzu stwierdził, że przesadziłem pisząc, iż młodzież łamie wszystkie przykazania w obecności krzyża. To ja się pytam, którego nie jest w stanie złamać. Proszę o dowód, że przesadzam.
To nie ja napisałem, ze młodzież łamie wszystkie przykazania tylko Pan. Więc rozumiem, ze dysponuje Pan katalogiem wszystkich przykazań oraz stosownymi, potwierdzonymi, badaniami. Czyż może być inaczej skoro pan napisał, że “łamie wszystkie”?
Właśnie, dlatego że możliwe jest złamanie każdego z przykazań w myśli bądź mowie, pozwoliłem sobie na stwierdzenie, że młodzież to czyni. Gdyby Pan potrafił wskazać choć jedno przykazanie, którego nie można złamać w żaden sposób, to Pański zarzut miałby podstawy. Tak to wypada przyznać mi rację, a nie domagać się dowodów z brudnych myśli czy kiepskich żartów. Pan raczy żartować, odwracając kota ogonem.
Wychowanie ma miejsce w rodzinie. Jak dotąd, jedyną instytucją zdolną do wychowania młodego człowieka jest harcerstwo. To są fakty.
Prawdę Pan pisze. Ale mam wrażenie, że chce Pan “wtłoczyć’ mi do głowy, że tylko rodzina wychowuje: mama, tata, dziadek, wujek, ale pomija Pan grzecznie, że także osoby poza rodziną. Takie jak: nauczyciel, dozorca, policjant, lekarz, itp. Człowiek młody rozglądając się wokół wyrabia sobie zdanie o: nauczycielach, dozorcach, policjantach, lekarzach, itp. a to wpływa na jego postawy i wybory wobec życia. Jeśli wpływa to nie jest to wychowanie?
Otóż nikogo nie pominąłem. Wychowują rodzice. Bardzo rzadko w tę rolę wchodzą dziadkowie lub starsze rodzeństwo. Natomiast nauczyciel to jest ktoś kto w tę rolę praktycznie nie wchodzi. Z wyjątkiem bardzo rzadkich przypadków głębokiej patologii rodziny. Wyrabianie sobie zdania o pani ze sklepu czy apteki nie ma niczego wspólnego z wychowaniem. Wiedza, to nauczanie. Wychowanie, to kształtowanie wzorców i norm. Odbywa się to zupełnie inaczej i praktycznie tylko rodzice biorą w tym udział.
To wpłynięcie pozostaje w jego głowie i zmyślnie na tej postawie buduje ów w sobie obraz świata.
Obraz świata, to raczej wiedza, przynajmniej w zakresie tego, co Pan nazywa wpłynięciem. Wychowanie nie ma z wiedzą niczego wspólnego. Podobnie jak nie ma niczego wspólnego z emocjami, które kształtują się jeszcze inaczej.
Czasem dozorca lub palacz w szkole jest większym autorytetem niż tata “w rodzinie”. Więc nie tylko rodzina Panie Jerzy. A jesli Dozorca i palacz który ma większy autorytet niż “tata z rodziny” pracuje w onej szkole, to mogę powiedzieć, że szkoła wychowuje – niezależnie czy Pan Jerzy tego chce czy nie.
Ile zna Pan takich przypadków? Poza tym, nie o autorytet tu chodzi. W dziedzinie dorzucania koksu do pieca, palacz prawdopodobnie jest większym specjalistą od większości ojców. Czy z tego wynika, że stanie się on wzorcem postępowania dla chłopca lub modelem partnera dla dziewczynki? Pan pozwala sobie na żarty!
Szkołę znam natomiast z własnego doświadczenia jako uczeń i potem student. A potem także jako nauczyciel. Proszę być spokojnym o moje obserwacje.
