Remont...

Remont!!!!!
:((

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Joteszu

A coś więcej może Pan powie?

Co będzie remontowane i w jakim zakresie?

Czy ekipa remontowa przygotowała rzetelny kosztorys?

Czy to remont generalny, czy może raczej kosmetyczne odświeżanie pomieszczeń?

Pozdrawiam Pana oczekująco…


re: Remont...

Remont na kilka sposobów,jako:

-próba charakteru
-element strategii
-badanie cierpliwości
-analiza kosztów i ewidentnych strat

i tak dalej

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Remont jest malutki...

...i po dwu tygodniach coś zostało zrobione…

Miało być wycyklinowanie trzech pokoi i korytarzyka. Raptem 36 m kw., jak się okazało po dokładnym pomierzeniu podłóg. Ale przy okazji uznano, że należy wywalić drzwi z czasów peerelu razem z ościeżnicami żelaznymi i koszmarnymi.

Fachowców szukałem w sieci googlując. Wyskoczyło kilku. Po wstępnych rozmowach zaprosiłem najokazalej medialnie wypasionego we własnej witrynie. Się zjawił! Wszystko zrobi, skrzypienie desek zlikwiduje, co po dwudziestu latach się nieco zeschły i skrzypią. Piankę wpuści pod podłogi…

Cd może nastąpi, bo trza kończyć pracę a w domu remont odciął sieć.
:)


Hm,

a ja myślałem, że chodzi o rzeczywistośc blogową i netową:)
Eh, uzalezniony żem już, a tu normalny remont, acz że sieć odciąła, to i wpływ na Jotesza zycie netowe ma.
Pozdrówka i szybkiego i w miarę bezbolesnego przetrzymania remontów.W sumie nie lubię bardzo czasu jak się co w domu remontuje.

pzdr


Remont w realu...

...więc wirtualny świat w rodzaju TXT musi ustąpić! Na szczęście doszedłem do etapu, gdy wszystko zależy ode mnie. Sam poprawię tynki, sam pomaluję, sam dopasuję. Ostatnią warstwę lakieru na podłodze też położyłem sam, bo cykliniarz położył półmat a miał być połysk! Gdy się robi samemu to przynajmniej człowiek wie kogo opieprzyć i do kogo mieć pretensje…
:)


Ostrzeżenie...

Ostatnia warstwa lakieru Domalux Strong na podłodze schnie już czwartą dobę! Na baniaku była informacja, że użytkować można po 48 godzinach. Remont zakrzepł w oczekiwaniu na pieprzną suchość...
:)


Praktycznie mnie nie ma w TXT...

...bo mogę tylko zajrzeć w pracy a w domu trwa walka na froncie remontowym. Jeszcze kilka dni minie, nim spróbuję podłączyć pc. Tynki naprawiłem, ale muszę jednak wygładzić tynkiem gipsowym. Dopiero wtedy mogę zacząć malowania i wtedy będzie niemal koniec. Prawdziwy koniec nastąpi, gdy przymocuję listwy przypodłogowe…

Zdrowie na budowie!
:)


Coś mi się widzi, że...

nie tylko moje pokoje nadają się do remontu…

TXT też mogłoby się odświeżyć. Dla mnie jest przynajmniej okazja, by odpocząć. Zastanawiam się, czy pisząc o sobie też nie robię jakichś wycieczek personalnych? Pewnie najbezpieczniej nie pisać!

Zdrowie na budowie
:)


Panie Joteszu

Jakże niechętnie, acz jednak, muszę się zgodzić z Pana ostatnim zdaniem…

Może to jest remont właśnie…

:)


Dzisiaj...

...mam zamiar pomalować pokój komputerowy, by wreszcie podłączyć domowy sprzęt, bo w pracy to krótkie doskoki tylko możliwe…

Pani Gretchen – ja to mam wzloty i upadki w odbiorze TXT, ale nie odpuszczam, bo po wstępnych wpłatach czuję się cząstkowym udziałowcem. Dopóki mnie właściciele nie pozbawią tej odrobiny poczucia współwłasności czy współudziału. Ale jak na raczej PiSolubnych są wystarczająco tolerancyjni i elastyczni, by się czuć w miarę wygodnie a nawet przyjaźnie.

