Wiara w nauce czyli scholastyczny Harry Potter

Poldek napisał tekst, w którym utrzymuje, że: Wszyscy są wierzący, tylko niektórzy o tym jeszcze nie wiedzą….

Swoje twierdzenie rozciąga również na sferę nauki, pisząc:

Dla nauki stanowi ona punkt wyjścia dla jej poszukiwań. Istnienie wiary w nauce uznaje się za konieczne w początkowej fazie rozwoju nauki, gdyż jest punktem wyjścia dla działań, których założeniem koniecznym musi być wiara, że owo działanie ma sens.

Mając pewne podejrzenia, co do kolejnego ujawnienia się w tekście Poldka naleciałości teologicznych i używania metody scholastycznej dla udowadniania własnych tez, skomentowałam powyższe zdania, w następujący sposób:

Do dziś tkwiłam w mylnym błędzie, że warunkiem koniecznym dla rozpoczęcia pracy badawczej w sferze naukowej jest “określenie problemu”, na który to etap składa się kilka pomniejszych działań.
A tu co? Siadaj Magia, dwója!
Wynocha z Kartezjuszem czy Humem! Furda Kant i Popper!
Okazuje się, że jedyną nauką godną miana nauki jest chyba tylko scholastyka, jako że ta jedyna wychodzi od wiary i do niej powraca. Jedynym ojcem nauki nowożytnej jest kolega Anzelm z Canterbury, jedyną godną szacunku metodą naukową jest metoda scholastyczna, zaś jedynym mottem każdego naukowca winno być anzelmowe “Wiara poszukująca rozumu”.

Amen.

Odpowiedź Poldka brzmiała:

Nie wiem co powinno być mottem dla nauki – nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Zaś odnosząc się do Twojego komentarza, pragnę zauważyć, że punktem wyjścia każdego procesu poznania jest przekonanie/wiara, że prawda o badanym przedmiocie jest poznawalna( prawda o przedmiocie poznania ). Więc i w tym przypadku wiara jest czymś koniecznym aby rozpocząć proces badawczy.

Dostarczyła ona dalszych przesłanek do uprawdopodobnienia postawionej przeze mnie hipotezy roboczej: “Poldek uprawia scholastykę a’la teologiczny Harry Potter”.
Następne przesłanki pojawiły się w odpowiedzi jaką napisał Poldek na komentarz Docenta.

Słowami kluczowymi w tym, co napisałam powyżej są: podejrzenia (inaczej spekulacje), hipoteza robocza, przesłanki. Czy jest tu gdzieś miejsce na wiarę? Nie ma!

Innymi słowy mówiąc: ustaliłam problem, dokonałam analizy literatury przedmiotu (inne teksty Poldka oraz rozmowy pod nimi), postawiłam hipotezę roboczą. W skrócie: określiłam problem badawczy.
Za metodę przyjęłam obserwację Jego odpowiedzi pod w/w tekstem, wykonałam też stosowne czynności badawcze (czytanie i analiza Jego wypowiedzi).
Czy jest tu gdzieś miejsce na wiarę? Nie ma!

Reszta działań z zakresu metody naukowej, czyli: opracowanie i synteza materiału, pisemne ich opracowanie, publikacja oraz krytyczna ocena własnej pracy, dzieją się i będą (być może) działy “tu i teraz”, na łamach TXT. Po łebkach, inaczej wylazłaby z tego epistoła na miarę “Tragedii amerykańskiej” Dreisera.

Pewna część syntetyczna zawiera się już w tym, co do tej pory napisałam.
W moich spekulacjach (podejrzeniach), założeniach, hipotezie nie było “wiary”, co zaprzecza tezom wysuwanym przez Poldka. Ta ostatnia miałaby jakąś rację bytu, gdyby… Nie, nie uprzedzajmy faktów.

Co to jest nauka? Definicji jest multum. Osobiście, rozumiem ją jako część kultury danej cywilizacji; część, która stara się opisać budowę i funkcjonowanie dostępnego nam świata. Nauka to zdobywanie i rozwijanie wiedzy w danym obszarze w oparciu o (tylko i wyłącznie!) metodę naukową. W metodzie naukowej nie ma miejsca na wiarę! Wiara nie jest do niczego potrzebna, nie stanowi też punktu wyjścia dla działalności w sferze nauki. Metody badań naukowych mogą przybierać różne formy: obserwacyjną, eksperymentalną, indywidualnych przypadków, statystyczną, intuicyjną, itd. Jednak, jej zasady są określone. Przynajmniej od czasów Kartezjusza. Nie ma w nich miejsca na wiarę! Jest miejsce na spekulacje, formułowanie założeń, stawianie hipotez, tworzenie teorii. A wszystko to w oparciu o przesłanki, analizę porównawczą, dowodzenie, itp. Bez udziału wiary!

