Ciężka dola etyki konserwatywnej

Barack Obama zdjął zakaz finansowania badań nad komórkami macierzystymi z pieniędzy publicznych. Komórki macierzyste wydają się być kluczem do rozwiązania wielu istotnych problemów, z którymi boryka się dzisiejsza medycyna. Dzięki swoim umiejętnościom różnicowania się w niemalże każdą komórkę organizmu dają one szansę na leczenie chorób związanych z ubytkiem komórek nerwowych, choćby Alzheimera. Są również nadzieją dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich. Istnieje kilka sposobów ich pozyskiwania. Jednym z nich jest pobieranie komórek od zarodków. I choć te właśnie komórki dają największe nadzieje, stanowią oś sporu, na którym zasadzał się zakaz wydany przez Busha. Pomimo że nadzieję dają ludziom widocznym gołym okiem, to stanowią zagrożenie dla zarodka.

Dzisiaj w poście swojemu zaniepokojeniu dał ujście Marek Przychodzień z Klubu Jagiellońskiego. Powołałem się na konkretnego autora, ale jego sposób myślenia właściwy jest wielu konserwatystom. Zbiór argumentów jest dość przewidywalny i w miarę stały. Po pierwsze, zarodek jest człowiekiem. Po drugie, choć ten argument rzadko bywa wyrażany wprost, cywilizacja naukowa niczym innym nie jest jak cywilizacją śmierci. Po trzecie: dokąd to wszystko zmierza? Nie przypisuje wszystkich tutaj argumentów Przychodzieniowi, jednak reminiscencje każdego z nich w jego tekście można odnaleźć.

Ad. Po pierwsze.
Wielu konserwatystów zrezygnowało z argumentu „odhumanizacyjnego”. Zakłada on, że złem samym w sobie jest produkcja dzieci przez panów w białych kitlach zamiast „cudu i tajemnicy alkowy”. Argument takowy niesie za sobą sporo niepożądanych implikacji. Bo skoro odhumanizowanie jest złem samym w sobie, to dlaczegóżby nie protestować przeciwko dializie, która, nie da się ukryć, euhumanizowana nie jest. Zostaje, więc na rzecz zarodka argument potencjalności. Zabijając zarodek zabijasz potencjalnego człowieka. Jednak, jeśli odpadł agrument odhumanizowanej produkcji, potencjalnym zabiciem człowieka jest również umycie rąk. Istnieją możliwości techniczne stworzenia człowieka ze złuszczonych komórek naskórka. Skoro jednak nie sprzeciwia się konserwatysta samej technicyzacji tworzenia ludzi, powinien zaprzestać mycia rąk. A, że złuszczanie naskórka jest nieuniknione poleca się pątnicze biczowanie się, co wieczór. I choć oczywiście zarodek ludzki jako genotyp jest człowiekiem, to nasza wspólnota genetyczna jakoś mnie nie przekonuje, aby przyznawać mu człowiecze prawa. A jeśli jemu, to i naskórkowi.

Ad. Po drugie.
Przykładny konserwatysta ma awersję do nauki. Takiej nauki przez duże N. Nauka, jak zauważyła Natalie Angier, jest w powszechnym mniemaniu zajęciem dla dzieci. Dojrzały myśliciel ślęczy godzinami nad Hobbsami i Platonami nie poważając ścisłych. Zamiast wziąć do ręki, za przeproszeniem Dawkinsa woli studiować myśl klasyczną. Zamiast Świata Nauki woli Teologię Polityczną. Zamiast Wilsona, woli myśl Akwinaty, zamiast Pinkera – Burka, zamiast Feynmana i Drexlera woli Orygenesa. Konserwatysta patrzy na naukę z nieufnością, ta, bowiem po pierwsze nie leży w polu jego niezwykle dojrzałych zainteresowań. Ponadto ma moc przekształcania rzeczywistości, to już zarzut nie od czapy. Konserwatysta widzi naukę jako coś, co ręka w rękę idzie z lewicą w boju o znienawidzony postęp. Mariaż nauki i lewicy jest co najmniej wątpliwy. Nauka wydaje się nie posiadać ideologicznych afiliacji. Przecież Przychodzień swoje reakcyjne posty piszę na komputerze a nie pierunem na tablicach skalnych. Konserwatysto! Papież słucha MPtrójek!

Ad. Po trzecie.
Ciężki jest los konserwatysty. Jego etyka konstruowana jest na tym, czego już nie ma. Etyka uświęcona tradycją ma w sobie zakonserwowany pierwiastek przeszłości. Konserwatysta postrzega byt jako ciągłość. To, co się stało niegdyś, jest i dzisiaj i na wiek i wieków amen. To, co się dzieje, lub dziać będzie, a co odbiega od tego, co się wydarzyło jest niebezpieczną aberracją, z którą należy walczyć. Przyszłość jest czymś niebezpiecznym. Postęp nie istnieje. Istnieje tylko dywersja bytu, który sprzeciwia się własnej naturze ufundowanej na pocie i krwi budowniczych status quo. Najlepiej jest, więc wszelaką zmianę na wszelki wypadek oprotestować. To, czego nie było, nastąpić nie powinno. Bo, do czego do doprowadzi? Skąd ma to konserwatysta wiedzieć, skoro rzecz się jeszcze nie wydarzyła? Skąd wiadomo, że Obama nas wszystkich nie wymorduje, skoro morduje zarodki?

Na zakończenie chciałbym przeprosić wszystkich moich czytaczy w liczbie grześ, za moją nieobecność. Pustki uczyniłem zniknieniem swoim ponieważ zapomniałem hasła i jakoś tak to się przeciągnęło. Jednakże przystępując do prac nad dziełem, które wydłuży moje imię i nazwisko o trzy litery postsanowiłem być solidny. Zacząłem więc biegać (po polsku joging) i odzyskałem hasło.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Zaiste,

ciężki jest los konserwatysty.

Musi się taki konserwatysta wybrać do proroka Ezekiela, by poznać Prawdę o sobie.
Sam bowiem głupi jest i nic a nic nie wie sam z siebie o sobie.

