Trzej magowie i gwiazda.

Na okoliczność święta “Trzech Króli”, czy też “Objawienia” przedstawiam tekst mojej serdecznej koleżanki, Jadzi Donatowicz. Jadzia jest astronomem na Uniwersytecie Wiedeńskim. Jej zawodowe spojrzenie na zjawiska dziejące się na nieboskłonie nie odziera mitu z jego nadnaturalnej bajkowości. Pozwala jednak ujrzeć to, co działo się ponad 2000 lat temu, w nieco innym świetle.

* * *

Jadzia Donatowicz – Gwiazda Betlejemska

A’propos:
W Ewangelii wg świętego Mateusza jest mowa o ‘gwieździe’, która mędrcom ze wschodu wskazywała drogę do Betlejem.

Przypuszczalnie rzadko myśli się o tym, jakie astronomiczne zjawisko związane było z wymienionym przekazem w Ewangelii. Czy gwiazda ta istniała naprawdę? Czy rzeczywiście wypełniała przypisywaną jej funkcję ‘drogowskazu’? A może po prostu wszystko to jest jedynie pobożną legendą?...

W czasie moich studiów astronomii na Uniwersytecie Wiedeńskim, miałam szczęście poznać prof. Konradina Ferrari d’Ochieppo z Insbrucka, astronoma, który znaczną część swego życia poświęcił badaniom archeoastronomicznym, dotyczącym ‘Gwiazdy Betlejemskiej’. Swoimi pracami przyczynił się do rozszyfrowania babilońskich glinianych tabliczek kalendarzowych i obliczeniowych z zapiskami w piśmie klinowym jak też do ich astronomicznej interpretacji.

Poniżej staram się streścić tok rozważań prof. d’Ochieppo opracowany znacznie szerzej w napisanej przez niego książce: ‘Der Stern der Weisen’ – Geschichte oder Legende? (‘Gwiazda Mędrców’ – historia, czy legenda?).

Kilka lat temu, współpracując z archeologami z Uniwersytetu w Bernie nad rekonstrukcja kalendarza babilońskiego, miałam okazję zobaczyć niektóre z tych glinianych tabliczek – a że było to właśnie tuż przed Bożym Narodzeniem… No cóż – okres Bożego Narodzenia ma zupełnie wyjątkową, swoistą romantykę. Pomyślałam, że nieco inne spojrzenie na historię o ‘gwieździe’ dobrze do tego kontekstu pasuje. Noce są długie – a rozgwieżdżone niebo miło działa na wyobraźnię...

Kalendarzowa pomyłka

Gwiazdy dla astronomów są oczywiście obiektami nie tylko romantycznymi, ale przede wszystkim stanowią przedmiot ich badań. Z pewnością zrozumiałym i uzasadnionym będzie, że zadali sobie pytanie, czy wobec ‘Gwiazdy Betlejemskiej’ – poza jej znaczeniem religijnym – istnieje również i naturalne wyjaśnienie tego zjawiska. Była to rzeczywiście gwiazda? A może kometa, lub też nawet i supernowa?

Pierwszy krok w kierunku próby obiektywnej interpretacji prowadzi do zastanowienia się, w jakim czasie należałoby poszukiwać na niebie tak rzucającego się w oczy zjawiska?

Konwencję zliczania lat w odniesieniu do daty narodzin Chrystusa wprowadził w roku 1278 ‘ab urbe condita’* (=525 A.D.) uczony mnich – Dionisius Exiguus. Przy tej okazji – niestety – przydarzył mu się błąd rzędu 7 lat w taki sposób, że datę urodzin Chrystusa ustalił o wymienione 7 lat za późno. Dokładniej więc biorąc powinniśmy do naszego systemu kalendarzowego dodać 7 lat, przez co ‘mistyczny krok’ w trzecie tysiąclecie mielibyśmy właściwie już od 18 lat za sobą. Dla astronomicznych rozważań oznacza to konkretnie, że poszukiwane wydarzenie astronomiczne miało miejsce w siódmym roku przed naszą erą.