Spokojny to jestem. Przytoczony przeze mnie przypadek miał miejsce w szkole podstawowej, a uczeń był chyba z 6 lub 7 klasy. Niedługo potem został skreślony z listy uczniów. Jestem bardzo ciekawy jakie środki zaradcze Pan by zastosował, bo zgrabnie unika Pan podania konkretne reakcji na takie zachowanie młodzieży.
Odnośnie pijanego ucznia – biedna ta szkoła, a najbardziej biedny wychowawca i dyrektor szkoły, jeśli nie wie co w takiej sytuacji zrobić. Gdyby wiedział co zrobić, to pewnie po pierwszym takim incydencie kolejny trefniś by się nie odważył przyjść w takim stanie do szkoły.
Pomimo że nikt w szkole (kilkudziesięciu nauczycieli, ponad 1000 dzieci) nie wiedział, co z tym fantem zrobić nie słyszałem o powtórce. Pańskie rozumowanie zatem zawiera jakąś lukę.
Pozdrawiam.
Jerzy Maciejowski -- 22.11.2009 - 02:42Jak to co zrobić?
17-latek, o ile nie pakuje na siłce i nie uprawia SW, jest słabszy od dorosłych facetów. Zakładam, że paru nauczycieli płci męskiej tam było? (o właśnie, oto przykład zawodu dla odmiany nadmiernie sfeminizowanego) Zaciągnąć do łazienki i lać zimną wodą, póki nie wytrzeźwieje. Sposób praktyczny i uniwersalny.
Pani Pino!
Czy Pani chce wysłać wszystkich nauczycieli płci męskiej na zieloną trawkę. Takie zachowanie jest niedopuszczalne i pozbawienie prawa do wykonywania zawodu w sądzie pewne.
Tu chodzi o działanie zgodne z kodeksem ucznia i innymi tego typu bzdurami. Bo gdyby taki człowiek, trafił do prowadzonej przeze mnie szkoły prywatnej to by miał wybór: dostosować się do reguł obowiązujących w szkole, albo wylecieć. Tyle, że socjaliści wprowadzili obowiązek szkolny i dzieci muszą chodzić do szkoły, a ta nie może ich wyrzucić (do pewnego wieku).
Na tym polega urok debilizmów typu obowiązkowa oświata.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 22.11.2009 - 15:20Panie Jerzy, nie jest tak,
można wyrzucić ucznia ze szkoły, także 17-letniego, szkoły średnie nie są obowiązkowe.
Inna sprawa, że pewnie ten uczeń znajdzie inną szkołę, gdzie też będzie sprawiał kłopoty.
Pino propozycja ma swój urok ale niemożliwa jest do wykonania:)
grześ -- 22.11.2009 - 15:24Panie Jerzy,
coś się za bardzo zaczynamy zgadzać :) Nie znam się na kodeksach, ww. sposób został skutecznie zastosowany przed pewnym koncertem w stosunku do zalanego pianisty.
Panie Jerzy,
fragment regulaminu z pewnej szkoły:) średniej
1. Uczeń może zostać skreślony z listy uczniów w przypadkach:
1) skazania prawomocnym wyrokiem sądu,
2) nieusprawiedliwionego nieuczęszczania ucznia do szkoły w tym także z powodu pobytu w areszcie,
3) naruszenia nietykalności cielesnej i godności osobistej albo kierowania gróźb karalnych względem innych uczniów, nauczycieli, pracowników administracji, obsługi oraz innych osób przebywających na terenie szkoły,
4) zaboru lub niszczenia mienia szkoły lub osób wymienionych w pkt. 3,
5) wywierania szkodliwego wpływu na zdrowie fizyczne i psychiczne osób wymienionych w pkt. 3,
6) przebywania na terenie szkoły w stanie nietrzeźwym i pod wpływem narkotyków oraz posiadanie, przechowywanie lub rozpowszechnianie alkoholu lub narkotyków,
7) świadomego i systematycznego naruszanie obowiązków ucznia określonych w statucie,
8) prostytuowania się lub czerpania korzyści z prostytucji,
9) rażącego naruszania zasad współżycia społecznego,
10) Nie wywiązywania się z terminów wyrównywania różnic programowych określonych w decyzji Dyrektora Szkoły w tej sprawie,
11) Nie dopuszczenie przez Radę Pedagogiczną do egzaminów klasyfikacyjnych w przypadku nieusprawiedliwionych nieobecności.