Są co prawda momenty dziwnych spięć, demonstracyjnych odejść i innych spektakli, które i na mnie oddziaływują, ale to pewnie normalne życiowe objawy. W porównaniu z innym blogowiskami to TXT jest dla mnie najbardziej przyjazne. I tak trzymać. Co nie znaczy, że można udoskonalać, remontować, bo brak zmian to cofanie się.

Pozdrowienia i powodzenia oraz zdrowie na budowie
:)


I co z tego?

Powtarzam: I CO Z TEGO?!


Pani Natalio!

Rozumiem, że to dramatyczne pytanie jest odpowiedzią na mój wpis w Pani notce. Jeśli tak, to odpowiadam pospiesznie, że NIC Z TEGO! Po prostu wszedłem, przeczytałem, potem przestudiowałem profil i doszedłem do wniosku, który zapisałem grzecznie. To było coś jak przywitanie i zarazem pożegnanie. Zdarza się i nie powinno być powodem do obrazy. Zdeklarowana siedemnastoletnia słuchaczka RM jest kimś tak bardzo odległym od tego, do czego jestem przyzwyczajony, że założyłem niemożność wzajemnego komunikowania się.

Jeśli natomiast “Powtarzam: I CO Z TEGO?!” jest reakcją na nieistotną rzeczywiście wiadomość, że pomaluję pokój komputerowy, to mogę tylko zauważyć, że nie zauważyłem przed wspomnianym powtarzaniem żadnego pierwotnego zareagowania oraz, że Z TEGO JEST TO, że pokój będzie pomalowany…

Pozdrowienia i powodzenia
:)


Się podłączyłem!

No i mogę zajrzeć po niemal dwóch tygodniach…

Zaniepokojony admin napisałał z propozycją pomocy, ale do Wrocka ciut za daleko a remont powoli się kończy. Mam nadzieję, że ja wykończę remont a nie remont wykończy mnie! Póki co, mogę zajrzeć do TXT. Jak mnie zeźli, zawsze mogę wrócić do pacykowania ścian…
:)


I co z tego?

Po ponad dwumiesięcznym remoncie własnie ślicznie uprzątnąłem pozostałości i jest cacy. Tylko nie jest cacy z pisaniem do TXT. Odechciało mi się! Wiem, że to może przejdzie, już tak bywało, w blogowaniu panuje sinusoida zniechęcenie-entuzjazm, i tak dalej. Wszystko to znam i parę razy przeżyłem.

Wchodzę do TXT, miło mi, że żyje, chętnie czytam moich ulubieńców-klasyków, bywa, że się zmogę i skomentuję. Ale niewiele ponad to. Się odechciało…

Nawet myśli jakieś o marnowaniu czasu, puszczaniu pary w gwizdek, bezproduktywnym blablaniu, mnie nachodzą. Ciekawe, czy jest na to lek?
:)


Joteszu, lek jest taki,

pisać i nie myśleć
:)
Myślenie szkodzi.
pzdr


Myślenie szkodzi?

Chyba politykom…
:)


Politykom?

U nich śladów jego nie zauważam za często
:)
A jak zaczynasz myśleć czy pisanie ma sens, to zaczynasz wątpić i ci się nie chce, więc dlatego trza pisac i nie myśleć.
Opatentowane na sobie.

pzdr


Panie Joteszu Szanowny

Spóźnione, ale niemniej szczere gratulacje z okazji zakończenia remotnu.

I cieszę się, że on Pana nie wykończył:-)

Pozdrawiam serdecznie. Oraz Pańskie hosty!


Panie Lorenzo Magnifico!

