Rosja, Rosjanie, rosyjski...


 

Kiedyś nie chciałem się uczyć niemieckiego przez Hitlera! Sam urodziłem się po wojnie, ale z literatury i radia, bo czterech pancernych jeszcze nie było, wyniosłem tę durną niechęć! Do dziś żałuję, nie tylko dlatego, że pokochałem muzykę Bacha czy Orffa…

Z rosyjskim było zupełnie inaczej. Pierwszy raz znalazłem się w ZSRR, teraz zwanym Związkiem Sowieckim, jeszcze w 1957 roku, grubo przed początkiem nauki szkolnej. Mama mnie zabrała do miejsc ojczystych i rodzinnych, gdzie żyli jej rodzice i rodzeństwo. Do Polski, która tam skończyła się w 1939 roku. W 1920 dziadek walił z cekaemu, umieszczonego na kościelnej wieży, do tych, co chcieli tę Polskę w zarodku zdusić. Za drugim razem im się udało. Przynajmniej w Łohiszynie.

Ale z pobytów na Polesiu zostało mi osłuchanie i łatwość nauczenia się w szkole. W wakacje miewałem możliwość trenować znajomość z rówieśnikami, których poznawałem na miejscu. Ciotki i wujkowie rozumieli polski, choć sami niemal nie mówili w macierzystym języku. Tylko z dziadkiem i babcią mogłem czystą polszczyzną pogadać. I z miejscowym księdzem, do którego chodziłem pożyczać Sienkiewicza. Po upadku komuny okazało się, że był tajnym biskupem Polesia! W tamtych czasach Rosjanie mnie brali za swojego, choć nie Rosjanina. Pasowałem im na Łotysza. Żeby choć na Litwina!

Na studiach byłem wakacyjnie w Budapeszcie, a było to w krzepkiej komunie jeszcze. Zaprzyjaźniłem się z Węgrami, z którymi gadałem po angielsku! Oni, po ośmiu latach przymusowej nauki rosyjskiego, znali tylko kilkanaście słów. Punktem honoru było nie nauczyć się niczego! Parę lat później, w Wiedniu, musiałem wspomóc pewnego młodego Węgra, który próbował rozmawiać z Anglikiem, co powodowało u ofiary próby owej coraz głupszą minę. Wtrąciłem się z pytaniem pesymistycznym, czy zna może rosyjski ze szkoły. Potwierdził, co się okazało prawdą cząstkową, bo znał tylko nieco lepiej niż angielski. O kilkanaście wyrazów lepiej!

Więc konkluzja z tych ramotowatych wspominków – uczta się języków! Wszelakich…

I anegdota: za peerelu pewien pułkownik mawiał do studentów studium wojskowego tak: “Uczcie się studenci języków obcych a najlepiej chińskiego, bo mnie znajomość niemieckiego pozwoliła wydostać się z niewoli!”

ps. Teraz po raz kolejny powtarzam angielski, usiłując jakoś wreszcie opanować tę cholerną mnogość form czasownikowych. To po to, by w przyszłym roku dogadać się w Izraelu. Niekiedy jednak nachodzi mnie refleksja, czy znowu bardziej nie przyda się rosyjski?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Joteszu

Kudy ten Łohiszyn leży?


re: Rosja, Rosjanie, rosyjski...

Łohiszyn – miejsce urodzenia mojej mamy. Małe miasteczko z tradycjami. Prawa miejskie nadał król Władysław IV. Zamieszkałe przez Polaków i Żydów oraz Białorusinów. Wokół wsie białuruskie. Do Pińska, stolicy Polesia, jakieś dwadzieścia dwa kilometry. W Pińsku urodził się Ryszard Kapuściński. W Pińsku Armia Krajowa odbiła więźniów z gestapowskiego więzienia. Niemcy do Łohiszyna wkroczyli dopiero w 1941 roku. Dwa lata wcześniej Armia Czerwona “wyzwoliła” to małe poleskie miasteczko spod władzy panoszlacheckiej Polski. Do dziś Łohiszyn jest “wyzwolony” – tym razem tkwi w państwowym kołchozie, w jaki zamienił Białoruś jego dyrektor-dyktator.

lohiszyn_IIW__.jpg
Łohiszyn.
Ulica miasteczka Fot. 1941-1944
Photos copyrightTomek Wisniewski Collectiontomy [at] ld [dot] euro-net [dot] pl, http://www.szukamypolski.com/

odpowiedziałem fragmentem innej notki


A to dzięki..

