Smaki rosyjskie

Coś mnie tak naszło. W S24 przeczytałem o winach. Powoływano się na Pana Yayco. Wspomniano tuńczyka z puszki. Zgłodniałem…

Przypomniały mi się rosyjskie smaki. To w zasadzie mogło być fragmentem wspomnień “Gdy żyły dinozaury”. W Moskwie byliśmy trzy dni. koledzy narzekali, że jedzenie niefajne. Żywiliśmy się za własne pieniądze i widocznie oszczędzali. Poleciłem pirożki oraz pielmieni.

Pirożki nazwą przypominają pierożki, ale to raczej bułeczki z drożdżowego ciasta, nadziewane farszami we wszelakich wariacjach smakowych. Sprzedawały je babuszki na ulicach, z drewnianych skrzynek na kółkach. Najlepsze były na ciepło. Z farszów pamiętam mięsne, z kaszą gryczaną, z twarogiem na słodko, z twarogiem na słono i pieprznie, z dżemami owocowymi. Pewnie było dużo więcej kombinacji. Były pyszne, tanie i syte.

Pielmieni to rosyjscy kuzyni kołdunów. Pielmieni znam, kołdunów nie. Pierwszy raz poznałem je na Polesiu w stałowoj. Małe pierożki z nadzieniem mięsnym. Tyle że nadzienie surowe i dopiero gotowanie w rosole dawało smak. Najbardziej smaczne były pielmieni syberyjskie. W “Syberiadzie” Tarkowskiego jest scena, gdy zimą chłopak podkrada je z beczki, stojącej w szopie. Czytałem, że dawnymi czasy na syberyjskich wsiach zapraszano do roboty całą wieś, która lepiła te małe pierożki. Zabijano wołu, barana i wieprzka na farsz. Ciasto robiono z paru worków mąki. I lepiono, lepiono…

Gotowe pilemieni wynoszono na trzaskający mróz, by zamarzły na surowo. Potem twarde jak kamyki sypano do beczek i całą zimę można było je brać gotowe do gotowania. W Moskwie zaprowadziłem kumpli do pielmiennoj, czyli baru pierożkowego, gdzie na pierwsze braliśmy pielmieni w rosole. Na drugie pielmieni ze śmietaną. Brakowało tylko na deser posypanych cukrem, ale pielmieni nie robi się na słodko. Koledzy zwrócili honor russkoj kulinarii.

No, jakoś do obiadu dotrwam wspomnieniami.
Smacznego

ps. to napisane, by nie wypominano, że się nie pisze. Choć polityka mi się przejadła a aferą samolotową womituję, więc nie mam zamiaru o polityce strzępić klawiszy. Mogę pisywać o jedzeniu, piciu i muzyce. O dupie Maryni też. Polityków mam tam, gdzie Marynia siada…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Ja też

tam zaczynam mieć polityków.

A Moskale, jako zwyczajni ludzie są nadzwyczajni. Prawie zawsze. I na zasadzie przeciwieństwa mają u władzy troglodytów. Na to nie ma jakoś rady.

Pozdrawiam serdecznie.


Pielmień i Kołdun

w jednym stali domu.
Jedne i drugie nadziewane na surowo, jedne i drugie z baraniną w składzie. Jedne i drugie pycha. Mają też włoskiego braciszka, z Puglii (na południu), ale zapomniałem jak mu na imię...


Tylko bez seksizmu

Jak o dupie a nawet Maryni, to proszę ostrożnie, no chyba, że fotkami?


Dorzucę sałatkę...

...którą Rosjanie nazywają winegret. Jest to dla nas dość mylące. Winegret w wielu językach znaczy ocet. O dziwo, w rosyjskim też! Ale sałatka w zasadzie jest jak nasza ulubiona warzywna, tylko dodatkowo ma buraczki pokrojone w kostkę. Oczywiście przedtem ugotowane. Po wymieszaniu nabiera koloru lekko buraczanego, czyli wpada w różowość. Smakuje wybornie!


fajna opowieść

a ruskich pierogów tam nie mieli?

