Horda

Cel wyznaczyła mi pani merlotowa.

– rosołowe, ogórki, śmietana i co tam jeszcze zobaczysz.
To co tam jeszcze zobaczysz było wyzwaniem na miarę dnia.
Dnia, w którym niebezpieczeństawa czychające na skromnego obywatela przekraczają wszelkie dopuszczalne i niedopuszczalne normy.
Dnia w Którym Gra Orkiestra.

Przygotowałem się do akcji starannie. Cały bilon, który wytrząsnąłem z kieszeni zostawiłem w śwince merlociątek drugiej generacji. W portfelu zostały tylko plastikowe prostokąty, które, jak wiedziałem dzięki szeptanej propagandzie, nie były przedmiotem zainteresowania Hordy.

Jedyny egzemplarz oficjalnego środka płatniczego w nominale 20 zł. przemyślnie ukryłem pod wkładką anatomiczną prawego trzewika. Dlaczego prawego, nie muszę chyba wyjaśniać.

Wyszedłem na miasto. Sytuacja wyglądała dramatycznie. Gdzie nie spojrzysz – czerwono. Ad nauseam jak by powiedział pewien uczony i wygadany bloger.

Ruszyłem w kierunku punktu dystrybucji rosołowego. Wokół było słychać złowieszczy grzechot przenośnych bankomatów a rebours. Dzięki umiejętności kluczenia i lawirowania uniknąłem czternastu ataków bezpośrednich. Horda była wszędzie, dla niepoznaki maskując się sympatycznymi z wyglądu nieletnimi. Pachniało komuną, ojcami milicjantami i sektami, ze szczególnym uwzględnieniem Hare Kriszna.

Ostatkiem siły woli kupiłem rosołowe, płacąc kartą, oczywiście.

Wtedy nastąpił dramat. – Panie kliencie, pomyliłam się właśnie! – zaszczebiotała kasjerka. – Jeszcze złoty pięćdziesiąt, poproszę.
Podałem kartę.
_Niestety, tylko gotóweczka. System nie przyjmie…
Zdjąłem but, wyjąłem wkładkę anatomiczną i podałem kasjerce 20 zł.
I to mnie zgubiło.

Horda tylko na to czekała. Zaraz za kasą.
Poczułem zimny, metalowy przedmiot przyłożony do głowy.
– Dawaj!– usłyszałem chrapliwy rozkaz z ust trzynastolatki. –Dawaj resztę z buta. A jak nie to z buta! – uśmiechnęła się promiennie.

Dałem. Dostałem aussweiss w komuszym kolorze.
Dzięki niemu wróciłem do domu cały i żywy i mogę teraz robić ogórkową.
Na rosołowym smaku.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

"Dostałem aussweiss w komuszym kolorze."

Pyszne!

A jednak, nie trzeba było całego bilonu do świnki.
Ale co tam, za rok, Merlocie, będziesz bardziej przezorny.

;)

Pozdr


Rafale,

jest gorzej niż myślisz.
Mam dziś jeszcze dwa wyjścia;-)


+

“Horda była wszędzie, dla niepoznaki maskując się sympatycznymi z wyglądu nieletnimi. Pachniało komuną, ojcami milicjantami i sektami, ze szczególnym uwzględnieniem Hare Kriszna.”

Piękne.
Ale ja się nie cieszę, bo mnie dopiero wyjście z domu czeka, a już się naczytałem tyle, że normalnie strach w oczach, przerażenie indoktrynacją, dominacją, dyskryminacją i w ogóle nie wiem, jak przejde te 200 metrów, które mnie czeka.
Gorzej niż w Lany Poniedziałek:)


Ja Wisła, ja Wisła, odbiór:

Sobol, czyli moja bezpośrednia generacyjna poprzedniczka, dotarł dziś do Krakowa pociągiem pod specjalnym nadzorem o godzinie trzynastej zero osiem.

Przemknęłyśmy na Mazowiecką świńskim truchtem, po drodze tylko mijając punkt zaopatrzenia w bajgle. Punkt był zestresowany i przerażony oblężeniem. “Od rana nas atakują! – Może obklejcie się serduszkami? – Wtedy to dopiero się zacznie!”.

“Nie kładź lampy na powierzchnię, cokolwiek to znaczy” – oświadczył właśnie Sobol, jako ten mały technik.

Update: kolektywnym wysiłkiem zakończyłyśmy montaż lampy stojącej. Mazowiecka weszła w epokę oświecenia.

hasło: rodzaj borsuka

Over.


Tomku!

Słodki tekst. Niemniej Artur Nicpoń przekonał mnie, że dobrze jest im coś wrzucić.

