Nick czy imię i nazwisko?

Już mi się zdarzyło w TXT podać swoje imię i nazwisko, by z otwartą przyłbicą odpowiedzieć blogerowi, który z odsłoniętą twarzą wygłosił poglądy, które mnie zbulwersowały. Z tym imieniem i nazwiskiem jest jak w starym kawale: “moje imię i nazwisko nic panu nie powie”. Sprawdzałem w googlu – istnieje tam mój “klon”, wymieniony w większej ilości linków niż ja, który w takiej formie niemal nie istnieję. Trudno konkurować urbaniście z fizykiem teoretycznym, zwłaszcza publikującym prace naukowe. Mój klon niewiele z tego ma, bo odpowiedział mi, że za chlebem musiał wyjechać ze swego ośrodka naukowego do nienieckiej firmy elektronicznej.

Spróbowałem poszukać siebie w “naszej klasie”. Mnie tam nie ma, bo po krzykliwej akcji o niepewnym chronieniu danych osobowych zostałem tam jako Jacek Sz., za to moich klonów naliczyłem dziewiętnastu! Więc ze mną, anonimowym, jest nas w “naszej klasie” dwudziestu!!! Ta dziewiętnastka nie pisuje w sieci, skoro nie ma ich śladu w googlu, ale istnieje w realu. W swoich środowiskach są znani z mojego imienia i mojego nazwiska! Dopiero przy imionach rodziców i nazwisku rodowym matki pojawiły by się różnice.

Już dawno temu uzmysłowiłem sobie, że w sieci “moje imię i nazwisko nic panu nie powie”. Natomiast jotesz się wyemancypował, stał się autonomiczny. Jest łatwiejszy do odszukania googlem. Wyskakuje podczas szukania tematów muzycznych albo wśród miłośników funkii. Bywał w Salonie24, poszedł do TXT, ma gdzieś swoją chałupę na chamopolu. Próbował uwić jakieś gniazda w dziwnych miejscach. Przysiada gdzieś na gałęzi i zakracze…

Zaczynając blogowanie należy liczyć się z tym, że nick może nam ukraść imię i nazwisko, które po jakimś czasie staje się mało ważne, niezauważalne. Szkoda, że nie pomyślałem o tym na początku!
:)

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Oczywiście, że masz pan rację

Mnie też już wielu usiłowało “nauczać”, bo pod nickiem pisze.
To niby kłamię, koloryzuję, łżę jak bura suka, obrażam i głupoty robię.

A niby pod nazwiskiem, to nie będę?
Toć wszędzie, w blogosferze, jest pełno idiotów, chamów, małp i oszustów, którzy pod, zakładam, swoim nazwiskiem piszą.

Nie widzę różnicy.
Jednak widzę.
Pod nickiem można sobie na więcej pozwolić, tak dobrego jak i złego. Ale to już jest cecha indywidualna.
Igła


Igło - inspirujesz mnie do c.d.

Nicki mają nazwy różne – coś mają znaczyć. U mnie zupełnie bez polotu – ot pierwsze litery imienia, czyli “jot” i nazwiska, czyli “esz” sklejone w nick. Ale Igła to coś kłującego – pewnie nieprzypadkowo.

Wiele nicków może nas kierować w dzikie domysły, choćby banan czy wyrus albo i yayco. Lorenzo kojarzy mi się z włoskim renesansem, co u krakowianina cząstkowo może być trafne. Ale już 19zenek na pewno nie oznacza dziewiętnastolatka, bo ciągle podkreśla on swą dojrzałość a nawet wiekowość. A taki Nicpoń, choć pewnie jest nazwiskiem, to ciągle budzi we mnie podejrzenia, że to nick. Futrzak nie powinien być łysy, ale jeśli jest, to ma poczucie humoru.

Tylko Rozwadowski, którego nie lubię w pełnej nazwie pisywać, był dla mnie zgrzytem i uzurpacją chwalebnego nazwiska…
:)


A ja podpisuje się nickiem

a i tak wszyscy wiedzą kim jestem.

Że Iwona, żona J. Jareckiego, więc nawe nick mnie nie chroni, hi hi

Pozdrawiam serdecznie.:D

A Igła jest tak kłującą istotą, że hej.;p


A ja, jak na kobietę przystało

jestem tajemnicza i nieodgadniona. Równie dobrze mogę być aniołem, jak i diabłem. Nikt nic nie wie i jest super!


