W dolinie Suchej Wody (Niezrozumienie)

Nie rozumiem wielu osób. W zasadzie to chyba nie rozumiem już nikogo. Samej siebie nie rozumiem. Nie rozumiem też tego, co się bliżej i dalej mnie dzieje. Nie rozumiem, co czytam. Nie rozumiem tego, co słyszę. Wcale. Nic nie rozumiem.
I może tak właśnie być powinno. Powiem więcej – tak jest lepiej. Komu? – ktoś spyta. Mnie jest lepiej. Przecież to oczywiste.

No tak, ale to strasznie egoistyczne podejście jest chyba. Inni się denerwują, że nie rozumiem. Frustrują się nawet, kiedy powiem cokolwiek bez uprzedniego zrozumienia. Bo przecież nie rozumiem nic. A oni rozumieją. Nawet to, co napisali rozumieją. I wiedzą lepiej ode mnie, co napisali. Bo rozumieją. A ja nie.
Ja nawet nie rozumiem tego, co sama piszę. A jak mam niby rozumieć skoro nie zrozumiałam tego, co ktoś inny wcześniej powiedział?

W nierozumieniu znacznie pomaga wiatr. Nie dość, że zagłusza pytania, to i odpowiedzi się w nim gubią. Z wypowiadanych do nas zdań usłyszymy tylko kilka słów. Ze słów zostaną tylko sylaby. Nie słysząc całości wypowiedzi zaczniemy sami próbować uzupełnić luki. Zaczniemy się domyślać. Będziemy tworzyć własne obrazy. Dokonamy pierwszych znaczących postępów w trudnej sztuce niezrozumienia. Taki z niego cudowny pomocnik jest, z tego wiatru…

Kiedy do pomocnictwa w procederze niezrozumienia uda się zaprosić jeszcze deszcz (najlepsza byłaby jakaś mocna burza), to w zasadzie, po krótkim treningu, można osiągnąć mistrzostwo w tej dyscyplinie sportów interpersonalnych.

W świetle błyskawic niektóre tworzone wcześniej obrazy uzyskają dodatkową wyrazistość. Inne, pogrążając się w burzowej ciemności, stracą swoją ostrość. Nie będziemy wiedzieć, które z nich były naprawdę ważne dla tego, który usiłował nam je pokazać. Wypracujemy własną hierarchię ich ważności. Im bardziej oddalimy się w naszym widzeniu od widzenia nadawcy, tym mocniej będziemy nie rozumieć.

W potokach wody rozmyją się emocje. Nikt nie odróżni łez od kropli deszczu na twarzach. Nikt już nie będzie wiedział czy to, co widzi jest jeszcze uśmiechem czy już tylko jakimś dziwacznym grymasem. W wielości możliwych interpretacji pogubią się znaczenia, rozpłyną myśli. Namoknięte dusze pogrążą się w ostatecznym niezrozumieniu innych, równie zawilgoconych, dusz…

Cudownie! Wszystko jest uroczo zaplątane. Kakafonia myśli nakłada się na dysonans znaczeń. Nikt już nikogo nie rozumie ale każdy uważa, że tylko on rozumie właściwie. Totalny chaos, jak zamieć w sierpniu, pochłania dotychczasowych bogów i ich proroków. Wyznawcy idą w rozsypkę choć Kaznodzieje Zrozumienia za wszelką cenę próbują utrzymać ich przy sobie. Tonąc w mrokach niezrozumienia, Kaznodzieje ci będą się wdzięczyć i składać, jak przechodzone prostytutki na wekslach bez pokrycia, obietnice wiecznej szczęśliwości. Bo przecież tylko oni, Prorocy Własnych Prawd, rozumieją to, co głoszą. I wielu z nierozumiejących pójdzie za nimi zdając się na ich prorocze rozumienie. Pójdą za nimi, jak na świąteczną paradę...