Co zobaczyli magowie?

Ruchy ciał niebieskich są obecnie tak dobrze znane i opisane, że nie jest większym problemem zrekonstruować ich pozycje sięgając nawet do kilku tysięcy lat wstecz. Mimo to, zawsze bardzo pomocnym jest istnienie autentycznych przekazów danego czasokresu.

We wspomnianej uprzednio ewangelii św. Mateusza mowa jest o ‘...magach ze wschodu’. Jedynym w owym czasie znaczącym centrum ‘gwiazdoznawstwa’ na wschód od Palestyny był Babilon. Co do ‘magów’ – chodziło tu najprawdopodobniej o uczonych kapłanów świątynnych z Babilonu, którym ruchy gwiazd, a szczególnie ‘gwiazd wędrownych’, czyli planet – dobrze były znane.

I rzeczywiście, istnieje znaczna ilość zapisków w piśmie klinowym, na tabliczkach glinianych z tego okresu, umożliwiających wgląd w późnobabilońską astronomię. Należy jednak przy tym uwzględnić, że ówcześni ‘nieboznawcy’ nie byli naukowcami we współczesnym tego słowa znaczeniu. Tamtejszy świat nacechowany był bardziej mistyczno-magicznym postrzeganiem rzeczywistości. Gwiazdy były bóstwami i demonami zarazem, a ich bieg obserwowano nie dlatego, aby zgłębić prawa rządzące ich ruchem, ale aby móc przewidzieć ich wpływ na człowieka.


a) Kalendarz w piśmie klinowym z roku narodzenia Chrystusa: okres: 1-2 kwietnia, 7 r.pne do 19.kwietnia 6 r. pne. [British Museum, Nr.Inw. 35429]. Przedstawiony tutaj fragment kalendarza babilońskiego wskazuje, że był on przeznaczony wyłącznie do użytku przez fachowców. Trzy ostatnie linijki stanowią wyciąg z tabeli obliczeniowych astronomów babilońskich i zapisane są w formie oszczędzającego miejsce ‘stenogramu’.
b) Czytelna rekonstrukcja i jej przekład: 30-ty dzień miesiąca Tisri = 1-go Arah’samna: Jupiter i Saturn w Rybach, Venus w Skorpionie, Merkury w Wadze, Mars w Strzelcu; 5-tego – Venus w Skorpionie zachód wieczorny; 6-tego wejście Marsa w Koziorożca; 13-tego Venus w Skorpionie, wschód poranny; 14-tego pełnia Księżyca; 15-tego wejście Merkurego w Skorpiona; 18-tego kosmiczny zachód Plejad; 20-tego Jupiter w Rybach – zachodnie stanowisko; 21-szego Saturn w Rybach – zachodnie stanowisko; 28-go wejście Księżyca w obszar słoneczny.

Szczególne znaczenie ma tutaj hierarchia, którą przypisywano planetom-bogom. Na pierwszym miejscu królował Jowisz. Jego biało-srebrne światło i majestatyczna, pozorna wędrówka po niebieskim zodiaku w 12-letnim cyklu, nadały mu dominującą pozycję na nieboskłonie. Późnobabilońscy ‘gwiazdoznawcy’ czcili w nim Marduka – ich najwyższe bóstwo. Tabliczki gliniane przekazują zapis o ekstremalnie rzadkim, potrójnym spotkaniu Jupitera i Saturna, i to właśnie w roku 7-mym (wg dzisiejszego kalendarza) przed narodzeniem Chrystusa. Jest to właśnie dokładnie poszukiwany przez nas czasokres.


Schematyczne przedstawienie wielkiej koniunkcji miedzy Jupiterem a Saturnem. Szybsza w obiegu wokół Słońca Ziemia (1 rok) wyprzedza Jupitera (12 lat), powodując obserwowany efekt pętli opozycyjnej.

