Czas na test liderów korporacji, by wyplenić psychopatów

Mitchell Anderson: Time to Test Corporate Leaders to Weed out Psychopaths
The Tyee
21 listopada 2011
Przekład: PRACownia

( dla Pino )

Jak rekiny, szybko wypływają, ale narażają światową gospodarkę na unicestwienie – podsumowuje profesor ekonomii.

Biorąc pod uwagę stan globalnej gospodarki, zorientowanie się, że świat mogą kontrolować psychopaci, nie musi być zaskoczeniem. Nie brutalni kryminaliści, ale korporacyjni psychopaci, którzy – poprzez genetyczne dziedziczenie pewnych uwarunkowań biochemicznych – pozbawieni są normalnego ludzkiego uczucia empatii.

Badania naukowe ujawniają, że instytucje finansowe XXI wieku, z wysokim wskaźnikiem obrotów i rozszerzające swoją władzę w skali globalnej, stały się bardzo atrakcyjne dla jednostek psychopatycznych, które bogacą się kosztem innych oraz firm, w których pracują.

Zrecenzowana praca teoretyczna z 2011 roku, zatytułowana „Teoria korporacyjnych psychopatów w odniesieniu do globalnego kryzysu finansowego”, omawia szczegółowo jak, z powodu wrodzonej niemożności dbania o konsekwencje swoich działań, wysoko postawieni w sektorze bankowym psychopaci mogli doprowadzić niemalże do zrujnowania światowej gospodarki.

Autor niniejszej pracy, Clive Boddy, wcześniej naukowiec na Nottingham Trent University, uważa, że ​​przed jego teorią jeszcze długa droga do pełnego wyjaśnienia, w jaki sposób działania menedżerów wysokiego szczebla stały się katastrofalne w skutkach dla instytucji, w których pracowali, dla inwestorów, których reprezentowali, i dla całej gospodarki światowej.

Jeśli to prawda, oznacza to również, że astronomicznie drogie publiczne dofinansowywanie [tzw. bailouts] nie rozwiąże problemu, ponieważ wiele z tych moralnie upośledzonych osób, które spowodowały ten bałagan, prawdopodobnie pozostanie u władzy. Co gorsza, mogą to być ci sami ludzie, którzy doradzają teraz rządom w sprawie rozwiązania tego kryzysu.

Aby rozwiązać ten problem, musimy przyjrzeć się temu rzadkiemu i ciekawemu stanowi oraz ustalić dlaczego, jak wskazuje najnowsza historia przedsiębiorczości, wyniesiono na stanowiska wielkiej władzy i zaufania publicznego właśnie ten niewłaściwy typ ludzi.

Pozbawieni uczuć, ale nie szaleni.

Nie należy mylić psychopatii z chorobą psychiczną. Najlepiej opisuje to ‘Robert Hare”:http://www.hare.org/welcome/bio.html, światowej sławy ekspert i psycholog, jako „emocjonalną głuchotę” – biochemiczną niemożność doświadczania normalnego uczucia empatii w stosunku do innych ludzi.

To rekino-podobne skupienie się na własnych interesach oznacza, że ​​psychopaci często czują wyraźny dystans do innych ludzi, traktując ich bardziej jak owce, na których żerują, niż jak bliźnich, z którymi mogą wchodzić w relacje. Na przykład, psychopaci w więzieniu często wykorzystują sesje terapii grupowej nie dla procesu „uzdrawiania“, ale jako okazję do dowiedzenia się, jak symulować normalne ludzkie emocje.

Badania nad bliźniętami ujawniły, że psychopatia wykazuje silne podłoże genetyczne. Brak jest też możliwości skutecznego jej leczenia. Ostatnie badania wskazują na powiązanie tego zaburzenia z fizycznymi nieprawidłowościami w regionie ciała migdałowatego w mózgu.

Tylko mała część psychopatów staje się brutalnymi przestępcami, tak często portretowanymi w filmach. Większość po prostu stara wtopić się w otoczenie i ukryć różnice, w celu bardziej efektywnego manipulowania innymi. Ten przerażający stan istnieje od zarania ludzkości, tyleż w sposób marginalny, co społecznie pasożytniczy.

Chociaż psychopaci są często przedstawiani przez Hollywood jako błyskotliwie inteligentni, to hipotetyczna rasa Hannibala Lectera najprawdopodobniej by wyginęła, ponieważ brak im zdolności wzajemnego zaufania. Innymi słowy, rodzajowi ludzkiemu – stosunkowo słabym, powolnym, bezwłosym, tropikalnym naczelnym – udało się osiągnąć tak spektakularny sukces w każdym ekosystemie naszej planety nie dlatego, że jest zły, ale dlatego, że jest tak dobry.

Najbardziej niebezpieczny jeden procent

Ludzka zdolność do budowania kapitału społecznego oznacza, że ​​ludzie mogą współpracować i ufać sobie nawzajem. Możemy wiarygodnie przewidzieć zachowanie innych, nawet jeśli nigdy ich nie spotkaliśmy. Kapitał społeczny jest spoiwem, które utrzymuje razem nasze wspólnoty, złożone społeczeństwa, duże instytucje i gospodarkę. Jedyną super zdolnością posiadaną przez psychopatów jest ich bezwzględna umiejętność trwonienia kapitału społecznego, tworzonego przez innych.

Naukowcy uważają, że jeden procent ogólnej populacji jest psychopatyczny, co oznacza, że ​​ wśród normalnych obywateli Stanów Zjednoczonych żyją ponad trzy miliony moralnych potworów. Pojawiają się dowody, że częstotliwość ich występowania zwiększa się na wyższych szczeblach zarządzania nowoczesnymi przedsiębiorstwami. Nie jest to zaskoczeniem, ponieważ osobista bezwzględność i skupienie się na własnej sile są postrzegane w dużych korporacjach, notowanych w obrocie publicznym, jako silne aktywa (niektórzy autorzy uważają, że również same korporacje stały się psychopatyczne).

Jednak wizerunek i osiągnięcia to dwie różne rzeczy. Chociaż psychopaci są często pozornie uroczymi i doskonałymi autopromotorami, są oni również zazwyczaj okropnymi menedżerami, którzy znęcają się nad współpracownikami i tworzą chaos, aby ukryć swoje zachowanie.

W przypadku zatrudnienia na wyższych szczeblach, ich patologia oznacza również to, że ​​są biochemicznie niezdolni do wykonywania zadań, do których są prawnie zobowiązani: działania w dobrej wierze w imieniu i na rzecz innych ludzi. Sektor bankowy i korporacyjny opiera się na starożytnej zasadzie obowiązku powierniczego – prawnego obowiązku działania w najlepszym interesie tych, których pieniądze lub nieruchomości zostały ci powierzone. Zlecanie takich obowiązków psychopacie podobne jest do rekrutacji piromana do zawodu strażaka.

Szaleństwo mieszania psychopatii z zarządzaniem przedsiębiorstwami znalazło potwierdzenie w najnowszej historii. Pod koniec ostatniej dekady wiele instytucji bankowych, reprezentujących setki lat korporacyjnej stabilności finansowej, przestało istnieć w ciągu kilku krótkich miesięcy ze względu na lekkomyślne działania garstki osób – z których żadna nie została kiedykolwiek oskarżona o popełnienie przestępstwa.

I w tym jest właśnie sęk. Tak bezwzględnie jak tylko psychopaci bezwzględni być potrafią, ich patologia dyktuje, że w ostatecznym rozrachunku będą oni działać na szkodę organizacji i inwestorów, za których jak najlepszą reprezentację są tak hojnie wynagradzani.

Użyźnianie gruntu dla psychopatów: nowa kultura korporacyjna.

Jeśli ta teoria jest słuszna, to jak doszło do takiego kryzysu w ostatnich dziesięcioleciach? Boddy sugeruje, że korporacje zmieniły się ze stosunkowo stabilnych instytucji, w których psychopaci mieli trudności z ukryciem się, w organizacje wysoko płynne, gdzie jest im dużo łatwiej zniknąć w chaosie, jaki zostawiają po sobie.

„Całe korporacyjne otoczenie i środowisko pracy zmieniło się z takiego, które mogło trzymać w ryzach psychopatów, na takie, w którym mogą oni rozwijać się i awansować stosunkowo bezkarnie – pisze Boddy. – Dowodem tego jest coraz szybszy i zupełnie nieproporcjonalny w stosunku do najniższych dochodów wzrost poziomu wynagrodzeń i nagród na wyższych stopniach zarządzania oraz, nieskrępowany przez sumienie, rozwój kultury chciwości. Korporacyjni psychopaci są idealnie przystosowani do żerowania w takich warunkach środowiskowych, dlatego też gwałtownie wzrosły oszustwa, celowe wprowadzenia w błąd, chciwość i złe zachowanie, co doprowadziło do upadku wielu potężnych firm i kulminacji w postaci światowego kryzysu finansowego, w którym jesteśmy pogrążeni”.