Czym jest wiara? Tu też można się spotkać z wieloma definicjami, jednakże wśród dostępnych mi źródeł, słowników, itp., nigdzie nie natrafiłam na jakiekolwiek powiązanie wiary z nauką. Wiara jest aktem woli człowieka, opartej na “chceniu” i ufaniu w autorytety. Nie jest zaś aktem rozumu, opartym na rozumieniu. W ujęciu Poldka, wiara w powiązaniu z nauką może jedynie określać jej potoczne znaczenia, czyli:
– przeświadczenie o czymś, co w danej chwili nie znajduje potwierdzenia w nauce, a co można równie dobrze nazwać poglądem lub przekonaniem;
– przyjęciu cudzych poglądów, przekonań za prawdziwe w sytuacji, w której niemożliwa jest (z różnych względów) ich weryfikacja bądź rozumienie (tzw. dowód z autorytetu).
Niestety, dla Poldka, jest to rozumienie potoczne, które w nauce nie ma (a przynajmniej nie powinno) mieć miejsca.

[Ergo: nawet poldkowe zdanie: “Wierzę, że dojedziesz szczęśliwie do domu” nie ma nic wspólnego z wiarą, ponieważ swoje przeświadczenie o powyższym opiera on (być może nieświadomie) na racjonalnych (rozumowych) i weryfikowalnych przesłankach, typu: ktoś nie jeździ szybko, nie jeździ po pijaku, nie jeździ samochodowym złomem, itd.]

Dotykając pojęcia autorytetu i braku możliwości weryfikacji danych hipotez czy teorii oraz różnic między nauką i wiarą, zdążamy do sedna niedorzeczności, którymi uraczył nas Poldek – czyli uprawiania scholastyki a’la Harry Potter.

Nie bez kozery powołałam się na Kartezjusza (rozważania logiczno-abstrakcyjne, jako jedyna metoda naukowa dotarcia do prawdy i wiedzy), Hume’a (doświadczenia empiryczne, jako jedyna metoda naukowa dotarcia do prawdy i wiedzy), Kanta i Poppera (pogodzenie dwóch powyższych wraz z twórczym ich rozwinięciem). Nie bez kozery wypaliłam z mottem ojca scholastyki, Anzelma z Canterbury, “Wiara poszukująca rozumu”.
Poldek nie zwrócił na to uwagi, bo Poldek jest bardziej scholastyczny niż Anzelm i Akwinata (razem wzięci), bardziej papieski niż Pius IX oraz bardziej soborowy w rozumieniu pojęcia wiary niż Sobór Watykański I.
Poldek uprawia scholastykę a’la Harry Potter, ponieważ łączy naukę (wiedzę) z wiarą, idąc zdecydowanie dalej niż wcześniej wymienieni. Myśli życzeniowo, żeby nie powiedzieć – magicznie.

Tymczasem, już myśl przewodnia Anzelma z Canterbury powinna dać mu do myślenia: “Wiara poszukująca rozumu”. Każdej, średnio rozgarniętej, istocie ludzkiej winno dać to asumpt nie tylko do nieutożsamiania wiary z wiedzą (nauką) i poznaniem rozumowym ale też do niewiązania jednego z drugim.

Myśli Anzelma znakomicie rozwinął Tomasz z Akwinu w Sumie Teologicznej. Uznając wiarę za jedną z cnót teologicznych (czyli taką, która: jest dana przez Boga, wiadomo o niej z objawienia Bożego, jej przedmiotem poznania jest Bóg), umiejscawiał ją w swoich rozważaniach gdzieś między wiedzą a opinią (przypuszczeniem). W żadnym wypadku nie stawiał między nimi znaku równości. W żadnym wypadku nie wiązał jednej z drugą. Koniec. Kropka.
Akwinata pisał o “wierze ludzkiej” niewiele, wiążąc ją pośrednio z wiedzą (poznaniem rozumowym, nauką) w tym sensie w jakim rozumie się ją dziś w języku potocznym, o czym nadmieniałam wcześniej. Pisał:

Może wszakże zdarzyć się, że to, co jeden widzi lub wie, drugi przyjmuje wiarą.

No cóż, wygląda na to, że Poldek przerósł Akwinatę.