Oto i wybrał się jeden, i dowiedział się.

Dowiedział się, że konstruuje swą etykę na tym, czego już nie ma.
Zdziwiło go to, bowiem zdawało się konserwatyście w jego ograniczeniu, że taka np. miłość, prawda, dobro, piękno, życie, godność, wolność, własność — .
Nade wszystko zaś jest tych wartości i samego konserwatysty Stwórca.
Tak się zdawało.

Ezekiel jednak od dawna wie, że tego nie ma. Od jakiegoś czasu.
Czy kiedyś było, Ezekiel nie wyjaśnia, zresztą słusznie.

Konserwatysta jakoś nie pozazdrościł tej wiedzy Ezekielowi i postanowił pozostać w swej niedzisiejszości.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że stało się tak z pożytkiem i dla Ezekiela.

Konserwatysta dowiedział się również, że ma awersję do nauki przez duże N.
Konserwatysta zdziwił się ponownie, gdyż zdawało mu się, że wie co lubi, a czego nie, co go trzącha i odrzuca — i że nie było na tej krótkiej liście nauki.
Rzeczywiscie jednak, skonstatował konserwatysta, dotąd pisał zawsze słowo nauka małą literą. Majuskułę rezerwował zgodnie ze staroświeckimi regułami języka dla słowa Bóg. Choćby dlatego, że Boga przyjmować należy bezkrytycznie, nauka zaś z założenia krytyce podlega i dogmatów nie posiada. Chyba, że Nauka wyznawana przez Ezekiela jest inna. Konserwatysta nie wtrąca się w cudze wierzenia, więc nic mu do tego.

Konserwatyście nie pozostaje nic innego, jak uznać słowa proroka, który lepiej wie, kto ma awersję do czego — i dalej czytać co lubi, a odkładać na bok to, co ma za bzdurę. Rozróżnienie, co z tego jest nauką zasługującą na małą, a co na wielką literę, pozostawi konserwatysta Ezekielowi i jego współwyznawcom.

Dowiedział się także konserwatysta, że po odrzuceniu argumentu o jakiejś trudnej nazwie, której jako nielubiący Nauki powtórzyć nie umie, a jako nieznający technicznych nowinek nie zdoła skopiować nowoczesną techniką ctrl+c, ctrl+v — otóż po odrzuceniu tego argumentu nie zdoła odróżnić złuszczonego naskórka rąk swoich od człowieka, np. od Ezekiela.
Postanowił więc konserwatysta, dla uniknięcia niebezpiecznych nieporozumień, a także obowiązku samobiczowania, na wszelki wypadek tego argumentu nie odrzucać.
Ucieszył się przy tym konserwatysta, że Ezekiel odróżnić człowieka od naskórka umie, z pewnością jakąś Naukową (wielka litera!) metodą. Konserwatysta żywi nadzieję, iż metoda ta jest bezinwazyjna, na wypadek gdyby kiedyś Ezekiela napotkał osobiście i gdyby Ezekiel zapragnął dokonać rozróżnienia czy konserwatysta człowiekiem jest czy też nie.

Konserwatysta nie może się doczekać, kiedy Ezekiel dopełni swoje imię magicznymi literkami i zasili postępowy front Nauki (tej przez wielkie N).
Powodzenia.


Gorzej panie Odysie

Konserwatysta Ezekiel przypomni sobie o tym wpisie, jak już na tym lepszym świecie się ocknie.
Poszuka komóry a tam nie ma numeru do TXT ani nawet do Grzesia.
Posapie trochę, zmówi paciorek ( może byś świeckie – o kurde ) i przypomni sobie, że nie warto.


odys:

Miło mi, że tak Pan ceni moje wypociny, aby nazywać mnie prorokiem. Nie sądze, żeby Pam sugerował się nickiem, bo jego geneza jest zupełnie inna. Chyba nie posądza mnie Pan aż o taką megalomanię, żebym się za proroczym szyldem skrywał?

No to po kolei:

W oryginale “czego już nie ma” zaznaczone było kursywą. Nie chodziło mi o to, że nie istnieją wartości. Raczej, że są one poddane “procesowi”. Że wartości te zmienne są jak sama rzeczywistość (płynna ; )

“miłość, prawda, dobro, piękno, życie, godność, wolność, własność”

Chyba zgodzi się Pan ze mną, że piękno, dobro, godność, wolność zmieniały swoje znaczenie na przestrzeni dziejów. Z miłością to w ogóle nie wiadomo jak jest. Prawda nie istnieje, a własność jest tu takim małym Pana odciskiem palca jako konserwatsty jak mniemam ;)

Mógłby Pan określić stopień prawdopodobieństwa, że pozostawanie konserwatysty w swojej niedzisiejszości jest z pożytkiem dla mnie?

Jakby na liście rzeczy, do których awersję ma konserwatysta nie było nauki nie podchodziłby ten tak strasznie poważnie do idei istnienia trójcy świętej. Jak również ze sceptycyzmem do “cywilizacji technologicznej”, o której pisze w swoim poście konserwatysta Przychodzień.

Ależ gdzież nauka i bezkrytyczność. Jej pięknem jest właśnie to, że jest procesem. A jak ten konserwatysta godzi fascynację nauką i dogmatem bożym? Bo skoro naukę poważa, to dogmatów nie posiada. Innej możliwości nie potrafię sobie wyobrazić. Co oczywiście nie znaczy, że możliwoście takowej nie ma. Po prostu moja wyobraźnia może być nadto ograniczona.

Oj przepraszam. Współwyznawców ma konserwatysta. W kościele.

Konserwatysta nie odróżnia embrionu od tego co widzi w lustrze. A czy ezekiela od naskórka odróżni to już jest kwetią wykraczającą poza moją wyobrażnię, pdobnie jak wykracza poza nią niemożność odróżnienia embrionu od jego samego.

PS ezekiel zasilił postępowy front nauki.