Pańskie imię medycejskie nosił również mój dziad po mieczu, który nogę stracił w wojnie, służąc cesarzowi z Wiednia. A hosty na szczęście dają sobie radę nawet wtedy, gdy gospodarz zupełnie czym innym zajety. Dziś właśnie szampana zacnego otworzyłem na zakończenie remontu, wszystko co pozostało jeszcze do wykonania nazywając poprawkami poremontowymi…

A pisać mi się dalej nie chce!
:)


Pan sie nie przejmuje, Panie Joteszu,

to całkiem zdrowy objaw. A admiratorzy jak lubią to poczekają. Tym ceikawiej będzie:-))

Pozdrawiam niestety deszczowo


Panie Lorenzo,

ja się nie przejmuję. Ja nawet powinienem pielęgnować ten stan zniechęcenia, bo na nim korzysta mój dom, rodzina a nawet praca. To bardzo zdrowo, gdy człowiek przypomina sobie właściwe proporcje spraw ważnych do mniej ważnych.

Jesień nadeszła, wieczory coraz dłuższe i ciemniejsze, więc i chęć do pisania nadejdzie…
:)


No to, Panie Joteszu Szanowny,

do poczytania:-)


Panie Lorenzo,

dzięki za dobre słowa! Wracam do remontu – robotę zawsze można sobie znaleźć. Tu dla mnie zrobiło się jakoś za ponuro. Jeszcze tylko Panu prześlę mój słynny pogardliwy uśmieszek…
: ))
Pozdrowienia i powodzenia


oj, Joteszu, jakie ponuro,

impreza u Mada się rozkręca,
hip hopowe klimaty u Gretchen (fakt że teksty ponure).

Zajrzyj tam.

pzdr


Panie Joteszu

Grześ odrobinę mija się z prawdą, te teksty nie wszystkie są ponure.

Pan sobie zajrzy do mnie, jak już nie chce Pan czytać o hip hopie (w co wątpię hi hi), to może Pan o wilkach, albo… nie, ten to już jest ponury.

Polecam o wilkach.

Wysyłam Panu uśmiech.

Nie jest słynny, za to jest szczery i ciepły

No niech Pan sam zobaczy

:))


Grzesiu,

jesteś miłym duszkiem tego zbiorowiska. Ponuro mi się zrobiło, bo moje uśmiechy zmieniono na uśmieszki z zamiennymi przymiotnikami dziecinny/pogardliwy. Nie spodobało mi się to, bo nie cierpię gdy wmawia mi się uczucia, których nie ma we mnie. I rzeczywiście remont stał się permanentny, bo zawsze można jeszcze znaleźć jakąś rzecz do poprawienia…

: ))


Pani Gretchen!

Hip hopu to ja na ogół nie lubię. Obracam się w zupełnie innych klimatach, dość odległych czasowo. Prawdę pisząc, to od powstania punku, którego nie polubiłem nigdy, skończyła się dla mnie kreatywność nowych trendów w muzyce. Choć wiele wspaniałych wyjątków się objawiło a i w tych nielubianych przeze mnie kierunkach trafiają się wykonawcy, którzy potrafią mnie zainteresować...


Panie Joteszu

Na ogół hip hop lubię, choć nie jestem bezkrytyczna.

Chciałam Panu powiedzieć jedynie, że tu się toczą też całkiem poboczne rozmowy, ale za to całkiem w życzliwej atmosferze się odbywające.

Choć widzi Pan, sieciowe relacje to jest bardziej pstry kuń niż to jest w życiu.

Nie trzeba się przywiązywać.

Trzeba mieć dystans.

Bo miło jest kiedy jest miło, ale bardziej dotkliwe jest to, co niemiłe.

Staram się to zrozumieć – dlaczego tak jest.

Dlaczego wystarcza jedno zdanie, by kogoś na inną orbitę wystrzelić, jedna uwaga dotycząca uśmiechu i już.

Dlaczego jest tak, że tysiąc napisanych zdań nie ma szans wobec jednego słowa?

Być może użytego w kontekście, którego czytelnik nie rozumie?

Dlaczego reakcja jest taka niesprawiedliwa?

Tak rozmyślając myślę, że to jest dziwna przestrzeń, a żby w niej być trzeba mieć osobistą potrzebę, jasno okreslony cel.

Choć można z tego wszystkiego zrezygnować.

I pójść sobie.