Algo!

Roślinne nicki – Alga czy Sosenka, są od razu pozytywnie odbierane…
:)


Delilah...

...nic dodać, nic ująć!
:)


Joteszu

Nick — to firma, marka.
Dawniej każde przedsięwzięcie firmowało się nazwiskiem szefa. Ford był podpisany nazwiskiem Henry’ego Forda. Dziś czasy się zmieniły i marka jest bezosobowa. Ale i wówczas, zwłaszcza w dziedzinie publicystyki i pisarstwa, używano nicków. Choćby Bolesław Prus.

Aleksander Głowacki nie chciał narażać swą działalnością na szwank rodowego nazwiska. Zyskana w młodym wieku popularność publicysty nie pasowała mu — stąd ksywka Bolesław. Wolał anonimowość, podobną do naszej.

Pewnie, że mogło żyć wówczas pięciuset Bolków Prusów, ale to ten zbudował swoją markę. Czego i Tobie życzę.

Pod pewnymi względami — to uczciwsze, zwłaszcza w przypadku osób o sławnym nazwisku, lub związanych z jakimiś grupami ludzi. Pracuje się na swoje konto.

Z drugiej strony, taka anonimowosć absolutna, że nikt absolutnie nie wie kim jesteś w realu, czy jesteś kobietą, mężczyzną etc. Stawia problem właśnie rzeczonej “otwartej przyłbicy”. Ale to zupełnie innna kwestia.


@ WSZYSCY

Z tym nazwiskiem i imieniem w sieci to jest jeszcze jeden problem, a mianowicie:

Ze trzy lata temu, gdy jeszcze nie było TXT ani Salonów24, pisywałęm na Interii.pl pod własnym nazwiskiem.

I jakiś gnojek w dyskusjach związanych z artykułami o pedofilii itp. zaczął PISAĆ pod moim nazwiskiem komentarze popierające pedofilów, sugerujące, że osoba o moim nazwisku ma skłonnośc do dzieci. I DOBRZE SIĘ BAWIŁ, wdając się ze mną w debaty stylu:

“NIE!!! xxxxxxx xxxxxxxxxxx to ja a nie on!”

Nie dałęm rady zrobić NIC. Dzwoniłem do Interii, do wydziału “internetowego” policji w Wawce.

Groch o ścianę, nie można zrobić w takiej sytuacji NIC. No chyba, ze poprzez SAMODZIELNE wykazanie w prokuraturze, ze ta osoba to nie ja. Czyli udowadniać, że nie jest sie wielbłądem. A to, że admini jednym kliknięciem mogli sprawdzić IP tego skur******a i ukrócić proceder?

Szkoda gadać. Przestałęm pisać i po kilku tygodniach gnojowi się znudziło. Od tego czasu pisałem pod nickiem i dopiero w Salonie się ujawniłem.

Tu to nie jest potrzebne, bo kto chce to i tak mnie na S24 znajdzie.

Poza tym kilku mnie widziało ;-)

Pzdr.


>Misqot

Faktycznie, taka kradzież tożsamości jak opisałeś musi być bardzo wkurzająca, no przynajmniej jabym się wściekła jak diabli!

A w S24 nie miałeś obaw przed ujawnieniem? Przecież tam róznych psycholi nie brakuje.

Mnie też kilku widziało, ale z tego że niektórzy wiedzą jak wyglądam to jeszcze nic nie wynika :) I tak naprawdę jaka jestem nie wie nikt…:)


@ DELILAH

Na początku się krygowałem, ale ja wiem – po kilku miesiącach? w profilu dopisałem nazwisko. A wcześniej już w adresie www z salonu miałem nazwisko… zawierzyłem Igorowi Jankesowi ;-)

I świat się nie zawalił. Przede wszystkim konieczność logowania WYKLUCZYŁA możliwość, zeby ktoś pisał POD MOIM nazwiskiem.

Wada tego rozwiązania była jedna – kierownik działu gdzie pracuję grzebał trochę w sieci, ciekawska bestia, i była trochę nieprzyjemna rozmowa… oczywiście gość przypierdzielił się do wpisów i komentów robionych w czasie pracy.

Tylko nie przewidział jednego – że ja pisze w czasie przerw śniadaniowych i tzw. zwyczajowych przerw kilkuminutowych, gdy albo nie ma klientów, albo powinienem wyjść na papierocha jak inni.