Pozdrawiam


Autorze

Gdyby Pan nie generalizował konserwatystów i nie wrzucał ich do jednego worka z ciemnotą i dewotami, to byłaby szansa może na merytoryczną dyskusję na temat etyka a nauka.
Czy jest Pan konserwatystą, że tak śmiało stwierdza co odróżnia, a czego nie odróżnia tenże?
Czy nie zgadza się Pan ze stwierdzeniem, że brak etyki i kontroli w biznesie czy nauce, jest potencjalnym źródłem ludzkich nieszczęść?
Relatywizacja wartości to cecha ludzi bez wartości, obrona wartości to cecha konserwatysty, co może iść w parze i powinno, z nauką.
Jako konserwatystka jestem za obroną życia człowieka, a zatem i walki z chorobami, dziś nieuleczalnymi. Ale jako konserwatystka stawiam na profilaktykę, a nie na eksperymenty dla zysku.
Może zabierze głos w dyskusji ktoś, kto zna się na genetyce, biotechnologii, wie jak to naprawdę wygląda.


AnnaP:

Po pierwsze przyznaje się, że generalizacje są troche nieuczciwe. Jednak post nie daje możliwości na rozwodzenie sie nad kwestią podziałów w konserwatyzmie. Z drugiej strony muszą być jakieś korelaty ruchu konserwatywnego. Jeśli by takich ie było, to nie możnaby konserwatystów brać za konserwatystów. Oczwiście konserwatysta przeze mnie opisany to z całą pewnoćią nie każdy konserwatysta. Jednakoż śledząć polską logosferę właśnie takie argumenty co powyżej powtarzają się nader często.

Oczywiście, że brak etyki mógłby być potencjalnym źródłem niezczęść. Swoją drogą konserwatyzm (nie spierajmy się już o którego chodzi) lubi biznes i nie zauważa, lub bagatelizuje etyczne kwesie jego działania. A biznes jest zazwyczaj nieetyczny (znowu jestm zmuszony do generalizacji).

Konserwatysta broni wartości ufundowanych na przeszłości”. I o tym głównie jest post. Nie widzi tego, że byt jest “procesem”, że to “co było” unieważnione jest przez to “co jest”.

Eksperymenty dla zysku prowadzą korporacje. Patentowanie genów, niezezwalanie na produkcje leków generycznych (czyli tanszych odpowieników), które mogłyby pomóc wielu biedniejszym ludziom. Właśnie finansowanie ze źródełpublicznych badań jest jednym z możliwych środków przeciwdziałania takiemu stanowi rzeczy.

Jaką Pani proponuje profilaktykę antyalzheimewą? Oczywiście można kazać ludziom rozwiązywać krzyzówki, co zmniejsza prawdopodobiensto Alzheimera, ale to raczej nie zapobiegnie problemowi.

Pozdrawiam


Ezekielu

Sprawa pierwsza.
Sprawa z zarodkiem i naskórkiem w zakresie potencjalności człowieczeństwa jest dość prosta – nie słyszałem o przypadku, by ze złuszczającego naskórka urodził się człowiek. Naturalnie, bez technicznej ingerencji. Argument o myciu rąk więc staje się zupełnie absurdalny. Jeśli dla kogoś jednotorowy determinant zarodka – a więc naturalny i nie prowadzący do niczego innego proces rozwoju w człowieka (nie mówmy o marginalnych patologiach), stanowi wystarczający argument o zrównaniu zarodka z człowieka, to jego wola. W identyczny sposób ja mogę stwierdzić, że zarodek jest jedynie potencjalnie człowiekiem i na tym etapie procesu odmówić mu uznania za człowieka. To zwykłe zderzenie światopoglądów, a nie nauki.

Sprawa druga
Co do podejścia konserwatystów do nauki – mam wrażeniem, że nie tyle ją odrzucają, co domagają się każdorazowo stosowania w nauce filtru etyki. Super postępowa, antykonserwatywna i lewicowa Szwecja sterylizowała w imie nauki i dobrych genów człowieczeństwa osoby upośledzone. Naukowo – super, polepszamy pule genów, oszczędzamy nieszczęść i bólu czy co tam jeszcze mieli w swoich popierdolonych głowach skandynawscy naziści. Dla konserwatysty eugenika jest nie do pomyślenia. Konserwatysta nie odrzuca nauki jako całej, odrzuca jedynie naukę odartą z etyki.

Sprawa trzecia
Masz zupełną rację – konserwatysta postrzega rzeczywistość jako ciagłość. Sięga wstecz, bo może – nie widzi przecież przyszłości, ucząć się na błędach. Konserwatysta nie fetyszyzuje zmiany. Zmiana jest dla niego ewolucją, a nie rewolucją. I faktycznie – postrzega niektóre kwestie jako fundamentalne i niezmienne. Dlatego, jak wspomniałem w sprawie trzeciej – nie dopuszczał, nie dopuszcza i nie będzie dopuszczał eugeniki.

Pozdrówka.


ezekiel

Griszeq pociągnął temat konserwatysty, a ja pociagnę meritum, jak mi się wydaje, czyli wykorzystania nauki dla zdrowia człowieka.
Profilaktyka dla Alzheimera? I dla innych tego typu chorób?
Widzisz, aby cokolwiek naprawdę wyleczyć, trzeba znać przyczynę choroby.Jak już znamy przyczynę, można rozpocząć stosowanie środków, metod, zapobiegających powstawaniu i rozwijaniu się chorób, likwidującym lub minimalizującym przyczyny.
Natomiast biznes, faktycznie tu zgadzam się z generalizacją jest nieetyczny. Biznes woli zarabiac na produkcji leków, niż na zwalczania przyczyn powstawania chorób.Ba! Ileż chorób to efekt biznesu, bo przecież na takim wirusie grypy można zarobić, prawda?
Tak jak wierzę w Boga, wierzę i w naukę, że są metody etyczne leczenia niewyleczalnych dziś chorób. A może my tylko ich jeszcze nie znamy?