Boddy nie ma nadziei, że obecna runda udzielania kosztownej pomocy rządowej ze środków publicznych rozwiąże problem. Jeśli rzeczywiście psychopaci zainstalowali się na górnych szczeblach władzy w świecie instytucji finansowych, ich genetycznie uwarunkowane niedobory dalej będą sprawiać, że ich chciwość pozostanie bezgraniczna. Będą oni nadal działać w aspołeczny i bezlitosny sposób, wzmacniany przez ich ogromne wpływy korporacyjne, dopóki instytucje, które reprezentują, a być może i cała światowa gospodarka, nie upadną. Oczywiście, istnieje pilna potrzeba prowadzenia dalszych badań naukowych w tej dziedzinie.

Boddy podsumowuje swoją ostatnią pracę tą ponurą prognozą:

„Pisząc już w 2005 roku, autor … przewidział, że wzrost liczby psychopatów w przedsiębiorstwach to przepis na korporacyjną i społeczną katastrofę. Ta katastrofa właśnie się wydarzyła i nadal się dzieje. W całym świecie zachodnim próbuje się niwelować objawy kryzysu finansowego. Jednak to leczenie objawów będzie miało niewielki skutek, ponieważ nie zwrócono się w kierunku głównej przyczyny. Ci sami korporacyjni psychopaci, którzy poprzez swoją egoistyczną zachłanność i chciwość prawdopodobnie spowodowali kryzys, doradzają teraz rządom, jak z tego kryzysu wyjść. Fakt, że wiąże się to z wypłacaniem sobie ogromnych premii, w samym środku trudności finansowych, z którymi borykają się miliony ludzi, jest symptomatyczne dla tego problemu. Ponadto, jeśli (teoria ta jest prawdziwa), to daleko nam do końca kryzysu. W rzeczywistości, jest to dopiero koniec początku. Być może bardziej niż kiedykolwiek świat potrzebuje teraz korporacyjnych liderów obdarzonych sumieniem… Środki do identyfikacji korporacyjnych psychopatów istnieją. Być może nadszedł czas, aby z nich skorzystać.”

Nadszedł czas na testy

W ostatnim zdaniu Boddy‘ego zawiera się jądro nadziei. Jeśli nasz świat stał się chaotyczny ze względu na wprowadzenie psychopatii do instytucji, wyobraźmy sobie, o ile lepiej mogłoby być, gdyby takie niebezpiecznie zaburzone osoby zostały wyłączone ze sfery władzy i wpływów.

Istnieje precedens postępowania w takich sytuacjach. Randomizowane testy w miejscu pracy na obecność narkotyków stały się normą w latach 80-tych. W tym czasie libertarianie w zakresie prawa cywilnego mocno się temu sprzeciwiali, podnosząc kwestię naruszania prawa do prywatności i ochrony danych osobowych. Jednak Sąd Najwyższy USA zdecydował w 1989 r., że takie badania były konstytucyjne, i teraz około 25 procent firm z listy Fortune 500 rutynowo wymaga od swoich pracowników poddania się takim testom.

Być może inwestorzy największych instytucji finansowych powinni wymagać, aby menedżerowie wyższego szczebla poddawali się ustalonym testom w celu zapewnienia, że nie są psychopatyczni. To nie jest kwestia wolności obywatelskich, gdyż istnieje już dobrze ugruntowany precedens, dotyczący testów w miejscu pracy na obecność narkotyków. Podobnie, nie jest to kwestia regulacji prawnych, ponieważ prywatni akcjonariusze mają prawo żądać, aby dyrektorzy udowodnili, że nie są biochemicznie upośledzeni i tym samym nie mogą wykonywać swoich obowiązków powierniczych w imieniu inwestorów. Jeśli korporacyjne rady nadzorcze zatrudniają psychopatów w zarządach, to nie wykonują nadzoru z należytą starannością i mogą zostać z tego tytułu pociągnięte do odpowiedzialności prawnej.

Spółki powinny również rozważyć możliwość wprowadzenie szczególnych przepisów dla pracowników-informatorów, demaskujących potencjalnych psychopatów w miejscu pracy. Badania przeprowadzone w 2010 roku przez Boddy‘ego wykazały, że korporacyjni psychopaci spowodowali ponad jedną czwartą wszystkich przypadków znęcania się w miejscu pracy, choć sami stanowili zaledwie jeden procent siły roboczej.

Poza tym, że ten proceder jest traumatyczny i poniżający dla pracowników, jest również kosztowny. Boddy obliczył, że prześladowanie pracowników przez korporacyjnych psychopatów kosztuje firmy w Wielkiej Brytanii ponad 3,5 miliarda funtów rocznie tytułem strat w wydajności pracy oraz spadku lojalności. Ekstrapolacja tych wyników na Stany Zjednoczone pokazuje, że ci dewianci są odpowiedzialni rocznie za ponad 35 milardów dolarów bezpośrednich strat firm z USA.

Politycy też?

A co z wybieranymi urzędnikami? W naszym społeczeństwie nie ma wyższych standardów zaufania, niż tych, których wymagamy od kandydujących na urząd publiczny. Od polityków prowadzących kampanię wyborczą oczekuje się poddania niemal absurdalnemu poziomowi kontroli ich życia prywatnego, charakteru i relacji osobistych. Może więc kandydaci powinni zacząć przedstawiać wyborcom zaświadczenie medyczne o zdolności do działania w interesie publicznym?

Być może protestujący pod hasłem „Okupuj Wall Street“ i domagający się kresu panowania „jednego procenta” nieświadomie dotknęli sedna sprawy. Nauka mówi nam, że 99% ludzi funkcjonuje prawidłowo na poziomie emocjonalnym. Jeden procent to psychopaci. Ignorujemy tę prawdę na naszą zgubę.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

A'propos w ogólności...

Dorcia wycięła/nie wycięla (cuda komputerowe się dzieją) mój komentarz spod jej tekstu Madziu, płakałaś
W komentarzu napisałam, co następuje:

“Wskaż mi jedno miejsce, w którym się z Tobą nie zgodziłam.

No pokaż takie! Nawet pisząc o teorii przywiązania i widząc póżniej Twój komentarz, podkreśliłam jego wagę, jako rozwinięcie kolejnych faz rozwoju wg tej teorii.
A Ty mi wyjeżdżasz z krojeniem, podcieraniem i posiadaniem, jako warunkami koniecznymi do wczucia się w zaistniałą sytuację?

Daruj, Mościa Pani – to jest żenada.”

Nie będę tego komentować. Szkoda klawiatury.
“Wypadaj więc stąd” – zastosuję się. A jakże.


Magio, spokojnie, niczego nie wycinałam!!!!!

A mnie akurat klawiatury nie szkoda dla innego człowieka.
Ale rób jak chcesz.
NIe wiem, dlaczego jesteś taka agresywna.


Ależ oczywiście, masz rację, Dorciu.

Z wyjątkiem agresji, choć to już i tak nie ma znaczenia. W końcu, jak wieść gminna niesie, zawsze jest tak, że kiedy ja ośmielam się z kimś na jakiś temat nie zgodzić, to znaczy że “fauluję” oraz “pociągam za sznurki”. Szczególnie wtedy, kiedy jedynym kryterium zasadności argumentów dla adwersarza staje się “posiadanie”.
“Posiadanie” jest słuszne oraz zgodne z “duchem” czasu. Od konta w banku, przez niczym nie popartą rację, aż po dziecko.

No, i tego się trzymaj. Na zawsze i zawsze.
Papatki.


Bo nie grasz fair.

Kwestię posiadania wyjaśniałam tyle razy, że nie mam zamiaru znów. TY jednak uczepiłaś się i robisz z tego swój oręż.

Z dygnięciem.


Doprawdy? To jest wyjaśnienie stanu "posiadania":

Posiadanie” nie jest warunkiem zrozumienia.
“Posiadanie” jest jednym z warunków obalenia teorii o cudzie macierzyństwa.

To dlaczego wcześniej napisałaś:

Wyjdę na starego pryka, ale porozmawiamy jak będziesz miała dzieci.

Brak konsekwencji, zauważenie własnych niedorzeczności czy też zamydlanie obrazu, żeby “zwolennicy” nie połapali się w czym rzecz?

Daruj, ale chyba nie wypada poważnej kobiecie oraz posiadającej dzieci nabijać licznik komentarzy u jakiejś baby, która na naukę się powołuje.
Ne spa?
Bierz przykład z pana Jerzego, jemu nauka w niczym nie przeszkadza. On jest wiedzący. Ty też podążasz tą świetlaną ścieżką Tak trzymaj!
I oczywiście, że “nie gram fair”. Każdemu, któremu nie przeszkadzają argumenty poparte jedynie swoimi “widzimisię”, tak będzie się to jawić.Tobie też. CBDO.


dziękuję

Co do wycinania, to dzisiaj ogólnie txt ma lagi i niektóre komentarze się pojawiają z opóźnieniem.


