W dolinie Suchej Wody (Noc)

Trzynastka była mi zawsze obojętną, co do zasady. To trzynasta notka. Powinna być obojętna…

Najkrótsza noc w roku. Ta ostatnia. Noc Kupały i Łady. Misterium ognia i wody. Ktoś jeszcze o niej pamięta? O jej sensie, przesłaniu, rytuale, magii… A co mnie to obchodzi?

Łazimy po polach i lasach. Bez celu. Zrywam jakieś zielsko. Chyba mam rutę i dziurawiec. Rumianki, bylicę. Są chabry, maki, liście paproci. Bukiet. Ale po co? Nie wiem. Na wicie wianków jest już od dawna za późno.

Ołowiane niebo rozświetłiła błyskawica. Perun chyba ześle na nas potoki wody.

Chciałabym bardziej polubić deszcz. Tak pięknie gubią się w nim łzy. Niestety nie można rozmyć w nim wspomnień.

Jak na zamówienie wypełnił się pierwszy akt świętojańskiego rytuału. Niebo połączyło się z Ziemią w wilgotnym uścisku. Woda – życie, początek, oczyszczenie. Źródło…

To cholerne „Źródło“. Nie mogę się uwolnić od jego obrazów od kilku dni. Tysiącletnia podróż Thomasa/Tommy’ego/Toma trwa i nigdy się nie skończy. Bo nie mając początku nie powinna mieć kresu. Ograniczeni danym nam czasem i przestrzenią, nie znający własnej zaprzeszłości i przyszłości czepiamy się kurczowo życia, bo to jest nasze „tu i teraz“. Szukamy sposobu na przedłużenie tego trwania. Szukamy „drzewa życia“…

Nie wiem dlaczego za plecami słyszę szyderczy głos pewnego gościa z Królewca, który cieszy się z tego, że forma czasu i przestrzeni została wciśnięta w nasze zmysły…

Pochmurny i ciężki od burzowej wściekłości Gromowładny oddalił się. Otrząsneliśmy się z nadmiaru wilgoci. Słońce, ocierające się czule o wierzchołki drzew, niedługo uda się na spoczynek. Trzeba nam znaleźć miejsce do spełnienia kolejnego aktu świętojańskiego obrzędu.

Wygaszam w sobie palenisko by skrzesać nowy ogień. Tak ponoć trzeba. Po co? Nie wiem. Brzozowe drzazgi szybko zajmują się ogniem. Dokładam kilka dobrze wysuszonych polan. Języki ognia liżą je łagodnie. Pieszczą białą korę ciepłym dotykiem. Zalotnie. Z początku nieśmiało, niespiesznie, leniwie nawet.

Układamy się wokół ogniska rozkoszując się ciepłem płomieni, pożerających coraz śmielej brzozowe drewno. W ostatnim tańcu… Rytualnym. Chciałabym, żeby trwał jak najdłużej. Dorzucam kilka mokrych, zielnych gałązek. Tych z bukietu. Płomienie przygasają. Zmysły zaczyna drażnić cierpko-słodki dym. Snuje się nisko przywołując kolejne obrazy…

Znowu powraca „Źródło“. Niezmienny rytuał początku i końca. Narodzenie jest pierwszym krokiem ku śmierci. Śmierć daje zaczyn nowemu życiu. Tym, co je spina jest miłość; cudowny lek na chorobę zwaną życiem i zarazem tego życia przekleństwo. Jak narkotyk. Szkatułka w szkatułce?

Dlaczego znowu słyszę tego filozofa z przeszłości? Składa ironiczną propozycję, żebym do zbioru naumenów dorzuciła sobie miłość, bo i tak już wystarczająco się męczę próbując stworzyć jej ideę a istoty miłości, jako „rzeczy samej w sobie“, i tak nie poznam.