Griszeq:

A słyszałeś, żeby z samego plemnika lub z samej komórki jajowej urodził się człowiek? W niektórych przypadkach niezbędna jest ingerencja lekarza (in vitro). W takim wypadku to on, syntetyzuje, za przeposzeniem, komórkę jajową i plemnik. Podobnie, może również powołać do życia człowieka “z naskórka”. Co do kwestii “światopoglądwej” zgoda. Jednak traktując rzecz rozszerzająco również naskórek jest potencjalnym człowiekiem. Zresztą nie śmiałbym traktować tej kwestii w kategorii sporów naukowy.

Ja nie mówię, że konserwatyści odrzucają naukę. Przyznałem się już do generalizacji. Jednak mam przemożna wrażenie, że konserwatywna blogosfera nie do końca “poważa” naukę. Uznaje ją za przybytek ludzi mhm.. niedojrzałych?

Przypadek Szwecji jest rzeczywiście wart uwagi. Bo właściwie dlaczego nie kastrować osób kalekich? Nie dlatego, że mamy z nimi wspólnotę genetyczną, tylko dlatego, że możemy być empatyczni. Mogę wyobrazić sobie cierpienie takiej osoby spowodowane wyrządzoną jej krzywdą. Nie potrafię wyobrazić sobie innego w miarę spójnego (bo spójnego nie da się stworzyć) systemu etycznego niż opartego na empatii. W takim prypadku obejmujemy ochroną wszelkie byty, które są samoświadome. I nie tylko będą to osoby o bardzo niskim ilorazie inteligencji, ale również zwierzęta posiadające świadomość własnego “ja”. I tak choćby szympanse, które migając są w stanie nauczyć się kilkuset słów, planują i mają poczucie humoru. Dość utylitarna konceprcja nierawdaż? Ale jakoś bardziej mnie przekonuje niźli wspólnota genetyczna z zarodkami.

Konserwatysta zmiany się boi. I chyba należałoby sie zastanowić czy eugenika nie była przypadkiem “cześcią” owej niechęci do zmiany niźli moralnego oburzenia. Bo w wielu krajach kobiety nie miały jeszcze praw wyborczych. A moralnego oburzenia wśród konserwatystów nie było.

Przez to, że posrzega konserwatysta byt jako ciągłość nie rozumie, że wartości, którym hołduje już nie mają raci bytu w świecie, który zmienił się w stosunku do tego świata, w którym wartości te zostały ustanowione. Chyba żaden konserwatysta, poza Wolniewiczem nie będzie sprzeciwiał się dzisiaj przeszczepom. Ani tchnologizacji cywilizacji, bo kiedyś również to było kwestią sporną.

Ja osobiście zmiany nie fetyszyzuje. Po prostu ją uznaję. Zmiay zachodzą i zmienia się nasza etyka. Powoływanie się w etyce na coś w rodzaju “prawa naturalnego” jest idiotyzmem. A pojęcie to konserwatystom nie jest obce. Rzeczy, które dzisiaj wydają się nawet mi nieetyczne, za kilkadziesiąt lat etycznymi zapewne będą. Nie pozostanie mi nic inngo jak nauczenie się “nowej etyki”.

Eugenika jest takim konserwatywnym konikiem. Chciałbym jednak zauważyć, że nie zwróciłeś uwagi na postawę konserwatystów wobec czarnej mniejszości w USA, wobecy praw wyborczych, najpierw stanów niższych, następnie kobiet, na stanowisko równości wobec prawa, na kwestię rozwodów, antykoncepcji, rowności szans.

A presupozycją akceptacji przez konserwatystę “ewolucji” jest możliwość zaakceptowania, oczywiście w drodze “ewolucji”, również eugeniki.

Pozdrawiam


AnnaP:

Pi razy drzwi znamy przyczynę powstawania Alzheimera. Jest nią ubytek komórek nerwowych w mózgu przez co mózg osoby dotknięty są chorobą zaczyna przypominać gąbkę. Aby powstrzymać ten proces, lub nawet go odwrócić właśnie potrzbne są komórki macierzyste, ponieważ mają one zdolność przepoczwarzania się w komórki nerwowe. Podobnie jest z urazami rdzenia kręgowego. Nie namy innej metody (przynajmniej tak mi się zdaje bo jestem politologiem i to jeszcse nie do końca, a nie lekarzem) naprawy rdzenia niźli poprzez terapię komórkami macierzystymi. Eksperymenty przeprowadzane na myszach dają olbrzymie nadzieje.

Znamy również kilka sposobów pozyskiwania komórek macierzystych np. krew pepowinowa. Jednak najsktecnziejsze są komórki pobrane od zarodków. Nie jestem pewien jak pobranie komórek od zarodka wpływa na jego byt, ale nawet jeśli go to zabija, to stajemy dzisiaj przed wyborem: albo zabijamy zarodek (będący kilkoma dziesiątkami, albo setkami komórek) i dajym nadzieję na wstanie z wózka wielu ludziom. Albo prawo zarodka do życia stawiamy ponad możliwość przerwania gehenny człowieka jeżdzącego na wózku. Osobiście za barbarzyństo uważam stawianie zarodka na równi z cierpiącym, świadomym człowiekiem. Ale oczywiście, to kwestia wartości.

Co do biznesu to podpisujemy protokól zbieżności. Ile to już koncerny różnego typu toczyły procesów o ochronę patentową firmom, które tworzyły kilkadziesiąt razy tansze leki, choćby na AIDS i sprzedawały je w krajach trzeciego świata. Niestety bez demokratycznej kontrli nad wielkim biznesem świat będzie dzielił się na tych, którzy mogą żyć, bo mają pieniądze i tych, których na życie nie stać. U Friedmana czytałem taką śmieszną opowiastkę, jak ten rozmawiał kiedyś z Gatesem. Gates za pomocą swojej fundacji wsparł badania nad malarią 25 milionami dolarów (albo 50, nie jestem pewien). Okazało się, że tym samym podwoił sumę przeznaczaną przez cały świat na walkę z tą chorobą. Przecież mieszkancy rogu afryki nie będą płacić koncermom farmaceutycznym kroci za badania nad lekami. W takim wypadku, a co tam, niech zdychają.