Nieliczni, którzy zdają sobie sprawę z własnego niezrozumienia, zaczną szukać. Szukać w sobie przebaczenia za poprzednie niezrozumienie i otwierać serce na nowe rozumienia. Choćby po to, by znaleźć usprawiedliwienie dla wcześniejszego chaosu. By pójść na nowy bój. By walczyć do upadłego o nowe zrozumienie, pogrążając się przy okazji kolejny raz w niezrozumieniu. Nowe życie zapętlone w starym matriksie…

No właśnie… I co z tego powstanie? Co z tego zostanie? Nie wiem. Nie mogę wiedzieć, bo przecież dalej nic nie rozumiem. Ale chciałabym bardzo, żeby jednak coś pozostało. Nawet gdyby to małe “coś” było tylko zanikającym bazgrołem na zaparowanej szybie.
To nie będzie niespodzianka. To nie będzie sensacja. Wszystko, co po mnie zostanie i wszystko, co ze sobą zabiorę… to moje niezrozumienie.

Powodowana sugestią pana Yayco, postanowiłam napisać “coś odrębnego”, by dać “innym szansę na niezrozumienie”.
Zaraz, zaraz. Czy ja już aby czegoś odrębnego nie napisałam?
No tak, nawet nie zauważyłam kiedy napisałam. Pewnie dlatego, że znowu nic nie zrozumiałam…
Nie szkodzi. Przecież zawsze można mnie zneutralizować posypując ДДТ.
Это всё. To wszystko… Nie rozumiem.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Pozdrawiam Pani Magio

Ot tak, po prostu. I trochę nieśmialo. Bo już późno trochę.


Panie Lorenzo

Pan pozwoli, że pozdrowienie Pańskie odwzajemnię. Szeptem nieśmiałym… bo faktycznie, pora już późna.

Dobrej Nocy, panie Lorenzo.


Hm,

z tym, co rozumiem albo myślę, że rozumiem, to się tym zgadzam.
Albo i nie.
A z tym czego nie rozumiem, to już sam nie wiem.
W ogóle mam wrażenie, że rozumienie i nierozumienie nie dość , że demonizowane są, to to rozumienie nieosiągalne czasem jest.
Znaczy zrozumienie może być nieosiągalne.
Ale warto tę nieosiągalność zrozumieć.
Teraz już sam nie rozumiem.
Ale muzyka mi się podoba, choć nie rozumiem.
Ale może to i lepiej, bo gdybym rozumiał napisałbym może o niej tekst taki jak przed chwilą o innej muzyce a raczej tekstach.I po co by to było?

Pozdrawiam niezrozumiale acz serdecznie.


Grzesiu

Twój komentarz jest piękny. Dla mnie. Jest cudownie niezrozumiały przy próbie jego zrozumienia a jednocześnie całkiem zrozumiały jeśli się go zrozumieć nie chce.

A muzykę DDT podał mi kiedyś na tacy ktoś, kto nie pozwolił się zrozumieć. I to też jest jakiś mały plusik płynący z niezrozumienia. Muzyka została. I słowa do niej napisane, niezrozumiałe.

Pozdrawiam ciepło i (jak zwykle) niezrozumiale…


Magio

Należę do grupy ludzi, która źle się czuje nierozumiejąc, ba, nie osiągnie spokoju nie znajdując rozwiązania ważnych dla siebie kwestii. Co innego, gdy nie rozumiem rzeczy dla mnie nieistotnych, wzruszam ramionami, szkoda czasu, trzeba go zostawiać na zrozumienie tego co ważne, na poszukiwanie nowych do zrozumienia spraw i na wreszcie stan, kiedy uruchamiamy tylko uczucia, rozum usypiamy, bo najnormalniej przeszkadza…
No i bardzo często zapewne jest też tak, że wydaje mi się że rozumiem, a tak naprawdę tkwię w totalnym niezrozumieniu, apeluję w takich sytuacjach do tych rozumiejących o nawet brutalne wyprowadzenie mnie z tego stanu, nawet jeśli nieświadomi żyją dłużej…

pozdrawiam słonecznie


Magio...