Minęło kilkaset lat. Tron Piotrowy objął Giovanni Maria Mastai Ferretti, przyjmując imię Piusa IX. Człowiek ten zasłynął nie tyle z publikacji encykliki “Quanta cura”, co z dodatku nadzwyczajnego do tejże, pod nazwą Syllabus Errorum. W tymże wykazie błędów epoki wykazał nie tylko, że rozdział między wiedzą (nauką) i wiarą Akwinaty jest słuszny i prawdziwy. Posunął się do wyklęcia wszelkiej wiedzy (nauki) pozostającej w niezgodzie z doktryną KRK, zarówno tej opierającej się na poznaniu rozumowym (materializm, racjonalizm), jak i tej, która do możliwości umysłu odnosiła się co najmniej sceptycznie (modernizm, fideizm).

No cóż, wygląda na to, że Poldek przerósł Piusa IX.

Po ogłoszeniu urbi et orbi swojej encykliki wraz z rzeczonym załącznikiem, który spowodował wrzenie pośród wszelkich istot rozsądnie myślących, następca Piotra zwołał naradę wierchuszki, która przeszła do historii pod nazwą I Soboru Watykańskiego.
Wydaje się, że nie wszystko przebiegało zgodnie z wolą Piusa IX. Wydaje się, że spory intelektualne doprowadziły do ogłoszenia bullą papieską dogmatu o jego własnej papieskiej nieomylności. Później było już z górki.
Ważnym i chyba nieprzypadkowym (w kontekście wcześniejszych wydarzeń) wkładem soboru była konstytucja “De fide catholica”, która oprócz zwykłych dla takiego zgromadzenia zagadnień, traktowała przede wszystkim o wierze oraz stosunku wiary do wiedzy. Dziwnym zbiegiem okoliczności, dołączone do niej kanony odrzuciły dokładnie to, co odrzucił wcześniej Pius IX.
Ergo, konstytucja ta, wyklinając wszelkie prądy naukowe niepozostające w zgodności z doktryną KRK, odrzuciła powiązanie wiary z wiedzą (nauką), trzymając się zasad ustanowionych przez… Akwinatę.
Co ciekawe zawarto w niej kilka uwag o “wierze w ogóle” oraz o “wierze ludzkiej”, zgodnych z doktryną KRK.
Mianowicie:
1. Za “wiarę w ogóle” przyjęto uznawanie za prawdę dla “cudzej powagi”, czyli autorytetu, wszystkiego, czego się nie widzi lub nie rozumie. [Takie ujęcie zgodne jest jedynie z potocznym pojmowaniem wiary w aspekcie naukowym, o którym wcześniej pisałam.] Dodano też, każda rzecz może (w zależności od człowieka, jego wykształcenia i możliwości poznawczych) pozostawać wiarą lub wiedzą.
2. Wiarę dzieli się na: boską (jeśli “powagą” ją przekazującą jest Bóg i ludzką, jeśli “powagą” (autorytetem) jest człowiek).
3. Wiara boska jest bezsprzeczna i niepodważalna. Wiara ludzka jest omylna i podlegająca weryfikacji (patrz punkt 1), zatem należy tu zachować daleko idący sceptycyzm i krytycyzm.

No cóż, wygląda na to, że Poldek przerósł ustalenia I Soboru Watykańskiego, wiążąc, z uporem godnym maniaka, wiarę z nauką.
Poldek jest teologicznym Harry Potterem.

Niewątpliwie, powyższa argumentacja nie jest pełna. Dlatego, zawczasu, zakrzyknę: “Mea magica culpa!”

PS. Docent się podłożył, pisząc: “wierzę, że mam dwie ręce i dwie nogi. wierzę, że teraz piszę posta. wierzę, że ziemia obraca się dookoła słońca”.
Bywa.

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

Magia

Kiedy czytam #dolicencjatu pamiętniki abpa Kakowskiego (zm. 1938), to dzieje się ze mną dziwna rzecz. Zaraz, żeby to było zrozumiałe…

Poldek, Terlikowski itd. budzą wyłącznie politowanie, bo w nich jest strach przed Bozią i ostatecznym sądem. No tylko współczuć, jeśli nie kumają, że świat jest na świecie, a nie kurwa na chmurce.

Kakowski był człowiekiem swoich czasów. Za chuja się nim nie zgadzam w rozmaitych kwestiach (rozwody, emancypacja kobiet, blablabla), ale to jakby nie ma znaczenia. Bo facet miał dobrą intuicję i miał w sobie Miłość, a nie miał w sobie strachu. Serio, on dla tych wszystkich ludków chciał dobrze, a co najwyżej nie umiał.