:)))

prezes,traktor,redaktor


Panie Merlocie,

pielmieni nie mają w sobie łoju baraniego, co dla mnie wydaje się jako składnik wysoce obrzydliwe, choć nie jadłem. Pewnie bym się przekonał, bo ja mało obrzydliwy kulinarnie jestem a ciekaw smaków bardzo. Jedyne co odpada, to anyż, kolendra zielona oraz zupy owocowe. Błeee!


Panie Igło!

Dupki są śliczne, bez żadnego seksizmu, ale fotki mogłyby zbulwersować adminów. Ale niech Pan zaryzykuje, może przejdą...
:)


Maxie, smacznego!

Pierogi ruskie nie są potrawą rosyjską, tylko ruską, czyli rusińską, więc po prostu ukraińską. Rosjanie nazywają je polskije warieniki, co ukradkiem potwierdza nasze prawa, przynajmniej historyczne, do Ukrainy, a co się Rosjanom wymknęło w ich książkach kucharskich…


jotesz

to że ruskie są li tylko z nazwy to wiedziałem, a dalszy wywód z precyzją obnaża prawa Rosjan do ww. Ziem :)

dzięki!

:)

prezes,traktor,redaktor


Zjadłbym,

a jak dobrze dzisiaj pójdzie to zjem placki ziemniaczane jeszcze, z sosem grzybowym, pycha:), choć z pierogami nie mają nic wspólnego.
A pierog wszelkie i uszka to ja uwielbiam, a najbardziej oczywiście ruskie domowej roboty i z kapustą i grzybami.
Eh, już się Wigilii nie moge doczekać jak napisałem o tych drugich.

Pozdrówka.


Ja tak jak Jotesz

nie będę nawet komentować tej uwłaczającej ludziom nazwijmy ich zwykłymi np i też pójdę ugotować pierogi tzw ruskie wcześniej zamrożone, a do tej Brukseli niech zapie…..... nawet boso i premier i prezydent od siedmiu a może nawet więcej boleści, zwisa mi to i powiewa, choć kobieta jestem, a tak.Pozdrawiam autora, serdecznie.


Inżynierze Joteszu

jeszcze jedno odpada:
Ryż na słodko, z owocami i cynamonem…
Fuj!


nie wiem jakiej "narodowości" jest danie wymienione(tzn ryż+)

przez Merlota, ale w moim wykonaniu być może by Mu zasmakowało,pozdrawiam mimo to pierogowo.


Ja właśnie sobie robię małe co nieco

Na rosyjską nutę. Znaczit’ użynat’ budu. Niemnożko.


droga Arundati,

ono jest narodowości przedszkolnej i mleczno-barowej z czasów PRL.
Brrr!


rosyjskie to nie jest...

...ale cudowne.

To znaczy pełne magii pierog mojej Babci i cudowne leniuchy…

Niby proste.

Ale kto odtworzy ten smak.

Śmietanę.

A kiedy indziej skwarki.

Smalec. Nieważne jaki

Cudo. Cudo. Cudo.

www.pomocdlarenaty.pl


jotesz

na Ukrainie ruskie też nazywają polskie :) ... pielmieni też tam są znane ale ja ich nie jadam.

z potraw rusińskich polecam mamałygę czyli huculską polentę:P

a z rosyjskich wódkę ... ;-)

“I don’t need to fight
To prove I’m right”


Panie Merlocie,

zgadzam się z Panem, w kwestii ryżu na słodko i cynamonu! Błeee…

Nigdy nie lubiłem mlecznych potraw na słodko a już te ryże z jabłkami i cynamonem – tfu! Raz w życiu miałem w ustach zupę nic – mdląca słodycz do kwadratu…

