Ale fakt, że txt było baaardzo długo jak mocno zatkana rura z szambem, pardą.
A główny zainteresowany mi napisał jakiś miesiąc temu, że lepiej by było, gdyby wszyscy się przestali zajmować jego osobą. Lepiej dla portalu.
Troskliwy taki. :) No pewnie! Najlepiej to narobić gnoju, ponowne pardą, zmyć się elegancko i stworzyć sobie nowe miejsce, nową scenę i klakę.
A wała! Jeszcze czego :P
Pewnemu tyranowi
Bywał tu niegdyś: jeszcze nie w bryczesach – w palcie flauszowym. Czesał się pod górę.
Później bywalców kawiarni wyczesał
aresztem i tak wykończył kulturę,
mszcząc się jak gdyby (nie na tych denatach,
lecz na Epoce) za pustki w kieszeniach,
nudę, złą kawę i upokorzenia,
jakich doznawał, gdy przegrywał w skata.
Epoka jakoś przełknęła tę zemstę.
Dzisiaj tu pełno, śmiech, krzeseł szuranie,
muzyka z płyt. Lecz nim się zajmie miejsce,
coś korci, by się obejrzeć przez ramię.
Wszystko plastikiem i niklem pokryto,
ciastka smakują bromkiem sodu. Ale
czasami, tuż przed zamknięciem lokalu,
wstąpi z teatru on sam – incognito.
Gdy wchodzi, wszyscy już na baczność stoją.
Jedni – służbowo, a drudzy – ze szczęścia.
On krótkim ruchem od napięstka
daje znak, że im nie chce psuć nastroju.
Popija lepszą, niż przed laty, kawę
i, zagłębiony w fotel, je rogalik,
który tak smaczny jest, że martwym nawet
byłby smakował, gdyby zmartwychwstali.
Marku,
nie wiem, których niektórych masz na myśli. ;)
Ale fakt, że txt było baaardzo długo jak mocno zatkana rura z szambem, pardą.
A główny zainteresowany mi napisał jakiś miesiąc temu, że lepiej by było, gdyby wszyscy się przestali zajmować jego osobą. Lepiej dla portalu.
Troskliwy taki. :) No pewnie! Najlepiej to narobić gnoju, ponowne pardą, zmyć się elegancko i stworzyć sobie nowe miejsce, nową scenę i klakę.
A wała! Jeszcze czego :P
Pewnemu tyranowi
Bywał tu niegdyś: jeszcze nie w bryczesach – w palcie flauszowym. Czesał się pod górę.
Później bywalców kawiarni wyczesał
aresztem i tak wykończył kulturę,
mszcząc się jak gdyby (nie na tych denatach,
lecz na Epoce) za pustki w kieszeniach,
nudę, złą kawę i upokorzenia,
jakich doznawał, gdy przegrywał w skata.
Epoka jakoś przełknęła tę zemstę.
Dzisiaj tu pełno, śmiech, krzeseł szuranie,
muzyka z płyt. Lecz nim się zajmie miejsce,
coś korci, by się obejrzeć przez ramię.
Wszystko plastikiem i niklem pokryto,
ciastka smakują bromkiem sodu. Ale
czasami, tuż przed zamknięciem lokalu,
wstąpi z teatru on sam – incognito.
Gdy wchodzi, wszyscy już na baczność stoją.
Jedni – służbowo, a drudzy – ze szczęścia.
On krótkim ruchem od napięstka
daje znak, że im nie chce psuć nastroju.
Popija lepszą, niż przed laty, kawę
i, zagłębiony w fotel, je rogalik,
który tak smaczny jest, że martwym nawet
byłby smakował, gdyby zmartwychwstali.
Josif Brodski