Noc objęła świat we władanie na dobre. Choć tylko na kilka godzin. Wiatr rozpędził chmury i dym. Dorzucam na pożarcie płomieniom jeszcze kilka brzozowych szczap. Patrzę, jak nienasycone języki ognia je obejmują, pochłaniają w namiętnym zapamiętaniu. Tworzą jedność. Na krótko.

Dobywam w końcu drogocenny sprzęt, jakim mnie na tę noc obdarzono. Patrzę w gwiazdy. Po co? Nie wiem. Są znacznie bliżej. Tak blisko, że mogłabym ich dotknąć. Prawie… Niektóre nawet umiem nazwać. Tylko nazwać, bo przecież nie mogę ich poczuć wszystkimi zmysłami.

Przypominam sobie Toma, który przemierza kosmos z „drzewem życia“. Jeszcze w przestrzeni, ale już poza czasem dostępnym śmiertelnikom tu, na Ziemi. Jest blisko celu, prawie na wyciągnięcie ręki, kiedy słyszy „Zakończ to“.

Brzask rozjaśnia ciemność na wschodnim niebie. Urokliwa noc, pełna zmysłowych zapachów i dźwięków, drżąca od płomiennej namiętności ognia, wibrująca pragnieniami, skończyła swój krótki żywot w pastelach świtu.

Wracam. Psy śpią na tylnym siedzeniu. Moje myśli z uporem godnym maniaka dążą do „Źródła“. – Przecież codzienność rytuałów trzeba uświęcać całym sobą – myślę. – Jeśli nie wkładamy w nie serca są martwe. – Po co więc wracam? Nie wiem.

Kiedy mijam rogatki Warszawy Bruce Springsteen śpiewa „Dancing in the Dark“ a palant z Królewca ze zwycięską szyderą głosie szepce mi do ucha: „Imperatyw obowiązku, imperatyw obowiązku, imperatyw obowiązku…“
Chrzanić go!

Ale co to ja chciałam powiedzieć? A tak… Trzynasta notka. Powinna być obojętna…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Skoro 13, to musi być z Trollem ;-)

A tak sobie myślałem, czy ktoś zauważy dziś ten zwrotny punkt.
Nawet zajrzałem do Wiki, żeby się przekonać czy tam jeszcze o letniej Nocy Kupały czy już tylko o bzdurnych Walentynkach w środku zimy. Jest dobrze:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Noc_Kupały

To dziwna noc. Dzień przestaje zwiększać przewagę i od jutra zmierza w kierunku najdłuźszej nocy grudniowej. Ale nadal jest pełnia lata. To znaczy u nas to niby początek kalendarzowego, ale według Chińczyków to jest dokładnie apogeum lata (środek) a nie początek. Spora różnica.

Ehh.. gadam i gadam zamiast pochwalić za niezwykły tekst, klimatyczny i zmysłowy. Więc chwalę :-)

A skoro o magii deszczu i wody, oczyszczającej mocy przynoszącej radość życia, to masz ode mnie taki właśnie radosny, energetyczny i cały mokry(!) kawałek.

Może nie ma w nim subtelnych pasteli jakimi namalowałaś swój tekst, ale jest dużo wody i dużo radości. Z bycia razem z innymi.

A zatem, z życzeniami od nadwornego Trolla (sam link, bo nie pozwalają tego wklejać):

http://www.youtube.com/watch?v=sE_zHBVQobA

:-)


No tak,

i czemu ja nic o tej działalności podziemnej nie wiedziałem?
Nie bawię się tak, nadrobiłem pobieznie czytanie 5 tekstów, ale jutro nadrobię bardziej szczegółówo,to się wyżyję za to umieszczanie się Magii w archiwum:)

Pozdrówka.


Trollu

Czy Ty aby trollem jesteś? Jeśli tak, to takim niezwyczajnym. Ciepłym w sobie albo cóś.