Pozdrawiam


ezekielu

I jak miło, popatrz, można z konserwatystami rozmawiać :)
Zbiegamy się coraz bardziej uszczegółowiając nasze poglądy.
Ponieważ jednak oboje jesteśmy nie z branży, wypowiedzi na temat możliwości i technologi leczenia zostawmy specjalistom.
Bo skoro przyczyna choroby jest jak piszesz ubytek komórek w mózgu, to trzeba ciagnąć dalej, co ten ubytek powoduje? Wydaje mi się, że trzeba zejść niżej, do genów.
Osobiście nie wahałabym się, czy uzyć zarodka do ratowania życia chorego cżłowieka, jeśli nie miałabym innego wyjścia. Ale danie zielonego światła w tej kwestii doprowadzi do traktowania zarodków ludzkich jako preparatów.
Zresztą, my tu sobie lokalnie dyskutować, zabraniać, a aż boje się pomyśleć, jakie eksperymenty robione są na świecie.
Tak, etyka to brzmi śmiesznie.

pozdrawiam


Ezekielu

Przykład z komórką jajową i plemnikiem nietrafiony. Bowiem osobno traktowane (czyli przed syntetyzowaniem w zarodek), są dokładnie tak jak naskórek – nikt nie ma fobii na punkcie badań nad komórką jajową lub plemnikiem czy tym nieszczęsnym naskórkiem. Zarodek więc, powstający w zasadzie zawsze naturalnie (in vitro to przecież promil), jest zupełnie w innej kategorii.

Co do podejścia konserwatystów do nauki… Wydaje mi sie, że (generalizując) konserwatyści są dość dobrze wykształconą grupą społeczną i świadomość wagi nauki mają na właściwym poziomie. Natomiast z zasady odrzucają te dziedziny nauki, które kłócą się z ich normami etycznymi. Nie oznacza to bynajmniej, że osoby o lewicowych poglądach mają generalnie w dupie etykę – po prostu najczęściej mają trochę inny kodeks.

Co do kastracji osób upośledzonych. Nie wiem, czy to kwestia empatii. Dla mnie to po prostu fundamentalne stwierdzenie, że każda istota ludzka ma równe i niezbywalnwe prawa. W przypadku osób upośledzonych, bardzo często mamy do czynienia z praktycznym wykluczeniem możliwości posiadania potomstwa -te w zamkniętych ośrodkach czy nawet w domach, zwyczajnie są odcinane od od kontaktów seksualnych. Może to więc trochę hipokryzja? Nie do końca. Zupełnie czymś innym jest jednak celowe zinstytucjonalizowane działanie Państwa.

Mam troche inne przekonania niż Ty – dopuszczam na przykład swobodnie jedzenie szymapnsów, jeslio ktoś lubi małpie mięso.

Co do kwestii aprobowania zmian – konserwatysta ich nie odrzuca, tylko podchodzi ostrożnie. Nie da się zaprzeczyć, że konserwatyści wielokrotnie bronili katastrofalnych bzdur (jak choćby odmawianie praw wyborczych kobiet). Nie da się zaprzeczyc, że mechanicy od społeczenstwa o poglądach zdecydowanie postępowych (MAO, POLPOT, STALIN, HITLER) doprowadzili do milionów ofiar.

Konserwatyści nie nawołują do zaprzestania przeszczepów, czy odebrania praw glosu kobietom. Podlegają zmianom i aprobują je. Natomiast jesli okaże sie, że aprobowana jest eugenika, to znaczy ze konserwatyzmu, w dzisiejszym jego rozumieniu, zwyczajnie nie będzie. Zresztą – ja zwyczajnie wierzę, że pewne fundamentalne kwestie pozostaną w kodeksach etycznych i nie bedą podlegały ewolucji. A jeśli zmieniać się bedą – to ja nie zamierzam tego dożyć.

Pozdro.


Mistrzu Ezekielu

Pseudo, owszem, z prorokiem Ezechielem mi się skojarzyło już dawno — ale cóż z tego. Żadna to meglomania, jak na dzisiejsze czasy. Co krok to prorok.
Mało który przy tym pamięta, że fałszywych nakazano kamienować...

Mniejsza z tym, czepianie się imion to najgorszy chyba z chwytów ad personam i nie to było moim zamiarem. Proszę wybaczyć tę — jak mi się zdawało — niewinną ironię.

Ad rem

wartości te zmienne są jak sama rzeczywistość (płynna ; )

Tu w naturalny sposób musimy się różnić, skoro nakleiłem już sobie etykietkę konserwatysty.

Przykładem na to, że pewne rzeczy są w gruncie rzeczy wciąż takie same, od tysięcy lat, jest Pańskie zdanie Prawda nie istnieje.
Niezwykle podobne jest do cynicznego pytania jednego rzymskiego namiestnika sprzed dwóch tysięcy lat, odnotowanego w kilku tekstach źródłowych z epoki. Odpowiedź, jaka padła wówczas, jest dla mnie (i wielu innych) także w pełni aktualna.

Własność bynajmniej nie jest odciskiem palca konserwatysty: zapisano ją w deklaracji praw człowieka i obywatela, oraz we wszystkich chyba konstytucjach świata (nie dam głowy, ale zdaje się że i w komunistycznych). Wszystkie znane mi próby zniesienia własności spęzły na niczym. Pojęcie własności znane i zrozumiałe było w czasach Hammurabiego — znane i zrozumiałe jest i dziś. Mam podstawy twierdzić, że troje z czworga moich dzieci rozumie intuicyjnie pojęcie własności i gotowe jest swojej własności dzielnie bronić — czego mam przykłady co dzień.
Jest to jeden z przykładów na to, że własność jest wartością ponadczasową i uniwersalną.

Mógłby Pan określić stopień prawdopodobieństwa, że pozostawanie konserwatysty w swojej niedzisiejszości jest z pożytkiem dla mnie?

Za słaby jestem w gdybologii i proroctwach, by określić stopień prawdopodobieństwa, ale istnieje taka możliwość.

