Jak rozmawiać z uczniem?

Szkoła kreuje przyszłe pokolenia. Wstawić pytajnik? Nie, to prawda. Dom rodzinny powinien mieć największy wpływ, ale nie ma. Wciska się młody umysł na co najmniej 9 lat do szkoły publicznej i w niej kształtują się jego postawy, zachowania i umiejętności.
Instytucja szkoły ma bogatą ofertę na papierze, w rzeczywistości jest jak zwykle, czyli papier dużo wytrzyma.

Kilkanaście lat temu lamentowano, że szkoła uczy wg schematu zakuć, zdać, zapomnieć (na studiach było jeszcze czwarte zet). Zaczęto więc zmieniać szkoły by po kilkunastu latach obudzić się, że zmian jest niewiele skoro w szkołach uczy się głownie jak zdać test. W ten sposób jest mierzona jakość pracy więc szkoły żyją od testu do testu. Pod drodze społeczeństwo zupełnie wywróciło do góry nogami swoje życie i tak się rozpędziło w gonitwie za króliczkiem, że szkoła została daleko za górami i lasami.

A ona powinna być nie za górą, nie za rzeką, lecz zupełnie niedaleko
Tylko co to znaczy być niedaleko. Jeśli chodzi o przedmioty humanistyczne (mam na myśli język polski i historię) to właściwie naukę kończy się w okolicach drugiej wojny światowej. Wojna skończyła się ponad 60 lat temu, ale w szkole świat zatrzymał się mniej więcej w tamtym okresie. Potem to lepiej nie przekraczać Rubikonu. Sami nauczyciele też wola udawać, ze mamy lata 80-te względnie początek 90-tych, bo nijak nie idzie nadązyć za światem. Zresztą niby jak miałbym nadążyć.

Już dochodzę do sedna. Do komunikacji z uczniami. Na poziomie materiału, który zaleca mi szefostwo do zrealizowania to jeszcze jakoś się dogadamy, ale w takiej codziennym przebywaniu tak ważnym dla celów wyższych niż tylko zdanie testu już jest gorzej.

Dostałem mejla, w którym jest napisane coś takiego (treść zmieniona)

HeJkA cO MaMy ZaBrAć nA oGnIsKo:...>> Bo LoLa aaah..;%#)) NiE No ŻaL.pL aLe jA JeStEm TeRaZ wEgEtArIaNką :..>/ KiEłBaSy nIe JeM ..8) ...*>

(no to się trochę zmachałem) Poza tym wypada mi wiedzieć co się dzieje w świecie, ale nie tylko co w polityce, ale obejrzeć kilka opowiastek z Czesiem, jakiś serial meksykański by wiedzieć jak wyglądają wymarzone mundurki szkolne, wiedzieć, ze LOL w tym miesiącu to wyraz pozytywny, a w przyszłym już pejoratywny. Poznać nowe słówka i zwroty czyli wiedzieć kiedy zrobić ramę jak zareagować gdy wykipią buraczki kto wchodzi do szafy czasem dziuknąć albo się wymiksować z wątpliwego melanżu.

Mogę też udawać, ze nie ma tego świata koło mnie. Szukać piekjnej polszczyzny, która jest zawsze na czasie i jest to świetna metoda dopóki nie ma problemów i dopóki stoję i patrzę na uczniów z katedry.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Najłatwiej nie rozmawiać:)

wbrew pozorom , to z tego co pamiętam ze swojej edukacji to większość nauczycieli wybiera tę opcję.
Znaczy nie rozmawia tylko mówi/nakazuje/krzyczy itd

Choć rozmowy też były, ale to z nielicznymi nauczycielami.

Poza tym troche poważniej, to szkoła zawsze będzie trochę z tyłu i to mam wrażenie, nie jest aż tak złe, nie da się, by szkoła dorównała do szybko zmieniającego się świata i nie wiem czy to też jest aż tak potrzebne.