P.S. Co do gimnazjum i podstawówki, fakt, one są obowiązkowe.
grześ -- 22.11.2009 - 15:33Panie Grzesiu!
Propozycja pani Pino jest do zrealizowania, ale tylko w bardzo specyficznych warunkach i przy zgranym zespole. Poza tym, muszą wystąpić sprzyjające warunki czyli brak świadków.
Jeżeli uczeń jest w pierwszej lub drugiej klasie gimnazjum (7, 8 dawnej podstawówki) to do 17 na pewno, a możliwe, że nawet do 18 roku życia musi uczęszczać do szkoły. Proszę to sprawdzić w przepisach. Jest obowiązek szkolny i szkoła nie musi być ukończona, ale
gówniarzmłody człowiek, musi uczęszczać do niej.Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 22.11.2009 - 15:31Panie Jerzy, do 18 musi
to jest akurat głupie, moim zdaniem, znaczy widzę sprzeczność tu, jeśli już obowiązek ma istnieć, powinien on się moim zdaniem kończyć na gimnazjum, lepiej jakby niektórzy szli do pracy w wieku 16,17 lat niż męczyli się bez sensu w szkole dalej, której często i tak nie skończą.
pzdr.
P.S. Chyba trochę od tematu odbiegliśmy:)
grześ -- 22.11.2009 - 15:38Większy nacisk być powinien
na technika i porządne zawodówki
Grześ, ile można międlić te krucjaty :)
Panie Grzesiu!
To się działo w czasach 8 letniej szkoły podstawowej (połowa lat 90 ubiegłego wieku) i dotyczyło ucznia, który doczekał końca obowiązku szkolnego, przed końcem szkoły podstawowej. O ile wiem, jeśli przed ukończeniem szkoły podstawowej skończy Pan 18 lat, to gimnazjum nie będzie obowiązkowe. To wynika raczej z tego, że normalnie dzieci kończą gimnazjum zanim osiągną wiek umożliwiający rezygnację z obowiązku szkolnego.
Regulamin regulaminem, niemniej jeśli dzieciak się uprze, to do 18 roku może grać szkole na nosie, a jakaś szkoła musi się nim zająć, bo on musi do szkoły chodzić i wyrzucony z jednej może zwrócić się do kuratorium o wskazanie szkoły, która go przyjmie. Co zrobić jeśli w miejscowości jest jedna szkoła ponadgimnazjalna. Dziecko może nie mieć środków i zdrowia na dojazdy. To jest praktyczne zastosowanie socjalizmu.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 22.11.2009 - 15:42Panie Grzesiu!
Ja jestem za wprowadzeniem odpłatności za naukę i traktowaniem jej jako dobra rzadkiego i cennego. Uczniowie osiągający dobre wyniki mogliby być zwalniani z opłat. Wie Pan jakby podniósł się poziom i jak uczniowie by chcieli się uczyć?
Oczywiście odpowiednia propozycja zawarta jest w moim tekście „Państwo…”, tylko kto to czytał?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 22.11.2009 - 15:46Panie Jerzy, racja
“To się działo w czasach 8 letniej szkoły podstawowej (połowa lat 90 ubiegłego wieku) i dotyczyło ucznia, który doczekał końca obowiązku szkolnego, przed końcem szkoły podstawowej. O ile wiem, jeśli przed ukończeniem szkoły podstawowej skończy Pan 18 lat, to gimnazjum nie będzie obowiązkowe.”
ale teraz to by było trudne:), bo podstawówkę kończy się w wieku 13 lat i raczej nie ma tam wiecznie zimujących uczniów sprawiających problemy.