Pozwolisz,że to ja będę decydowała o tym, co mi wypada, a co nie

I swoim psom radź raczej którą ścieżką mają podążać. A teraz konsekwentnie przenieś się na mój blog jak chcesz ze mną rozmawiać, bo “nie wypada” pod tekstem adresowanym do Pino roztrząsać spraw, które Jej nie dotyczą.


Racja, Pino.

Choć to się dzieje nie tylko dzisiaj. Spytaj Gretchen.


Brawo Dorciu!

Zaraz przekażę Twoje zalecenia “moim psom”.

Faktycznie, w Twoim wykonaniu “posiadanie nie jest warunkiem zrozumienia”.
Zatem, skąd to parcie na kwestię posiadania dzieci w uznawaniu bądź nie cudzych argumentów? Ciekawe.

Czy to już dno? Czy może zaczniesz pukać w nie od spodu?
Voila! Skoro taka Twoja wola…


Możesz się pysznić swoją erudycją,

ale na zwykłe “przepraszam” to Cię nie stać. Ty to nazywasz argumentami: “Dorcia wycięła”, “pukaj od spodu”, “bierz przykład z Jerzego” ... ble, ble, ble.
A to zwykłe chamstwo jest, tylko zawoalowane.
Kończę już na amen, bo faktycznie za daleko zajdzie.

Dno się odmeldowuje.

PS: I nien zaglądaj do mnie, bardzo proszę. Dajmy już spokój.
Ktoś musi ustąpić – robię to ja. Dno.


A niby za co mam przepraszać?

Za co? Za to, że się z Tobą zgadzałam dopóki nie wjechałaś na mnie jak na jakąś [wstaw sobie co chcesz]?

Dorciu, tak to się możesz bawić ze swoimi podwładnymi, jeśli ci pozwolą. W domu i zagrodzie.
Zrozumiałaś?

Erudycja? Chyba pomyliłaś mnie z Yassą. :)

[edycja] Nie włażę tam, gdzie mnie obrażają. Śpij spokojnie i śnij o potędze… posiadania.


ech, dziewczyny

po co wasze swary głupie, wnet i tak zginiemy w zupie

Łobaczewskiego przeczytam, jak odzyskam prawo wstępu do biblioteki.


W kwestii dzieci, to je się rodzi, kocha, wychowuje, ale nie

posiada. W kwestii tych psychopatów, to nie są normalni ludzie i tak trzeba do tego podchodzić, nie można w obronie stosować ludzkich metod, resztę sobie dopowiedzcie.Osobiście interesuje mnie tylko i wyłącznie wierzchołek piramidy czy góry lodowej, zwał jak zwał, ale od kogoś ta psychoza się zaczęła.


Magio, bardzo dziękuję za miłe słowa mnie dotyczące,

ale najwyraźniej przeceniasz moją erudycję.

A jako, ze nie testosteron, a skromność zdobi młodzieńca, przeto muszę stanowczo zaprotestować: Dorcia w żadnym wypadku nie może nas pomylić!

Gdyby nie Ty, oraz cytowane przez Ciebie znakomitości, to nigdy nie dowiedzielibyśmy się, że „patriarchat został wymyślony przez psycholi z przerostem ego i testosteronu”.
Niedostępna także była by dla nas wiedza demaskująca istotę „poneryzacji(sic!) najróżniejszych instytucji i społeczeństw”.
Czyli to, że „psychopaci zawiązali spisek i prowadzą zrytualizowane masowe morderstwa na nie-psychopatach.”
Oraz, że stanowią bezpośrednie źródło obecnego, globalnego kryzysu finansowego.
Umknął by nam nawet, o zgrozo, fakt o kolosalnym dla nas wszystkich znaczeniu!
Ten na który wskazuje wielu wybitnych naukowców; cyt. „ same korporacje stały się psychopatyczne”.

Rozumiem wszystko, choć akurat tu mam pewne zastrzeżenia. I pełen pokory, świadomy własnej niedoskonałości, wnoszę małe votum separatum.

Wydaje mi się, że gdyby międzynarodowe korporacje kierowały się wyższymi uczuciami takimi, jak empatia czy miłość bliźniego, to nie byłyby korporacjami, a raczej organizacjami charytatywnymi.
Ale oczywiście mogę się mylić, to tylko śmiała hipoteza. Nie poparta dogłębniejszymi badaniami.

Sama więc widzisz, jak marnego sortu jest moja erudycja.
Nie, to co Twoja; solidnie udokumentowana obszerną bibliografią oraz opiniami światowej sławy autorytetów.

Pozdrawiam serdecznie

P.s.
A tak szczerze między nami – dla jasności, wybacz, że nie biorę sobie zbytnio do serca psychologicznych dywagacji doktora od marketingu, nawet, jeśli jest on wykładowcą prestiżowej Nottingham Business School.:))
Bo z całym szacunkiem dla nauki, nasz dr Mireks (Politechnika Poznańska) także lubi bałwanić na tematy o których nie ma bladego pojęcia.


Magio,

wszyscy ostatnio zrobili się tacy nastroszeni i drażliwi, więc żeby nie było, że znowu paskudnie się wyzłośliwiam, to pozwolę sobie, na kilka słów uzupełnienia poprzedniego komentarza…

Jak wiadomo, psycholodzy i psychiatrzy nie bardzo sobie radzą z jasną i jednoznaczną definicją psychopatii.
Większość przyjmuje, że nie jest to choroba psychiczna a jedynie socjopatyczne zaburzenie osobowości.

Jednocześnie od lat toczy się nieustanny spór, co jest jego genezą. Usiłuje się ustalić; co wpływa na powstanie osobowości dyssocjalnej; uwarunkowania genetyczne czy środowiskowe?
Niestety, bez większego powodzenia…

Aż tu nagle Pan Od Marketingu autorytatywnie obwieszcza światu, że według jego danych, psychopatię powodują wrodzone nieprawidłowości okolic ciała migdałowatego!
Abstrahując już od całego multum nonsensów zawartych w jego rozważaniach, konkluzja ich brzmi; aby wyeliminować potencjalne zagrożenia należy badać mózgi kandydatów na menedżerów!

Wobec tego prostego, ratującego rasę ludzką rozwiązania, przypomniał mi się słynny eksperyment z początku lat siedemdziesiątych. Przeprowadzony przez niekwestionowanego specjalistę. Psychologa z Uniwersytetu Stanforda – prof.Zimbardo, który starannie przebadanych wolontariuszy, z których żaden nie wykazywał odchyleń od normy, podzielił losowo na więźniów i strażników.

W trakcie doświadczenia okazało się, że nadzorujący zachowywali się niczym “psychopatyczni klawisze”; sadystycznie znęcając się nad kolegami pełniącymi rolę osadzonych.
Do tego stopnia wczuli się w rolę, że, jak zapewne wiesz, eksperyment musiano przerwać w trybie nagłym.

Osobie akceptującej to co dziś podaje Doktor Marketingowiec z Nottingham musi nasunąć się pytanie; jak to się stało, że postępowanie grupy kalifornijskiej młodzieży, wcześniej biegającej boso z kwiatami we włosach ,w ciągu paru dni tak diametralnie się zmieniło?
Czy aby na pewno przez rzekomo wrodzoną patologię mózgu?

Ciekawe, nie?

Pozdrawiam serdecznie


Przyznaję się do błędu.

[Tych, którym czytanie, czegoś więcej niż pismo obrazkowe, szkodzi uprasza się o oddalenie się do innych zajęć.]

Niniejszym odszczekuję swoją opinię o Yassowej erudycji. Lektura Jego komentarzy wpisanych pod tym tekstem nie pozostawia wątpliwości – pomyliłam się straszliwie. Mea magica culpa!

Bloger o nicku Yassa nie jest erudytą, lecz wydaje się być jednostką dla której ignorancja jest błogosławieństwem.

Bloger (blagier?) Yassa nie zna słów: ponerologia, poneryzacja, co zupełnie nie przeszkadza mu wypisywać za jednym z nich “sic!”, jako podkreślenia rzekomego błędu w zapisie.

Bloger (blagier?) Yassa nie ma pojęcia o zjawisku psychopatii, tak więc – z braku argumentów – ucieka się do personalnego ataku na autora opisanych w artykule badań (“Doktor Marketingowiec z Nottingham”).

Bloger (blagier?) Yassa nie tylko nie zadaje sobie trudu by przeczytać pełen tekst linkowanych publikacji Clive’a Boddy’ego, ale też nawet nie potrafi przeczytać ze zrozumieniem takiego oto fragmentu zamieszczonego artykułu:

“Badania nad bliźniętami ujawniły, że psychopatia wykazuje silne podłoże genetyczne. Brak jest też możliwości skutecznego jej leczenia. Ostatnie badania wskazują na powiązanie tego zaburzenia z fizycznymi nieprawidłowościami w regionie ciała migdałowatego w mózgu.”