Pani Gretchen,

ja nie zamierzam pójść sobie. Ja raczej straciłem poczucie zakorzenienia, a zdawało mi się, że już wrosłem. Za szybko widocznie. I głupio wmówiłem sobie, że tu jakieś sympatyczniejsze relacje. A w ferworze durnych debat, w jakie wpuszczają nas politycy, w moim przekonaniu gównie ci najbardziej prawi i sprawiedliwi, wyrywają się słowa, które odpychają. Mi się też wyrwało. Dobry na to sposób – dać sobie spokój…

Mam zajęcie w mojej prywatnej loży wolnomularskiej. Kielnia, paca i młotek leżą mi dobrze w dłoni a efekt ich użycia jest dużo pożyteczniejszy, niż mój udział w dyskusjach na temat czy Wolszczan był świnią astronomiczną, która splugawiła astronomię polską i światową...


Ja jeszcze w trakcie remontu...

Dlatego z rzadka piszę, choć nie ukrywam, że czytuję. Choć gdyby nie remont, to i tak bym sobie jakąś wymówkę na niepisanie znalazł.

Dlaczego?

Większość wypowiadających się na ostatnie gorące tematy wie lepiej. I ma kategoryczne jedynie słuszne zdanie. Dyskusja wykluczona. Całkowita polaryzacja. Białe-czarne.

Czy ktokolwiek z PT Dyskutantów (nie tylko na TXT) wypowiadających się na temat prof. Wolszczana zmienił po dyskusji swoje stanowisko choćby o milimetr? Nie zauważyłem nigdzie tekstów w rodzaju “No jednak to szuja. Przekonałeś mnie”. Albo “Zrozumiałem, że przez odmowę podpisania jakiegoś świstka mógł przekreślić swoją karierę”. Albo cokolwiek innego, co wskazywałoby na ewolucję poglądów lub co najmniej na przyjęcie do wiadomości czyjegoś odmiennego stanowiska.

Osobiście w ogóle nie wypowiadałem się na ten temat, bo
a) mało kogo (w zasadzie nikogo) nie obchodzi moje zdanie wypowiadane na dodatek anonimowo – pod nickiem
b) wszyscy już wiedzą, co o tym sądzić. Jedni, że świnia i kapuś, inni, że wielkim Polakiem jest i współpraca była koniecznością lub nieszkodliwym epizodem.
c) sam nie wiem, co na ten temat sądzić. Znam paru naukowców i naukawców i mniej więcej wiem, jak to wtedy wyglądało. Czy trzeba było podpisać albo co kosztowało niepodpisanie.
I gdybym to wszystko spisał, wraz z moimi własnymi doświadczeniami po niepodpisaniu, czy to spowodowałoby jakiekolwiek przemyślenia u przekonanych?. Nie sądzę. No to po kiego grzybasa mam o tym pisać? Skoro swoje wiem (ironia – dla niewtajemniczonych)
Lepiej już skrobnąć notkę o Fajnym Ryśku. Albo pomalować korytarz i podłączyć przewody w puszce, bo cóś nie styka.

Kto nam zrobił takie kuku, że nie możemy rozmawiać? Ja wiem. Inni też wiedzą, tyle, że co innego ode mnie.

No dobrze, kompletnie nie na temat, mam nadzieję, że Gospodarz wybaczy, ale w końcu dzisiaj niedziela, można pędzle zostawić w słoiczkach z wodą.


Problem jest inny, panie Oszuście.

Jak sądzę.
Bo ja też pamiętam jak było.
I dlatego nie nazywam Wolszczana świnią, z góry, nie wiedząc co jest w papierach.

Natomiast zdecydowanie protestuję przypisywaniu łajdackich zamiarów tym, którzy te papiery ujawnili.
A pare takich poglądów tu się ujawniło.
Wychodzi na to, że trza było podpisywać i godzić się na wszystko i teraz zostać bohaterem a ci którzy ujawniają mniejsze i większe świństewka sami wychodzą na łobuzów.


Oszuście,

myślę, że nie masz racji.

Np. ja w mnóstwie spraw akurat słucham obu stron i różnych opinii i uwzględniam zdanie przeciwne do mojego, może trudno by ci było mnie przekonać, że Goethe to czołowy romantyk niemiecki albo że nauczyciel pracuje tylko 18 godzin i zarabia mnóstwo kasy, ale w sprawie Wolszczana i wielu innych da się.