cholera, no po prostu czytam po raz trzeci i nadal jestem na początku. no zasadniczo to wiem o co chodzi, ale jednoczesnie piekno tego tekstu zamyka sie w emocjach ktore rozsadzaja to co napislas od srodka. no i juz nie wiem, czy wiem.
pewnie jest jakis madre literackie okresklenie, gdy tekst mowiacy o jednym tak naprawde skrywa wiedze dostepna nielicznym, nawet nie tyle wtajemniczonym, co bardziej wyczulonym… ja przyznaje – nie jesterm. faceci podobno tak maja.

rozkladanie tego na czynniki pierwsze i odnoszenie sie do pojedynczych akapitow byloby barbarzynstwem. nie zamierzam wiec tego robic. moge tylko powiedziec, ze zgadzam sie z tym i nie zgadzam po polowie. gdzies tak.

na koniec powiem tylko, ze zrozumienie cieszy sie zdecydowanie przesadna atencja. jakze byloby nudno, gdyby wszyscy rozumieli wszystkich. a jaki bylby nudny swiat, gdyby nie deszcz i wiatr…


Pani Aniu Miła

Też tak kiedyś miałam. Źle mi było kiedy nie rozumiałam kogoś albo czegoś. I chciałam zrozumieć, bez względu na koszty. Jakby to był jakiś wewnętrzny przymus czy inny nakaz. Realizując ten przymus z wyjątkową starannością czasami nie zauważałam, że nieumyślnie doprowadzam do kolejnych nieporozumień. Tworzył się chaos.

Aż w końcu nadejszła wiekopomna chwila, kiedy zaczęłam dostrzegać, że koszty ponoszone przy próbach zrozumienia często przewyższają zyski z tegoż rozumienia płynące. A na dodatek nigdy nie było gwarancji, że to, co ja zrozumiałam było na pewno tym, co nadawca sobie życzył bym zrozumiała.

Teraz przyznaję się ochoczo do własnego niezrozumienia. W końcu każdy, kto twierdzi, że nie rozumiem kogoś lub czegoś, może mieć rację. Może rozumieć lepiej i głębiej niż ja. A z pewnością – inaczej.
Czasami jeszcze proszę o wytłumaczenie. Nigdy zaś nie będę apelować o brutalne wyprowadzenie mnie ze stanu niezrozumienia. Po co?

Pozdrawiam serdecznie…


Griszqu

Strasznie przepraszam, że jakiś niepokój wywołałam tym swoim pisaniem. Spieszę donieść uprzejmie, że w tym tekście nie ma żadnej wiedzy. Ani pół. Nawet ćwierci wiedzy nie ma. Żadnej.

Dlatego właśnie każdy może sobie te słowa rozumieć, jak chce. Albo nie rozumieć wcale. I ja z tego powodu nikomu, żadnych zarzutów czynić nie będę. Bo w tych słowach nie ma wiedzy! Są jakieś obserwacje, przemyślenia. Ale one nie są wiedzą. Nawet moją.

Pełna wolność i dowolność w rozumieniu lub niezrozumieniu. Bez początku i końca.
Tak właśnie chciałam to napisać. Dopuścić wielość cudzych interpretacji i żadnej z nich nie oceniać. Bo tu nie ma wiedzy…

Do prawdziwego da capo al fine czegoś jednak zabrakło. Jednego krótkiego zdania.
To Twój komentarz sprawił, że zauważyłam ten brak. Uzupełnię. Dziękuję.