Bloger (blagier?) Yassa nie przeczytał też nic o ciele migdałowatym, o jego budowie, połączeniach z innymi częściami mózgowia oraz funkcjach, co nie przeszkadza mu autorytatywnym tonem wygłosić idiotyzm w postaci następującego zdania:

Aż tu nagle Pan Od Marketingu autorytatywnie obwieszcza światu, że według jego danych, psychopatię powodują wrodzone nieprawidłowości okolic ciała migdałowatego!

Oooo! Bardzo trudnym musi być zauważenie, że w wyżej cytowanym fragmencie artykułu jest mowa TYLKO o tym, że takie badania zastały przeprowadzone a ich wyniki wskazują na taki związek.

No, ale po co czytać ze zrozumieniem i drobiną dobrej woli? Po co zadawać sobie trud poszukania takich badań? Czyż nie lepiej poszczekać niczym łańcuchowy burek?

Tymczasem np. badania Dr Yaling Yang, PhD, Dr Adrian Raine, DPhil, Dr Katherine L. Narr, PhD, Dr Patrick Colletti, MD, and Dr Arthur W. Toga, PhD jednoznacznie wskazują na taki związek:

Results
Individuals with psychopathy showed significant bilateral volume reductions in the amygdala compared with controls (left, 17.1%; right, 18.9%). Surface deformations were localized in regions in the approximate vicinity of the basolateral, lateral, cortical, and central nuclei of the amygdala. Significant correlations were found between reduced amygdala volumes and increased total and facet psychopathy scores, with correlations strongest for the affective and interpersonal facets of psychopathy.
Conclusions
Results provide the first evidence, to our knowledge, of focal amygdala abnormalities in psychopathic individuals and corroborate findings from previous l*esion studies*. Findings support prior hypotheses of amygdala deficits in individuals with psychopathy and indicate that amygdala abnormalities contribute to emotional and behavioral symptoms of psychopathy.

Ach! Jakież to inne badania zmian w mózgowiu mogą wskazywać na powiązania patologii fizycznej z patologią psychiczną – psychopatią?
Dla przykładu badania Michael Koenigs, Michael Kruepke and Joseph P. Newman,
łączą fizyczne zmiany w obrębie brzuszno-przyśrodkowej kory przedczołowej z zachowaniami psychopatycznymi ale też robią to badając zachowania dotykające sfery ekonomicznej ludzkiej działalności. No skandal! Prawda? Jakże można łączyć jedno z drugim?
Ano można. I to na dwa sposoby.

Po pierwsze istnieje bezpośredni związek związek między funkcjonowaniem obszaru brzuszno-przyśrodkowej kory przedczołowej a funkcjonowaniem ciała migdałowatego. Związek ten opisują jeszcze dokładniej (bo nie są jedyne, podaję najnowsze) “badania Decety J, Michalska KJ.”: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20977559, w których wynikach, jak wół stoi, że:

Results demonstrate monotonic age-related changes in the amygdala, supplementary motor area, and posterior insula when participants were exposed to painful situations that were accidentally caused. When participants observed painful situations intentionally inflicted by another individual, age-related changes were detected in the dorsolateral prefrontal and ventromedial prefrontal cortex, with a gradual shift in that latter region from its medial to its lateral portion. This pattern of activation reflects a change from a visceral emotional response critical for the analysis of the affective significance of stimuli to a more evaluative function. Further, these data provide evidence for partially distinct neural mechanisms subserving empathy and sympathy, and demonstrate the usefulness of a developmental neurobiological approach to the new emerging area of moral neuroscience.

No kurcze! Kolejny skandal! Nie dość, że ośmielono się łączyć różne części mózgowia z zachowaniami psychopatycznymi, to jeszcze piszą o empatii i współczuciu?! Koszmar!
Jednak czyż podstawowymi cechami psychopatów nie są przypadkiem: brak empatii, współczucia, zanik reakcji lękowych, brak kontroli zachowań negatywnych społecznie, czy też zdolność do podejmowania nadmiernego ryzyka Są? Fatalnie! [Rozpoznanie, które to obszary mózgowia wymieniowe w cytowanych badaniach odpowiadają za regulację danej funkcji psychicznej, pozostawiam blogerowi (blagierowi?) Yassie.] Co gorsza, są to również cechy tak bardzo pożądane w korporacyjnych kadrach.

No, to mamy kolejny skandal! (Oraz drugi sposób spojrzenia na omawianą tematykę.) Bo czyż na takie cechy nie wskazuje właśnie „Pan Od Marketingu“, czyli Clive Boddy, w swoich badaniach?

Niewątpliwie absolutną żenadą jest fakt, że badania „Doktora Marketingowca z Nottingham“ są spójne z tymi, które ostatnio opublikowali Paul Babiak Ph.D., Craig S. Neumann Ph.D, Robert D. Hare Ph.D.
Spójne, ale nie identyczne. „Doktor od Marketingu“ jest bardzo ostrożny, być może dlatego, że brak mu doświadczenia, dlatego ocenia populację psychopatów wśród “liderów biznesu” na 1%. Babiak, Hare i Neumann siedzą w tym temacie od dziesiątek lat. Ich badania wskazują na wielokrotnie większy odsetek psychopatów zainstalowanych w wielkim biznesie. I jeszcze ośmielają się wrzucać już do tytułu swojej pracy “korporacyjną psychopatię”
Masakra!

Ale nic to! Yassa, który z różnych eksperymentów i badań psychologicznych zdołał zapamiętać tylko hasło “Zimbardo”; który nie odróżnia psychopatii prawdziwej od funkcjonalnej; który nie ma pojęcia o budowie, funkcjach i funkcjonalnych powiązaniach różnych części ludzkiego mózgowia, a nadto brzydzi się “solidnie udokumentowana obszerną bibliografią”, wie lepiej czym jest psychopatia, psychopaci oraz to, że korporacje nie mają nic wspólnego z zachowaniami psychopatycznymi, Wie, jak na ignoranta przystało.
I świetnie. W końcu – ignorancja to błogosławieństwo. Dla blogera (blagiera?) Yassy chyba szczególne.
Pozwala mu to bowiem bredzić na dowolnie wybrany temat.

No cóż, ja jestem upośledzona. Nie dość, że z pewnością nie byłabym zdolna do wyprodukowania wiekopomnego dzieła pt. “kocha, lubi, szanuje”, to jeszcze nie wypowiadam się na temat rachunku różniczkowego, niemieckiej literatury gotyckiej, sztuki kurpiowskiej, prawodawstwa w carskiej Rosji, hutnictwa stali, supernowych, poezji Szymborskiej i miliona innych rzeczy.
Ot, błogosławieństwo wypisywania “prawd objawionych“ na każdy temat mnie ominęło! A fe! Mea magica culpa!


Pino

Jeśli mogę coś zasugerować, to zostaw sobie Łobaczewskiego na koniec. To najtrudniejsza pozycja. Pełna specjalistycznych pojęć, w których kompletny laik będzie się gubił.
Jeśli zechcesz, zacznij czytać od:
Robert Hare – “Psychopaci są wśród nas”
Robert Hare, Paul Babiak – “Węże w garniturach: Gdy psychopaci idą do pracy”
Są łatwiejsze w lekturze. Napisane bardzo przystępnym językiem, dla szerokiego grona odbiorców.
Łobaczewskiego zostaw na “deser”, jak wisienkę na torcie.

ps. Trzymam kciuki za pomyślność dalszych egzaminów i zaliczeń w sesji.
Wszystkiego dobrego i… trzymaj się ciepło. :)


Dziękuję

Nawet to mają, chociaż na razie wypożyczone.


Addendum: @Yassa

Ignorancji ciąg dalszy:

Usiłuje się ustalić; co wpływa na powstanie osobowości dyssocjalnej; uwarunkowania genetyczne czy środowiskowe?
Niestety, bez większego powodzenia…

Bez powodzenia jedynie dla tych, co to “pochylają się z troską” nad psychopatycznymi “wewnątrzgatunkowymi drapieżcami” typu Ted Bundy czy, ostatnio, Anders Breivik; dla tych, którzy nazywanie rzeczy po imieniu usiłują zasłonić eufemizmami typu “osobowość dyssocjalna”.

Kilkudziesięcioletnie badania Cleckleya, Harego, Babiaka czy śp. Łobaczewskiego nie wykazują żadnych związków przyczynowych między psychopatią prawdziwą a wpływami środowiskowymi. Ba! Nie ma nawet mowy o żadnej korelacji. [Jest 50/50, o czym można przeczytać, zakładając, że ktoś przedkłada czytanie i uczenie się nad szczekanie.]
No, ale cóż – zaprzeczanie ich badaniom ma też swoje przyczyny (o czym pisze m.in. Łobaczewski). Inne niż tylko demonstracyjne obnoszenie się z własną niewiedzą.

No, “i to by było na tyle” – jak mawiał pewien klasyk.

