GDY ŻYŁY DINOZAURY (3)

Skąd ta materialna obfitość w celulozowym sakwojażu?

Lato 1941 roku. Raptem od niecałych dwu lat moja mama żyje w zupełnie nowym państwie, z zupełnie nowym ustrojem. W tym samym państwie, ciągnącym się teraz parę tysięcy kilometrów na wschód, zupełnie blisko, bo w oddaleniu raptem kilkuset kilometrów, żyje nieznana jej rówieśnica. Jakim cudem Janina służyła już w Armii Czerwonej i to jako podoficer – do dziś nie wiem, ale od 21 czerwca tego roku minęło tylko kilka miesięcy i Janina już znalazła się w hitlerowskim obozie jenieckim. Stało się tak, gdyż dwa najbardziej drapieżne dinozaury owej ery Hitler i Stalin, po krótkim epizodzie udawanej przyjaźni, rzuciły się sobie do gardeł.

Janina przeżyła obóz jeniecki, co jest statystycznym cudem oraz cudem rzeczywistym – wyrosła bowiem na wielką, postawną kobietę. Opowiadała mi kiedyś, że jadła obierki ziemniaków, które obierała pracując w kuchni. Obierki były widocznie dość kaloryczne a pani Janka, nie dość że została wyzwolona, to jeszcze poznała Polaka i została jego żoną. Mąż był mikry przy swej połowicy ale chlał jak smok wawelski i bijał swą Rosjankę, może z powodów patriotycznych.

Pani Janka dowiedziała się od swej przyjaciółki, czyli mojej mamy, że wyjeżdżam do Leningradu na obóz studencki, kilka tygodni wcześniej. Spytała mnie nieśmiało, czy wziąłbym parę drobiazgów dla jej rodziny, która bieduje gdzieś w zapadłej Rosji? Zgodziłem się nie wiedząc, co mnie czeka. Najpierw przeceniony garniturek dla kuzyna…

W peerelu jakość konfekcji była marna, więc odzież przeceniona znajdowała się na samym dole łańcucha ubraniowego. Potem sukieneczka, jakieś koszule, trochę bielizny. Szmat przybywało, bo czasu do wyjazdu było ciągle wiele. W końcu pani Janka zaproponowała, że da mi na to tekturową walizkę, którą po wykonaniu obietnicy będę mógł porzucić! Godziłem się na wszystko, znając z opowiadań jej smutny małżeński los i znając osobiście realia Wielkiego Państwa Robotników i Chłopów.

Jeździłem już wcześniej na Białoruś do rodziny mamy i niski poziom życia był kontrastem nawet dla szarej przaśności peerelu. Wszystkie te dobra miały metki świadczące o tym, że są nowe i przecenione, czyli tanie. Całość została skatalogowana i wpisana do deklaracji celnej już we Wrocławiu.

I ten właśnie dokument oglądała zdumiona i zdegustowana celniczka. Po chwili uporczywej pracy myślowej zdecydowała, że nie zezwoli na przewóz takiej ilości odzieży, bo nasza grupa jedzie z paszportem zbiorowym i możemy łącznie (!) zabrać przepisaną wartość towarów. Był to oczywisty absurd i bezprawie, ale mundurowa wiedziała, że z mundurem na granicy nikt nie dyskutuje. Jakie musiało być jej zdziwienie, gdy ja, niespeszony jej decyzją oświadczyłem, że nie ma sprawy i gdzie mogę zostawić te rzeczy w depozycie, bo wcale nie zależy mi na przewożeniu ich wbrew przepisom. Depozytu nie było w baraku – widocznie nie miałby zastosowania. Zawsze się przecież dogadywano! Wyraźnie rozzłoszczona panienka demonstracyjnie przekreśliła całą deklarację i w moją zdumioną twarz rzuciła: „Zabierać się!”

Po chwili byliśmy już na puściuteńkim peronie, w kraju , który był wtedy Największym Przyjacielem Polski – przynajmniej terytorialnie. Czekał na nas zupełnie pusty pociąg z wagonami, w których były przedziały z miejscami do leżenia i kabinki prysznicowe, w których można było spłukać kilkunastogodzinne znużenie podróżą krajową. Odwiedził nas wesoły gospodarz wagonu, oferujący herbatę z wagonowego samowara. Gdy dostał od nas garść monet, donosił nam pyszny czaj aż do samego Leningradu, regularnie co dwie godziny, dodając do niego solidne porcje pieczienja, czyli krzepkich, twardawych herbatników. Bycząc się w pozycji horyzontalnej przejechaliśmy przez Pribałtikę, mijając po drodze Wilno, i wtoczyliśmy się na dworzec-pałac w Leningradzie.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

jotesz

i Ty się zastanawiałeś czy dalej kontynuować?
:)
fajne, co tu więcej pisać

p.s chciałbym zobaczyć twarz tej wq.. celniczki:)

Prezes , Traktor, Redaktor


Szanowny Joteszu

Nie będę oryginalny i poproszę o ulubiony siąg dalszy.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Joteszu!

Nie zauważyłem literek „cdn”! Czy to nie jest jakieś przeoczenie?

Pozdrawiam


Ciąg dalszy nastąpi...

...choć mi się nie chce, bo ta opowieść z lipca 1970 roku kończy mi się w połowie i gdy dojdę do końca napisanego, to wypadało by ją wreszcie sfinalizować całkowicie…

Przy samym końcu była wizyta krótka w mieście zamkniętym, za pobyt w którym wówczas zamykano, ale mi się udało psim swędem.
:0


Eee tam, Panie Joteszu,

niech Pan nie kokietuje:-)) Pisanie na txt to praca społeczna, u podstaw niejako, więc wymaga poświęcenia. Pan popatrzy na p. Poldka na przykład :-D

Pozdrawiam serdecznie

PS. Nie odnosi Pan wrażenia, sądząc po ostatnich wpisach na txt, że chyba się nieco obijamy w pracy?


Panie Jerzy

Co oznaczają literki “CDN” ?


Signore Lorenzo!

Ten świder prawdy prosto w mózg był okrutny! Jutro od 8 do 16 nie ma mnie w TXT! Nawet nie zajrzę...

Szanownego Pana Poldka teksty nie wymagają poświęcenia – one same są jak poświęcone! Tych najbardziej uduchowionych nie czytuję nawet. Z szacunku! Nie godzien jestem…
:)


Nie ma lekko,Joteszu,

trza kontynuować, szczególnie, ze to dobre jest po prostu.

pzdr


re: GDY ŻYŁY DINOZAURY (3)

:))


Drgi Igło!

Coś drgnie niechybnie… czym d…a nęci… a może coś zupełnie innego. Skleroza nie boli, ale co się człowiek nachodzi…

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość