Katolicy a demokratyczne państwo prawa

Redaktor Tomasz Terlikowski jest niewyczerpalną studnią inspiracji i komentarzy pod swoimi postami. Zainspirował mnie redaktor swoim tekstem o „Prawie do zagłodzenia”. Chodziło w nim o kwestię odłączenia od aparatury podtrzymującej życie nieprzytomnej od 16 lat Włoszki. Sąd zdecydował o zaprzestaniu podawania pożywienia przez sondę kobiecie. Terlikowski jest oburzony, że prawo zastępuje moralność. Sprawa jest skomplikowana. Terlikowski zdaje się tego nie zauważać. I bynajmniej nie tylko o osobę redaktora tu chodzi.

Konsekwentny w swoich poglądach (co nie jest żadnym zarzutem, wręcz przeciwnie) redaktor Terlikowski twierdzi, że to nie prawo jest ostateczną instancją, a jest nią etyka. I tu jest najważniejsze pytanie: jaka etyka? Czy jeden z drugim redaktorem, aby nie doszedł do wniosku, że to właśnie on, lub system wartości, który on wyznaje, jest ową instancją ostateczną? Co robić z przypadkami poglądów takich, które w swojej konsekwencji ocierają się o uzurpację?

Przyszedł mi do głowy lustracyjny kazus. Świętej pamięci Bronisław Geremek odmówił w zeszłym roku złożenia, po raz enty, oświadczenia lustracyjnego. Zrobił to ze świadomością możliwości sankcji. Potrafię to zrozumieć. Podobnie jak potrafię zrozumieć lekarza, który ze względów etycznych odmawia dokonania aborcji. Gdzie jest jednak granica wewnętrznej emigracji? Czy ja też mogę się powołać na etykę Potwora Spaghetti i odmówić, dajmy na to, jeżdżenia samochodem 50 km/h w mieście? Gdzie kończy się etyka a zaczyna aroganckie nieposłuszeństwo wobec demokratycznego państwa prawnego?

W powyższym poście jest najwięcej znaków zapytania wśród tekstów, które napisałem do tej pory. A to dlatego: przyznaję się: nie wiem gdzie jest granica. „Człowiek zaczyna się tam, gdzie zaczyna się kontestacja” – pisał Kołakowski. Dlatego w ocenie casusu Terlikowskiego nie posunę się daleko. Czy ma on prawo do kontestacji? A jeśli tak, to kto właściwie mu je dał? I czy aby bycie konsekwentnym w poglądach katolikiem (choć na szczęście, a może na nieszczęście, takich w Polsce jest nikły ułamek procenta) nie stoi w sprzeczności z byciem obywatelem demokratycznego państwa prawnego?

Znaki zapytania i znaki zapytania. Tomasz Terlikowski najczęściej mówi wprost i autorytatywnie: dyskusji o etyce nie ma i być nie może. Ja sądzę, że być może, nie znam tylko odpowiedzi. Stąd tyle pytajników

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm,

pytań dużo, ale na odpowiedzi terlikowskiego nie ma co liczyć raczej.

Zresztą dla niego wszystko jest proste, znaczy jego interesują tylko odpowiedzi, pytania są niewygodne, pytania sieją zwątpienie, pytania sieją zamęt.

Był w sumie jeden odcinek ,,Gotowych na wszystko”, gdzie zabawnie, pewnie naiwnie był problem pytań i odpowiedzi w religii poruszony.

pzdr


Ezekielu

proponuje odszukać tekst Pana Yayco o nieposłuszeństwie obywatelskim. jak sobie przypominam, kwintesencja nieposluszenstwa obywatelskiego jest wyrazenie sprzeciwu i jednoczesne swiadome poddanie sie sankcji. w przeciwnym przypadku jest to zwykle lamanie prawa.
Terlikowski ma pelne prawo twierdzic, ze dane prawo nie jest zgodne z wyznawanymi przez niego normami etycznymi. co wiecej – jesli do swojego systemu etycznego przekona wiekszosc, to glosami swoich przedstawicieli zmienia prawo (moze nawet konstytucje) na takie, ktore bedzie bardziej zgodne z etyka Terlikowskiego i wtedy to Ty mozesz miec problem (jeśli wyznajesz zasady nie do konca zgodne z zasadami TT).
Terlikowski stwierdza, ze o etyce dyskusji nie ma. No i jego wilcze prawo. Ty dyskusje dopuszczasz – to Twoje prawo. Pewnie skonczy sie tym, że on bedzie mial wyznawcow, a Ty dyskutantow.


Tytuł za szeroki

Wypada go zawęzić do: Kościół a państwo. A nawet Kościół a władza świecka. Jakakolwiek. Bo Kościół (jego najwybitniejsi przedstwaiciele) popadali w konflikt ze świecką władzą od najdawniejszych czasów, czasów znacznie starszych od demokratycznego państwa prawa.

Warto wspomnieć, że tradycja stawiania etyki religijnej ponad prawem świeckim w chrześcijaństwie jest spuścizną jeszcze ze Starego Testamentu. Polecam casus Trzech Młodzieńców czy Dawida.
A że chrześcijaństwo czerpie i z kultury greckiej, warto wspomnieć Antygonę.

Nie sposób oczekiwać od ludzi wiary, którzy wieszają na ścianie ikony męczenników, za osobistych patronów mają Marcina czy Tomasza (Morusa), by wypełniali prawo, które mają za zbrodnicze.

Oczywista, chrześcijanie muszą być gotowi na konsekwencje swojej niezłomności. Ale też nie można dziwić się, że korzystają z wolności słowa, by bronić swej wolności sumienia.

Na koniec zaś muszę wspomnieć, że bardzo źle mi się kojarzy przywoływanie obowiązku wykonywania rozkazów niezależnie od własnych poglądów etycznych.
Jedno słowo: Norymberga.


Odysie

żyjemy w demokratycznym państwie prawa, gdzie mowy o totalitaryzmie nie ma. przykład z Norymberga jest więc nie do konca trafiony.
prawo obowiazuje nas wszystkich, bez wzgledu na to, jakie kto sobie wizerunki wiesza na scianie i czy za patronow ma meczennikow w sluzbie chrzescijanstwa, islamu czy jakiejkolwiek innej wiary czy ideologi.
oczekuje od kazdego, ze bedzie szanowal reguly demokratycznego panstwa i w razie braku zgody na obowiazujace prawo albo dazyl do jego zmiany sposobami przewidzianymi w konstytucji, albo mu sie podporzadkowal – a w razie jego lamania, spotkal sie ze sprawiedliwym osądem. i oczekuje od straznikow prawa, ze z rowna surowoscia/lagodnoscia beda w razie czego traktowac Terlikowskiego i Senyszyn.


Griszeku

Zupełnie nie interesuje mnie, czy do współudziału w zbrodni obliguje mnie rozkaz fuhrera, cesarza, czy rozporządzenie stosownego ministra demokratycznego państwa prawa. Zupełnie.
I mam nadzieję, że gdy będzie trzeba starczy mi odwagi, by bronić tych, którzy takiego prawa nie wypełniają. I, jeśli stanę w obliczu takiej sytuacji, by takiego prawa nie wypełnić — w pełnej gotowości do poniesienia konsekwencji.

Na tym polega kłopot z chrześcijanami — że niezależnie od ustroju, upierali się zawsze, że bardziej Boga należy słuchać niż ludzi, że sobie pozwolę przytoczyć z głowy czyli z niczego Dzieje Apostolskie.


Odysie

najpierw musiałaby zaistniec sytuacja, ze państwo demokratyczne (w rozumieniu naszego państwa) obliguje Cię do współudziału w zbrodni.
Nie znam przypadku, by jakiekolwiek rozporządzenie jakiegokolwiek ministra zmuszało Cię do zbrodni.
I masz racje – jest obojętnym, czy do popelniania zbrodni zmusza cesarz, fuhrer, minister, prezydent, zwierznik kościoła, przewodniczacy partii, najwyzszy mulla czy hersz bandy. nalezy się takim gosciom przeciwstawic. i w takim przypadku nie mowie o biernym oporze, tylko o konsekwentnym pozbawieniu wladzy.

i nie ma problemu z chrzescijanami – jeśli chce ktoś słuchać Boga, jakiegokolwiek Boga, spoleczeństwo w państwie demokratycznym zapewnia w tym względzie pełną wolność i równość wyznań. praktyka jest troche inna, ale mam nadzieje ze to sie kiedys zmieni i panstwo bedzie w pelni neutralne światopoglądowo, chroniąć jednocześnie prawo każdego do wolności wyznania.


Griszeku

Pełna zgoda.

