Brzydka, skandalizująca historia Walentynek.

Szwędając się dziś po Wszechświatowej Sieci natrafiłam na ten tekścik. Spojrzałam w kalendarz.
Zaczęłam stukać w klawisze i…

Rossella Lorenzi, “The Seedy, Scandalous History of Valentine’s Day”
DiscoveryNews
Tłumaczenie: Ja

Zapomnij o różach, pudełkach czekoladek i kolacjach przy świecach. Takie przyjemności w Walentynki, to raczej nuda – przynajmniej według starożytnych rzymskich standardów.

Wyobraź sobie półnagich mężczyzn biegających ulicami, biczujących młode kobiety zakrwawionymi rzemieniami wykonanymi ze świeżo ściągniętych skór kozich. Choć może to przypominać jakiś rodzaj wypaczonej perwersyjnej praktyki sado-masochistycznej, to jest właśnie to, co Rzymianie robili aż do 496 roku naszej ery.

W istocie, na połowę lutego przypadało święto Luperkaliów (Wilczy Festiwal). Obchodzone było 15 lutego [a właściwie 14 i 15 lutego – przyp. Magii] u stóp Palatynu, tuż obok jaskini, gdzie, według legendy, wilczyca wykarmiła Romulusa i Remusa. Festiwal dotyczył zasadniczo spełniania rytuałów oczyszczania oraz płodności.

Kierowany przez kapłanów, zwanych Luperkami lub “braćmi wilka”, festiwal rozpoczynał się od złożenia w ofierze dwóch kozłów i psa. Luperkowie rozmazywali sobie ich krew na twarzach a następnie ścierali ją wełną uprzednio zanurzoną w mleku.
Kiedy już skóra ze złożonych w ofierze zwierząt została pocięta na rzemienie, “wtajemniczeni” rozpoczynali gonitwę po ulicach Rzymu biczując nimi kobiety, celem zapewnienia ich płodności.

Wreszcie, w 496 roku, papież Gelazy I zakazał tej dzikiej fiesty, ogłaszając 14 lutego Dniem Świętego Walentego.

Ale kim był święty Walenty? Tożsamość patrona zakochanych otaczała aura tajemnicy.
Istotnie, zamieszanie było tak wielkie, że Watykan wyrzucił Walentynki z katolickiego kalendarza świąt kościelnych w 1960 roku. [Po prawie piętnastu stuleciach! Zaiste, młyny kościelne mielą powoli… – przyp. Magii]
W III wieku naszej ery było co najmniej trzech mężczyzn znanych pod imieniem Walenty, którzy zginęli straszną śmiercią.
Jednym z nich był ksiądz działający w Cesarstwie Rzymskim, który pomagał prześladowanym chrześcijanom za panowania Klaudiusza II. Jak wieść niesie, kiedy został uwięziony, przywrócił wzrok ślepej dziewczynie, która zakochała się w nim. Został ścięty 14 lutego.
Innym był pobożny biskup Terni, również torturowany i ścięty za panowania Klaudiusza II.
Trzeci Walenty udzielał potajemnie ślubów, ignorując zakaz Klaudiusza II. Legenda głosi, że kiedy “kapłan miłości” został ostatecznie aresztowany, zakochał się w córce swojego strażnika więziennego.
Przed śmiercią przez dekapitację, podpisał liścik pożegnalny do niej słowami: “Od Twojego Walentego”.


St. Valentine’s Day. John Callcott Horsley (1817–1903). Dzięki: Wikimedia Commons.

Oprócz legendy, pierwsze związki pomiędzy romansami i dniem 14 lutego sięgają Geoffreya Chaucera (1340? -1400), Angielskiego poety i autora “Opowieści kanterberyjskich”.
W swoim poemacie “Parliament of Fowls” (1382) Chaucer zasugerował, że dzień św. Walentego to czas, w którym ptaki wybierały swoich partnerów.

“For this was Seynt Valentyne’s Day. When every foul cometh ther to choose his mate,” pisał.

Jakieś 33 lata później, książę Karol Orleański napisał coś, co uważa się za najstarszą znaną “walentynkę”.
Uwięziony w Tower of London po schwytaniu go przez Anglików, w 1415 roku Karol napisał do żony, Bonne d’Armagnac, rymowany list miłosny, który obecnie jest częścią kolekcji rękopisów w British Library w Londynie.

W pierwszych dwóch wierszach listu zapisał, co następuje:

“Je suis desja d’amour Tanne.
Ma tres doulce Valentinée”.
[Jestem już chory z miłości,
Moja wielce łagodna Walentynko].

To była intensywna, ale nieszczęśliwa miłość: Bonne d’Armagnac nigdy już nie ujrzała męża. Zmarła przed powrotem Karola do Francji w 1440 roku.

Średnia ocena
(głosy: 5)

komentarze

Coś jak

chrzest Mitry przez krew, w chrześcijaństwie zastąpiony wodnym.