Dość wyobrazić sobie, że odrzucenie przeze mnie prawa własności, jako przestarzałej mrzonki, może spowodować, że stan posiadania Ezekiela ulegnie uszczupleniu. Wolę nie wyobrażać sobie, co jeśli odrzucę arcykonserwatywne nie zabijaj.
Owszem, Ezekiel broniony jest prawem — umową społeczną i świeckim państwem pływającym wraz z wartościami na których się ono opiera… Ale po odrzuceniu Absolutu i płynącej z niego uniwersalnej etyki, mogę odrzucić i podporządkowanie się państwu… czemu nie. Mogę zagrać z państwem o życie i majątek Ezekiela, i kto wie — może wygrać.
Istnieją cyniczni przestępcy, którym się udało.
Wiążąc ten hipotetyczny wątek z realem, muszę wspomnieć, że w mojej codziennej egzystencji znacznie większą wagę mają wyznawane przeze mnie wartości, niż prawo stanowione. I zdarza mi się nierespektować praw, których etyczny sens kwestionuję.

Jakby na liście rzeczy, do których awersję ma konserwatysta nie było nauki nie podchodziłby ten tak strasznie poważnie do idei istnienia trójcy świętej.

Poważnie? A jest jakiś naukowy dowód na nieistnienie Trójcy Świętej?
Poproszę.
To jawna kpina z nauki, mistrzu Ezekielu.
Nauka nie zajmuje się dowodzeniem lub obalaniem dogmatów, bowiem te dotyczą dziedzin, których metodą naukową zbadać nie sposób. Dlatego godzić wiarę w dogmaty z naukowym racjonalizmem i dociekliwością można (i według mnie — należy).
Co więcej, niemało jest wybitnych przedstawicieli świata nauki, którym godzić fides z ratio się udaje; sporo jest także mistrzów filozofii, którzy wykazują mądrzej ode mnie, że nie ma w tym żadnej logicznej sprzeczności.

Nawiasem mówiąc, zasady języka polskiego stanowią, że wielką literą piszemy słowa będące niejako imieniem Boga. Proszę uprzejmie respektować tę zasadę w rozmowie ze mną.

Oj przepraszam. Współwyznawców ma konserwatysta. W kościele.

Zapewniam, że w Kościele (nie mamy wszak na myśli budynku kościoła) współwyznawców może mieć i konserwatysta i nie-konserwatysta. Utożsamianie konserwatyzmu z chrześcijaństwem jest śmieszne.

Natomiast można wyznawać nie tylko religię, ale i poglądy czy idee. Niejedna idea niemająca nic wspólnego z konserwatyzmem, ani z chrześciajństwem ma wielu wyznawców.

Dość powszechnie wyznawana jest wiara w rozmaite astrologiczne bzdety, różdżkarstwo itp.

Wielu ludzi wyznaje również wiarę w efekt cieplarniany wywołany przez ludzkość.
I, mimo że nie mają bladego pojęcia o naukowych argumentach za i przeciw tej teorii, za swoją wiarę gotowi są dać się pokroić. Albo lepiej, pokroić innych.

Konserwatysta nie odróżnia embrionu od tego co widzi w lustrze.

Nie wiem, kto mistrzowi Ezekielowi takch bzdur naopowiadał o konserwatystach, ale apeluję — nie idźcie tą drogą.

Odróżniam swoje odbicie w lustrze nie tylko od embrionu, ale i od własnej fotografii.
Siebie odróżniam od mojej żony, a ją — od dzieci. Ezekiela także z nimi nie pomylę.

Ale myśmy tu zdaje się nie mówili o problemie, czy odróżniam żabę od kijanki, ale czy kijanka ma prawa żabie. Czyż nie? Ja zakładam, że o prawach decyduje przynależność jednostki do gatunku, nie faza rozwojowa.

Ja mam pytanie, jak mistrz Ezekiel szanowny odróżnia jako podmiot praw (tych pływających) pięciomiesięczny płód w macicy matki, od pięciomiesięcznego wcześniaka w inkubatorze?
Jak Ezekiel wyznacza kryteria człowieczeństwa?
Porównując swoje odbicie w lustrze?
Organoleptycznie?
Czy też może ma Ezekiel jakąś niezawodną, naukową metodę?

A może to kwestia umowna jest?
Jeśli umowna — propozycja konserwatystów by umówić się na granicę możliwie najwcześniejszą, jest godna rozważenia. Czyż nie?

PS ezekiel zasilił postępowy front nauki.

Gratuluję zarówno mistrzowi Ezekielowi, jak i Nauce (pamiętajmy o wielkiej literze).
Ta bezosobowa, pospolita nauka (małą literą), frontu nie tworzy; ją samą dzieli niezliczona ilość frontów.


Odys:

Zostawmy już w spokoju kwestię nicków. Chyba obaj możemy kupować legalnie piwo w sklepie, niech więc dyskusję na temat ksyw pozostaną domeną tych, którzy tego piwa kupić jeszcze legalnie nie mogą.

“Niezwykle podobne jest do cynicznego pytania jednego rzymskiego namiestnika sprzed dwóch tysięcy lat, odnotowanego w kilku tekstach źródłowych z epoki. Odpowiedź, jaka padła wówczas, jest dla mnie (i wielu innych) także w pełni aktualna”

Czy mógłby mi Pan przypomnieć odpowiedź. Dawno już z tymi tekstami źródłowymi nie miałem do czynienia. I nie jest to wyraz jakiejś szczególnej pogardy. Ot po prostu nie pamiętam.

“Własność bynajmniej nie jest odciskiem palca konserwatysty: zapisano ją w deklaracji praw człowieka i obywatela, oraz we wszystkich chyba konstytucjach świata”

Pragnę nadmienić, że nawet w tej ojczystej mowa jest o “społecznej gospodarce rynkowej”, co jest sygnałem, że własność oczywiście jest, ale… No i gdzież mi tam się powoływać na wszystkie oknstytucje wszechświata. Skończyłem na G jak Gabon.

“Wolę nie wyobrażać sobie, co jeśli odrzucę arcykonserwatywne nie zabijaj.”