Jedno ale: definicja zbrodni. Bywa tu i tam, że to co jedni mają za zbrodnię — inni mają za zupełnie zwykłą rzecz, lub wręcz za przysługujące im prawo podstawowe.
I tu leży pies pochowany.

Póki co, łączę moje nadzieje z Twoimi.


Odysie

to fakt. definicja zbrodni bywa rozna, choc dotyczy to najczesciej sytuacji krytycznych. nie zaczynajac tematu: chodzi chocby o prawo do aborcji jesli ciaza powstala w wyniku gwaltu (dla wiekszosci chrzescijan taka aborcja bedzie zbrodnia) czy eutanazja na zyczenie (choc tu widoczny jest znacznie wiekszy opór spoleczny). rozumiem i szanuje to.
zasadniczo mowimy jednak o “prawie do”, a nie o “przymusie uczestnictwa”. zawsze powtarzam – jesli przedstawiciele zaostrzenia prawa zdobeda przewage, to obowiazujace prawo sie zmieni.

pozdrawiam.


Griszeku

Masz rację i nie masz.

zasadniczo mowimy jednak o “prawie do”, a nie o “przymusie uczestnictwa”

Prawo do eutanazji i aborcji dla pacjentów (?) w praktyce oznacza etyczny kłopot dla lekarzy i urzędników, którzy są zobowiązani prawo to realizować. A z punktu widzenia chrześcijanina to już wygląda na współudział.

A żeby konfliktu sumienia i prawa wokół definicji zbrodni nie zamykać w kręgu katolicyzmu — warto wspomnieć o europejskich muzułmanach.
Rozbieżność w pojmowaniu czynu niemoralnego, zbrodnii, między etyką wielu wyznawzów Mahometa a prawem stanowionym przez europejskie demokracje jest kolosalna. Często wręcz — nie do pogodzenia.

jesli przedstawiciele zaostrzenia prawa zdobeda przewage, to obowiazujace prawo sie zmieni.

Rzecz w tym, że to dla wyznawcy religii sprawa drugorzędna.
Bo katolickiemu urzędnikowi stanu cywilnego nie wystarczy nadzieja na to, że w przyszłości być może (jeśli jego większość zmieni prawo) nie będzie musiał udzielać ślubów parom homoseksualnym. Dla niego to jest konflikt sumienia tu i teraz.
Może być wierny prawu lub sumieniu.
Rozwiązania pośrednie pachną hipokryzją.

Jeszcze raz podkreślam — konflikt jest odwieczny.
I nie dotyczy bynajmniej jedynie chrześcijan w ustroju demokratycznym.
A ustrój demokratyczny z punktu widzenia wyznawców jakiejś religii czy etyki, nie różni się tu od innych ustrojów. Prawa Boskie są ponad prawem tyranów i ponad prawem narodów.

Stwierdzenie, że można sobie wyznawać dowolna religię, byle nie kwestionować obowiązującego prawa brzmi jak parafraza zdania Henry’ego Forda o wolności wyboru koloru samochodu.
Zresztą, dodajmy, jest to bardzo jednostronne gdy kierowane wyłącznie wobec “katotalibów” a już wobec np. załogi statku Langenort już nie.

Sory że tak długo, liczę że z sensem przynajmniej — jestem ciut zmęczony…


Odysie

eutanazja nie ma w Polsce podstaw prawnych i na szczescie nie zapowiada się, by miala. problem jest wiec teoretyczny. w kwestii aborcji – z tego co mi wiadomo, lekarz ma prawo odmowic dokonania zabiegu aborcji, jesli wiara lub etyka mu na to nie pozwala. nie ma wiec przymusu uczestnictwa czy wspoludzialu.

nie sprowadzam kwestii konfliktu prawa z etyka do katolikow czy muzulmanow. troche to mocny przyklad, ale w ogole nie interesuje mnie przekonanie czesci Turkow (bo to ich dotyczyly ostatnie przypadki w Niemczech), ze w ich systemie etycznym dopuszalna i walsciwa reakcja na gwalt na kobiecie, czlonku rodziny, jest zabicie tej kobiety przez wlasna rodzine (braci, ojca, kuzynow). nalezy ich scigac i karac z cala bezwzglednoscia prawa.