Ale ja nie palę, więc co kogo obchodzi, co ja robię w czasie gdy inni se ida poklachać przy fajce?

Wydawałoby się, ze to OCZYWISTE, ze te kilka minut jest MOJE!

Ale to już inna historia.

Pzdr.


Delilah i wszyscy

Jasne i tak nikt do końca nie będzie wiedział kim naprawdę jesteśmy, poważnie.

Mimo, że każdy wie kim ja jestem, to kto mnie tak naprawdę zna?

Może Jacek do końca, a ktoś jeszcze?

Joteszu, a nick roślinny, hmm…taki bardziej wodno-roślinny jak w moim przypadku i to też tylko dlatego, by mój własny ślubny mnie na początku nie rozpoznał.

Pozdrawiam serdecznie.:D


Algo - to zupełnie nieoczekiwany kierunek...

...ucieczka żony w nick przed własnym mężem!
:)
Moja Naj zupełnie olewa sieć i uważa, że to bagno, w którym grzęznę, zamiasta zająć się:
ogrodem,
garażem,
progiem w komórce,
malowaniem domu,
cyklinowaniem,
wymianą grzejników,
wymianą samochodu,
etc
:)


Panie Joteszu Szanowny

Pańska Naj wcale nie olewa sieci tylko jest po prostu o nią zazdrosna! Nie wiedzieć czemu (nie wiem, czy Pan to zauważył), że dla naszych Naj wszelkie działania intelektualne w niektórych (a w zasadzie niemal we wszystkich) przypadkach nie są przez nie uważane za pracę. Mnie niekiedy wydaje się, że one (te Naj) uważają, że jedyną pracą godną mężczyzny jest rozładowywanie wagonów :-)))

Pozdrawiam serdecznie


Panie Lorenzo

A skąd u Pana takie przeświadczenie? Z doświadczenia własnego?
Ja, na ten przykład, proszę o usunięcie mnie z tych niemal wszystkich przypadków. Bo to ja jestem teraz “od rozładowywania wagonów”, czyli – jak Jotesz napisał – od spraw związanych z:
“ogrodem,
garażem,
progiem w komórce,
malowaniem domu,
cyklinowaniem,
wymianą grzejników,
wymianą samochodu,
etc”

:)


Szanowna Pani Magio

Napisałem “niemal” czy nie napisałem? To raz. Czy ja napisałem, że te Naj to tylko Panie? To dwa.

Pozdrawiam serdecznie


Pszę państwa

Ale weźmy na warstat taki nick – Lorenzo.
Czy ktoś, na ten przykład z Mławy albo Sieradza, nie mówiąc o Goliznie nie miałaby jakich oporów nazwać się , że tak powiem w zagranicznym, niemym języku?
I tu problem jest, ze niektórzy chcą pod płaszczykiem działać.
Igła


Panie Lorenzo

Masz niestety świętą rację.
Na szczęście także w kwestii prawie.

Więcej nie napiszę, bo moja Naj siecią nie gardzi ;)


Joteszu

bo to było tak, że na początku, ja niby udawałam, że mnie ten cały internet i blogi wcale nie wciągają i tylko Jacka notki ku rozweseleniu czytam.

A potem któregoś wieczoru postanowiłam mu zrobić psikusa i napisać komentarz dość kokieteryjny i podpisać się Alga, no i ślubny przeczytał, Panią Algą zatytułował, podziękował za komplementa i na końcu napisał, coś takiego:

“p. Algo, jakkolwiek dziwnie to brzmi”.

No i spodobało mi się to Alga i tak zostało.

Pozdrawiam serdecznie.:D


Igła

Co do Lorenzo masz, że się spytam?

A nasze miasto to GOLINA!!!

A Ty drogi Panie czemu podwójną Igłą jesteś?

Pozdrawiam.:D


Hm, tak sobie myślę, że nicki sa ciekawsze,

po prostu id ają fajną otoczkę czy złudzenie bycia kims innym.
Ja oczywiście zbyt kreatywnie nie postąpiłem, bo nick mam zdrobnienie od imienia swego własnego. (choć w adresie i nazwie bloga Tecumseh jest)

Ale wogóle teraz jak się wpisze grześ czy tecumseh, to można setki mych komentarzy trochę tekstów znaleźć, jak się wpisze nazwisko i imię, to poz ajakims podpisem po listem i informacją, gdzie pracuję się nic ciekawego nie znajdzie.