Pozdrawiam starannie…


Magio

Bywa i tak jak piszesz, mamy tu do czynienia ze sztuką kompromisu, gorzej jeżeli musimy zrozumieć coś, co ma dla nas wartość życiową, wtedy koszta są nie ważne, oby się nie znaleźć w takiej sytuacji…
Drobnostek, zwyczajnych życiowych przystanków nie musimy rozumieć, wszystkich, ale są sprawy fundamentalne i należy je wyróżnić, bo inaczej to niezrozumienie osiąga granicę absurdu, a życie absurdem nie jest przecież.
Chociaż kto wie, może właśnie tak jest, tylko my tego nie rozumiemy i żyjemy w jakiejś ułudzie, że życie ma sens, kurczę, ale z tego złudzenia proszę mnie nie otrząsać!


Pani Aniu

Ładna ta Pani interpretacja jest. Bo jest Panina. Własna.

Pisze Pani o zrozumieniu czegoś, co ma wartość życiową. Dla Pani taką wartością może być “A”. Ale dla kogoś innego “A” nie ma żadnej wartości albo zgoła malutką, za to “B” się liczy ponad wszystko. I co wtedy? Przeć do przodu za wszelką cenę próbując zrozumieć dlaczego ten ktoś ma inną hierarchię wartości życiowych czy, po prostu, przyjąć do wiadomości, że ma inną? Nie zważać na koszta byle tylko osiągnąć kompromis?
Nie wiem. Ale jakoś czuję, że nie zawsze da się połączyć ogień z wodą. Czy cóś.

A czym jest lub nie jest życie to ja pojęcia nie mam. Definicji “życia” jest pewnie tyle ilu ludzi na świecie. Albo i więcej, bo one (te definicje) mogą ewoluować, tak jak my zmieniamy się w trakcie swojego życia.

O! Na przykład (w ostatnim, zapodanym przeze mnie utworze) Jurij Szewczuk śpiewa, że życie nie jest cukrem a śmierć to nie herbata. I każdy z nas może to sobie rozumieć jak chce. Bo to nie jest wiedza. A co to jest? – też nie wiem. Mogę to tylko, po swojemu, jakoś tam rozumieć. Ale to nie oznacza, że będę to rozumieć tak, jak to rozumie Szewczuk. A jeśli nie rozumiem tak, jak on, to czy powinnam z tego powodu zostać wyśmiana i napiętnowana? Albo może ja powinnam tak samo obśmiać Szewczuka, bo on te słowa rozumie inaczej niż ja?
Paranoja, prawda?

Pozdrawiam Panią z niczego nie otrząsając… :)


hmmmm

niepokojace teksty sa dobre. teksty wzbudzajace emocje sa dobre. przechodzenie nad tekstem do porzadku i wzruszanie ramionami zle o tekscie swiadczy. zamiast wiec przepraszac, moglabys sie ucieszyc. taki jest moj wniosek z sali – do rozwazenia.

no i jakos ta calkowita obojetnosc na interpretacje czytelnikow… no nie pasuje mi. no ale to Twoj tekst. ;-)


:)

Ale sama wiedza, że w kwestii dla nas ważnej inni mają zupełnie inne podejście już jest zrozumieniem, nie musimy rozumieć dlaczego oni tak mają, ważne że rozumiemy powód rozbieżności. To podstawa by szukać kompromisu albo zrezygnować. Niewiedza i niezrozumienie to podstawy konfliktu.
Ale nie rozstrząsam tego dalej, bo przecież nie o tym Pani tekst był, wyszłoby na to, że nie rozumiem jego przesłania, albo na siłę próbuję przekonać Panią, że Pani nierozumienie jest złe, to Pani stan, wybór, nie muszę go rozumieć a i Pani na tym nie zależy w końcu :)

pozdrawiam kończąc filozofowanie


Griszqu

Mhmm… Co by tu odpowiedzieć na takie dictum? Spróbuję tak…

Cieszę się bardzo, że ten tekst nie pozostawił Cię obojętnym wobec niego. Cieszę się, że nie tylko Ciebie. Ale nie mogę wiedzieć czy Ty życzyłeś sobie, żeby te słowa wzbudziły w Tobie, na przykład, niepokój. Stąd przeprosiny, za wzbudzanie uczuć czy emocji, których być może sobie nie życzyłeś.