Jakie astrologiczne znaczenie przypisywane było Saturnowi? Saturn uważany był za planetę narodu żydowskiego, co również wynika z przekazu w słynnych zwojach pism znalezionych w Qumran. Oprócz – typowego wówczas – przyporządkowywania planet narodom, znaki zodiaku znajdowały swoje odpowiedniki w poszczególnych krajach. I tak np. ‘Ryby’ stanowiły symbol Palestyny…

Spróbujmy podsumować: potrójne spotkanie Jupitera z Saturnem (tzw. ‘wielka koniunkcja’), było absolutnie rzadkim i o wyjątkowo dużym znaczeniu wydarzeniem dla – mistycyzmem i magią naznaczonego – ówczesnego sposobu myślenia. Do tego dochodzi fakt, ze Jupiter, najwyższe bóstwo Babilonu, spotyka Saturna, kosmicznego przedstawiciela narodu żydowskiego, i to akurat w znaku ‘Ryb’, będącym symbolem Palestyny. Jest wysoce prawdopodobnym, że takie zjawisko mogło być interpretowane, jako wskazówka narodzin króla żydowskiego w Jerozolimie. I faktycznie. Konstelacja ta była tak rzadka, i dla ‘magów’ tak bardzo przekonywująca, że udali się w daleką, pełną trudów drogę, aby nowonarodzonemu Królowi pokłon złożyć należny…


Mozaika bizantyjska: “Trzej Magowie”, Bazylika Santi Apollinare Nuovo, Ravenna

Precyzyjna rekonstrukcja wydarzeń

Okoliczność, że owe ‘orientalne odwiedziny’ wywołały u Heroda niemałe zdziwienie – jako że nikt o nowonarodzonym królu, ani też o ‘gwieździe’ nic nie wiedział – stanowi również swego rodzaju poszlakę, że nie mogło tu chodzić o kometę, której rzucające się w oczy pojawienie, z typowym ‘warkoczem’ – nie uszłoby jego uwadze. Przede wszystkim jednak – komety zawsze traktowane były jako zwiastuny nieszczęścia. Nigdy wiec nie mogły być zapowiedzią radosnego wydarzenia, jakim niewątpliwie były narodziny króla!

Podobnie i ‘magowie’ nie byli prostymi ludźmi, którzy – przestraszeni nagłym zjawiskiem na niebie, jakim są komety – gnali do Judei, by szukać zaraz nowonarodzonego króla-zbawiciela. Nie. Byli raczej wielostronnie wykształconymi, poważnymi poszukiwaczami prawdy, wierzącymi, że poznali pewne zależności miedzy ‘boskimi’ znakami na niebie a wydarzeniami na Ziemi.


Pętle opozycyjne Jupitera i Saturna w czasie wielkiej koniunkcji w 7 r. pne.

Jeśli chodzi o czas widoczności ‘wielkiej koniunkcji’ pomiędzy Jupiterem a Saturnem – w zapiskach babilońskich odnajdujemy zupełnie precyzyjne informacje: podczas, gdy Jupiter po okresie swojej niewidoczności spowodowanej bliskością Słońca, 15 marca (7 r. p.n.Ch.) pojawił się ponownie na porannym niebie, (tzw. ‘wczesny wschód’), przyszło słabszemu co do jasności Saturnowi poczekać na podobne warunki aż do 4 kwietnia (7 r. p.n.Ch.). (W źródłach oryginalnych, daty te podane są naturalnie w terminologii i systemie kalendarza babilońskiego). W czasie pierwszej widoczności na porannym niebie obie planety były od siebie oddalone o kilka dobrych stopni. Odległość ta jednak zmniejszała się szybko i z początkiem pętli opozycyjnej zakreślanej na niebie przez Jowisza, wynosiła już tylko ok. 2 stopnie.

Pętla opozycyjna jest efektem geometrycznym, zachodzącym na skutek szybszego obiegu Słońca przez Ziemię aniżeli czynią to tzw. planety ‘zewnętrzne’, tj. oddalone od Słońca bardziej, niż Ziemia. Powstaje ona niejako przy ‘wyprzedzaniu’ tych planet przez Ziemię.