Cieszę się, że nie jestem jedyna, która o Kupałowej Nocy jeszcze pamięta. Jakoś by mi strasznie było. Prehistorycznie wręcz… :)

Lato. Hmm… Ostatnio, niektórych tutaj o ból zęba przyprawiały kobiety w letniej odzieży. Marudzili z tego powodu okrutnie. Mam nadzieję, że Ty nie masz nic przeciwko dziewczynom przyodzianym w ciepło lata…

Mały rewanż za fantastyczną Shanie Twain. :)

Pozdrawiam ciepło, nie mogąc wyjść z zadziwienia…


Grzesiu

To ja też nie wiem dlaczego nie wiedziałeś. Za to bardzo chętnie popatrzę, jak się będziesz “wyżywał” za tę podziemną działalność. :)

Pozdrówka przestępujące niecierpliwie z nogi na nogę...


Springsteen z dziewczynami nad morzem

bardzo pogodny, dzięki :-)
A czy ja wyglądam na jakiegoś frustrata czy co?
Kobiety przyodziane w ciepło lata to przecież uosobienie piękna życia samego.
Niezależnie od wieku, dodajmy, co w tym klipie wspaniale jest pokazane.
Każdy uśmiech jest młody. Piękne ujęcia.

Hmmm.. jestem Trollem niezwyczajnym, to prawda. Bo jestem Zdalnie Sterowany Radiem, z kórego płynie dobra muza :-)

La la la la laaaaa.. mmmm.. mmm… mmm.. mm… :-)


Hm, klimatycznie i pieknie napisane,

(coś mi się to wyżywanie nie idzie)
Ale mam, jak można nie lubic deszczu?
Nie da się.

Pozdrówka.


Trollu

Dokładnie z tych powodów tak bardzo podoba mi się ta piosenka i ten klip. :)

Z moją miłością do twórczości Bossa jest trochę jak z falowaniem oceanów. Odpływy i przypływy, mniej więcej co 10 lat.
Po początkowym zachwycie zakończonym po wydaniu Tunnel of Love nastała cisza.
Minęło 10 lat i Boss pojawił się (po raz pierwszy i ostatni do tej pory) w Polsce. Zdobyłam bilet do Kongresowej. Myślałam, że będzie mocno i głośno. Jakież było moje zaskoczenie kiedy na scenie pojawił się Springsteen i jego gitara. I już, nic więcej nie było trzeba. Było cudownie. :)
Pod względem umiejętności nawiązywania bliskiego kontaktu z publicznością, tworzenia niezapomnianej atmosfery, ten człowiek jest dla mnie fenomenem.
I znowu cisza 10-letnia. Aż do ubiegłego roku, kiedy ukazał się jego album (nomen omen) Magic. Zaskakujący, świeży, magiczny…

Pozdrowienia serdeczne…


Grzesiu Ulubiony

Źle, bardzo źle to “wyżywanie się” wygląda. :) Ale niech tak zostanie.

Pomarudziłam sobie trochę. (Wszystko przez ten cholerny film. Naprawdę w głowę mi wlazł i nie chce iść precz.) A jeśli to moje marudzenie się ze swoimi myślami trochę lepiej wypadło niż zwykle, to się tylko ucieszyć mogę. Co niniejszym czynię.

W kwestii deszczu przyłapałeś mnie na zjedzeniu ważnego słowa. Powinnam była napisać: Chciałabym bardziej polubić deszcz. Bo tak w ogólności to go lubię nawet. Szczególnie latem. (Uzupełniam brakujące słowo.)
Mam nawet ulubioną deszczową piosenkę. Tę...

Pozdrówka skąpane słońcem, kurde… :)


Wy,...

Magia..
Weźcie się za jaką, poważną & solidną robotę.
Co?
Jak, na ten przykład, podlewanie kwiatków i innych roślinek.
Blogerów, jakby co!!!
No właśnie..

P.S. Noc Kupały
Też mi cóś?
Z chłopem żeście się pokłóciła?
Czy jak?