Dziękuję TXT za gościnę a jego Czytelnikom za cierpliwość w czytaniu zamieszczanych na moim blogu “nonsensów”. Cześć!


Magio, nie wygłupiaj się z tym cześć. O co chodzi?

Jeśli o mnie, to może jestem trochę złośliwy, ale tylko trochę... nie ma się czym przejmować.
Jest sens musi być i nonsens – jakby to powiedziął Dżordż.

Ale do rzeczy;

Dziękuję Ci pięknie, po przeczytaniu tylu komplementów moja ignorancja poczuła się przepysznie.
Lecz nie myśl, ze pozwoli Ci to na wciągnięcie mnie w jałowy spór o didaskalia.

Jeśli chodzi o koronny dowód mojej ignorancji to akurat tu się mylisz. Mimo, że termin „poneryzacja” nie jest u nas w tak powszechnym użyciu, jak w Tyńcu, to zanim go roztropnie usunęłaś, załapałem, o co biega.:)

Co zaś tyczy reszty, to masz absolutną rację. W tych sprawach jestem dyletantem.
Mimo młodzieńczej fascynacji pracami profesorów Kępińskiego i Dąbrowskiego niewiele pamiętam.
Niewiele, to nie znaczy nic.

Pamiętam, że nie tylko w pracach popularno-naukowych ich wywody były formułowane precyzyjnie, logicznie i w miarę zrozumiale.

Nie musieli infantylnie obrazować przedmiotu swoich zainteresowań i badań Hannibalem Lecterem.
No, ale cóż, signum temporis; jak widać nauka również trudno opiera się fali hochsztaplerstwa.:)

Nie jest żadną wiedzą tajemną, że funkcjonowanie w instytucjach opartych na porządku hierarchicznym (administracja, wojsko, korporacje) wymaga odpowiednich predyspozycji psychicznych.
A jeśli ich brak, to pomocny okazuje się człowieczy mechanizm adaptacyjny.

Fiodor Dostojewski ujął to tak, cyt: „ władza to nałóg, w niej nawet najpoczciwszy człowiek ordynarnieje do stanu dzikiej bestii. Dla jego umysłu stają się wówczas słodkie najbardziej wyuzdane zjawiska.”
I te właśnie obserwacje dyletanta Dostojewskiego empirycznie potwierdził prof. Zimbardo.
Czyż nie stoją one w oczywistej w sprzeczności z postulatem badań kandydatów na menedżerów?

Pozdrawiam serdecznie

P.s.
A tak przy okazji; wśród powodzi słów odnoszących się do mojej osoby, umknęła mi wzmianka o pozamarketingowych kwalifikacjach pana dr Boddy’ego.:)


i co?

nico! Oddajta mi mojego komcia!


Yasso/Houston

Mamy problem.
Coś poprzestawiałam przed wylogowaniem się. Dostałam pocztą Twój komentarz i natychmiast chciałam go “zaakceptować”. Klikałam w to, co mi “TXT” nakazało i nic. Nie wiem, jak to zrobić, żeby się pokazał.

[Edycja] Klikałam chyba we wszystko, co możliwe. Bez rezultatu. Wysłałam maila do Sergiusza. Pardą, Maszyny.
Jeśli Twój komentarz się tu ujawni to będzie zasługa Maszyny.

Tymczasem – dobrej nocy.


Hmm..

Maszyna TXT trochę wątpi czy funkcja moderacji komentarzy dostępna w każdym blogu w ogóle działa. Chyba działa tylko w jedną stronę – zapisuje komentarze jako schowane i wysyła e-mailem do gospodarza bloga, ale żeby je opublikować, trzeba pisać do Sergiusza, a on wtedy do Maszyny TXT. No trochę na około robota, zwłaszcza, że Sergiusz zagląda obecnie raz albo dwa w tygodniu, więc czasem można/trzeba poczekać. Lepiej tej moderacji nie włączać, chyba że ktoś bardzo chce. Dwa schowane komentarze p. Yassy już opublikowane na życzenie.


Wyjaśnijmy przede wszystkim jedno, Yasso

We wszystkich “nonsensownych” artykułach odnoszących się do zjawiska psychopatii, które zamieściłam na swoim blogu, mowa jest o psychopatii prawdziwej (pierwotnej, wg klasyfikacji Cleckleya). Ty zaś, z jakimś przedziwnym uporem, nie przyjmujesz tego do wiadomości i opowiadasz o psychopatii funkcjonalnej (wtórnej, wg klasyfikacji Cleckleya).
Jedna z drugą ma kilka cech wspólnych, natomiast różnica zasadnicza sprowadza się do tego, że psychopaci wtórni mają wyrzuty sumienia, nie jest im obce poczucie winy i, po ustaniu warunków zewnętrznych sprzyjających ujawnieniu mrocznej części ich natury, mogą funkcjonować w miarę normalnie. W tej, i tylko tej, kategorii można ewentualnie rozpatrywać cytat z Dostojewskiego, eksperyment Zimbardo czy prace prof. Kępińskiego (prac Dąbrowskiego nie znam).
Czy jest to w końcu zrozumiałe?

W ramach tej ewentualności, pozwolę sobie na kilka słów komentarza odnośnie pracy „Psychopatie“ prof. Kępińskiego. Niewątpliwie jego wywód jest, jak to napisałeś, „precyzyjny i logiczny”. Jednakże, nie ma nic wspólnego z rozpatrywaniem zagadnienia psychopatii prawdziwej. Przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, że kiedy Cleckley wydawał swoją przełomową pracę o psychopatii pt.„Mask od Sanity“ (Maska zdrowego rozsądku), to Kępiński siedział w Hiszpanii w obozie koncentracyjnym. Znajdował się więc w określonym, okrutnym dla niesamowicie wrażliwego i pełnego empatii człowieka, jakim dla mnie Kępiński był, otoczeniu. Nieporozumieniem byłoby twierdzenie, że te koszmarne doświadczenia nie pozostały bez wpływu na jego późniejsze życie i prace.
Jednakże, trzeba również pamiętać o podłożu filozoficznym, które jest obecne w całej jego działalności jako człowieka i lekarza, w jego publikacjach. Jest w nich fenomenologia, dojrzały i piękny humanizm, hermeneutyka, a nade wszystko głębokie zakorzenienie w filozofii chrześcijańskiej (w każdym jest dobro, każdy ma duszę, każdy może się zmienić by czynić dobro, itd). I tu tkwi sedno jego rozważań nad psychopatią. Funkcjonalną! Wtórną! Ale NIE nad pierwotną, prawdziwą.

Różnice pojawiają się już na etapie formułowania definicji psychopatii. Kępiński uważa ją za rodzaj „cierpienia“, wychodząc od etymologii samego słowa, w czym jest zgodny np. z Kurtem Schneiderem. Uważa, że psychopata zarówno zadaje cierpienie jak i sam cierpi (w psychopatii pierwotnej coś takiego nie ma miejsca). Uważa, że w zasadzie KAŻDY typ osobowości, który „kostnieje“ tracąc zdolność do zmiany „własnych utrwalonych struktur czynnościowych“, można uznać za psychopatię. Czyli, w jego przekonaniu psychopatia ma charakter ilościowy a nie jakościowy (co jest sprzeczne z ustaleniami na temat psychopatii prawdziwej). Zastanawia się nad możliwościami modelowania/zmiany osobowości człowieka (co, w przypadku p.pierwotnej jest – póki co – niemożliwe). Itd. Itp.
Zresztą sam prof. Kępiński napisał, że jego rozważania w tej materii są wysoce hipotetyczne a sama książka jest przede wszystkim próbą sformułowania „typologii charakteru narodowego Polaków“, co – łagodnie mówiąc i nie ujmując wagi przemyśleniom prof. Kępińskiego – ma niewiele wspólnego z klasyfikacją psychopatii znaną w psychologii i psychiatrii.

Jeśli chodzi o kwestie pomniejsze, to zaznaczę jedynie (retorycznie):
1) Dalej plączesz słowa autora artykułu (Andersona) ze słowami autora badań (Boddy’ego). Ostatnio pisząc jakieś brednie o Lecterze. Czy oddzielenie jednych wypowiedzi od drugich jest naprawdę takie trudne? Czy też robisz to po prostu z bezmyślnej złośliwości?

2) Nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi, kiedy piszesz, że usunęłam słowo „poneryzacja“? Skąd? Na pewno nie z tekstu, bo nigdy go tam nie było. Spośród innych wytłuszczonych przez Ciebie cytowań mogłam zidentyfikować tylko pierwszy, który zamieściłam pod notką NJN i podtrzymuję (dlaczego? tu musiałabym znowu podać bibliografię, a to szkodliwe jest podobno). Skąd wziąłeś dwa następne, to pojęcia nie mam i, prawdą mówiąc, nawet nie chcę wiedzieć.

3) Umknęła Ci „wzmianka o pozamarketingowych kwalifikacjach pana dr Boddy’ego“? Jaka wzmianka? Czyja? Gdzie? O czym Ty opowiadasz?

