Po pierwsze bycie unio entuzjastą nie jest okolicznością zwalniającą z myślenia.
Ziggi
Z pewnością poważnym mankamentem praktyki zarządzania Unią Europejską jest iście bizantyjska organizacja biurokratyczna, która przygłusza unijne instytucje wybieralne.
A jakież to organizacje unijne są wybieralne i mają realną władzę?! Po drugie, to nie jest wada zarządzania unią, tylko wada strukturalna, czy lepiej konstytuująca unii. Unia jest właśnie tą biurokracją. Innej unii nie ma tak jak socjalizm może być tylko narodowy, realny bądź unijny, ale nigdy dobry.
Niemniej […] należy też być szczerym i zauważyć jak wiele z tej biurokracji wynika z konieczności tworzenia połączeń pomiędzy strukturami Unii a ich narodowymi odpowiednikami. Magma tłumaczeń jest tego bodajże najlepszym przykładem.
Gdyby zadał Pan sobie trud poczytania tego i owego, to zobaczyłby Pan w sieci prostą propozycję likwidującą magmę tłumaczeń. Link do mojego blogu na salonie24 już tyle razy wklejałem, że brak wiedzy w tym zakresie zakrawa na czyste lenistwo. Proszę sobie poszukać.
Dlatego uważam, że pomimo błyskotliwości swoich uwag (wydaje mi się, że czytałem je w Economiście) pan prezydent Klaus nie potrafił jednak do tej pory wzbić się na odpowiedni poziom abstrakcji i odnosić się do zagadnienia możliwości stworzenia Federacji Europejskiej w oderwaniu od mankamentów dzisiejszej praktyki Europy narodów, bo narzekanie na Brukselskich urzędników stało się trywialne.
Artykuły w „The Economist” nie są podpisane więc skąd Pan wie, że to były artykuły Wacława Klausa? Tak było napisane w instrukcji do polemiki na ten temat? Zadaniem uniosceptyków nie jest tworzenie wizji lepszej unii. Tym niech się zajmują tacy jak Pan. Choć i tak niczego lepsze3go niż moja3 propozycja3 Pan nie wymyśli. :)
Po prostu – niech eurosceptycy spróbują wyjaśnić jak wyobrażają sobie świat za 50 lat i w jaki sposób kultura zachodnioeuropejska ma dalej odgrywać decydującą rolę w ustalaniu reguł, jakimi rządzi się świat, jeśli skala europejskich narodów stanie się znikoma wobec nowych potęg, które wyrastają na wschodzie.
Po trzecie nie eurosceptycy, a uniosceptycy. My nie kwestionujemy bycia w Europie (z faktami się nie dyskutuje), tylko zastanawiamy po co się pchać na cmentarz państw, gdy można się rozwinąć i wyrosnąć na lokalną potęgę gospodarczą na początek. Po czwarte. Co takiego wartościowego jest w kulturze zachodnioeuropejskiej, że mamy pomagać w narzuceniu jej światu? Kultura polska na szczęście różni się od tej zachodnioeuropejskiej.
Napoleonami są dzisiaj raczej ci, którzy widzą potrzebę integracji niż krety, które chcą się zakopać w swych „małych ojczyznach” i udawać, że świat zastygł i nic się nie zmienia, i że Czechy będą sobie może taka drugą Szwajcarią, bo nie będą. Bardzo wątpię, że za 50 lat będzie jeszcze Szwajcaria, chociaż oni mogą akurat przetrwać, bo może się okazać, że na kontynencie potrzebny jest jeden kraj „neutralny” – jako wygodne miejsce rozwiązywania ewentualnych sporów. Tak więc ci, którzy chętnie twierdzą, że przywódcy europejscy, którzy dążą do większej integracji to „mali kupcy” kłamią a sami powinni spojrzeć na siebie, bo mogą o sobie powiedzieć jedynie „tetryki bez wizji, którzy marzą jedynie, aby wszystko zostało po staremu” – ale nie zostanie.
Śni się Panu kapelusz Napoleona Bonapartego? Marzenia piękna rzecz. Przydałoby się trochę realizmu. Jest Pan szeregowym agitatorem i, jak powiedział cesarz francuzów, nosi Pan w teczuszce buławę Michnika, ale poza buławą potrzeba trochę talentu i dużo pracy. W tym pracy nad sobą. Obrażanie przeciwników politycznych nie zmieni rzeczywistości. To tylko odsłania słabość Pańskich argumentów.
Ponadto, pojawianie się wśród młodzieży europejskiej identyfikacji (obok narodowej) jest faktem. Będąc w USA lub w Azji podawanie do wiadomości, że jest się Węgrem może być wyłącznie przyczyną konfuzji interlokutora, który nigdy o takim kraju nie słyszał i pomyśli raczej że drogi gość jest głodny. W takich miejscach w zupełności wystarcza powiedzieć, że się jest z Europy – taka odpowiedź okazuje się całkowicie satysfakcjonująca. Powinno to dać eurosceptykom do myślenia.
Gdy wzywa się do myślenia, należy samemu to czynić. Czy to samo o Europejskiej identyfikacji, może Pan powiedzieć o pobycie w azjatyckiej części Rosji czy w Izraelu? Oczywiste jest, że tam gdzie jesteśmy z dala od Europy i jej kultury stwierdzenie „jestem europejczykiem” jest wystarczające. Tyle tylko, że 100 lat temu również wystarczało, a o unii wtedy nikt nie słyszał, więc czego dowodzi Pański przykład? :)
Panie Zbigniewie!