A jeśli już mowa o płaceniu kartą, to były dwie możliwości po słowach „Przepraszam pomyliłam się, jeszcze złoty pięćdziesiąt”:
1. Proszę anulować transakcję i ponowić ją z prawidłową kwotą.
2. Pani pomyłki nie są moim problemem. A tym bardziej ograniczenia systemu. Mam kartę i nią zapłaciłem. Do widzenia.
Wybór oczywiście należy do Ciebie.

Pozdrawiam


Jerzy,

Ty jak zwykle pryncypialnie. A literatura ma swoje wymagania.

Zdradzę Ci na ucho że:

1. Kasjerka się nie pomyliła.
2. Nie mam wkładek anatomicznych.
3. Nicpoń mnie nie przekonał, bo nie musiał.
4. A Hare Krisznowcy zwiali, bo się wystraszyli Poldka;-)


Merlocie

Może lepiej jednak te wyjścia przełożyć na jutro, co?

No, chyba że jedno ze śmieciami, jak to mówią.
A drugie wieczorkiem z pieskiem…


Rafale,

piesa zabrała AnnPol, niestety.


Prawie przygotowany do wyjścia,

Bluza z kapturem, kurtka z kapturem, ciemne ciuchy, by się niezauważenie przemykać po ulicach.
W kieszeniach butelkii z benzyną i kamienie, by odstraszyc nachalnych wolontariuszy, na szyi krzyżyk i medalik, bo przecież zło trza i tak odstraszać.

Miałem wziąć też Biblię, ale sobie myśle, że na tych nastoletnich głupków to nie podziała, a przecież rzucać nią nie będę w nich.
Więc tylko te kamienie i jeszcze bejsball pod kurtką.
Sportowe buty, w których wygodnie będzie się uciekać.
Jakby mnie jednak dopadli, to na wszelki wypadek mam garść jednogroszówek,
to wrzuce ich dużo, a głupki się nabiorą, że to dużo kasy a to złotówki nawet nie będzie.

Wychodzę, ze strachem w oczach i drżącym sercem, ale jednak, może się uda przejść bezpiecznie te kilka metrów.
Będę omijał kościoły, bo obok nich się gromadzą, co za bezczelność.

Więc na koniec powiem, co dla nich mam:)

Jak mi się uda cało, bezpiecznie i z pieniędzmi wrócić, to zamelduję i opiszę.
Acz wątpię, zło na ulicach, wojna nadchodzi….
Żegnajcie…


Pan Merlot

A czy nie widział Pan gdzie sterroryzowanego moralnie redaktora Łukasza Warzechy?

Letko On z tą orkiestrą nie ma, stąd moja troska o Niego.

pozdrawiam zatroskany ak


Merlocie, zajrzyj do mnie,

opisałem jak traumatyczne było moje wyjście z domu:)

pzdr


Tomku!

Licencja poetica swoje prawa ma. A tekst wysmażyłeś pyszny.

Pozdrawiam


To wcale nie koniec...

Nastawiłem rosół, zastępczo na ćwiartce kury, bo rosołowe jakieś nie takie było.
Dzwonek.
–Kto tam?
–To my! – powiedziało.
Weszli. Syn sąsiada z naprzeciwka i córka sąsiada spod piątki. Z puszką.
– Tak sobie pomyśleliśmy… Był Pan sąsiad już na mieście? – zapytali z nadzieją w głosie.
Powiedziałem, że nie byłem. Wrzuciłem. Zostali na rosół, bo dość byli zziębnięci.

I tak Owsiak pozbawił mnie ogórkowej. Od ust mi odjął.
Do tego doszło.


heh

Ja dzis dom na 1h opuscilem.
Ale jako, ze na wsi mieszkam, daleko od punktow zapalnych, to zadna horda mnie nie dopadla.

Moze dlatego, ze haracz wczesniej zaplacilem…

pzdr

End Of Message


No i Ten Dzień się kończy, Jacku,

i o czym to będziemy jutro pisali?

Może trochę popracujemy, dla odmiany;-)


merlocie

Ja ostatnio jakoś tematów do pisania mam dużo.
Tylko trochę mało czasu, żeby to wszystko napisać :-)
Ale może coś się uda kosztem czegoś innego…

pozdrowienia

End Of Message


Wcale!

Się z domu nie ruszałem a mieszkam na Oporowie, co we Wrocławiu znaczy “za miastem”. Żona przy śniadaniu zapytała, jak ja mam zamiar obowiązek obywatelski wypełnić i serce czerwone przynieść na znak spełnienia. Uspokoiłem ją, że już łońskiego roku, nie ruszając tyłka z domu, internetowo przelałem sumę godziwą. Niestety system nie wypluwa serduszka i to jest wada…


Subskrybuj zawartość