I co tu zrobić z tymi dzieciakami? Przed godziną usłyszałem dzwonek przy furtce i tytułowy okrzyk. Troje dzieci w wieku 8-12 lat, z torbą na słodycze i dynią z lampką w środku, o zmroku. Ta przywleczona z zachodu głupawka chyba już wchodzi w krew młodemu pokoleniu?
A może z wiekiem wyrosną z niej, jak z urodzin w fastfoodzie którego imienia się nie wymawia?
A jeśli przeciwnie, zaczną tam prowadzać młodsze rodzeństwo, a później swoje dzieci? Fantastik plastic, Panie…
Dziś u Pana Yayco gadamy o ludzkim zmaganiu z tzw. duchem czasu. Dziwna sprawa, bo czasem mam wrażenie, że duch czasu przynosi błogosławione zmiany. Ludzie mogą umierać dopiero po 80-tce, miast kończyć żywot w sędziwym wieku lat 40, jak kiedyś. A innym razem znowu, duch czasu pachnie mi siarką. I to wcale nie przez skojarzenia ze Smokiem Wawelskim.
Latowa, gorąca Noc Kupały przemalowana na idiotycznie zimne, bo lutowe Walentynki. Dziady, po których zostały nam znicze na grobach, do niedawna mieliśmy jeszcze nasze własne Zaduszki, dzień po dniu Wszystkich Świętych. Jeszcze nie tak dawno, w ramach programowej laicyzacji ludu pracującego miast i wsi, przypadające 1 listopada Święto próbowano przerobić na neutralny Dzień Zmarłych. Ale przecież Polska to nie Meksyk, z jego Día de los Muertos. Teraz przywleczono nam anglosaskie, o celtyckim rodowodzie, Halloween i idę o zakład, że niedługo ludzie przestaną odróżniać co jest czym i o co w tym w ogóle chodzi.
W ten oto sposób nasza kultura dostaje się pod panowanie mody z supermarketu i telewizji. Wyparowuje gdzieś misterium i sacrum, a rozpiera się wygodnie, wymienialna na walutę komercja.
I teraz pytanie: czy taki tekst to tylko narzekanie dinozaura, który nie nadąża za innowacją?
Zamiast powiedzieć dzieciom to, co napisałem powyżej, dałem im kupione na tę okazję ciastka, bo smaczne i nie psują tak zębów jak zbudowane z E-cośtam cukierki. No i nie chciałem wiedzieć, co mogłyby oznaczać psikusy. Dzieci podziękowały grzecznie i życzyły mi zdrowia. Co to ma wspólnego ze śmiercią i zmarłymi?
Dziwny jest ten świat, to pewne.
komentarze
Sergiusz
trzeba było powitać staropolskim: a kysz!
:)
a końcówka jednak konformistyczna:)
strach Cię obleciał?
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 31.10.2008 - 20:39Maxie,
jasne, strach przed tym psikusem :-)
Ale sam powiedz, no co, edukować dzieci stojące przy furtce?
Nie otworzyć?
Powiedzieć “nie obchodzę Halloween”?
Gdyby to byli dorośli, to jasne, a kysz!, a tak?
Czy to konformizm?
Możliwe.
Pozdrawiam
s e r g i u s z -- 31.10.2008 - 20:44Proszę się nie przejmować, Panie Sergiuszu,
ten triumfalny (?) pochód kultury Coca-coli trwa w Europie juz od dawna. Jej krytyka np. w Niemczech, które dość dobrze daja jej odpór zaczęla się już pod koniec lat 60-tych ubieglego wieku (nieźle to brzmi, prawda?).
Spore zaslugi (podkreslam to już nie wiadomo który raz) w odrodzeniu się w opozycji do wspomnianej kultury Coca-cli kultury niemieckiej ma… Stanislaw Lem. To dzieki niemu poniekąd Niemcy zaczeli faworyzować swoich pisarzy, miasta, gminy i landy zaczęly fundować nagrody i stypendia. Swój wplyw mialy na tę sytuację równiez stacjonujące (do tej pory) wojska amerykańskie, których zachowanie wobec Niemców bylo o niebo gorsze od Roasjan u nas (ich to po prostu w ogóle nie wypuszczano z koszar).