W sumie zresztą nazwisko w necie może byc zmyślone, a niektórzy pod naziwskiem pisza takie bzdety,m że nickowość i anonimowość nie kojarzy się zupełnie źle.

Choc daje złudzenie, że więcej można.

A jak ktoś czytał dokładnie niektóre me komentarze czy teksty, to zna moje nazwisko, wie, gdzi emieszkam, gdzie pracuję, ile mam lat, ba, a teksty mówią czasem więcej o mnie niż niektórzy znajomi z reala wiedzą czy nawet bliskie osoby.
Pzdr


Co ja mam, niby,

do pana Lorenzo?
Toć ja mu miłość wyznaję.
Na swój, pokrętny, sposób.
Igła


JOtesz

niejaki Pan Profesor Sadurski próbował zdyskredytować blogera – piszącego świetne teksty za to, że pisze pod pseudonimem.

Są ludzie którzy uważają, że pisząc z imienia i nazwiska ich twórczość jest bardziej… . Chociaż pisząc z imienia i nazwiska pewnie bierze się pełną odpowiedzialność za swoje “wypiski”.
Pamiętam, że jakiś czas pisałem również pod imieniem i nazwiskiem, ale ponieważ tematyka moich wpisów wkraczała także na poletko zawodowe ogranicxzyłem się do nicka.

Dla mnie to nie ma znaczenia: czy piszesz z nickiem czy pod imieniem i nazwiskiem.

Pozdr.


Joteszu

Ja borsukiem, gdzies w polowie lat osiemdziesiatych zostalem nazwany, przez sympatycznych kumpli na plenerze malarskim i tak juz zostalo.

W nowym towarzystwie rowniez przedstawiam sie jako borsuk.
I niech tak zostanie.

Za leniwy chyba juz jestem na marketing nazwiska, choc dzieki jednemu polskiemu jazzmanowi, co to za wielka woda kariere zrobil wyskakuje ono w googlach bez problemu.

Jak sie mi syn urodzil, to jakos tak naturalnie, nazwalismy Go imieniem tego jazzmana…


Szanowny Panie Iglo

Omal się przez Pan nie zadlawilem. Powrócilem bylem wlasnie do domu (oczywiście natychmiast odespalem komputer w celu wprowadzenia do organizmu kolejnej dawki txt) i zacząlem spożywać wlasnoręcznie odgrzane cuś w mikrofali, gdy wzrok mój padl na Pańskie wyznanie.

Tylko dzięki wyjątkowej przytomności umyslu i refleksowi się nie zadlawilem. Panie Igla, ja do Pana czuję dokladnie to samo, co Pan do mnie czujesz :-))) (co oznacza, że będę w Pana także lal jak w kaczy kuper, jak mnie Pan podpadniesz – to te wahania emocjonalne, rozumie Pan). I tego samego Panu życzę!

A dla innych zainteresowanych rodowodem mojego nicka: ja mam po prostu tak na imię. Jednakże w wersji oryginalnej czyli polskiej nikt nie bylby w stanie go wymówić bez sporej dawki alkoholu. Więc by nie wpędzać obcych mi narodowo obywateli w alkoholizm od lat co najmniej 35 używam Lorenzo wymiennie z jego polskim odpowiednikiem (w kraju). Z drugiej strony jest to teź pewnego rodzaju trybut ku pamięci niejakiego Medyceusza o tym samym imieniu. A także pewnego Rojsztwańca.

Pozdrawiam serdecznie


o Sadurskim

poldek34

niejaki Pan Profesor Sadurski próbował zdyskredytować blogera – piszącego świetne teksty za to, że pisze pod pseudonimem.

Pamiętam tę burzę na S24.
Wtedy właśnie założyłem bloga.

prof. Sadurski wskutek debaty (choć większość głosów było prostacka nawalanką) zweryfikował swoje poglądy. Później otwarcie o tym mówił. I o swoich nowych poglądach, i o tym, że został przez blogerów przekonany.

Zdobył tym mój szacunek.

