Klub pod szczęką czyli naga prawda o kondycji blogosfery

Skoro mamy już graniczące z pewnością przeświadczenie, że blogi ani blogosfera wcale nie istnieją, natomiast jak najbardziej istnieją ludzie piszący, czytający i rozmawiający poprzez Internet, możemy, uwolnieni od gorsetu blogowego mitu założycielskiego, zająć się ustalaniem, co mianowicie w tej dziwnej sytuacji począć.

Niezależnie od tego, jak bolesne miałoby się to okazać, musimy spojrzeć prawdzie w oczy, by ustalić aktualny punkt wyjścia.

Najpierw jednak cofnijmy się trochę w czasie i wspomnijmy, jak wyglądała tuż po ’89 roku młoda, prężna i pełna nadziei, polska, obywatelska inicjatywa gospodarcza.

No cóż, wypada przyznać, że w tamtych czasach typowy sklepik stanowiło łóżko polowe z wyeksponowanymi towarami, stojące wprost na trotuarze, pod chmurką. Morze łóżek. Wszechobecne łóżka polowe były wówczas materialnym dowodem, że Polak potrafi oraz, że nie widzi nic złego w zaczynaniu od zera, a nawet mniej, bo od towaru na krechę.

Zgodnie z kapitalistyczną teorią i praktyką, po pewnym czasie co zaradniejsi zamieniali łóżka polowe na kultowe szczęki. Nastała epoka szczęk. Szczęk było o wiele więcej niż na wszystkich filmach o szczękach. Zrazu swobodnie stojące jęły się mnożyć i gromadzić, tworząc szczękowiska z charakterystycznym szczękościskiem. Własna szczęka była oznaką, że prowadzi się poważny biznes. Własna szczęka to był społeczny awans. To już był prawie sklep z magazynem w jednym. Taki kompakt biznesowy. Z daszkiem na niepogodę. All-in-one.

W ten sposób, nieuchronnie, dzięki koncentracji kapitału, powstawała elita szczękowa, której przestało się podobać stanie na wolnym powietrzu, niezależnie od pogody. Tak nastała epoka pawilonów handlowych. Pojedynczych, bliźniaczych, całkowicie zadaszonych, mikrosklepików. Zmierzający ku własnej zgubie pawilonowi kapitaliści zaczęli z wielu miejsc wypierać szczękowców, opanowując całkiem nieraz zaskakujące rubieże w centrach nie-tak-małych miast.

Niestety, jak wiemy nie tylko z biologii, zawsze znajdzie się większa ryba. Przybywające z odległych stron rekiny zaczęły krążyć wokół pawilonowych osad i miasteczek. Te krwawe łowy zmusiły wiele pawilonowych wspólnot do zwarcia szeregów i wybudowania na zgliszczach pawilonów różnej wielkości monstrów, zwanych swojsko domami towarowymi, lub bardziej awangardowo, galeriami handlowymi. Te osady, które nie wytrzymały presji, zmuszane były często zwyczajnie do ustępowania pola rekinom, które samodzielnie stawiały własne monstra handlowe.

Dziś można czasem jeszcze trafić na schowanych w zaułkach, pojedynczych szczękowców, a nawet niedobitki łóżkowców, cudem ocalonych, choć wyglądających w tych czasach na rodzaj zombie.

Aktualnie tzw. blogosfera wykazuje wiele cech charakterystycznych dla wczesnych szczękowisk, i to co najwyżej. Wyraźnie widoczny jest bowiem trend do prostego zagęszczania zabudowy wspólnych terenów za pomocą sztampowych koncepcyjnie konstrukcji. Jest to jednak wyłącznie prosty rozwój ilościowy, któremu nie tylko nie towarzyszy wzrost jakościowy, ale zwykle odwrotnie – jakościowa degrengolada.

Utrzymanie się takich pseudorozwojowych tendecji będzie miało tylko jeden możliwy skutek. Zużyte skupiska szczęk będą stopniowo pustoszeć na korzyść dominacji szczękowców o zerowej innowacyjności, a w końcu będą się nadawać tylko do rozbiórki pod blogowe monstra.

Jeśli ktoś ciekaw, czy historia się powtórzy, czyli czy ostatnim etapem “rozwoju” będzie także tu, uczta rekinów, to niech sobie czeka i patrzy.

Jeśli ktoś myśli, że blogerzy powinni kopiować wzorce ze świata mediów tradycyjnych i np. tworzyć netowe redakcje i gazety, to niech zada sobie pytanie, dlaczego tradycyjne media na gwałt zakładają własne blogerskie szczękowiska. Tędy idąc, jedni i drudzy mają szansę spotkać się na wspólnych manowcach.

Jeśli ktoś myśli, że bez gruntownej zmiany koncepcji i innego ustawienia środków ciężkości ujdzie z życiem razem z blogowymi kolegami z klubu, może pewnego ranka obudzić się w klubie zombie.

Personalizacja netu dzięki blogom to wielki atut, ale łatwo przeoczyć jej liczne słabe punkty.

Co warto rozważyć, by ani nie utknąć we własnej szczęce ani nie wylądować w szczęce rekina? Jak uchronić zdobycz blogosfery, jaką jest spersonalizowana przestrzeń klubowa? Jak uchronić blogosferę przed inwazją i dominacją propagandy i tandety? Jak tworzyć i wzmacniać realną siłę opiniotwórczą blogosfery? A co najważniejsze, jaki powinien być plan ofensywny, nie ograniczający się do pomysłów w rodzaju “jak przerobić blogosferę z powrotem na tradycyjne media”?