4) Moje „cześć“ nie ma nic wspólnego z Twoimi komentarzami. Nie pochlebiaj sobie. :) Po prostu moje zainteresowania, lektury, itd. nie pasują do „profilu“ tego miejsca. Na dodatek, ktoś mógłby mnie uznać za psychopatę, któremu sprawia radość zadawanie cierpienia Czytelnikom poprzez zamieszczanie nonsensownych tekstów, prawda? Już zresztą pojawiło się, tu i ówdzie, „emocjonalne rozedrganie“ czy inny dysonans poznawczy. Wydaje się, że samo umieszczenie w tagach słowa „nauka“ może wywoływać alergie, zaś podawanie bibliografii – egzemę. Albo odwrotnie.. I na co komu taki bałagan i zgryzota?


Sergiuszu i Maszyno.

Dziękuję za pomoc. Obiecuję, że już nie będę grzebać w ustawieniach.

Pozdrawiam.


Magio, dziękuję interesujący komentarz.

Najpierw uwaga natury ogólniejszej.
Jak pewnie zauważyłaś TXT jest ogólnodostępnym portalem społecznościowym, a nie hermetycznym forum ekspertów.

Dlatego nie jestem przekonany czy adresatce Twojego komentarza znane było pojęcie „poneryzacji”.:))
Wydaje mi się, że zamiast od razu się zwijać, wystarczyłoby tylko nieco spuścić z tonu.
Zmienić formę na bardziej przyswajalną i nie traktować wszystkich jak idiotów.

Pod moją notką o Traviacie Verdiego, napisanej w wykpionym przez Ciebie stylu, pojawiło się kilkadziesiąt bardzo ciekawych wypowiedzi.

Co do konkretu…
W recenzji pracy marketingowca dokonanej przez ekonomistę uderzyło mnie ich naiwne przeświadczenie, że profilaktyczne przebadanie ciała migdałowatego przyszłych pracowników korporacji ( które z natury kierują się określonymi zasadami) zdemontuje istotę tych instytucji.

Eksperyment Zimbardy wykazał zupełnie co innego…
Pokazał, że fotelu prezesa coca Cola Company nawet Matka Teresa nie byłaby tą samą Matką Teresą, którą znaliśmy i szanowaliśmy.
I nijak do tego miałyby się okolice jej ciała migdałowatego.

Za niebezpieczny zaś uznałem postulat wprzęgnięcia do tego prawa.
Czyli eliminowanie z jego pomocą zjawiska, które nie zostało nawet do końca zdefiniowane. To, jak godzenie ognia z wodą…

Znasz przecież przypadki, w których psychiatria w tandemie z prawem stanowiła wyjątkową mieszankę?
Schizofrenię bezobjawowową – dziwnym trafem zawsze diagnozowano u kontestatorów systemu.
A przecież chorobę tę odkrył i opisał, nie marketingowiec czy ekonomista, a uczony – światowej sławy psychiatra prof. A. Śnieżniewski.

Między innymi z tego powodu do odkryć nauki, z których korzystać ma państwowy aparat przymusu odnoszę się z daleko idącym sceptycyzmem.

Pozdrawiam serdecznie


Nihil novi, czyli ciąg dalszy niedorzeczności nastąpił

Piszesz, Yasso, że powinnam “spuścić z tonu”, “zmienić formę na bardziej przyswajalną i nie traktować wszystkich jak idiotów”, bo to nie jest “hermetyczne forum ekspertów”?

A czy to Ty przypadkiem nie obśmiewałeś autora badań, za to że nie jest ekspertem tylko jakimś “Doktorem Marketingowcem”? Czy to przypadkiem nie Ty kpiłeś z prostej formy tego artykułu pisząc:

“Nie musieli infantylnie obrazować przedmiotu swoich zainteresowań i badań Hannibalem Lecterem.
No, ale cóż, signum temporis; jak widać nauka również trudno opiera się fali hochsztaplerstwa.:)”

Jeśli chodzi o “hochsztaplerstwo” i “traktowanie ludzi, jak idiotów”, to może czas, żebyś spojrzał w lustro, Yasso?
Ataki ad personam na autora badań, przekręcanie sensu zdań artykułu, wprowadzanie coraz to nowych wątków (np. Zimbardo, Dostojewski, Kępiński), które nijak się mają do tematu artykułu, to zdaje się Twój modus operandi, nie?
Jeśli w odpowiedzi piszę Ci, że podane przez Ciebie przykłady nie dotyczą tematu w ogóle a psychopatii prawdziwej w szczególe, Ty puszczasz to mimo uszu i wyjeżdżasz (dla odmiany :) ze schizofrenią bezobjawową.
Kiedy wykazuję Ci, w odpowiedzi na Twoje pozbawione podstaw i pełne głupiej złośliwości uwagi, że patologie w obszarze ciała migdałowatego mają jednak związek z zachowaniami psychopatycznymi, Ty znowu smarujesz z godną podziwu wytrwałością:

W recenzji pracy marketingowca dokonanej przez ekonomistę uderzyło mnie ich naiwne przeświadczenie, że profilaktyczne przebadanie ciała migdałowatego przyszłych pracowników korporacji ( które z natury kierują się określonymi zasadami) zdemontuje istotę tych instytucji.

Tymczasem, gdyby występowała u Ciebie choć odrobina dobrej woli a nie jedynie chęć skopania mnie po kostkach w ramach solidarności z “uciśnioną” koleżanką, to może dałbyś radę odpalić link, który został zamieszczony w tym zdaniu artykułu:

“Być może inwestorzy największych instytucji finansowych powinni wymagać, aby menedżerowie wyższego szczebla poddawali się ustalonym testom w celu zapewnienia, że nie są psychopatyczni.”

i dowiedzieć się, że “Psychopathy Checklist” nie ma nic wspólnego z badaniem ciała migdałowatego.
Nie zrobiłeś tego, ale dalej wypisujesz radośnie swoje złośliwe brednie. Sprawia Ci to przyjemność? Na zdrowie.

Aż strach się bać, co mogłoby się znaleźć w Twoich komentarzach, gdyby zaprezentowany przeze mnie artykuł był bardziej “hermetyczny” i “ekspertcki”.

I o czym tu rozmawiać? O tym, kto kogo “kocha, lubi, szanuje”?
Przepraszam, nie mam na to czasu. Kwestia priorytetów i zainteresowań, różnych u różnych ludzi (co jest dobre i piękne, jak mawia Pino). Wracam do czytania “nonsensownych” książek, “nonsensownych” prac naukowych, tłumaczenia “nonsensownych” artykułów i rozmów z ludźmi, którzy interesują się podobnymi “nonsensami”.
Taka już jestem ułomna – lubię się uczyć, wciąż poznawać nowe rzeczy i na dodatek staram się robić to z umysłem “otwartym, jak spadochron” i bez klapek na oczach.
Oj, ciężka to przypadłość i dziwaczne hobby. Mea magica culpa!

Cześć!


yassa

Teraz wiesz, jak się czuje biedny Mireks, kiedy się z niego natrząsasz.


Pino

Obawiam się, że nieco przestrzeliłaś. Chyba, że Mireks czuje się dobrze, kiedy bez żadnego wysiłku (niestety) może wypunktować niedorzeczności, które z coraz większą częstotliwością (niestety), wypisuje Yassa.

Uprasza się o dalsze niekomentowanie komentowanych komentarzy.
Kubełek z empatią skradziono podstępnie? Nie? To proszę mi nie przeszkadzać w pójściu precz.


Off Topic, info dla Pino

W nawiązaniu do komentarza oraz fajnej rozmowy, za którą dziękuję :), zapodaję lekturę wartą przeczytania. Nie odnosi się ona tylko do ST (tu raczej ciężko będzie się doczekać jakiejś nowej, sensownej a krytycznej, publikacji po polsku; o tempora, o mores!). Książkę (wydaną po polsku i łatwo przyswajalną), której tematem jest krytyczna analiza tekstów NT napisał Bart D. Ehrman, a nosi ona tytuł “Przeinaczanie Jezusa: Kto i dlaczego zmieniał Biblię”.

Z rzeczy starszych, ale też napisanych przez znawców tematu, wydanych po polsku (chyba przez pomyłkę :) oraz dotyczących krytyki tekstów ST, mogę polecić książkę duetu Israel Finkelstein & Neil Asher Silberman, zatytułowaną: “Dawid i Salomon”.

(O ile mi wiadomo, obie w/w pozycje są jeszcze dostępne w sprzedaży i nie trzeba za nie płacić jakiejś “chorej” ceny. Pierwsza była ostatnio nawet “w promocji”. ;)

Dużo lepsza jest inna książka tego samego duetu, pt. The Bible Unearthed: Archaeology’s New Vision of Ancient Israel and the Origin of Its Sacred Texts, jednak o wydaniu jej po polsku można tylko pomarzyć. Chyba zgodnie z zasadą “Liga broni, liga radzi, liga nigdy was nie zdradzi!” :P

Jeśli przyszłaby Ci kiedyś ochota, Pino, by zmierzyć się z fantastyczną (IMO) monografią Russella Gmirkina Berossus And Genesis, Manetho And Exodus: Hellenistic Histories And the Date of the Pentateuch, o której gadałyśmy, to uprzejmie służę pożyczką.