Problem jest za to udziałem gimnazjum (choć i je większość kończy) i idą dalej, acz właściwie nie wiadomo po co dalej idą, bo na nauce/edukacji/obecności w szkole im nie zależy.
Oczywiście mówię o pewnej grupie, nie o całości.
Z drugim akapitem też się zgadzam, zresztą skręślenia z listy uczniów to z tego co wiem naprawdę rzadkość w większości szkół, raczej stosuje się strategię przepychania i wyciagania kogoś na siłę do następnych klas…
pzdr
grześ -- 22.11.2009 - 15:51Panie Grzesiu!
Jeszcze raz! To wcale nie jest tak daleko od tematu walki o krzyże. W nieobowiązkowej szkole nie byłoby problemu krzyża. Przecież jeśli komuś by krzyż przeszkadzał, to posyłałby dziecko do takiej szkoły, gdzie krzyż by nie wisiał. Przy płaceniu za naukę w każdej szkole, różne instytucje prowadziłyby szkoły i niekoniecznie byłyby to instytucje kościelne, wyznaniowe, ale także stowarzyszenia wolnomyślicieli, czy inne świeckie organizacje. To jest całkiem blisko tematu. :)
Totalitaryzm powoduje, że nawet rozdział ziemniaków w zakładzie pracy był politycznym zagadnieniem. Teraz kwestia wieszania bądź nie symboli religijnych jest taka. Socjalizm ma to do siebie, że
niewolnikobywatel nie może o sobie decydować, że muszą to za niego robić inni, mądrzejsi.Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 22.11.2009 - 15:52Panie Jerzy,
ja obiecuję się wziąć kiedys za tę notkę państwo i pogadać o rzeczach, które mnie tam zainteresują.
Np. edukacji.
Ale nieprędko to nastąpi, mam nadzieję, że prędzej niż obiecany m.in. panu tekst mój o edukacji:), który coś mi się napisać nie chce.
A w ogóle w planie mam odwyk od internetu niedługo, więc nie wiem jak to wszystko pogodzić:)
Pozdrawiam.
grześ -- 22.11.2009 - 20:51Panie Jerzy
Krzyż nie wisi w szkole, w domu, Kościele by nie grzeszono.. – gdyż to niemożliwe, ale by przypominał o tym, że człowiek jest nieustannie i bezwarunkowo kochany aż po śmierć-to tak z mojego punktu widzenia.
Co do wychowania. Nadal uważam, że ludzie spoza rodziny ale prezentujący “coś sobą” mają wpływ na młodzież. W tym znaczeniu nauczyciele mają taki wpływ na uczniów. Mało tego, każda szkoła ponadpodstawowa posiada swój profil wychowawczy i katalog wartości jakie preferuje.
Co do pijanego ucznia. Można takowego wyrzucić ze szkoły średniej lub zawodówki – Grześ to rozwinął. Uczeń tak naprawdę może sobie pozwolić na tyle, na ile pozwolą mu nauczyciele i dyrektor szkoły. Więc trefnisie w szkole o tyle rządzą o ile wyczują słabość nauczycieli. Musi być jakieś rozwiązanie gdyż gdyby nie było właśnie tacy przychodzący po pijaku czuli by się bardziej u siebie w szkole niż nauczyciele. Nie wskażę Panu procedury gdyż wypadłem z branży jakieś 10 lat temu. Może Grześ pomoże gdyż uczy w szkole.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 22.11.2009 - 21:06W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Panie Staszku!
Nie ma rozwiązania w sprawie pijanego ucznia, bo sprawa dotyczy szkoły podstawowej. System ochrony ucznia przed nauczycielem zaszedł tak daleko, że nauczyciel może pogrozić palcem a i to jest ryzykowne.
Wychowanie to bardzo specyficzny wpływ, a nie każdy. Owszem, każdy spotkany człowiek w jakiś sposób na nas wpływa, ale to nie jest wychowanie. :)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 23.11.2009 - 09:34Panie Jerzy
Z podstawówki wyrzucić nie można ale można takiemu delikwentowi pobyt w szkole “uprzyjemnić”.