Tych stypendiów, na wszystkich poziomach, dla wszelkich artystów rodzimych brak jest niemal calkowicie w Polsce. I to jest jeden z powodów (oprócz stacji telewizyjnych preferujących przyglupią w przeważającej części rozryw kę zza Atlantyku), dla których możemy mie w przyszlości problemy w tym względzie.
Pozdrowienia serdeczne
Lorenzo -- 31.10.2008 - 21:09ufff
czasem dobrze jest nie mieć bramki:)
masz rację, nie jest to proste edukowac przy bramce itp.
wiem, nie bedę pouczał bo sam nie byłem w takiej sytuacji i głupio sie wymądrzać
no ale psikuska się bać? :)
grześ pewnie widział Halołin w “Gotowych na wszystko”
tam jest dobra scena, (może znajdę)
ale poważnie rzecz biorąc, przypomnę tylko że dzieki temu zabiegowi zakupy
świąteczne zaczynają się juz pod koniec października, czyz to nie genialny pomysł
na biznes?
prezes,traktor,redaktor
max -- 31.10.2008 - 21:00Hm,
wyrosną albo i nie?
Ale z drugiej strony czy nie można obchodzić Halloween i znac też polskie zwyczaje i kulturę?
Nie wiem, czy to powód do kasandrycznych narzekań, i choć sam nie za bardzo lubię (acz jeszcze bardziej nie lubię Walentynek), to jakoś nie jest to dla mnie szczególny powód do zmartwień.
No i w ramach Haloween noce filmowe z horrorami kina czasem organizują, więc miłośnicy horrorów jakąś korzyść z tego mają.
A co do fastfoodu, czasem ma się ochotę na jedzenie w MacSyfie, czasem się idzie do eleganckiej restauracji, czasem się ogląda głupawy serial, czasem się ogląda coś ambitnego, czasem się czyta jakiś brukowiec, czasem klasykę literatury czy innych Faulknerów.
Nie wieszczyłbym znowu jakiegoś upadku kultury, świadomośc, tożsamości.
Już się trochę z Tatarstanem na S24 o to pokłóciłem.
Ale widzę, że dziś faza jakaś na kasandryczne tony.
grześ -- 31.10.2008 - 21:03O, Max,nie mogę se przypomnieć,
napisz w której serii.
grześ -- 31.10.2008 - 21:03Wklejam
jest po francusku (wybaczcie) ale tak od 4 minuty wszystko staje się jasne:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 31.10.2008 - 21:05Maxie,
ja to wszystko zaplanowałem z premedytacją, w skrócie:
1. dla dzieci w realu ciastka i uśmiech
2. dla dorosłych w necie pogadanka do przemyślenia
Każdemu według zasług :-)
s e r g i u s z -- 31.10.2008 - 21:08Grzesiu,
ale mi nie chodzi o żadne kasandrzenie.
Raczej zastanawiam się, czy naprawdę tacy jesteśmy sami w sobie ciency kulturowo i zakompleksieni, żeby bez protestu łykać amerykański plastik kulturowy?
s e r g i u s z -- 31.10.2008 - 21:29Tyle tylko,
to o czym Pan Pisze, świadczy o niejakim myleniu pojęć.
Postęp, jeśli w ogóle ma miejsce, jest przemieszczeniem wertykalnym. W obębie tej samej kultury, następuje zmiana, któą wedle takiego, albo innego kryterium, uznajemy za postępową.
Natomiast przeszczepianie (mocno śmierdzące Miczurinem i Łysenką) obyczajowości innych nacji, na nasz grunt, to przemieszczenie horyzontalne.
Innymi słowy, możemy tu mówić o naśladowaniu cudzych wzorów zachowań kulturowych. Dla zabawy, dla pieniędzy, albo w najgorszym przypadku, dla walki z miejscową tradycją.
Ale z postępem, albo regresem kulturowym nie ma to nic wspólnego. Przynajmniej na razie.
Pozdrowienia
yayco -- 31.10.2008 - 21:16No znam,
to Maxie, fakt scena niezła i odcinek tyż.
Ale co , myślisz, ze Sergiusz miał za Frankensteina się przebrać, by dzieciaki przegonić?
I Halloween oduczyć?
:)
pzdr
grześ -- 31.10.2008 - 21:17Panie Lorenzo,
to jest budujące, co Pan pisze, że jednak można dać odpór amerykańskiej głupawce. Zapewne jesteśmy nadal na etapie pierwszego zachłyśnięcia się Coca-Colą, której powszechna dostępność kojarzyła się nam z końcem komuny?