Taka maleńka różnica.

Komentarz w stylu grzesia, bo doczytałam na razie do połowy, idę kończyć.


Wyjaśnienia proszę, Pino

Nazwisko abpa Kakowskiego nic mi nie mówi. Nie spotkałam się nigdzie z jego poglądami, myślami, itd. – ergo: guzik wiem.
Piszesz, że “miał dobrą intuicję i miał w sobie Miłość, a nie miał w sobie strachu”.
W sobie.
To rzuciło się mię na oczy.
Czy to samo świadczył wszem i wobec? Nie straszył nikogo choćby czyśćcem? O końcu świata, sądzie ostatecznym i mękach piekielnych już nawet nie wspomnę.


Magia

Hm, nie, raczej nie straszył. Miał ten swój durny model hierarchiczny – katolicyzm uber alles, ale żeby się szczególnie czepiał innych wyznań und bezwyznaniowców, to tego nie mogę powiedzieć. Tam, gdzie się czepiał, akurat miał rację (tzn. fatalny poziom prawosławnego kleru pod koniec caratu).

I raczej starał się umacniać und podnosić zagubionych, jeśli ten kościelny żargon coś Ci mówi. Aha, odegrał też bardzo dużą rolę polityczną, raczej pozytywnie.

Aha, haha, z jego pism przebija kolejna rzecz trafna, tylko że błędnie ujęta; przeczucie nadchodzącej Zagłady (umarł w 1938 roku, przypominam). No i środki, jakie kombinował, żeby przeciwdziałać, były anachroniczne.

Rozwijać dalej? Bo mogę. :P


Pino

Miałam na myśli straszenie paruzją. Tą nie przestraszysz ani ateisty ani żadnego religijnego bezwyznaniowca. Za to nadaje się bardzo do straszenia/sprowadzania do właściwego miejsca w szeregu wszystkich wyznawców religii monoteistycznych.

Czasami bywa tak, że ktoś, kto niby ma w sobie miłość i odwagę, używa ich na zewnątrz do całkiem innych celów. Znaczy, nieustraszenie oraz z miłością straszy...

ps. Przepraszam za obszerność tekstu. Skracałam się, jak mogłam. Niestety w stu słowach nie szło tego opisać. Mea magica culpa!


Magia

No nie wiem. Moja polonistka (ta fajna, nie ta durna) była ateistką, a o paruzji miewała po nocach straszliwe koszmary. Dosyć było zabawne słuchanie jej porannych opowieści na stołówce podczas wycieczki szkolnej. Najwyraźniej jakiś strach jest w ludzi wdrukowany, niezależnie od poglądów religijnych.

Drobnym drukiem, #jaktusierobidrobnydruk to ja bym wolała dłuższe i bardziej skomplikowane, ale takie powinno lepiej chwycić.


To zależy

czy Twoja polonistka (ta fajna, nie ta durna) była ateistką od dzieciaka i nigdy nie uczęszczała.
Jeśli nie, to takie wdrukowanie bywa skuteczne na dłuuuuugie lata. Nie na darmo, jedną z najbardziej efektywnych metod kontroli jest wzbudzania lęku poprzez odwoływanie się do nieznanego.

Drobnym drukiem: #nawettakieniechwyci :)


Magia

Ad drobny druk: gdzie Twój optymizm pedagogiczny! Ze mną się udało.

Ach, jestem niemal pewna, na ile kojarzę jej rodziców, że musiała uczęszczać. Biedni ci rodzice, młodsza córka ateistka, starsza jeszcze coś gorszego, za co już bankowo idzie się do piekła. Są liczne cytaty w Biblii na ten temat. :D

No proste, w takiej wersji bardziej intelektualnej to się nazywa niepokój metafizyczny. Też miałam. :D


Pino

1. Jeśli uczęszczala, to lęk mógł pozostać.

2. Miejsce optymizmu zajął racjonalizm stosowany. Ogranicza nagłą a nieprzewidzianą dwubiegunowość do minimum. Bez wspomagania.


Magia

Mam się pokłonić? :)


Tak.

Sobie.


Nie chce mi się,

rozkładam się na kanapie mojej wyjechanej współlokatorki w charakterze malowniczych zwłok. :D


Mechanizm kontroli odwoływanie się do nieznanego

dzięki brakowało mi teorii do mych praktycznych przykrych życiowych odczuć, jak zawsze czytam i pozdrawiam


Subskrybuj zawartość