Z własnej praktyki szkolnej jako nauczyciel mogę powiedzieć, że uczniowie nad którymi rodzice nie maja kontroli to zdecydowana mniejszość a więc przypadki szczególne.
Poszedł za daleko – to miłe, że Pan podziela zdanie Romana Giertycha, byłego ministra edukacji który chciał wzmocnić nauczyciela.
Jednak szkoła nie jest pozbawiona władzy nad uczniem. Pytanie tylko dotyczy tego, czy nauczyciele zechca być kimś więcej niż tylko przekaźnikami wiedzy udając, ze wychownie do nich nie należy.. .
Natomiast co do wychowania, jest to złożony proces ale wynika nie z zapisów ale z postaw jakie prezentują ludzie dorośli obcujący z młodzieżą.
pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 23.11.2009 - 12:31W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Panie Staszku!
Tylko rodzice są wzorcami osobowymi i tylko oni wychowują. Proszę nie wierzyć w bzdury wypisywane przez teoretyków wychowania. Te dywagacje nie mają żadnego oparcia w nauce, zaś praktyka wyrzuciła je do kosza (sfalsyfikowała negatywnie). Tylko metoda skautowa wychowania okazała się skuteczną, czego dowodem był udział harcerzy w działaniach wojennych w czasie II wojny światowej. To co piszę, mogę poprzeć stosowną teorią, ale nie widzę powodu, żeby zanudzać czytelników.
Odnośnie
gówniarzamłodego człowieka, to został skreślony z listy uczniów jak tylko skończył 17 lat (to było tuż przed podniesieniem górnej granicy obowiązku szkolnego).Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 23.11.2009 - 16:49Panie Jerzy
No cóż, wg Pańskiej logiki Ci którzy nie są/nie byli w harcerstwie to gorzej wychowani lub jeszcze “źlej..”.
Przywołując harcerstwo – niechcący – potwierdza Pan moją tezę. Wychowuje obok rodziców środowisko w jakim przebywa adept. Może nim być np. organizacja(Harcerstwo) duszpasterstwo, klub zainteresowań a także przyjaciele, koledzy, osoby ze środowiska w jakim przebywa adept którzy mają autorytet.
Czasem to co schrzanią rodzice naprawi ktoś z zewnątrz(nie wnikam w szczegóły). I całe szczęście, że nie ma Pan racji gdyż to naprawienie nie byłoby możliwe. Nie deprecjonuję powyższym odpowiedzialności i mocy sprawczej rodziców w zakresie wychowania. Jednak – na szczęście – a czasem wręcz przeciwnie(na nieszczęście) otoczenie wpływać może zarówno na korzyść jak i niekorzyść wychowanka.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 23.11.2009 - 17:36W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Panie Staszku!
Rodzice lubią zwalać na kolegów, szkołę i wszystko inne skutków swoich błędów wychowawczych. To jest uspokajanie sumienia, ale nie ma niczego wspólnego z rzeczywistym wpływem.