O tym już wkrótce.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

S e r g i u s z

no pieknie, ciągle wkrótce i wkrótce,

co do etapu szczękowisk to zauważyłem że na niektórych zilona świeżutka farba dopiero schnie a juz pretenduje do Najlepiej prowadzonego szczękowiska w tym kraju

:))

p.s zniknęło mi parę przepisów com wkleił dawno temu, gdzie szukać?

:)

prezes,traktor,redaktor


Maxie

jakie ciągle, to dopiero 3-ci odcinek ;)
zostały chyba 2, ale na pewno to tylko ciąg dalszy wie.

Twoje zguby są pewnie tu:
http://tekstowisko.com/txt/od_kuchni.html
http://tekstowisko.com/klubowo/klubowe-klimaty/od-kuchni.html

Ostatecznie jest jeszcze wyszukiwarka po lewej na każdej stronie.


a co do szczękowisk

to jest z tym masa huku nieporozumień.
Mitologia popkulturalna, czy cóś.


no tak

ten ciąg dalszy to ma łeb do wszystkiego, tylko czasem mu się nie chce

mitologia popkulturalna?

możliwe, dla mnie to przypomina cykl koniunkruralny tylko szybicej, intensywniej i ciszej (się odchodzi w niebyt)

prezes,traktor,redaktor


Maxie

cykl koniunkturalny to kwestia osobna i dość zwyczajna w sensie naturalna. W przypadku blogosfery, mam wrażenie, istotą problemu jest raczej niesłychane nawarstwienie fikcji założycielskiej. To jest takie wielokrotnie wałkowane ciasto francuskie Web 2.0, składające się przede wszystkim z powietrza.

Ciąg dalszy obiecał mi przed chwilą, że poważnie wkrótce skończy to swoje wydziwianie i przejdzie do konkretów. Powiedział też, że on się tak rozpisuje bardziej ze względu na niezalogowanych Czytelników TXT niż ze względu na zalogowanych Konfederatów. To by coś wyjaśniało, IMHO.


Panie Sergiuszu,

Proszę jednak zauważyć, co się zdarzyło w Warszawie.

Elita szczękowa zorganizowała się w bazar pod Pałacem Stalina, a następnie postawiła sobie upiorne blaszane baraki, ulokowane tamże.

Prawdziwe interesy są zupełnie gdzie indziej

Pozdrawiam


Panie Yayco

trzeba byc czujnym, choc to deczko spiskowo zabrzmiało:)

prezes,traktor,redaktor


Panie Yayco

starałem się ostrym wirażem ominąć ten jakże upiorny przykład (nie pasujący do mojej opowieści za bardzo), bazując raczej na znanych mi osobiście licznych przykładach z innych miast, tym niemniej, faktycznie, owo szczękowisko w wersji zmutowanej Mega zasługuje na osobną wzmiankę. Horror, wobec którego wszelkie swobodne łóźka polowe nabierają walorów leżaków z ciepłych wysp.

Pozdrawiam.


Panie Maxie,

wydaje mi się, że nie trzeba tracić czasu na czujność, która jest tylko eufemizmem zapatrzenia na cudze sukcesy. Prawdziwe lub zmyślone sukcesy.

Trzeba robić to co się chce robić. I tak jak się chce, jeśli to możliwe

Jak kogoś bawi kupowanie mołdawskiego obuwia, sprzedawanego obok kolejnego punktu sprzedaży shoarmy, to proszę uprzejmie.

Ale proszę mnie do tego nie zmuszać. Ja mam nietypowo wysklepioną stopę i muszę szukać butów w prawdziwych sklepach

Pozdrawiam


Panie Sergiuszu,

a czemu?

Wszyscy znamy blogowisko, które wygląda jak ten mutant. Wypisz wymaluj…

I blogerów dla których włoskie* buty z frędzelkami nadal stanowią podstawowy i ukochany rodzaj obuwia.

Bójmy się tego!

Pozdrawiam

*) Dla osób dalej położonych: chodzi o Włochy, ulokowane między Warszawą (w tradycyjnym znaczeniu tego słowa) a Ursusem (w tradycyjnym rozumieniu).


Panie Yayco

przykład nazbyt czytelny,

nic dodać,

szkoda że teraz cięzko o dobre sklepy z tradycjami i uczciwymi sprzedawcami, choć

zdarzają się i takie, trzeba mieć czasem nosa i wiedzieć gdzie szukać:)

prezes,traktor,redaktor


Panie Yayco,

fakt, mutant to niewątpliwy, do tego będący jawnie krzyżówką z medialną sitwą, więc tym bardziej upiorny teraz i na wieki. A kysz!

Pozdrawiam


Maxie,

to może warto w ramach poradnictwa kartkowo-kalendarzowego taką white-listę sklepów porządnych napocząć? Solidność kupiecką warto nagradzać, ku pożytkowi ludności, przy okazji.


Sergiuszu

he, he ostatnio mam same black-listowe sklepy na rozkładzie

zobaczy się, :)

prezes,traktor,redaktor


Subskrybuj zawartość