Oczywiście mas zrację, z tym polskim i historią, bo w sumie żeby za wspólczesną literaturę służyła ,,,Dżuma” Camusa i powojenna literatura polska typu Hłasko, to jest przegięcie.
Fakt że z historii też do 2 wojny się dochodzi (przynajmniej te ponad kilka lat za moich czasów)

Sposób na to?
Nie powtarzać w LO materiału z gimnazjum, nie zaczynać od początku znowu czy historii czy historii literatury.

A co do komunikacji z uczniem, to mam wrażenie, ważne by być szczerym, bo jak ktoś na siłę się naczy języka młodziezowego (zresztą to rzecz tak szybko się zmieniająca że trudno0 to i tak sztuczność wyjdzie jego prędzej czy póxniej.

pzdr

P.S. ja zauważyłem nawet nie tylke problem w komunikacji ale tak zdziwienie moje, bo np. tłumaczyłem przysłowie jakieś niemieckie i grupa 20 osób się na mnie patrzy zdziwiona, bo on jakiegoś powiedzenia/przyszłowia po polsku nie znają i nigdy nie słyszeli.
A mi się wydawało to oczywiste i powszechne, tak już kilka razy mi się zdarzyło.

pzdr


grześ

Szkoła powinna być z natury troche konserwatywna. Takie mam przekonanie. Wiem , ze gonienie za młodzieżowym slangiem jest bez sensu, bo to my mamy ich uczyć, a nie na odwrót. Nie mniej dla wzajemnego zrozumienia potrzeba choć troche się orientować, żeby łamać bariery nauczyciel-uczeń.
Nie oznacza to wcale, że będę się gibał i silił się na nawijkę, bo pewnie wyglądałbym jak idiota.

Co do historii oprócz tego, ze trudno się wyrobić z materiałem to jeszcze dochodzi syndrom historyka powojennego, który wolał grzebać w Polsce piastowskiej bo tam nie wpadał na miny niedostosowania światopoglądowego. Tymczasem uczniowie więcej wiedzą o Ramzesie czy Henryku VIII niz o Gomułce czy Pol Pocie


Na ognisko

trzeba zabrać zapałki i nie zabierać kretynów.

Wtedy mamy więcej przyjemności i mniejsze niebezpieczeństwo pożaru lasu.


@Panowie uczący

Nie wiem za wiele na ten temat, bo nie jestem nauczycielem. Ale tym chętniej się wypowiem :)

Faktycznie, problemem może być porozumienie nauczyciela z uczniem.

Jako, ze jestem taki młody i w ogóle, zdawało mi się, że będę maił dobry kontakt ze swoimi róweiśnikami i osobami ode mnie starszymi, które uczę angielskiego od czasu do czasu. No i przytrafiło się, że miałem takiego uczącego się faceta. Wykształcony, parę lat starszy ode mnie. I zastanawiam się jak mu pewne elementy gramatyki wytlumaczyć i odwołuję się do sytuacji z czego, co jak mi się zdawało każdy zna. Ot, z Verne, “Podróżny do wnętrza Ziemi”. Bo ja tego Verne jako gówniarz czytałem, co więcej podczas wyjazdu nad morze pod zgubny wpływem lektury popsułem zegarki ojca i dziadka, by zrobić lupę jak C. Smith, za co dostałem słuszną burę. No i mi się wydawało, że każdy czytał, co ode mnie straszy albo w moim wieku.

I dupa, bo nie czytał. Brak wspólnego doświadczenia, brak kontaktu. Czytał chyab partyjne okólniki, sądząc po przyzerowej zdolności kojarzenia.

Wziałem się na sposób i wtłukłem mu do głowy wymyśloną przez mnie nomenklaturę zgodnie z zasadą, że jak raz wejdzie to nie wyjdzie. Więc ogólnie, moje porozumienie z nim nie zaistniało. Zaistniała mentalna przemoc, ale się nauczył.