Odysie – zyjemy wewnątrz jakies umowy spolecznej, zawartej przez ogol obywateli – wierzacych bez wzgledu na wyznanie i ateistow. W ramach tej umowy określiliśmy prawa i zakazy. W rama tej samej umowy możemy te prawa i zakazy zmienic. Tym samym, jeśli większość uzna, że np aborcja powinna byc bezwzglednie zakazana i prawo do aborcji nie powinno istniec, to taka zasada zacznie obowiazywac wszystkich, bez wzgledu na przekanania i lekarz dokonujacy aborcji bedzie sadzony jako ktos, kto dokonuje morderstwa.

Co do urzednika – zaczynamy tu dochodzić do określenia dopuszczalnych granic zachowań zgodnych z etyką, ktore koliduja z prawem. Dobry przyklad to lekarz – w ramach umowy spolecznej dalismy prawo lekarzowi, aby odmawial dokonania aborcji, nawet jesli pozwala na to prawo. Ale czy wyobrazasz sobie lekarza, ktory z powodu nakazow wiary nie dopuszcza transfuzji krwi u pacjentow? Czy jego wiare też mam uszanować? Jako spoleczenstwo wyznaczamy granice, gdzie sprzeciw etyczny jest dopuszczalny. Paradoksalnie – gdyby wszyscy lekarze-ginekolodzy z powodów etycznych odmówili dokonywania aborcji, to prawo do aborcji byloby w praktyce martwe. Ale godzimy sie na to. W kwestii tego, czy urzednik moze sie nie zgodzic na zalegalizowanie zwiazku homoseksualnego (gdyby takie prawo obowiazywalo) – jesli damy mu taka mozliwosc, to tak. Ale jesli uznamy ze jest to obowiazek urzednika, to oznacza ze nie powinien sie zajmować udzielaniem slubow, jesli konflikt sumienia mu na to nie pozwala. Przeciez KK zasadniczo nie dopuscza rozwodow – czy wiec i teraz urzednik – katolik nie ma podobnego dylematu, gdy legalizuje w imieniu panstwa zwiazek dwojki rowodnikow powiedzmy? Granice Odysie, musza być gdzies granice, albo zgadzamy sie na anarchie. Oczywiscie, na wzor Republik Islamskich mozna wprowadzic jako obowiazujace prawo Szariatu. Jesli większosc obywateli sie na to zgodzi, to ja bede mial wybor – poddać sie temu prawu, zostac – kontestowac i poddac sie ewentualnym sankcjom, albo emigrowac.

Problem z samochodami Forda był taki, ze kupujacy nie mial wpływu na kolor samochodu. Doprowadzilo to do zalamania sie sprzedazy Forda i zmusilo w konsekwencji koncern do wprowadzenia kolorow. Ty masz wpływ na to, jak wyglada prawo w tym kraju. Tworzysz je. Jesteś za nie odpowiedzialny, tak jak ja i reszta np Konfederatow. Bez wzgledu na to, czy nam sie ten czy inny przepis podoba i czy jest zgodny z moim czy Twoim systemem etycznym.

Pozdrawiam.


Griszeku

Obawiałem się, że dyskusja nam staje w martwym puncie, a tu zaczyna się robić ciekawie.

Podoba mi się przykład z urzędnikiem stanu cywilnego. W polsce na razie nie dotyka tematów rozpalonych wojną ideową, można sobie o tym spokojnie poteoretyzować.

Tak, opisując przykład ślubu homoseksualnego od razu zapaliła mi się lampka rozwodów. W ogóle, takich sytuacji jest więcej. Sytuacji, gdzie wykonując obowiązki nałożone przez prawo, lub obowiązki służbowe wkracza się na granicę wątpliwości etycznych.

Same religie dają tu dość szerokie pole do interpretacji, przesuwania granicy w jedną lub drugą stronę. Ale ta granica istnieje. Granica, za którą człowiek wierzący mówi jak prymas Wyszyński non possumus, lub jak Tewje mleczarz tu już nie ma drugiej strony.

I, powtarzam, nie ma tu znaczenia, czy sprzeciw sumienia nakazuje nam łamać prawo stanowione na fundamencie tradycji, siły czy umowy społecznej.

Wierzący ma wybór między prawem boskim a ludzkim.