Rozumiem, że arcykonserwatywne “nie zabijaj” obowiązuje również podczas wojny, jak i odnosi się do poglądów z zakresu kary głównej. Czy arcykonserwatysta wprawdzie nie odrzucił “nie zabijaj” ale…

“Ale po odrzuceniu Absolutu i płynącej z niego uniwersalnej etyki, mogę odrzucić i podporządkowanie się państwu”

Z tego co mi wiadomo nie może Pan. Jeśli Pan to zrobi, państwo się upomni jeszcze za doczesnośc i o Pana. Znani są tacy, którzy Absoluty nie porzucili, a podporządkowanie państwua a i owszem. Są i tacy, którzy odrzucając podporządkowanie panstwu, twrając w Absolucie (cokolwiek by to znaczyło) zagrali o majątek i życie bliźnich.

A z uniwersalnością etyki Absolutu również bym nie przesadzał. Metoda naukowa dała znak, że etyka jest pierwotniejsza względem Absolutu. Badania wykazały, że bez względu na rodzaj wyznawanego Bóstwa, czy też Bóstw, lub sceptycyzmu co do ich występowania podstawowe dylemat etyczne przez homo sapiens rozwiązywane są niemal zawsze w podobny sposób (vide wagoniki Hausera).

“Poważnie? A jest jakiś naukowy dowód na nieistnienie Trójcy Świętej?”

O nie mój drogi adwersarzu, konserwatysto, entuzjasto metody naukowej. To Ty mi udowodnij, że Trójca Święta istnieje. Nauka ze swej natury nie dowodzi nieistnienia. Jeśli przedstawi mi Pan dowody istnienie Trójcy z miłą chęcią postaram się je obalić. Jeśli nie uda mi się teog dokonać, ani komukolwiek, kto jest ode mnie błyskotliwszy i lepiej w metodzie rozeznany, wtedy wszyscy ceniący Naukę uznamy jej (Trójcy) zwierzchność.

“Dlatego godzić wiarę w dogmaty z naukowym racjonalizmem i dociekliwością można (i według mnie — należy).”

Cóż. Naukowy racjonalizm i dociekliwość zacząłby od poszukiwania źródeł dogmatu, tutaj na tym padole. I tak metodę naukową ceniwszy nie trudno jest dogmatu się pozbyć. Rozumiem, że zapewne dogmat z racjonalizmem pożenić można (patrząc z perspektywy psychologicznej). Ale dlaczegóż należy?

“Zapewniam, że w Kościele (nie mamy wszak na myśli budynku kościoła) współwyznawców może mieć i konserwatysta i nie-konserwatysta. Utożsamianie konserwatyzmu z chrześcijaństwem jest śmieszne.”

Trudno jest mi również so wyobrazić nie-konserwatystę współwyznawcę w kościele. Kościół przeca z natury swej jest konserwatywny, w jaki więc sposób współwyznaca takim nie miałby być? Chyba, że to taki współwyznawca jak Jan Klata. Postmodernistyczny. I czyżby utożsamianie konserwatyzmu z kościołem jest śmieszne? Oczywiście nie jest to jeden i ten sam byt. Jednak jak żyje, wprzwdzie jestem stosunkowo młody, ale ani razu nie spotkałem konserwatysty, który jakiejś ciągoty katolicko-chrześcijańskej by nie mial.

A co do wyznawania ideologii: zgoda.

“Dość powszechnie wyznawana jest wiara w rozmaite astrologiczne bzdety, różdżkarstwo itp.”

Na marginesie: domagając się szacunku wobec niedowodliwego Absolutu naleałoby szacunek okazać równie niedowodliwym astrolgicznym… kwestiom.

“Wielu ludzi wyznaje również wiarę w efekt cieplarniany wywołany przez ludzkość.
I, mimo że nie mają bladego pojęcia o naukowych argumentach za i przeciw tej teorii, za swoją wiarę gotowi są dać się pokroić. Albo lepiej, pokroić innych.”

Proszę mnie nie wciągać w dyskusję o ociepleniu klimatu. Wielu również nie znając argumentów za i przeciw temu, że ziemia kraży wokół słońca również daliby się za to heliocentryzm pokroić.

“Odróżniam swoje odbicie w lustrze nie tylko od embrionu, ale i od własnej fotografii.
Siebie odróżniam od mojej żony, a ją — od dzieci. Ezekiela także z nimi nie pomylę.”

Uczciwie to tak wykorzystywać w polemice poetykę riposty? Czy wszelakie przenoście poddaje Pan racjonalnej analizie? To taka koserwatywna metoda naukowa?

“Ja mam pytanie, jak mistrz Ezekiel szanowny odróżnia jako podmiot praw (tych pływających) pięciomiesięczny płód w macicy matki, od pięciomiesięcznego wcześniaka w inkubatorze?”

Przyznam szczerze, że mistrz z tym ma gargantuiczny problem. Ale się nie poddaje i ciągle myśli.

“A może to kwestia umowna jest?
Jeśli umowna — propozycja konserwatystów by umówić się na granicę możliwie najwcześniejszą, jest godna rozważenia. Czyż nie?”

A popatrz drogi kolego konserwatysto: czyż nie umówić się na granicę, że tylko mężczyzna ma prawa wyborcze? Niebezpieczne takie umawianie się, nieprawdaż?

“Gratuluję zarówno mistrzowi Ezekielowi, jak i Nauce (pamiętajmy o wielkiej literze).
Ta bezosobowa, pospolita nauka (małą literą), frontu nie tworzy; ją samą dzieli niezliczona ilość frontów.”

Ale jakże ta nauka ma wiele frontów? Chyba front powienien być jeden jedyny, bo i prawda jest jedna. Chyba, że owa nie istnieje, pamiętać wszak należy, że ta ma charakter relacyjny (między umysłem, a rzeczywistością).

