Gotuj z Pino, czyli kałakutas

Przymierzam się do napisania tekstu o problemach polskiej mniejszości na Litwie. Stąd wynika ten akcent lingwistyczny.

Indyk na winie w borówkowym sosie.

Kupujemy butelkę Sophii półwytrawnej. Pan yayco by mnie wyśmiał, ale dla ludzi o prostym smaku jest zaskakująco dobra. Dwa ostatnie kielonki, które nie zmieszczą się do marynaty, powinny wam znakomicie pasować do obiadu.

Nie wiem jak u was, biedne dzieci, które nie macie szczęścia mieszkać w najfajniejszym z Miast, ale ja mam warzywniak przy ulicy Gzymsików, gdzie można poplotkować i kupić różne wypasione słoiczki. Na przykład z borówkami.

Na koniec kupujemy indyka. Skupcie się, to łatwe. Idziecie do mięsnego i mówicie powoli i wyraźnie: poproszę indyczy udziec.

Reszta to już fantazja.

Trochę curry (Czajnik mnie skrzyczał przez telefon, ale co on wie?), moc bazylii, pieprz i sól. Gdybyście się nie domyślili, to macie natrzeć tym ptaszka. Następnie wciapać borówki i polać wszystko winem.

Albo ją zalał winem, lub innym jakimś płynem, nuci Czesław.

Wszystko idzie na parę godzin do lodówki. Oddalamy się pieprzyć bzdury na blogach.

Łapiemy faceta (panowie – dziewczynę), bo ktoś musi obrać ziemniaki. Jak obierze i postawi na gazie, to w nagrodę wysyłamy do sklepu, po sałatę, czosnek i musztardę.

Wyjmujemy indyka z lodówki i miski, dzielimy nożem na mniejsze kawałki. Obsmażamy starannie na patelni.

W misce po marynacie robimy sałatę. Sól, bazylia, olej lniany, musztarda, czosnek (nie cierpię kroić czosnku) i przede wszystkim sok z cytryny, dużo.

To make a prairie it takes a clover and one bee,—
One clover, and a bee,
And revery.
The revery alone will do
If bees are few.

Nie wiem, czemu mi się nagle Dickinson skojarzyła…

Obsmażone kawałki indyka wrzucamy do gara, dolewamy wina i włączamy gaz. Przykrywamy pokrywką, wychodzimy z kuchni, zapalamy szluga.

Po godzinie obiadek jest gotowy.

Smacznego życia życzę.

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

Wino jest mi obce,

ale łyknęłam i stwierdziłam zaskoczona: o szlag! To całkiem jest pijalne.


z zofią jest jak z radziecką optyką

można trafić zajebiście ma można łyknąć babola

=moje nudne i banalne foty=


To coś jak duńczyk,

znaczy się pleśniowy ser niebieski.


No, no,

zgłodniałem:)

Znaczy dobre mi sie wydaje…

pzdr

Acz Sophii to ja w życiu już za dużo wypiłem…

pzdr


Ostatni kielonek

nie zabije Cię :P

ostatnia paróweczka hrabiego Barry Kenta


Ta ostania niedziela

ostatni wojownik

ostatni Mohikanin

ostatnie coś tam

Więcej grzechów ostatnich nie pamiętam.

ostatnie ostatki:)


Osobiście

to jestem kelnerką w barze Ostatniej Szansy.


A to też :P


Jeszcze Ostatnie Tango w Paryżu i Ostatni Mohikanin.

Ale wkleić nie umiem.

I ze szlugiem w zębach czeka się na gotowego kołakutasa, jak zrozumiałam?

A jak ktoś nie pali????

Acha!I Ostatni Zajazd na Litwie (nadal nie umiem wklejać)


To pije herbatę,

albo inaczej se czas organizuje. Co ja jestem, gupi kaowiec?

www.youtube.com -> tytuł piosenki -> dwie rameczki z kodem po prawej -> bierzesz tę na dole, gdzie jest ich więcej, kopiujesz -> ma się wkleić masa krzaków, zaczynających się od “obiect” i to wszystko.


Ostatnia Wieczerza,

ostatni dzwonek
ostatnie pożegnanie
Lombard: Ostatni taniec…


Teraz można też mniej tych krzaków używać

o, tu jest instrukcja co zrobić z adresem z JuTuba itp, żeby samo zagrało:

http://tekstowisko.com/tekstowisko/60721.html#comment-639597

Maszyna pozdrawia


boją się ich

Rychu ‘wiecie Co z Nim Zrobić’ Peja … o je! :P

kałakutas … u nas sie mawiało “psikutas bez s”

=moje nudne i banalne foty=


Maszyna :-)))

jeeej, poszło….


@tosia

O proszę! Nowa metoda działa i nawet samo się dopasowuje do szerokości.

Maszyna gratuluje udanego testu :)


niesamowite

jaką radośc może sprawić wklejenie głupiej tubki … boszszsz …

a wiesz Pino, że Pod Wystrzelonym Okiem w karcie dań (w sekcji po polskiemu) utopenec to “chuj w occie”

=moje nudne i banalne foty=


Lol :D

O utopelcu słyszałam, o tłumaczeniu nie :)


miałem gdzieś fotkę tej karty

ale zgubiłem :D

zegar tam chodzi do tyłu ale w dzisiejszych czasach to już nikogo nie dziwi

=moje nudne i banalne foty=


Pani Pino!

Co to jest „revery”? Czy to to samo co reverie?

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

Barańczak przetłumaczył to jako rojenia…


Pani Pino!

Dosłownie, to to jest chyba zamyślenie, śnienie na jawie (day dreaming)…

Pozdrawiam


Też ładnie,

a odtwarzając procesy myślowe przy gotowaniu, to chyba ta bazylia mi się skojarzyła z Ameryką Południową.

“Niczego więcej, tylko tego,
Życzyłam sobie – nadaremnie!
(coś tam)
A Możny Kupiec zakpił ze mnie.

Brazylia? I nie patrząc na mnie,
Nonszalancko okręcił guzik.
Czy jednak nie moglibyśmy dzisiaj
Czym innym Pani służyć?”

Emily Dickinson ogólnie jest genialna…

Pozdrawiam


w kwestii formalnej:

te borówki to w sensie spod Hali Mirowskiej czy bardziej Rynku Dębnickiego?


Z ulicy Gzymsików

na Kleparzu. Masz napisane, ciołku :P


Mam napisane, ale nie kumam o jaka borówkę się rozchodzi

o naszą czy podwawelską? Jeszcze zepsuję indykę, a jutro gary należą do maestro yassa, jak wiesz…


Nie wiem,

pytaj MAWa. On twierdzi, że borówka to czarna jagoda, a może odwrotnie. :P


Pani Pino!

Właśnie stąd się wzięło pytanie pana Jassy. Borówki w Krakowie są czarne/granatowe a w Warszawie czerwone. Pytanie o które Pani chodziło.

Pozdrawiam


O czerwone,

jak robotnicza krew :P

Yassa, ptak się udał?


Subskrybuj zawartość