W grncie rzeczy jednak, szkoła ma za zadanie zmieniać człowieka. Zwykle nie zmienia go w nic dobrego (to moja osobista myśl), ale skoro i tak amiany nie da się uniknąć, to możen by tak nie próbować nadążać za młodzieżową nomenkalturą? Może by tak olać ciepłym moczem młodizeżowy sposób myślenia i czytania i pisania. Po prostu wymagać dostasowania do przedmiotu? Bycia zrozumiałym?

Chyba pierniczę, co?


Sajonara

Właśnie wróciłam z takiego szkolenia poświęconego sprawom zbliżonym do tego, o czym piszesz.

Generalnie dotyczyło tego jak budować autorytet rodziców i nauczycieli w rzeczywistości, w której żyjemy. Zwłaszcza w odniesieniu do tzw. trudnych dzieci.

Przyjechał jeden Profesor z Uniwersytetu w Tel Avivie, a drugi z Niemiec i to, co mówili było naprawdę niesamowite.

Choć odzywały się takie głosy, że u nas to się nie da, bo…

No nie wiem dlaczego akurat u nas się nie da skoro się daje w różnych częściach tego globu. Może by można spróbować w końcu, prawda?

W odniesieniu do nauczycieli (bo co Ci będę truła o psychoterapeutach?) mówili, że to jest zawód samotny .

Nauczyciel to taka osoba, która coraz częściej ma przeciwko sobie wszystkich: uczniów, rodziców uczniów, innych nauczycieli.

Podobno w Niemczech bestsellerem jest aktualnie książka, taki poradnik, w którym opisane są sposoby jak możesz jeszcze bardziej znienawidzić swojego nauczyciela .


Nie pierniczysz

wedle mnie został zerwany kontakt międzypokoleniowy.
On zawsze był utrudniony ale był przekaz pewnych zasobów wspólnych kalk kulturowo/językowych przy zachowaniu zmian związanych z upływem czasu.

Teraz to przepadło.

Otacza nas wzbierające morze bełkotliwej głupoty usankcjonowanej poprzez media.


@Igła

Tak właściwie to nie wiem. No media, jak to media. Ale w gruncie rzeczy nie mam problemu z porozumieniem. am problem ze wspólnymi metaforami. Ot choćby fakt, ze mogę zapewne z Igłą pogadać odnosząc się do Verne’a, albo Dickensa. Z drugiej strony jak się będę chciał odnosić do jakiejś japońskiej kreskówki, pewnie będzie nam brakowało wspólnego punktu. A ze mną nie da sie pogadać np. odnosząc się do filmów Almadovara, bo kilka obejrzałem i żadnego nie zapamiętałem, takie są nudne i płciowo bezpłciowe.

Faktycznie, problemem jest to, że teraz chyba kultura przestae odgrywać taką role w kounikacji, jaką odgrywała. Nie ma już powszechnych klasyków. Jeśli kiedykolwiek byli. Może ich stnienie to tylko moje chciejstwo. Ot, powiem, ze mam pickwickowski stosunek do czegoś a ktoś mnie zbije, że go obrażam, bo o stosunkach gadam.

Nie wiem jak to przerzucić na temat szkolnictwa. Zwykły brak wiedzy.


Igła,

ale to nie jest chodzi o kontakt międzypokoleniowy, bo pisałem ci kiedyś, uczę osoby właściwie młodsze tylkko kilka lat od siebie, czasem w tym samym wieku, zdarzyło się i starsze.

I tak pamiętam swoje zdziwienie jak rzuciłem nazwisko karl may i nie wiedzieli o co chodzi:)
W poprzednim roku uczyłem wstępu do literaturoznawstwa i różne podziały gatunkowe/definicje/charakterystyczne cechy rodzajów i gatunków literackich miałem wyjaśniać.
Więc se myślę, trza pojechać powszechnie znanymi przykładami, mówię Agatha Christie- czytała jedna osoba na chyba 18 czy więcej, mówię Tolkien-zna inna jedna osoba, może dwie na całą grupę, kilka może kojarzy film.
Więc sytuacja jak u Mindrunnera mi się zdarzyła.ę, kilka może kojarzy film.
Więc sytuacja jak u Mindrunnera mi się zdarzyła.