A z drugiej strony… Skąd pewność, że interpretacje czytelników są mi obojętne? Czy to, że napisałam ten tekst z myślą o pełnej dowolności rozumienia tych słów świadczy o tym, że jestem na odczucia czytelników obojętna? Czy nieocenianie cudzych uczuć i emocji po lekturze mojej pisaniny może być uznane za brak zainteresowania nimi?
Pewnie, że tak. Ale to Twoja ocena. Ja się z nią nie muszę i nie chcę zgodzić. Bo nie jestem obojętna. Na żadne słowo tu napisane.

Pozdrawiam Cię ciepło i z pełnym zaangażowaniem…


Magio

jesli sobie nie zycze emocji, to nie zabieram sie za czytanie. czytajac, robie to na wlasna odpowiedzialnosc. pretensje do Ciebie swiadczylyby o buractwie. no ale to moje zdanie.

tak mi sie jakos wydaje, ze nie da sie byc jednoczesnie zainteresowanym i uniknac oceniania. bo ja nie do konca widze szans wylaczenia naszego aparatu oceny. zwlaszcza, gdy interpretacje innych nie sa nam obojetne. no ale moze po prostu Ty potrafisz, a ja wpadlem w pulapke mierzenia wlasna miara.

cieszac sie z Twojego zaangazowania z pozdrawianiu mnie odwzajemniam sie tym samym.


Dobra, dobra

A co to jest?

Nieliczni, którzy zdają sobie sprawę z własnego niezrozumienia, zaczną szukać. Szukać w sobie przebaczenia za poprzednie niezrozumienie i otwierać serce na nowe rozumienia. Choćby po to, by znaleźć usprawiedliwienie dla wcześniejszego chaosu. By pójść na nowy bój.

A to jest, kurna, kapitulacja.
I proszę mi bez takich.

Bo co innego jest przegrać.
A co innego jest podłożyć łeb.

Gówno.


Pani Aniu

Zgodzę się z Panią, że nasza wiedza może dotyczyć tylko tego, że ktoś ma zupełnie inne podejście, pogląd na coś tam, niż my. I tu się moja zgodność z Pani opinią kończy, bo ja już nie czuję się na siłach by wiedzieć, jakie są powody innego, niż moje, zrozumienia czegoś. Ja mogę się domyślać, czuć, próbować zrozumieć, ale wiedzieć nie będę.

A to, co Pani dalej napisała zasmuciło mnie bardzo. Jakżebym mogła oceniać to, czy Pani zrozumiała przesłanie mojego tekstu? Tekstu pozbawionego jakiejkolwiek wiedzy.

Ja się właśnie buntuję przeciwko takiemu ocenianiu. Nie chcę oceniać czyjegoś rozumienia moich emocji, uczuć, obserwacji i przemyśleń. Nie chcę i nie mogę napisać komuś, że nic nie zrozumiał albo zrozumiał źle. Niby co źle zrozumiał? Nie ma prawa rozumieć inaczej? Ma! Po stokroć – ma!

Pozdrawiam serdecznie…


Griszqu

Da się, kurde.
Mogę kogoś ocenić za jego znajomość teorii względności czy zagadnień z zakresu replikacji DNA. Ale nie mam prawa oceniać czyichś odczuć, które pojawiły się na przykład po przeczytaniu jakiegoś wiersza albo mojej pisaniny, wysłuchaniu piosenki czy mowy pogrzebowej.
Mogę się z tymi odczuciami zgadzać albo nie. Ale nie chcę i nie będę ich oceniać. Nie będę ich wartościować. Każdy ma prawo czuć tak, jak chce. Rozumieć, jak chce. Brak oceny w tym wypadku nie świadczy o obojętności.