Potrójne spotkanie Jupitera z Saturnem w Rybach; pętle opozycyjne wielkiej koniunkcji w 7 r. pne.

W tabliczkach kalendarzowych szczególnie zaznaczona jest pora tuż przed właściwym położeniem opozycyjnym, kiedy to 15-go września (7 r. p.n.Ch.) obie planety równocześnie wzeszły na wieczornym niebie (tzw. ‘wschód wieczorny’), będąc oddalonymi od siebie zaledwie o 1 stopień. Odległość ta zmniejszyła się następnie aż do kilku zaledwie sekund.

Najprawdopodobniej w tym właśnie czasie ‘magowie’ rozpoczęli swoja podroż, gdyż teraz ta niezwykła konstelacja widoczna była poprzez całą noc. Według tego można szacować, że ich przybycie do Jerozolimy mogło mieć miejsce w dwa miesiące później, a więc gdzieś około połowy listopada.

Kiedy więc magowie ‘wstąpili’ do Heroda, ten wypytał uczonych w piśmie i kapłanów gdzie ów rzekomy ‘Król Żydów’ miał się narodzić. To od niego dopiero dowiedzieli się, że to ‘w Betlejem stać się miało’...

Jeszcze tego samego wieczoru opuścili Jerozolimę i udali się w drogę do niecałe 10 km na południe położonego miejsca. Wkrótce po zachodzie Słońca, ujrzeli Jowisza i Saturna, ich ‘gwiazdę’, niecałe 50 stopni nad horyzontem, niemal dokładnie w kierunku drogi, wzdłuż której podróżowali. Wydawało się, że pokazywała im drogę...

Światło zodiakalne

Dochodzi tutaj jeszcze pewien specyficzny dla południowej szerokości geograficznej efekt, który przypuszczalnie owo wrażenie ‘gwiazdy wskazującej drogę’ znacznie wzmocnił. Jest to rodzaj poświaty w kształcie stożka, znany w astronomii jako ‘światło zodiakalne’ – fenomen będący skutkiem oddziaływania zewnętrznej korony Słońca z materią międzyplanetarną w obrębie ekliptyki (odkryty w latach 1683-86 przez J.D. Cassiniego i N.Fatio).

Kiedy owego wieczoru ‘magowie’ ciągnęli w kierunku Betlejem, ‘podwójna’ gwiazda Jupiter i Saturn ukazała się właśnie na szczycie tegoż stożka światła, które w ten sposób rozlało się dokładnie nad celem ich podroży…


Po lewej: wielka koniunkcja Jupitera z Saturnem w stożku światła zodiakalnego nad Betlejem: 12 listopada, 7 r. p.n.e. (symulacja). Po prawej: wędrówka światła zodiakalnego nad Betlejem po zachodzie Słońca: 12 listopada, 7 r. p.n.e.


Przykład światła zodiakalnego – światła słonecznego rozproszonego na cząstkach pyłu zgromadzonego w płaszczyźnie Układu Słonecznego. Kierunek w górę stożka wyznacza płaszczyznę ekliptyki. Fotografia dzięki uprzejmości Chrisa L. Petersona, który wykonał ją 18.11.2001 w Górach Skalistych 100km od Denver. Z reguły światło zodiakalne ma jasność podobną do Drogi Mlecznej, tutaj zostało nieco wzmocnione przez aktywny wtedy rój meteorów – Leonidów.

Tego rodzaju zjawisko można obserwować oczywiście tylko wówczas, kiedy mocniejsze światło Księżyca nie dominuje na niebie. Data przybycia ‘magów’ do Betlejem daje się w ten sposób dokładnie ustalić: 12 listopada (7 r. p.n.Ch.). Oznacza to, że w listopadzie 1994r, upłynęło 2000 lat od czasu kiedy ‘gwiazda’ wskazywała drogę do żłóbka…

Pozorna sprzeczność, polegająca na tym, że mowa jest tu o dwóch gwiazdach (właściwie planetach), podczas kiedy w przekazie św. Mateusza wymieniona jest tylko jedna, daje się uzasadnić następująco: pomijając fakt, że dwa bardzo blisko siebie (na linii widoczności) położone ciała niebieskie stwarzać mogą optycznie efekt jednego obiektu, wymienić należy istotny w tym kontekście dokument historyczny, datujący się na początek 4-go stulecia (najwyraźniej odpis znacznie starszego dokumentu, zagubionego oryginału), znany pod nazwa ‘Papyrus-Codex Bodmer V’, który i to zwątpienie usuwa.