No i trudno, trza próbować inaczej.

pzdr


Tylę

że w sumie sytuację można odwrócić, bo ja w sumie ani ,,Pickwicka” nie czytałem an chyba ,,podróży do wnętrza ziemi” choć Verne’a mnóstwo innych rzeczy a Dickensa też coś, tylko w tej chwili nie pamiętam co:)

Ale mam wrażenie, że młodym (może wcześnie też tak było?) brakuje takiego ogólnego otrzaskania w różnych dziedzinach wiedzy, nie interesują się jakoś rzeczami, które wykraczaja poza przedmiot, nie umieją powiązać nawet przedmiotów bardzo blisko siebie będących (w stylu dlaczego uczymy się tego, jak to przecież powinno byc na innym przedmiocie, ta dana sprawność językowa:)) czy treści odnoszących się do kilku dziedzin.


No dobra chłopaki

Kiedyś czytało się książki.
One formowały wyobraźnię, język, kalioki pojęciowe, hasła, powiedzonka etc, etc.

Kiedyś zadzwoniłem do TOK FM a ta tam ta aktywna lesbijka, zapomniałem nazwiska, i pieprzyła po swojemu o polityce.

Ja użyłem porównania, że Polska może podarować Niemcom Niderlandy.

Ta idiotka na antenie dała taki przekaz – dzwonił słuchacz i powiedział, że Polska powinna podbić nie tylko Niemcy ale i Niderlandy.
A mówią, że ta dziennikarka ma maturę!!!
Od kogo się pytam?

Teraz większość nie czyta nic, znam domy gdzie na półce stoi Biblia oprawiona w papier do kanapek i po zagięciach widać, ze nigdy nie została otwarta.
Drugim zadrukowanym papierem jest tygodniowy program TV.
I to wszystko.

No to z takimi można gadać tylko językiem sms-ów.
I o niczym.
O kotkach, pieskach, samochodzie sąsiada i czy ksiądz ma kochankę.
Ja mam takich współobywateli zupełnie dość.


Igła

_No to z takimi można gadać tylko językiem sms-ów.
I o niczym.
O kotkach, pieskach, samochodzie sąsiada i czy ksiądz ma kochankę.
Ja mam takich współobywateli zupełnie dość._

No właśnie. Mnie się rozchodzi o to, że jak chcemy nie tylko uczyć zakuwać, ale tez wspomagać wychowanie i ogólne wykształcenie to choć troszkę trzeba “kumać” co ta młodzież do cię “rechocze”
Nie znaczy, że przechodze na ten ichni bejzik.


Z tym brakiem umiejętności powiązań

też zgoda.
Moje dzieci nie widzą związku pomiędzy otwarciem okna w zimie a zużyciem gazu do ogrzewania.
Zgniecenia opakowań wyrzucanych na śmieci a wypełnianiem pojemnika na śmieci.
Tłumaczenie nic nie pomaga. Lejącą się wodą z kranu a szambem itd itp.
To jest jak rozmowa ze ścianą.

One dziwią się też jak ja przechodzę przez jezdnie nie po pasach jak one są odległe o np 100 m.
Tu działa szkolna tresura i one łażą jak głupie w te i nazad, mimo że nic nie jedzie.


Gretchen

Mam skórę nosorożca. Już mnie nie tyka ta medialna nienawiśc do nauczycieli. Może dzieciaki mnie nie kochają, ale jakoś się dogadujemy, a i ukłoni się i czasem coś zagadnie więc nie jest źle. jeszcze się nerwowo nie oglądam przez plecy ani nie jeżdżę z wyposażeniem jak Swayze w “Wykidajle”


mindrunner

Jestem ciekaw ogromnie i autentycznie jak Verne mial pomóc w nauce gramatyki jezyka angielskiego

btw to ja raz Dickensa próbowałem i mnie odrzuciło, ale ja to w ogóle jestem zapóźniony i czasem czytam grzesia to mi uszy płoną, bo ja nie wiem o kim on pisze, a ponoć to jakie noblisty czy cuś.