No bo za PRL-u to mieliśmy bodaj kultową oranżadę w proszku (spożywaną chętnie nawet na sucho), oranżadę prawdziwą w wielokrotnego użytku butelkach z ceramicznym zamykaczem, ewentualnie tzw. Pola-Koktę? Coś w rodaju produktu czekoladopodobnego (dla młodzieży: to była oficjalna nazwa!) Co to były za czasy…
Pozdrawiam serdecznie
s e r g i u s z -- 31.10.2008 - 21:33Panie Yayco,
dzięki za cenne uściślenie. Ściśle biorąc, to oczywiście mamy tu do czynienia nie z jakimkolwiek rozwojem, choć innowacją da się taki przeszczep chyba nazwać?
Miałem na końcu języka/klawisza, żeby nazwać rzecz po imieniu i użyć działa z gatunku kulturowy podbój, kulturowy zabór, kulturowa wojna itp, ale w ostatniej chwili zrezygnowałem z tego dodatku, bo już słyszałem w wyobraźni Grzesia, komentującego, że to jakieś kasandrzenie ;-)
A zupełnie poważnie mówiąc, to uważam, że to jest współczesna forma inwazji/najazdu/podboju, i nie uważam tych określeń za przesadne ani trochę. Raczej zdumiewa mnie traktowanie tych zjawisk bezstresowo i hurtowe łykanie niczym gęś kluski, czy jakoś tak.
Pozdrowienia
s e r g i u s z -- 31.10.2008 - 21:28grześ
och, psikusek :)
prezes,traktor,redaktor
max -- 31.10.2008 - 21:38Innowacją zapewne,
ale trzeba uważać, bo innowacja jest często, choć błędnie utożsamiana z postępem, polepszeniem, etc.
A czy to jest podbój?
Nie wydaje mi się.
Na tej samej zasadzie na dworze carskim przed dymitriadą snobowano się na polszczyznę.
Kultura popularna jest atrakcyjna, kolorowa i łatwa.
W naszej kulturze brak jest funkcjonalnego odpowiednika, bo komunizm był szary, nudny i trudny. Także w wymiarze kulturowym.
Jak jest próżnia, to wlewa się ciecz, jak mawiał Wańkowicz.
To powoduje, że amerykanizacja kultury jest w tej części świata bardziej widoczna.
Być może bardziej groźna, choć to przyjdzie komuś oceniać post factum.
Szczerze mówiąc, bardziej mnie przeraża przekształcenie się śmigusa w chuligański obyczaj oblewania ludzi wiadrami wody. W autobusach, tramwajach i na ulicach. I w nosie mam, że to powód do ludowych źródeł.
Pozdrowienia
yayco -- 31.10.2008 - 21:38Sergiusz
dobrze, dobrze
według zasług
biorę swoją działkę:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 31.10.2008 - 21:39Podbój nie podbój, skutki jak przy podboju,
nawet jeśli to się dzieje przy okazji prozaicznej ekspansji na nowe rynki zbytu. Nie jestem skłonny demonizować tu intencji sprawców, raczej interesują mnie realne skutki tego procederu.
To w miastach już wiadrami oblewają? Koniec świata! To na mojej wsi nadal zupełnie tradycyjnie, bo najwyżej pistolety na wodę.
Te wiadra to może schamienie czy też brutalizacja wynikająca ze stępionej miejskim nadmiarem bodźców (dźwiękowych, zapachowych oraz stłoczenia na metr kwadrat) wrażliwości, której próg się tam nadmiernie podniósł? Tak sobie gdybam, ale pewnie jakieś racjonalne wyjaśnienie istnieje?
Też się skłaniam do uznania prawdziwości reguły, która w starszej wersji brzmi coś jakoś, że człowiek po wygnaniu demona, a nie wypełniony Duchem Bożym staje się jak pusty dom, do którego kolejnym razem nie jeden, a siedmiu diabłów się wprowadzi chętnie. Natura nie znosi próżni, fakt.
Pozdrowienia
s e r g i u s z -- 31.10.2008 - 22:03Maxie,
ku chwale itd. :-)
s e r g i u s z -- 31.10.2008 - 22:05Hę?
http://www.youtube.com/watch?v=KBwwFsKTJGs&feature=related
Rynek, cwaniactwo, wyczucie, moda, poczucie (szwedzkiej) winy?