Magio,

szkoda, że ze 2 godziny wcześniej nie wrzuciłaś, bo wyszło, że grześ uczył studentów na fałszywych i niekompletnych tekstach:)

Tu bowiem jest tekst po niemiecku, który dziś na zajęciach wykorzystywałem i który z tych 3 Walentych uczynił jednego i w dodatku wspomina tylko sama nazwę Lupercalia a nie mówi, jakie brewerie tam wyczyniano, szkoda, bo by było ciekawiej, ale na czwartkowe zajęcia mam te informacje o biczowaniu jak znalazł:)


Pino

No tak jakby. A nadto, jak się człek dobrze rozglądnie, to jakoś sporo takich “pogańskich” zapożyczeń świątecznych i dziwacznych “świętych” zobaczyć może…


Rozglądnie

Przyznaj się, masz małopolskie korzenie.

Dzień narodzin Mitry, czyli 25 grudnia został w IV wieku przyjęty jako dzień Narodzin Jezusa Chrystusa – obecnie pokrywa się z chrześcijańskim świętem Bożego Narodzenia. Warto nadmienić, iż w tradycji chrześcijańskiej pierwszym, który pisał o narodzinach Jezusa 25 grudnia był już w II wieku Hipolit Rzymski, natomiast święto narodzin Mitry nie było świętem państwowym. Kult Mitry był bardzo popularny w Rzymie oraz na Bliskim Wschodzie. Gdy chrześcijaństwo stało się religią państwową chrześcijanie aby osłabić kult Mitry przyjęli, że 25 grudnia, do tej pory obchodzony jako dzień urodzin Mitry, będzie dniem narodzin Jezusa.


Przepraszam, Grzesiu. :)

Ja dziś strasznie zarobiona byłam, od piątej rano. Dopiero kole południa znalazłam czas na śniadanko i połażenie po sieci.

Jeśli informacje nadadzą się na zajęcia czwartkowe, to świetnie.

A poważniej, to można by chyba dodać, że od czasów dokręcania śruby przez Teodozjusza I, “Wielkiego” (pardą), to te sieroty pogańskie zwane Luparkami, musiały swoje “wilcze” hece odprawiać ukradkiem. On to bowiem, cesarz Teodozjusz I znaczy, zakazał już jakiś wiek wcześniej składania ofiar ze zwierząt (co akurat uważam za chwalebne) oraz ścigał wszelkich innowierców, z przeproszeniem sienkiewiczofilów, “ogniem i mieczem”.

Ergo, te facecje w V wieku być może miały już mocno ograniczony zasięg jeśli chodzi o publiczne odprawianie Luperkaliów, ale kulturowo były dalej mocno zakorzenione i stąd decyzja Galezego I o zastąpieniu “siekierki kijkiem” przez wprowadzenie Dnia “Świętego” Walentego.


Tia

W 395 r. uczynił chrześcijaństwo jedyną dopuszczalną religią, o ile pamiętam.


Raczej przyległości, Pino. :)

Z historią powiązania dnia narodzenia Mitry ze świętem narodzenia Jezusa zgadzam się, co już nieśmiało nadmieniałam.
Podobnie było z tzw. “św. Mikołajem”, świątecznymi podarkami, itp., które wcześniej znane były pod nazwą Saturnaliów (późniejsze Brumalia).
I można tak jeszcze długo…


Magia

Nie mówię, że się nie zgadzasz, tak tylko uzupełniam. :)


O datę nie będę się spierać, choć wydaje mi się

odrobinkę wcześniejsza. Jeśli chodzi o “niewygodne fakty” bazuję na pierwszych pięciu tomach krytycznej historii chrześcijaństwa napisanych przez Karlheinza Deschnera. Można mu zarzucać jednostronność, ale dokumentację źródłową zgromadził potężną. [Przepraszam bibliografiofobów. :)]


A ja nie mówię, że mam coś przeciwko uzupełnianiu.

Wprost przeciwnie, pszem Pani. :)


Napisałam z pamki,

potem sprawdziłam, mówi się o trzech różnych datach, 380, 392 i 395. Mnie uczyli tak.

Też mieliśmy w domu jakąś historię chrześcijaństwa (pierwszych wieków) nie pamiętam czyjego autorstwa, właśnie patrzyłam po półkach, ale nie mogę znaleźć. Bez sensu.

“Niewygodne fakty” z tej dziedziny jakoś mnie ostatnio zaczęły podejrzanie bawić. :)


Jakby to oględnie...

Pino, Deschner to nazwisko zakazane. Gdyby Deschner urodził się nieco wcześniej niechybnie spłonąłby na stosie jako straszliwa czarownica. Znaczy, czarownik. :)
Ze 40 lat temu wytoczono mu “tylko” proces o bluźnierstwa przeciwko KK.


O!

Przyjrzę się. Thx.

Piąty tom wygląda interesująco, jak tu nie lubić Jagiellonki, wszystko mają.

A co po Ottonie III, tego już nie łaska przetłumaczyć z dojcza #najmniejszezdziwienieswiata


Houston, mamy problem...