Aaaa tam

Ja znam takich młodych ludzi, którzy są twórczy, rysują, czytają, szukają swojej drogi.

I być może jest tak, że część z nas chciałaby, żeby oni teraz te same książki co my, te same ściezki przedeptywali, a ich świat jest zupełnie inny już.

Inny, nie znaczy gorszy.

Zawsze byli tacy, którzy czegoś chcieli, i zawsze byli tacy, którzy wszystko mieli gdzieś.

Tworzenie wizji, w której my to byliśmy fajni i ambitni, a wy jesteście cywilizacją kciuka jest niesprawiedliwe.

Oraz naprawdę prowadzi do niczego.

Pan Igła pisze, że więź międzypokoleniowa została zerwana.

No ja zapytam kto ją zrywa?

I dlaczego ją zrywa?

Narzekacie tak samo, jak na Was narzekano.

Ot, co.


Panie Iglo

TOK FM to osobna historia. Śmieszne, ale moje pokolenie już w większości nie czytało prawie nic. Ot, na zasadzie “Co przeczytałeś ostatnio?” “Rogasia z doliny Roztoki”. I mówi mi to facet w moim wieku. Czy, zeby ukonkretnić, w moim i Grzesia wieku, dokładnie :)

A ja to juz jestem porządnie niedokształcony. Z lukami w wiedzy jak uskok św. Andrzeja.

Teraz więc sytuacja jest inna. Myślę, że takim kulturowym subkodem właściwym dla współczesnych może być język telenowel, czy innych seriali. Pół biedy jeśli to seriale porządne.

Więc takie TOK FM pasuje doskonale. Emocjonalny język telenoweli plus prosta wizja świata. Przekaz dla głupków. Coś jak Radio Maryja. Maksymane uproszczenie.

Ja byłem w Polsce słyszałem tam kika razy, ze jeden wysoki polityk z PiSu wymyślił bardzo obrzydliwe określenie “wykształciuch”. Tak. On wymyślił. Może w TOK FM nie lubią wschodniej literatury?

Zresztą, o nich szkoda gadać. Żeby byli jeszcze przynajmniej zabawni. A zabawni być przestali, tak jak dziecko, które dorosło, ale dalej w wieku trzydziestu lat gaworzy, robi pod siebie i wymaga ciągłej opieki. Było to słodkie, gdy dziecko było małe. A teraz pozostał tylko wyniszczajacy obowiązek opieki.

Wyhodowano.


Ano wyhodowno

Na kiermaszu książkowym był Niziurski, no to my w te pędy, z żoną do niego po książkę i wpis dla naszej najmłodszej córki.
Tylko prychnęła, to samo z Kapuscińskim.

Co innego się czyta, albo nic.
Tu u mnie pod bokiem leży 2 tys książek obrastających kurzem.
Część pewnie wyrzucę a część może oddam do jakiej wiejskiej biblioteki.

Szkoda gadać.
Ja już nie mam cierpliwości gadać o tym.

Gretchen pyta kto zerwał kontynuację?
No to odpowiadam, w mojej rodzinie ja zrywam.
Bo kiedy dostrzegłem w oczach dzieci tylko pogardę dla tego co było kiedyś.
To ja splunąłem.

Proszę bardzo, zostańcie niewolnikami jakiejś panny Rosatii albo Dody albo postrzegajcie świat tak jak go wam sprzedają w jakich Newsweekach czy innych Elle.
Beze mnie.

I tyle.


Panie Igło

Bardzo smutne jest to, co Pan pisze.

Pisze Pan o tej pogardzie, dla tego co było kiedyś...

Wydaje mi się, że na pewnym etapie życia, to jest naturalne dla nas wszystkich. Sporo o tym było w dyskusjach o buncie.