Po pierwsze bycie unio entuzjastą nie jest okolicznością zwalniającą z myślenia.
Z pewnością poważnym mankamentem praktyki zarządzania Unią Europejską jest iście bizantyjska organizacja biurokratyczna, która przygłusza unijne instytucje wybieralne.
A jakież to organizacje unijne są wybieralne i mają realną władzę?! Po drugie, to nie jest wada zarządzania unią, tylko wada strukturalna, czy lepiej konstytuująca unii. Unia jest właśnie tą biurokracją. Innej unii nie ma tak jak socjalizm może być tylko narodowy, realny bądź unijny, ale nigdy dobry.
Niemniej […] należy też być szczerym i zauważyć jak wiele z tej biurokracji wynika z konieczności tworzenia połączeń pomiędzy strukturami Unii a ich narodowymi odpowiednikami. Magma tłumaczeń jest tego bodajże najlepszym przykładem.
Gdyby zadał Pan sobie trud poczytania tego i owego, to zobaczyłby Pan w sieci prostą propozycję likwidującą magmę tłumaczeń. Link do mojego blogu na salonie24 już tyle razy wklejałem, że brak wiedzy w tym zakresie zakrawa na czyste lenistwo. Proszę sobie poszukać.
Dlatego uważam, że pomimo błyskotliwości swoich uwag (wydaje mi się, że czytałem je w Economiście) pan prezydent Klaus nie potrafił jednak do tej pory wzbić się na odpowiedni poziom abstrakcji i odnosić się do zagadnienia możliwości stworzenia Federacji Europejskiej w oderwaniu od mankamentów dzisiejszej praktyki Europy narodów, bo narzekanie na Brukselskich urzędników stało się trywialne.
Artykuły w „The Economist” nie są podpisane więc skąd Pan wie, że to były artykuły Wacława Klausa? Tak było napisane w instrukcji do polemiki na ten temat? Zadaniem uniosceptyków nie jest tworzenie wizji lepszej unii. Tym niech się zajmują tacy jak Pan. Choć i tak niczego lepsze3go niż moja3 propozycja3 Pan nie wymyśli. :)
Po prostu – niech eurosceptycy spróbują wyjaśnić jak wyobrażają sobie świat za 50 lat i w jaki sposób kultura zachodnioeuropejska ma dalej odgrywać decydującą rolę w ustalaniu reguł, jakimi rządzi się świat, jeśli skala europejskich narodów stanie się znikoma wobec nowych potęg, które wyrastają na wschodzie.
Po trzecie nie eurosceptycy, a uniosceptycy. My nie kwestionujemy bycia w Europie (z faktami się nie dyskutuje), tylko zastanawiamy po co się pchać na cmentarz państw, gdy można się rozwinąć i wyrosnąć na lokalną potęgę gospodarczą na początek. Po czwarte. Co takiego wartościowego jest w kulturze zachodnioeuropejskiej, że mamy pomagać w narzuceniu jej światu? Kultura polska na szczęście różni się od tej zachodnioeuropejskiej.
Napoleonami są dzisiaj raczej ci, którzy widzą potrzebę integracji niż krety, które chcą się zakopać w swych „małych ojczyznach” i udawać, że świat zastygł i nic się nie zmienia, i że Czechy będą sobie może taka drugą Szwajcarią, bo nie będą. Bardzo wątpię, że za 50 lat będzie jeszcze Szwajcaria, chociaż oni mogą akurat przetrwać, bo może się okazać, że na kontynencie potrzebny jest jeden kraj „neutralny” – jako wygodne miejsce rozwiązywania ewentualnych sporów. Tak więc ci, którzy chętnie twierdzą, że przywódcy europejscy, którzy dążą do większej integracji to „mali kupcy” kłamią a sami powinni spojrzeć na siebie, bo mogą o sobie powiedzieć jedynie „tetryki bez wizji, którzy marzą jedynie, aby wszystko zostało po staremu” – ale nie zostanie.
Śni się Panu kapelusz Napoleona Bonapartego? Marzenia piękna rzecz. Przydałoby się trochę realizmu. Jest Pan szeregowym agitatorem i, jak powiedział cesarz francuzów, nosi Pan w teczuszce buławę Michnika, ale poza buławą potrzeba trochę talentu i dużo pracy. W tym pracy nad sobą. Obrażanie przeciwników politycznych nie zmieni rzeczywistości. To tylko odsłania słabość Pańskich argumentów.
Ponadto, pojawianie się wśród młodzieży europejskiej identyfikacji (obok narodowej) jest faktem. Będąc w USA lub w Azji podawanie do wiadomości, że jest się Węgrem może być wyłącznie przyczyną konfuzji interlokutora, który nigdy o takim kraju nie słyszał i pomyśli raczej że drogi gość jest głodny. W takich miejscach w zupełności wystarcza powiedzieć, że się jest z Europy – taka odpowiedź okazuje się całkowicie satysfakcjonująca. Powinno to dać eurosceptykom do myślenia.
Gdy wzywa się do myślenia, należy samemu to czynić. Czy to samo o Europejskiej identyfikacji, może Pan powiedzieć o pobycie w azjatyckiej części Rosji czy w Izraelu? Oczywiste jest, że tam gdzie jesteśmy z dala od Europy i jej kultury stwierdzenie „jestem europejczykiem” jest wystarczające. Tyle tylko, że 100 lat temu również wystarczało, a o unii wtedy nikt nie słyszał, więc czego dowodzi Pański przykład? :)
Myślenie nie boli. Proszę spróbować…
Jerzy Maciejowski -- 06.07.2008 - 19:34