W greckim tekście tego papirusu można przeczytać: ‘...ujrzeli gwiazdy i podążyli za nimi’. Mamy tutaj nawet dwukrotny przekaz liczby mnogiej. Jak wiec doszło do tego, że w naszej ikonografii ‘żłóbkowej’ – ‘zagnieździła’ się kometa?

Kometa w tradycji szopek

Najbardziej znana spośród komet – kometa Halley’a, której trajektoria i okres są dobrze znane i wystarczająco udokumentowane, ‘gwiazdą betlejemską’ być nie mogła, ponieważ w tym czasie – pominąwszy już jej negatywne astrologiczne znaczenie – nie była widoczna. ‘Sprawcą’ naszej żłóbkowej komety jest słynny malarz Giotto di Bondone, który w jednym z fresków kaplicy Capella degli Scrovegni al Arena w Padwie uwiecznił temat narodzin Chrystusa z kometą-gwiazdą betlejemską.


Giotto di Bondone: “Adorazione dei Magi” – “Adoracja magów”, Padwa, Cappella degli Scrovegni

W roku 1301 Giotto jednak rzeczywiście obserwował pojawienie się znacznej komety i – będąc pod wpływem tego zjawiska – przeniósł go na wspomniany fresk. Obliczenia potwierdziły, że była to w tym przypadku słynna kometa Halley’a. Oczywiście wówczas nie nosiła ona jeszcze tej nazwy; Edmund Halley obliczył jej orbitę dopiero w r. 1695, co z kolei przyczyniło się do późniejszego nadania jego imienia tej komecie.

W ten jednak sposób komety pozostały w naszych malowniczych żłóbkach i szopkach, czyniąc – z estetycznego punktu widzenia – wrażenie bardziej atrakcyjne, aniżeli jakaś koniunkcja planet. Jednak – w swej nadzwyczajnej konstelacji – ta ostania właśnie stała się dla ówczesnych ‘gwiazdoznawców’ powodem wystarczającym, aby udać się na poszukiwanie nowonarodzonego króla. Kometa by tego spowodować nie mogła.

Dlatego – kończąc – pozostaje tylko jeszcze zastanowić się, czy nauka wreszcie znalazła ‘naturalne’ wyjaśnienie tamtego zjawiska i czy magowie – z dzisiejszego punktu widzenia – dzięki splotowi szczęśliwych przypadków odnaleźli drogę do Betlejem, czy też o wiele bardziej było to boskie zrządzenie, które wskazało im drogę do Mesjasza… A może po prostu nie ma tu sprzeczności?

_____________________
* ‘ab urbe condita’ – ‘od założenia miasta’ (Rzymu)

Literatura

Autor: Konradin Ferrari d’Ochieppo:

‘Der Stern der Weisen’ – Geschichte oder Legende ? (Wyd. ‘Herold’, Wien, 1977)
‘Der Stern von Betlehem – aus der Sicht der Astronomie’ (Wyd. Franckh-Kosmos, Stuttgart, 1991)

Średnia ocena
(głosy: 4)

komentarze

Bardzo ciekawe

i znakomicie napisane.
Pogratuluj koleżance, Magio…

I brawa dla Ciebie za wybór!


Dziękuję, Merlocie

Oczywiście przekażę Jadzi gratulacje.


Znakomicie napisane

dzięki czemu bardzo dobrze się czyta.
Podoba mi się, że z powodu pomyłki w obliczeniach, mamy źle ustawiony kalendarz.

Dołączam się do gratulacji dla Pani Jadzi Donatowicz.