Pan nie czuł wtedy niechęci do tego, co było kiedyś?

Jeśli Pan jako ojciec, z czegoś rezygnuje, coś zrywa to szanse na tę więź maleją.

Bardzo osobiste te refleksje i trudno mi komentować...

Przypominam sobie siebie z tamtego okresu, w moim z kolei życiu…

Durnowata byłam niemożebnie, trochę z tego mi zostało, ale widzę jakiś postęp :)

Do zatrzymania, wzmocnienia tej więzi między pokoleniami, potrzeba dużo cierpliwości, czasu, wytrwałości.

Zrozumienia dla niezrozumiałego świata.

Wyciągnięcia ręki.

Tak sobie o tym myślę, Panie Igło, a temat mam w głowie bardzo aktualnie, jak już pisałam wyżej.


Hm, ale z tym zrywaniem to nie do końca,

u mnie np. mama słuchała Beatlesów, ja uwielbiam Betlesów.
Podobnie z Czerwonymi Gitarami, tekstami Osieckiej, Marylą Rodowicz.
Bywa tak, że rodzicom podrzucam ksiązki, np. tata czytał kolekcję dwudziestowieczną z ,,GW”, która ja kupowałem.
Mama czytała na studiach kryminałów dużo, od kilku lat my jej podrzucamy nz siostrą np. Agathy coś.

Wprawdzie narzekał na Grassa totalnie ale czytał.
Rozwiązywało się razem krzyżówki, oglądało te same filmy np. ,,Wichrowe wzgórza” z rodzicami, słucha się tej samej muzyki, np. mama kiedyś mówi, weź włącz tego Okudżawę co masz na dysku, kiedyś spodobało się jej Lao Che.

Poza tym opowieści rodzinne, czy z zycia rodziców czy dziadków, też, nieraz się słuchało.

Wspólne wyprawy gdzieś tam, gadanie o rzeczach różnych.
Nie czuję zerwania jakiegoś, fakt, są różnice, jest zmiana zainteresowań, są różne pretensje do siebie.

Ale kontakt jest.
I rzeczy wspólne są.


Pewnie, że to jest

jest generalizowanie z mojej strony. Tak jak i jest pewna kontynuacja.
Tyle, ze mam wrażenie, polegająca na korzystaniu z tego co się daje, wtedy biorą.

Jak się mówi zrób coś podobnego, w swojej wariacji to się słyszy daj kasę, to zadzwonię po pizzę.
I ręce opadają.

Mnie opadły i nie mam zamiaru już ich wyciągać.

Czy warto rozmawiać?
Pewnie, że warto.

Tyle,, że nie z byle kim.
I nie z każdym.


Jak rozmawiać?

Być sobą, autentycznym, uczciwym wobec uczniów, no i zawsze przyda się charyzma, a minimum to poczucie humoru i swoboda w nawiązywaniu kontaktów. Młodzi ludzie wolą się bawić, a więc sztuka polega na skupieniu ich uwagi na sobie i w dogodnym momencie przekazanie wiedzy, ale tej, o której wartości sami jesteśmy przekonani, bo w podręcznikach jest mnóstwo bzdurnej treści, tylko zaśmiecającej młode głowy.Nie jestem nauczycielem, to tylko tak sobie mogę poteoretyzować, a pracy w tym zawodzie nie zazdroszczę.


A w ogóle

to fajna dyskusja wyszła:)
Choć nie do końca na temat tekstu Sajonary, ale, mam wrażenie, dobra.


sajonara

generalnie to trzeba uważać żeby mimo wszystko dystans jakiś trzyamć naucz. uczeń

choć ja pamietam że jak psor czytał na rajdzie książki z nami to był fest gość po wsze czasy_

a jak psorke z pociąfgu wyciągaliśmy tak miała dosyć, to nie powiem że oceny miałem mile wysokie:)

uprościłem

prezes,traktor,redaktor


Gretchen.