Serdecznie, ciepło i nie oceniając pozdrawiam…


Niezrozumienie

ja żartuję, a Pani się smuci ot i puenta godna tekstu


Panie Igło

Jaka, kurna, kapitulacja?! :) Przed czym?

Ja nie podkładam łba. Mnie jest smutno, kiedy patrzę jak niektórym się wydaje, że mogą czyjeś odczuwanie oceniać według własnej, w ich przekonaniu lepszej, miary. No mogą i co z tego? Nic. Poza tym, że poczują się lepiej w sobie.
No trudno, nie potrafię i nie chcę patrzeć na świat przez czyjeś okulary. I chyba mam do takiego innego patrzenia pełne prawo.

To nie jest kapitulacja. Wprost przeciwnie – to bunt, który być może doprowadzi do dalszego niezrozumienia. (O tym mówią pominięte w cytacie słowa.) Ale to już nie jest mój problem, bo ja przyznaję sobie prawo do niezrozumienia innych, a innym prawo do niezrozumienia mnie.
Ja nie oceniam czegoś, co nie jest wiedzą w jakiejś dziedzinie. Nie piszę nikomu, że jest głupi, bo nie rozumie tego, co czuję, widzę i o czym myślę. Bo każdy może moje emocje czy obserwacje odczuwać inaczej. Bo ma do własnego odczuwania i rozumienia prawo.

Pozdrawiam nieco wojowniczo… :)


Pani Aniu

Faktycznie, całkiem nieźle się to spuentowało. :) Jakoś tak samo wyszło, bez pomocy niczyjej.

Pozdrawiam z uśmiechem…


Magio

na razie nic nie kumam , pewnie się odezwę jak coś załapię:)

prezes,traktor,redaktor


Maksie

Nikt tu do kumania nikogo nie zmusza. Wprost przeciwnie. Pełna wolność i dowolność w rozumieniu lub nierozumieniu.
Tak ma być. Tu, u mnie.

Odzywać się możesz do woli. A nawet częściej. :)


za malo zrozumialam

by komentowac, ale solidaryzuje sie w niezrozumieniu.
Czekam na nastepne teksty i takie rozmowy.

pozdrawiam cieplutko i zasylam wyrazy sympati i uznania.


Nierozumienie jako efekt zrozumienia

wiele trzeba nie rozumieć by zrozumieć... . A czasem za wiele rozumieć uniemożliwia zrozumienie.

A jednego nie zrozumieć się nie da:

..... we wszystkim pokłada nadzieję
..... wszystkiemu wierzy
..... nigdy nie ustaje.

teraz jakby rozumiemy, krzywo, jak w zwierciadle czyli prawie nie rozumiemy a kiedyś zobaczymy w pełni.. .

Hymn św. Pawła II Koryntian 13.1-13 to przecież “o nierozumieniu” jest… .

Tak mi się niejako skojarzyło.

Wszak “nierozumienie” to nic groźnego a nawet skarbem może być... .

pozdrawiam.

************************
Remont się skończył i rodzina się powiększa.. – czy to nie piękny zbieg okoliczności?


Bianko

Twoje niezrozumienie wyciągnęło ten tekst z odmętów mojej niepamięci. Przeczytałam jeszcze raz i wiesz co? Bardziej podoba mi się rozmowa pod tekstem, niż moja pisanina. Jak zwykle zresztą.

Dzięki za odwiedziny. Zaglądaj częściej.

Pozdrawiam ciepło i starannie…


Magio

sprawa jest dość prosta w tym przypadku – dobra rozmowa wypływa z dobrego tekstu. czasem dyskutanci odpływają w siną dal od tematu – i jest to niezwykle smakowita sina dal. tutaj konstrukcja Twojego tekstu pozwoliła utrzymać się jednocześnie w ryzach tematu i rozjechać w cztery strony świata.

no chyba, ze czegos z tego co się dzialo nie zrozumiałem ;-)


Poldku

No to nie rozumiem. :) Albo rozumiem, tylko fragmenty Biblii mi się pomieszały.