:)


Gretchen

No jak się temu przyjrzeć dokładnie, to wychodzi, że mamy rok 2019 po narodzeniu Chrystusa.
I to jest raczej optymistyczna wiadomość, jeśli za punkt odniesienia przyjąć masowo rozpowszechniane plotki, opowieści i “proroctwa” o końcu świata w 2012 wg kalendarza Majów, Azteków i kogoś tam jeszcze.. :)

Podesłałam Jadzi linkę do TXT. Sama więc odbiera wszelkie gratulacje.


Magio

Więc ja właśnie o tym.
Koniec świata zapowiadany na rok 2012 już się odbył i wszyscy przeoczyli. I bardzo tak tym wszystkim dobrze!
Pomyśl też o innych proroctwach i przepowiedniach, które już się spełniły a ludność wciąż na nie czeka. Rewelacja!

Żyjemy więc po końcu świata i w gruncie rzeczy to się daje odczuć. Na każdym kroku.Wiele mi to wyjaśnia, przyznam.

:))


Nie ma tak "letko", Gretchen

Czy słyszałaś przedtem o Dionisiusie Exiguusie?
Jeśli o mnie chodzi, to zostałam uświadomiona dopiero przez Jadzę. Wcześniej miałam jako takie pojęcie o kalendarzu juliańskim i gregoriańskim. Ale o tym Dionisiusie Exiguusie i jego kalendarzowych obrachunkach? Mowy nie ma, ani ździebełka.

I tu, domniemywam, podobna do mojej ignorancja panuje na tych wszystkich stronach i w wydawnictwach obwieszczających “urbi et orbi” koniec świata w 2012.

Inna sprawa, że dzisiejszy świat, taki jakim go znamy, może się zmienić znacząco. Jednakże nie oznacza to z pewnością jego końca. Przecież Życie na tej planecie doświadczyło już pięciu (jeśli naukowcy nie pierdyknęli się w badaniach i ich interpretacjach) potężnych wymierań. A Życie trwa…


Ta jasne! Słyszałam! :)

Nie żartuj, proszę.
Ignorancja może panować, w końcu czemu nie, ale tu chodzi jeszcze o coś innego. O to mianowicie, że rok 2012 już był.
I wiesz, ja słyszałam od jednej Pani, która się zna na rzeczy, że całe to wyczytanie armagiedonu z kalendarza Majów to lipa i marketing.
Teraz sobie łączę i mi wychodzi coś tam, mniej więcej.

A Życie trwa.


Się uśmiechnęłam, proszę Gretchen.

Ależ oczywiście. Toć już od dawna wiadomo, przynajmniej od czasów twórcy współczesnego PR i marketingu – Edzia Bernays’a, że najlepiej sprzedają się złe wiadomości. :)
Te wszystkie blablania o końcu świata w 2012 oraz niuejdżowe pierniczenia o “kubłach miłości”, wylewanych na nas przez naszych “przyjaciół z pozaziemskich cywilizacji” celem ratowania Ziemi i jej “przebudzonych synów i córek”, zarobiły swoje w twardej walucie i dalej zarabiają.
No cóż, ignorantów nie sieją. Sami są tym, czym są. Coś tam dla siebie wybrali.

Inna sprawa, że nasilają się pewne naturalne zjawiska (cyklicznie powtarzalne, czego nie chcą przyjąć do wiadomości np. ci “ociepleni na rozumie”), które mogą przynieść w efekcie naprawdę znaczące zmiany.


Niezwykle ciekawe

Magio.
Pozdrów Jadzię :)


Dorciu

Dziękuję w imieniu Autorki.
Jadzia zapewne jest już pozdrowiona bo, jak wspominałam wcześniej, rzuciłam Jej linkę.

A tak przy okazji, Jadzia jest współautorką badań, których wyniki opublikowano kilka dni temu w magazynie naukowym Nature.

Pisano też trochę o tych badaniach w Polsce. Dla przykładu w artykule: Naukowcy: planety w kosmosie to reguła, a nie wyjątek.


Subskrybuj zawartość