Wracając jednak do rosyjskich smaków to wspomnę uchę, czyli ich rybną zupę. Jadłem ją raz w życiu i to nad Balatonem. Byliśmy tam po pracy w Budapeszcie na kilkudniowym wypoczynku. Na polu namiotowym sąsiadowaliśmy ze studentami radzieckimi i z racji mego rosyjskiego języka, którym władałem wówczas dość swobodnie, zaprzyjaźniłem się z paroma osobami. Zaprosili mnie na uchę, którą uwarzyli w kociołku z wszelkiego drobiazgu, jaki udało im się złowić w tym płytkim węgierskim stawie. Pamiętam, że podczas doprawiania szturchnięto niechcący dziewczynę dosypującą pieprz i przez to ucha nabrała węgierskiej mocy.

W sumie przypominała mi krupnik w który zamiast podrobów czy mięsa wieprzowego wrzucono odpowiedniki rybie.


Docencie,

nie obracałem się w kręgach rodzinnych, jadających kasze kukurydziane a z tego bodaj robi się mamałygę.

Natomiast wódka rosyjska jest rzeczywiście dobra, zwłaszcza syberyjsko zmrożona. Choć na Polesiu piłem samogon takiej jakości, że Moskowskaja i Stolicznaja wydawały się przy nim podrzędnymi napitkami…


Joteszu

Czy lubisz krupnik?

www.pomocdlarenaty.pl


jotesz

ja taki samogon piłem w Odessie, ale przyjechał z Żytomierza … najlepszy mocny trunek jaki piłem!

“I don’t need to fight
To prove I’m right”


Mad Dogu,

lubię krupnik! A mówimy o zupie czy o wódce?


He!

O zupie:-D

www.pomocdlarenaty.pl


Krupnik,

zawiera wszystko co najlepsze. Ziemniaczki w kostkę, kaszę czyli krupy, warzywa wszelakie smakowite i przyprawy. Głównym składnikiem krupniku jest jakieś mięsiwko lub coś, co je udaje.

Kiedyś stworzyłem wariację na temat zup rybnych. Postapiłem wbrew zapisanym w kulinarnych książkach regułom, bo użyłem ryb morskich a tego jakoby nie należy robić. Były to szproty świeże oraz chyba leszcz na dodatek. W czasach peerelu nie było takiego wyboru ryb jak teraz i wziąłem to, co można było dostać.

Zupa była znakomita, mocno pieprzna. Miała tylko jedną wadę – na zimno strasznie cuchnęła rybami. Ale po mocnym podgrzaniu zapach znikał a pozostawał tylko fajny smak. My, Polacy, jemy za mało ryb…

Smacznego
:)


Moje trzy grosze

Pirożki w Tadzykistanie i Kirgizji to takie malenkie pierozki, ale nie z ciasta drożdzowego, tylko takiego klasycznego, pierogowego. Jadłem z je z farszem ziemniaczanym i z obowiazkowa cebulą. Pielmieni obowiazkowo z miesem, ale tez i obowiazkowo zalewane zupa. Niekoniecznie rosołem i niekoniecznie w zupie tej gotowane. Natomiast takie klasyczne pierogi wg nas, to były MANTY. Znakomine manty z cebula i kapusta, ale najlepsze były z dynia. Nalożone ręką z michy na kartkę wyrwana z wiekowej ksiazki, wyliczane “na oko”, podlane podejrzanym olejem i posypane surowa, super ostra cebula. Za dolara bylo ich okolo 35. Dwie osoby nie dawaly rady, pomimo glodu… ;-)))


Griszqu,

wspomniałeś o oleju…

Na Polesiu rosyjskość objawiała się w stosowaniu podsolnogo masła , czyli oleju słonecznikowego. Dla mnie jego smak był czymś nieznośnym, bo jechał ostro zapachem nasion słonecznika. Dziś wiem, że taki olej jest dużo zdrowszy niż nasze, tak ostro rafinowane, że zapachu wszelakiego pozbawione.


Joteszu

Jakby Ci to powiedzieć.... To był olej o smaku oleju silnikowego… Podobnej konsystencji… I kolorze… I z podobnej puszki…. ;-))))


E 35 na 2 osoby?