Wydawanie takich książek wymaga odwagi. Nic więcej nie przetłumaczą i nic więcej nie wydadzą po polsku, bo wydawnictwo, które specjalizowało się w publikowaniu książek z zakresu krytycznej analizy religii “umarło” wraz ze śmiercią jego założycieli.
W tym kraju nie wydaje się nawet książek krytycznych wobec Big Bangu. To co mówić o religii?
Zdaje się, że mam chałupę pełną “odlecianych, czarnych kruków”. :)


To zakrawa na absurd

As of November 2006, none of Karlheinz Deschner’s books has been translated into English.

Takie gupie były, czy co


Pino, no przecież piszę, że facet ma przerąbane

Wszędzie.

Napisał też książkę “Moloch” (Der Moloch), w której tak się przejechał po historii Hameryki, zahaczając przy okazji o Brytoli, że drżyjcie narody.

Na stos!

Problem (dla urażonych) w tym, że on naprawdę, zanim coś skrobnie, gromadzi niesamowicie bogaty materiał źródłowy. Jak na porządnego historyka przystało.


Fakt,

napisałaś, że nazwisko zakazane. Paranoja jakaś.

To ja sobie jednak przeczytam tę część od Ludwika do Ottona, korzystając z uprzejmości pana Olszewskiego.


Może i paranoja

A może faktycznie coś jest na rzeczy, i problemu tego czegoś dotknęła np. Laura. Zaczęli też burzyć się naukowcy, z różnych dziedzin. Tysiącami.
Ta firma wydawnicza to tylko wierzchołek góry lodowej. Dwadzieścia lat temu jakiś dogmatyczny pomiot wzywał na łamach “Nature” do spalenia książki biologa Ruperta Sheldrake’a. Inni siedzą cicho, ale “palą” niewygodne książki działając poprzez przejmowanie małych wydawnictw, które zdecydowały się wcześniej na wydanie czegoś “w poprzek”. Po przejęciu nie ma mowy o wznowieniach. Na rynku wtórnym egzemplarze “ksiąg zakazanych” idą w setki dolców a jednocześnie nowy wydawca ściga każdą próbę upublicznienia z racji posiadania “praw autorskich”. Itd.

Ło matko! Znowu się zeszło na jakieś dziwne tematy. To ja zapytam: czy dostałaś już “walentynkowego” pluszaczka, różę albo pudełeczko czekoladek? :D


Tymczasem znalazłam jednak

Cywilizację wczesnego chrześcijaństwa Marcela Simona, wygląda ładnie, ale jeszcze nie wiem, czy polecam (chyba że czytałaś).

Inni siedzą cicho, ale “palą” niewygodne książki działając poprzez przejmowanie małych wydawnictw, które zdecydowały się wcześniej na wydanie czegoś “w poprzek”. Po przejęciu nie ma mowy o wznowieniach. Na rynku wtórnym egzemplarze “ksiąg zakazanych” idą w setki dolców a jednocześnie nowy wydawca ściga każdą próbę upublicznienia z racji posiadania “praw autorskich”.

No nie wiem, jak to skomentować, ogólnie załamka. Chyba trza po prostu na razie czytać to, co jest dostępne z owych niewygodnych dzieł. Życie nie zawsze jest śliczne, dlatego szanujmy bestie fantastyczne.

Na razie nic, ale za to właśnie dostałam bardzo dobrą kanapkę z salami. :P


Pino

Bo tu nie bardzo jest co komentować. :( Sama zaposiadywuję korespondencję z takim jednym bardzo wielkim und wielce prestiżowym wydawnictwem, które na pytanie o wznowienie jednej z “ksiąg zakazanych” wydanych kiedyś przez rynkowego malucha, którego to bardzo wielkie und wielce prestiżowe wydawnictwo “połknęło”, odpowiedziało z rozbrajającą szczerością “nie, bo nie mieści się w naszych planach wydawniczych”.

Dla dopełnienia smaczku dodam, że nie chodziło o jakieś tam przemyślenia kolejnego guru od “rozwoju wewnętrznego a’la New Age” (których wydają na pęczki), ale o książkę napisaną przez duet profesorów astrofizyki, którzy jakoś mało zgadzają się z paradygmatem głównego nurtu w tej dziedzinie. :) Żeby było jeszcze śmieszniej, jeden z nich para się również powieściopisarstwem z gatunku “high tech thriller” i tu z “planami wydawniczymi” nie ma żadnego problemu. :D

Ciężko powiedzieć, że “Historię” Simona przeczytałam. Właściwsza będzie odpowiedź: przekartkowałam. Zatem nie będę bredzić.

ps. Jestem już po pysznościowej kolacji. Teraz kieliszek wina, książka i “paciu” Jutro też muszę wstać razem z kurami.


Dobranoc,

u mnie wylądowało pudełko czekoladek, Walentynki na ten rok zaliczone. ;)

Edit: noo, Simon zaczyna się ciekawie, chociaż dla Ciebie i Foxxa to są rzeczy z całą pewnością znane, ale ja znam tę epokę po łebkach.


O rety!

Wystarczy, że człek się oddali “na chwilę” i… ląduje na “górze”. Dziękuję, ale czy to nie przesada?
Niniejszym sprowadzam się w “dolinę”, gdzie moje miejsce.


Subskrybuj zawartość