@Griszeq

W kwestii tego, czy urzednik moze sie nie zgodzic na zalegalizowanie zwiazku homoseksualnego (gdyby takie prawo obowiazywalo) – jesli damy mu taka mozliwosc, to tak. Ale jesli uznamy ze jest to obowiazek urzednika, to oznacza ze nie powinien sie zajmować udzielaniem slubow, jesli konflikt sumienia mu na to nie pozwala. Przeciez KK zasadniczo nie dopuscza rozwodow – czy wiec i teraz urzednik – katolik nie ma podobnego dylematu, gdy legalizuje w imieniu panstwa zwiazek dwojki rowodnikow powiedzmy?

Jak dla mnie należy oddzielić mentalnie i prawnie sakrament małżeństwa chrześcijańskiego, czy innej religii od ślubu cywilnego.
Łączenie tego ma sens tylko w państwie jednej religii.
W pozostałych kwestiach pełna zgoda.


Pani Anno

ale jak sobie Pani to wyobraza? to znaczy, ze moge miec zone poslubiona w kościele, a zupełnie inna poślubioną przed urzędnikiem stanu cywilnego? ;-)

jakoś tak sobie wypracowaliśmy kulturowo, ze małżonek to małżonek. i definicja małżonka jest jedna, bez względu na to, gdzie ślub został zawarty. nie znam się, ale moim zdaniem powinnno być też podobnie w przypadku ślubu udzielanego przez popa, pastora czy tatarskiego mulle (czy kto tam slubow udziela).

dyskusja nasza z Odysem chyba zmierza w kierunku określenia czy choćby zarysowania stanowiska w obszarze wystepujacych watpliwości moralnych w egzekwowaniu prawa przez urzednikow. no bo wracajac do naszego hipetetycznego malzenstwa rozwodnikow. czy pracownik pomocy spolecznej ma prawo odmowic dodatku rodzinnego, uznajac takie malzenstwo za niewazne w imie swoich przekonan religijnych? albo czy urzednik urzedu skarbowego moze odmowic prawa do wspolnego rozliczania sie wspolmałżonkow? a sędzia w sprawie spadkowej może pominąć “taką” zonę?

oczywiscie w świetle obowiązującego prawa nie i wg mnie także nie, ale sam problem dość ciekawy…

no i przyznaje, ze argumenty dobraly mi sie subiektywnie ;-)


inaczej

zawarcie ślubu w urzędzie stanu cywilnego nie powinno (przynajmniej w naszym kraju) nieść za sobą podkładu religijnego, bo taki ślub moga zawrzeć dwie osoby wolne , ateiści, rozwodnicy, katolicy, muzułmanie etc.
to zawarcie śłubu w imie wiary może podlegać ocenie etycznej i takowej przecież podlega
urzędnik wg mnie ma obowiązek weryfikacji formalnej, do etycznej nie ma nawet prawa, do tej ma prawo jedynie Bóg
oczywiście problem istnieje, bo jakże łatwo oceniać ludziom czyjeś błędy, potknięcia


Pani Anno

problem istnieje, bowiem nie można żądać od czlowieka, by na czas wypełniania obowiązków służbowych zawieszał swoja wiarę na gwoździu. z drugiej strony, spoleczenstwo bedzie sie buntowało przed sytuacja, gdy z powodu widzimisie etycznego kodeksu danego urzednika bedzie on odmawial korzystania z praw danym obywatelom.

kluczowe jest chyba jednak to określenie granicy, poza ktora czlowiek wierzący (w Kogokolwiek) juz sie nie cofnie. jak na razie, rozumnie potrafimy tą granice wskazac (nie mozna zmusic lekarza do dokonania aborcji – popieram to rowiazanie). ale urzednik, ktory by odmawial prawa udzielenia slubu cywilnego rozwodnikiem, powinien wyleciec do magazynu liczyc spinacze. ale to oczywiscie moja prywatna ocena.


:)

zgoda w kwestii spinaczów, a co do granicy stanowi ją wg mnie ludzkie życie


Pani Aniu

to bardzo wyrazna granica jest, ale prosze zauwazyc ze w tej rozmowie wyznaczamy ja my, a stoimi po tej samej stronie. Odys moze miec na ten temat zupelnie odmienne zdanie.


:)

nie wydaje mi się, żeby lekarz odmówił aborcji lub transfuzji krwi gdyby miał pewność, że to jedyna metoda na uratowanie życia, tak nakazuje mu etyka lekarska, ale jednocześnie w imię Boga zabijano, nawet chrześcijanie, więc smutny wniosek, że nie ma takiej granicy, uznanej przez wszystkich na świecie, cóż, demokracjai


Subskrybuj zawartość