Co za problem?
Chyba że jakieś strasznie wielkie te pierogi?
Tylko ja bym bez tego oleju silnikowego wolał chyba:)

Hm, Griszequ, a skąd wiesz jak olej silnikowy smakuje, że głupio zapytam?
Choc ja pewnemu taniemu winu, które kiedyś było hitem, wśród moich znajomych, przypisywałem smak płynu do mycia naczyń.

A jeszcze Griszequ, apropos tej Azji Środkowej, to czy ty jakiego tekstu nie miałeś wyrychtować i zdjęciami opatrzyć?
Bo coś mi tak się wydaje, że cus zapowiadałeś.

Pozdrówka.


Smaki olejów...

...się różnie kojarzą...

W peerelu raz miałem kontakt z chałwą radziecką z konserwy. Smakowała jak trociny zalane olejem silnikowym. Oczywiście tylko pierwszy, wypluty kęs! Pewnie ten olej słonecznikowy był lepszy od puszkowego z Azji…


Grzesiu

No był to problem. Manty nie były jakies ogromne, ale doprawione olejem dawały uczucie napełnienia juz po dziesięciu. Warto jednak zauważyć, że dziwnym trafem nie ma się tam praktycznie apetytu (ani uczucia głodu) i trzeba w siebie “wmuszać” jedzenie, nawet to pyszne.

Tubylcy swietnie wiedzą, jak smakuja oleje i benzyny, bowiem cala dystrybucja paliw odbywa sie wiadrami, wobec czego jakość paliwa jest sprawdzana “smakiem”. Nie wiem, jak mierzy sie oktany językiem, ale Lokalsom to wychodzi całkiem dobrze.

Zdjęć nie umiem wstawiać. Nauczę się jednak. Ale tekst jakiś w głowie juz mam, tylko jakoś klimatu chyba na portalu nie ma na takie pisanie… A moze mi sie tylko wydaje?


Joteszu

Chalwa byla, ale po chalwie tureckiej na ruską ochoty szczegolnie nie mieliśmy. więc nie próbowałem. Za to rodzynki, takie jasnożółte albo pistacje… Lub orzeszki arachidowe powlekane sezamem…

MASAAAAAKRA.


Nie zgadzam się z Joteszem co do smaku radzieckiej chałwy

Nie wiem jakimi sposobami producentom udało się to osiągnąć, ale ruska chałwa miała smak suszonych grzybów. Faktycznie w oleju:)

Jednak przy suszonych grzybach będę się zdecydowanie upierać, bo z tak niezwykłym przypadkiem nigdy więcej się nie zetknęłam.


Delilah,

może i miała smak suszonych grzybów, ale ja suszonych grzybów nie jadam, nawet jeśli zwilżono je olejem maszynowym. Więc zgadzam się, że grzybami suszonymi też mogła jechać...
:)
Przebiję ten smak chałwy tym, co Rosjanie mieli zawsze dobre. To marożienoje, czyli lody. Na porządnej śmietanie robione, nie na chudym mleczku. Pyszne, niezależnie czy na ulicy kupowane, czy w marożiennoj. Z baru lodowego pamiętam napis “szampana na wynos nie sprzedajemy!” Dodawany był do lodów i świetnie pasował...


griszequ,

no kilmat tworzą właśnie teksty, więc jak ich nie ma, to i klimatu nie ma:)

A zresztą dyskusja tu wskazuje, że raczej jest.

Jak dla mnie na pewno by to było sensowniejsze niz pisanie np. kolejnego tekstu o TXT (nie wiem, czy ktoś ma taki pomysł,ale tak uprzedzam fakty)

pzdr


Grzesiu,

wkusno piszesz!
:)

no dobra – wkusno znaczy smakowicie…


Griszqu,

Poproszę o trochę obrazków doprawionych tekstem. Szczególnie, że tam mnie jeszcze nie zawiało.