Metoda wychowania skautowego/harcerskiego była stosowana w harcerstwie dość dawno temu. Zatem bycie w harcerstwie teraz, nie gwarantuje żadnej pozytywnej zmiany. Jak już pisałem, nie każdy wpływ, jest wychowaniem. Wychowanie to kształtowanie osobowości, a konkretnie struktury odpowiedzialnej za normy i tu trzeba mieć niesamowitą pozycję u wychowanka, żeby móc marzyć o kształtowaniu tejże struktury. Taką pozycję mają z natury rodzice. Jeśli drużynowy harcerski przestrzega metodyki harcerskiej (oryginalnej, a nie socjalistycznej), to ma szansę stać się takim wzorcem. Tu nie ma łatwych rozwiązań, ale za zejście dziecka na złą drogę rodzice mogą winić tylko siebie. Niestety dla rodziców…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 23.11.2009 - 18:13Słów mi brak
Przyznam sie, że nie spodziewalem się aż tylu komentarzy. Bo przecież starałem sie, zeby notka nie była “przeciwko” nikomu. Nie wyszło. Może i dobrze? takie dwie uwagi dodatkowe do mojego tekściku. Z tym obdarowaniem mnie nazwiskiem i imieniem na chrzcie, to nie wiem czy dar ten prawnie mi przysluguje. Bo obdarowano mnie fałszywym imieniem i nazwiskiem. Nie wiem jak w takiej sytuacji wyglada prawomocność kanoniczna tego wszystkiego. I druga uwaga. Może niezbyt precyzyjnie to w swojej notce opisalem. A tak się starałem! To teraz to zrobię dobitnie, tak – łopatą. Mój Pan B. mnie lubi. I ja jego też. Religia to nie wiara. Religia, wedle mnie, to instrument pozwalajacy różnym kościołom i instytucjom religijnym, rządzić ludźmi, wykorzystując ich wiarę. Podobno to rządzenie ma na celu moje dobro. Głównie to pośmiertne. W zamian za 10% dobra doczesnego. Jedne religie idą na stuprocentowy uklad mafijny z rządami “cywilnymi”, dają się albo upaństwowić, a inne na przykład rząd cywilny “uświęcają”. ( Jak można poświęcić nowy samochód albo stado świń w chlewie, to czemu nie rząd?) Taka spóła. Pojedynczego cywilnego rządu nie lubię, bo w końcu, to mnie doi, a jak jeszcze wejdzie w świętę “spółę”? Tak więc dla mnie religia, to nie wiara, i żaden kościół, to nie Pan B. I pacierz, to nie modlitwa. Już nie wspomnę o czyms takim, co ma najmniej współnego z Pismem Świętym , a nazywa się Katechizmem. Zresztą, Katechizm, to dość nowiutki wynalazek. A co młodszym przypomnę, że prawowiernemu polskiemu katolikowi, samodzielne czytanie Pisma Świętego, do lat sześćdziesiatych ub. wieku bylo zakazane. A już jak ktoś by chcial Ewangelię wtedy poczytać, to tylko taką wersję, która miała osobiste komentarze władnego biskupa na każdym marginesie. A miały być tylko dwie uwagi.
Ryszard Katarzyński -- 24.11.2009 - 18:19Panie Ryszrdzie!
Jestem bardzo ciekawy, jak mógł Pan dostać fałszywe imię i nazwisko. Nie twierdzę, że to niemożliwe, tylko ciekawi mnie jak to się stało.
Natomiast co doilości komentarzy, to staramy się jak możemy. :)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 24.11.2009 - 18:42Panie Jerzy
Rodzice lubią zwalać na kolegów, szkołę i wszystko inne skutków swoich błędów wychowawczych. To jest uspokajanie sumienia, ale nie ma niczego wspólnego z rzeczywistym wpływem.
Metoda wychowania skautowego/harcerskiego była stosowana w harcerstwie dość dawno temu. Zatem bycie w harcerstwie teraz, nie gwarantuje żadnej pozytywnej zmiany. Jak już pisałem, nie każdy wpływ, jest wychowaniem. Wychowanie to kształtowanie osobowości, a konkretnie struktury odpowiedzialnej za normy i tu trzeba mieć niesamowitą pozycję u wychowanka, żeby móc marzyć o kształtowaniu tejże struktury. Taką pozycję mają z natury rodzice. Jeśli drużynowy harcerski przestrzega metodyki harcerskiej (oryginalnej, a nie socjalistycznej), to ma szansę stać się takim wzorcem. Tu nie ma łatwych rozwiązań, ale za zejście dziecka na złą drogę rodzice mogą winić tylko siebie. Niestety dla rodziców…
Pozdrawiam
To może jednym zdaniem jakie chyba moja mama powtarzała i zapamiętałem – z czym się zgadzam.