Panie Igło

A Pan już wszystko podlałeś wokół siebie?
Nie zawsze to, co stoi napisane jest tym co sobie wyobrażamy, że jest.
Albo cóś.

Pozdrawiam wysupłując z pamięci jakąś licentia poetica…
Na ten przykład.


No!

Witaj ponownie!

:-)))

Human Bazooka


Wy, Magia..

to mnie tu za szyderę nie łapcie!!
Co?
Bo się odwinę, jak już podleję.
Nooo…
:)


Mad

Czy ja muszę zanikać, żebyś przychodził? :)

Pozdrawiam wyżymając nadmiar wilgoci…


Panie Igło

Jak raz się wyżęłam. Ale jak mus to mus – lej Pan. :)


Ajo...(z intonacją Krecika)

Human Bazooka


A w ogóle, to:

Human Bazooka


Pani Magio...

Szanowna..(kurde)
Od tyłu?
W moim wieku?
Krucafix.

Toć to palpitacje gotowe i drugie wzruszenia.
Niebezpieczne.
Co, to, to nie!!!

Ja po bożemu poczekam, niech no się tylko kobitki (& faceci) za łby wezną.
Na wznak.
:)


Mad

Nie znałam tego nagrania. Musiałam dwa razy obejrzeć, żeby trafiło. Ale dotarło do mojej pustej głowy. Chyba. Katharsis. O to chodziło?

Odpowiadam:

Pozdrówka…


Dokładnie.

Human Bazooka


Panie Igło

Ja zupełnie nie rozumiem dlaczegoś się Pan zaparł co by od podwórka zachodzić... A jeszcze się zapierasz, że się nie zapierałeś. :)

Nikt się nie tu będzie za łby brał. Zapewniam Pana.


Pani Magio,

przy okazji tej notki, odkryłem hurtem poprzednie :)

A co to ja chciałem powiedzieć...? Trzynasta notka… Wcale nie obojętna…

Serdecznie pozdrawiam…


Panie Andrzeju

Jak widać, znowu się nie udało.

Pozdrawiam detalicznie…


Magio

magniczne

a wszelkiej maści imperatywy…w szególności ten obowiązku, no tam gdzie jego miejsce:)

pozdrawiam

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


Maksie

Pamiętam kto magniczność wymyślił. :)

A imperatyw? Pomogę sobie cytatem.
W tekście piosenki Przemyk, którą zapodałeś u mnie, są takie słowa:

nie możesz się powstrzymać od dawania
ja tego zabraniam!
bo myślę tylko o tym, co ja zrobię,
gdy przyjdzie dać Tobie…

I tak sobie myślę, że w takiej sytuacji nakaz przezwyciężania własnego egoizmu by spełniać jakieś “powinności ogólnoludzkie” staje się, co najmniej, śmieszny. A przede wszystkim – nieskuteczny.

Bredzę. :)

Pozdrawiam rozbijając Kanta o kant…


No tak...!!

Kolejna kobieta mnie olewa.
Wróć.
Podlewa.
Wróć.

A cholera z tymi babami…
Nooo..


Panie Igło

Że co ja Panu robię?! Nic nie rozumiem, jak zwykle.

To już lepiej chyba będzie, jak do nory wrócę.
Ech…


czynasta

dobrze się ją czytało. no ale to nic nowego. po prostu magiczność. czydziestą też tak bedzię sie czytało.


Witaj Griszqu

Tak dobrze Cię spotkać. Więcej nawet niż dobrze.

Do czydziestej to jeszcze szmat czasu i rzeka słów. Może wcześniej wyschnie.

Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo…


Piękny tekst - o tak!

Dziękuję. Tak może pisać tylko wrażliwa kobieta. Tajemnice kobiecości za każdym akapitem i sensem wyłaniającym się ze zdań tej notki.

serdecznie pozdrawiam


Subskrybuj zawartość