Bio po prostu nie znam się na tym.

Zresztą były przykłady na TXT dyskusji, gdzie ktoś kogoś przekonywał lub ktoś się wycofywał z czegoś co było za mocne czy przepraszał.

Więc nie wiem, czy wszyscy wiedzą lepiej.

pzdr


Oszuście Pierwszy,

My, Wrocławianie, jesteśmy na ogół dość otwarci na wszelakie niuanse i odcienie, co widać w twoim komentarzu i co ja usiłowałem przekazać od siebie w sprawie Wolszczana. Może dlatego, że żyłem w tamtych czasach, może dlatego że Wrocław jest taką mieszanką ludzi, historii. Choć i u nas się trafiają wszystkowwiedzący, jak choćby RyszCzar. Ten akurat mniej typowy, bo cyrkowo elastyczny politycznie.

Pozdrowienia i powodzenia
:)


Wykańczanie remontu,

zanim remont wykończy mnie,więc na początek nawiążę do pewnej rozmowy, którą zajmuje się prokuratura. Rozmowy o tym “czy zna pan generała Krupę”, bo tak właśnie wyglądała. Społeczeństwo, w mojej osobie, dziwiło się, że pierwsza osoba w państwie może zadawać tak namaszczone idiotyzmem pytania i notować z jeszcze większym namaszczeniem odpowiedzi “zapisać, że przyznał, że zna generała Krupę”...

I to by było na tyle generała Krupy oraz na tyle do rymu.

ps. Żeby wpakować do spiżarki lodówkę musiałem odkręcić jej drzwiczki, próg i nadproże, co zweryfikowało mój szacunek dla wytwórców sprzętu AGD. To banda ćwoków, którzy tam, gdzie można sprawę załatwić jedną śrubką, pakują ich trzy! Włoska robota, cholera…


Pan sie nie denerwuje, Panie Joteszu. Błagam.

A jak się chce Pan zadziwić, do czego im te trzy śrubki, to w ramach relaksu polecam serial “Jak to jest zrobione”, bodaj na Discovery. W soboty i w niedziele przed południem dają.

Pozdrawiam trzymając kciuki (w kieszeni), żeby mi ich przy okazji Panskiego remontu nie przytłukło


I pewnie nie dość, że włoska

to jeszcze się zanussi nazywała, ta lodówka:)

pzdr


Panie Lorenzo,

te trzy śrubki to był totalny odpał! Dwie z nich mocowały tę trzecią. Na dodatek te mocujące były dwa razy dłuższe niż ta podstawowa…


Grzesiu,

lodówka jest firmy Indesit! Kupiona w Saturnie z naruszeniem przepisów jak sądzę, bo w komplecie nie było instrukcji w języku polskim!!! Po tych cholernych śrubkach nabrałem podejrzeń, że mogła być montowana w Afryce…


Pewnie, Panie Joteszu,

producent tych dwóch śrubek dał w łapę komu trzeba. Albo bez nich lodówka byłaby za lekka i by ją zdyskwalifikowali na mecie:-)


Jotesz

włoska tylko z nazwy, made in Lodz

:)

prezes,traktor,redaktor


Panie Lorenzo,

lodówka ma pod drzwiczkami do zamrazarki, na samym dole, dokręcaną listwę maskującą, która ja nazwałem progiem. Listwa ma, jak to u Włochów, piękną linię – może zamówili design w firmie Pinifarina. Jest jednak wypukła, dlatego gniazdo na śrubkę jest zagłębione. Kładę się ja więc na podłogę, lampką świecę w głębokie gniazdo na śrubkę i widzę w tym gnieździe łby trzech śrubek! Dwa łby nachodzące na ten trzeci. No ten, kto to wymyślił, musiał mieć łeb jak sklep!!! W drugim gnieździe sytuacja podobna, tyle że tam jedynie dwie śrubki – jedna nachodząca na drugą. Gdy już wcisnąłem lodówkę pozbawioną drzwiczek i innych wystających do przodu części do spiżarki, to oczywiście przykręciłem próg dwiema krótkimi śrubkami. Tak zresztą jest to przedstawione na instrukcji rysunkowej.