Takie harcerstwo to można mieć w domu, wg maksymy:
przykład pociąga a słowo buduje. Chce ktoś wychowywać, to niech mniej mówi a więcej czyni.. – przykład ma magiczną moc. Gadania na długo nie starczy.
Nie sądzi Pan, że w tym ukryty sekret harcerstwa, że jest on zaproszeniem do przeżywania jasno sprecyzowanych celów wychowaczych -> ideałów i stosowania ich w życiu we wspólnocie?
Wspólnotą jest też rodzina – więc może być substytutem harcerstwa.
Pozdr.
poldek34 -- 24.11.2009 - 19:25************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Panie Ryszardzie
Z tym obdarowaniem mnie nazwiskiem i imieniem na chrzcie,
Na chrzcie (przynajmniej u Katolików) nadają tylko imię, nazwisko nie ma żadnego znaczenia.
Mój Pan B. mnie lubi. I ja jego też.
To dobrze. Chociaż ja mam wrażenie, że mnie czasem lubi a czasem nie.. . A ja.. , też czasem się wkurzam na Niego ale mi szybko przechodzi – znaczy wstyd mi, że się wkurzam.
Religia to nie wiara.
Rzeczywiście nie. Można znać 49 religi i być niewierzącym. Można być teologiem niewierzącym. Można znać zasady gry w piłkę i nigdy w piłkę nie zagrać... – to podobna różnica wg mnie.
Religia, wedle mnie, to instrument pozwalajacy różnym kościołom i instytucjom religijnym, rządzić ludźmi, wykorzystując ich wiarę. Podobno to rządzenie ma na celu moje dobro. Głównie to pośmiertne.
Religia to wspólnota a ludzi wierzących wziąwszy pod uwagę wszystkich wyznawców danej religii. Zaś Religia w sensie kanonicznym jest spisaną na papierze treścią wiary. Albo przyjętą przez wspólnotę treściami wiary.
Tak więc dla mnie religia, to nie wiara, i żaden kościół, to nie Pan B. I pacierz, to nie modlitwa.
To zależy jak Pan rozumie modlitwę. Dla Pana pacież nie a dla mnie “pacierz” będzie jedną z jej form. Forma modlitwy to rzecz wtórna. Ja lubię takie stwierdzenie: każdy niech się modli jak umie najlepiej. A najlepsza modlitwa to życie wg wyznawanej Wiary.
Już nie wspomnę o czyms takim, co ma najmniej współnego z Pismem Świętym , a nazywa się Katechizmem. Zresztą, Katechizm, to dość nowiutki wynalazek.
Katechizm to skrócona forma zasad wiary. Stworzona jak podręczny słownik nauki lub korzystania z danego języka – Synteza teologiczna zasad wiary. PISmo św. jest jego źródłem. Wiara Katolicka bez Pisma św. nie istnieje.. – nie ma jej.
A co młodszym przypomnę, że prawowiernemu polskiemu katolikowi, samodzielne czytanie Pisma Świętego, do lat sześćdziesiatych ub. wieku bylo zakazane.
Zakazane nigdy nie było ale językiem Mszy św. była łacina.. – pozostałość po cesarstwie rzymskim – język na terenie cesarstwa w którym rozwijało się dynamicznie chrześcijaństwo od edyktu mediolańskiego. Zatem Mszę św. odprawiano w tymże języku zaś Biblii nie zabraniano czytać. Ks. Jakub Wujek przetłumaczył Biblię dłuuugo wcześniej niż zaczęto myśleć o II soborze watykańskim. A więc już po polsku przed soborem można było sobie czytać. A w czasach komuny WIELKI BRAT dbał o to aby nic nie rozpowszechniać “opium dla ludu” więc Biblia nie uśmiechała się z zza witryn księgarni i sklepików lecz funkcjonowała w II obiegu.