Więcej grzechów nie pamiętam i… żadnego nie żałuję. :)


Dziękuję

Nie odpisuj, tylko pracuj #kubełek

Przy okazji, info dla świata niezłożonego z ekspertów: nie ukrywam, że kiedyś różne teorie Magii wydawały mi się karkołomne, ale niektóre z linków, które wrzuca (z dziedziny, którą mogę zweryfikować) są bardzo interesujące. A ja będę mieć kiedyś dyplom UJotu, więc wiecie. #sarkazm

Ehrmana chętnie przeczytam po feriach, co do Gmirkina, pff, zobaczymy w maju, czy ja w ogóle jestem w stanie zdać egzamin z angielskiego na B2.

:)


Magio, sorki, słówko w trybie sprostowania…

Wszystko, co napisałem ściśle odnosiło się do artykuły, który już w tytule nawoływał do wprowadzenia testów eliminujących z korporacji psychopatów.
Starałem się wykazać, jaki to absurd.

Co do wrodzonych patologii bliskich rejonów ciałka migdałowatego mózgu, to ze zrozumiałych względów się nie wypowiadałem.
Nie jestem aż takim specem od marketingu i ekonomi, żeby się i na tym znać.

Natomiast jestem, co zresztą zauważyłaś, erudytą, więc dużo frajdy dostarczyła mi lektura entuzjastycznej recenzji prac kontynuatora myśli prof. Lombroso.*
Sękju…

Pozdrawiam serdecznie

  • Cezary Lombroso – włoski psychiatra. Twórca teorii mówiącej, że skłonności przestępcze są determinowane genetycznie. Opierając się na badaniach antropometrycznych czaszek sporządził portret urodzonego zbrodniarza.

A wyglądał on – pozostając w epoce – mniej więcej tak:
darmowy hosting obrazków
Niedoskonałość tej koncepcji polegała na tym, że podobizna Henri Landru, największego psychopatycznego mordercy jego czasów, była absolutnym przeciwieństwem autoportretu niderlandzkiego postimpresjonisty – skądinąd neurastenika.:))


Pino,

mnie nie tylko “kiedyś (niektóre) teorie Magii wydawały się (nieco) karkołomne”, niemniej zawsze doceniałem pracę jaką wkładała w ich tworzenie.

Tym razem zjawiłem się wyraźne sprowokowany, więc, jako gangsta-erudita.:))
Lecz elegancko: może z niezbyt udanym monidłem, ale z jaką piosnką!

Natural born killers; waiting for the miracle

Pa!


...


Pino

#doublefacepalm


Ale to jednak miłe,

że trafiła wreszcie kossa na kamień.

#zlyczlowiekdobrybazant


raczej pitbull na dobermana

#wszystkiekotynaszesa


Yasso

Wszystkie kończyny, człowiekowi bez urazu na rozumie, opadają kiedy czyta Twoje kolejne elukubracje.

Ty masz chyba (i nie Ty jeden) problem z konfrontacją z informacjami, które nie zgadzają się z wcześniej przez Ciebie przyjętą, jako słuszną, “piękną i dobrą” ontologią. Utworzona przez Ciebie “struktura rzeczywistości” nie dopuszcza innych opinii, poglądów i twierdzeń, niż te z którymi, na jakimś etapie, postanowiłeś się utożsamić. Przyjąć je za “swoje”. Stąd chyba te głupowate, pozbawione podstaw ataki na każdego autora, który ośmiela się mieć inne poglądy, podawać inne rozwiązania niż te, które Ty uznajesz za słuszne, efektywne, dobre.
Ogólnie można to chyba określić jako mało komfortowy stan dysonansu poznawczego, w jaki wprawiają Cię różne wypowiedzi. Broniąc się przed informacjami, które stoją w sprzeczności z Twoją ontologią, wypisujesz kolejne niedorzeczności.
To normalne. Do pewnego stopnia.

W akcie desperacji, co przyznaję otwarcie, zapodam Ci kilka zdań ze wstępu wielce wymownej i raczej aktualnej do dziś publikacji Henri Poincaré [1] z 1908 roku, pt. Wartość nauki. (wytłuszczenia moje, co oczywiste)

Poszukiwanie prawdy winno być naszym celem; jest to jedyny godny jej cel. [...] Prawda wszelako przeraża nas niekiedy. [...] Wiemy też, jak często prawda bywa okrutna, i samych siebie zapytujemy czy złudzenie raczej nie pocieszy i nie umocni nas bardziej; ono to bowiem wlewa w nas ufność. Jeżeli zniknie kiedyś, czy pozostanie nam jakaś nadzieja, czy nie opuści nas odwaga czynu? Takoż koń do maneżu zaprzężony niechybnie odmówiłby nam posłuszeństwa, gdybyśmy mu przezornie oczu nie zawiązali. [...]”

I takim oto koniem, ograniczonym do “brykania” na określonym obszarze i w określony sposób (bo z klapkami na oczach) się jawisz. Wszystko, co poza “ujeżdżalnię” wychodzi, to wróg Twój i nieprzyjaciel serdeczny. “Poszukiwanie Prawdy” jest Ci obce, bo Ty już znalazłeś “swoją prawdę”, i żeby przedstawiono Ci tu milion dowodów na niesłuszność “Twojej prawdy”, Ty i tak wynajdziesz “milion i jeden wykręt” by nową informację od siebie odrzucić.

Oczywiście nie dotyczy to tylko Ciebie. Na TXT jest przynajmniej trzech innych blogerów, którzy prezentują dokładnie ten sam sposób reagowania na informacje sprzeczne z ich dotychczasową “strukturą rzeczywistości”, choć w nieco innych dziedzinach. Tu o mechanizm chodzi. Mechanizm kognitywnego i osobowościowego “kostnienia”, o którym tak wiele pisał prof. Kępiński.
Czy brak osamotnienia w pełnym ufności życiu złudzeniami jest w takim wypadku pocieszający?
______________
[1] Dlaczego wybrałam Henri Poincaré? Dlatego, że był on z zawodu inżynierem górnictwa. Jednak w annałach nauki zapisał się jako matematyk i fizyk teoretyczny, astronom oraz filozof nauki. [To przytyk do yassowych wycieczek ad personam wobec autora badań wymienionych w tym artykule oraz autora artykułu.]


no cóż

yassa jest prawnikiem, a tu się uparł o rachunku różniczkowym i sztuce kurpiowskiej…

P.S. Może podkreśl to, co mi mówiłaś by phone, że to, czego on się czepia, czyli te testy, to raczej pobożne życzenie?


Pino

Przy okazji, info dla świata niezłożonego z ekspertów: nie ukrywam, że kiedyś różne teorie Magii wydawały mi się karkołomne [...]

O ile nie mam totalnej sklery, to przedstawiłam jedną, jedyną pseudo-własną teorię, która okazała się totalnym idiotyzmem. Była ona zgodna z moją ówczesną “ontologią”, z moją ówczesną “strukturą rzeczywistości”, opartą, co nie ukrywam, na dezinformacji MSM. Na szczęście obudziłam się w miarę szybko i sama siebie nazwałam w tej materii idiotką, jeszcze zanim TXT zamknęło swoje podwoje.
Myślę, że na tym właśnie polega różnica między mną a innymi lokalnymi blogerami, którzy nie są w stanie przezwyciężyć dysonansu poznawczego, z jakim się zmagają. Często nieświadomie.

Cała reszta “magicznych” teorii, nie jest “magiczna”. Być może się mylę, ale jestem na tym portalu jedną z niewielu (o ile nie jedyną, momentami), która z uporem maniaka przywołuje (przywoływała) materiały źródłowe, a nie tylko własne opinie. Po tamtym incydencie żadna z prezentowanych przeze mnie teorii (żeby nie wiem jak karkołomnych) nie jest moją własną.
To się chyba nazywa nabraniem dystansu i pokorą wobec własnych niedoskonałości.


Docencie, zlituj się i popatrz

na fotografię obok “magicznego” motta.

Ani to pitbull ani doberman.

A jeśli to za mało, to może przypomnisz sobie takie magiczne fotki.


Magia

I za Twoją postawę pełen szacun (nie kłóćmy się, jeszcze przez chwilę, bo znowu będzie masakra! :D). Źle się wyraziłam. Nie chodziło mi o to, że te teorie są personalnie Twoje, tylko że prezentowane przez Ciebie. Mogę wymienić, co budziło moje wątpliwości, jeśli mnie przekonasz merytorycznie, to spoko.