Po takich przeżyciach czuję wstyd, że sam jestem inżynierem!


Panie max!

To ze mnie wylazł rasista! Podejrzewałem jakichś ciemnych Murzynów z Afryki a to zwykli polscy idioci – montażyści mi zgotowali ten los…i


Eee tam, zaraz Idioci, Panie Joteszu.

Może ta środkowa śrubka była za krótka, więc ją dla równowagi od razu dwoma długimi śrubkami uszlachetnili . Ciesz się Pan, że nie gwoździami na ten przykład.


joteszu

a tam od razu zwylki, SZKOLENI!

prezes,traktor,redaktor


Szanowni Panowie Konfederaci!

Koleżanka inżynierka objaśniła, że jak nie mają odpowiednich blachowkrętów to dodają te dodatkowe wkręty, by zabezpieczały blachowkręty przed samowykręcaniem się, spowodowanym drganiami lodówki. Jeżeli to prawda, to gratulacje dla monterów z Łodzi! Bo te zastosowane przez nich blachowkręty są takie wredne, że bardzo dobrym śrubokrętem krzyżakowym ledwie je odkręciłem. Mija Naj w trakcie tej walki nawet poradziła, ze może sprowadzilibyśmy serwisantów, to nam to zrobią, ale to było dla mnie jak płachta na byka!
:)


Znaczy się, Panie Joteszu,

blisko byłem:-) A myślałem, że żarty sobie stroję.

Pozdrawiam nieco oniemiały


Panie Lorenzo!

Miło się rozmawia o wkrętach, blachowkrętach i śrubkach, bo to są KONKRETY, z którymi jesteśmy zmuszani się zmagać. I gdy człek zwycięży taką martwą przeszkodę, to czyste zwycięstwo ducha nad materią! I nad głupotą wykonawców, którzy swoją indolencją utrudniają ludziom życie…

Zwycięzca wkrętów
jotesz
:)


Jotesz, Lorenzo

o szczytach bezrozumnego tworzenia rzeczy materialnych dużo moga powiedzieć Francuzi, tzn. ichni spece od motoryzacji. Kto wymieniał kiedyś żarówkę w renówce to wie :))

prezes,traktor,redaktor


Mam dużego peugeota, Maxie.

Do celów wymiany żarówki (co na szczęscie zdarzyło się tylko raz do tej pory) posłużyłem się Córką, bo tylko jej ręka znalazła miejsce. Kolega-mechanik tylko udzielał porad. A jak mi sie raz nawiew powietrza popsuł, to musiał rozbierac niemal połowę samochodu. Wiec jestem wiedzący w tej kwestii:-)


Lorenzo

samżeś kowalem swogo samochodowego losu,

przynzam szczerze ze myslałem że jakims niemieckim smigasz, a tu taka niespodzianka

pozdrawiam marząc o japończyku :)

prezes,traktor,redaktor


Imć Lorenzo,

ja także peugetowcem jestem i nie narzekam, ale ja mam pana Gucia po drugiej stronie drogi i on nie jest drogi…
:)


Maxie,

jeżdżę ich wytworem i jakoś dotąd nie znienawidziłem narodu Woltera i markiza de Sade…
:)


Ja tam w sumie, Panie Joteszu,

nie narzekam, bo duży jest i bardzo bezpieczny. Tyle że ma pod maską strasznie dużo rzeczy (nawet nie wiem jakich i wcale nie chcę wiedzieć szczerze mówiąc) i miejsca wcale. I jak się chce żarówkę wymienić, to trzeba naprawdę mieć ręce dziecka. Ja ma z kolei Pana Bażeja, tyle, że – niestety – nie po drugiej stronie drogi:-(

Mimo to pozdrawiam serdecznie


Paryski okaz,

to mój peugeot, ze względu na liczne drobne otarcia, przygniotki i inne drobiazgi, świadczące o intensywnym ruchu kołowym we Wrocławiu. Jednak nie przeżył pod moją ręką żadnego poważniejszego zdarzenia i oby nic takiego nigdy nie nastąpiło…

Pozdrowienia i szerokiej drogi


Subskrybuj zawartość