Precyzując: ezekiel zasilił front metody naukowej. Zgłęia ją (z pewnymi trudnościami, bo nigdzie nie może kupić książki Kuhna “Struktura rewolucji naukowych”) i jej historię. I za sprawą błyskotliwszych niż on wie, że do prawdy zbliżać się dzięki metodzie naukowej może niczym wykres funkcji (niestety zapomniał jak się nazywa), który do osi się zbliża, lecz nigdy jej nie osiągnie.

I idzie wyciągnąć pranie.

Pozdrawiam konserwatywnego kolegę


Autorze

Zacząłem odpowiadać, ale po przejściu do czwartego wątku — rezygnuję.

Można sobie pokpić z przygłupów konserwatystów, można i kpiną na kpinę odpowiedzieć.

Nie sposób jednak w dyskusji na blogu rzetelnie dyskutować na temat wiary, wolności, własności, kary śmierci, aborcji, in vitro i czego tam jeszcze — jednocześnie. Stos zagadnień, roztrząsanych w milionie ksiąg. Proszę mnie nie wciągać dalej w grafomańską pułapkę.

Bo na wpół żartem na wpół serio możemy odbijać piłeczkę przez miesiąc.

Chce Pan mieć w pogardzie to co Pan ma za konserwatyzm — proszę bardzo.

Nadmienię tylko o dwóch sprawach:

Konserwatyzm nie równa się katolicyzm
Nie spotkał Pan nigdy konserwatysty nie sympatyzującego z Kościołem?
Proszę się wybrać do dowolnego kraju tradycyjnie niechrześcijańskiego.
To tak najprościej.
Chrześcijaństwo owszem, dziś jawi się jako zachowawcze, ale zapewniam, że jego założenia bywały i bywają postrzegane jako rewolucyjne. A Duch wieje kędy chce — nie jest zamknięty w konserwie.

Dokonuje Pan utożsamienia na podstawie pozorów i zewnętrznych podobieństw.

Po prawdzie, na użytek riposty wobec Pańskiego tekstu nakleiłem sobie etykieykę konserwatysty, ale od dłuższego czsu mam spore wątpliwości czy ona mnie doyczy.

Szacunek do innych wierzeń a wielka litera
Wie Pan, teologie głównych religii podlegały od lat racjonalnej krytyce, dzięki czemu dość trudno postawić im zarzut, że są po prostu głupie. Zaś wielu ludzi wierzy w bzdury. Po prostu. Dopisanie wróżbiarstwa do oficjalnej listy zawodów tego nie zmieni. To raz.
Dwa — ja się nie upominałem o jakiś szczególny szacunek. Jedynie o respektowanie zasad polszczyzny. Gdybym pisał o kulcie Asztarte — używałbym wielkiej litery do zapisu imienia bogini. Nie przez żaden szacunek dla niej. Tak się składa, że dla religii moteistycznych imieniem jest de facto samo słowo Bóg, oraz wszelkie słowa, którymi Go nazywamy. Syn Boży, Duch Święty, Bóg Ojciec, Najwyższy, Elohin, Jahwe — piszemy, wysoko wykształcony Ezekielu, wielką literą. Bo wielką literą piszemy imiona i nazwy własne.
Jeśli używa Pan minuskuły — albo to kompromitująca ignorancja, albo świadomy i celowy despekt, co celnie zobrazował w książce naszego dzieciństwa Ferenc Molnar.

Jezsze raz życzę wielu sukcesów na froncie.

PS. Proszę darować literówki, prawicą jeno piszę, lewicą niańcząc dziecko.

Pozdrawiam


No cieszem siem,

że wróciłeś:)
Mam nadzieję, że na jednym tekście się nie skończy.
Jak już widać jedynym czytaczem wcale nie jestem.
A i mam wrażenie, poleciałeś skrótem trochę o konserwatyzmie.Przeczytam dokładniej to się może pokłócę.
Może nie.
Kto wie.

pzdr


Griszqu,

czepnę się:)

Piszesz:

“Nie da się zaprzeczyc, że mechanicy od społeczenstwa o poglądach zdecydowanie postępowych (MAO, POLPOT, STALIN, HITLER) doprowadzili do milionów ofiar.”

Hm, czy Hitler i nazizm byli tacy postepowi?
Ideologia oparta na 19-wiecznym antysemityzmie, czerpiąc z wzorów germańskich, pruskich, ozdobiona wypaczoną filozofią Nietzschego i (o to jest nowe) teoriami eugenicznymi.
Ale nawiązująca choćby momentami do romantyzmu niemieckiego niektórych odcieni.

A i w dużej mierze popierana przez konserwatywne,drobnomieszczańskie kręgi lub przyjmowane przez nie biernie.
Świetnie to chocby Grass w “Blaszanym bębenku” opisał.

pzdr


Grzesiu

A czepiaj się. Choć mysle, ze akurat tym razem zaszło nieporozumienie. Czego by nie pisac o korzeniach, pomysły totalitarne, czy to w postaci socjalizmu (w tym narodowego jak w Niemczech) czy komunizmu (w jakimkolwiek wydaniu) to w miarę najmlodsza – najbardziej postepowa forma organizacji Państwa. Zdrowym kierunkiem była zmiana monarchii absolutystycznych w monarche parlamentarne lub republiki. Zasadniczo – pseudo republiki, ale nie o tym my teraz. Natomiast wykwit totalitaryzmu to zwyczajny rak. Historia pokazała, kto przetrwał, choć totalitarne Chiny wciąż mają się nieźle – ale to i nasza wina, bo zgadzamy się na niewolniczą pracę Chińczyków – cieszy nas produkowanie addidasów za 2$ i sprzedawanie ich za 100$. Poszlismy na ekonomiczny kompromis, wyrzucając etyke na śmietnik.
Zasadniczo – te najnowsze z punktu widzenia historii formy organizacji Panstwa okazały się być krańcowo zdegenerowane.

Zauważ, że w konserwatywnej Anglii nikt nie wpadł na pomysł sterylizacji niepełnosprawnych, a postępowo-lewicowi Szwedzi wprowadzili to bez mrugnięcia okiem… Choć ten argument juz troche ograny i nudny, co nie? ;-)

Pozdrówka.


Subskrybuj zawartość