Czy pop-sms-kultura?
Igła -- 31.10.2008 - 22:09Nie, to nie bylo modne Igła,
a ktoś przypomniał o wartosciach, forma ?
mi pasuje, i popatrz ile ludzi zobaczyło
opiszesz przy okazji, tak swoimi słowami?
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 31.10.2008 - 22:19Szanowny Panie Yayco
Szczerze mówiąc, bardziej mnie przeraża przekształcenie się śmigusa w chuligański obyczaj oblewania ludzi wiadrami wody. W autobusach, tramwajach i na ulicach. I w nosie mam, że to powód do ludowych źródeł.
To zwyrodnienie, zwane potocznie schamieniem obyczajów, ma tez cos wspólnego z kulturą masową, bardzo uleglą wobec papki serwowanej przez media. A że wiekszość tego towarzystwa wywodzi się raczej ze sfer uboźszych, więc ma Pan melanż naszej dawnej kultury ludowej/robotniczej z kulturą bylo nie bylo również klasy uboźszej, tyle że z zachodniego kierunku.
Oczywiście lansowanie i dofinansowanie kultury wysokiej nie spowoduje natychmiastowej zmiany wspomnianych obyczajów, ale kropla drąży skalę. I przynajmniej jest/będzie się do czego odwolać.
Wspomniana natomiast przez Panów amerykanizacja kultury jest moim zdaniem bardzo dlugotrwalym procesem marketingowym, majacym na celu osiagnięcie konkretnych efektów handlowych.
I nie do końca zgodzę się z Panem Yayco, co do totalnej szarości kultury w latach II polowy XX w. Ja przynajmniej tego za moich czasów studenckich, w moim kregu nie zauważalem. To wtedy zaczęla się kariera studenckich festiwali piosenki, kin studyjnych, kabaretów i teatrzyków studenckich. Chyba Pan pamieta, kto wtedy brylowal: Jan Kanty P., Marek Grechuta, wspomniana Natasza Czarmińska, Niemen i wielu, wielu innych. A ludzie jazzu? Teatru? Nawet nasz ówczesny pop byl na bardzo wysokim poziomie muzycznym.
Mam pelna świadomość, że żadna w tym zasluga minionego reżimu, ale zastanawiającym jest, że ta fala tak nagle się rozplynęla i wsiąknęla w piasek na początku lat ’90-tych.
Naplywająca wtedy papka kulturalna made in USA nie napotkala więc żadnego oporu, a na dodatek miala potężne wsparcie finansowe wielu zachodnich koncernów muzycznych, jeśli poslużyć się przykladem tej sfery kultury.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 31.10.2008 - 22:25Nie ..
Maksie.
Nie.
Mimo, że te chwyty bronią i komendy znam.
Nawet przez sen.
Już nie warto.
I nie ma dla kogo.
Popatrz na tego aktora w trzecim ujęciu po komendzie prezentuj broń.
Igła -- 31.10.2008 - 22:28pierwszego w szeregu
Uważnie.
Panie Lorenzo,
primo, to ja się wywodzę z uboższych warstw ludności, a jakoś nie odczuwałem podobnych ciągotek.
Secundo zaś, to ja pozwoliłem sobie wypowiedzieć się o kulturze popularnej w znaczeniu bliskim prymitywnej kulturze ludycznej i masowej, z całym zaś szacunkiem dla Pana, pozwalam sobie wątpić, aby opisywane przez Pana zjawiska kulturowe były masowe.
Masowi byli pancerni, Kloss i Laskowski. Widzi Pan różnicę?
Pozdrawiam
yayco -- 31.10.2008 - 22:36Chyba kojarzę go
ale nie mogę połączyć faktów,
o tego co w Czterech grał?
a jest dla kogo,
wiesz doskonale, a nawet jak nie wiesz to skąd wiesz co kto czytać będzie, a nuż zbłąkany młodzieniec zajdzie?
prezes,traktor,redaktor
max -- 31.10.2008 - 22:39Nie ważne gdzie/co grał?
To aktor.
Patrz na usta.
A potem na to co dookoła?
Igła -- 31.10.2008 - 22:43Teraz.