PS. A zarzut Sadurskiego był taki, że oto anonimowy twórca wypominał twórcy powszechnie znanemu jego przeszłość (niezbyt chlubną, co fakt to fakt). Tyle, że przeszłości anonima nikt nie zna i nikt mu jej nie wytknie.
Anonimowość publicystów internetowych powinna być nie lada zagwostką dla zwolenników lustracji dziennikarzy…

Warto to zagadnienie przypomnieć w kontekście naszej rozmowy…


Odys

niestety ale pisanie pod imieniem i nazwiskiem niesie ze sobą większy zakres odpowiedzialności.

Gdyż człowiek podpisuje się pod tym co pisze także swoim życiorysem.

Więc ja nie widzę konfliktu między tym, że nie można zweryfikować przeszłości osoby piszącej pod nickiem.

Nie jest obowiązkowe pisanie pod nickiem jak i imieniem/nazwiskiem.

Jeśli ktoś się odkrywa, jest osobą publiczną, znaną musi się liczyć z tym, że ktoś zapyta o jego przeszłość.

Natomiast nie widzę tej zagwozdki dla zwolenników lustracji. Tu nie o lustrację chodzi ale o wiarygodność chodzi.

Pozdrawiam.


Szanowni nickowscy i nazwiskowcy...

Zamyśliłem się, jak w tytule, bo mi jotesz przytłoczył mnie samego, choć mi to zmartwienia nie przyczynia, bo na szczęście identyfikuję się z joteszem. Mogę powiedzieć, że jotesz jest moim rzecznikiem blogowym.

Wcale też szczelnie nie chronię swego imienia i nazwiska, bo gdzieniegdzie się pojawiały, ale rozmówcy i tak pisali jotesz – widocznie on stał się bardziej znany, dzięki czemu imię i nazwisko może sobie spokojnie istnieć poza blogowaniem i służyć do remontów, kopania ogródka, cyklinowania i malowania.

Nick sobie stuka w klawisze, klika – krótko mówiąc – opieprza się bezużytecznie! Imię i nazwisko tyra w codzienności, bez poklasku gawiedzi, w nadziei, że chociaż moja (tu rodzaj żeński używam z rozmysłem) Naj pochwali! Niekiedy…
:)


Poldek i (Odys tyż)

jak dobrze pamietasz aferę z Kataryną, to pamiętasz tez, że w jej tekście była była totalna manipulacja (już w tytule), który nosił tytuł ,,Wszystkie apele Wisławy szymborskiej”, z tekstu wynikało, że Szymborska poza podpisaniem w zyciu 3 listów nigdy nie wypowiedziała się publicznie.
W dodatku tekst był zwykła propagadnówką pisowską, (co zresztą norma u tamtej autorki)
A cała afera z sadurskim była zwykła nagonka na niego, przepełnioną egzaltowanymi głosami miłosników blogerki.
Szkoda, że już obłudnie nikt po prawej stronie nie zauwazył, gdy pan Paliwoda robił gorsze rzeczy, łacznie z grożeniem powiadomienia pracodawców za jakies teksty mu niechlubne.
Wtedy nawet krytyki nie było, a na Sadurskiego bluzgi się lały, więc Poldku raczej się ośmieszasz przypominając tę sprawę i wytykając coś sadurskiemu, który setki razy się zresztą (moim zdaniem niepotrzebnie) z tego tłumaczył.


Grzesiu

Po co znów tutaj odgrzewać tego starego, po wielokroć już zmielonego, kotleta…


Odysie, chciałem tylko

rzucić światło:) z innej strony, bo Poldek jak dla mnie jednostronnie bardzo sprawę przedstawił.

Pzdr


Grześ

tecumseh

jak dobrze pamietasz aferę z Kataryną, to pamiętasz tez, że w jej tekście była była totalna manipulacja (już w tytule), który nosił tytuł ,,Wszystkie apele Wisławy szymborskiej”, z tekstu wynikało, że Szymborska poza podpisaniem w zyciu 3 listów nigdy nie wypowiedziała się publicznie.
W dodatku tekst był zwykła propagadnówką pisowską, (co zresztą norma u tamtej autorki)
A cała afera z sadurskim była zwykła nagonka na niego, przepełnioną egzaltowanymi głosami miłosników blogerki.
Szkoda, że już obłudnie nikt po prawej stronie nie zauwazył, gdy pan Paliwoda robił gorsze rzeczy, łacznie z grożeniem powiadomienia pracodawców za jakies teksty mu niechlubne.
Wtedy nawet krytyki nie było, a na Sadurskiego bluzgi się lały, więc Poldku raczej się ośmieszasz przypominając tę sprawę i wytykając coś sadurskiemu, który setki razy się zresztą (moim zdaniem niepotrzebnie) z tego tłumaczył.