Oszuscie

No to sporo straciłeś. Za małe pieniądze i w krótkim czasie można zobaczyć i przeżyć całkiem sporo. Zwlaszcza, jeśli ktoś preferuje łażenie z plecakiem na garbie i nie oczekuje gwiazdek w miejscach gdzie spi. No chyba, że tych na niebie (i tak bywało).
Ufff… No to bede musiał jednak nauczyć się u Maxa jak się te zdjecia wiesza…


Szczupaczki...

...się mi przypomniały. Pewnie to jednak nie rosyjski smak a poleski. Łowione są te szczupaczki zupełnie małe, ot do 10 cm długości. Nie jestem wędkarzem, ale podejrzewam, że to bandyckie kłusownictwo.

Maluchy te suszone są na słońcu, porozkładane na blachach. Natarte są też obficie solą, by się przed ususzeniem nie rozłożyły. Na Polesiu to częsta przekąska pod wódkę, a raczej pod samogon. Smakowały mi jak skórzane, twarde wióry o posmaku ryby i soli. Nie smakowały mi!

Nie smakowały mi też kiszone prawdziwkowe kapelusze, które są na Polesiu rarytasem. Pewnie to kwestia przyzwyczajenia do smaku – ja nigdy nie jadałem kiszonek grzybowych, więc mnie odrzucało. Ale miejscowi byli niezwykle ożywieni, gdy ten przysmak pojawiał się na stole.

To takie przerywniki we flircie turystycznym Griszqa i Oszusta Pierwszego…
:)


pielmieni ze Lwowa

We Lwowie jadłem pielmieni. Pierożki z mięsem, które powinno się maczać w ostrej musztardzie i zalewać piwem.

Szczerze mnie ten przepis jedzenia bardzo pasował. Było pyszne.


Zalewanie piwem?

O tym nie słyszałem, oczywiście jeśli chodzi o pielmieni…
Nawet musztardy nie stosowałem. Wystarczało masełko po wierzchu i odpowiednia ilość czosnku w farszu.


zalewanie piwem

dokładniej

na talerzu pielmieni obficie polane masełkiem. Obok musztard w którym paćka się pierożka. Wrzucamy do paszczy, przegryzamy, połykamy i wtedy zalewamy piwem.
mniam


Niemal "w prikusku"

jak Rosjanie i ludzie ze wschodu pijali herbatę. W zębach trzymali kawałek cukru, przez który przesączali napój…

Pielmieni na Polesiu były dostępne w sklepach jako kilogramowe mrożonki pakowane w pudełka z ohydnie grubej, prostackiej tektury. Jednak smak miały znakomity po wrzuceniu ich, bez pudełka!, do wrzątku. Co mnie dziwiło, bo kłopoty z zaopatrzeniem były już wówczas dotkliwe.

Moja ciotka narzekała na braki mięsa. Kiedyś kupując pieczywo zobaczyłem wołowinę w witrynie chłodzącej i zameldowałem o tym ciotce. Ale gdy dowiedziała się, że to gowiadina, to straciła zainteresowanie, ze słowami gowiadina eto nie miaso. Dopiero moja mama pokazała młodszym siostrom, jak przyrządzać gulasze, bitki i inne specjały.

Do dziś na Polesiu ceni się słoninę, która niekiedy bywała, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych, wyżej ceniona od mięsa! Tłumaczono mi to prosto – z mięsa można tylko zrobić pieczone lub gotowane i koniec. A słoninę można doprawić solą, kolendrą i pieprzem i gdy przejdzie zapachami to można ją kroić w plasteki lepsze od wielu wędlin. Skwarki są ekonomiczne i można nimi wzbogacić kasze, jajecznice, ziemniaki – no wszystko! Słonina nawet gdy zjełczeje, to jeszcze jest zjadliwa. A mięso się zepsuje i won! Prosta filozofia kulinarna biednych ludzi…


Subskrybuj zawartość