Nie wiem, czy narzekam tak jak na mnie narzekano. Chyba nie narzekam aż tak dużo, jak narzekano na mnie.

A teraz do rzeczy. Nie twierdzę, że ktoś tu jest gorszy a ktoś tu jest lepszy. Stwierdzam fakt i się dzwię. Fakt braku komunikacji między mną a większością moich równolatków. Niestety fakty są takie, że większość z nich nie czytała tego co ja i w związku z tym nie ma między mna a nimi gładkiej komunikacji. I nie wiem czy to dobrze czy źle, ale podejrzewam, że źle. Z kolei stwierdzenie, że ten brak wspólnego punktu to moja wina, bo mogłem ja normalny człowiek nic nie czytać, było by chyba grubym nadużyciem, prawda?

Więc sa fakty i nie utrzymuję, że ktokolwiek tutaj jest zły, lepszy ub gorszy. Dzielenie ludzi podlug lepszych i gorszych zostawię Rydzykom i Michnikom, bo oni się od długiego czasu tym zajmują i bija mnie doświadczeniem na głowę. Ja tylko fakt stwierdzam. Mze trochę uogólniając, bo wyciąganie wniosków ogólnych z przypadków szczególnych to przesada, ale kto nigdy nie ścinał myślowych zakrętów w komentarzach na tekstowisku, niech pierwszy rzuci kamieniem.

PS. Ostatnio ktoś zauważył, że stanowię jedno wielkie votum separandum. I chyba ta wypowiedź się dobrze wpisuje w diagnozę :D


Mindrunnerze

Kiedy ja pisałam o różnicach międzypokoleniowych, a nie o różnicach poziomu :)

Jeśli trudno o gładką komunikację z rówieśnikami, co bierze się z różnych tam takich, to nie jest specjalnie zaskakujące, że tym trudniej jest czasem dogadać się z kimś wiele starszym/wiele młodszym.

I tak sobie rozmyślam, że obu stronom jest łatwiej, kiedy jest w nich ciekawość tej drugiej.

Zamiast walki i pogardy.


warto rozmawiać

nie tylko różne pokolenia, ale też ludzi z różnymi doświadczeniami mają własny kod językowy. czasem mówiąc te same słowa możemy je zupełnie inaczej postrzegać.

Jestem przekonany, ze warto rozmawiać, ale bardzo ważne, żeby obie strony to przekonanie miały. Poza tym trzeba być otwartym na drugą osobę i mieć sporo autoironii.

Rozmawiam z nastolatkami czy to w szkole (rzadziej) czy to via net (częściej) i doświadczenie też wiele pomaga mi w codziennej pracy.

Z tym oczytaniem to bym nie przesadzał. Czy to, ze nie znam prozy Dostojewskiego ale zaczytuję się w Sapkowskim albo tylko w horoskopach z Tiny sprawia, że nie potrafię rozmawiać z druga osobą. Pewnie, ze możemy się nie zrozumieć na pewnych płaszczyznach, ale w głownej mierze rozmowy z młodymi nie tyczą rozważań nad problemami kobiet w XIX wiecznej prozie francuskiej


max

młodzi nauczyciele maja problem z tym, ze już nie są uczniami i nagle trafili na drugą strone barykady. Często próbują się kumplować z uczniami, bo sami chcieli takich nauczycieli, bo wydaje im się, że w ten sposób niweluje barierę staje się “fajnym gościem” To iluzja i ślepa uliczka zwłaszcza gdy dochodzi do sytuacji, że nauczyciel z kumpla musi zostać wychowawcą. Wtedy wielkie rozczarowanie, bo albo nie potrafi sobie taki nauczyciel poradzić z odpowiedzialnością albo budzi się z doznaniem, ze pomylił role.

Nie znaczy to, że nauczyciel nie może być przyjacielem ucznia. Tyle, ze mądrze należy kierować tą przyjaźnią i pamiętać, jakie oczekiwania (raczej podskórnie) ma uczeń wobec nauczyciela.


Subskrybuj zawartość