Sergiuszu,
“A zupełnie poważnie mówiąc, to uważam, że to jest współczesna forma inwazji/najazdu/podboju, i nie uważam tych określeń za przesadne ani trochę. Raczej zdumiewa mnie traktowanie tych zjawisk bezstresowo i hurtowe łykanie niczym gęś kluski, czy jakoś tak.”
E tam, traktowanie beztresowo i z dystansem nie jest równoznaczne z łykaniem, mnmoże nawet łykanie wykluczać za to olewanie lub tkwienie w swoich niszach.
A co do tego zalewu/podoboju/najazdu, zawsze była jakaś kultura dominująca, obecnie jest to amreykańskie wydanie kultury masowej.
No i co na to można zradzić?
No globalnie nic.
A indywidudalnie?
Chodzic do kina na skandynawskie filmy albo francuksie albo albo hiszpańskie albo angielskie jak są, kupować książki polskich i europejskich autorów, czytać czasopisma kulturalne, promować kulturę wyższą europejską czy polską wśród młodych i nie tylko.
itd
Ale i tak w jakiś sposób z popkultury, kultury masowej i także tej amerykanizacji się nie wyzwolimy, bo jesteśmy jej częścią (przynnajmniej ja)
Wiem, że to obciach pić coca cole, i żaden porządny lewak i nie tylko tegoż robić nie powinien, ale co ja zrobię, że lubię?
Tak samo jak lubie tanie horrory klasy B amerykańskie z lat 80-tych czy 90-tych, uwielbiam różne, niekoniecznie najambitniejsze seriale amerykańskie itd.
W jakiś sposób tkwię w tej (anty)kulturze, ba, czasem, nawet jest miz tym dobrze.
ba, co gorsza, nawet do FuckFooda czy innego MacSyfa mi się zdarza(ło) chodzic i hamburgerami ze smakiem zajadać.
:)
Oczywiście popijać coca-colą.
Taki lajf:), he, he.
grześ -- 31.10.2008 - 22:48Nawet we wspomnianych warstwach, Panie Yayco,
bylo bardzo dużo ludzi o tzw. szerokich horyzontach, jesli Pan rozumie co mam na mysli. Wśród moich kolegów na studiach przeważali studenci z zapadlych wsi i miasteczek z Rzeszowszczyzny i Kieleczczyzny. Wielu z nich zostalo bardzo dobrymi naukowcami, sporo mialo dużo do powiedzenia w kulturze.
Ja z kolei wychowalem się na Kazimierzu, dośc nieciekawej, choć polożonej w centrum Krakowa dzielnicy. I tu bylo podobnie, choć oczywiście procentowo nie byla to zbyt duża grupa.
Jak zaznaczylem, nie twierdzę, że byla to kultura masowa; wyznacznikami tej byly zjawiska typu “turnieje miast” i gale na Śląsku transmitowane przez tv.
Mnie szlo raczej o to, co sam Pan podkreslil, że tak w sumie niewielka grupa miala przez lata tak duży wplyw na kulturę szeroką, bo nawet te kiczowate w ostatnich latach festiwale opolskie staly na wysokim poziomie artystycznym. A rej na nich wiedli wlasnie artyści wywodzący się z ruchu studenckiego.
Zastanawia mnie, dlaczego tak nie jest dzisiaj i co jest tego powodem. Nie ma juz teatrzyków z “Hybryd”, “Jaszczurów”, nie ma turniejów poetyckich o “Czerwona Różę”, nie ma kabaretów studenckich, nie ma twórców zmuszonych podporządkowywac się przeciętnym i coraz niższym gustom. Być może ich rolę spelniają dzisiaj offowe zespole muzyczne, których produkcji nie uświadczysz w oficjalnych mediach. Nie mam pojęcia, co się dzieje w sztukach plastycznych, ale nie jestem ich znawcą.
Czy móglby mi Pan, jako socjolog (a przynajmniej naukowiec majacy kontakt z ta dziedzina nauki), wyjasnić co się stalo?
Pozdrawiam w oczekiwaniu
PS. Nie wiem, czy przyklad z Czteroma pancernymi i Klossem jest dobry, biorąc pod uwagę ówczesne zróźnicowanie wszystkich dwóch programów telewizyjnych. Moglo sie więc zdarzyć, że zamilowany zwolennik wspomnianego Klossa byl także amatorem Grechuty z Anawą, albo Novi Singers.
Lorenzo -- 31.10.2008 - 23:04Co się stalo?