Teraz znajdę na jakiej starej mapie.


dobre rady zawsze w cenie:)

prezes,traktor,redaktor


No fakt, rosyjski się przydaje,

ja na stypendium wakacyjnym w Niemczech w Erfurcie mieszkałem przez 3 tygodnie w pokoju z Rosjaninem, on niemieckiego prawie nie znał, angielski trochę lepiej ale tyż nie za dobrze, ja angielski tyż tak sobie, więc gadaliśmy albo kulawym angielskim albo rosyjsko-polską mieszanką.
No i w sumie żałowałem w tym Erfurcie że rosyjskiego choć w podstawówce (4 lata) i w liceum chyba 3 się uczyłem, to nie potrafię zdania za bardzo sklecić.

A de facto rosyjski był tam po niemieckim drugim językiem, którym się gadało, bo wiele ludzi było z Rosji, Białorusi, Ukrainy, Mołdawii czy Litwy.

No apropos tych języków to znowu się biorę za angielski, którego chyba nigdy nie opanuję na poziomie zadowalającym, choćby na zbliżonym do niemieckiego, bym się bez problemu dogadywał, czytał czy pisał w tym języku.
Wkurzam się, ale to wkurzenie niestety nie powoduje jakichś pozytywnych skutków czyli intensywnej nauki.


...

A ja siedzę sobie wygodnie w domu, oglądam sobie “Господа офицеры”, nabijam się z tekstów w filmie i maniery w stylu muszkieterów i bardzo sobie chwalę – mimo, że w kiedy konczyłem przygodę z rosyjskim w szkole średniej to miałem go serdecznie dość.

A tak w ogóle, język wroga trzeba znać. ;)


Język wroga...

...może być też językiem przyjaciół...

W czasach mojego studiowania i później to był język Okudżawy, Wysockiego czy Sołżenicyna. Był też wspaniały Andriej Galicz, gitarowy balladzista czy Andriej Amalrik, dysydent, którego książkę “Czy Związek Sowiecki dotrwa do 1984 roku” czytałem z wypiekami w czytelni biblioteki polskiej na Bulwarze Montparnasse w roku 1971 latem. W Nantes, podczas tego wyjazdu, prowadziłem długie rozmowy ze śliczną Francuzką Dominique, która znała ten język, bo studiowała mat-fiz i najlepsze, bo najtańsze, były podręczniki wydawane po rosyjsku!

Priwjet!
:)


@Jotesz

emotikon ;) oznacza żart. Szutka taka.

Tekst z “językiem wroga” to chyba cytat z wczesnego Łysiaka, ale tak to już jest, że nigdy z tym językiem nie wiadomo, w jakiej sytuacji będzie się go używać. Mój dziadek do końca życia przez sen klął po rosyjsku po kazachskich “wojażach” w 40’tych.

Języki warto znać bezwględnie, a przydaje się w podróżach po całej strefie wschodniej, nie tylko do czytania książek, oglądania filmów czy flirtów z Francuzkami. ;)


Barbapapo,

masz rację. My, Polacy, mamy łatwość uczenia się rosyjskiego, który chyba nam łatwiej wchodzi do głów niż choćby czeski, który wydaje się jeszcze łatwiejszy, ale to jest zmyłka. Tyle że my jesteśmy leniwi do nauki języków. Najlepiej wiem to po sobie. Uczyłem się rosyjskiego, angielskiego, niemieckiego, francuskiego i włoskiego. Żadnego nie znam dobrze! Teraz znowu tarmoszę się z angielskim…


Subskrybuj zawartość