Podstępnie bym Cię namawiała do napisania o ST, bo inaczej ja to zrobię, jak dorwę Ehrmana, ale to nie będzie równie dobre. Że co, że Poldek się oburzy? Meh.

pozdrówki


Pino

Czy Yassa jest robotnikiem rolnym czy prawnikiem, to dla mnie nie stanowi różnicy.
To dla niego jest problemem, co widać o komentarzach.
Trzymając się yassowej logiki i ideologii, to Leonardo da Vinci nie mógł być geologiem, bo był malarzem i nie mógł być anatomem, bo był architektem.

Czujesz yassowego bluesa? On jest nie tylko yassowy. On jest “mainstreamowy”. Dzięki takiemu kretyńskiemu poszatkowaniu nauki, Yassa jest szczęśliwy kiedy prawniczy kretyn (z prawniczą specjalizacją “na papierze”) powie coś, co jest zgodne z yassowym widzeniem danego wyrywka rzeczywistości.
Z tego samego powodu Yassa nie będzie szczęśliwy, jeśli jakiś “niedyplomowany uzurpator” wykaże, że prawodawczy ślinotok dyplomowanego “mistrza Yassy” jest idiotyzmem. Yassopodobni zedrą z niego ostatnią koszulę, byle wykazać nie tyle, że gostek nie ma racji, ale przede wszystkim, że nie ma papierów na to, żeby w ogóle się wypowiadać.


Magia

Kiedyś chyba było ciekawiej. Dla przykładu – mam współlokatorkę na matmie, która uczy się na głos (ja zresztą też). Jak słyszę hasło – Kartezjusz, albo Leibniz, to mogę zaraz się podłączyć i zrobić dygresję, bo miałam sporo filozofii w szkole i trochę na studiach. A teraz dupa, polihistorzy się skończyli…


Pino

Dla przykładu – mam współlokatorkę na matmie, która uczy się na głos (ja zresztą też). Jak słyszę hasło – Kartezjusz, albo Leibniz, to mogę zaraz się podłączyć i zrobić dygresję, bo miałam sporo filozofii w szkole i trochę na studiach. A teraz dupa, polihistorzy się skończyli…

I to jest/było normalne. Dopóki nie wybili się na niepodległość ograniczeni na rozumie i szczodrze sponsorowani prywatnie “wydawcy dyplomów”.

Pino, nie zamierzam się kłócić. Z nikim. To nie ma sensu. Szczególnie w zaprzeszłych okolicznościach zbliżonych do wykazania mojego idiotyzmu. :) Mało!, nie zamierzam nikogo “budzić”. Czasami próbuję jedynie przedstawić “INNY” punkt widzenia. Wali mnie to, czy “stado się ocknie, czy na rzeź pójdzie”. Każdy sobie skrobie na tyle, na ile go w danej inkarnacji stać. Nawet jeśli dla niektórych to życie jest jedynym, w ich mniemaniu. Koniec. Kropka.

Wszystko jest lekcją!


Ej, żartuję przecież :)

Wydaje mi się, że mimo burzliwej historii :P tym razem dogadałyśmy się już dobrze. No ale, z tym stadem, to wiesz, nie wiem, które z Twoich dawnych notek uważasz za aktualne, a w których punktach zmieniłaś poglądy (ja część moich dawnych uważam za kretyńskie, to zupełnie normalne, ewoluujemy).

Może od razu rzucę na rybkę, że czepiałabym się dwóch spraw: szczepionek i pani Laury.

Wracając do kwestii z dyplomami: uważam, że zarówno ja (matura 2006), jak i Asia (2011) jesteśmy co najwyżej połowicznie dobrze wykształcone, choć obydwie, w swoich dziedzinach, wymiatałyśmy w szkole, a teraz nieźle sobie radzimy na studiach. Niemniej ja jestem ciemna masa w zakresie matmy (to może najmniej), biologii i fizyki (tutaj rozpacz w kwiatki), z kolei ona ma zerowe pojęcie o historii. Tymczasem szkoła z każdym rokiem robi się bardziej kretyńska…


No i tu czepialstwo nie ma racji bytu...

Przepraszam.

Czepiać się można “mua” za wojnę gruzińsko-rosyjską i zamknięcie TXT.


Poszatkowanie rzeczywistości

daje ludziom iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa, tak sądzę i sądzę, że o to głównie chodzi.
Pozwala określić kto jest kim a kim nie jest, albo kim jestem a kim nie. I przecież nie dotyczy to tylko obszarów zawodowych. Uporczywe przepychanki kto lewak, kto prawak, kto tak, kto śmak, ma męża czy stara pannucha, żonaty czy pedał – to wszystko jest to samo.
Etykiety są wielu ludziom potrzebne jako drogowskazy. Czy tam coś w tym rodzaju.

Z innej beczki: zaufanie ludzi do tego co wiedzą, czy też głębokie przekonanie, że wiem prowadzi do usztywnienia, często odbiera ciekawość sprawdzania i poszukiwania.

Obu tych rzeczy, czyli poczucia bezpieczeństwa w świecie, w którym nikt o zdrowych zmysłach mieć go nie może i przekonania o sensie zaufania we własne wiem w świecie, o którym wiadomo coraz mniej… Obu tych rzeczy ludzie potrzebują.
Jedni wyjdą poza bezpieczną norkę, inni nie.
Jedni mają odwagę do działania samemu, inni potrzebują towarzyszy, jeszcze inni z miejsca się nie ruszą, gdyż strach okrutny czy inny bezsens.

W każdym razie tak sobie myślę, widocznie mnie naszło. :)


Gretchen

Poszatkowanie rzeczywistości daje ludziom iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa, tak sądzę i sądzę, że o to głównie chodzi.

Amen. Na tym (poniekąd ale nie tylko) opiera się mechanizm dysonansu poznawczego, o którym zagajałam tu i ówdzie..

Z całą resztą Twojego komentarza też się zgadzam. Dodam jedynie, że są jeszcze ludzie, którzy to złudne poczucie bezpieczeństwa odsyłają “do diabła”, próbując szukać PRAWDY. To poszukiwanie, na szczęście dla wielu z nas, znaczy więcej niż zapewnienia “kasty polityczno-naukowo-kapłańskiej”. I nawet jeśli się ktoś z tych niepoprawnych wykopyrtnie, idzie dalej. Wbrew “poczuciu bezpieczeństwa”.
Śmiem twierdzić, że dzięki takim ludziom nie skończyliśmy jeszcze na przymusowych medytacjach o wspaniałościach religijno-korporacyjno-rządowych przeprowadzanych na “orlikach”...


Oczywiście, że są tacy ludzie

Niektórzy nie chcą iluzorycznego poczucia bezpieczeństwa, nie chcą poczucia bezpieczeństwa w ogóle, bo nie czynią z niego nadrzędnej wartości. Pewnie o wartości wszystko się rozbija – może tu jest klucz?

Jednych ciekawi scena, innych kulisy. :)


Ach te Magiczne Dziewczyny! :))

Pino, widzieć, co niewidzialne to wyjątkowa cecha.
To, jak nadspostrzegawczość pozwalająca ujrzeć Matkę Bożą w zacieku na ścianie.

Komuś o standardowej percepcji trudno byłoby znaleźć miejsce, w którym wdaję się w dywagacje o kurpiowszczyźnie czy innym ciałku migdałowatym.
Przeciwnie, taki ktoś; zauważy z łatwością, że unikam tego, niczym diabeł święconej wody, jak pan premier konkretów, a redaktor Michnik grzebienia.
Tak więc gratuluję.:))

Jedyne, przy czym się upieram, nie wdając się w detale, to że tytułowy apel o badanie menedżerów to absurd.

Magio, uff…dobro doszli!
Jasne, że postulowane testy nie mają większego sensu, że są sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Że to mrzonka i utopia, słowem: „pobożne życzenie”.

Bo cóż za znaczenie ma to; czy psychopata jest sklasyfikowany przez Cleckleya, skoro wiadomo, że przyczyną całego zła są psychopaci funkcjonalni tworzeni w ramach i na potrzeby instytucji, w których się realizują?
A tych cwaniaczków żadne testy nie ruszą…;))

Pozdropatki

Ps.
Wybacz Magio, ale to co wypisują nasi doktorzy nie wskazuje, żeby byli oni umysłowościami renesansowymi na skalę Leonarda.

A mój promotor- powszechnie szanowany naukowiec – mawia; twierdzenie, że w naszym środowisku idioci stanowią odsetek znacząco mniejszy niż ma to miejsce w innych środowiskach byłoby dużą arogancją.:))


Psychopaci też czytają i nauczyli się maskować.

To czego nie umieją ukryć to rodzaj napięcia, wysyłanej negatywnej energii, której dają od czasu do czasu upust chcąc być w centrum zainteresowania. Pozostaje pytanie, czy da się ich leczyć i jak, wg mnie terapia szokowa, muszą się naprawdę wystraszyć by docenić życie.


Subskrybuj zawartość