Nic.
Studenci poszli zarabiać pieniądze.
Kultura studencka przestała mieć półcenzuralny posmak.
I już.
Pozdrawiam
yayco -- 31.10.2008 - 23:11A Pan sądzi, Panie Yayco,
że myśmy wtedy nie pracowali? Byl taki wynalazek, co sie nazywal spóldzielnia “Żaczek”; w zimie snieg sie z dachów zrzucalo, w lecie mylo szyby.
Natomiast drugi z Pańskim argumentów przemawia do mnie. Co wcale nie oznacza, że nie niepokoi mnie brak oporu wobec zalewu chlamu z zachodu.
A kiedyś, jak mnie najdzie ochota i czas znajdę, napiszę, w jaki sposób Niemcy dali odpór (chyba dość skuteczny) kulturze Coca-coli, i to w sferze kultury masowej (choć tylko w pewnym jej elemencie), jesli idzie naturalnie o rozmiary, a nie jakość, bo ta, o której napiszę, ma bardzo dużo zwolenników i stoi na wysokim poziomie. Ciekawe, czy Pan zgadnie o jakim gatunku sztuki myslę?
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 31.10.2008 - 23:26Panie Lorenzo,
teraz studenci pracują zupełnie inaczej.
Nie dorywczo.
Zapomniałem też dodać, że bardzo rozjechały się w ostatnich dwóch dziesięcioleciach trzy poziomy dojrzałości: biologicznej, psychicznej i społecznej.
Pozdrawiam
yayco -- 31.10.2008 - 23:29Grzesiu,
jakieś 10 lat temu, po wyjściu ze szpitala, z którego ledwie z życiem uszedłem, dokładnie po roku od wyjścia, gdy lekarze chcieli mi wmówić, że operacje sprzed roku w zasadzie się nie udały i trzeba wszystko od początku kroić oraz piłować, w akcie desperacji udałem się, za namową znajomych małżonki do takiego pólegalnego doktora od akupunktury itp. spraw, a że z oficjalnego zawodu był on chirurg całkiem prawdziwy, choć importowany z daleka, przeto nie mogłem go mieć za jakiegoś całkowitego szarlatana.
Onże pan doktor obejrzał wszystkie moje papiery, kazał język pokazać oraz puls badał chyba z 15 minut, po czym powiedział, że diagnoza jest podejrzana, a to dla tej przyczyny, że na rentgenowskich fotkach prawie nic nie widać i trzeba je powtórzyć, a poza tym mam sobie zbadać cholesterol.
To pierwsze przywróciło mi jakąś nadzieję, że może nie całkiem jest po mnie, a to drugie kazało zwątpić w jego kwalifikacje, gdyż jako dietetycznie odżywiający się i szczupły podówczas raczej pacjent żyłem w przekonaniu, że cholesterol mnie nie dotyczy, pod żadnym pozorem.
Oczywiście po jakimś czasie poszedłem sobie zrobić te badania i wtenczas oniemiałem, bo się okazało że w trybie alarmowym mam się zgłaszać do lekarza od tego cholesterolu. Ale wracając.
Pytam ja tego pólegalnego doktora jakim cudem ja mogę mieć ten cały cholesterol nie teges, skoro ja po żadnych MacCośTam się nie stołuję, ani nic z tych rzeczy, generującego, nie spożywam.
Na to on do mnie, że ten niedobry poziom cholesterolu to się ze stresów permanentnych, których medycy zapewnili mi w nadmiarze, bierze ponoć i to obficie.
Mało tego, objaśnił mi, że on sam bywa w MacCośTam i Coca-Tą-Wiadomo popija. I nic mu nie jest, bo ma te wszystkie kanały i przewody w ciele oraz filtry sprawne jak należy.
Wniosek z tej lekcji był dla mnie taki, że raczej należy zwalczać stres i generujących go partaczy niż tego całego MacCośTam.
Aha, i jeszcze bonus, bo chyba nie miałem dotąd okazji. Zgadzam się z Tobą całkowicie co do tego, że Pepsi nie ma w ogóle startu do CocaColi. Uważam, że nie ma i już, choć nie pamiętam kiedy ostatnio spożywałem. To jedno jednak zapamiętałem. No, to tyle.
Pozdrowienia.
s e r g i u s z -- 31.10.2008 - 23:35