Kto pyta nie błądzi.

Nie śledzę twórczości KAtaryny tak jak Ty, tak jak nie śledzę tekstów Sadurskiego. Pamiętam, że zwróciłem uwagę na dyskusję o pisania pod nickiem i pod nazwiskiem i się z profesorem nie zgadzałem. To było dosyć dawno.

Co do Szymborskiej – jej protestu też miałem mieszane uczucia. Co do Paliwody – nie znam sprawy – pierwsze słyszę.
Sadurskiemu zaś wytykam gdyż się przyczepił do anonimowości Kataryny. Szkoda, że wklejać nie można bo bym poszperał na blogu u Sadurskiego.

Pozdr.

p.s.
co do tej “normy” a.propos Kataryny mam odmienne zdanie.


Grzesiu

Wiem. :)

Po prostu staram się powstrzymać wykopanie topora wojennego.
W tej sprawie swojego czasu padły już wszystkie argumenty.
W kwestii Paliwody — też.
Swoją drogą, gdy piszesz “nikt z prawicy” potwierdzasz zaskakującą wciąż mnie samego opinię, że nie jestem z prawicy…

W każdym razie mam wrażenie, że większość ludzi, choć domaga się obiektywizmu i sprawiedliwości, w praktyce stosuje zasadę z Samych swoich:
Sądy sądami, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Dawaj granaty.

salve!


Lorenzo

Ta Naj nie uważa, ze chłop nadaje się tylko do kopania rowów.

Czasem są naprawdę rzeczy ważniejsze do zrobienia niż klepanie w klawiaturę.

Pozdrawiam


Przyznam ze zdziwieniem...

...że rozmowa skręciła w kierunku, o którym nie pomyślałem, czyli chowania się za nicki, choćby słynnej Kataryny. Powodem mego napisania było nieco inne zagadnienie – nick przytłacza właściciela i zaczyna żyć swoim życiem. Coś takiego, jak problem aktora Andrzeja Grabowskiego, którego większość Polaków utorzsamia z Ferdkiem Kiepskim…

Penelopo – nasze Naj najczęściej mają rację, wytykając, że to klepanie w klawiatury, zwłaszcza jeśli jest blogowaniem, nie jest najważniejsze w życiu. Na dodatek jest to czynność uzależniająca. Można zaryzykować założenie, że to rodzaj używki!
:)


Szanowna Pani Penelopo

Wiedziałem, źe prędzej czy póżniej któraś z Naj postawi mnie do pionu:-)))

Padam do stóp sumitując się okrutnie


Joteszu

Pamiętam ładną impresję na poruszony przez Ciebie temat.

http://www.marywww.salon24.pl/45035,index.html

A propos nicków i ich wpływu na realną osobę:

Mój nick jest nadaną przez kolegów w LO ksywką. Jego rodowód tkwi w fonetycznym podobieństwie do nazwiska. Zanalazłem jednak jakiś sens w historii antycznego patrona… i odtąd ma on wpływ na moje życie.

Któryś z zaciekłych dyskutantów na moim blogu przywołał imię Penelopy, sugerując rzekome moje szowinistyczne do żony podejście. Wynikła sytuacja przykra, ale tak zrodził się nick mojej żony. I tytuł jej bloga.

Widać więc, że prawdę mówisz: wirtualny odys ma znaczny wpływ na realnego Jędrzeja. Nie tylko dlatego, że zabiera mu czas.


Lorenzo

Usprawiedliwienia i kajania przyjęte :D

Pozdrawiam postawionego do pionu mężczyznę...


Joteszu

Ja rozumiem, że blogowanie jest pewną formą uzależnienia. Choć sama rzadko pisuję i komentuję, to codziennie sprawdzam czy pojawiło sie coś nowego wartego przeczytania czy tu, na TXT, czy na S24.

Pozdrawiam


Szanowna Pani Penelopo

To podobno nawet zdrowo dla kręgosłupa, więc i role terapeutyczna Pani spełniła :-)))

Ukłony (także dla Pana Odysa)


Subskrybuj zawartość