Kiedy piszesz o miłości, masz na myśli “Hymn o miłości” z I listu do Koryntian? Bo w II liście, to św. Paweł (w wersie 13 i dalej) tłumaczy się dlaczego zmienił plany podróży.
Zresztą, tak całkiem na marginesie, to II listu do Koryntian wyjątkowo nie lubię. Za jedno zdanie tam umieszczone. Ja w ogóle za św. Pawłem nie przepadam mimo, że uważam go za biblijnego intelektualistę. A intelekt zawsze szanuję.
A może nie lubię, bo nie rozumiem? Bo jak napisano w Księdze Koheleta (Koh 9,1) “nie rozpozna człowiek tego wszystkiego, co przed oczyma jego się dzieje.”
Nieważne. :)

Ważne, że remont skończyłeś. A najważniejsze, że rodzina Twoja się powiększy.

Pozdrawiam serdecznie dobre myśli przesyłając…


Magio

No widzisz, pomyliłem się z namiarami na Hymn – może w tym jakiś ukryty cel był ale nie mój tylko Opatrzności. Wszak nawet przez oślicę przemówi “dla zmylenia”.... . :-))))

Św. Paweł to niezły gość – lubię takich gwałtowników, zdeterminowanych. Chociaż niektórzy byli bardziej zdeterminowani, np. Orygenes który się wykastrował... .

Jednak zarówno św.Paweł jak i Św.Piotr byli w pewnym sensie podobnie. Piotr się odmienił i uspokoił po zaparciu się Piotra i nastąpiła u niego duża zmiana. Gdyż jak się czyta jego dialogi z Jezusem to był strasznie w gorącej wodzie kąpany. To zaparcie go zintegrowało i…. nie musiał niczego już udowadniać.

Natomiast św.Paweł to dla mnie jeszcze zagadka. Może powinienem poczytać o nim. Gdyż to ważna i dla mnie intrygująca postać. Faryzeusz, intelektualista gorliwy do bólu w dziedzinie Prawa, “dyszący nienawiścią” do innowierców(chrześcijan). Aż tu nagle “spadł z konia” i… . Jaki stał się nowy Paweł?

Na pewno pokorny, nie było mu łatwo gdyż apostołowie bali się, że to podstęp cwanego Szawła który był zdeterminowany by zniszczyć chrześcijan. Jednak okazało się, że nie. Był prowadzony i dał się prowadzić. Lekcja Pawła to świetny przykład jak z zarozumiałego człowieka pewnego swojego intelektu rodzi się wierny, pokorny i gorliwy chrześcijanin.

Wg mnie tego się nie da wytłumaczyć jak łaską Boga. Bóg często objawia się jako źródło nieopisanego pokoju – innego od wszystkiego czego człowiek może doświadczyć na ziemi. I to zmienia człowieka silniej niż wszystko inne.
Porównał bym to doświadczenie do przebywania w towarzystwie bezbronnego dziecka. Bardzo szybko nawet nieczuły człowiek wymięknie… .

Przepraszam za zbyt długą dygresję. Zaskoczyłaś mnie tą pomyłką z namiarami. Muszę otworzyć II kor – być może tam coś na mnie czeka.

Dziękuję też za inspirację św. Pawłem – poczytam o nim.

Pozdrawiam!

p.s.
remont – jak miło jest mieszkać w pachnącym świeżością domku – poddaszu. Warto było przejść przez ten “poligon” i totalną demolkę której końca nie było często widać. :-)

************************
Remont się skończył i rodzina się powiększa.. – czy to nie piękny zbieg okoliczności?


Pierwszy byl tekst, rozmowa potem

,trzeba miec to cos by prowokowac takie rozmowy.
Uklony i serdecznosci.
ide poczytac wiecej.


Subskrybuj zawartość