A już jak ktoś by chcial Ewangelię wtedy poczytać, to tylko taką wersję, która miała osobiste komentarze władnego biskupa na każdym marginesie. A miały być tylko dwie uwagi.
Miał Pan Biblię ks.Jakuba Wujka w ręku? Obawiam się, że nie. Zaś każdy przekład musi być zatwierdzony przez Kościół. Jednak warto pamiętać, że np. badania nad Biblią: jej przekładami, badania hostoryczne, lingwistyczne, archeologiczne i doprowadzenie jej do ówczesnej postać to badania nie tylko katolików ale ewangelików, i innych wspólnot chrześcijańskich. Ostatnio nawet Świadkowie Jehowy posługują się Biblią Tysiąclecia mimo, że przez lata ogłaszali wszem i wobec, że to zmanipulowany przekład Chrześcijan.. .
Pozdrawiam.
poldek34 -- 24.11.2009 - 20:45************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Panie Staszku!
Właśnie przykład osobisty jest tajemnicą metody harcerskiej/skautowej. Niemniej, to nie rodzina jest substytutem harcerstwa, tylko prędzej harcerstwo substytutem rodziny. Oczywiście mowa o porządnym harcerstwie, gdzie kadra nie wyznaje zasady podwójnych standardów.
Pozdrawiam ciesząc się, że się zrozumieliśmy
Jerzy Maciejowski -- 24.11.2009 - 21:15Jak można miec fałszywe - Panu Maciejowskiemu i Poldkowi
Zwyczajnie. Na metryce chrztu oprócz imienia jest też nazwisko. I ta metryka to jest dokument papierowy, którym potem, w życiu, przy rożnych okazjach trzeba wymachiwać. I dla każdego urzędasa, i cywilnego, i kościelnego, imię, bez nazwiska, byłoby do niczego. A nazwisko na mojej metryce. bylo nie tylko fałszywe, ale jeszcze napisane z błędami, odręcznie, przez niemieckiego księdza. Był to rok 1943 grudzień. Obóz pracy o zaostrzonym rygorze. W samym sercu Niemiec. W każdym razie, w wiele lat potem, przyszło nam z żoną do głowy, że może jednak weźmiemy ślub kościelny? Poszedłem z tym ciekawym dokumentem do proboszcza. 1972 albo 1973 rok. Grzecznie mnie nawet wysluchał. Dokument obejrzał. Na jednej stronie formalna metryka urodzenia “cywilna” wystawiona przez tamtejszy Amt, a z drugiej, odręcznie napisana metryka chrztu. W końcu ksiądz westchnął i zdecydował – LIPA! To nie twoja metryka, synu. Tak więc mam niejako kościelne potwierdzenie lipy. Przeszła nam ochota na ślub kościelny i jakoś, już ponad cztedziesci lat obywamy siię bez tego.
PS. Do czytania i nieczytania Biblii, to powtórzyłem akurat to, co nam ksziądz katecheta na religii w ósmej, lub dziewiatekj klasie ogólniaka (1959 rok) powiedział i pokazał. Z wyraźnym zaznaczeniem, że dozwolone jest tylko to, co ma imprimatur i takowe pokazał gdzie się mieści. I że najwazniejsze to są te komentarze do treści ewangelii. A na marginesie, to religię mieliśmy wtedy normalnie, w szkole. W klasach.
Ryszard Katarzyński -- 25.11.2009 - 16:50Religia – to wspólnota… Skracam. Jak tylko mogę, to unikam współnot. dla mnie osobiście – kosztowne jak nie wiem co.
Dostęp do Biblii, za komuny blokowali nie komuniści – bo ja w 1961, zupełnie normalnie, w księgarni w Warszawie, na Krakowskim Przedmieściu kupiłem sobie Biblię. Bez Imprimatur. Za złotówki. 5 min spacerku od komitetu centralnegpo PZPR. I mam ją do dzisiaj. Oczywiście, po polsku. Czasem ją czytuję.